Taak, sama w to nie wierzę... napisałam szósty rozdział "Dzieci Ludwiczka". I to akurat na Boże Narodzenie, mam nadzieję, że kogoś ucieszy ten fakt.
Korzystając z okazji, chciałabym Wam wszystkim złożyć życzenia świąteczne. Żeby spełniły się Wasze marzenia i gdy to się stanie, by pojawiły się nowe, bo człowiek bez marzeń to żaden człowiek. :)
Wesołych Świąt!
Ładny uśmiech Biebera
Białecki
często miał wrażenie, że całe życie wali mu się na łeb na
szyję. To uczucie nie było dla niego nowe, w końcu wiele już
zdążył przeżyć i, jak uważał, właśnie to ukształtowało
jego zacięty charakter. Tym razem jednak sprawa miała się trochę
inaczej, bo to nie jego życie się pieprzyło, tylko jakiemuś
małemu chłopcu, którego nawet nie znał. Ten chłopiec
teoretycznie nie powinien go nawet obchodzić, ale... Ale Aleks, mimo
że myślał o swoim sercu jako o twardej bryle lodu, nie potrafił
zapomnieć o tym dziecku. O swoim bracie, którego życie z góry
zostało skazane na porażkę.
Pozwolił
więc Krzysztofowi działać. Nie powiedział mu może tego wprost,
ale milczeniem wyraził na wszystko zgodę, sam nie będąc do końca
pewny, w co takiego się wpakowuje.
To
wszystko tak go wymęczało, że nawet na próbach nie miał siły
sprzeczać się z Jasiem, co zauważyli wszyscy, nawet Adam. Na
jednym ich spotkaniu zapytał Aleksa, co się dzieje.
–
Nic – odpowiedział
mu wtedy, ani myśląc wdawać się w szczegóły swojego
popieprzonego życia.
Listopad
dobiegł końca, nastał grudzień. Święta zbliżały się wielkimi
krokami, a jemu nawet nie chciało się o nich myśleć, nienawidził
tego okresu, bo zawsze spędzał go sam. W tym roku planował albo
się upić, albo ujarać, też dobre wyjście, myślał, gdy po
jednej z prób zapinał futerał swojej gitary.
–
Ej, a może jakaś
impreza integracyjna? – odezwał się nagle Remek.
–
Nie czuję potrzeby
integracji – odpowiedział mu Aleks, ale już bez tej swojej
typowej złośliwości w głosie. Nie miał na to siły.
–
Ale potrzebę picia
każdy chyba ma – mruknął dotąd milczący Jasiek i zerknął na
Aleksandra w sposób jasno mówiący, że i on nie pozostawał ślepy;
też zauważył tę nagłą zmianę w zachowaniu Białeckiego.
– W
sumie też bym się odchamił – powiedział Adam, na co Aleks aż
uniósł brwi. Nie wierzył. Chyba wszyscy się zmówili, pomyślał.
Po chwili jednak uśmiechnął się pod nosem, zdając sobie sprawę,
że czasem dobrze mieć takich znajomych, którym nie musiał się ze
wszystkiego zwierzać, ale którzy zawsze byli gotowi pomóc.
–
Mogę w weekend coś
zorganizować u mnie – rzucił jeszcze pomysłem Remek. –
Ściągniemy ludzi, zrobi się domówkę. Rodziców i tak nie będzie
– dodał, wzruszywszy ramionami.
–
Idealnie –
skomentował Adam, zgadzając się kiwnięciem głowy.
–
Czyli jesteśmy
umówieni. – Jasiek przerzucił sobie futerał gitary przez ramię.
– To co, podwieźć cię do miasta? – zwrócił się do Aleksa
jakby nigdy nic. Jakby to pytanie było już całkiem naturalne, bo
przecież tak często odwoził go do centrum. Białecki zdał sobie
nagle sprawę, że Właściwie robił to prawie po każdej próbie.
–
Nie –
odpowiedział, doskonale wiedząc, że w tym momencie Remek nie może
oderwać od nich zdziwionego wzroku. W końcu rozmawiali ze sobą tak
normalnie, jakby byli parą starych kumpli. Aleks nie miał dzisiaj
ochoty na darcie kotów i tak miał już poszarpane nerwy, po co miał
sobie je dodatkowo strzępić na jakimś dzieciaku? – Dzisiaj nie
jadę w stronę centrum – wyjaśnił. Zazwyczaj po próbach jechał
do Krzysztofa, dzisiaj jednak nie miał najmniejszej ochoty na
widzenie się z tym facetem. Chciał po prostu pobyć sam w swojej
zagraconej kawalerce ze szczurami u boku, potrzebował takiego
spokojnego wieczoru na wyciszenie się. Odrzucił nawet propozycję
kolejnego spotkania z Maciejem, nie miał na to po prostu siły, aż
sam się nie poznawał, w końcu jeszcze niedawno zachowywał się
jak zakochany nastolatek.
–
Spoko –
odpowiedział Jaś i Aleks już miał ruszyć do wyjścia, wcześniej
owijając się po sam nos grubym, czerwonym szalem w drobną kratę,
gdy Janek dodał: – Podrzucę cię gdzie chcesz. Mi nie robi i tak
nigdzie się dzisiaj nie spieszę. – Zamarł. Aż odwrócił się w
jego stronę, wpatrując się w jego delikatną twarz przez dłuższą
chwilę. Nie zauważył lekkiego uśmiechu na twarzy Adama, który
obserwował ich w milczeniu. Aleks, prawdopodobnie gdyby zauważył
to delikatne wykrzywienie ust u kolegi, nigdy już nie wyszedłby z
szoku i uznałby, że to jakiś spisek. Naburmuszony przez całe
życie Jaś jest miły, a nieprzejawiający uczuć Adam się
uśmiecha?
–
Spadam już. Do
piątku, ustalimy co z imprezą – powiedział perkusista, naciągnął
na głowę kaptur, po czym wyszedł z garażu.
–
Dobra – powiedział
ostrożnie Aleks, jakby wciąż się bojąc, że Jaś go nabiera. –
Skoro chcesz. – Wzruszył ramionami, chcąc ukryć swoje
wcześniejsze zakłopotanie. Widział, jak Bieber przewrócił
oczami, po czym dopiął swój czarny płaszcz i ruszył do wyjścia
z garażu.
–
Na razie – rzucił
do Remka, który jeszcze porządkował sprzęty.
–
Cześć, cześć –
odpowiedział im, udając, że jest zajęty odłączaniem pieca,
jednak jego wzrok śledził ich do samych drzwi.
Mroźne
grudniowe powietrze buchnęło im w policzki, na co Aleks aż
zadrżał. Nie przepadał za zimnem, zdecydowanie bardziej wolał
ciepłą wiosnę, która, jak dla niego, mogłaby trwać przez cały
rok. Nie czuł potrzeby następowania po sobie innych pór roku.
Skulił się i wsunął dłonie w kieszenie, bo oczywiście, nie miał
rękawiczek. Każdej zimy obiecał sobie, że w końcu sobie je
kupić, ale jakoś nigdy o tym nie pamiętał i zawsze przez to jego
ręce cierpiały.
–
To gdzie cię
dokładnie podrzucić? – zapytał Janek, wyłączając alarm
samochodu. Aleks spojrzał na wóz z zastanowieniem, a następnie
przeniósł wzrok na Jasia wrzucającego do kufra pojazdu swój
futerał z gitarą.
–
Niedaleko dworca
autobusowego – odpowiedział mu, po czym wsiadł do auta i ze
zdziwieniem zauważył, że czuł się całkowicie naturalnie, gdy
siedział w beemce znienawidzonego przez siebie Jasia. Zupełnie,
jakby ten chłopak nie wkurzał go na prawie każdej próbie i jakby
między nimi nie było żadnego otwartego konfliktu. Ale... czy Janek
też nie zachowywał się inaczej? – Wiesz, nie musisz mnie
podwozić – powiedział, gdy chłopak odpalał silnik. – Nie
musisz też udawać przed Remkiem, że mnie lubisz, czy coś –
mruknął, bo czuł, że to właśnie w tym leży problem. Może
Remigiusz coś mu powiedział? – Nie mam na to siły, serio –
dodał i przeczesał włosy. – A takie udawanie jest męczące.
–
Niczego nie udaję
przed Remkiem – odparł spokojnym tonem Jaś i wyjechał na ulicę.
– Mówiłem, że mogę cię podrzucić, to znaczy że mogę.
Uwierz, gdybym nie miał czasu, zostawiłbym cię na tym mrozie i nie
przejął się nawet, gdyby odmroziło ci palce u stóp – rzucił,
powodując, że w głowie Aleksa pojawił się jeszcze większy
mętlik. W ogóle nie rozumiał tego dzieciaka, ale, czy nie właśnie
taka była ta dzisiejsza młodzież? Chyba powoli zaczynał
rozumieć te wszystkie starsze babcie psioczące na nastolatków.
Przez
chwilę siedzieli w milczeniu. Białecki nie miał pojęcia, co
mógłby odpowiedzieć Jankowi, więc nie powiedział nic, tylko
śledził (z niemałym podziwem, to niestety musiał przyznać) jazdę
chłopaka. Już wcześniej zauważył, że Jaś był naprawdę dobrym
kierowcą, sprawnie manewrował pomiędzy innymi samochodami, nie bał
się wyprzedzać, a i na ruchliwe ronda wjeżdżał z pewnością,
jakiej pozazdrościliby mu starzy kierowcy. Aleks ze wstydem musiał
przed sobą przyznać, że on tak prowadzić nie potrafił.
Właściwie, to jego przygoda z samochodami skończyła się gdy zdał
prawo jazdy. Później miał już niewiele okazji do siadania za
kółkiem, czasem tylko Krzysztof oddawał mu stery swojego audi, ale
i to nie zdarzało się często. Białecki panicznie bał się
prowadzić to auto, było zbyt drogie.
–
Musisz skupić się
bardziej na grze – odezwał się w pewnym momencie Jaś, gdy już
prawie dojeżdżali. – Jesteś cholernie roztrzepany –
skrytykował go, czego Aleks w tamtej chwili w ogóle się nie
spodziewał. Jeszcze chwilę temu był taki słodki i milutki. –
Dzisiaj grałeś jeszcze bardziej nieczysto niż zawsze. Spieszyłeś
się, kiedy trzeba było zwolnić i zwalniałeś w szybkich
momentach. Ja wiem, Białecki, że czasem ciężko ci się myśli,
ale raz mógłbyś pokazać, że wcale nie jesteś takim
nieudacznikiem – obrażał go dalej, nic sobie nie robiąc z coraz
bardziej niezadowolonego i pałającego nienawiścią wyrazu twarzy
Aleksa.
– A
ty, niby, kurwa, co? – wysyczał. – Paniczątko się znalazło,
myślisz, że sam jesteś taki idealny? – warczał, zaciskając
dłoń w pięść. Miał ochotę wbić temu zarozumialcowi ją w
twarz i nie patrzeć nawet na to, że przez to mogłoby być
zagrożone jego życie, w końcu Jaś prowadził.
I
wtedy stało się coś, czego Aleks by się nie spodziewał. Jaś
uśmiechnął się pod nosem, a po chwili zaśmiał się też cicho.
–
No – skomentował.
– Wreszcie, bo już myślałem, że ktoś cię podmienił –
powiedział i posłał Białeckiemu takie spojrzenie, że aż go
wcisnęło w fotel. Nawet w ciemności, jego ładne duże niebieskie
oczy błyszczały wesoło, zupełnie jakby potrzebował tego
aleksowego wybuchu do dalszego normalnego funkcjonowania.
–
Idiota – tylko tak
Aleks w tamtej chwili mógł mu się odgryźć, bo mimowolnie sam
uśmiechnął się pod nosem, za co zaraz się znienawidził. Musiał
jednak przyznać, że to było całkiem... miłe? Nie spodziewałby
się, że Jaś będzie przejmować się jego stanem emocjonalnym. W
końcu każdy normalny by go zignorował i cieszył się chwilą
spokoju, a nie sam, jak ostatni samobójca, doprowadzał do ich
konfrontacji. Może Jaś był masochistą? – zastanowił się,
nawet nie zauważając, że ten niepozorny chłopak, którego tak
nienawidził, odciągnął jego myśli od sprawy brata.
Pożegnali
się w swoim starym stylu, czyli bez zbędnych uprzejmości, z
kilkoma gorzkimi słowami.
–
Następnym razem weź
się w garść – warknął Jaś.
–
Lepiej sam się
ogarnij, nim zaczniesz ogarniać innych – odpowiedział mu Aleks,
nie mając zamiaru odpuszczać.
–
Jak zwykle mocny w
gębie – prychnął, kiedy Aleks otwierał drzwi.
–
Jak zwykle wyżej
srasz niż dupę masz – odparował, zdając sobie sprawę, że użył
dość żałosnej riposty, ale w tamtej chwili wcale nie miał sobie
tego za złe. Miał ochotę się zaśmiać.
–
Ostro –
skomentował Jaś i nagle sam wybuchnął śmiechem. – Spieprzaj
już, bo zimno mi do samochodu wpuszczasz. – Białecki zerknął na
niego i w jednej, nie do końca kontrolowanej myśli stwierdził, że
ta żałosna podróbka Biebera naprawdę ładnie wyglądała z
uśmiechem.
–
Cześć – rzucił
do wnętrza wozu, nie wiedząc, że sam się uśmiechał. Trzasnął
drzwiami, a beemka odjechała, po czym skręciła w boczną uliczkę.
Nim to jednak zrobiła, Alkowi mignął przed oczami rozbawiony wyraz
twarzy Jasia.
***
Od
pewnego czasu jeszcze bardziej znienawidził spędzanie czasu z
Krzysztofem u boku. Towarzystwo mężczyzny stało się dla niego
wprost nie do zniesienia, gdyby tylko mógł, wstałby, cisnął
puszką piwa na stół, odwrócił się i wyszedł, nie zapomniawszy
trzasnąć drzwiami.
Ale
tego nie zrobił. Potrzebował Krzycha, musiał się go trzymać, czy
chciał, czy nie.
A
dlaczego nagle siedzenie w tym apartamencie stało się tak
nieznośne? Zaczęło się chyba od tego nieprzyjemnego wyznania, na
które zebrało się kiedyś Aleksowi przed Krzysztofem. Miał teraz
wrażenie, jakby mężczyzna wiedział o nim dosłownie wszystko,
jakby przez to, że powiedział mu o swojej przeszłości, jego
kochanek zaczął go inaczej traktować. I może faktycznie tak
było... a może Aleksowi tylko się zdawało, ale gdyby mógł coś
zmienić, nigdy by się przed nim tak nie zwierzył. Bo teraz, każde
ich spotkanie związane było z postacią jego młodszego brata.
Krzysztof mówił, co mogliby zrobić, by jakoś pomóc temu chłopcu,
a on tylko słuchał. Kiwał głową, słuchał i z chwili na chwilę
denerwował się coraz bardziej.
To
przez Krzycha ma tak spieprzony humor. Zdecydowanie przez Krzycha. W
końcu Białecki już taki był, że każdego musiał czymś
obarczyć, byleby nie winić siebie.
–
Jesteś jakiś
poirytowany ostatnio – zauważył w pewnym momencie, gdy Aleks od
piętnastu minut uporczywie milczał, nie odpowiadając na jego
pytania. Ale, cholera, jego wina, że musiał zacisnąć zęby, bo w
innym wypadku jego usta opuściło by coś, czego już po chwili
zacząłby żałować?
–
Wydaje ci się –
odpowiedział mu wreszcie i żeby nie musieć kontynuować tej
głupiej rozmowy, pociągnął łyka piwa z puszki, po czym wstał.
Ściągnął z siebie swój czarny T-shirt z białymi napisami, wbił
spojrzenie w Krzysztofa. – Chce mi się pieprzyć – oznajmił
takim tonem, jakby właśnie powiedział, że na zewnątrz jest
zimno.
–
Teraz, myślałem,
że...? – Że co myślałeś, ty stary, niedołężny pedale?
Że dalej będziemy gadać o moim bracie? O sądach? Kuratorach? Że
mam ochotę się zastanawiać nad procesem sądowym? Jeszcze raz
spotkać moich rodziców? A może, że chcę poznać swojego brata?
Bo przecież powinienem, prawa? Przecież to mi powtarzasz od
godziny, wałkujesz od nowa i nowa, a ja chcę po prostu zapomnieć.
Sprawiasz, że czuję się jeszcze bardziej winny, wmuszasz we mnie
tę winę – wyrzucał sobie w myślach i już prawie był gotów
mu to wszystko powiedzieć. Nic takiego jednak nie zrobił, pohamował
się w ostatniej chwili, czasem niektóre rzeczy lepiej było
przemilczeć. I tak też zrobił w tamtym momencie, bez słowa zabrał
się za rozpinanie rozporka.
–
Będziesz tak
siedział, czy mnie w końcu zerżniesz?
***
Sobota
nadeszła szybciej niż by się spodziewał. Na szczęście dni mu
się wcale nie dłużyły, przez cały czas starał się coś robić,
nie siedzieć bezczynnie i nie pozwolić sobie na zbędne
rozmyślenia. Najgorzej jednak było w nocy. Wciąż miał problemy z
zaśnięciem, nawet proszki nie pomagały. W takich momentach sięgał
więc po gitarę i cicho sobie na niej brzdąkał, skupiając na
muzyce całą swoją uwagę, przez co następnego dnia był nie do
życia.
Ale
ta sobota była mu potrzebna, nie mógł zaprzeczyć. Wyczekiwał
jej, alkohol może i nie leczył, ani nie rozwiązywał problemów,
ale w połączeniu z dobrym towarzystwem potrafił zdziałać cuda.
Remek,
tak jak obiecał, zrobił imprezę w swoim domu. Zaprosił też ich
kilku dobrych znajomych i gdy Aleks znalazł się w ich towarzystwie,
od razu poczuł się lepiej. Była Gośka, dziewczyna, z którą
chodzili do podstawówki, a później przez wszystkie lata szkoły
średniej przyjaźnili się. Był też Bartek, jej chłopak; z nim
znali się już słabiej, ale nie narzekali. Bartek miał całkiem
zjadliwe poczucie humoru, czasem tylko zdarzało mu się z nim
przesadzić, ale jedno Białecki musiał mu przyznać – potrafił
rozładować atmosferę. Oprócz nich w domu Remka pojawił się też
jego sąsiad, Tomek i dwie dziewczyny, których już Aleks kompletnie
nie znał. Ważne jednak, że znał je gospodarz i, jak mu powiedział
w kuchni, gdy razem wyciągali z zamrażarki butelki wódki, jedna z
nich mu się podobała. Jagoda, niższa blondynka z ładnym
uśmiechem, ale nieco przydużym nosem. Z jasnych przyczyn nie była
w guście Aleksa, więc nie mógł wypowiedzieć się na jej temat,
ale za to mógł Remkowi zdradzić, że dziewczyna, gdy się z nimi
witała, wciąż zerkała w stronę Remigiusza.
–
Musisz to tylko
dobrze rozegrać – poradził mu, łapiąc za wagon plastikowych
kubków. – Nie wygląda na pustaka, więc jest dobrze.
Remek
w odpowiedzi prychnął, jakby urażony.
–
Wiadomo, że nie
wygląda! – oburzył się.
–
Ta druga... jak jej
tam? – zamruczał pod nosem, w ogóle nie krępując się obgadywać
ludzi, gdy sami zainteresowani znajdowali się ścianę obok.
–
Ola.
–
Ola. Właśnie. Ta
jest dużo gorsza, ale leci na Adama – zauważył, wysypując
chipsy do blaszanej miski.
–
Ale na nią leci
Tomek – odpowiedział mu, na co Aleks aż miał się ochotę
zaśmiać.
–
Cóż za zawirowania
miłosne – zażartował, po raz pierwszy od tygodnia naprawdę się
rozluźniając. Pociągnął z kubka drinka, jakiego zrobił sobie
chwilę temu i aż odetchnął. – Adam i tak gdyby miał wybrać
pomiędzy laską a snem, wybrałby sen – rzucił wesołym tonem,
nie zauważając, że ktoś wszedł do kuchni, przez co już nie byli
w niej sami z Remigiuszem.
–
No to wybrał laskę
– usłyszał głos za plecami. Obejrzał się, dostrzegając Jaśka
z butelką Finlandii w ręce. – Właśnie wziął ją na ogród na
papierosa – wyjaśnił i podszedł do blatu, by postawić na nim
alkohol.
– Z
kim? Z Jagodą?! – przestraszył się nagle Remek.
– Z
Olą – sprostował, a Aleks aż się na niego zapatrzył ze
zdziwieniem. Niemożliwe, żeby Adam sam dobrowolnie zaproponował
komuś papierosa!
–
Pierdolisz –
powiedział Białecki z niedowierzaniem, na co Jaś tylko uśmiechnął
się kpiąco pod nosem i pokręcił głową.
–
Jak chcesz, sam
sobie zobacz. A nawet jeszcze nie jest pijany – zaznaczył, jakby
to miało jakieś wielkie znaczenie. Młody szczyl nie miał pojęcia,
że Adam nigdy się nie spijał, miał mocną głowę, a i wiedział,
kiedy przestać, pomyślał z wyższością Aleksander.
–
No cóż... –
zamruczał Remek i sięgnął do wódek, jedną wcisnął pod pachę,
a drugą wziął w rękę. W wolną dłoń złapał też sok do
popicia. – Święta się zbliżają, może i Adaś znalazł w sobie
jakąś cząstkę dobroci – rzucił wesoło i nim wyszedł z kuchni
jeszcze się na nich obejrzał. – Aleks, załatwiłem u Bartka
dobre zielsko – powiedział konspiracyjnym szeptem, mrugnął do
niego i dopiero wtedy zostawił ich samych w pomieszczeniu.
–
Nie pali się do
picia – skwitował Jaś swoim, jakże wkurzającym,
wszystkowiedzącym tonem. Białecki rzucił mu pełne politowania
spojrzenie, bo przecież nie będzie gówniarz uczyć ojca dzieci
robić, po czym złapał za jednego paprykowego chipsa i wsadził go
sobie do ust.
– A
ty w ogóle możesz już pić? – zapytał kpiącym tonem, nie mając
zamiaru teraz uciekać z kuchni. Jaś spojrzał na niego, kiedy robił
sobie drinka z colą.
–
Mogę, ale ty już
chyba nie powinieneś – odgryzł mu się i zakręcił butelkę
napoju. Aleks zmarszczył brwi, początkowo nie rozumiejąc tej
riposty. – Możesz być na to za stary i zejść na zawał –
wyjaśnił po chwili, widząc niezrozumienie na twarzy Białeckiego,
obrócił się do blatu tyłem i popijając alkohol, oparł się o
niego.
Oczy
Aleksandra zwęziły się, kiedy obserwował, niemal z chęcią mordu
Jaśka, gdy nagle na jego twarzy pojawił się lekki, trudny do
zauważenia uśmiech. Ten chłopak nie irytował go już tak jak
wcześniej, teraz bardziej go bawił. Może po prostu zaczął się
do niego przyzwyczajać? Brać go za rzecz konieczną, a po co sobie
dla czegoś, czego i tak się nie pozbędzie, strzępić nerwy?
–
Dobra, idę
zapanować nad muzyką, bo ktoś mi tu jakieś gówno zaczął
puszczać – rzucił i złapawszy za szklankę z drinkiem, ruszył
do wyjścia.
–
Tylko nie puszczaj
Offspringów – powiedział jeszcze Janek, na co Aleks aż się
zatrzymał i rzucił mu mordercze spojrzenie znad ramienia, ale, ku
zdziwieniu Jasia, nic mu nie odpowiedział, tylko wyszedł i zostawił
go samego w kuchni.
***
Aleks
uśmiechnął się do siebie zadowolony, kiedy pomieszczenie
wypełniły pierwsze akordy jednej z piosenek Foo Fighters. Teraz
można się bawić, pomyślał i popił drinka, nawet nie zauważając,
że ktoś do niego podszedł.
–
Twój gust muzyczny,
jak widzę, wcale się nie zmienił – usłyszał głos i mimowolnie
się uśmiechnął, gdy rozpoznał, do kogo należy.
– I
już nigdy się nie zmieni – odpowiedział jej, po czym pozwolił
się przytulić. Gośka postanowiła go bardzo wylewnie przywitać,
objęła go ciasno ramionami i docisnęła do swoich bardzo dużych
piersi. (Naprawdę wielkich. Kiedyś Aleks się zastanawiał, czy od
dźwigania tych ciężarów nie bolały ją plecy.)
–
Nic się nie
zmieniłeś – powiedziała, puszczając go, a po chwili jeszcze
nachyliła się do niego, obcałowała jego dwa policzki, a później,
w ogóle nie krępując się, że kilka kroków dalej stał jej
chłopak, pocałowała go soczyście w usta. Zawsze tak robiła, gdy
jeszcze byli w szkole Białecki zastanawiał się, czy się w nim nie
zakochała, ale szybko doszedł do wniosku, że nawet nie było
takiej opcji. Wiedziała przecież, że jest gejem i że te jej dwa
wielkie cycki prędzej wystraszyły by go na śmierć, niż
podnieciły.
–
Ty także –
odpowiedział i otarł usta, uśmiechając się z zakłopotaniem.
Czasem, gdy Gośka tak okazywała mu swoją przyjaźń i robiła to,
kiedy obok znajdowały się inne osoby, bardzo go to krępowało. A
teraz, w salonie był nie tylko jej chłopak, ale też i Jasiek,
który przyglądał się im z zaciekawieniem.
–
Co się do mnie nie
odzywasz, gamoniu, co? – prychnęła i posłała mu wymowne
spojrzenie. – Tęskniłam za tą twoją krzywą mordą, pacanie! –
powiedziała i chyba znowu chciała go albo przytulić, albo
pocałować, gdy nagle obok nich pojawił się Jasiek.
–
Cześć, Jaś jestem
– przedstawił się i wyciągnął dłoń przed siebie, po czym
wpatrzył się w zdziwioną Gośkę z wyczekiwaniem.
–
Och – rzuciła
dziewczyna, najwidoczniej nie spodziewając się czegoś takiego w
chwili, kiedy była zaabsorbowana kimś innym. Aleks patrzył to na
swojego kolegę z zespołu, to na koleżankę z dawnych lat i ze
zdziwieniem zauważył u Janka dziwny, bardzo zacięty wyraz twarzy,
którego nie przybierał zbyt często. Tylko wtedy, gdy mieli próby,
a on chciał udowodnić Białeckiemu, że był o wiele lepszy, niż
Aleks uważał. – Małgośka. Gośka – odpowiedziała i uścisnęła
mu rękę.
–
Często się
całujecie przy publice? – zapytał i popił swojego drinka,
mierząc ich dość chłodnym wzrokiem.
–
Kiedyś tak –
odpowiedziała nieświadoma Gośka i zaśmiała się, mrugając
porozumiewawczo do Aleksa, który, nie zdając sobie z tego sprawy,
zaczerwienił się lekko. Prawdopodobnie gdyby zobaczył swoją
twarz, już byłby w remkowym ogrodzie i własnoręcznie kopałby
sobie grób. Bo, przecież, czemu miałby się wstydzić? To tylko
głupi szczyl, pomyślał zirytowany, ale wzrok Janka był tak
wymowny, tak przezierający na wskroś, że Aleks, chociaż sam nie
wiedział dlaczego, poczuł się winny.
Tylko,
cholera, no właśnie dlaczego? I czemu ten głupi gówniarz tak
patrzył?
Cześć. :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie cieszy, że udało Ci się napisać nowy rozdział. Szczerze powiem, że straciłam już nadzieję.
Nic nie straciłaś ze swojego lekkiego i przyjemnego stylu. Zawsze bardzo go lubiłam i to się nie zmieni.
Po końcówce ostatniego odcinka spodziewałam się, że sytuacja z Mackiem zostanie jakoś skomentowana, a w tej części niewiele o tym było.
Szkoda mi Aleksa, ale może słodziaczek Jasiu wprowadzi do jego życia trochę uśmiechu.
Pozdrawiam serdecznie. Mam nadzieje, że ten krótki komentarz choć odrobinę Cię zmotywuje do kontynuowania opowiadnia. :)
Kajna.
Najlepszy prezent na święta. ;3
OdpowiedzUsuńNie mogłam się już doczekać nowego rozdziału tego opowiadania bo jest to jedno z moich ulubionych.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. ^^
Yo! Jaki miły prezent gwiazdkowy. Fajnie jest poczytać coś nowego od ciebie oby częściej ;-)
OdpowiedzUsuńZapomniałam o istnieniu tego opka, całe szczęście po raz pierwszy w życiu przydała się ta głupia grupa na fejsie, bo dzięki niej dostałam powiadomienie xd dziękuję za te 15 minut, które spędziłam, czytając ten rozdział - były dla mnie bardzo cenne, gdyż przeżywam właśnie najnudniejsze święta w moim życiu. Mam nadzieję że zamierzasz kontynuować :3
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę z nowego rozdziału, bo jak dla mnie to opowiadanie jest niesamowicie interesujące! Już straciłam nadzieję ze cokolwiek dodasz, ale przez nudy w bezsenna noc tu weszłam, a tu taka miła niespodzianka :) mam nadzieje ze kiedys dodasz kolejne rozdziały i życzę weny :*
OdpowiedzUsuńCudowny prezent na święta nam sprawiłaś, Kochana! Niestety mam okazję dopiero teraz skomentować, ale przeczytałam od razu po wstawieniu, bo często tu zaglądam z nadzieją na właśnie kolejne rozdziały "Dzieci Ludwiczka". uwielbiam to opowiadanie. Jest niesamowite i bohaterowie to cuda! Interesujące rozdziały i wciągająca fabuła (nawet jeśli nie ma tu wybuchów i pościgów) trzyma mnie tutaj i nie daje spokoju. Myśl, że to opowiadanko mogłoby zostać niedokończone przyprawia mnie o smutek, ale wiem, że to nie tak do końca od Ciebie zależy. Mam jednak nadzieję, że dodasz jeszcze kiedyś kolejne rozdziały i nadal będę wchodzić i sprawdzać :D
OdpowiedzUsuńŚwietna robota i naprawdę mega mi się podoba!
WENY~!
Ściskam :D
Także się cieszę i czekam na następny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTyle nie dodawałaś niczego, że aż przestałam tutaj zaglądać xd bardzo się ciesze, że dodałaś kolejny rozdział (świetny jak zawsze^^) i nie mogę się już doczekać następnych, bo po prostu to opowiadanie jest genialne *_* życzę dużo weny~~
OdpowiedzUsuń