Betowała Akari
Cześć, synku
Otworzył lodówkę, zajrzał do
środka i westchnął ciężko, zastanawiając się, po co powtarza tę czynność po raz
dziesiąty. Przecież dobrze wiedział, że w środku znajduje się jedynie resztka
keczupu, czerstwy chleb oraz kilka plasterków szynki konserwowej. Znów obszedł
się smakiem. Liczył, że jedzenie magicznym sposobem pojawi się, gdy po
dziesięciu minutach znów podejdzie do lodówki i przejrzy jej zawartość.
– Muszę zrobić zakupy –
stwierdził bardzo inteligentnie i nawet spojrzał w kierunku przedpokoju, gdzie
walały się jego trampki. Przez chwilę w myślach nawet je ubierał, ale
ostatecznie stwierdził, że silniejsze od jego apetytu jest lenistwo. Wrócił do
salonu, pociągając nogami w wielkich, wełnianych skarpetach, co dosyć śmiesznie
wyglądało przy krótkich spodenkach i T-shircie. Zawsze było mu zimno tylko w
stopy. Nawet latem chodził podobnie ubrany, gdy temperatura w mieszkaniu
dobijała trzydziestu stopni, na nogach musiał mieć wielkie, ciepłe skarpety.
Opadł ciężko na kanapę, na
której siedziały jego trzy gryzonie. Łysy, czyli szczur rasy fuzz (jego
błyskotliwe imię wzięło się stąd, że po prostu nie miał futerka i faktycznie
był łysy), podgryzał trochę koc, Demon się mył, a Obama spał spokojnie.
Białecki odetchnął ciężko,
przerażało go to lenistwo, które nim zawładnęło. Nie, żeby był kimś specjalnie
pracowitym, kto brzydził się nieróbstwem (no hej, od ładnych kilku lat siedział
na bezrobociu i wcale mu to nie przeszkadzało!), ale niechęć podniesienia tyłka
by iść chociażby do toalety wcale nie wydawała mu się fajna.
Nagle ciszę w mieszkaniu
przerwał dzwonek do drzwi. Zmarszczył brwi i pierwszym o czym pomyślał to, że
sąsiadka obok znowu czegoś od niego chciała. Była starą wdową, która nie
widziała życia poza kościołem i nowym, przystojnym księdzem. Mimo że Aleks nie
wyrażał zainteresowania tym tematem, zawsze gdy go spotykała opowiadała mu o
wydarzeniach na plebani i o Jadźce spod dwunastki, której (Białecki nie miał
zielonego pojęcia czemu) nienawidziła. Nie wiedzieć dlaczego, pani Iza – bo tak
nazywała się jego sąsiadka – bardzo upodobała sobie Aleksa, raz nawet
spróbowała go zeswatać ze swoją wnuczką. Najwidoczniej nie przeszkadzał jej
sposób ubierania się Białeckiego, może miała nadzieję, że da się to zmienić.
Aleks już wiele razy myślał,
czy powiedzieć jej o swojej orientacji i gdyby tylko to zrobił, na pewno
uwolniłby się od tej wścibskiej baby, pokątnie planującej jego ślub ze swoją
Emilką. Mimo to lubił mieszkanie w tym wieżowcu, a nie chciałby codziennie na
swojej wycieraczce znajdować rozbitych jajek, zwierzęcych odchodów czy czegoś
równie nieprzyjemnego. Pani Iza z pewnością starałaby się uprzykrzyć mu życie, wolał
więc mieć z nią w miarę przyjacielskie stosunki.
Z ociąganiem podniósł się z
kanapy. Nie zaglądając przez wizjer, przekręcił klucz w drzwiach i po chwili je
otworzył. Przełknął ślinę, kiedy spojrzał na kobietę stojącą przed nim. Musiał
kilka razy zamrugać, bo nie wierzył w to, co widział.
– Mama? – zapytał nieswoim,
piskliwym głosem. Serce momentalnie zaczęło bić mu szybciej w piersi, kiedy
patrzył na zmarnowaną twarz swojej rodzicielki. W głowie miał pustkę, spróbował
się otrząsnąć, ale nie za bardzo mu się to udało. Widział ją po raz ostatni,
gdy wyprowadzał się z domowego piekła, później już nie miał z rodzicami
kontaktu i bardzo się z tego cieszył. A teraz, gdy stał przed swoją rodzoną
matką, pierwsza myśl jaka go uderzyła to ta, że się za nią stęsknił. Za kimś,
kogo nawet nie obchodziło, czy żył! Ale była jego mamą. Gdy miała lepsze chwile
potrafiła go przytulić, pocałować w czoło. Raz nawet – ten jedyny pieprzony raz – powiedziała mu, że go kocha. Do teraz
pamiętał, że było to w pierwszy dzień szkoły. Był mały, miał zaledwie siedem
lat, ale tamta chwila mocno wryła mu się do świadomości.
– Cześć, synku – powiedziała
ochrypłym, zniszczonym od alkoholu i papierosów głosem. Trochę też sepleniła i
po chwili Aleks zrozumiał dlaczego; brakowało jej dwóch jedynek u góry i kilku
pierwszych zębów w dolnej szczęce. Przełknął ślinę, zdając sobie sprawę, że
wyglądała jak wrak człowieka, dużo gorzej niż kilka lat temu. Jej twarz jeszcze
bardziej poszarzała i mimo swojego młodego wieku (miała zaledwie czterdzieści
dwa lata), jej buzię naznaczały głębokie, starcze zmarszczki.
Przełknął ślinę, próbując
się w sobie zebrać. Był dorosły, do cholery! Odciął się od tej popieprzonej
rodziny, zaczął wieść swoje życie.
– Co tu robisz? – zapytał
tak zimnym, oschłym tonem, że aż sam nie poznał swojego głosu. Jego mama
najwidoczniej także była tym zaskoczona, bo na chwilę odwróciła wzrok.
– Przyszłam – powiedziała,
jakby to nie było logiczne. Aleks prychnął i oparł się o framugę, wsuwając
dłonie w kieszenie swoich spodenek.
– No i? – Uniósł brwi. – To,
że przyszłaś, widzę. Czego ode mnie chcesz?
– Pomóż mi... nam –
poprawiła się. Jej głos drżał, a niebieskie oczy wyglądały na zmęczone do
granic wytrzymałości. W dodatku czuł od niej woń alkoholu, co go skutecznie
ocuciło. Nie zawdzięczał jej nic oprócz swojego życia.
– Ja? – prychnął i
uśmiechnął się krzywo. – Ty czegoś jeszcze ode mnie chcesz? No nie bądź śmieszna,
niech ci ojciec pomoże. A może się już zapił? – Nie, wcale go to nie bawiło. Po
prostu nie chciał dać się jej sobą manipulować.
– Olek… masz brata –
powiedziała w końcu, a jego momentalnie zamurowało. Patrzył przez chwilę na
mamę jak na zjawisko paranormalne, zastanawiając się, czy przypadkiem z niego
nie kpiła. Nie zwrócił nawet uwagi na znienawidzonego „Olka”. Tylko jego matka
tak się do niego zwracała i tylko jej na to pozwalał.
– Co?
– Masz brata – powtórzyła. –
Nie mamy kasy, żeby go wychować.
Nie wiedział jak długo tak
stał i patrzył na nią, nie mając żadnego pojęcia, co ma powiedzieć i zrobić.
Kiedy jednak kobieta zrobiła krok do przodu, a on poczuł mocną woń alkoholu,
cofnął się do mieszkania.
– Idź stąd – warknął.
– Potrzebujemy pieniędzy! –
wydarła się jak histeryczka, a jej głos odbił się echem po korytarzu. Z
pewnością słyszeli ją ludzie na całym piętrze, jednak Aleks nie przejmował się
tym za bardzo w tamtej chwili. Matka wyciągnęła do niego swoje wysuszone dłonie
i zrobiła pewny krok do przodu. Tego było zbyt wiele, Białecki doskonale
wiedział, że jeszcze trochę i się ugnie. Nie chciał dawać jej pieniędzy, bo
doskonale zdawał sobie sprawę, że na jednym razie by się nie skończyło.
Odwrócił się i spróbował zamknąć drzwi, które kobieta usiłowała jeszcze
otworzyć. Nie miała jednak z nim żadnych szans i już po chwili rozległ się
trzask, a po nim skrzypnięcie przekręcanego klucza w zamku.
Był bezpieczny, pomyślał,
zupełnie jakby ta chuda, wyniszczona używkami kobieta, mogłaby mu coś zrobić.
Przez chwilę znów czuł się jak dziecko skazane na jej łaskę… I ojca,
dopowiedział sobie, przełykając zgęstniałą ślinę w gardle.
Przez kilka chwil jego mama
waliła jeszcze w drzwi i coś krzyczała, ale ostatecznie dała sobie spokój, co
Aleks przyjął z westchnieniem ulgi. Wrócił do salonu, usiadł na kanapie i spróbował
zapomnieć o tym przykrym wydarzeniu, co jednak nie było tak proste, jakby
chciał.
Sięgnął po laptopa,
pozwalając Demonowi wdrapać się na swój brzuch i zwinąć się na nim w kłębek.
Uśmiechnął się kącikiem ust, drapiąc ciepły grzbiet zwierzęcia. Wszedł na
facebooka, wcześniej włączając muzykę. Z głośników popłynęły pierwsze dźwięki
jednej z piosenek jego ulubionego zespołu. The Offspring zawsze działali na
niego kojąco, miał więc nadzieję, że i tym razem nie zawiodą.
– To dziecko będzie mieć
takie samo życie jak ja. – Słowa same opuściły jego gardło. Gdy zdał sobie sprawę
z tego co właśnie powiedział, spiął się. – Pierdolenie, pewnie sobie wymyśliła
tego dzieciaka – dodał po chwili, pewnym, stanowczym tonem. Demon zerknął na
niego szkarłatnym oczkiem i poruszył nieco noskiem. – Przebiegła jest. Bachora nigdy
nie było – próbował się przekonać. Uniósł brwi z zdziwieniu, dostrzegając jedno
zaproszenie, którego chwilę temu nie było (gdy lenił się cały dzień w domu i
nawet nie raczył ruszyć dupska poza teren wieżowca, potrafił dziesięć razy na
minutę odświeżać tę stronę). W momencie w którym zobaczył kto go zaprosił, na
kilka sekund zapomniał o mamie. Maciej. Tak, ten sam Maciej z klubu, z którym
tak świetnie mu się rozmawiało. Przełknął ślinę i od razu zaakceptował, a już
kilka chwil później dostał od mężczyzny wiadomość.
Cześć młody.
Na twarzy Aleksa
automatycznie wykwitł szeroki uśmiech, a serce zaczęło mu łomotać w piersi z
dziwnej ekscytacji. Odpisał mu zwykłe „hej” i wszedł na jego profil, ciekawy
zdjęć, jakie na nim zamieścił. Pierwsze jednak na co zwrócił uwagę, to pole
„wspólni znajomi”. Jego brwi zbiegły się, kiedy dostrzegł tam Jasia Jana, czyli nikogo innego, a po
prostu poprockowego Biebera, nowego wokalisty Dzieci Ludwiczka.
***
Pchnął furtkę, a skrzypiący
dźwięk aż wbił się w przerażającą, poranną ciszę, jaka panowała dookoła. Niebo dopiero
zaczynało się przejaśniać, było zimno, ciemno i mokro. Kiedy szedł w stronę
garażu, zmokłe liście skrzypiały mu pod podeszwami trampek. Odetchnął ciężko, a
delikatna mgiełka otuliła jego twarz. Nienawidził jesiennych poranków,
stwierdził, zapadając się bardziej w połach swojej kurtki. Wielu rzeczy nie
lubił, ale wstawanie rano traktował jak karę. A gdy spoglądał na ciemne okna
domów, w których z pewnością smacznie spali obcy mu ludzie, irytował się
jeszcze bardziej.
W końcu wszedł do garażu i
odetchnął. Zrobiło mu się cieplej i to na tyle, że mógł wyciągnąć dłonie z
kieszeni kurtki. Kiedy jednak spojrzał w głąb pomieszczenia, od razu powrócił
mu wisielczy, poranny humor.
– Cześć – rzucił Jasiek,
odrywając na chwilę wzrok od telefonu, którego podświetlony ekran rzucał nikły
blask na twarz chłopaka. Aleks zmarszczył brwi i nos, jakby zobaczył coś bardzo
nieprzyjemnego. Cholera, a mógł się spóźnić! Pospać dłużej i dzięki temu nie
spotkałby młodego. Same plusy.
– No hej – odparł obojętnie
i oparł futerał z gitarą o ścianę. – Co tak wcześnie?
– Wkurzasz się, że zawsze
się spóźniam, a teraz pytasz, co tak wcześnie? – prychnął Jasiek i wstał,
prezentując swoją chuderlawą sylwetkę w całości. Aleks aż przewrócił oczami i
przyciągnął pod swoje cztery litery mały, chyboczący się na boki taboret.
– Tak, pytam.
– Żebyś w końcu nie miał się
do czego doczepić – oznajmił w końcu Jasiek. Czuć było między nimi dystans,
mierzyli się zmęczonymi, jeszcze rozespanymi spojrzeniami, zupełnie jakby
trwała jakaś dziwna, nieokreślona słowami walka.
– Super – burknął Aleks.
– Super – potwierdził Jasiek
i tak siedzieli w ciszy, od czasu do czasu zerkając na siebie, jakby w
oczekiwaniu jakiegoś ruchu. Może Białecki myślał, że to chuchro zaraz wstanie i
coś mu zrobi albo… Albo po prostu nie potrafili normalnie ze sobą przebywać.
Nienawistne lub kpiące spojrzenia, jakie rzucali sobie raz po raz, były już dla
nich całkowicie normalne. Nie lubili się, tylko głupi by tego nie zauważył.
Nagle uciążliwe milczenie
przerwały pierwsze akordy dzwonka. Aleks już prawie się podniósł, myśląc, że to
jego telefon, no bo kto inny w tym garażu ustawiłby sobie na dźwięk jedną z
piosenek The Offspring? Na pewno nie Jasiek, to nie była jego muzyka.
Oczy Białeckiego otworzyły
się szeroko, kiedy chłopak sięgnął do kieszeni, wyciągnął komórkę i w momencie
naciśnięcia zielonej słuchawki, melodia ustała.
– No nie gadaj – burknął
Aleks bardziej do siebie niż do Jaśka. Nie wierzył w to co słyszał! W międzyczasie
młody rzucił coś do telefonu i się rozłączył.
– O czym mam nie gadać? –
mruknął, skupiając się bardziej na blokowaniu aparatu niż na rozmowie z
Aleksem.
– To był Offspring –
powiedział z głupim wyrazem twarzy. Zapewne gdyby podszedł do lustra i zobaczył
jak wygląda, dałby sobie w pysk. Powinien zachowywać się doroślej, był starszy
od Jaśka!
– Staring at the sun. – Jasiek uśmiechnął się nagle lekko, a Aleks w
jednej chwili przestał wyglądać jak wiecznie niezadowolony snob. Nawet na
chwilę na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– Z Americany. – Pokiwał z
uznaniem głową. No bo jak można tego nie szanować! Americana była jedną z
ulubionych płyt Aleksa! – Dobry wybór – powiedział niczym koneser punkrocka. Aż
się wyprostował na tym małym, krzywym krzesełku, by wyglądać poważniej. Może
Jasiek nie był tak zły, jak myślał? Złe osoby nie słuchały dobrej muzyki!
– Polubiłem ich – przyznał
Jasiek, a jego uśmiech się powiększył. Całe dziwne napięcie, jakie między sobą
czuli, zniknęło. – Americana to ich najlepszy krążek.
– Americana to w ogóle najlepszy krążek! –
prychnął Aleks, urażony.
– Niech będzie. – Jasiek
zaśmiał się cicho. Miał nieco piskliwy głosik, ale z uśmiechem było mu znacznie
bardziej do twarzy niż z naburmuszonym wykrzywieniem ust. – W ogóle, kupiłem
drugiego szczura – rzucił luźno Jasiek, zupełnie jakby chwilę temu nie burczeli
do siebie w sposób, jakby mieli się na siebie rzucić i zagryźć, czego Aleks
wydawał się też nie zauważyć.
– O, właśnie. – Kiwnął
głową. – I jak? Lepiej?
– No, zaczął jeść. Trochę
przybrał już na wadze. Chyba będzie dobrze. – Pokiwał głową. – Byłem głupi, że
nie poczytałem wcześniej o zachowaniu szczurów – burknął, a Aleksa prawie
wmurowało w mizerny taborecik. Nie wierzył w to co słyszy! Jasiek właśnie się
przed nim przyznał, że był głupi! Zaraz pewnie się obudzi na swojej niewygodnej
kanapie, której sprężyny wbijają się w kręgosłup, a to wszystko okaże się tylko
pięknym snem. Dlatego też po chwili uszczypnął się ukradkiem, tak by chłopak
nie zauważył.
– Nie no. – Gdy dotarło do
niego, co mu odpowiedział, był w jeszcze większym szoku. Powinien mu dogryźć i
to tak, że mały, biedny paniczyk się nie pozbiera, zaczerwieni się i ucieknie.
Och, to byłoby piękne, pomyślał. – Ważne, że już wiesz. – Wzruszył ramionami. –
Jakbyś miał jeszcze jakieś pytania… – chrząknął. Robiło się dziwnie, cholera. –
To wiesz. Odpowiem.
Jasiek zamrugał. Obaj chyba
nie rozumieli sytuacji.
– Jasne. – Kiwnął sztywno
głową i gdy już Aleks pomyślał, że wrócą do punktu wyjścia, czyli do
nienawidzenia siebie na każdym kroku, Jasiek uśmiechnął się. I wcale nie był to
złośliwy uśmiech. – Wiem już kogo się radzić.
Nagle drzwi od garażu
otworzyły się, a do środka, ziewając szeroko, wszedł Adam. Przystanął, spojrzał
na nich nieco zdziwiony, a później wzruszył ramionami, jakby do siebie. Też
zauważył zmianę ich stosunków? – zdziwił się Aleks i poruszył się nerwowo na
siedzeniu.
– Siema – rzucił obojętnie
Adam i bez zbędnych słów usiadł na podłodze. – Dobranoc – dodał jeszcze i chyba
przysnął z głową zawieszoną między barkami. Jasiek spojrzał na niego zdzwiony,
a później zerknął na Aleksa.
– Nie pytaj – rzucił
Białecki do niego szeptem.
– Chyba nie zamierzam –
odpowiedział równie cicho i uśmiechnął się rozbawiony.
***
Albo się Aleksowi wydawało,
albo poranna próba przebiegła jakoś przyjemniej, myślał, pakując gitarę do
futerału. Zbliżała się dwunasta, trochę zatracili się w czasie, ale grało im
się naprawdę dobrze. Nawet Jasiek czepiał się jakby mniej.
– Dobra, chłopaki, muszę
szybko spadać – powiedział i uśmiechnął się do nich przepraszająco. – Będę
uciekać.
– A jedziesz do miasta? –
zapytał Jasiek i zerknął na niego. Remik aż zmarszczył brwi, ale się nie
odezwał, a Adam… Adama mało co obchodziło.
– No, jadę. – Kiwnął głową i
zarzucił gitarę na ramię. Spieszył się, miał pojawić się u Krzycha o dwunastej,
był już spóźniony, a tego mężczyzna nienawidził.
– To czekaj, podrzucę cię –
zaoferował i w tym momencie nawet Adam na nich zerknął, jakby zobaczył ducha.
Aleks za to uśmiechnął się i kiwnął głową, nie miał zamiaru rezygnować z
darmowego transportu.
– W poniedziałek o
dziewiętnastej! – krzyknął za nimi jeszcze Remik, jakby bał się, że powtarzanie
tego dziesięć razy mogło nie wystarczyć.
– Okej, okej. – Aleks
machnął na niego olewająco ręką i podeszli do samochodu Jaśka. Gdy do niego
wsiadł, nie czuł się już aż tak obco, jak kiedyś. Nawet sterylny porządek mu
nie przeszkadzał.
Kiedy ruszyli, Jasiek nawet
na niego nie spojrzał. Znów zapadło to dziwne milczenie, towarzyszące im już od
momentu poznania. Aleks zerkał na naburmuszoną twarz chłopaka co chwilę i
zdawał sobie sprawę, że był największym idiotą na świecie. Przez chwilę
pomyślał, że polubił Jaśka! Tego bachora nie dało się lubić.
***
– I jak tam dzień? – zapytał
Krzysztof już od progu. Białecki zmarszczył brwi, wchodząc do apartamentu
powolnym, nieco znudzonym krokiem. Rozejrzał się po znanym mu już wnętrzu i nie
spiesząc się z odpowiedzią, pochylił się do butów, by rozwiązać sznurówki.
– Dobrze – odparł dopiero
gdy stał już w samych skarpetkach na marmurowych, wypolerowanych na błysk
płytkach. Tak się świeciły, że prawie przypominały lustro, pomyślał Aleks,
patrząc na czystą powierzchnię.
– Zjemy coś? – Krzychu
uśmiechnął się i wpatrzył w Aleksa dziwnie błyszczącym wzrokiem, niepasującym
do poważnego, dorosłego mężczyzny. Białecki zrobił krok do tyłu, wiedział, że
ten facet nie traktował go jak zwykłej dziwki, co więcej, zdawał sobie sprawę z
uczuć Krzysztofa, bo na pewno jakieś do niego przejawiał. Nie był to czysty
układ seksu za sponsoring… Z pewnością nie dla sponsorującego. Krzychu mógł
widzieć to nieco inaczej. – Poszedłbym do restauracji, co ty na to?
– Nie ma mowy – odparł
Aleks. Był zmęczony nie tylko próbą. Sytuacja sprzed kilku dni ciągle do niego
wracała, nie mógł przestać myśleć o mamie i o rzekomym bracie. Chciał wyrzucić
to z głowy, ale był ciotą (jak sam się wyzywał), nie potrafił podejść do tego
obojętnie. – Zjadłbym coś tu. Wiesz dobrze, że nie lubię restauracji –
powiedział i przeszedł do dużego salonu, po czym przysiadł na kanapie i
odetchnął ciężko.
– Dobrze – stwierdził
Krzychu ugodowo, idąc za Aleksem. – Zamówię coś. Pizzę, jak zwykle? – zapytał,
a w jego głosie pobrzmiewała lekka kpina, którą Białecki od razu wyczuł, jednak
niezbyt się nią przejął. Krzysztof zawsze krytykował jego gust kulinarny, ale
mimo wszystko nie miał zamiaru zachwycać się takimi ohydztwami jak owoce morza,
a te mężczyzna potrafił jeść kilogramami. I zapijać winem, oczywiście, bo
innych trunków nie ruszał.
– Może być tym razem chińska
kuchnia – powiedział i założył nogę na kolano. Sapnął ciężko, gdy dostrzegł
maleńką dziurkę w skarpetce, którą ukradkiem spróbował zasłonić, naciągnął
materiał i wcisnął go między palce. Krzysztof tego już nie zauważył, bo całą
swoją uwagę poświęcił najnowszemu I–phonowi, próbując znaleźć numer do jednej z
najlepszych (a przez to też najdroższych), chińskich restauracji w ich mieście.
– Co robiłeś dzisiaj? –
zapytał nieobecnym głosem, skupiając się bardziej na liście kontaktów niż na
faktycznej rozmowie z Aleksem.
– Mieliśmy próbę – wyjaśnił.
– I potrzebuję kasy – dodał, zapadając się bardziej w niezwykle wygodną sofę.
– Później powiesz mi ile,
dam ci – mruknął i już po chwili zaczął rozmowę z kelnerką restauracji. Nie
musiał nawet pytać Aleksa, co chciałby zjeść, bo doskonale znał odpowiedź. Menu
Białeckiego było nudne, całe życie mógłby jeść te same potrawy i wcale nie miał
ich dość. Gdy coś mu zasmakowało w jakimś lokalu, nigdy już więcej nie próbował
tam innych dań, w przeciwieństwie do Krzysztofa.
Po niecałej godzinie usiedli
do stołu. Całe pomieszczenie wypełnił specyficzny zapach chińskiego jedzenia,
niezwykle przyjemny, kiedy czuło się ssanie w żołądku.
Krzychu otworzył sobie wino
i nawet nie zapytał Białeckiego, czy też mu nalać. Znał jego gusta, nie tylko kulinarne,
ale także te związane z alkoholem. Jego kochanek wolał piwo, mógł je pić do
wszystkiego, co zauważył kiedyś Krzysztof z lekkim obrzydzeniem: nawet do śniadania. „Żyli” ze sobą już
tak długo, że mimo wszystko czterdziestolatek nie kwestionował już upodobań
Białeckiego, wręcz przeciwnie; na zakupach brał czteropak piwa, dzięki czemu
zawsze jakieś stało w lodówce i czekało na Aleksa.
Aleksander wrócił do stołu
ze swoim ulubionym Lechem i nie bawiąc się w przelewanie go do szklanki, pociągnął
dużego łyka prosto z gwintu.
Zaczęli jeść w milczeniu,
jak zawsze zresztą. To był już ich rytuał, czasem tylko Krzysztof próbował coś
zagadać, co zawsze jednak kończyło się niezbyt satysfakcjonującą odpowiedzią
Aleksa, ucinającą dalszą możliwość rozmowy. Siedzieli więc obok siebie,
przeżuwali i popijali alkoholem, wpatrzeni w widok miasta z dziewiątego piętra
apartamentowca. Szare budynki, ulice, niebo. Nic, co przyciągałoby wzrok na
dłużej, a jednak wpatrywali się w ten nudny obraz przez piętnaście minut. Jakiś
korek stworzył się ulicę obok, przejechała karetka, wszystkie samochody
mozolnie próbowały zrobić jej miejsce. Normalne zdarzenia, jakie miały miejsce
każdego dnia, rozgrywały się tuż przed nimi.
Aleks dopił piwo i wstał.
Nie pytając o pozwolenie poszedł do kuchni i wziął sobie kolejne, a gdy wrócił,
włączył jeszcze telewizor i odszukał stacji MTV
Rock. Nie była jego ulubioną, ale lepsza ona niż Eska TV czy Viva,
pomyślał, z powrotem zajmując swoje miejsce przy Krzysztofie. Obaj już zjedli i
również obaj doskonale wiedzieli, że to ten moment, w którym powinni zacząć
rozmowę.
– I jak minęła próba? –
zagadał Krzychu, nalewając sobie kolejny kieliszek wina.
– Spoko – odparł oszczędnie
i pociągnął sporego łyka piwa. – Mamy nowego wokalistę – powiedział, obracając
w dłoni butelkę. Przesunął palcami po jej chropowatym boku, zapatrując się na
etykietę Lecha.
– I co? Dobrze się z nim
współpracuje? – Rozmowa w ogóle się nie kleiła, mimo że Krzysztof starał się
posunąć ją do przodu. Zadawał pytania, wpatrywał się w Aleksa z zaciekawieniem,
uśmiechał się do niego, ale Białecki nie był dzisiaj w nastroju. Męczyła go
sprawa z mamą i czuł, że nie może o tym tak po prostu zapomnieć. Nie dało się
tego wymazać z pamięci, wcale nie był silnym dupkiem, jakiego na co dzień
udawał.
– W miarę – mruknął i
zapadła cisza. Dokończył piwo, a następne przyniósł mu już Krzysztof, idealnie
wyczuwając jego humor i chęć picia dalej. Czasem Aleksowi wydawało się, że ten
facet, z którym teoretycznie nic głębszego go nie łączyło, wiedział o nim więcej
niż powinien. Umiał rozpoznawać jego samopoczucie jak nikt inny kogo znał.
– Męczy cię coś –
powiedział, kiedy usiedli na kanapie. Białecki zerknął na niego i pokręcił
głową, poruszając mimowolnie stopą w rytm jednej z piosenek, jaka właśnie
leciała z telewizora.
– Widzę, że tak – zagadał
niezwykle łagodnym głosem, który wybił Aleksa z zamyślenia. Dwudziestolatek
popatrzył na Krzycha, sam już nie wiedząc, czy chce to wszystko dalej trzymać w
sobie. Chyba potrzebował rozmowy, może gdyby zwierzył mu się z kilku rzeczy,
nie zagłębiając się w szczegóły, poradziłby sobie z wyrzutami sumienia?
– Chodzi o moją rodzinę –
powiedział cicho. Nieczęsto mówił Krzysztofowi o swoim życiu, właściwie to nie
mówił nigdy, czasem tylko coś napomniał. W przeciwieństwie do Aleksa,
czterdziestolatek zwierzał mu się z naprawdę wielu rzeczy, ale teraz każda z
nich wydawała się Białeckiemu błaha przy jego problemie. – Moi rodzice są
alkoholikami. W dzieciństwie przechodziłem piekło, dlatego chciałem się jak
najszybciej stamtąd wynieść – mówił, a słowa z niezwykłą łatwością opuszczały
jego gardło. Może zawdzięczał to tym kilku piwom, a może po prostu naprawdę
potrzebował rozmowy z kimś. Kimkolwiek. Miał tę świadomość, że Krzychu nie
będzie umiał postawić się w jego sytuacji, pochodzili z dwóch różnych światów,
co więcej; dzieliło ich naprawdę sporo lat. W tamtym momencie było to jednak
nieistotne. Nie zastanawiał się, że właśnie rozmawia ze swoim sponsorem,
którego nie powinien wciągać w swoje życie, z którym powinien oddzielić sferę
prywatną i… zawodową. (Jezusie, jak to
brzmiało – pomyślał.) – Ostatnio przyszła do mnie mama – jego głos był
cichy, ledwo słyszalny. – Powiedziała, że mam brata.
– I jesteś rozdarty między
tym czy mówi prawdę, czy nie? – zapytał nagle Krzysztof pewnym siebie tonem,
zupełnie jakby nie należał do niego. Aleks przełknął ciężko ślinę i uciekł
wzrokiem na bok, też nie zachowując się tak, jak na co dzień. Miał wrażenie, że
ten mężczyzna zna go lepiej, niż początkowo myślał. Odsłonił się? Był aż tak
oczywisty, że nawet ktoś taki jak Krzychu potrafił połączyć kilka faktów?
– Tak. – Kiwnął głową.
– To musisz to sprawdzić –
zawyrokował i wstał. – Chodź, jedziemy tam – dodał, a Aleksa na chwilę
zamurowało z zaskoczenia, nie spodziewał się po Krzysztofie czegoś podobnego.
Prędzej, że wysłucha, pokiwa głową, zaproponuje mu kolejne piwo. A tymczasem
mężczyzna chyba naprawdę chciał mu pomóc. Tylko dlaczego? Po co? Nie musiał,
taka relacja nie wchodziła w grę między nimi.
– Co? – zapytał Aleks
głupio. – Nie. Nie ma mowy!
– Jak nie pojedziesz i nie
sprawdzisz, to nigdy się nie dowiesz. Wstawaj, jedziemy. Będę z tobą, jeżeli to
ci pomoże.
Trochę jest mi żal Krzysztofa. Jest przedstawiony jako typowa niedorajda życiowa, a do tego wplątał się w jakiś emocjonalny, jednostronny "związek" z kim? Ze swoją... cóż, dziwką. Sytuacja kompletnie beznadziejna.
OdpowiedzUsuńTo taka mała dygresja odnośnie wybitnego sponsora.^^
Natomiast co do reszty. Wbrew klimatowi w jakim jest opowiadanie, całość wydaje mi się... sympatyczna. Mam tu na myśli to, że zdecydowanie łatwo i fajnie się czyta, jak i co oczywiste - wciąga.
Co jest jeszcze fajną sprawą to to, że fabuła nie jest, a przynajmniej dla mnie, typowo banalnym i "kolorowym" romansikiem. Zdecydowany plus. :]
Do tego główny bohater wydaje się być prawdziwym człowiekiem, a nie "Kenem wyjętym z Barbielandu", że tak się wyrażę - jak to czasami w niektórych opowiadaniach bywa. Na szczęście na tym blogu z czymś takim się nie spotkałam. ;)
Pozdrawiam! ;)
Cieszę się, że tak odbierasz to opowiadanie, bo właśnie z identycznym nastawieniem próbuję to pisać. :) Chciałam uniknąć depresyjnego nastroju, bo angstów w Internecie jest już naprawdę sporo.
UsuńDziękuję bardzo za komentarz i miłe słowa! :)
Jak ja się ucieszyłam gdy zobaczyłam rozdział :) Boże jak cudownie się to czyta :) No i warto było czekać chodź następny może być wcześniej :) Rozdział bardzo mi się podoba ale musisz mi wybaczyć nie umiem pisać komentarzy :( I SilencedUnknown zgadzam się z tobą te opowiadanie jest inne i dlatego jest takie dobre :) Życzę weny i czekam na następny <3 :)
OdpowiedzUsuńCUDOWNY ROZDZIAŁ~~ wybacz, że tak mało konstruktywny komentarz xD
OdpowiedzUsuńOoo, nie mogłam się doczekać ^_^ A teraz znowu będę się niecierpliwić, zastanawiając się, co z tym bratem...
OdpowiedzUsuńJak zwykle - świetnie. Podoba mi się, że nie ma w tym żadnego melodramatyzowania, za to wszystko wydaje się takie... prawdziwe. Dobra robota! :D
Powodzenia z kolejnymi rozdziałamrozdziałami ;)
A.
Strasznie podoba mi się to opowiadanie i aż pali mnie ciekawość, co będzie dalej :3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko dodasz nowy rozdział ;)
Pozdrawiam^^
Jak tam idzie pisanie ?
OdpowiedzUsuńCzekamy już prawie miesiąc :)
Mam nadzieję że rozdział nam to wynagrodzi :)
Mam nadzieję że nie zrobiłam ci przykrości tym komentarzem :)
Jeżeli tak to przepraszam :)
Pozdrawiam i życzę weny :)
Właśnie przeczytałem Dzieci Ludwiczka i....
OdpowiedzUsuńWbrew, po wyższym "achom" i " ochom" jestem w szoku, że to właśnie Ty jesteś autorką tego tekstu! Nie było mnie tu kilka, dobrych lat i poztywnie zaskoczyłaś mnie faktem, że nadal bloga prowadzisz! To aktualne opowiadanie jest jednak, poniżej twojego poziomu! Nie jest złe, ale ciebie zdecydowanie stać na więcej. Ja sie pytam gdzie inteligenty, sarkazm! Blyskotliwa, ale nie bezczelna ocena tematu! Gdzie wreszcie ta prostolinijna, naturalność, ktora sprawia, że czytając tekst podchodzsz to postaci z sympatią, jakby byli twoimi kuplami, od wieczornych wypadów, czy sąsiadem, ktorego codziennie widujesz na parkingu...
Zawsze szanowałem, w twoich tekstach fakt,że nie robisz niczego na siłę, że jesteś bardzo realna w swych obrazach ( polska, to polska nikt nie zrobi z niej reali, kiepskich amerykańskich seriali, co czesto się w tej tematyce zdarza.)
Mam nadzieje, że po traktujesz to jako motywację i nie poczujesz sie mocno urażona, bo mimo wszystko nadal mam sentyment do twoich tekstow.
Pozdrawiam
Andreas.
Myślę, że każdy się kiedyś wypala i to uczucie prześladuje mnie już od jakiegoś czasu. Zaczynam się już zastanawiać, czy nie "zejść ze sceny". ;)
UsuńNo i co tak po prostu się podasz? Pozwolisz jakims depresjom nudzę, czy lenistwu, sie złamać! Jak masz dola, kup sok grejfurowy, zawiera liczne substancję antydepresyjne! Jak tematyka powoli Ci sie wypala, wyjdź na ulicę i poparz, na ludzi, posluchaj o czym mówią, oni nawet sobie nie zdają sprawy, jak wiele o swoim życiu mówią. Przyjrzyj sie jak wyglądają, posluchaj jak sie wyslawiaja, co ich drażni, a co cieszy... Przeciętny kowalski nie chroni swojej prywatności i do rozgyzienia jest łatwy jak kinder bueno... Mam wrażenie, że przechodzisz właśnie przez okres, który Ja osobiście przechodziłem w liceum(które notebene każdą klase zdawalem w innym państwie ), gdy wydaje Ci się że świat cie przerasta, a ty cholernie do niego nie psujesz, gdy problemy codzienne wyolbrzymiasz do Monsumow. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest jednak, to że właśnie, to że nie pasujesz, czyni cie ciekawszą. Dzięki temu zwracasz uwagę, na rzeczy przez ktore inni, przechodzą zupełnie nieświadomi. Dlagego inni wydza w tobie dziwną. Może po prostu z kimś pogadaj, wyrzuć z siebie wszystko, na chłodno a wtedy wiele, rzeczy samo sie uspokoi. Wiesz kiedy przestaliśmy sprawdzać czy nie ma potworów, po łóżkiem? Gdy odkryliśmy, że sa wewnątrz nas...
OdpowiedzUsuńJesteś kobietą Dream, a kobiety jak wiatr, uskakuja, ciosom...
Wena, rodzi się z zaslyszanych historii, zacznij wiec słuchać...
Z przyczyn zawodowych i trochę uprzedzeń Facebooka, nie posiadam, ale jesli chcesz pogadać do piątku zlapiesz mnie pod tym nr. 45373451
Pozdrawiam
Andreas.
Zupełnie nie o to chodzi. Znalazłam inne zajęcia, mam coraz mniej chęci i czasu na pisanie. Nie jest już ono moim głównym zainteresowaniem, czy sposobem na relaks.
UsuńMam nadzieje, że skończysz przynajmniej Dzieci Ludwiczka. Fabuła bardzo mnie zaintrygowała i nawet nie wiesz jak często odwiedzam twojego bloga z nadzieją na nowy rozdział ;) życzę powodzenia
UsuńWiesz, cały czas mam zapisane w zakładach blogi Akame, Heartless czy Zielonej Papryki i chociaż wiem, że One już nie wrócą i nie dokończą swoich opowiadań i tylko się "torturuję" zaglądając do nich. Tak, torturuję bo nienawidzę niezakończonych historii, ale mam do nich ogromny sentyment. Chciałabym, żeby Twój blog nie został taka męczącą zakładką. Mam nadzieję, że DZIECI LUDWICZKA dokończysz, a wtedy ja szczerze i z całego serca będę mogła życzyć Ci by nowe pasje. ale także życie prywatne było pełne radości i spełnienia :-)
OdpowiedzUsuńIve
Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńDziękuję i nawzajem. :)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńtak sobie myślę, może Maciej jest ojcem Jasia, ciekawe czy jego matka kłamała na temat tego, że ma brata, ale jak widać Krzysztofowi zależy i to bardzo...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia