Bardzo zależało mi na tym, aby rozdział ukazał się wczoraj. Chciałam sobie zrobić prezent urodzinowy, jednak niestety się przeliczyłam. To najdłuższa część "Gówniarza", mogłabym ją spokojnie podzielić na pół, ale wtedy te rozdziały byłyby niekompletne. Wrzucam więc trochę później niż zamierzałam.
Dziękuję jeszcze za wszystkie komentarze pod poprzednimi publikacjami. Zawsze uwielbiałam pisanie i blogowanie, ale muszę przyznać, że teraz jest jeszcze przyjemniej. :D Mam nadzieję, że długość tej części zrekompensuje Wam czekanie. ;)
Sprawdzała Ekucbbw., dziękuję. <3
Dwoje Wyszyńskich i jeden Wilczyński
Zlustrował
niechętnym spojrzeniem ludzi znajdujących się w pomieszczeniu,
żeby zaraz upić trochę piwa z puszki, którą od dłuższej chwili
trzymał. Po ostatnim wieczorze w Heaven miał naprawdę dość
alkoholu, ale mimo to nie wykazał się żadną asertywnością,
kiedy Łysy wcisnął mu Tyskie w dłoń.
–
Wlej w siebie szybko, to szybciej jebnie – poradził mu z szerokim,
szczerbatym uśmiechem. Filip zapatrzył się na ubytek w jego
uzębieniu, jednak w żaden sposób go nie skomentował. Dopiero
przyszedł, a już ze trzy razy słyszał niesamowitą historię,
kiedy to Łysego napadły trzy osoby, ponoć nasłane od konkurencji.
W tej opowieści oczywiście Łysy wykazywał się ogromną odwagą,
siłą i wręcz heroiczną postawą, broniąc swojej „świni”
przed wpierdolem. (Dokładnie, Łysy nie nazywał już Weroniki
„dupą”, awansowała do „świni”. Całkiem romantycznie.
Złośliwy głos podpowiedział Filipowi, że jeżeli Łysy się
postara, to może zostanie Mickiewiczem ich czasów.) Jakieś pół
godziny później Łysy przez zbyt dużą ilość alkoholu zapomniał
o tej opowiastce i trzech oprychów zmieniło się w pięciu, a
później awansowało na ochroniarzy jednej z największych spelun w
mieście – klubu Metro. Filip nieczęsto tam zaglądał, nie bawiły
go klimaty ciągłego techno pomieszanego z disco-polo,
kobiet-solarek i nażelowanych kogucików. Wiedział jednak, że Łysy
i Weronika (kiedy jeszcze nie była posiadaczką ogromnego ciążowego
brzucha) zaglądali tam dość często. Wpasowywali się w specyfikę
Metro i z pewnością stanowili jej – pochlebną czy nie –
wizytówkę.
Nie
mając zamiaru dłużej słuchać wywodów Łysego, odsunął się na
bok, męcząc dalej piwo, które najchętniej by wyrzucił. Zbyt
dużo picia w jeden weekend, pomyślał, ale z bólem dokończył
alkohol. Kiedy zgniótł puszkę, jego spojrzenie powędrowało w
stronę powodu, dla którego musiał przyjść na tę dość kiepską
domówkę.
Oto
facet, który niedawno z ogromną chęcią ciągnął mu pałę, a
później rżnął niczym największy gejowski aktor porno, obmacywał
teraz jakąś tlenioną blondynkę, bez skrępowania wsuwając jej
dłoń pod spódniczkę. Filip uśmiechnął się na ten widok z
rozbawieniem. Pozory trzeba zachować, żeby utrzymać swoją
reputację samca alfa i naczelnego ruchacza. A trzeba przyznać,
Błażej bardzo dbał o swoją pozycję, pociągał przecież za
wszystkie sznurki. Głupio by było, gdyby taki facet okazał się
miłośnikiem obciągania, no nie?
Filip
prawie się zaśmiał, kiedy dziewczyna przyciągnęła Pacułę do
pocałunku. Jak glonojad dossała się do jego warg, które jeszcze
niedawno dotykały czegoś innego. Obserwował ich z satysfakcją, w
pewnym momencie sięgnął nawet po kolejne piwo. Raczej nie miał
ochoty asymilować się z innymi, wolał więc stanąć na uboczu i
podglądać Błażeja obracającego panienkę.
Ciekawe,
czy jak dojdą do trzeciej bazy, to Błażej będzie wyobrażać
sobie coś innego na miejscu cipki, zastanowił się. Wcale jednak
nie był zazdrosny. I nie okłamywał tutaj samego siebie, naprawdę
nie czuł żadnej zazdrości, jedynie rozbawienie. Może jeszcze
niedawno faktycznie taki widok niezbyt przypadłby mu do gustu, ale
teraz Pacuła był mu całkowicie obojętny.
Chociaż
nie, nie był obojętny.
Filip
miał go szczerze dość. A najgorzej, że Błażej w końcu i tak
przypomni sobie o Wilczyńskim, przecież stanowił jego własność.
Pacuła dbał o swoje rzeczy, lubił, kiedy były całkowicie jego i
nienawidził, gdy ktoś mu je zabierał.
–
Bucha? – Popatrzył na Sławka, którego postać nagle wyrosła tuż
obok. – No chcesz czy nie? – Zirytował się brakiem reakcji
Filipa, ten szybko więc się zreflektował, odbierając dobrze
skręconego grubego jointa.
–
Dzięki – odpowiedział, gdy już się sowicie zaciągnął. Ostry,
słodko-gorzki dym wypełnił jego płuca, powoli czyniąc życie
lepszym. Filip uwielbiał to uczucie, na moment aż przymknął oczy.
Towar był naprawdę mocny i dobry, bez żadnych syfiastych
domieszek. Nic więc dziwnego, że jeden buch wystarczył, aby trochę
zawrócić Wilczyńskiemu w głowie. – Dobre – sapnął jeszcze,
uśmiechając się błogo.
– No,
dobre – odpowiedział Sławek, kiwając głową. – Zazdrosny? –
zapytał i nawet nie musiał doprecyzowywać, o kogo dokładnie
chodziło.
Sławek
jako jedyna osoba z ich grupy wiedziała o związku Błażeja i
Filipa. Zresztą, Filip też wiedział co nieco o Sławku. Zabawne,
że „branżowych” można spotkać w każdym miejscu i na każdym
etapie życia. Gdyby tylko te wszystkie babcie z Kaczyńskim na
czele dowiedziały się, ilu jest homoseksualistów, przeżyłyby
niemały szok, pomyślał trochę nietrzeźwy Filip. Niczym się nie
przejmując, poczekał aż, Sławek się zaciągnie i odebrał od
niego jointa.
– Nie
bardzo – odpowiedział z opóźnieniem, co chyba nie przeszkadzało
ani jednemu, ani drugiemu. Takie były już uroki rozmowy po trawce.
–
Całkiem naturalnie mu to wychodzi – kontynuował Sławek. –
Gdybym nie wiedział, nabrałbym się. – Wzruszył ramionami.
–
Spójrz tylko na niego – zamruczał Filip, opierając się o
ścianę. Uśmiechał się lekko pod nosem, upajając się lekkością
chwili. – Każdym ruchem potwierdza wielkość swoich jaj.
– A
duże je ma? – zapytał Sławek, brzmiąc przy tym całkowicie
poważnie. Filip popatrzył na niego i nagle zaniósł się śmiechem.
–
Sprawdź.
– Daj
spokój – prychnął, wyrzucając filtr spalonego jointa do
pobliskiego słoika z petami.
Przez
chwilę milczeli. Domówka zdawała się toczyć swoim życiem, a oni
byli jej biernymi, ale nad wyraz zadowolonymi obserwatorami. Czas
płynął wolno, ktoś się śmiał, ktoś zapuszczał nowy kawałek
Peji, a ktoś inny oburzał się, że Kali jest lepszy. Błażej
zniknął gdzieś z napaloną blondynką, a gdy wrócił, Łysy i
jeszcze jakiś (też łysy) chłopak, którego Filip nie znał,
poklepał go po ramieniu z wyrazem uznania.
– No,
od razu widać, że zamoczyłeś! – zarechotał Łysy, a przez
wybitego zęba i zapewne sporą ilość procentów zabawnie seplenił.
Filip aż roześmiał się pod nosem, dochodząc do wniosku, że tacy
Łysi byli jednak potrzebni światu. Bo przecież jakoś te siły
musiały się równoważyć: skoro istniał Stephen Hawking, musiała
istnieć też druga strona medalu – Łysy.
Nie
wiedział, ile tak stał pod tą ścianą. Kompletnie zatracił
poczucie czasu, zaczął się rozbudzać dopiero wtedy, gdy poczuł
nieprzyjemne ssanie w żołądku. Cholera, zjadłby pizzę. Albo w
sumie cokolwiek, co dało się zjeść – po paleniu nie był raczej
wybredny.
– W
ogóle... – Filip nagle zdał sobie sprawę z istnienia Sławka.
Kompletnie o nim zapomniał, na kilka chwil (minut? Godzin?) wyłączył
się z rzeczywistości. – Widziałem cię przedwczoraj w Heaven.
Nie
zrozumiał. Wciąż wolno myślał. Popatrzył na Sławka ze
zmarszczonymi brwiami, jednak nie doczekał się sprostowania. Sławek
odszedł, zabierając jeszcze piwo z parapetu (ktoś zostawił
niedopite), a Filip stwierdził, że skoro temat został urwany, to
nie ma co się nad nim rozwodzić.
Wyciągnął
telefon z kieszeni tylko po to, aby sprawdzić godzinę. Tak
przynajmniej brzmiała oficjalna wersja w jego głowie, wolał nie
dopuszczać do głosu tej drugiej, podpowiadającej o chęci
sprawdzenia nie godziny, ale powiadomień. Miał małą nadzieję, że
może Maciej coś do niego napisał, w końcu cały dzień milczał.
I
milczał również telefon Filipa. Wilczyński skrzywił się
niechętnie, gdzieś z tyłu głowy notując godzinę. Dwudziesta
druga, całkiem wcześnie. Stał jeszcze chwilę przy ścianie, dopił
piwo i trochę zakręciło mu się w głowie. Joint i zmęczenie
poalkoholowe zrobiło swoje, strasznie szybko łapała go dzisiaj
nietrzeźwość. Nie miał jednak ochoty na dalsze imprezowanie (o
ile stanie w jednym miejscu od dłuższej chwili można było nazwać
imprezowaniem), właściwie to teraz do szczęścia potrzebował
tylko łóżka, kołdry, poduszki... no i jedzenia. Jedzenie
zdecydowanie stanowiło priorytet, tak go ssało w żołądku, że
chyba faktycznie zaraz pokusi się o tę pizzę. Chociaż takim
wypchanym po brzegi kebabem też by nie pogardził. Kubełek
chińskiego żarcia również byłby okej. Nawet głupie frytki z
McDonalda uratowałyby mu życie. Z takimi myślami ruszył do
przedpokoju, zanim jednak wyszedł, cisnął jeszcze pustą puszką
na pobliski stolik i zgarbił się nieco, żeby jakoś złagodzić
burczenie w żołądku. Nie zdążył jednak przekroczyć chociażby
progu, kiedy ktoś silnie pociągnął go w tył. Zdezorientowanym
spojrzeniem powiódł w tył, natrafiając na wykrzywioną w grymasie
złości minę Błażeja.
– A
ty gdzie? – zapytał. Nikt się nimi nie przejął, kilka osób
tylko zerknęło w ich stronę i zaraz zignorowało.
– Do
domu – odpowiedział, wyrywając mu rękę z poirytowanym wyrazem
twarzy. Wszystkie włoski na jego ciele momentalnie się zjeżyły,
kiedy napotkał niezadowolone spojrzenie Błażeja.
–
Później wrócimy razem. – To nie była propozycja. Pacuła wydał
rozkaz, kazał mu zostać, a Filip miał się do tego dopasować.
Prawie że zgrzytnął zębami, zaciskając dłonie w pięści. Był
już podpity i trochę upalony, nie działał racjonalnie i poddawał
się emocjom, które teraz aż w nim buzowały.
Do
cholery, nikt nie będzie nim rządzić.
– Nie
– prychnął i tylko cudem nie dodał czegoś jeszcze. Szybko
ruszył do drzwi, już nawet się nie oglądając. Kiedy jednak
wypadł na klatkę schodową, został pchnięty na ścianę. Serce
momentalnie przyspieszyło bicie w jego piersi, a on zapatrzył się
na czerwoną od złości twarz Błażeja.
–
Gdzie, kurwa, latasz, co? – Twarz Filipa owiał nieświeży oddech,
w którym dało się wyczuć mieszankę alkoholu, papierosów i
trawki. Momentalnie zrobiło mu się niedobrze, nawet nie wiedział
kiedy, a Pacuła po prostu zaczął go obrzydzać. Nie miał
najmniejszej ochoty na przebywanie w jego towarzystwie, nie mówiąc
już o czymś więcej.
–
Puść mnie – powiedział i aż sam się zdziwił, kiedy usłyszał
swój opanowany głos. Błażej chyba też oczekiwał trochę innej
reakcji, jednak nie puścił jego koszulki. Wciąż zaciskał na niej
pięść. Nachylał się nad Filipem, zdecydowanie górując nad nim
nie tylko wzrostem, ale także masą ciała.
Wilczyński,
o dziwo, jakoś nie czuł strachu. W zamian z chwili na chwilę wciąż
narastała w nim irytacja. Na Błażeja, na siebie, że był taką
dziwką Pacuły, na osobę, która zorganizowała tę imprezę (a
nawet nie wiedział za bardzo, kto to taki), no i na Macieja, bo nie
odezwał się dzisiaj do niego ani słowem.
–
Wracasz ze mną – powiedział jeszcze Błażej, jakby mógł
decydować o całym życiu Filipa. Szarpnął nim jak szmatą, chcąc
zaciągnąć z powrotem do mieszkania.
W
Filipie coś pękło. Naprawdę miał dosyć. Czuł, jak po całym
jego ciele rozlewa się mieszanka frustracji, niechęci, złości, a
nawet bezsilności. Nigdy nie był pizdą, dlaczego więc tak dawał
sobą pomiatać?
Jego
ciało zareagowało samo. Gdy później już ochłonął, zdziwiła
go siła, jaką w sobie znalazł. Tak po prostu zamachnął się,
uderzając niczego się niespodziewającego Błażeja najpierw w
twarz, a później, doskonale wiedząc, że gdy Pacuła się
zreflektuje, on będzie mieć kłopoty, kopnął go (bardzo męsko
zresztą) między nogi. Może i był to cios – dosłownie –
poniżej pasa, ale jakoś musiał wyrównać szanse, których w
normalnej walce raczej nie miał zbyt wielkich. Pacuła momentalnie
skulił się, patrząc na Filipa zdezorientowany. Z pewnością nie
tego spodziewał się po Wilczyńskim. Kiedy więc Filip natrafił na
zszokowane spojrzenie Błażeja, miał ochotę lać go po pysku i nie
przestawać. Zupełnie jakby z każdym kolejnym ciosem przywracał
sobie odrobinę utraconej niezależności.
– Nie
jestem... – tu zamachnął się ponownie. Znów uderzył go w
twarz, a Pacuła zatoczył się na ścianę –...twoją pizdą –
dokończył, zaciskając zęby tak mocno, że aż zabolała go
szczęka. Serce waliło mu w piersi jak po przebytym maratonie, a on
jeszcze raz wyprowadził cios. Błażej był zbyt zaskoczony i
obolały, żeby zareagować. Kiedy jednak Filip dostrzegł pierwsze
krople krwi, przestraszył się. Nie pierwszy raz uczestniczył w
bójce i nie pierwszy raz do niej doprowadzał, ale powoli zaczynało
docierać do niego, na kogo podniósł rękę.
Zrobił
krok w tył, kiedy Pacuła zgiął się w pół, opierając dłonie
na swoich udach. Splunął na posadzkę krwią, a kiedy zadarł głowę
i Filip zobaczył jego poobijaną twarz, przestraszył się.
– Ty
mała dziwko – wycharczał Błażej, a w Wilczyńskim odezwał się
instynkt samozachowawczy. Jak największy tchórz świata tak po
prostu odwrócił się i zaczął zbiegać po schodach. Raz prawie
się potknął i tylko dzięki złapaniu balustrady nie zleciał w
dół. Nie zatrzymał się jednak ani na chwilę; przerażała go
myśl, że Błażej mógłby ruszyć za nim. Gdy wreszcie dotarł na
parter, niemal wypadł z bloku na chłodne, ale wciąż pachnące
latem powietrze. W głowie miał kompletną pustkę, wyraźnie
słyszał swoje przyspieszone tętno, a ciało drżało mu od
nadmiaru adrenaliny, która jednak z każdą sekundą cyklicznie
opadała. Biegł cichą, oświetloną latarniami ulicą, nie bardzo
wiedząc, gdzie tak właściwie się kieruje. W myślach kołatało
mu tylko głośne „zjebałeś”, opisujące całe zdarzenie dość
dosadnie, bo faktycznie zjebał i nawet nie chciał myśleć, co
takiego Błażej zrobi w odwecie. Mógł jednak podejrzewać, że
pożałuje swojego wybuchu. O ile jeszcze chwilę temu czuł się
dumny, bijąc Błażeja, to teraz zdawał sobie sprawę, że to była
najgorsza rzecz, jaką mógł zrobić.
Przyłożyć
Łysemu, Sławkowi, czy nawet Marko – okej, nic by się nie stało.
Pewnie Błażej stanąłby nawet w jego obronie, kiedy poszkodowany
chciałby wziąć odwet. Teraz jednak nie miał kto go osłonić, bo
naraził się jedynej osobie, za której plecami zazwyczaj się
chował.
–
Kurwa! – wrzasnął w pewnym momencie, uderzając w szybę wiaty
przystanku autobusowego, do jakiego dobiegł. Był sam, więc nie
wzbudził żadnego zainteresowania. Wydawałoby się nawet, że ta
część miasta wymarła, jedynie zapalone światła w oknach
pobliskich budynków podpowiadały mu, że jednak ktoś zamieszkiwał
dzielnicę.
Drżący
z nerwów, opadł na plastikową ławeczkę, zaczynając się bujać
w przód i tył, nieświadomie zachowując się jak narkoman w
trakcie odwyku. Oddychał ciężko, próbując jakoś opanować
szalejące myśli. Filip był jednak pijany i upalony, to chyba dla
niego nie najlepszy moment na poważne rozważania. Zachciało mu się
za to płakać z bezsilności. Chwilę usiłował z tym walczyć,
przecież nie był żadną cipą, żeby ryczeć w nocy na przystanku
autobusowym, ale jego emocje w końcu musiały znaleźć gdzieś
drogę ujścia.
Pochylił
się, oddychając szybko. Sam już nie wiedział, czy to przez bieg,
czy może zbliżającą się falę płaczu, ale kiedy w końcu dał
upust strachowi, naprawdę cieszył się, że jest sam. Zaczął z
irytacją, czy nawet z obrzydzeniem, wycierać mokre policzki, jednak
łzy płynęły dalej, przypominając mu, że tak naprawdę był
tylko słabym chłopakiem niepotrafiącym zapanować nad swoim
życiem.
Kilka
dłuższych minut później, tuż przed nim zatrzymał się autobus.
Popatrzył na świecący pustkami środek transportu; na tylnych
siedzeniach przysypiał tylko jeden żul, a na początku siedziały
dwie młode dziewczyny. Nie myśląc wiele, tak po prostu wstał i
wsiadł do pojazdu. Nie miał pojęcia, gdzie mógłby teraz
pojechać. Do domu za bardzo się bał, a Mai nie chciał niepokoić.
Nawet
nie zorientował się kiedy, a już stał pod znajomym
apartamentowcem.
***
Maciej
kątem oka popatrzył na mamę. Zalewała herbatę wrzącą wodą,
żeby zaraz jedną z nich postawić przed Filipem, na co ten
podziękował cicho i uśmiechnął się lekko. Gdy Agata wyciągnęła
rękę i dobrotliwie pogłaskała Wilczyńskiego po głowie, Maciej
poczuł, się jakby właśnie uczestniczył w głupiej ukrytej
kamerze.
To
musiał być żart. Albo głupi sen. Cokolwiek, tylko nie prawda.
Jakby nigdy nic, siedział sobie z młodym prześladowcą i swoją
mamą w kuchni, pili herbatkę, a na dodatek mama podpytywała
jeszcze tego młodego prześladowcę o samopoczucie. Maciej aż
rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu osoby, która zaraz wyskoczy
zza lodówki i powie mu, że to jakiś denny dowcip.
No
to co, teraz brakuje tylko: „mamo, jestem gejem”?, pomyślał z
kwaśną miną. Ta sytuacja była tak absurdalna, że trzeźwo
myślący umysł Macieja po prostu sobie z nią nie radził.
Wyszyński westchnął ciężko i przetarł twarz, nie wiedząc, czy
próba doszukiwania się tutaj jakiejkolwiek racjonalności cokolwiek
by mu dała.
–
Biedne dziecko, teraz to pełno bandytów na ulicach – mówiła
Agata zatroskanym głosem. – Zrobię kolację. Jesteś pewnie
głodny, prawda? Na pewno, Boże ty mój, taka patologia, taka
patologia – zamruczała, kręcąc głową.
Maciej
popatrzył na Filipa. Filip właśnie uśmiechnął się smutno do
Agaty, wyglądał jak zbity pies, nic więc dziwnego, że obudził w
kobiecie silną potrzebę zaopiekowania się nim. Jedno trzeba
Wilczyńskiemu przyznać – kiedy chciał, naprawdę potrafił
wywoływać współczucie. Zadziwiające, jak dobrze odnalazł się w
roli skrzywdzonego przez łobuzów chłopca. Gdyby Maciej go nie
znał, pewnie sam dałby się nabrać na te ściśnięte w
przerażeniu usteczka i szeroko otwarte (wciąż zaćpane, ale tego
akurat Agata nie dostrzegła) oczka.
Przeklęty
aktorzyna.
– Ale
pamiętaj, ucieczka z domu niewiele daje. Twoi rodzice na pewno się
teraz martwią – mówiła Agata dalej, smarując chleb masłem.
Filip nie miał zamiaru wybrzydzać, zjadłby chyba wszystko, aż go
skręcało na myśl o pożywieniu. Z zadowoleniem więc obserwował
mamę Macieja (to takie dziwne – przebywać pod jednym dachem w
towarzystwie dwóch, całkowicie od siebie różnych Wyszyńskich). –
Dobrze jednak, że pomyślałeś o Macieju. Jestem z ciebie dumna,
kochanie – tu zwróciła się do syna – że masz taki dobry
kontakt z dziećmi. – Maciej mimowolnie się skrzywił. W końcu
jeszcze niedawno chciał to „dziecko” zaciągnąć do łóżka;
brzmiało to dość obrzydliwie. Gdyby tylko mama się o tym
dowiedziała, z pewnością nie cieszyłaby się tak z postawy
swojego syna. Całe szczęście bajka o dzieciaku kumpla z pracy
sprzedała się zadziwiająco szybko i łatwo. Agata była już chyba
w takim stanie, w którym połknęłaby wszystko, byleby tylko jej
starannie ułożony świat nie runął w gruzach. Możliwe, że coś
podejrzewała. Możliwe też, że te podejrzenia odpychała od siebie
jak najdalej mogła. Albo – co również realne – nawet nie
zastanawiała się, gdzie leży prawda, tylko od razu przyjęła
wyjaśnienia Macieja za pewniak. Ale Maciej nie miał przecież
zamiaru narzekać, odkąd Filip pojawił się przed jego drzwiami,
Wyszyński borykał się z niezłym mętlikiem w głowie. Na lepsze
kłamstwa nie byłoby go teraz po prostu stać.
–
Mhm, mam – odpowiedział i popatrzył na Filipa, który żeby nie
zdradzić swojego rozbawionego uśmiechu, musiał zakryć się
kubkiem. – Ojciec Filipa to mój najlepszy kolega – mówił,
patrząc na Wilczyńskiego ze zrezygnowaniem.
– Na
wujka zawsze mogę liczyć – odpowiedział Filip, nie mogąc się
przed tym powstrzymać. Prawie już trząsł się ze śmiechu, co
Maciej zresztą doskonale zauważył.
Mały,
przebrzydły gnojek. Pomyśleć, że jeszcze chwilę temu było mu
tego gnojka żal i że naprawdę bał się o jego stan zdrowia. Teraz
najchętniej wyrzuciłby go razem z tą herbatą za drzwi. I może
właśnie tak powinien zrobić, ale chyba Maciej miał okropną
słabość do bezpańskich kundli. Jak na potwierdzenie tego
spostrzeżenia, spod stołu dobiegł ich odgłos ziewającego psa.
Filip jakby bezwiednie wychylił się i poklepał zwierzę po głowie,
czemu Maciej przez moment przyglądał się w zamyśleniu.
–
Masz, kochanie, najedz się – powiedziała Agata, stawiając przed
Filipem cały talerz kanapek. Wilczyński w odpowiedzi uśmiechnął
się lekko i podziękował cicho pod nosem. Przez moment jego ciemne
spojrzenie powędrowało jeszcze za mamą Macieja, która odwróciła
się do blatu, żeby go uprzątnąć. Ze zdziwieniem zauważył, jak
bardzo jej ruchy przypominały ruchy Macieja. Tak samo stawała w
lekkim rozkroku, przez cały czas utrzymując sylwetkę w sztywnym
pionie. Zadzierała lekko głowę, a gdy nad czymś się
zastanawiała, mrużyła oczy, zupełnie jak jej syn. Przeniósł
spojrzenie na Macieja. Uśmiechnął się, gdy dostrzegł jego lekko
zmarszczone brwi i ściągniętą w zamyśleniu twarz, tak podobną
do miny, którą chwilę temu dostrzegł u pani Wyszyńskiej. Trącił
Macieja stopą pod stołem, wybudzając go z letargu.
–
Chcesz? – zapytał z pełnymi ustami, podsuwając Maciejowi
kanapkę.
–
Zaraz dwunasta – odezwała się Agata. – Maciej, kochanie, lepiej
już nie jedz. Dzisiaj sporo zjedliśmy, utyjesz – dodała, na co
Filip prawie zadławił się przeżuwaną kanapką. A myślał, że
nikt inny tak nie dogryzał Maciejowi jak on. No i proszę, Agata
całkiem nieźle przejęła pałeczkę, chociaż zapewne nie chciała
mu dopiec świadomie. Widział, jak twarz Macieja stężała na tę
uwagę, ale nic więcej się nie stało. Jakby od niechcenia
Wyszyński wyciągnął tylko dłoń i poklepał go po plecach, żeby
Filip nie padł w jego mieszkaniu. Nawet jeśli w tamtej chwili sam z
chęcią udusiłby dzieciaka, to jednak wolał zrobić to
własnoręcznie, a nie zawdzięczać zgon kanapce z serem.
–
Mamo, jeżeli chcesz, możesz już iść się położyć spać –
odezwał się Maciej zmęczonym głosem. Czuł, że było kilka
rzeczy, o których musiał porozmawiać z Filipem, a niestety nie
mogli tego zrobić przy Agacie. Wciąż nie dowiedział się, czyja
krew wciąż znajdowała się na koszulce gówniarza i dlaczego
Wilczyński przybiegł do niego taki przerażony. Oczywiście zdawał
sobie sprawę, że mógł być to niezbyt przyjemny efekt palenia
trawki, ale z drugiej strony Filip dość szybko się opanował. Co
więcej, stanął nawet na wysokości zadania i zjednał sobie mamę
Macieja – mając zmącone myśli przez narkotyki, raczej tak szybko
by tego nie osiągnął.
–
Oczywiście. Pościelisz Filipowi łóżko, tak? – zapytała Agata
z troską.
–
Oczywiście.
– I
daj mu świeży ręcznik, żeby się wykąpał. I jakieś ubrania do
spania, i świeże na rano – wymieniała, a Maciej niczym pacynka
kiwał tylko głową, nie wchodząc już w żadne dyskusje. – Och,
i szczoteczkę do zębów. – Szczoteczkę do zębów to on już
u mnie ma, pomyślał, ale nie odważył się tego faktu wygłosić
na głos. Znów pokiwał więc głową, aż mama wreszcie pożyczyła
spokojnej nocy i wyszła, zostawiając ich samych.
–
Masz bardzo fajną mamę – stwierdził Filip, uśmiechając się w
ten swój wredny, cholernie irytujący sposób – wujku Macieju –
dodał, na co Maciej przez moment wyobrażał sobie, jak wciska mu
twarz w talerz z kanapkami. Nic takiego jednak nie zrobił,
ograniczył się jedynie do próby zabicia dzieciaka wzrokiem.
– Nie
przeginaj – warknął. – Więc? Co się dokładnie stało?
Filip o
ile chwilę temu wydawał się być w świetnym nastroju na
złośliwości, zaraz stracił cały rezon. Westchnął ciężko, nie
udzielając od razu odpowiedzi. Wepchnął sobie do ust kanapkę,
pochłaniając ją w zastraszającym tempie.
–
Piłem, paliłem... – odparł zdawkowo, wzruszając ramionami. Jak
mógł podejrzewać, ta odpowiedź nie bardzo usatysfakcjonowała
Macieja.
–
Tego akurat mogę się domyślić – prychnął. – Skąd ta krew?
– Nie
moja.
Maciej
zgrzytnął zębami. Tracił cierpliwość, a nigdy przecież nie
miał jej zbyt wiele.
–
Filip, do cholery – sapnął, przeczesując nerwowo włosy. Sam
jednak nie wiedział, dlaczego czuł takie rozdrażnienie, nie
powinien się tym zdenerwować; nie jego sprawa, w co takiego wplątał
się Filip i jakie mógłby mieć problemy.
A
jednak, jak przypominał sobie ten przestraszony wzrok dzieciaka, coś
w Macieju pękało.
–
Trochę namieszałem, co? – zapytał nagle Wilczyński z krzywym
uśmiechem. – Gdybym wiedział, że jesteś z mamą, to raczej nie
zawracałbym ci głowy – powiedział zupełnie jak nie on. Maciej
na moment zapatrzył się na Filipa, jakby na siłę szukając w jego
postawie jakichkolwiek oznak ukrytej złośliwości. Ale dzieciak był
absolutnie poważny, a to nie zdarzało się zbyt często. Sprawa
musiała być więc podbramkowa.
Spojrzenie
Macieja zsunęło się niżej, na dłoń Filipa zaciskająca się na
kubku. Bezwiednie sięgnął po nią, żeby zaraz przesunąć
kciukiem po zaczerwienionych knykciach.
–
Pobiłeś kogoś – zauważył wcale nieodkrywczo.
–
Mhm. Kogoś, kogo nie powinienem – odparł, pozwalając trzymać
Maciejowi swoją dłoń. Nawet jeśli trochę piekła go w tamtym
miejscu skóra, dotyk Wyszyńskiego był całkiem przyjemny.
–
Błażeja? – zapytał i po minie Filipa zaraz zrozumiał, że
dobrze wycelował. Westchnął ciężko, puszczając rękę chłopaka.
– On jest naprawdę tak niebezpieczny? – Właściwie to niewiele
przecież wiedział o Błażeju, chyba tylko tyle, że wyraz jego
twarzy wyglądał na nieskalany ani jedną myślą, no i że gdy się
upijał, nie potrafił ustać na nogach.
– On
sam to może jeszcze nie – sapnął Filip, zaczynając dudnić
palcami w blat. – Ale ma znajomych.
W
głowie Macieja wszystko powoli zaczynało się układać. I chociaż
w najmniejszym aspekcie problem Filipa nie był jego problemem,
denerwował się.
–
Mógłbyś czasem myśleć, na kogo się sadzisz – prychnął,
przypominając sobie scenę z klubu, kiedy to Filip odważnie
podskakiwał do nieznajomego, a później równie odważnie schował
się za Maciejem. Gdy jednak twarz Wilczyńskiego wykrzywił grymas
złości na samego siebie, on, jak chyba jeszcze nigdy, momentalnie
odpuścił. Dzieciak może i był chwilami irytujący, chamski, pewny
siebie i cholernie przebiegły, ale teraz Maciej nie miał ochoty
wytykać mu jego głupoty. A rzeczywiście był głupi, nawet bardzo,
jednak Wyszyński złapał się na myśli, że w pewnym sensie
przypominał mu jego samego kilkanaście lat temu. Bo czy nie
wywoływał bójek, a później nie wzywał na pomoc Łukasza?
Jego
usta jakby samoistnie ułożyły się w lekki uśmiech, kiedy patrzył
na ściągniętą z nerwów twarz Filipa. Głupota od zawsze była
domeną młodości, stwierdził jeszcze, wstając od stołu. Jakby
nigdy nic wyciągnął rękę i potargał włosy Wilczyńskiego.
–
Chodź, połóż się spać. Wymyślimy coś rano, jak już
wytrzeźwiejesz – powiedział z niepasującą do siebie
łagodnością, która zdziwiła nawet Filipa. Popatrzył na Macieja
jak na obcą osobę, i nagle uśmiechnął się lekko.
–
Mogę się wykąpać? – zapytał, a Maciej pomyślał jeszcze, że
chyba nagle znaleźli się w jakiejś równoległej rzeczywistości.
Raczej nie spodziewałby się po nich prowadzenia rozmowy w takim
tonie.
–
Jasne.
Filip
wstał, zabierając jeszcze ostatnią kanapkę. Zanim wyszedł z
kuchni, obejrzał się jeszcze na Macieja ze złośliwym uśmiechem.
–
Jesteś najlepszym wujkiem pod słońcem.
Utopia
chyba nie mogła trwać zbyt długo. Maciej zmarszczył ze złością
brwi, czując się w tamtym momencie jak stary, stetryczały dziad.
A, należy podkreślić, nic go tak nie irytowało jak dodawanie mu
lat.
– Nie
przeginaj.
– Jak
dorosnę, chciałbym być taki jak ty, wujaszku – powiedział
jeszcze i zaśmiał się złośliwie, na co Maciej sapnął ciężko.
Filip z problemami czy nie, i tak był cholernie irytujący.
–
Chodź już do tej łazienki – odparł z rezygnacją, wymijając
go. Filip z uśmiechem doklejonym do twarzy poczłapał za nim.
Zupełnie jak inny pies, który jak zwykle nie opuszczał Macieja
chociażby na krok.
–
Mógłbyś zapuścić wąsa – ciągnął dalej Filip, a Wyszyński
wiedział, że nie tak szybko przerwie swoją tyradę. Co jednak
najdziwniejsze, powoli chyba zaczynał się do takiego ględzenia
przyzwyczajać. Uśmiechnął się nawet pod nosem z rozbawieniem,
ale żeby to ukryć i nie dać dzieciakowi satysfakcji, odwrócił
się do niego plecami pod pretekstem znalezienia ręcznika. –
Brzuszek w sumie już masz, brakuje tylko wąsa, białego podkoszulka
no i szelk... – urwał. Maciej momentalnie się wyprostował, żeby
zaraz podejść do lustra.
– Nie
mam brzucha – oburzył się, podciągając bluzę swojego szarego
dresu i patrząc na swój (rzeczywiście zaokrąglony) brzuch. Aż
się skrzywił, stwierdzając, że faktycznie ostatnio odpuścił
sobie trochę siłownię. Jedzenie poza domem również nie
przemawiało na korzyść jego wagi.
Filip
na moment wypadł z pantałyku. Chrząknął, czując, że robi mu
się nieprzyjemnie (albo i przyjemnie, tylko wolał o tym w taki
sposób nie myśleć) gorąco. Podbrzusze Macieja było całkowicie
wygolone, doskonale zresztą pamiętał, że Wyszyński depilował
również pierś. Jakoś tak jego myśli zsunęły się odrobinę
niżej niż powinny, oscylując gdzieś w okolicach krocza Macieja.
Ciekawe, czy stamtąd także usuwał owłosienie.
–
Masz i myj się – prychnął Maciej z oburzeniem, nie zauważając
zawieszenia Filipa. Wcisnął mu w dłonie ręcznik i zbulwersowany opuścił łazienkę. Kiedy był już w przedpokoju,
rzucił ostatnie spojrzenie w stronę lustra. Jeszcze trochę i
faktycznie będę wyglądać jak wujaszek Maciej, pomyślał,
krzywiąc się z obrzydzeniem.
Od
jutra zacznie biegać.
***
– To
gdzie mam spać? – głos Filipa wybił go z zamyślenia. Poparzył
na sylwetkę stojącą w progu pomieszczenia i jakoś tak (całkowicie
odruchowo rzecz jasna) omiótł ją uważnym spojrzeniem.
Chuderlawość Wilczyńskiego nie była żadną nowością dla
Macieja, już kiedy przebierał dzieciaka z uwalanych wymiocinami
ubrań, zauważył jego wystające żebra i zapadającą się pierś.
Po raz kolejny mógłby dojść do wniosku, że Filip miał jedynie
bardzo ładną twarz, reszta nie była niczym spektakularnym. A
jednak Macieja – faceta, który patrzył głównie na ciało –
coś przez cały czas ciągnęło w stronę chłopaka. I chyba nie
był jedyną zainteresowaną nim osobą, skoro Filipowi tak
naprzykrzał się Błażej.
–
Podłoga – odparł zdawkowo, podnosząc się z rozłożonej kanapy.
Ciemne, już niewyglądające na nietrzeźwe spojrzenie Filipa
powędrowało w stronę niebieskiego, dmuchanego materaca, na którym
Maciej ułożył mu pościel. Wyszyński miał ochotę się zaśmiać,
kiedy zobaczył, jak Filip w charakterystyczny dla siebie sposób
zaciska usta w wyrazie niezadowolenia, wypychając przy tym zabawnie
brodę w przód.
–
Serio? Nie możemy razem na kanapie? – Założył ręce na swojej
chudej piersi.
–
Nie. – Maciej przewrócił oczami, zagarniając jeszcze dla siebie
ręcznik. – Moja mama śpi w pokoju obok – dodał przyciszonym
głosem, na co Filip uśmiechnął się złośliwie. Wyszyński był
naprawdę bardzo zabawnym człowiekiem, zlepkiem przeciwstawnych
sobie wartości. Jedna rzecz wykluczała drugą, a jednak Maciej
potrafił funkcjonować dalej i, co więcej, wydawać się całkiem
racjonalnym facetem. Oczywiście póki nie poznało się go lepiej;
Filip bez problemu potrafił już dostrzegać tę jego niespójność.
Kochany heteronormatywny syn kontra największy naganiacz gejowskiego
światka; spokojny i rozsądny pracownik korporacji, z drugiej strony
facet uwielbiający głośne kluby i rozrywkę niezbyt wysokich lotów
– a to tylko kilka cech składających się na hipokryzję Macieja.
Bez
słowa podszedł do swojego materaca, co Maciej obserwował ze
zdziwieniem. Oczekiwał jeszcze kilku niewybrednych komentarzy,
jakiejś obrazy majestatu Filipa, czegokolwiek, co trochę
podniosłoby mu ciśnienie. Ale Filip nie miał już na to ani sił,
ani ochoty. Dzisiejszy dzień skutecznie go wymęczył, marzył już
tylko o śnie... Albo żeby pobicie Błażeja okazało się snem –
tak byłoby zdecydowanie najlepiej.
Maciej
patrzył na niego jeszcze w milczeniu. Nie potrafił przyzwyczaić
się do takiego zgaszonego, mało rozmownego Filipa. Wcześniej nawet
nie umiałby go sobie takiego wyobrazić, w końcu komu innemu buzia
prawie się nie zamykała i kto co chwilę posyłał w jego stronę
jakieś kąśliwe uwagi? Najdziwniejsze jednak, że Maciej naprawdę
lubił wdawać się w dyskusje z Filipem, nawet jeśli te nie zawsze
miały swój konkretny cel. Atmosfera, która się w takich chwilach
między nimi wytwarzała, była chyba trochę uzależniająca,
elektryzująca i zwyczajnie ciekawa – dostarczająca całej masy
emocji.
A teraz
Filip w ogóle nie przypominał samego siebie, Maciej już nie
wiedział, czy bardziej go to drażniło, czy może wywoływało
jeszcze niezrozumiany gniew, którego dokładnego podłoża nawet nie
znał. I tak koło się zataczało; Maciej był poirytowany, nawet
nie wiedząc na co, więc złościło go wszystko, a Filip ciągle
milczał.
Bez
słowa wyszedł z pokoju, zostawiając Wilczyńskiego samego. Szybki
prysznic niezbyt mu pomógł, ale z pewnością na moment wyłączył
Maciejowi myślenie. Ponoć właśnie podczas kąpieli ludzie wpadali
na najlepsze pomysły – jeżeli faktycznie tak było, to Maciej był
wyjątkiem. Nie lubił zbytnio rozwlekać się z myciem, zawsze robił
to szybko; stanie godzinami pod strumieniem wody nie wchodziło w
grę. Stanie godzinami przed lustrem to już jednak całkowicie inna
sprawa, twarz w końcu trzeba było dobrze oczyścić, a później
nałożyć i wklepać odpowiedni krem na noc. No i nie można
zapomnieć o serum rewitalizującym pod oczy! Dopiero po skończeniu
wieczornej rutyny pielęgnacyjnej mógł wrócić do pokoju.
Pierwszym, na co zwrócił uwagę, gdy przekroczył próg, był
śpiący Filip.
Westchnął
ciężko, patrząc na zawiniętego w koc chłopaka. Nim przeszedł do
swojego posłania, kucnął przy materacu i sam właściwie nie
wiedząc po co, odchylił pled.
– Co?
– wychrypiał Filip, uchylając jedno oko i patrząc na niego
podejrzliwie.
– Nic
– odparł Maciej, wstając szybko, trochę zmieszany swoim
zachowaniem. – Śpij, dobranoc – rzucił jeszcze krótko,
wychylając się do włącznika światła, żeby je zgasić. W pokoju
momentalnie zapadła ciemność rozproszona przez żółte blaski
latarń padające z ulicy. Gdy siadał na rozłożonej kanapie,
słyszał jeszcze odgłosy wiercenia się. Pies właśnie szukał
miejsca do spania, a Filip przewrócił się na plecy.
– Nie
zasnę – burknął Filip, kiedy Maciej już się położył.
– Jak
będziesz gadać, to na pewno nie zaśniesz – odpowiedział,
odwracając się tyłem do Filipa.
– I
tak nie zasnę – kontynuował.
– To
daj innym zasnąć – sapnął Maciej, naciągając na siebie cienką
kołdrę, zupełnie jakby mogła ona zagłuszyć Filipa.
– Nie
jestem aż takim altruistą.
– Nie
podejrzewałem cię o taką elokwencję – prychnął Maciej i nie
wiedząc czemu, uśmiechnął się z ulgą.
–
Zobacz, jeszcze chwila i nie będziemy mieć przed sobą tajemnic –
odparował Filip, podnosząc się do siadu. Patrzył na zarys
sylwetki Macieja, czując ogromny spokój. Kiedy czekał, aż
Wyszyński wróci spod prysznica, miał kompletny mętlik w głowie.
Wraz z wytrzeźwieniem, pojawiło się u niego ogromne przerażenie –
dotarło do niego, że Błażej na pewno się zemści. Pytanie tylko,
czy zrobi to na nim, czy może obierze sobie inny cel? Wiedział, ile
dla Filipa znaczyła rodzina. Na samą myśl, że Błażej mógłby
zrobić coś jego braciom, przeszywał go strach. Czuł, jak go
przenika; ściska mu żołądek i zwalając się na pierś, odbiera
oddech. Teraz jednak, kiedy Maciej wrócił do pokoju, wszystko jakby
zaczęło go opuszczać. Zajęcie się głupią rozmową dawało
naprawdę ogromną ulgę.
–
Pokazałeś mi już swoje wnętrze w piątek, zarzygując mi buty –
rzucił Maciej, oglądając się przez ramię. Filip właśnie
podnosił się z materaca. – Co robisz? – zapytał, a gdy Filip
podszedł do kanapy, od razu się domyślił. – Ej, wracaj na
podłogę – warknął, chyba tylko udając irytację.
–
Przyjmijmy, że Ciapek jest kundlem, a ja jestem rasowcem – zaśmiał
się, wyszarpując od Macieja kołdrę. – Rasowce nie śpią na
podłodze – podkreślił, a Wyszyński, mimo że bardzo się
starał, nie mógł ukryć rozbawionego uśmiechu.
– A
skąd pomysł, że potrzebny mi jeszcze jeden pies? – zapytał i
choć na samym początku wykazał się sprzeciwem, tak teraz
skapitulował i pozwolił Filipowi zająć miejsce tuż obok. Ba,
nawet kiedy dzieciak podsunął sobie pod głowę jego poduszkę,
westchnął tylko ciężko, czując, że naprawdę traci grunt pod
nogami. Nie przyznałby tego na głos, ale dzieciakowi pozwalał na o
wiele więcej niż innym. Żeby tylko kiedyś tego nie pożałował.
–
Każdy chce rasowca – odparł Filip, uśmiechając się do niego
szeroko. Leżeli zwróceni do siebie twarzami, a dzieliło ich tylko
kilka centymetrów. Maciej czuł pachnący pastą do zębów oddech
Wilczyńskiego, ciepło jego ciała, a nawet krótki dotyk zimnej
stopy Filipa, kiedy ten się poruszył. – Rasowce to wyznacznik
statusu – podkreślił.
– A
samozwańcze rasowce? – Maciej podparł głowę na ręce, nawet nie
chcąc myśleć, że za ścianą leżała jego mama. Całe szczęście
nie mówili głośno, nie obawiał się więc, że mogłaby coś
usłyszeć.
– Nie
widzę ich w tym pokoju – odparł Filip i nagle tak po prostu
przytulił się do Macieja. Jakby nigdy nic, jakby przytulał się do
niego już tak często, że weszło mu to w naturalny nawyk.
Wyszyński z początku nie wiedział, jak na to zareagować, raczej
nie był przyzwyczajony do Filipa wchodzącego mu do łóżka, a
później wciskającego mu się w ramiona. Wystarczyła zaledwie
chwila, żeby jego ciało zareagowało samo. Objął Filipa, ale miał
wrażenie, że zrobił to karykaturalnie. Jakby chciał go przytulić,
jednak nie bardzo wiedział w jaki sposób, bo przecież raczej nie
przytulał się ze swoimi kochankami.
– A
ty co...? – zapytał, czując uderzające w niego gorąco. Nie było
to jednak gorąco, które odczuwał przy zwyczajnym podnieceniu.
– Nic
– odparł Filip z twarzą przy jego piersi. Odetchnął ciężko,
zdając sobie sprawę, że dokładnie tego teraz potrzebował. Kiedy
duża, ale dość delikatna dłoń Macieja zaczęła ostrożnie
gładzić go po plecach, dotarł do niego cały absurd sytuacji.
Leżał
z Maciejem w salonie. Przytulali się (nie było mowy o żadnym
zbliżeniu! Nawet o pocałunkach!), a za ścianą spała, kompletnie
nieświadoma, pani Wyszyńska. Maciej, któremu zależało tylko na
jednym, teraz gładził go po plecach, a wcześniej przygotował mu
posłanie. Jeszcze trochę i zostaną jakimiś męczennikami, których
połączyło czyste, nieskalane seksem uczucie. Oczywiście obaj
zginą w cierpieniach, które przyniesie im naczelny czarny charakter
tej powieści – Błażej. To naprawdę nadawało się na jakiś
dramat z epoki romantyzmu.
–
Powinienem ruchać, a nie ciebie przytulać. – Usłyszał
niezadowolony głos Macieja i przez moment miał wrażenie, że
Wyszyński zajrzał mu w myśli. Zaraz jednak zaśmiał się, kiwając
głową, bo faktycznie też tak uważał.
–
Długo już chyba masz celibat, hm?
– Za
długo – odpowiedział Maciej, wsuwając mu rękę we włosy i
zaczynając je przeczesywać. Po ciele Filipa przebiegł przyjemny
dreszcz, a on tylko bardziej nadstawił się do dłoni mężczyzny.
–
Zero one-night standsów po drodze? – zapytał, chociaż doskonale
znał odpowiedź. Obserwował przecież Macieja i wiedział, jakie
życie prowadził przez ostatnie tygodnie.
–
Zero – zdążył tylko powiedzieć, gdy nagle Filip pchnął go i
przycisnął do kanapy. Usiadł mu na biodrach, pochylając się do
przodu jak drapieżnik. Uśmiechnął się szeroko, odsłaniając
górne zęby, na co Maciej na moment się zapatrzył. Serce zaczęło
bić mu szybciej w piersi. Nim cokolwiek zrobił, Filip już docisnął
swoje usta do jego warg, zaczynając je mocno całować, całkowicie
go dominując, czego zresztą Maciej mógłby się spodziewać. Nigdy
nie podejrzewał, że Filip w łóżku będzie potulny i uległy.
Odpowiedział na pieszczotę równie ochoczo, na moment zapominając
o całym świecie. Wyciągnął rękę, żeby złapać dzieciaka za
kark i przyciągnąć do siebie stanowczo. Co jak co, ale nie miał
zamiaru dać Filipowi prowadzić. Czuł jego zęby na swoich wargach
i na języku, a kiedy dłoń Wilczyńskiego złapała go za włosy,
sapnął ciężko, wydając z siebie pierwszy głośniejszy dźwięk.
Podniecenie dawno już skumulowało mu się w jądrach, krążyło w
nich, wywołując nieprzyjemne, ni to drapiące, ni swędzące
uczucie. Zdecydowanie zbyt długo zwlekał z seksem, bo dzisiaj,
pomimo swojego wieku i doświadczenia, chyba nie zaskoczy nikogo
wytrzymałością. Spróbował przewrócić Filipa na bok, żeby
odebrać panowanie nad sytuacją, kiedy napotkał na niepasujący do
chuderlawego ciała dzieciaka opór. Wilczyński zawarczał groźnie
niczym prawdziwy, niewychowany i nieprzewidywalny kundel, i zaraz
złapał Macieja za nadgarstki, przyszpilając je do kanapy. Oderwał
się od jego ust z ciężkim westchnieniem; popatrzył na niego z
góry, uśmiechając się przy tym, wyraźnie spragniony dalszych
wrażeń. Włosy okalały mu twarz w nieładzie, dodając naprawdę
groźnego, ale w dziwny sposób kuszącego wyglądu. Zafalował
biodrami, ocierając się swoją erekcją o krocze Macieja. Ich
podniecenie sięgało granic możliwości i chyba Filip nie miał już
zamiaru dłużej czekać, bo zaraz sięgnął dłonią do spodni
Wyszyńskiego. Aż sapnął, napinając uda, kiedy szorstkimi palcami
przesunął po wygolonej mosznie.
– Tak
myślałem – zamruczał ochryple, odrzucając kołdrę na bok i już
bez słowa obniżył się na wysokość krocza partnera. Ten tylko z
wypiekami na twarzy uniósł się na ramieniu, nie mogąc oderwać
wzroku od Filipa i jego wydatnych ust przy swojej męskości.
–
Kurwa.
Nie
wiedział, czy faktycznie wypowiedział przekleństwo na głos, czy
tylko pojawiło się ono w jego myślach. Dokładnie odzwierciedliło
jednak stan, w jakim właśnie się znalazł. Zwinny język pieścił
penisa po całej długości trzonu, a dłoń masowała jądra,
wprowadzając Macieja w stan absolutnego zawieszenia, w którym
liczyła się tylko przyjemność. Nie myśląc wiele, wyciągnął
rękę i zacisnął palce na włosach Filipa. Docisnął jego usta
mocniej do swojej erekcji, na co Wilczyński wydał z siebie
zaskoczony, ale wciąż podniecony jęk. Wziął go w siebie głębiej,
aż po samą nasadę. Maciej nie miał zbyt dużego penisa, więc nie
zrobiło mu to większego problemu. Zaczął szybko poruszać głową,
pozwalając Maciejowi nadać sobie rytm ręką. Uczucie ciągnięcia
za włosy wywoływało dreszcze, które rozchodziły się po jego
całym ciele. Zapach intymny Macieja nie był tak mocno wyczuwalny
jak u Błażeja, ale to akurat w ogóle mu nie przeszkadzało. Błażej
raczej się nie golił, uważał, że to uwłaczało męskości, a
Wyszyński kierował się chyba trochę inną definicją bycia
prawdziwym facetem.
Przesuwał
dłońmi po udach Macieja, po jego brzuchu, a nawet piersi. Badał go
całego, nie mogąc się oderwać. Nie docierała do niego realność
sytuacji, dręczyło go wrażenie, jakby pozostali zamknięci we
śnie, jakby zaraz miał się obudzić i stwierdzić, że to nigdy
się nie wydarzyło.
Czuł,
że długo nie wytrzyma, spinał mięśnie pośladków, mimowolnie
zastanawiając się, jakby to było znaleźć się pod Wyszyńskim. W
jaki sposób się kochał? Jakie pozycje przynosiły mu najwięcej
satysfakcji? Jego dłoń jakby mimowolnie powędrowała do tyłu,
penis w jego ustach pulsował, twardniejąc i delikatnie mięknąc na
przemian. Wsunął rękę pod swoje spodnie i zacisnął palce na
pośladku.
Nie
wytrzymał więcej. Orgazm przyszedł nagle, nie potrafił nad nim
zapanować. Tak po prostu doszedł, aż drgając niekontrolowanie.
Nie potrzebował do tego żadnej stymulacji, wystarczył mu jedynie
penis Macieja w ustach i wyobrażenie, co by było, gdyby posunęli
się dalej. Momentalnie zaczerwienił się z zażenowania, ale nie
zwolnił ruchów głowy. Bolała już go cała szczęka i szyja, więc
wspomógł się ręką. Przyspieszył, kiedy poczuł, jak Maciej się
spina, a gdy ten doszedł, Filip nie zdążył wysunąć penisa z
ust, mimo że naprawdę nie lubił posmaku spermy na języku.
Przełknął ją ze skrzywieniem i odsunął się od partnera
próbującego złapać oddech. Nim jednak zdążył chociażby otrzeć
buzię, Maciej już przyciskał go do kanapy, chcąc się
zrewanżować. Serce Filipa, mimo że i tak już biło ze zdwojoną
siłą, teraz chyba zamierzało wyskoczyć mu z piersi. Gdy poczuł
dłoń na swoim ubrudzonym kroczu, miał ochotę uciec przez okno.
Maciej
aż zamrugał, dotykając powoli mięknącego członka.
–
Już? – zapytał i popatrzył na zażenowany wyraz twarzy Filipa.
Momentalnie pożałował, że było ciemno i nie mógł mu się
dokładnie przyjrzeć, bo to z pewnością była nowość. Po raz
kolejny widział Filipa w zupełnie innym wydaniu.
– No,
już – prychnął i nagle cały urok z jego zawstydzenia minął.
Skrzywił się z irytacją, odwracając się do Macieja plecami. –
Skoro spuściłem z ciebie ciśnienie, to łaskawie kładź się spać
– zawarczał, a Maciej potrzebował kilku chwil, żeby połapać
się w sytuacji. Zaśmiał się, nie wytrzymując. Był jakiś taki
lekki, może faktycznie potrzebował tego „spuszczenia ciśnienia”,
bo zaraz przysunął się do Filipa i objął go od tyłu.
– Aż
tak cię podnieciłem? – zapytał, nie mając zamiaru odpuszczać.
–
Spierdalaj – warknął Wilczyński, próbując go od siebie
odsunąć.
–
Teraz „spierdalaj” – zaśmiał się Maciej, nie puszczając
jednak Filipa ani na chwilę. – Chwilę temu wydawałeś się...
–
Spierdalaj! – powtórzył groźniej, mocując się z nim. Było mu
tak wstyd jak chyba jeszcze nigdy. Sam przecież śmiałby się z
kogoś, kto doszedłby w spodnie przy obciąganiu. To żałosne, a
najgorsze, że ten orgazm naprawdę mu się podobał. Wywołał
przyjemne dreszcze i należał do tych, które niosły prawdziwą
przyjemność.
Maciej
na moment zapatrzył się na niego. Kto by pomyślał, że Filip
czasem może być uroczy? Bez słowa objął go ramionami, dociskając
do swojej piersi i opierając podbródek na czubku jego głowy. Nic
nie powiedział, bo w sumie nie wiedział, co mówiło się w takich
chwilach. Wcale też nie miał zamiaru dalej nabijać się z
falstartu Wilczyńskiego, w jakiś pokraczny sposób pompował on ego
Macieja. Chociaż z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że sam,
jak miał dziewiętnaście lat, to różne rzeczy mu się
przytrafiały (z ejakulacją podczas snu włącznie). Filip był
zdrowym przykładem nabuzowanego hormonami nastolatka, tutaj nie ma
powodów do wstydu i Maciej o tym doskonale wiedział, ale jakoś nie
chciało mu to przejść przez usta. Leżeli więc w milczeniu,
wsłuchując się w nocne odgłosy mieszkania. Filipa momentalnie
ogarnął kojący spokój. Nie myślał ani o Błażeju, ani o
konsekwencjach, z którymi – bardzo prawdopodobne – już jutro
będzie musiał się zmierzyć. Zamknął oczy, wsłuchując się w
równomierne bicie serca Macieja i upajając się przy tym
otaczającym go zapachem nie tylko świeżej pościeli, ale także
tym pochodzącym od obejmującego go ciała. Nigdy by nie pomyślał,
że takie leżenie z kimś po seksie może być przyjemne. Błażej
zazwyczaj szybko wstawał, szedł się umyć, sięgał po piwo,
papierosa, cokolwiek. I oczywiście Filip także nie miał ochoty na
żadne romantyczne gesty w stronę partnera, wręcz przeciwnie –
uważał je za słabość. W seksie chodziło głównie o
zaspokojenie swoich potrzeb, osiągnięcie orgazmu, po co więc
zbędne zażyłości?
Uśmiechnął
się pod nosem, a jego umysł zaczął dryfować gdzieś na granicy
ze snem. Jedną z ostatnich trzeźwiejszych myśli skierował ku
Wyszyńskiemu – kiedyś nawet by nie przypuszczał, że Maciej
mógłby z nim tak po prostu leżeć.
Gdy już
prawie zasypiał, poczuł ruch. Uchylił powieki, patrząc, jak
Maciej wstaje, a wraz z nim leżący tuż obok kanapy pies. Filip
powiódł za nimi zaspanym wzrokiem, odprowadzając aż do materaca.
Oczy same mu się zamknęły, usłyszał jeszcze skrzypnięcie gumy,
gdy Maciej kładł się na swoje posłanie, po czym zasnął.
W
przeciwieństwie do niego, Maciej wciąż pamiętał o mamie śpiącej
za ścianą. Wolał więc, żeby nie zastała ich razem w łóżku, a
że nie miał serca budzić Filipa, sam przeniósł się na podłogę,
czego niemal od razu pożałował. Pies w swoim uwielbieniu trzymał
pysk tak blisko jego głowy, że obojętnie, w którą stronę Maciej
by się nie odwrócił, wciąż dmuchał na niego swoim śmierdzącym
oddechem.
Westchnął
ciężko, jeszcze zerkając w stronę kanapy. A mógł spać na niej.
Wiem, że to słabe, ale: pierwsza! "No i nie można zapomnieć o serum rewitalizującym pod oczy!" rozwaliło mnie to po prostu. Mistrzostwo.Łysy rzeczywiście może zostać współczesnym Mickiewiczem, bo Mickiewicz "wielkim poetą był" (tak, to sarkazm). Myślałam, że to było coś większego - Wilku zanożował Błażeja czy coś, a ten go tylko oklepał. Konsekwencje i tak będą takie same. Skończyło się bezproblemowe życie Macieja, świadomie czy nie i tak siedzi w tym po uszy.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Weny, weny!
Jakby zanożował to już nie mieliby problemu, Maciuś i Filip powoli mogliby wić swoje rodzinne gniazdko. :D
UsuńDziękuję, wenę oczywiście biorę i Tobie życzę tego samego. ;D
Wujek Maciej<3 ryczę ze śmiechu ;_;
OdpowiedzUsuńTo jak Maciej przytulał Filipa było takie słodkie<3
Bardziej zabiło mi serce przy tym przytulaniu niż całym 'spuszczaniu ciśnienia' XDD
Ale im się dostanie od Pacuły :/
Dobreee
No to zaczyna rozbić się gorąco już nie mogę doczekać się dalszego ciągu:-)
OdpowiedzUsuńWszystkiego naj listopadowa dziewczyno! Ale tego było i wciskanie bajeczki naiwnej matce i ich pierwszy seks, nie mówiąc o przywaleniu topornemu Błażejowi, nie ma niestety nadziei, że odczepi się on od samozwańczego rasowca:D
OdpowiedzUsuńBOZE JAKIE TO JEST NIESAMOWITE! UWIELBIAM TA HISTORIE TAK BARDZO, ZE AZ ZALUJE, ZE ZNALAZLAM JA W TRAKCIE PISANIA :(
OdpowiedzUsuńNIE LUBIE CZEKANIA NA ROZDZIALY, WOLE CZYTAC OD RAZU CALOSC JAK CHYBA KAZDY
NO ALE DLA TEGO CUDA ROBIE WYJATEK, JEST ZA DOBRE <3
No wreszcie :D czekałam na ten moment i sie nie zawiodłam. Cały ten rozdział był wspaniały, wg mnie najlepszy jak dotąd. Lubie tą realność Twoich postaci wręcz uwielbiam. Kiedy czytałam o Filipie uciekajacym przed Błażejem to czułam wszystko to co on. Wujek Maciej serio mnie ubawił :D No i zakochalam sie w trafnym: "Agata była już chyba w takim stanie, w którym połknęłaby wszystko, byleby tylko jej starannie ułożony świat nie runął w gruzach." to pasuje do tylu osób, to pasuje w sumie do całego świata. Jesteś niesamowita, piasz dalej bo robisz to świetnie ;)
OdpowiedzUsuńPo tylu latach pisania wciąż najbardziej cieszą mnie komplementy tyczące się realizmu. Dziękuję bardzo :)
UsuńWujaszek Maciej mnie rozwalił :) Ale zbliżają się chłopcy do siebie i to jest bardzo urocze. Obawiam się tylko jak się odegra Błażej, może znajdzie sobie inne trofeum? Sławek by się nadał :) Bardzo fajny i długi rozdział :) Dziękuję bardzo i wszystkiego najlepszego z okazji urodzin 🍻💐
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
Usuń:D Wspaniałe! Nareszcie spuściłaś ciśnienie nie tylko z Macieja ale i z nas, wiernych fanów :D, dziękuję ;p. Pzdr WildMind
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że między Filipem a Maciejem coś się wydarzy akurat tej nocy :DDD Świetna scena :DDDD
OdpowiedzUsuńTrochę przeraża mnie ta sytuacja z Błażejem - czekam na rozwój wydarzeń. Oby nie były straszne.....
Elda
Postać Agaty idealna – jak bardzo człowiek potrafi być ślepy, gdy coś mu nie pasuje do wyidealizowanego obrazka. Przerabiałem i sam się sobie dziwiłem, jak też mogłem być tak ślepy i głupi – ale to dopiero przychodziło z czasem.
OdpowiedzUsuńŚwietnie pasuje do Filipa złośliwa ironia, a do Macieja postępująca wyrozumiałość.
No i w końcu, bijcie wszystkie dzwony, Maciej miał próbkę zdolności Filipa. Mało tego, to pierwsze ich zbliżenie wyszło Ci fenomenalnie, chociaż z Filipa zrobiłaś autorko „cnotke-niewydymkę”, która po raz pierwszy w życiu poczuła smak i … reszta w tekście opowiadania (troszeczkę mało realistyczne, jak na chłopaka, który jest raczej wyjadaczem nawet w analu, gdyby chociaż pomógł sobie lekko ręką to byłoby realne, ale rozumiem, że opisana sytuacja miała zachwycić Macieja, jakoż i się stało, czyli lekkie naciągnięcie na potrzeby fabuły).
Autorko jesteś mistrzem dialogów. Perfekcyjnie w odpowiednim punkcie, naturalne, wybitnie podkreślające tło wydarzeń, chociaż z czasami banalne, to jednak zawsze zharmonizowane z rozgrywającą się akcją. Najbardziej podobają mi się te pomiędzy Filipem a Maciejem z dużym ładunkiem humoru i zjadliwej ironii. Chapeau bas, pomimo że kapelusza nie noszę.
„Wujek Maciej” - bezcenne
Niesamowicie opisujesz również proces filipizacji Macieja, powoli małymi kroczkami, prawie niedostrzegalnie, chociaż można po tym odcinku stwierdzić, że Maciej jest już uzależniony od Filipa.
Nie byłbym sobą, gdybym nie wykorzystał okazji do przyczepienia się (okazji jest niestety bardzo mało):
„Wcisnął mu w dłonie ręcznik i ze zbulwersowaniem opuścił łazienkę.” – dziwna konstrukcja – chyba powinno być „…i zbulwersowany opuścił łazienkę.” W obecnej formie wygląda to tak, jakby to zbulwersowanie niósł w jakiś sposób ze sobą? W reklamówce, pod pachą?
Pozdrawiam w oczekiwaniu na upragniony cd.
Cóż, może faktycznie przesadziłam z tym falstartem Filipa, chociaż widziałam to tak, że obaj krążyli obok siebie jak takie koty. Napięcie między nimi rosło już od bardzo dawna, Filip miał jakąś tam swoją wizję tego, jak będzie wyglądać ich pierwszy raz... oczywiście idealną wizję, no a że zazwyczaj w takich chwilach nic nie idzie zgodnie z założeniami, hormony wybiły - stało się. Inna sprawa, Filip od dawna nie uprawiał seksu, tak samo Maciej i właśnie dlatego ich pierwszy raz nie był przystrojony fajerwerkami. ;) Ale w sumie mogłam to zaznaczyć, moja wina.
UsuńDziękuję za tyle ciepłych słów! Krytyka i przyczepianie się także mi się przyda ;) Jeżeli chodzi o "zbulwersowanie" to bez zbulwersowania przyznaję rację i już poprawiam.
Pozdrawiam! :)
"Wujaszku" - brzmi jak niezły fetysz xDD
OdpowiedzUsuńLubię przekomarzania Filipa z Maciejem. Naprawdę oni razem podobają mi się coraz bardziej, choć Łukasza nadal żal...
I w końcu też coś się między nimi zadziało! Choć patrząc na to, jak bardzo Maciej boi się wyjawienia swojej prawdziwej orientacji matce (hipokryzja mode on), to jakoś szczególnie nie oponował przed uprawianiem seksu z Fifim, gdy ta była za ścianą xDD
Miałam nadzieję, że Filip zabił Błażeja i po kłopocie. Serio, to by rozwiązało ich wszystkie problemy xDD Niemniej jednak, do przewidzenia było, że młody kiedyś wybuchnie. Ciekawe tylko, jak Pacuła się zemści...
Zrobiło się mega ciekawie i coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie. No i Filip przestał mnie drażnić, co zdecydowanie pomaga mi w odbiorze :P
Życzę dużo weny i pozdrawiam ;>
Cieszę się, że Filip już tak nie drażni. :D Fakt faktem nawet dla mnie stał się prostszy do zrozumienia, więc tym bardziej mnie to cieszy.
UsuńDziękuję za wenę i Tobie życzę tego samego. :)
Pozdrawiam.
Kochanie, czekamy na rozdzial :(
OdpowiedzUsuńStaram się dodawać raz na tydzień. Chciałabym częściej, ale naprawdę jest to dla mnie niewykonalne, bo nie piszę jedynie Gówniarza :(.
UsuńŚwietny rozdział. No i w koncu sie do siebie zbliżyli. Ach.. tak dlugo na to czekałam. Heh, pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńTo tragicznie jak wciągnęła mnie ta opowieść, a trafiłem na tego bloga ledwie 2 dni temu. Wczoraj nawet świeżo po powrocie z weekendowej imprezy moim łupem padły ze 2 rozdziały. Staram się nie patrzeć nawet na tytuły dalszych pozostałych. Mam nadzieję, że nie jestem już tak blisko końca opowieści i pojawią się kolejne rozdziały. Chwała autorce :P
OdpowiedzUsuńO, jak miło :D Masz przed sobą jeszcze kilka rozdziałów, tak więc mam nadzieję, że wciąż będzie Ci się podobać. :) A publikować staram się regularnie, zresztą, już jesteśmy prawie przy końcówce. ;)
Usuń