- Mamusia zaprosiła nas jutro na obiad – powiedziała Martyna, będąc jeszcze w przedpokoju. Rafał westchnął ciężko, przykrywając się kołdrą. Już wiedział, jak ten jutrzejszy obiad u „mamusi” będzie wyglądać.
Same niewygodne pytania, nakłanianie, próba przekonania go, że zbliża się czterdziestka, a następnie pięćdziesiątka i tak do grobu… No i oczywiście stały punkt programu – kto się nimi zaopiekuje na starość, jeżeli nie dzieci?
Mama Martyny nie była taka zła, była naprawdę świetną teściową, tylko ta obsesja na punkcie wnuków. Coś strasznego. Zupełnie niczym jej córka…
Szatynka weszła do pokoju w samej koronkowej koszulce odsłaniającej jej najbardziej strategiczne miejsca. Uśmiechnęła się do męża zalotnie, podchodząc do łóżka kocim krokiem.
Rafał niemal jęknął cierpiętniczo. Nie chciał, a już na pewno nie dziś!
- Jestem zmęczony – skłamał gładko. Zresztą po jedenastu latach małżeństwa kłamstwo prosto w oczy to dla niego żaden wyczyn. Przecież robił to za każdym razem.
- Już ja odgonię to zmęczenie – zamruczała, wspinając się na łóżko i idąc na klęczkach w jego stronę.
- Martyna, wstaję jutro rano. Naprawdę, to nie najlepszy moment…
Odetchnęła ciężko, siadając, co było dobrym znakiem dla Rafała. Odpuściła. Tym razem się udało, ale przecież nie może odkładać tego w nieskończoność.
- Chcę mieć dziecko – powiedziała w końcu cicho, odwracając się do niego plecami i spuszczając stopy na chłodne panele.
Rafał skrzywił się nieco, unosząc na ramionach. No to teraz będzie burza, tak jak zawsze. Martyna wcale nie była do końca taka idealna, jak się wydawała. Zawsze musiała dostać to, czego chce, była po prostu tak wychowana. „Mamusia” dopilnowała, aby córeczka miała to, co chce.
A Rafał nie chciał dziecka, wielkiego marzenia Martyny. – Dlaczego nie możemy zaadoptować?! – powiedziała piskliwie, podnosząc się nagle, aż ramiączko jej koszulki zsunęło się niżej.
- Martyna, nie zaczynaj. – Przetarł zbolałe skronie.
- Mam cię dosyć! – syknęła, wychodząc z ich sypialni. Usłyszał szamotaninę, a po chwili rozbłysło światło w przedpokoju.
- Martyna? – Chcąc, nie chcąc, wstał z łóżka i wyjrzał na korytarz. Kobieta szybko zapinała swoją kurtkę, przy okazji wsuwając na nogi swoje sportowe buty, które zostały przykryte przydługimi nogawkami spodni od dresu, które na siebie założyła. – Nie wygłupiaj się, chodź spać.
- Ostatnio jest coś z tobą nie tak. Nawet się kochać nie chcesz! – wyrzuciła z siebie, sięgając po kluczyki do swojego Cinquecento.
- Kochanie... – Podszedł do niej, stawiając bose stopy na zimnych kafelkach. Chciał ją przytulić, lecz ona szybko się odsunęła. Miał ochotę wrócić do łóżka i ją najzwyczajniej w świecie zignorować. I już prawie tak zrobił, gdy przed oczami pojawiła mu się teściowa i jej półgodzinny wykład, jakim to on jest niewyrozumiałym mężem.
Nie, na pewno tego nie chciał. Nie chciał konfrontacji z tą choleryczką.
- Dziecka też nie chcesz! A może ty po prostu nie chcesz być ze mną? – Zarzuciła mu, nerwowo obracając w palcach kluczyki do samochodu.
Brunet sapnął wściekle, mając na końcu wyjątkowo zgryźliwą uwagę, ale zgrabnie ją przełknął. Nigdy nie dawał jej powodów do takiego myślenia! Zresztą, starał się, aby jego żona była w tym związku szczęśliwa, w przeciwieństwie do niego. Nie chciał jedynie dziecka.
- Błagam cię, nie rób scen i chodź do łóżka. Muszę rano wstać. – Przetarł zmęczoną twarz, po czym złapał ją za nadgarstek, chcąc jakoś ją uspokoić. Martyna jednak rozpaczliwie wyrwała mu się z uścisku, odsuwając się pod drzwi.
- Zawsze urywasz rozmowę na temat dziecka! Zawsze! – syknęła, odwracając się na pięcie i wychodząc z mieszkania.
Nie martwił się, dokąd pójdzie. Do mamy. Zawsze, przy każdej kłótni, szła do mamusi poskarżyć się, jaki to jej mąż jest nieczuły.
Odchylił się na oparciu fotela, wzdychając ciężko. Koniec pracy… Właściwie mógł wziąć papiery do domu, nie było ich wiele, ale Martyna wróciła od matki. Mieszkanie nie było już puste.
Nie chciał się z nią widzieć, nawet, jeśli rano jadł razem z nią śniadanie. W ciszy, bo żadne z nich nie przeprosiło. Oczywiście wiedział, że to on będzie musiał wypowiedzieć te magiczne słowa i zakończyć konflikt, bo tak było zawsze. To on zawsze przepraszał, nawet, jeżeli kłótnia nie wynikała z jego winy.
Ale nie chciał wracać. Po prostu. Tutaj, w pracy, miał spokój, nie musiał się zastanawiać nad najgorszym w swoim życiu wyborze.
Wszedł na pocztę mailową, żeby sprawdzić czy nie dostał jakichś nowych wiadomości. Było ich kilka, dokładniej jedenaście, ale większość to reklamy i na dodatek zagraniczne. Sapnął z poirytowaniem, przerzucając maile do skrzynki spamu, która ostatnio niezbyt dobrze działała. W ogóle nie wyłapywała tych durnych wiadomości, masowo wysyłanych do użytkowników portalu.
Oprócz zapychaczy dostał jeszcze jakąś pocztę z banku no i jedną wiadomość wysłaną z gmaila od theresnosolution i zatytułowaną: „Hej”.
Odruchowo chciał przerzucić to do spamu i usunąć, ale coś go podkusiło, żeby otworzyć i sprawdzić. Raczej nie dostawał reklam z prywatnych kont… Ale wystarczyło tylko, że dostrzegł wzmiankę o Supermanie, a już wiedział, że nie jest to żaden spam. Uśmiechnął się do monitora, zwilżając językiem spierzchnięte wargi.
„Cześć, tu Superman. Pamiętasz mnie z czata? Gadaliśmy ostatnio i podałeś mi maila. Dzisiaj o czternastej będę znowu na czacie. Fajnie byłoby pogadać tak jak ostatnio.” – napisał.
Wzrok Rafała powędrował w prawy dolny róg monitora na zegar, który wskazywał dokładnie trzynastą pięćdziesiąt sześć.
Za cztery minuty.
Wejść, nie wejść? Może chłopak gada z nim dla żartów? Przecież w Internecie możesz być każdym.
Zresztą to, co on sam ostatnio wyprawiał, nie było najmądrzejsze. Nie wystarczają mu już gejowskie pornole? Koniecznie musi nawiązywać znajomości z innymi gejami? Przecież ma żonę! Żonę, do cholery! I, jakby nie patrzeć, już ułożone życie. Mieszkanie, samochód, denerwującą teściową i nudną małżonkę.
Jak to powiedział kilkanaście lat temu ojciec - Pedalstwa mu się zachciało. Najbezpieczniej będzie pozostać jedynie na filmikach erotycznych i do końca swojego życia ukrywać przed światem fakt, że mimo żony wcale nie interesują go kobiety.
Wyłączył komputer, zgarniając papiery porozwalane na blacie biurka do swojej skórzanej walizki.
Koniec pracy na dzisiaj, ale do domu mu się nie spieszyło. Co miał więc zrobić, jak nie odwiedzić brata?
Ostatni raz przetarł wacikiem świeżo zrobiony tatuaż, odsuwając się nieco na krześle i podziwiając swoją pracę. Nie podobała mu się… Nie dlatego, że się do niej nie przykładał czy może dlatego, że nie miał talentu. Nie. Zawsze wkładał całe serce w to, co robi, ale tym razem nie podobał mu się po prostu wzór. No, ale klient - nasz pan, nie mógł tworzyć na ciele obcego człowieka własnych fanaberii.
Jeszcze raz spojrzał na tandetnego anioła malującego się na szczupłym ramieniu klientki.
- Już? – zapytała dziewczyna, spoglądając na niego mokrymi od łez oczami. Uśmiechnął się pocieszająco, potakując. Blondynka musiała mieć bardzo niski próg bólu, tak skomlała, że aż w pewnych momentach jemu samemu zachciało się śmiać.
Klientka wstała i podeszła do lustra, odwracając się do tafli plecami i wychylając głowę, aby zobaczyć tatuaż. Na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech. Szybko przetarła oczy, ścierając z nich ostatnie ślady łez.
Tatuażysta odetchnął ciężko z ulgą.
Zawsze marzyła mu się wolna ręka w tym, co robi, ale czasem musiał po prostu zagryźć zęby i tworzyć takie badziewia jak to, co miała na sobie dziewczyna.
Ściągnął gumowe rękawiczki, wrzucając je do kosza na śmieci.
- Wieczorem go przemyj wodą i załóż opatrunek z folii. Po trzech dniach zacznij go smarować jakimś kremem nawilżającym, może to być Bepanthen. Rób to do momentu, aż strupki poodpadają, ale, broń Boże, ich nie zrywaj. – Posłał jej uważne spojrzenie, po czym sięgnął po folię, aby zabezpieczyć tatuaż.
Lubił swoją pracę. Zresztą miał naprawdę dużo zainteresowań, a tatuowanie i piercing były dla niego przyjemnym urozmaiceniem.
Urozmaiceniem, dzięki któremu mógł żyć, bo niestety z innych zainteresowań ciężko byłoby mu przeżyć.
Był członkiem mało znanego zespołu grającego w rytmach punkrocka, więc dochody z koncertów duże nie były. Zazwyczaj grali za darmo, byleby tylko jak najwięcej osób się o nich dowiedziało.
No i do tego jeszcze interesował się modą. Dziwne połączenie, sam o tym wiedział i już niejedna osoba mu to wytykała, ale naprawdę głęboko w tym siedział.
Od zawsze marzyła mu się wielka kariera, gdzieś w USA, ale jak na razie były to tylko takie mrzonki. Chociaż… może kiedyś?
Spojrzał na zabezpieczony już tatuaż, wskazując na wyjście z małego, ciasnego pokoiku służącego mu za gabinet.
- Zapraszam do kasy – powiedział, wciąż utrzymując uśmiech. Tak naprawdę był cholernie wymęczony, a Agnieszka ciągnęła go jeszcze dzisiaj wieczorem do Przystani. Jego najlepsza koleżanka ostatnio ujawniła się przed rodzicami i teraz korzysta z tego pełną gębą.
Gdzieś czytał, że gej i lesbijka nie pasują do siebie jako para przyjaciół, a oni jakoś się w miarę dobrze dogadywali. Co prawda ciężko było mu powiedzieć, która z dziewczyn w klubie jest „niezłym kąskiem”, ale znali się od początków studiów. Aga udawała wtedy jeszcze heteroseksualną, a teraz twierdzi, że jest po prostu wszechstronnie uzdolniona.
Uśmiechnął się do swoich myśli, stając za ladą i odbierając pieniądze od klientki. Gdzieś kątem oka mignął mu jego współpracownik, a zarazem kolega z zespołu, zajmujący stanowisko perkusisty.
- Jakbyś coś jeszcze chciała to zapraszamy. – Puścił do dziewczyny oko, na co ta uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Cóż… Sam wiedział, że brzydki to on nie jest i ma się czym pochwalić.
Blondynka wyszła ze studia, oglądając się jeszcze na niego.
Westchnął ciężko, opadając na krzesło i przeczesując ręką swoje niechlujnie zaczesane do tyłu, nieco przydługie, brązowe włosy.
Gdyby tylko wiedziała, że nie interesują go kobiety, to nie uśmiechałaby się do niego w ten sposób. Pokręcił głową z rozbawieniem, sięgając po swój notes leżący pod ladą. Przerzucił kilka kartek, sprawdzając swój grafik.
Dzisiaj nic, jutro przekłucie języka i mały tatuaż w postaci chińskiego znaku. Ostatnio szło im coraz gorzej, chociaż mieli naprawdę wielu zadowolonych klientów. Ale te studia piercingu i tatuażu rosły ostatnio jak grzyby po deszczu. Wystarczy przejść się tylko Dworcową, a naliczy się z pięć.
- Zadzwoniłem już do chłopaków, w piątek próba – powiedział Bartek, perkusista, stając przed ladą i spoglądając na niego uważnie.
- W piątek? – zapytał zdziwiony, unosząc swoje kształtne brwi w geście zdziwienia. – Po co w piątek?
Bartek był bardzo dobrze zbudowany, ale za to strasznie niski. Miał jakiś metr siedemdziesiąt parę, więc wyglądał śmiesznie z tymi swoimi szerokimi barkami i karkiem niczym u pitbulla. Kręcone, czarne włosy zawsze nosił rozpuszczone i rzadko kiedy je przycinał, przez co zasłaniały połowę jego twarzy. Od tych kędzierzawych włosów wzięło się jego przezwisko – Kędzior.
- Muszla Fest, zapomniałeś?
No tak, zapomniał.
- Boże, Mat, ogarnij się. Sypiasz w ogóle? Bo wyglądasz tragicznie.
- Dzięki. – Uśmiechnął się w odpowiedzi, podnosząc się z krzesła i idąc na zaplecze. – Ja już kończę na dzisiaj! – krzyknął do kolegi. – Zamkniesz, nie?
- No, mam na piętnastą laskę umówioną na kilka kolczyków, nic specjalnego – mruknął w odpowiedzi.
Szatyn zarzucił sobie na ramię brązową, skórzaną torbę, żegnając się szybko z Kędziorem i wychodząc. Musiał się wyspać, miał czas tylko do dwudziestej. Później znowu czeka go Przystań.
Gdy tylko znalazł się w swojej małej kawalerce, niemal od razu rzucił się do laptopa. Rozmawiał wczoraj z jakimś gościem na czacie i nawet im się ta rozmowa lepiła. Właściwie, to było sympatycznie, ale tylko tyle. Nie schodzili na tematy seksu, nie mówili dużo o sobie, zdradzili jedynie imiona, a mimo to Rafał go w jakiś sposób zaciekawił.
Napisał mu rano, że na czacie będzie o czternastej. Spojrzał jeszcze na zegarek, zdążył.
Gdy system się załączył, włączył przeglądarkę i wpisał adres czata, po czym szybko się załogował.
Przejrzał listę użytkowników, ale nigdzie nie odnalazł „Nienasyconego”. Może za chwilę wejdzie? Albo nie odczytał maila?
Wsiadł do samochodu, odnajdując w kieszeni telefon. Wybrał numer do brata, naciskając zielony przycisk i przykładając sobie aparat do ucha, po czym przekręcił klucz w stacyjce.
- Halo? – odezwał się głos w słuchawce. Rafał podtrzymał komórkę ramieniem, wycofując pojazd i wyjeżdżając na ulicę.
- Cześć, jesteś teraz w pracy czy w domu? – zapytał, przerzucając szybko bieg i ujmując telefon w dłoń.
- W domu, ale za godzinę wychodzę, a co? – Gracjan odetchnął ciężko, na co brunet zmarszczył brwi.
- No chciałem do ciebie przyjechać, ale jak nie chcesz to okej – mruknął, znów trzymając aparat ramieniem, gdyż musiał zatrzymać się na światłach.
- Nie no. Możesz wpaść. Stało się coś? – zapytał podejrzliwie.
Oczywiście, że się stało. Jest w związku, w którym nie powinien nigdy być. Jego życie jest do bani, a on nie może nic z nim zrobić. Żona rozpaczliwie chce dziecka, a on…? A on chyba nie chciałby unieszczęśliwiać kolejnej osoby. Tych nieszczęść już wystarczy.
- Nie. Będę za chwilę – odpowiedział jednak, rozłączając się.
Rozmowa z bratem w cztery oczy zawsze dawała mu jakąś ulgę. Miał z nim naprawdę wiele wspólnego, ale Gracjan nie wiedział, jak wiele.
Nigdy mu się nie ujawnił. Zresztą, nikt nie wiedział, jak jest naprawdę, że wcale nie jest heteroseksualny. Ale nawet gdyby wiedział, to co? Jak niby mógłby pomóc?
No właśnie. Nie mógłby. Nikt nie mógłby mu pomóc, bo na drodze do jego szczęścia stoi Martyna, której za nic nie chciałby skrzywdzić.
Jechał jeszcze jakieś dziesięć minut, aż wreszcie wjechał na blokowy parking. Wysiadł ze swojej niedomagającej Cordoby, jak zwykle mocno zatrzaskując drzwi, które tym razem jednak się nie zamknęły. Odskoczyły z powrotem, wprowadzając Rafała w jeszcze większe rozdrażnienie.
Przeklął pod nosem, łapiąc za klamkę i zatrzaskując je niemal z furią. Zamknęły się.
Odetchnął ciężko, opierając rękę na dachu samochodu. Musi się uspokoić. Musi. Przecież zawsze był opanowany, a teraz co?
Zaczęło go to przerastać, bo wiedział, że w końcu ulegnie Martynie, tak jak robił to zawsze. Spojrzał w stronę bloku.
Właściwie, to po co tu przyjechał?
No tak, żeby nie wracać do domu.
Piercing, tattoo, punkrock, zespół...
OdpowiedzUsuń*___________* !
Chcę wiedzieć co będzie daaalej ^^
Nie mam co napisać, rozdział jak każdy trzyma poziom i zachęca do dalszego czytania.
Pozdrawiam.
Ej, czuję się trochę dziwnie po przeczytaniu tego. Młody jest chyba jakimś moim minimalnym odzwierciedleniem, bo ja niestety nie posiadam studia D: i nie mieszkam sama. O, i nie jestem facetem xD
OdpowiedzUsuńAle ten no, pisz daaaalej. Cem wiedzieć więcej o.o
Całkiem fajne to opowiadanie xD.
OdpowiedzUsuńWciągające , jak wszystko co piszesz zresztą ^^. Czemu ja tak nie umiem T_T ? Nie no żart.
Świetny ten rozdział, aż nie moge się doczekać co będzie dalej, ale... No właśnie jest pewne ale XD. Kiedy dostaniesz z powrotem komputer z naprawy? Ja chcę Zostawić Rzeczywistość xD
Dlaczego mam głupie uczucie, że ta historia wcale nie skończy się dobrze? A dzieci przecież lubią szczęśliwe zakończenia, zwłaszcza jeżeli bohaterami opowieści jest dwójka przystojniaków (!)
OdpowiedzUsuńTak czy siak... niezwykle poprawiłaś mi humor i skutecznie odciągnęłaś od sprawy polskiej w latach dwudziestych dziewiętnastego wieku. Dziękować ^^.
biedny Rafał! ułóż mu jakoś dobrze życie- plizzzzzz;)
OdpowiedzUsuńmoże być z Mateuszem- wydaje się sympatycznyniech robaczki mają trochę radości!
Właśnie ułoży mu się czy ja przeczuwam smutny koniec??xD
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, zwłaszcza kłótnia małżonków. A Matt.. hmm no ciekawe zestawienie będzie :) Artysta i człowiek biura xD
Kohaku
nah nah nah nah <3 Te kiero kurwa : D
OdpowiedzUsuńwybacz, marcin ma dzisiaj dobry humor : ) nie moge spuszczać laptopa z oczu ; D w kazdym razie rozdzialik bardzo mi się podobał, jak widać panu M również ; DD pozdrowienia
OdpowiedzUsuńCzeeekaj... Czyżby rafałek wpadł akurat do braciszka kiedy będzie u niego jego luby? Mam takie oh, ah'owe przeczucie :)
OdpowiedzUsuńPomińmy fakt, że za trzy godziny mam kolosa z socjologii i nie umiem nic, a siedzę i czytam :)
Pozdrawiam, Kadm.
Kiedy następny rozdział? plisss pisz szybko! :D Mam coś taką nadzieję, że jak on wejdzie do mieszkania brata to zastanie pół rozebranego Filipa! :D ;] weny życzę!
OdpowiedzUsuń