Rozdział 6. Anyway you want it
Opierał głowę na ręce, z uśmiechem spoglądając na kinowy ekran, gdzie wyświetlana była jakaś komedia romantyczna. Nie skupiał się na filmie, nie wiedział nawet, o co w nim chodziło. Obraz zwyczajnie przelatywał mu przed oczami, a on zdawał się go nie zauważać. Ignorował nawet ściskającą jego nadgarstek dłoń Martyny i komentarze kobiety na temat filmu. Był myślami zbyt daleko od sali kinowej, żeby się tym przejmować.
Uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie wczorajszego wieczoru.
Dawno nie był tak podniecony, ostatni raz tak się czuł, gdy był z Marcinem, czyli naprawdę dawno temu.
Później z żoną musiał się zmuszać i udawać (co chyba było jeszcze gorsze od samego zmuszania), że wszystko jest jak najbardziej okej.
Później z żoną musiał się zmuszać i udawać (co chyba było jeszcze gorsze od samego zmuszania), że wszystko jest jak najbardziej okej.
Westchnął, cały czas czując się dziwnie lekko. Gdyby mógł tak jeszcze raz wcisnąć żonie jakiś kit i wyjść do tego klubu… Już nawet nie przejmował się tak bardzo faktem, że po kinie będzie czekała go noc z Martyną.
Jakoś to przeżyje. Musi przecież… A jutro dzień u teściowej… A w poniedziałek powrót do nudnej pracy…
Gdy tylko spojrzał na to od tej strony, jego entuzjazm opadł, a uśmiech na twarzy zniknął tak szybko, jak się na niej pojawił.
Wrócił do mieszkania całkowicie wykończony. Próby nie szły aż tak źle, jak się spodziewał na początku. Można nawet powiedzieć, że odnajdywał się w nowej roli, ale i tak denerwował się dniem jutrzejszym. Bał się, że coś mu nie wyjdzie, że przez niego ich szansa na rozgłos pęknie jak bańka mydlana. W końcu gitara prowadząca była jedną z ważniejszych części zespołu.
Westchnął ciężko, rozbierając się i biorąc szybką kąpiel. Pierwszy raz tak się denerwował przed koncertem. Może i Muszla Fest* nie była jakimś wielkim krajowym wydarzeniem muzycznym, ale można było zostać na niej zauważonym. Mieli szansę spodobać się ludziom i zacząć zbierać pierwszych fanów.
Ale jak nie wyjdzie… Jeśli nie podoła swojemu zadaniu… Aż się skrzywił, wycierając się ręcznikiem i zakładając na nagie ciało szare spodnie dresowe.
Wszedł do salonu, szybkimi ruchami rozkładając rozlatującą się amerykankę i wyciągając ze schowka kołdrę razem z poduszką, po czym niedbale pościelił sobie posłanie. Opadł na łóżko, zakrywając się aż po same czubki uszu. Przynajmniej miał nadzieję, że uda mu się zasnąć, bo naprawdę dosyć miał już tego stresu. Rozumiał tremę dziesięć minut przed wyjściem na scenę, ale tremę dzień wcześniej?! I to jeszcze tak silną, że aż mu się gardło ściskało?!
Spróbował zasnąć…
Kręcił się z boku na bok, to odkrywając się, to przykrywając. Z pięć razy poprawiał poduszkę i przekładał ją na drugą stronę, zupełnie jakby to miało mu w czymś pomóc. Każda pozycja wydawała mu się niewygodna, obojętnie czy leżał na brzuchu, plecach, czy też boku.
Sapnął ciężko, podnosząc się nagle do siadu. Całe wcześniejsze zmęczenie diabli wzięli, a stres jak nie znikał, tak nie znikał!
Sięgnął po laptopa, przysuwając się bliżej ściany i opierając się o nią, a notebooka kładąc sobie na kolanach. Włączył go, czekając aż uruchomi się system. Pierwsze, co zrobił, to włączył program odtwarzający muzykę. Z głośników popłynęły pierwsze akordy Paradise City Guns N’ Roses. Niemal odruchowo zaczął wybijać palcami rytm o brzeg laptopa, otwierając folder z nagraniami jego zespołu. Nie było ich wiele, zazwyczaj grali covery, ale jutro wystąpią ze swoim własnym repertuarem… I właśnie dlatego nie powinien się tak denerwować! Zawsze łatwiej zagrać swoją piosenkę, niż kogoś innego, ale jakoś go to nie uspakajało, po prostu nie odnajdywał się jeszcze w nowej roli.
- Take me down, to the Paradise City, where the grass is green, and the girls are pretty* – zanucił pod nosem, włączając przeglądarkę. Jeszcze na dodatek jutro, zaraz po koncercie, odwiedzał rodziców. Nie, żeby było to coś strasznego, bo, jak sam uważał, rodzinę miał fajną. Po prostu po Muszli, ostatnim czego będzie potrzebował, to obiadek u mamusi.
Westchnął ciężko, wpisując adres czatu gejowskiego. Miał nadzieję, że mimo późnej pory zastanie tu Rafała. Jakoś lubił z nim rozmawiać.
Przejrzał szybko listę użytkowników, nie znajdując jednak jego nicku. No cóż… widocznie tylko on nie miał, co robić w nocy.
Oparł głowę o ścianę, poruszając nogą w rytmie powoli kończącego się utworu Guns N’ Roses i usilnie starając się nie myśleć o koncercie.
Nie był człowiekiem, którego przerażały takie sprawy, ale teraz… Teraz to była ich szansa. Nie mógł tego zawalić i dobrze o tym wiedział.
Siedział tak w bezruchu dłuższą chwilę, słuchając następnych utworów w kolejności, jaką sobie kiedyś ułożył. Poczuł się trochę zmęczony, więc już chciał wszystko wyłączyć, gdy dostał wiadomość prywatną na czacie. Od Nienasyconego. Aż uśmiechnął się pod nosem, otwierając ją.
Zapalił papierosa, wpatrując się w stary, komunalny blok znajdujący się naprzeciwko ich wieżowca. W kilku oknach paliło się światło, co dowodziło, że nie wszyscy mieszkańcy nadal spali.
Westchnął ciężko, zaciągając się mocno i wypuszczając dym nosem, wpatrując się jeszcze w czarne niebo. Półksiężyc świecił jasno, gdzieś obok przelatywał samolot i to byłoby na tyle. Żadnych gwiazd, chmur… Niebo zdawało się puste.
Ostatnio coraz gorzej czuł się po zbliżeniach z Martyną. Teraz już wiedział, nie musiał się oszukiwać, tak jak robił to kiedyś. Kiedyś próbował sobie wmówić, że tak naprawdę jest normalny i nie robi nic wbrew sobie.
Uśmiechnął się pod nosem na myśl, że przynajmniej dziecka nie będzie. Nie było możliwości, ale Martyna oczywiście dalej się nie poddawała...
Wiedział, że nie powinien się z tego tak cieszyć, bo w końcu ciąża była marzeniem jego żony, ale on wprawdzie nigdy nie chciał dziecka. Nie wyobrażał sobie siebie w roli ojca, bo jaki dawałby przykład? Taty, który w przeszłości nie mógł poradzić sobie z tym, kim naprawdę jest, poddał się sugestiom ojca (chociaż to jest chyba zbyt delikatnie powiedziane) i spartolił sobie życie?
Och, tak. Cudowny tatuś. Chodzący po klubach i zdradzający żonę z kim popadnie…
Uśmiechnął się pod nosem, zaciągając się papierosem aż do filtra, po czym zgasił go na parapecie i wyrzucił poza balustradę. Ostatnio coraz więcej palił, zupełnie jak Gracjan, a przecież sam mu wmawiał, że to jest niezdrowe. Niezła hipokryzja.
Nie czuł się winny, że ją zdradził, bo chyba nawet nie uznawał tego za zdradę. A nawet wiedział, że chce to zrobić jeszcze raz… i kolejny… I ile razy się jeszcze da. Byle tylko ona się o niczym nie dowiedziała. Przynajmniej w ten sposób mógłby pozostać w pewien sposób sobą.
Wrócił do sypialni, zamykając drzwi balkonowe. Jego wzrok powędrował w stronę rozkładanej kanapy, która służyła im za łóżko. Wśród porozrzucanej pościeli leżała Martyna, wyraźnie wykończona nocnymi igraszkami z mężem.
Zwilżył powoli wargi, ruszając szybkim krokiem do wyjścia z pomieszczenia. Już po chwili znalazł się w salonie z laptopem w ręku.
W ogóle nie czuł się senny, a przecież jutro czekają go utarczki z Marianną. Powinien się wcześniej dobrze wyspać.
Pierwsze, co zrobił po załączeniu się systemu, to wejście na gejowski czat. Chciał po prostu sprawdzić, czy może Mateusz, z którym ostatnimi czasy bardzo często rozmawiał, także nie nudzi się w środku nocy.
Sprawdził szybko listę użytkowników, lecz nie natrafił na nick Superman87. Przejrzał jeszcze raz i dopiero wtedy go dostrzegł. Nie zastanawiając się już dłużej, napisał: „Nie masz co robić w nocy?”
Rozsiadł się wygodniej na sofie, mając nagle ochotę zapalić kolejnego papierosa. Czyżby się uzależniał? Ale właściwie teraz było mu wszystko jedno… Wstał i podszedł do szafy, na której leżała nierozpoczęta jeszcze paczka. Nie chciał wracać do sypialni po otwartą, bo trochę obawiał się, że obudzi Martynę. A wolałby mieć jednak chwilę dla siebie.
Otworzył ją zręcznym ruchem, uchylając jeszcze okno, żeby w pokoju tak nie śmierdziało dymem. Jego żona była niezbyt zadowolona z jego nowego nałogu, ale nie narzekała na to aż tak bardzo.
Sięgnął po popielniczkę, która wcześniej służyła jedynie za ozdobę. Dziwny dodatek do wystroju, ale to już sprawka Martyny. Kolekcjonowała wszystkie duperele, które kupiła na wakacjach.
Usiadł z powrotem na kanapie, zapalając papierosa i niemal od razu się zaciągając. Ulga. Dopiero później spojrzał na wyświetlacz monitora, gdzie migało okienko rozmowy prywatnej z Mateuszem.
„Coś w tym stylu. Głupio to zabrzmi, ale trema mnie zżera” – napisał chłopak. Rafał zwilżył powoli wargi językiem, w jednej dłoni przytrzymując szluga, a drugą odpisując: „Trema? Macie jakiś koncert?” Nacisnął enter, wysyłając, po czym westchnął ciężko. Wczoraj czuł się świetnie… Nastrój utrzymał się prawie do dzisiejszego wieczora, po czym najzwyczajniej w świecie prysł. Przez Martynę, oczywiście.
Chciałby to jakoś bezproblemowo zakończyć. I zacząć żyć… Nie martwić się o nic, zupełnie jak brat. Miał wymarzoną pracę – był fotografem – miał mieszkanie i był niezależny. Nie musiał myśleć, że trzeba będzie wrócić do domu i zacząć udawać kogoś, kim się nie jest…
Czasami mu zazdrościł… Nie. Cały czas mu zazdrościł. Poszczęściło mu się, bo odkrył swoją orientację po śmierci ojca i już nikogo nie musiał się słuchać. Był pełnoletni, robił to, co chciał.
„Gramy jutro na Muszli Fest, a ja dostałem nową pozycję w zespole. Dwa dni przed koncertem, no i niezbyt się w tym jeszcze czuję.”
Rafał po raz kolejny zaciągnął się mocno, dostrzegając, że wypalił już całego papierosa. Sapnął ciężko, gasząc niedopałek w popielniczce.
„Chodziłem kiedyś na Muszlę” – napisał mu. – „Wiesz, że ten park, gdzie jest Muszla, jest zbudowany na starym cmentarzu?”
„Serio? No to ci pod spodem muszą się nieźle bawić” – Brunet aż uśmiechnął się do monitora, jego uśmiech szybko jednak zniknął, gdy usłyszał poruszenie w drugim pokoju. Zamarł na chwilę, nasłuchując.
Odetchnął, gdy zdał sobie sprawę, że Martyna dalej śpi i raczej nie zajrzy do niego. W międzyczasie jednak Mateusz zdążył do niego jeszcze napisać: „Chciałbyś się spotkać?”
Wpatrywał się przez dłuższą chwilę w to pytanie, trochę zaskoczony. Dobrze im się gadało, ale chyba to było wiadome, że Mateusz chciałby się z nim wreszcie zobaczyć. W szczególności, że mieszkają w tym samym mieście.
Potarł z zastanowieniem brodę.
„Dlaczego nie?” – odpisał po dłuższej chwili.
„Przyszedłbyś jutro na koncert? Gramy o dwunastej.”
Jutro miał jechać z Martyną do Marianny, ale… gdyby znowu wcisnął coś żonie. Znowu by ją okłamał… Przecież nie robi tego pierwszy raz, cały czas ją oszukuje.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak szybko bije mu serce z dziwnej, nieznanej ekscytacji.
„Będę, ale nie mogę zostać zbyt długo” – napisał, wysyłając.
„Jasne, ja też nie mogę zostać dłużej, bo czeka mnie obiad u mamy. To do jutra, podejdź po tym, jak skończymy grać za scenę. Będę czekać. A teraz idę spać, dobranoc.” Po chwili pojawiła się wiadomość, że Superman87 opuścił czat.
Rafał w lepszym nastroju wyłączył laptopa, odkładając go na stolik do kawy, po czym wrócił do łóżka. Zazwyczaj musiał się trochę męczyć z zaśnięciem, teraz jednak sen przyszedł niespodziewanie szybko.
Zagryzł wargę, spoglądając na scenę, na której szalał jakiś mniej znany zespół. Gitarzyści potrząsali energicznie głową, a wokalista wydzierał się do mikrofonu, cały czerwony. Pod estradą kilkadziesiąt osób szalało w dzikim tańcu pogo.
Cóż… Trochę się obawiał, bo grali o wiele lżejszą muzykę, a po ludziach, którzy zebrali się na Muszlę, było widać, że lubią ostrzejsze klimaty.
- I jak nastrój? – przed nim pojawił się Kędzior, beztrosko popijając colę z puszki.
- Beznadziejny – mruknął pod nosem, siadając na ławeczce, która znajdowała się za sceną, gdzie jeszcze kilka innych zespołów czekało na swoją kolej.
- Będzie dobrze – poklepał go po ramieniu, opadając tuż koło kolegi. – Jeszcze dwa utwory i nasza kolej – powiedział po chwili z zamyśleniem, przysysając się do puszki.
Mateusz potaknął, zastanawiając się, czy Rafał gdzieś tam jest. Uśmiechnął się lekko pod nosem, był strasznie ciekawy jak wyglądał. Nie spodziewał się czegoś specjalnego, bo jak może wyglądać trzydziestoośmiolatek, ciągle narzekający na swój wiek? Ale i tak nie mógł zaprzeczyć temu, że się jakoś dogadywali… Przynajmniej na czacie. W rzeczywistości to może wyglądać zupełnie inaczej, ale przynajmniej nie będą musieli spędzać ze sobą dużo czasu, bo obaj się spieszą.
- Wiesz co? – odezwał się nagle Bartek, spoglądając na niego z zamyśleniem – Tak ostatnio do głowy mi wpadło… Bo ty często chodzisz do tego gejowskiego klubu. – zmarszczył brwi. – Jak mu tam było…? – pstryknął palcami, usiłując przypomnieć sobie nazwę.
- Przystań? – podsunął, na co Kędzior zaraz przytaknął.
- No. Może pogadałbyś z właścicielem o jakiś koncert, czy coś? Podobno mają tam wieczory tematyczne, mógłby być więc wieczór z rockiem – wzruszył ramionami. – Ale wiesz, nie gadałem jeszcze o tym z chłopakami – zaznaczył od razu.
- Spoko – potaknął, choć nie uważał, żeby Rudy chciał grać w klubie dla gejów. Za bardzo bałby się o swoje jakże cenne cztery litery. – Ale to później. Teraz trzeba się spiąć i zagrać jak najlepiej.
- Będzie dobrze – powtórzył, wstając, gdyż Grzechu dał mu sygnał, że mają się powoli zbierać. – Odbierzmy to, co nasze – wyszczerzył zęby w niezwykle szerokim uśmiechu, odgarniając grzywkę, która jak zwykle wpadała mu w oczy.
- Masz na myśli dupeczki pod sceną? Sorry, ale to raczej nie dla mnie – zaśmiał się, usiłując się uspokoić. Teraz, kilka minut przed koncertem, trema niemal go zżerała od środka.
- Miałem na myśli uwielbienie publiczności, zboczeńcu – machnął ręką, idąc pod scenę, gdzie stał już Rudy z Grzechem.
- Jakby coś nie wyszło, to mówi się trudno – powiedział od razu rudzielec, zaciskając dłoń na gryfie swojego basu. – Krzychu zawinił. Pewnie siedzi teraz z tą pizdą – warknął pod nosem.
- Jasne, ale i tak trzeba się postarać – mruknął Mateusz, całkowicie zapominając o Rafale, który pewnie gdzieś tam był.
Rafał spojrzał z pewnym niesmakiem na szalejące dzieciaki pod sceną. Nie pasował tu… Westchnął ciężko, rozglądając się dookoła. Koncert Muszli Fest odbywał się w dużym parku, w centrum miasta, a jego nazwa wzięła się od sceny w kształcie muszli. Pod estradą było sporo wolnego miejsca, które aktualnie było zajmowane przez rzucającą się na siebie w dzikim tańcu młodzież. Dalej znajdowały się ławki, ustawione na stopniach. Usiadł więc na jednej z nich, spoglądając kątem oka na jakąś całującą się parę. Wszędzie walały się butelki po piwie, czy też papierosy.
Wypuścił powietrze nosem, stwierdzając, że przyjście tutaj było najgorszym z możliwych pomysłów. On te lata miał za sobą i teraz budziło to w nim jedynie zażenowanie.
Na dodatek znowu musiał wcisnąć żonie historyjkę o Gracjanie… Będzie musiał znaleźć jakieś lepsze wymówki.
Utwór się skończył, wokalista powiedział coś jeszcze do mikrofonu, po czym z całym zespołem zeszli ze sceny. Rafał spojrzał na zegarek, który wskazywał kilka minut po dwunastej. Powinni już grać…
Przez dłuższą chwilę nic się jednak nie działo. Ludzie pod estradą zaczęli coś krzyczeć, aż w końcu na scenę powoli wszedł zespół. Brunet zmrużył oczy, jednak z tej odległości mało co widział. Wstał więc z ławki, podchodząc bliżej areny. Serce biło mu coraz szybciej z ekscytacji. Zaczął przyglądać się ludziom, którzy właśnie podłączali swoje instrumenty, zastanawiając się, który to ten Superman.
Najbardziej ciekawie wyglądał szatyn z niechlujnie zaczesanymi do tyłu włosami, robiący coś z gitarą. Właściwie to na nim wzrok Rafała zatrzymał się najdłużej, bo zaczęło go dręczyć wrażenie, że skądś go zna.
Do mikrofonu podszedł jakiś wysoki, szczupły mężczyzna o nieco apatycznym wyrazie twarzy.
- Siema – powiedział, kładąc dłoń na statywie mikrofonu. – To nasz pierwszy raz na Muszli, więc przywitajcie nas gorąco! – zakrzyknął nagle, a jego otępiały wyraz twarzy zniknął. Rafał jednak nie przyglądał mu się długo, jego spojrzenie znów powędrowało do szatyna. Znał go. Wiedział, że go skądś zna…
Czyżby spotkali się w Przystani?
Ale przecież takiego faceta raczej by zapamiętał… I wtedy jakby nastąpiło olśnienie. Oczywiście, że go spotkał! W przejściu, kiedy wychodził już z klubu. – Wita was zespół Do or Die! Na początek Anyway you want it – Po jego słowach rozległo się kilka mniej lub bardziej entuzjastycznych pisków.
Nie minęła chwila, a rozbrzmiały pierwsze akordy wraz ze słowami piosenki, śpiewanymi przez tego wysokiego chłopaka, który mówił do mikrofonu. Rafał musiał jednak przyznać, że miał bardzo mocny głos.
Ale tak jak wcześniej, tak i teraz nie mógł skupić się na innych członkach zespołu, jego wzrok powędrował w stronę znajomego szatyna. Chłopak poruszał lekko głową, a jego palce zwinnie przesuwały się po strunach. Wyglądał tak, jakby zamknął się w swoim świecie… Rafał nagle pożałował, że nie może podejść bliżej, gdyż nie mógł przyjrzeć się jego twarzy.
- Any way you want it. That's the way you need it, any way you want it* – rozbrzmiały słowa refrenu, który zresztą pojawiał się co chwilę i nadawał piosence rytmu. Rafał w tym momencie pierwszy raz w życiu pożałował, że zna angielski. Sam nie wiedział dlaczego, ale coś ścisnęło go w piersi. Chyba po prostu zbyt dosłownie odbierał głupie słowa piosenki…
Utwór się skończył, a brunet dopiero teraz zauważył, że pod sceną zrobiło się jakby bardziej pusto.
Ludzie ruszyli w stronę ławek, do swoich znajomych, pozostała niewielka grupka osób, która dalej się bawiła.
Podniósł z powrotem wzrok na scenę i zauważył nie do końca zadowolone miny członków zespołu, ale mimo to wokalista zdobył się na szeroki uśmiech (wielką odmianę po jego przytępionym wyrazem twarzy, z którym wszedł na estradę). – Widzę, że wolicie coś ostrzejszego. Niestety gramy alternatywę z domieszką punkrocka, mam więc nadzieję, że Prayer of the Refugee przypadnie wam do gustu – po raz kolejny uśmiechnął się. Na scenie zapanowała chwila ciszy, po czym rozległo się wybijanie rytmu uderzanymi o siebie pałeczkami, dopiero później rozbrzmiała gitara.
- Ja pierdolę! – warknął Rudy, chowając swoją gitarę. – Zajebiście, zajebiście – sapał pod nosem. – Nic nie było tak jak trzeba! Rytm łaził po krzakach i się łajdaczył, już nie mówiąc o tym, że nie przypasowaliśmy im z klimatem!
- Nie każdy lubi alternatywę – mrukną Kędzior. – Może to dlatego – podsunął.
Mateusz westchnął, czując jak opada z niego trema, która trzymała go do samego końca. Nie był jednak zadowolony z występu. Dał ciała. Nie nadawał się do prowadzącej.
Nagle usłyszał chrząknięcie za plecami, odwrócił się, spoglądając na wysokiego bruneta. Aż otworzył szerzej oczy. To TEN facet z klubu!
- Mateusz? – zapytał nieznajomy, na co szatyn uśmiechnął się szeroko. No tak, Rafał! Ale… Rafał miał wyglądać trochę inaczej… Jak zakompleksiony facet przed czterdziestką, a ten mężczyzna, który stał przed nim, z całą pewnością na takiego nie wyglądał.
- Cześć, fajnie cię zobaczyć.
***
*Muszla Fest nie jest fikcyjnym wydarzeniem muzycznym w Bydgoszczy, festiwal odbywa się co roku. Dla ciekawskich, wygląda on tak. Promują się na niej mniej znane, miejscowe zespoły, ale można też spotkać gwiazdy, takie jak Czesław Mozil, czy jeden z najbardziej znanych w Bydgoszczy zespołów – Dubska.
Na potrzeby opowiadania zmieniłam datę, w której festiwal powinien się odbyć. Normalnie jest to wrzesień, a w tekście mamy kwiecień.
*Guns N’Roses Paradise City – Zabierz mnie do rajskiego miasta, gdzie trawa jest zielona i dziewczyny są piękne.
*Rise Against Anyway you want it – Zawsze tego chcesz, to jest to, czego potrzebujesz, zawsze tego chcesz.
no wiesz!! w taki momencie przerywać?!
OdpowiedzUsuńsuper ze sie w końcu spotkali i sie pamiętali z klubu:) ale i tak najbardziej urocze było jak Rafał "rozczarował" Mateusza ^^
Nareszcie pierwsze prawdziwe spotkanie! :D Nie mogę się doczekać dalszych wydarzeń...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ana-chan
*__* ojej czemu tak szybko się skończyło?XD No już nie mogę się doczekać ich pierwszych kroków w zbliżeniu się do siebie :>
OdpowiedzUsuńOgólnie fajnie, że wrzucasz istniejące festiwale itp to sprawia, że jest bardziej bogato i ciekawie :)
Boskie!!! Cały rozdział czytałam z wielkim bananem na twarzy :D Szkoda, że chłopakom nie udał się koncert ale strasznie się cieszę, że Mateusz i Rafał w końcu sie spotkali... teraz to się zacznie.... Weny!
OdpowiedzUsuńW mojej głowie tłuka się tylko słowa: "spotkali się", a buzia uśmiecha się szeroko. :D
OdpowiedzUsuńRajusiu! No nareszcie! I uśmiech nie może zejść mi z twarzy. I bracia geje! To już w ogóle szczyt moich najśmielszych marzeń w tym o tu :3
OdpowiedzUsuńA teraz misi misi i czekam na więcej, bo kcem jak najszybciej :v
Stanowczo za krótkie, to raz. A dwa: jak mogłaś przerwać w takim momencie? Rozumiem, że fani mają czuć napięcie i chcieć więcej, no ale... ale to takie okrutne. Teraz nie będę mogła ani spać, ani jeść.
OdpowiedzUsuńA, no i dołączam się do głosu, który mówił, że wrzucanie ,,istniejących festiwali itp.'' jest fajną sprawą. Rzeczywiście, Twoje opowiadania zyskują na wartości przez fakt, że opisane zdarzenia są właśnie... rzeczywiste.
Po raz enty życzę Ci weny i wyrażam wdzięczność za umilanie mi wieczorów Twoimi tworami.
Zabiję !
OdpowiedzUsuńZa przerywanie w takim momencie T^T
No nic, pozostaje czekać na następny rozdział ; )
A jeśli piosenka w opowiadaniu była wykonana tak jak ta z youtube to już kocham Do or Die *___*
Nanananaan lubisz nas męczyć, co nie? : D A to podobno ja jestem ta zua i niedobra ; D O, koleżanko, za dobrej muzyki pani słucha! : D Bo się jeszcze zakocham i co będzie? ?!?!?! : o
OdpowiedzUsuńJak możesz?! Ja chcę wiedzieć, co będzie daaalej! M.
OdpowiedzUsuńJak ja kocham przerywanie w takich momentach xD
OdpowiedzUsuńAle serio, tylko patrzyłam, by do końca rozdziału zdążyli się spotkać. Z rozdziału na rozdział to opowiadanie podoba mi się bardziej i bardziej, a Grzesiek jest po prostu prze :3
I świetne opowiadanie i muzyka świetna, czyli nic mi więcej do szczęścia nie trzeba.
Wena i pomysłów
Oh, jak ja czekałam na "Słońce za chmurami". To moje ulubione opowiadanie twoje autorstwa. ^^ Wciąga, trafia w moje gusta, a w dodatku jest bardzo poprawnie napisane. Gratuluję i z niecierpliwością czekam na następny rozdział. ^^
OdpowiedzUsuńAhh... Mateusz...
Yhm... wybacz, to taka mała obsesja na punkcie tego imienia. xd
Witam!
OdpowiedzUsuńZgłosiłaś się do nas do oceny, lecz wybrałaś oceniającą, która ma zablokowaną kolejkę. Proszę o zmianę zgłoszenia.
Pozdrawiam serdecznie,
Ew
Jak mogłaś zakończyć właśnie w tym momencie ;D gdzie nareszcie się spotkali hihi
OdpowiedzUsuńRozdział b.dobry ;D nic dodać nic ująć :D
A teraz czekam bardzo niecierpliwie na kolejny! :D
Pozdrawiam!
Oj tak, zdecydowanie najlepsza była ostatnia myśl Mateusza. ;-) Jak Rafał mógł go tak rozczarować? XD Miał być brzydszy! ^^
OdpowiedzUsuńTrochę krótkie te rozdziały, nie uważasz? ;-)
Ledwo się zaczytam, a tu już mi świta koniec...
Yerba, Ty piszesz długie, to ja tak dla równowagi krótkie ;D. Beta by mnie zabiła, gdybym podrzuciła jej 11 stron Worda... Dobra. Przyznaję - na kogoś zwalić trzeba, nie?
OdpowiedzUsuńŁał :D Brak mi słów, fajne spotkanie :D Trzeba było coś więcej napisać ! :P
OdpowiedzUsuńŚwietnie :D Uwielbiam tą część, jest naprawdę ciekawa i przy każdym rozdziale czekam, co wydarzy się dalej.
OdpowiedzUsuńAczkolwiek, jedna rzecz mi nie pasuje. Co to za muzyk, który nie ma poczucia rytmu i się myli? Poza tym, granie na gitarze prostych akordów (jestem pewna, że takie były) nie jest trudne, i gitara rytmiczna to raczej najłatwiejsza funkcja w zespole ;)
Są początkującym zespołem, Enni :). Raczej nie byłoby fajnie i realnie, gdybym opisywała jak to oni cudownie nie grają i jakimi to mistrzami są. Młodzi muzycy, nieznani, mają prawo do pomyłek. Chociaż oczywiście to nie oznacza, że cała wina jest Mateusza. Inni członkowie też zawinili, ale taka już natura chłopaka, że bierze na siebie ;).
OdpowiedzUsuńZ tego co wiem, to gitara rytmiczna takim pikusiem nie jest.
W sumie, każdy ma ważną rolę w zespole i w sumie, wiele osób ma ciągle problem z rytmem. Aczkolwiek, jeżeli jest dobry perkusista, bardzo łatwo się zgrać ;)
OdpowiedzUsuńGitara rytmiczna jest bardzo prosta, muzyk gra tylko proste akordy w określonym rytmie. Gitara solowa też jest trudna, bo trzeba znać dźwięki, na których chce się "jeździć" i bas, żeby był ciekawy i skomplikowany. Ponadto wokal, w którym ważne jest, aby były czyste dźwięki i perkusja, żeby się nie myliła.
Ale możesz mieć rację, być może to stres, konflikty itd. sprawiły, że nie wyszło jak powinno.
A może to również przez to, że w ostatniej chwili dowiedział się, iż będzie grał na rytmicznej?
OdpowiedzUsuńChociaż zgadzam się z Enni, gitara rytmiczna jest prosta, w każdym razie dużo mniej skomplikowana od basu. Ale dajmy temu spokój, opowiadanie i tak jest genialne. ^^
Wchodzę tylko codziennie i patrzę czy aby nie pojawił się nowy rozdział. ;D
Kiedy news? Proszę, dodaj szybko kolejną część Słońca za chmurami, nie katuj mnie tak!
OdpowiedzUsuń