Rozdział 3. Marianka, czyli jak przetrwać obiad u teściowej
Mieszał ze znużeniem kawę, wpatrując się we własne dłonie.
- Coś się stało – stwierdził Gracjan, uważnie obserwując brata. – Powiesz mi wreszcie, co to takiego?
- Nic – odetchnął ciężko, wymuszając uśmiech. – Naprawdę, to nic – zapewnił go, łapiąc szklankę w dłoń. – I co, masz wreszcie kogoś? – zmienił temat, posyłając bratu zainteresowane spojrzenie.
Tak jak szło mu łatwo kłamanie prosto w oczy Martynie, tak nie potrafił kłamać Gracjanowi. Zresztą, wydawało mu się niemożliwe oszukanie brata.
- Nie. – Mężczyzna zaśmiał się, pocierając nerwowo kark.
Najwidoczniej stwierdził, że dalsze wypytywanie Rafała nie ma sensu. – Ostatnio odpuściłem. Jakby miał się ktoś rozsądny pojawić, to już by był. Nie będę niczego robić na siłę.
Najwidoczniej stwierdził, że dalsze wypytywanie Rafała nie ma sensu. – Ostatnio odpuściłem. Jakby miał się ktoś rozsądny pojawić, to już by był. Nie będę niczego robić na siłę.
- I dobrze. –Starszy z braci potaknął. – Bo ten, co go ostatnio miałeś, to…
- Nie mówmy o nim, co? – westchnął brunet. – Było, minęło. Krótki epizod. – Wzruszył ramionami. Rafał potaknął, milknąc na chwilę. Pomiędzy nimi zapanowała cisza przerywana odgłosami wiertarki dobiegającymi z mieszkania obok.
- A jak z Martyną? – zapytał w końcu Gracjan, posyłając bratu uważne spojrzenie. Tak jakby wiedział, z czym ten zmaga się dzień w dzień, ale po prostu nie chciał mówić tego na głos. Czekał, aż sam mu powie?
- Chce dziecka – wydusił z siebie Rafał, popijając powoli kawę. I znowu nastała przytłaczająca cisza.
- A ty nie chcesz – bardziej stwierdził, niż zapytał.
Wrócił do domu, zastając Martynę siedzącą na kanapie ze swoim laptopem i stosem papierów porozrzucanych dookoła. Westchnął ciężko, stając przed żoną, ale ta całkowicie go zignorowała.
- Co na obiad? – zapytał, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. Szatynka wydęła jedynie usta, nadal nie odrywając wzroku od monitora.
- Jedziemy przecież do mamy – powiedziała obojętnie, na co Rafał sapnął nerwowo, odgarniając papiery z kanapy i siadając tuż obok małżonki.
- Martyna… - jęknął, układając sobie w głowie to, co chciał powiedzieć. Znów musiał przepraszać, żeby pomiędzy nimi było tak jak dawniej. – Słuchaj. Z tym dzieckiem to jest tak, że…
- Że nie chcesz. Proste – zawarczała, spoglądając na niego jedynie przelotnie, po czym zaczęła coś szybko pisać, waląc nerwowo palcami w klawiaturę.
- To nie jest tak, że nie chcę. – Musiał na szybko wymyślić jakąś dobrą wymówkę. Wcześniej był tak zaaprobowany sprawą Supermana i tego czata, że zupełnie zapomniał, a miał przecież czas na myślenie. Mnóstwo czasu w pracy i jeszcze po niej. – Po prostu… - zaciął się. – Jak każdy facet chcę, żeby dziecko było moje – wymyślił w końcu na poczekaniu i stwierdził, że to wcale nie jest takie głupie. Tej wersji będzie się trzymać. Może wszystko rozejdzie się po kościach? – Nie wiesz, jak to jest.
- Nie wiem? – zapytała, spoglądając na niego inaczej. Już nie ze złością, a jedynie z niezrozumieniem.
- Chcę mieć z tym dzieckiem coś wspólnego. Chcę wiedzieć, że… - Że co? Że też musiał wygłaszać takie heteryckie gadki!
- Ty je zrobiłeś – dokończyła za niego, kiwając głową. Uśmiechnął się, potakując szybko i aż odczuwając ulgę. Naprawdę nie lubił się z nią kłócić. Nie lubił oglądać tej jej obrażonej na cały świat miny, nie lubił siedzieć z nią w jednym pokoju w przytłaczającej ciszy.
Bo w jakiś sposób ją szanował, nawet, jeżeli najchętniej by się jej pozbył ze swojego życia. Ale wiedział, że nie może.
Nie zrobiłby jej tego.
- Rozumiesz? – zapytał z nadzieją, a w głowie odezwał mu się cichy, ironiczny głosik. Jak mogła zrozumieć, skoro on sam tego nie rozumiał?
Ale potrafił dobrze kłamać. Był świetnym kłamcą, przez te jedenaście lat się wyrobił.
- Nie – powiedziała zgodnie z prawdą. – Ale spróbuję. – Uśmiechnęła się. – Za dwa dni będzie najlepszy termin na…
Przeszły go nieprzyjemne ciarki na samą myśl o tym.
- Spróbujemy – powiedział beznamiętnie, odwracając wzrok.
- Moglibyśmy zacząć dzisiaj. – Jej dłoń przesunęła się po jego ramieniu, zostawiając po sobie niemiłe uczucie. Nie lubił, gdy go dotykała.
- Tak – mruknął, wciąż utrzymując obdarty z uczuć ton, nawet jeżeli w środku wszystko w nim krzyczało. Zbliżenia z nią były dla niego coraz bardziej nieprzyjemne. Musiał wyobrażać sobie, że robi to z facetem, tyle że niestety anatomia Martyny w niczym nie przypominała mężczyzny… A już na pewno nie umięśnionego, wysokiego faceta z jego snów.
Gdy był z nią, boleśnie sobie uświadamiał, że jego życie będzie wyglądać tak do samego końca. Że już nigdy nie będzie… Kim właściwie? Pedałem? Odmieńcem?
A może po prostu nie będzie sobą?
- To chodź, szykujemy się do mamusi. Jedziemy Cordobą? – zapytała, wyłączając laptopa i odkładając go na bok.
Uśmiechnął się sztucznie, potakując i ściągając z siebie marynarkę, a następnie krawat i koszulę. Musiał założyć coś wygodniejszego.
Wprost nie mógł się doczekać tej wizyty u „mamusi” i jej półgodzinnego wykładu, który niechybnie go nie ominie.
- Rafał! Znowu schudłeś! – Wystarczyło, że przekroczył próg i wszedł w pole widzenia tej harpii. Nawet butów nie zdążył ściągnąć, a ona już zaatakowała go tą samą gadką, niezmienną od jedenastu lat…
A nie.
Nie, na samym początku było: „Jaki on chudy!” dopiero później przeobraziło się to w: „Znowu schudłeś!” – Martyna, czym ty go, do jasnej cholery, karmisz? Jakimiś azjatyckimi wodorostami czy co? Chłop mięsa potrzebuje, a nie! – Mama Martyny znana była z niewyparzonego jęzora. A Rafał z doświadczenia wiedział, że gdy w krwioobieg dostały się procenty, ten jęzor jeszcze bardziej się rozwiązywał. Ale na szczęście „mamusia” nie była alkoholiczką i piła jedynie na jakichś uroczystościach, bo tak to by chyba już w ogóle z nią zwariował.
Marianka, jak miała na imię teściowa, była istną choleryczką. Naprawdę nie warto było się z nią spierać. Ty swoje, ona swoje, a i później i tak zacznie te swoje wykłady, niczym ksiądz kazanie. Naprawdę, czasem warto sobie odpuścić dla nie nadszarpania nerwów.
Chociaż, jakby spojrzeć na to z innej strony, „mamusia” wcale nie była aż taka zła. Każdy ma swoje wady, a jego teściowa ma ich naprawdę wiele, ale jego koledzy z pracy (jak podsłuchiwał ich rozmowy z teściowymi) mieli dużo gorzej.
- Mamuś – jęknęła Martyna tylko i nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo Marianna zaczęła trajkotać.
- Nie żadne mamuś! Nic dziwnego, że ci dzieciaka jeszcze nie zrobił. Boże przenajświętszy, dobrze, że was na obiady zapraszam! Ty też nie wyglądasz najlepiej, Martynka. Skóra i kości, wiedziałam, że najlepszym rozwiązaniem byłoby…
- Mamo, wróciłem z pracy, jestem naprawdę głodny. Co zrobiłaś? Świetnie pachnie – wszedł jej w słowo, gdyż zaczynał wyczuwać nie tylko ogórkową, ale także nadchodzący wykład. A mechanizm rządzący Marianną jest taki, że wystarczy tylko zmienić temat i postarać się, aby ona ten temat podłapała.
- Ogórkową z zeszłorocznych kiszonych, co robiłam. Jest pyszna, oczywiście nie zachwalając. – Ruszyła w stronę salonu. – Rozbierać się! Jeszcze mi tu popadacie z głodu.
Posłał Martynie uważne spojrzenie, ściągając skórzane buty i odwieszając swój prochowiec.
Przeszli jasnym korytarzem do równie jasnego pokoju, którego ściany ozdabiane były świętymi obrazkami. Marianna, jak to jest z kobietami z jej pokolenia, była typową babcią z moherkiem. Może nie codziennie, ale bardzo często bywała w swojej parafii, oddając na nią ostatnie grosze i przymilając się proboszczowi.
Właściwie Rafał nie widział w tym nic takiego złego, nie miała wnuków, to co miała robić z wolnym czasem?
Na dużym (za dużym jak na trzy osoby) stole stało jedzenie i porozstawiane talerze. W wielkiej misce znajdowała się góra ziemniaków, tuż obok równie duża kupka kotletów i zrazów, a na środku stał garnek z – zapewne – zupą.
- Mamuś, za dużo tego – jęknęła Martyna, a Rafałowi na ten widok aż się odechciało jeść. Znowu wmusi w niego trzy talerze zupy, masę ziemniaków i dwa kotlety. Bo w końcu jest mężczyzną, a mężczyzna w jej mniemaniu powinien jeść tyle, co słoń.
- Siadaj i nie marudź. Ja tu robię, a ty marudzić będziesz jeszcze, co? – Kolejną wadą Marianny była szybkość wyrzucanych z siebie słów. Czasami ciężko było zrozumieć, co w ogóle mówi. Chociaż Rafał już się chyba przyzwyczaił do tej specyficznej kobiety. Na początku było gorzej. – Siadajcie, to o tych dzieciakach pogadamy, no. Bo słyszałam, że ty, Rafciu, coś się do roboty nie przykładasz. To ja mogłam zajść w ciążę, a Martyna nie może? Weźcie sobie chociaż potomka zaadoptujcie, co będę mogła Kryście z dołu powiedzieć, że wreszcie mam wnuka. Ona to już ma szóstkę! I się chwali, baba zakichana.
- Mamo, już obgadałam z Rafałem tą kwestię. Postaramy się o to, żeby dziecko było nasze – wytłumaczyła spokojnie Martyna.
Brunet wolał się w tej sprawie nie wcinać, bo wiedział, że gdy tylko otworzy usta, Marianna wpadnie z potokiem słów, mówiąc w kółko to samo. A tego nie za bardzo chciał.
Nalał więc wszystkim zupy (jak uważa teściowa, to są honory mężczyzny), po czym, życząc: „Smacznego”, zaczął jeść. Powoli. Miał nadzieję, że Mariance umknie to, ile talerzy zupy już zjadł.
- To się lepiej starajcie. Ja nie wiem, ci mężczyźni w tych czasach coraz mniej płodni albo co? Masz taką kobite pod nosem, a ty…
- Mamo – jęknęła Martyna. – Jedzmy już. Taka pyszna zupa! – pochwaliła, najwidoczniej także wiedząc, że najlepiej zmienić temat. A jeszcze jak się pochwali za coś Mariannę, to już jest niemal pewne, że nowy temat zostanie podjęty.
- Ano pyszna. Domowe kiszone! Żadnych konserwantów. A trąbią o tym w telewizji naokoło, że to niezdrowe! Bo te wszystkie ulepszacze teraz wszędzie dodają! Nawet w mleku masz!
Rafał już wiedział, że dzisiejsza wizyta u „mamusi” tak szybko się nie zakończy albo przynajmniej, że nie obejdzie się bez bólu głowy.
Na twarzy krótko ściętej blondynki pojawił się uśmiech. Jej dłoń zanurkowała do kieszeni obcisłych, czarnych dżinsów, szukając w niej czegoś zapalczywie.
- Ile płaciłaś? – zapytał szatyn, opierając się o ścianę klubu i przyglądając się jej z rosnącą ekscytacją.
Dziewczyna wyciągnęła malutki foliowy woreczek, w którym znajdowały się dwie białe tabletki.
- Dostałam – pochwaliła się, odgarniając grzywkę, która jak zwykle wpadała jej w oczy. – To co? Doładowujemy się? – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Chłopak pokręcił rozbawiony głową, ruszając w stronę baru.
Och, jak on kochał to uczucie po tych tabletkach. Mógł wszystko! Był panem świata! A seks w tym cudownym stanie uniesienia był taki nieziemski…
Doszli do lady, zamawiając dwa piwa. Barman uśmiechnął się do nich, potakując i na dłużej zawieszając wzrok na Mateuszu. Ten tylko zmierzył chłopaka uważnym spojrzeniem, po czym przeniósł je na Agnieszkę. Nie był jakiś bardzo przystojny, więc nie był nim zainteresowany. Znał swoją cenę, wiedział, że wygląda świetnie, pomimo swojego znienawidzonego, trochę przydługiego nosa.
- No to od kogo dostałaś? – zapytał z szerokim uśmiechem.
Aga machnęła ręką, sięgając po kufel piwa. Była bardzo niska i szczupła, ale mimo to cały czas żyła na diecie. Jakby miała jeszcze z czego chudnąć!
- Wczoraj bawiłam się z takim jednym i dostałam. – Ruszyła w stronę stolika. Nie mogli być zbytnio na widoku, bo niestety właściciel klubu był dosyć konsekwentnym człowiekiem.
Gdy tylko usiedli w cieniu, podała przyjacielowi jedną z tabletek, a drugą wepchnęła sobie do ust, szybko popijając piwem. Mateusz poszedł w jej ślady, wypijając niemal połowę złocistego trunku.
Odczekali chwilę, czując jak rozlewa się w nich ekstatyczne ciepło. Szatyn odetchnął, odchylając głowę na oparcie.
- Idziemy? – zapytała Aga, wstając powoli z dziwnym uśmiechem na ustach. – Nie możemy zmarnować tej nocy! – zawołała z entuzjazmem, ciągnąc go na parkiet.
Odetchnął ciężko, przenosząc wzrok z sufitu na jej uśpioną twarz skąpaną w mroku nocy. Wpatrywał się tak w nią przez dłuższą chwilę, wsłuchując się w jej równomierny oddech, po czym odrzucił kołdrę na bok i zaczął przeszukiwać kieszenie swoich spodni.
Jeszcze pół godziny temu uprawiali seks. Cieszył się, że miał już spokój, ale wiedział, że przecież nie na długo. Nie mógł odmówić, bo byli małżeństwem… Zawsze po stosunku z nią czuł się taki przytłoczony, ale i tak czuł się lepiej niż przed. Wtedy obawiał się, że mu nie stanie, że się nie podnieci i co wtedy? Jak to wytłumaczy? Kryzysem wieku średniego?
Na szczęście dzisiaj poszło jakoś gładko. Jak zwykle zamknął oczy, zaczął wyobrażać sobie facetów, a później nie myślał już o niczym.
Wyciągnął paczkę papierosów i zapalniczkę. Normalnie nie palił, w odróżnieniu od Gracjana, który był już nałogowcem.
Dzisiaj wiedział jednak, że fajki mu się przydadzą, tak dla odstresowania.
Naciągnął na siebie jeszcze bokserki, po czym wyszedł na balkon, przeklinając w myślach temperaturę panującą na zewnątrz. Był środek kwietnia, więc na dworze nie było jeszcze tak ciepło jakby sobie tego życzył. Ale jeszcze niedługo, byle do lata.
Objął się ramieniem, wsuwając w usta końcówkę papierosa i szybko podpalając. Gdy tylko się zaciągnął, poczuł niemalże wewnętrzną ulgę. Papierosy zawsze go uspokajały.
Oparł się o ścianę, podnosząc wzrok na czarne, zachmurzone niebo. Chciałby być daleko stąd, chciałby, żeby to wszystko jakoś inaczej się ułożyło.
Dlaczego wtedy mówił o tym ojcu? Dlaczego go posłuchał?
To śmieszne, że dopiero dwa lata temu zdał sobie sprawę z tego, że ojciec wcale nie miał racji.
Uchylił powoli powieki, czując bolesne pulsowanie w skroniach i nieznośną suchość w ustach. Wbił jeszcze zamglony wzrok w biały sufit. Czuł się strasznie obolały, chyba wczoraj trochę przesadził z piciem i tabletkami.
Leżał chwilę w bezruchu, nasłuchując odgłosów jeżdżących samochodów. Zaraz… samochodów? Mieszkał przecież daleko od ruchliwych ulic. Rozejrzał się po pokoju, w którym się znajdował, szybko zauważając, że pierwszy raz go widzi.
Nie był w swojej kawalerce, to było pewne. Skrzywił się na widok soczyście pomarańczowych ścian i czerwonych zasłon w oknach. Wszystko w tym pomieszczeniu się ze sobą gryzło, wszystkiego było za dużo.
Każdy mebel z innej serii. Szklane biurko z metalowymi stópkami, w wyraźnie nowoczesnym stylu i stara, finezyjnie zdobiona dębowa szafa.
Boże… gdzie on był?
Usłyszał chrapnięcie dobiegające z boku. Niemal automatycznie przeniósł wzrok na plecy jakiegoś bruneta, leżącego tuż koło niego.
Och rany! Nic nie pamiętał! Tańczył, obściskiwał się z jakimś kolesiem przy stole, później znowu tańczył, pił, wziął kolejne tabletki od Agi i… I tu się film urywa.
Dodatkowo czuł nieprzyjemne pieczenie w dolnych partiach ciała. Pięknie! Nie dość, że nie wie, co wczoraj robił, to jeszcze poszedł z jakimś gościem do jego domu w stanie ostro nietrzeźwym i był na dole!
Rozejrzał się niemal z paniką dookoła w poszukiwaniu jakiejś prezerwatywy czy chociażby opakowania po niej. Miał chociaż nadzieję, że nie dał się przelecieć bez gumy. Jeszcze złapie jakiegoś syfa i co wtedy?
Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył zmiętego, wyraźnie używanego kondoma na starym, wytartym parkiecie, tuż obok swoich spodni.
Podniósł się do siadu, oceniając jeszcze mężczyznę, którego policzek wgniatał się w poduszkę. Był około czterdziestki, a może nawet już po niej. Kilka siwych włosów, zero zarostu i mocno krzaczaste brwi. Złapał za kołdrę, odsuwając i lustrując wzrokiem przeciętne ciało czterdziestolatka. Nic specjalnego.
Westchnął ciężko, naciągając na siebie bieliznę i spodnie. Chciał się stąd jak najszybciej wynieść. Mógł chociaż wyhaczyć kogoś przystojniejszego!
- Hej, młody. – Usłyszał za plecami zaspany głos mężczyzny. Niemal jęknął zniechęcony, zapinając rozporek. – To spotkamy się jeszcze? Było naprawdę super.
- Ta. Zadzwonię – skłamał, nie miał przecież nawet jego numeru.
- Świetny tatuaż – powiedział facet. – Wczoraj nie mogłem oderwać od niego wzroku.
Mateusz uśmiechnął się, jakby obłaskawiony, od niechcenia spoglądając na głowę smoka, którą miał na ramieniu. Jego własny projekt!
- Dzięki – Założył swój T-shirt, poprawiając jeszcze fryzurę. Byle do domu.
Jak ci się nie podoba, to możesz mi oddać trochę tej swojej weny, żaden problem xD Chętnie adoptuję xDD
OdpowiedzUsuńIch życia są zupełnie różne. Świetnie to ukazujesz, ich emocje i całą resztę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
O jaaaaaa... Ja nie mogę. Tak mi się spodobała fabuła, że nie daję rady już. xD Ale i tak mógłby się pojawić rozdział "Rzeczywistości" D: Ale nie narzekam. To są moje klimaty, więc jest spoczko. Czuję się, dosłownie, jak w domu :33
OdpowiedzUsuńI kto tu ma krótko ;p
OdpowiedzUsuńPochwalę to samo co zauważyła Pani Kitsune, że pokazujesz ich dwa różne światy. To wnioskuje , że Rafał przy Mateuszu zakosztuje życia ;D Szalony z niego człowiek :D
Nie umiem tak komentować aby i Ciebie porwać do lotu literackiego ale mam nadzieje, że chociaż trochę wpłynę na Twoją wenę :*
Kkohaku
I ZRz i SzC podobają mi się bardzo.
OdpowiedzUsuńRafał jest w beznadziejnej sytuacji. Nie chce rozstać się z Martyną, więc musi mieć dziecko. Co za kwas.
"(...)co wczoraj robi,ł to jeszcze poszedł" przecinek przeskoczył na złą grządkę xD
Wena i pomysłów :D
Maeva dzięki, nie zauważyłam ;). Cieszę się bardzo, że SzC także przypadło Ci do gustu, bo szczerze mówiąc miałam małe obawy co do tego opowiadania xD.
OdpowiedzUsuńMateusz zamiast pieprzyć jakiś facetów powinien zacząć zdobywać Rafała! bo serio, jeżeli on jej zrobi dzieciaka to chyba nie będzie w stanie jej zostawić! skoro teraz nie może.. btw. jakby facet siadł i pomyślał na spokojnie i w oderwaniu od rzeczy jakie tłukł mu do głowy ojciec, zrozumiałby że jest bardziej fair zostawienie jej teraz, kiedy jeszcze może sobie życie ułożyć i dziecko urodzić niż unieszczęśliwiać przez kilka kolejnych lat...
OdpowiedzUsuńjak dla mnie, wen na razie może zostać przy tym opku:)
Rozdział zabawny xD przynajmniej ta część z teściową. Poza tym szczerze cholernie jest mi szkoda Rafała czekam na rozwój wydarzeń :D
OdpowiedzUsuńgłodna dalszych przygód : ) czekam <3
OdpowiedzUsuńno własnie..obiecałaś i co?
OdpowiedzUsuńranisz mnie :(
http://kkohaku.deviantart.com/art/Real-love-I-ll-give-it-263688529 :> :*
OdpowiedzUsuńŁAŁ! PISZ NASTĘPNY ROZDZIAŁ I NIECH GRACJAN W KOŃCU SPOTKA FILIPA i powie o tym bratu. :D Yeee! Jestem twoją fanką! ^^
OdpowiedzUsuńŁaaaa, ale fail! Przegapiłam trzy pierwsze rozdziały!
OdpowiedzUsuńDobsz, lepiej późno niż wcale. ;D
Czasy przed spotkaniem Filipa... Uhhh! Będą jakieś nowe informacje o Gracku? Jestem za!
Biedny Rafał. Tak ciągnie tę farsę. A teściowa wymiata! I tyle.
Mat... Nie leży mi jego sposób imprezowania. Jeszcze biorąc pod uwagę pobudkę w mieszkaniu gościa, którego nawet się nie pamięta...