Sprawdzały Oni i Ekucbbw.
Wszędzie
dobrze, ale w domu najlepiej...
Mateusz
nie miał zamiaru już wychodzić na żadne imprezy i całkiem dobrze
mu to szło. Dorian jeszcze kilka razy starał się go gdzieś
wyciągnąć, ostatecznie jednak sam doszedł do wniosku, że to nie
ma sensu, bo w momencie, gdy próbował go namówić, Mateusz
najbezczelniej w świecie udawał, że go nie widzi i nie
słyszy. Czasem zachowywał się jak dziecko i miał tego świadomość,
ale zignorowanie Doriana było najlepszą metodą. Już zdążył się
nauczyć, że nic go tak nie denerwowało i nie zniechęcało, jak
właśnie olewanie.
Przez
następny miesiąc siedział więc bezpieczny w akademiku. Nie wracał
nawet do domu na weekendy, był na to zbyt leniwy, bo w końcu
wiązało się to z wyruszeniem do miasta, wsadzeniem swoich czterech
liter do autobusu, a później jeszcze przejściem kilku
kilometrów pieszo! Już wolał śmierdzący pokój w domu studenta
niż taki sport wyczynowy z torbą pełną ubrań.
Co
jednak mógł robić, siedząc całe dnie w akademiku? Skoro nie
imprezował, to pozostała mu tylko nauka… I oczywiście cała masa
gier RPG. Postawił na to drugie, znacznie ciekawsze niż wkuwanie
gruntów i kreski.
***
Wszedł
do auli zaspany, ledwo co widział na oczy. Całą noc siedział
i czytał Stephena Kinga, położył się spać krótko przed
piątą, co nie było zbyt dobrą decyzją, stwierdził, zająwszy
miejsce. Nie mógł pobyć się wrażenia, że zaraz jego głowa
wyląduje na stole. Miał cichą nadzieję, że na wykład z rysunku
przyjdzie trochę więcej osób niż zwykle. Studenci budownictwa
jakoś nie przejmowali się wykładami, bo skoro nikt nie sprawdzał
na nich obecności, to po co się fatygować? Mateusz też mógłby
zostać w pokoju i odespać zarwaną noc. I prawdopodobnie tak
by zrobił, gdyby tu nie chodziło o ten przeklęty rysunek
techniczny, który prześladował go nawet w snach. Zawsze gdy
pojawiał się na auli, miał maleńką nadzieję, że jego
wątpliwości co do tego przedmiotu rozwieją się po rzetelnym
wytłumaczeniu tematu przez profesora… Wszystko jednak się
komplikowało, gdy wykładowca zaczął mówić. Jego słowa
momentalnie zbijały się w jedną, niezrozumiałą papkę. Przez
chwilę Mateusz jeszcze próbował coś z niej zrozumieć, cedził w
myślach zdania, analizował, aż wreszcie dawał sobie spokój,
jednym uchem wpuszczał – drugim wypuszczał. Czasem też zdarzało
mu się przysnąć czy wyciągnąć telefon i połączyć się z
siecią, wszystko to oczywiście było absolutnie odruchowe! I teraz
też jego głowa, absolutnie odruchowo, opadała na ławkę,
a profesora nawet nie było w pomieszczeniu, nie mówiąc już o
rozpoczęciu cholernie nudnego, ciągnącego się jak flaki z olejem
wykładu.
– Nie
śpij, bo cię okradną – usłyszał obok siebie i było to tak
niespodziewane, że aż podskoczył, uderzając kolanami o oparcie
drewnianego krzesła, jakie znajdowało się przed nim.
–
Dorian, kurwa – warknął i miał ochotę go walnąć. – Co się
stało, że przyszedłeś na wykład? – To było jednak silniejsze.
Aż popatrzył na niego szeroko otwartymi oczami, nie mogąc wyjść
z szoku, że jego sąsiad pojawił się o tak wczesnej godzinie
na uczelni, co więcej – na zajęciach! A na dodatek miał przy
sobie notatnik i długopis! Niech się jeszcze okaże, że Dorian
przyszedł tu z pełną wiedzą na temat tego, co właśnie
przerabiali, to on chyba padnie i nie wstanie ze zdziwienia.
– Nie
wiem – powiedział, rozsiadając się. Kątem oka zerkał na
Mateusza, któremu z nieznanych przyczyn zrobiło się nieco
goręcej. Poczuł też napływ dziwnej nerwowości, jakiej nie
odczuwał nigdy przy nikim, ostatnio jednak coraz częściej
towarzyszyła mu, gdy pojawiał się Dorian. – Dla rozrywki?
– Tu
raczej rozrywki nie znajdziesz – westchnął, ale uśmiechnął się
pod nosem. Jego samego dziwił fakt, że dogadywał się z tym
chłopakiem, co wcześniej graniczyło z niemożliwością. A jednak,
Dorian był całkiem ciekawą osobą.
–
Mówisz? No nic, to spadam – parsknął śmiechem, ale nawet się
nie poruszył.
– Jak
tam u Piotra? – mruknął i żeby ukryć swoje zainteresowanie
tematem, pochylił się do torby w poszukiwaniu kartek do notowania.
Ostatnio doszedł do wniosku, że są znacznie wygodniejsze niż
zeszyty. Głównie dlatego, że zazwyczaj zapominał zapakować je do
torby, a kartkę zawsze ktoś mógł mu dać. Z długopisami czasem
też miał problem, notorycznie więc pożyczał, a później
nie oddawał, bo zapominał. Aż dziw, że kiedyś tak dobrze mu szło
w liceum i że tak świetnie zdał maturę; coraz częściej
wydawało mu się, że jeszcze chwila, a szykując się na zajęcia,
zapomni samego siebie.
– Śpi
– odparł krótko i wpatrzył się w niego, nawet tego nie kryjąc.
Mateusz aż poruszył się nerwowo na krześle, a po chwili udał, że
przegląda swoje stare notatki w poszukiwaniu… sam nie wiedział
czego.
–
Wczoraj nieźle się bawiliście – mruknął, starając się nie
brzmieć na zbyt zainteresowanego.
– No,
mówiłem, żebyś wpadł. – Dalej nie spuszczał z niego wzroku,
co zaczynało powoli Mateusza irytować. Spojrzenie Doriana było
dosadne, zawsze patrzył prosto w oczy i zdawało się, że
przewiercał spojrzeniem na wylot. Nawet gdy rozmowa tyczyła się
czegoś banalnego, jak na przykład kolokwium z matematyki, jego
wzrok był nieustępliwy. Śledził nim swojego rozmówcę, okazywał
mu zainteresowanie, a zarazem miało się wrażenie, jakby Dorian
wiedział o drugiej osobie wszystko, obojętnie kim by ona nie była:
sprzedawczynią w warzywniaku, wykładowcą czy chociażby, dla
przykładu, Jeglińskim.
– A
ja mówiłem, że nie chcę – burknął, rozkładając papiery a
stoliku. – Nie chcę już pić.
–
Nigdy?
–
Nigdy – brzmiał bardzo stanowczo. Naprawdę nie chciał już tknąć
alkoholu, czego najwidoczniej Dorian nie potrafił pojąć. No tak, w
końcu on pił bezustannie, dzień w dzień ich pokój trząsł się
od muzyki. Ciągle śmierdziało w nim oparami alkoholu, papierosów
i marihuany.
–
Złamiesz się jeszcze kiedyś – powiedział ostatecznie i w tym
momencie do auli wszedł niski, pulchny mężczyzna o zabójczym
wzroku. Wśród studentów zyskał przydomek kobry, mimo to wcale
jednak groźny nie był, a jedynie na takiego wyglądał. W
końcu gdyby się go bano na uczelni, wykłady, które prowadził,
nie byłyby aż tak ignorowane.
–
Zaraz pewnie pożałuję, że nie zostałem w łóżku – westchnął
ciężko Dorian i z miną cierpiętnika wysunął nogi przed siebie,
zakładając ręce na piersi. Mateusz uśmiechnął się pod nosem.
Pomyślał dokładnie to samo.
***
Pierwszy
listopada w tym roku wypadł w piątek, więc dla wszystkich
oznaczało to tylko jedno – dzień przedłużający weekend. Dla
studentów mieszkających w akademiku był to też swoisty znak, że
w końcu trzeba spakować torby i ruszyć w odwiedziny do rodzin. I
jakby się nie chciało, jak daleko nie byłoby na przystanek PKS–u
czy dworzec PKP, trzeba zebrać tyłek, wrzucić jakieś gacie do
plecaka (bo w domu nie zostało prawie nic, no ile można mieć par
majtek?), dorzucić jeszcze notatki, w końcu zbliżają się koła,
i jechać. A później udawać, że tak, w domu studenta
wszystko w porządku. Imprezy? Jakie imprezy!? Wszyscy się uczą,
porządni są.
Mateusz
też musiał wrócić, nie był w rodzinnych stronach już jakiś
czas, tylko raz na początku października tam zawitał, później
nawet mu się nie chciało. Teraz też nie palił się, żeby wracać,
ale święto zobowiązywało, myślał, wrzucając ubrania do
plecaka. Przy okazji przeklinał wszystkich i wszystko, nie miał
zbyt dobrego humoru. Ciotka, której nawet nie znałem, na pewno
będzie zła, że nie przyjechałem odwiedzić jej grobu, myślał
poirytowany. Próbował mamę przekonać, że jego przyjazd nie jest
konieczny, wciskał jej, że ma masę nauki (tak, a całymi dniami
siedział i oglądał Grę o tron), jednak kobieta pozostawała
nieugięta. Wiedział, że się na niego obrazi, jeżeli nie wróci
do domu, nie chciał więc wywoływać wojny. I tak wyjeżdżał z
akademika jako jeden z ostatnich, dom studenta już świecił
pustkami, na korytarzach prawie nikt się nie kręcił, dookoła
panowała przerażająca cisza.
Wyszedł
z pokoju z plecakiem, zakluczył drzwi, bo Mietek wyruszył
w rodzinne strony kilka godzin wcześniej, i już chciał iść,
gdy spojrzał na Doriana, który właśnie wyjrzał z toalety. Wcale
nie przypominał kogoś, kto za chwilę miałby zabrać spakowane
rzeczy i udać się na przystanek, żeby wrócić do domu. Był w
dresowych spodniach i jakimś porozciąganym podkoszulku, a na
bosych nogach miał granatowe klapki kąpielowe.
–
Zostajesz? – zapytał więc Jegliński ze zdziwieniem.
– No
– mruknął Dorian i uśmiechnął się do niego, opierając o
ścianę w wąskim korytarzu, jaki łączył kilka pokoi w jedną
kondygnację. – Miłego – dodał i przyłożył dwa palce do
skroni, po czym nimi machnął, zupełnie jakby salutował.
Mateusz
stał jeszcze chwilę i patrzył na niego z niezrozumieniem. Może
i gdyby miał możliwość, sam by z chęcią został w
akademiku, taki odludek jak on wreszcie poczułby się dobrze w domu
studenta, nikt przynajmniej by mu nie przeszkadzał. Dorian jednak
nie był kimś, kto uciekał od ludzi. Lubił być wśród nich… W
takim razie, czy pasowało mu siedzenie w prawie opustoszałym
budynku?
– Nie
będziesz się nudzić? – postanowił więc zapytać. Sam nie
wiedział, dlaczego w ogóle go to interesowało. Dlaczego od kilku
tygodni tak ciągnęło go do Doriana, przecież zwykle gardził
takimi ludźmi. Chyba co noc w jego łóżku była inna kobieta
(Facetów Mateusz jeszcze nie widział, ale kto wie. Może po prostu
dobrze się ukrywał? Albo był heteroseksualny.), a to go aż
obrzydzało. Nie rozumiał, dlaczego same cisnęły mu się pod
kołdrę, skoro renoma Doriana jako casanovy była powszechnie znana.
Jegliński doszedł do wniosku, że po prostu udawało mu się
trafiać na chętne idiotki, innej opcji nie było.
– Nie
no, jakoś dam radę. – Zaśmiał się i mrugnął do niego, jak to
miał w zwyczaju. – Weź, bo jeszcze pomyślę, że się o
mnie martwisz. Możesz pisać mi listy – parsknął, jak zwykle
będąc w znakomitym nastroju. Ale czy można mieć dobry humor
przez cały czas? – Nie zapomnij tam gdzieś dodać wyznania
miłosnego. Może mi wierszyk napiszesz? – Uśmiechnął się
szeroko, pokazując wszystkie swoje zęby. Dosyć równe i białe.
– Na
górze róże, na dole bez, wal się – prychnął Mateusz i ruszył
do wyjścia na korytarz.
– Jak
będziesz do mnie pisać, to bardziej się postaraj! – krzyknął
jeszcze za nim, a on, kiedy wiedział, że Dorian nie mógł zobaczyć
wyrazu jego twarzy, uśmiechnął się pod nosem. Może właśnie za
to go lubił? Tylko czy Dorian nie był taki dla wszystkich?
***
– O
matulu najświętsza! Jeszcze bardziej żeś schudł! – Tymi
słowami został powitany przez matkę, kiedy tylko stanął w progu
domu. – Wiedziałam! Mówiłam! Nie jedź, zostań tutaj, praca
jest, pieniądze są, to ty żeś mi się uparł – mówiła, niemal
siłą ściągając z niego plecak. – Buty zebuj, nie będziesz mi
łaził tymi zabłoconymi adidasami po dywanie. – Mateusz
uśmiechnął się pod nosem; jak zwykle buzia mamy się nie
zamykała. Wyrzucała z siebie słowa z prędkością światła,
tworząc oczywiście niepoprawne konstrukcje zdań i zapożyczając
słowa z gwary. Kiedyś jeszcze ją poprawiał, teraz uważał już,
że nie powinien tego robić. Była jego mamą, jak bardzo
niepoprawnie by nie mówiła, szanował ją i nie chciał wytykać
błędów, bo wiedział, że po tym robiło się jej przykro. Nawet
jeżeli tego nie pokazywała.
–
Dobrze, żeś do nas wrócił. Z Jarka taki rojber się zrobił, że
nic, tylko złapać za fereta i wstrząsnąć – mruczała,
kiedy szedł za nią do góry, do swojego pokoju. – Posprzątałam
ci ten bałagan, jak wyjechałeś, to żeś nawet bambetli nie
ułożył! Jo nie wiem, jak ty se tam radzisz. Dlatego taki chudy! –
marudziła, a Mateusz uśmiechał się jedynie pod nosem, zdając
sobie sprawę, że mu brakowało mamy. – Weźmiesz zara auto i
pojedziesz po babke. – Odwróciła się do niego przodem, gdy byli
już w jego sypialni. Uśmiech momentalnie zniknął mu z twarzy i
zastąpiła go niechęć.
–
Mówiłaś, że Felek zrobił prawo jazdy – spróbował się
wykręcić. O ile jeszcze z jego mamą dało się wytrzymać, o tyle
babcia była dwa razy gorsza. Zawsze wszystkimi przewodziła
i absolutnie każda rzecz musiała być zrobiona tak, jak ona
chciała. Jednak na starość zrobiła się bardzo zrzędliwa, czasem
od słuchania uszy mu więdły i żeby nie powiedzieć nic
złośliwego, musiał odejść na bok albo po prostu gryźć się w
język.
–
Felek to mi prawie wóz rozwalił na prostej drodze! Ja nie wiem, jak
mu dali to zdać. Same osły tam siedzą, że kogoś takiego jak on
na ulice wypuścili! – warczała, a Mateusz tylko pokiwał ulegle
głową, nie chcąc się z nią kłócić. Przemęczy się jakoś te
kilkanaście minut z babcią w samochodzie.
***
Dzień
był straszny. Nawet codzienne imprezy, które odbywały się
w akademiku, nie wydawały się tak trudne do wytrzymania jak
jeżdżenie z babcią i całą resztą rodziny po grobach,
a później wspólne siedzenie przy stole. Nienawidził takich
spotkań, kiedy to każdy zachowywał się sztucznie i trzeba
było się uśmiechać, żeby nie urazić gospodarza. I te pytania...
no nic, tylko walić głową w stół.
I jak
ci tam, Mateuszku, w wielkim mieście? Ach, budownictwo? Słyszałam,
że to przyszłości nie ma! No nic, nic. Studia to teraz pic na
wodę, lepiej do Anglii czy Ameryki do pracy! A dziewczynę już
masz? No jak to, taki chłopak jak ty nie ma żadnej sympatii?
Rzygać
mu się chciało, jak słuchał tego gadania. Ale już było po
wszystkim, mógł zamknąć się w swoich czterech ścianach, wleźć
pod kołdrę z laptopem na kolanach i odetchnąć. Tutaj,
w pokoju, który prawie nie zmienił się od jego dzieciństwa,
jedynie ściany zostały odmalowane, czuł się bezpiecznie.
Bezpieczniej niż w akademiku. Gdyby mógł, faktycznie z chęcią by
tu został, ale nie chciał całego życia spędzić na prowadzeniu
gospodarstwa. Nie nadawał się do tego.
Jak
zwykle, najpierw posprawdzał maila i fora, na jakich się udzielał.
Dopiero później zajrzał na Facebooka i zdziwił się, kiedy dostał
wiadomość od Doriana. Momentalnie uśmiechnął się pod nosem, a
gdy zdał sobie z tego sprawę, ucieszył się, że był sam i nikt
go w tamtej chwili nie widział.
„Żyjesz?”
– napisał mu chłopak, a on dobre pięć minut zastanawiał się,
co odpisać. Nie chciał brzmieć tak, jakby ucieszył się, że
Dorian do niego zagadał, ale też bał się, że krótka odpowiedź:
„no” będzie zbyt olewająca.
W końcu
wpadł na genialną, jego zdaniem, odpowiedź. „Jeszcze” –
wystukał więc na klawiaturze i ze zwycięską miną wysłał,
uważając, że nic lepszego wymyślić by nie mógł.
„W
jakim sensie „jeszcze”? Wolałbym, żebyś jednak wrócił kiedyś
do akademika.” – otrzymał wiadomość zwrotną. Zdziwił się,
Dorian pisał poprawnie, używał polskich liter i każde zdanie
kończył odpowiednim znakiem, nie stawiając przed nim żadnej
niepotrzebnej spacji. Pierwszy raz pisał z nim przez Internet i
pozytywnie się zaskoczył. Nienawidził, gdy ktoś kalał język
polski, nawet jeżeli miałaby to być krótka wypowiedź na
Facebooku czy sms. Może to dlatego, że naprawdę dużo czytał, nie
tylko książek. Przyjemność sprawiało mu nawet przeglądanie
słowników, lubił zdobywać ciekawą wiedzę, a naukę języka
uważał za fascynującą. Tak samo jak matematykę… Z nauką
gruntów, jaką miał na studiach, było już gorzej, z trudnością
wchodziły mu do głowy zagadnienia przyrodnicze i wszystko inne,
czego musiał nauczyć się na pamięć.
„Ciotki
mogły wywrzeć stały uszczerbek na mojej psychice. Nie wiem, czy
nie będę musiał szukać pomocy u dobrego terapeuty” – napisał
i aż się zaśmiał, choć sam nie wiedział dlaczego. Podobało mu
się to, że rozmawiał z nim i że on pierwszy do niego
napisał. To było… przyjemne. Miał jednak dziwną świadomość,
że gdyby to nie Dorian znajdował się po drugiej stronie komputera,
wcale nie byłby aż tak zadowolony. Bał się, że zaczynał coś
czuć… Wiedział, jak to jest, w końcu przeżył już jedno
zauroczenie i pierwszy etap zakochania. I doskonale zdawał sobie
sprawę, że podobnie jest teraz z Dorianem. Wcale mu się to
nie podobało, bo to nie był materiał na faceta. Po pierwsze,
praktycznie nic o nim nie wiedział, żyli w dwóch zupełnie różnych
światach; druga sprawa (i chyba najważniejsza), on raczej nie był
gejem. Mateusz nie potrafił go wyczuć – nie żeby kiedykolwiek,
kogokolwiek potrafił wyczuć. Miał z tym ogromne problemy, dlatego
potrzebował od drugiej osoby oznajmienia prosto w twarz: „tak,
jestem gejem”. A Dorian nigdy mu tego nie powiedział, co więcej,
co chwilę widział go z inną dziewczyną, choć nie raz, nie dwa
zastawał go również w dziwnych, podejrzanych sytuacjach z
Piotrkiem. Ale i tak nie miał pojęcia, na czym stoi, musiałby
chyba zobaczyć ich całujących się, żeby zrozumieć.
Dorian
traktował go jak śmiesznego kumpla, nie było innej możliwości.
Fajny znajomy z pokoju obok, trochę geek, dziwny, ale dało się
z nim porozmawiać, bo jest w miarę ogarnięty – pewnie tak o nim
myślał.
„Jak
przyjedziesz, wezmę cię na piwo. Nie ma mowy, byś był
niezadowolony z takiej terapii.” – odpisał, a Mateusz od razu
przestał zastanawiać się, jak widzi go Dorian. Uśmiechnął się
szeroko jak ostatni idiota. Z pewnością gdyby ktoś stał obok,
uznałby, że jest chory psychicznie, ale nie bardzo go to w tamtej
chwili obchodziło, więc dalej szczerzył się do monitora i zaraz
zabrał za odpisanie.
„Nie
ma mowy. Nie będę pił nic, co zawiera alkohol. Ten raz na początku
roku mi wystarczy.” – Wcisnął enter, cały zadowolony, i jak na
szpilkach czekał na odpowiedź. Od razu zobaczył szarą informację
w dole rozmowy: „Dorian pisze…”
„Kawa
i lody?”
„Brzmi
jak randka.” – Serce waliło mu w piersi jak szalone. Sam nie
wiedział, po co mu to wysłał, ale kiedy nacisnął przycisk, było
już za późno. Wiadomość poszła i nie było odwrotu.
„Może.
To co, kwiatka ci kupić?” – Otrzymał odpowiedź i momentalnie
się roześmiał, a całe napięcie z niego zeszło. Już zabierał
się, żeby coś napisać, gdy usłyszał walenie w ścianę i krzyk
mamy:
– Co
się tak chichrasz na fest? Ciszejże bądź!
Mateusz
od razu się uciszył. To nie było normalne, że śmiał się na
cały głos o dwunastej w nocy, musiał się trochę opanować.
„Dobra.
W takim razie jesteśmy umówieni” – to już napisał z rumieńcem
na twarzy, zupełnie jakby Dorian miał siedzieć naprzeciwko niego i
wszystko widzieć. Czuł, jak mu serce łomotało w piersi,
kiedy czekał na odpowiedź.
„Okej.
W środę nie mamy zbyt wiele zajęć, więc idziemy na te twoje
lody.”
Jegliński
przełknął ślinę i uśmiechnął się pod nosem. Nie wiedział,
czego miał się spodziewać po tym wyjściu. Dorian pewnie nie
traktował tego poważnie i on też nie powinien; powinien trzymać
się koleżeńskich stosunków, nie chciał przecież pakować się w
coś, co i tak nie miałoby sensu. Zakochanie się w kimś takim jak
Dorian byłoby najgorszą rzeczą, jaką mógłby zrobić, ale nie
myślał o tym, kiedy w rozmowie zeszli na inne tematy. Pisało mu
się fajnie, miał jednak po raz pierwszy w życiu wrażenie, że to
nie to samo, co wymiana poglądów w cztery oczy. Zawsze wybierał
internetową rzeczywistość, była znacznie lepsza od tej realnej,
bo łatwo było kogoś poznać, nie musząc przejmować się każdym
wypowiedzianym słowem. W końcu, teoretycznie, mógł być, kim
chciał. Ale i tak wolałby rozmawiać z Dorianem, mając go przed
sobą, słyszeć jego głos i śmiech, jego docinki. Patrzeć na tę
twarz z masą żelastwa i stwierdzić, że kolczyki mu pasują, tak
samo zresztą jak i tatuaże.
Rozmawiali
jeszcze długo… Bardzo długo. Całkowicie się w tym zatracił,
nawet nie zauważył, że jego playlista się skończyła i z
głośników nie wydobywa się już żadna muzyka od, co najmniej,
jakiejś godziny.
„Jezu,
serio, mieszkasz na wsi? Masz krowy, konie, świnie, kury?”
„Tylko
krowy i kury. Kiedyś mieliśmy konia, ale to jak tata żył i się
nim zajmował” – odpisał z lekkim uśmiechem na ustach. Nie
patrzył już na zegarek, bo przeraziłby się, jak długo trwała
ich rozmowa, i miał wrażenie, że Dorian także się w to wciągnął.
Nie musiał długo czekać na jego odpowiedzi, pojawiały się
natychmiastowo.
„To
gdzie ty mieszkasz? W sumie masz całkiem fajnie.”
„Za
Świeciem, Stwolno Wielkie, na bank nie wiesz, gdzie to jest.” –
Zagryzł wargi w oczekiwaniu na jego odpowiedź.
„No
nie. Nie jestem stąd.”
„A
skąd?” – zapytał. Właśnie, nawet nie wiedział, skąd Dorian
pochodził.
„Zgaduj.”
Mateusz
zmarszczył brwi i zastanowił się, do jakiego miasta pasowałby mu
Dorian. Z pewnością do jakiegoś dużego, tylko czego szukałby
w przeciętnej Bydgoszczy? Nie było to przecież miasto
akademickie, dlaczego nie wybrał Torunia? Godzina drogi stąd nie
zrobiłaby mu zbyt wielkiej różnicy. Dorian był jak człowiek
zagadka, doszedł do wniosku, na pierwszy rzut oka wydawał się być
zakochanym w sobie bucem, ale wystarczyło go poznać, by odkryć, że
to całkiem miły chłopak o nieco przerośniętym ego.
„Warszawa,
Poznań, Wrocław, Kraków, Gdańsk, Łódź?” – wypisał
wszystkie miasta, które przyszły mu do głowy.
„Nie
ustrzeliłeś. Z Bielska–białej.” – Mateusz aż otworzył
szerzej oczy. Przyjechał z samego końca Polski do takiego
miasteczka jak Bydgoszcz? Jasne, Uniwersytet
Technologiczno–Przyrodniczy miał dosyć dobrą renomę, ale to
tylko w ich województwie. W całej Polsce były setki lepszych
uczelni, a nawet, jeżeli szukałby czegoś gorszego, byleby
tylko tam się dostać, to przecież znalazłby coś w swoim rejonie.
„Dlaczego
akurat UTP? Nie rozumiem cię” – napisał mu i ze
zniecierpliwieniem czekał na odpowiedź.
„Przed
UTP były dwa inne. Po prostu szukałem swojego miejsca i wydaje mi
się, że wreszcie je znalazłem. Podoba mi się tu, fajni ludzie,
przyjemne miasteczko. Jest cicho, ale nie na tyle, by nie było
dobrych imprez.” – Mateusz się zdziwił. Nigdy by się czegoś
takiego nie spodziewał po Dorianie, wydawało mu się, że ciągnęło
go tam, gdzie było głośno. Bydgoszcz dopiero się rozwijała
akademicko.
„Wydawało
mi się, że wolisz miasta, gdzie się więcej dzieje.”
„No
widzisz. Studiowałem już w Krakowie i Wrocławiu, nie podobało mi
się, bo właśnie za dużo się działo. No i chciałem być jak
najdalej od Bielska.” – Mateusz już dalej nie wypytywał. Czuł,
że w tym momencie powinien zmienić temat i tak też zrobił.
***
Mateusz
czuł dziwną ulgę, kiedy zapiął swoją małą torbę (na wyjazd
nie zabrał zbyt wielu ubrań, nie chciałoby mu się tego
wszystkiego dźwigać) i schodził na dół. Za godzinę
odjeżdżał jego autobus do Bydgoszczy, znów wróci do tego
śmierdzącego, rozpadającego się akademika i wcale go ta wizja już
tak nie przerażała jak na początku, gdy się tam wprowadzał.
Uśmiechnął się do młodszego o rok brata, który specjalnie
wyszedł ze swojego pokoju (a to naprawdę duży wyczyn, prawie całe
swoje życie spędzał przed komputerem, odchodził od niego tylko
wtedy, gdy mama na niego wrzeszczała i kazała zająć się
gospodarstwem), by się z nim pożegnać.
–
Zadzwoń do mnie później i powiedz, jak poszły ci matury próbne –
powiedział do niego i uśmiechnął się lekko. Z Felkiem miał
całkiem dobry kontakt, byli do siebie bardzo podobni. Obaj trzymali
się na uboczu i nie wychylali nieproszeni, a także obaj znaleźli
swoje życie w Internecie i książkach. Mieli naprawdę masę
wspólnych tematów.
–
Jasne. Obyś przeżył do świąt. – Zaśmiał się i wsunął
dłonie do wytartych dżinsów wiszących mu na kościstym tyłku.
–
Będziesz studentem, to pogadamy. – Pchnął go zaczepnie w ramię
i ruszył do kuchni, żeby powiedzieć jeszcze mamie, że już
wychodzi.
– No
tak jedziesz? Tak? Z pustymi łapkami? Czekajże, dam ci weki, co to
robiłam latem. Nic pewnie tam nie jesz! – mruczała pod nosem, a
Mateusz z przerażeniem patrzył na to, co mama pakowała mu do
worka (chyba spali się ze wstydu, jak wyjdzie do ludzi z siatką z
Biedronki).
–
Mamo, ale to za dużo – jęknął. – Przecież muszę to jeszcze
dotaszczyć do akademika.
–
Czym dziób – warknęła jedynie i wróciła do pakowania, a on
mógł jedynie patrzeć. Nagle ciszę w domu, przerywaną jedynie
lekkim pobrzękiwaniem radia PIK, przerwał głośny pisk
nadchodzącej wiadomości. Sięgnął więc do kieszeni po swój
telefon i widząc, że jest od Doriana, momentalnie się
zaczerwienił. Sam nie wiedział, dlaczego tak reagował. Serce mu
łomotało przyjemnie w piersi, gdy odczytywał SMS-a, nie zwrócił
nawet uwagi na czujny wzrok mamy i brata.
„Dobrze,
że już dzisiaj wrócisz.”
–
Dziewczyna? Ano, to musisz mi ją przedstawić – skomentowała
mama, a on jedynie uśmiechnął się krzywo. Wszystko byłoby
prostsze, gdyby to była dziewczyna, pomyślał i zaraz się
poprawił – wszystko byłoby prostsze, gdyby to był ktokolwiek
inny niż Dorian.
Jejuśku! Jaki on jest podobny do mnie xD Podoba mi się, naprawdę bardzo mi się podoba! Czekam na więcej~~
OdpowiedzUsuńCieszę się, iż dzisiaj dodałaś rozdział, bo już jutro wyjeżdżam i nie miałabym jak go przeczytać xD
OdpowiedzUsuńRozdział był ciekawy i uważam, że Dorek pasuje do Mateusza. Kurde. Sama zaczęłam się zastanawiać jaki stosunek ma Dorian do kolegi. Może założył się z Piotrkiem? Bo, przecież wie, że Mateusz jest gejem, sam ma inną dziewczynę co noc. A przecież osoby hetero nie lubią facetów homo... zazwyczaj. No nic zobaczymy.
Ciekawa była rozmowa Doriana i Mateusza. Wgl oboje są ciekawi i inni. Tak bardzo się różnią. Widać że poświęciłaś czas nad ich charakterami. W każdym razie nie są nudni.
Um, nastały wakacje - wolny czas. To co? Może rozdziały będą pojawiać się co tydzień? W końcu cóż innego będziesz robić?
Nie no oczywiście żartuję. Jednak miło byłoby czytać nawet codziennie Twoje nowe rozdziały. No ale jak będzie trzeba to poczekam, nawet kilka miesięcy (z bólem serca ale poczekam...)
Pozdrawiam i życzę dużo weny!♥
Kochana, wakacje to ja teoretycznie mam od pół roku! ;D Teoretycznie oczywiście, w praktyce jest trochę inaczej, bo ile można siedzieć na tyłku w domu.
UsuńTeż chciałabym jak najwięcej pisać, bo wiem, że od połowy września będzie z tym ciężko - wyprowadzka i studia w nowym mieście pewnie trochę mnie wciągną. Ale ostatnio bardzo ciężko mi się do tego pisania zebrać, dlatego publikowanie rozdziałów wygląda jak wygląda.
Co do charakterów Mateusza i Doriana to mnie trochę zaskoczyłaś. Zdradzę, że akurat to opowiadanie jest pisane na całkowite: "odwal się". Otwieram plik jak mi się nudzi, piszę trochę, zamykam na kolejne dwa tygodnie i przez ten czas w ogóle o tym nie myślę. Miło, że nie czuć tego przy czytaniu. :)
Podoba mi się to opowiadanie. Taka miła komedia studencka. Fajnie się zapowiada akcja z Mateuszem i Dorianem. Już Mateusz powoli się zakochuje. Przyjemnie się to czyta i wciąga.
OdpowiedzUsuńJeju! Tak strasznie się cieszę, że dodałaś dzisiaj nowy rozdział :3
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą historię ♡
To opowiadanie jest niesamowicie interesujące i takie inne niż wszystkie :)
Dorian moim zdaniem bardzo pasuje do Mateusza.
Bardzo przyjemnie się to opowiadanie czyta ♡
Mam ogromną nadzieje, że niedługo dasz następny rozdział i nie będzie trzeba na niego czekać aż tak długo jak na ten :)
Trzymam kciuki za Twoją wenę :3
Mam nadzieje, że teraz będziesz miała więcej czasu na pisanie oraz na odpoczynek :D
Pozdrawiam serdecznie^^
~Desire
Dziękuję za miłe słowa :). Cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu i że jest "inne niż wszystkie". Trochę bałam się, że właśnie będzie bardzo przeciętne, zresztą, jest dla mnie tylko krótkim przerywnikiem. Nie lubię nie mieć czego pisać, a teraz nie mam niestety za bardzo czasu na rozpoczęcie jakiegoś poważniejszego projektu, dlatego wzięłam się za krótki i - jak jest w zamierzeniu - prosty Akademik.
UsuńJak ja się cieszę z nowego rozdziału... Choć szkoda że teraz nie mogę napisać nic więcej, dopiero jak przeczytam skomentuję ponownie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i jak zwykle weny życzę i dużo czasu wolnego :D
Aaaaaaaaaaaaaaa...boshe. uwielbiam "Akademik". Jejku.. Dziękuję Ci bardzo za rozdział. Tak się ciekawie czytało, że nawet nie zauważyłam, że się zbliżyłam do końca i szukałam więcej. Ciekawe dlaczego Dorian nigdzie nie wyjeżdżał? Hmmm...
OdpowiedzUsuńDawno tu nic nie było i aż się zdziwiłam, gdy zobaczyłam, że jest nowy rozdział^^ A cieszę się niezmiernie z tego powodu, bo nie ukrywam, że "Akademik" naprawdę przypadł mi do gustu! ^^
OdpowiedzUsuńJest taki luźny... fajnie się czyta, do tego główny bohater jest taki... przeciętny? Oczywiście w dobrym znaczeniu tego słowa, bo z takimi jest lepiej się utożsamić. A co najlepsze, widzę podobieństwa pomiędzy nami.^^
Mam nadzieję, że wena cię nie opuści i niedługo wstawisz kontynuację.
Pozdrawiam! ;)
Witam,
OdpowiedzUsuńDorian okazał się zupełnie inny niż uważał Mateusz, wspaniale się mu z nim rozmawiało, czyżby Dorian był nim zainteresowany czy tylko traktuje go jak kumpla...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dorian, Bielsko-Biała - szczena mi opadła. Też jestem z Bielska :D tyle wspólnego z bohaterem XDD
OdpowiedzUsuńpodoba mi się, ale w niektórych momentach akcja za szybko mi się toczy. ten fragment, że znali się już kilka miesięcy - przepraszam, co? dla mnie to było jak 2 dni. XD
chciałabym poznać dalsze ich losy.
Szkoda, że opowiadanie nie jest kontynuowane, zapowiadało się na prawdę dobrze.
OdpowiedzUsuń