Betowała Akari
Tam, gdzie wszystko się zaczęło
Było ciepło, może trochę za ciepło, ale
przyjemnie, aż nie chciało mi się otworzyć oczu i wybudzać z sennego otępienia.
W tamtej chwili nie wiedziałem gdzie jestem, miałem tylko świadomość, że tuż
obok leży Sebastian, pachnie, jak to na niego przystało, intensywnie i męsko.
Odpowiadało mi to. Lubiłem jego perfumy, choć naprawdę wolałem nie wiedzieć ile
pieniędzy na nie wydawał i jakiej były marki. Podejrzewałem, że to półka typu
Calvin Klein, czy Hugo Boss.
Przysunąłem się do niego jeszcze bliżej,
wodząc nosem po skórze i wdychając przyjemny zapach. Ja nie perfumowałem się za
często, gdzieś tam w mojej szafce stał flakonik Adidasa, który zwinąłem podczas
jakiejś kradzieży, ale używałem go raz na ruski rok, a może jeszcze rzadziej.
Poniekąd trochę mi było żal psikać się nim, nawet jeżeli złamanej złotówki na
niego nie wydałem.
Usłyszałem przeciągłe mruknięcie, a po chwili
śmiech, w którym wyraźnie było słychać, że właściciel chwilę temu się obudził.
Odetchnąłem ciężko i objąłem go ramionami ciaśniej, nie chcąc otwierać oczu i
przypominać sobie, dlaczego leżę w jego łóżku. Doświadczenie nauczyło mnie już,
że poprzedniego dnia na pewno wydarzyło się coś, o czym niekoniecznie chcę
myśleć.
– Łaskoczesz – powiedział niskim, zachrypniętym
od snu głosem. Nie odpowiedziałem. Chciałem iść dalej spać i prawie mi się to
udało, bo leżeliśmy chwilę, a Sebastian przesuwał szorstką dłonią po moich
plecach, usypiając mnie. W pewnym momencie wyprostowałem nogę i poczułem że coś
jest nie tak. Zrobiło mi się gorąco i wstyd na samą myśl, że pieką mnie rejony,
które teoretycznie piec nie powinny.
Cholera jasna. Najzwyczajniej w świecie
bolała mnie dupa, bo wczoraj pozwoliłem Sebastianowi iść na całość. I co
najgorsze, podobało mi się to! Z każdą sekundą spinałem się coraz bardziej.
Zrobiło mi się nawet niedobrze na myśl, że wczoraj jęczałem i prosiłem o
więcej.
I wtedy przypomniałem sobie, co powiedział mi
Sebastian przed snem. Zrobiło się jeszcze gorzej. Mówił to naprawdę czy
żartował? Robił sobie ze mnie jaja? Wciąż w głowie siedziały mi słowa Natalii o
tym, że on się nie angażuje. Co miałem o tym, do cholery, sądzić? Boże, jak ja
tego piegowatego dupka nienawidzę! – pomyślałem, wciąż się do niego przytulając
i wdychając jego mocny, przyjemny zapach, którym chyba zaczynałem powoli
przenikać.
– Dusisz – stęknął.
– I dobrze – prychnąłem. A uduś się ty dupku,
warczałem w myślach, zły na niego i na siebie. Sam już nie wiedziałem, na kogo
bardziej. Ale z chęcią bym go w tamtej chwili zakopał w jakimś rowie, a siebie
utopił w basenie.
– Zgniatasz mi żołądek. – Zaśmiał się,
wsuwając dłoń w moje włosy.
– To za Wojtka – warknąłem i już po chwili
tego pożałowałem. Dlaczego natura poskąpiła mi takiego daru, jakim jest
myślenie przed użyciem języka?
Sebastian zaśmiał się znowu. Trząsł się
chwilę w moich ramionach, nie mogąc się opanować, a ja już byłem gotowy, żeby
zapchać mu usta skarpetką. No, prawie gotowy. Bo nie chciało mi się od niego
odsuwać, stracić spod nosa jego zapachu i szukać śmierdzącej skarpety.
– To chyba będę musiał częściej z nim gadać –
powiedział, gdy już się uspokoił. Zmarszczyłem brwi, tak całkowicie przypadkiem
wbijając mu knykcie w kręgosłup. Wzdrygnął się i znów parsknął śmiechem. – Może
umówię się z nim na jakieś spotkanie. Co o tym myślisz?
Przełknąłem ślinę, która zaległa mi w gardle,
zamierając na chwilę. Milczałem kilka długich sekund, które mnie wydawały się
być minutami.
– To nie jemu powiedziałeś, że go kochasz –
zacząłem powoli i od razu tego pożałowałem. No do cholery, tylko ja mogłem
wpaść na tak głupi pomysł. Miałem nadzieję, że albo wchłonie mnie materac, albo
wreszcie uda mi się zniknąć.
I w jednej chwili Sebastian odsunął mnie od
siebie, przycisnął do łóżka, nachylił się nade mną i pocałował. Mocno, na
moment aż odbierając mi oddech. Dopiero gdy poczułem jego język, przypomniałem
sobie, że zaczynam się dusić i że warto byłoby się dotlenić.
Na dodatek wtedy nie przeszkadzało mi, że
pewnie mój oddech nie był najświeższy i że to niezbyt higieniczne. On
śmierdział, ja śmierdziałem, wszystko w jak najlepszym porządku.
W końcu jednak się ode mnie oderwał.
Uśmiechnął się szeroko, odsuwając na odpowiednią odległość, czyli taką, że nie
byłbym w stanie go z powrotem przyciągnąć, a miałem na to wielką ochotę.
– Więc mówiłeś prawdę? – zapytałem, podnosząc
się na łokciach i jakoś tak mimowolnie mój wzrok zsunął się na jego krocze.
– Śniadanie? – Uśmiechnął się jeszcze szerzej
i tym razem naprawdę miałem ochotę przywalić mu czymś. Prawie bym to zrobił,
tylko że wstał i odwrócił się do mnie tyłkiem. Ładnym, kształtnym, umięśnionym
tyłkiem. Pozwoliłem sobie na ten widok się zapatrzeć, bo naprawdę było na co.
Mój nie był aż tak ciekawy. Później zsunąłem spojrzenie na łydki i uśmiechnąłem
się pod nosem, gdy zniknęły mi z pola widzenia.
– Piegowata łajza – warknąłem, jednak
niestety, prawdopodobnie tego nie usłyszał.
Zamiast zejść na dół, skierowałem się od razu
do łazienki, żeby wziąć prysznic i umyć wreszcie te zęby. Przez chwilę w
zagraconej, ale ładnie urządzonej toalecie, czułem się jak u siebie. Zaglądałem
do szafek, zaopatrzyłem się w ręcznik, żel do mycia, szampon i pastę do zębów.
Szczoteczki niestety żadnej nowej nie znalazłem, zostałem więc skazany na
szorowanie palcem. Lepiej tak niż w ogóle.
Gdy wyszedłem, pozbierałem jeszcze swoje
ubrania, które w pokoju Sebastiana walały się dosłownie wszędzie. Nie mam
pojęcia w jaki sposób się rozbieraliśmy, że skarpetka leżała na łóżku, spodnie
na fotelu, a majtki na stoliku nocnym. Założyłem wszystko na siebie i
skierowałem się na dół. Kiedy spróbowałem pokonać pierwsze kilka stopni,
momentalnie tego pożałowałem. Nim dobrnąłem do parteru, wykląłem Sebastiana na
tysiąc różnych sposobów. Kto by pomyślał, że po seksie analnym aż tak bolą
biedne cztery litery? Każdy schodek przypominał mi nieprzyjemnie o tym, co
wyprawiałem wczoraj, jak się nadstawiałem. Wstyd. Rozważyłem nawet opcję
zwiania z domu Sebastiana i nie odzywania się do niego przez kilka dni, bo
pewnie niezły ubaw ze mnie miał, ale wtedy usłyszałem z kuchni: „no chodź, bo
będzie zimne!”.
Sebastian coś ugotował? – Taka była moja
pierwsza myśl. Zdziwiłem się. Ja za wiele w kuchni robić nie umiałem, mimo że
powinienem. W końcu rzadko kiedy mogłem liczyć na obiad od mamy, więc zostałem
z góry skazany na siebie. Ale jakoś udało mi się przeżyć. Do teraz jestem pewien,
że to zasługa ilości słodyczy jakie spożywam.
Zajrzałem do kuchni. Sebastian właśnie
nakładał na talerze jajecznicę. Pachniało dobrze i wyglądało też zjadliwie.
Chyba naprawdę trafił mi się facet, który umie gotować.
– Pierwszy raz robiłem – przyznał się i
momentalnie rozwiał moje wątpliwości.
– Czyli jeżeli miałbym z tobą żyć, zostałbym
skazany na mrożonki – zażartowałem, odkładając swoje rozmyślania o bólu tyłka
na bok. Niestety, każdy ruch mi o tym przypominał, co jednak usilnie starałem
się zignorować.
– A chciałbyś ze mną żyć? – Jak zwykle
Sebastian wyłapał z mojej wypowiedzi nie to, co trzeba. Spojrzałem na niego
zdziwiony.
– Nie, bo zginiemy w bałaganie. – Znów
spróbowałem zażartować, bo zrobiło się trochę niezręcznie, a przynajmniej w
moim odczuciu. Jezu, niech ktoś mu zamknie jadaczkę, poprosiłem w myślach,
siadając do stołu.
– Czyli odrzuciłbyś moje oświadczyny. – I
teraz już wiedziałem, że żartuje.
– Klęknij i poproś, to się dowiesz –
odparowałem i sięgnąłem po widelec, po czym zapchałem sobie usta jajecznicą.
Była dobra, naprawdę. Chociaż… może trochę przesolona, ale nie miałem co
narzekać.
– Brakuje mi pierścionka – stwierdził i
usiadł tuż obok. Dopiero teraz zauważyłem, że zdążył się już wykąpać (o czym
świadczyły mokre włosy) i ubrać. – Zresztą, trochę chyba za szybko na hajtanie.
Ile jesteśmy razem? Kilka miesięcy – powiedział, a ja o mało co nie udławiłem
się chlebem. Odkaszlnąłem, robiąc się zapewne cały czerwony na twarzy.
Czy to była propozycja związku? Trochę
nietypowa, ale w końcu to Sebastian. Spojrzałem na niego, nie wiedząc co
powiedzieć. Czyli co, był moim chłopakiem? – pomyślałem i miałem ochotę się
zaśmiać. Jakie to było… pedalskie? Przerażało mnie to w pewnym sensie, ale z
drugiej strony… to oznaczało, że jest mój, tak? Beż żadnych Wojtków?
Nie chciałem się już zastanawiać jak to
wygląda. Co powiedziałby Paweł. Co powiedziałbym ja sam, gdyby ktoś mi o tym
powiedział jeszcze kilka miesięcy temu. Zapewne zarobiłby w pysk i to nie raz.
Zostawiłem te rozmyślania, bo w tamtej chwili nie miały sensu. To cholernie
ckliwe, ale byłem wtedy po prostu szczęśliwy. I nawet ból czterech liter mi w
tym nie przeszkadzał.
Pochyliłem się do niego i pocałowałem,
wsuwając dłoń w jego mokre włosy. Jak zwykle nie przeszkadzało nam to, że
chwilę temu jedliśmy.
Odpowiedział na pocałunek ochoczo,
pogłębiając go. I pewnie całowalibyśmy się tak jeszcze długo. Jajecznica
zdążyłaby ostygnąć, kawa, którą zaparzył Sebastian i rozlał do dwóch identycznych,
białych kubków, również. Mało co by nas obchodziło. Żołądek przyrastający z
głodu do kręgosłupa, SonGoku kręcący się obok miski z karmą, czy nawet dźwięk
pikającego zegara kuchennego. Ale nie wymowne chrząknięcie i skrzypnięcie
drzwi. Momentalnie odskoczyłem od chłopaka i wpatrzyłem się w wejście do
kuchni, w którym stał wysoki mężczyzna z gęstymi, ale siwymi włosami
zaczesanymi do tyłu i okularami na długim, prostym nosie.
Serce zabiło mi mocno, przez chwilę nie
wiedziałem co zrobić. Spojrzałem na Sebastiana, który uśmiechał się bezczelnie.
Nie pominąłem jednak jego rumieńca, a więc jednak trochę musiał się speszyć,
idiota.
Ale nie, co tam. Całuj Kacper Sebastiana w
kuchni, do której w każdej chwili może wejść któryś z domowników. Co więcej! Możesz
się nawet zapytać, czy naprawdę nie było ich w nocy, tak jak mówił ci chłopak.
A później wypytaj jeszcze, czy przypadkiem nie usłyszeli twoich dziewiczych
pisków, cholera jasna.
– Chciałem powiedzieć, że wróciliśmy –
zwrócił się do Sebastiana. Byli do siebie trochę podobni, mieli taki sam wyraz
oczu i ułożenie brwi. – A to…? – Spojrzał na mnie, na co ja nabrałem ochoty
wyskoczenia przez okno i utopienia się w basenie.Siedziałem spięty i jedyne co
chciałem, to zniknąć. Nigdy jeszcze nie czułem się tak zażenowany.
W pewnym momencie poczułem jak Sebastian mnie
obejmuje. Rzuciłem mu zdenerwowanie spojrzenie, jednak nawet na mnie nie
spojrzał, a jedynie uśmiechnął się do ojca. Cholerna, bezczelna, piegowata i
cholernie seksowna łajza.
– To Kacper, mój chłopak – powiedział, a ja
na chwilę zapomniałem jak się oddycha.
Tak, Sebastian z pewnością nie potrafi nic
zrobić normalnie. Nawet przedstawienie chłopaka rodzicom mu nie wychodziło.
Ojciec spojrzał to na mnie, to na swojego
syna. Chyba był równie zaskoczony co ja. Świetnie. Jezu, zajebiście, kurwa –
przeklinałem. Jeszcze chwila, moment, a naprawdę stąd zwieję, pomyślałem
spanikowany, nawet rozglądając się dookoła i szukając jakiejś drogi ucieczki.
– To… miło poznać – powiedział i kiwnął głową
na przywitanie.
– Dzień dobry – odpowiedziałem i uśmiechnąłem
się głupio. Naprawdę – pomyślałem – doigrasz się w końcu, Sebastian. A wtedy
będziesz mnie prosić o litość, cholera jasna.
***
Wróciłem do swojego mieszkania w południe z
obietnicą, że już nigdy, ale to nigdy nie zawitam w domu Sebastiana. Bo jeszcze
mi, kuźwa, spotkanie z całą swoją rodziną zrobi. Momentalnie pożałowałem, że o
tym pomyślałem. Co jeśli wykraczę? I przy następnej okazji poznam jego ciotki,
wujków, babcie, dziadków, kuzynów… O Jezu. Aż miałem ochotę zaśmiać się na samą
wizję takiego spotkania.
Ściągnąłem buty i odetchnąłem ciężko,
zerkając na uchylone drzwi od naszego pokoju. No to teraz ta milsza część dnia,
jęknąłem w myślach i niechętnie ruszyłem do pomieszczenia. Pchnąłem drewno,
zaglądając do środka. Tak jak się spodziewałem, Paweł siedział na łóżku i
przeglądał jakąś gazetę. W uszach miał słuchawki, a przytłumione basy
hip-hopowej muzyki wypełniały pomieszczenie.
Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi. Zaczyna
się zabawa, pomyślałem niezadowolony, podchodząc do swojego łóżka i rzucając
się na nie, kompletnie wykończony po wczorajszym wieczorze i dzisiejszym
poranku pełnym wrażeń.
– Gdzie cię wcięło? – warknął w moją stronę,
wyciągając słuchawki z uszu. Jednak ku mojemu kompletnemu zaskoczeniu, nagle uśmiechnął
się szeroko, rozbawiony. Odrzucił gazetę na bok i wyprostował się, patrząc na
mnie z zaciekawieniem. – Koleżanka Agi wczoraj też zniknęła… Czy mam rozumieć,
że razem coś…? – Uśmiechnął się porozumiewawczo i poruszył znacząco brwiami.
Milczałem chwilę, zerkając na niego z
niezrozumieniem. Trawiłem informacje wyjątkowo powoli, cholera no, byłem
zmęczony, nic dziwnego, że nie kontaktowałem tak jak powinienem.
– Taa… – mruknąłem w końcu i wtuliłem twarz w
poduszkę. O rany, pomyślałem, rozluźniając się. Ale miałem szczęście, pieprzony
farciarz ze mnie, aż miałem ochotę zaśmiać się gorzko do siebie.
– No mów! – ponaglił. Przekręciłem głowę i
spojrzałem na niego. Wyglądał tak, jakby kończyła mu się cierpliwość.
Tylko, kurwa, co ja miałem mu powiedzieć?
Okłamać go? Nawet nie wiedziałem, jaka koleżanka Agi zniknęła. Jedno jednak
było pewne, uratowała moją dupę przed kolejną kłótnią z Pawłem. A naprawdę
miałem ich już ostatniego czasu, czyli odkąd poznałem Sebastiana, po dziurki w
nosie.
– Oj, co mam mówić? – prychnąłem i dla
pozorów uśmiechnąłem się jednoznacznie.
Kurwa, kurwa, kurwa. Kiedy ja go wreszcie
przestanę okłamywać? Kiedy skończę tę szopkę? Nigdy. Przecież dobrze
wiedziałem, że nigdy mu się dobrowolnie nie przyznam. Że będę się w to bawić
jeszcze naprawdę długo.
– Dobra. – Machnął ręką, chociaż wiedziałem,
że zaciekawienie zżerało go od środka. Pewnie chciał usłyszeć o każdym
szczególe wczorajszej nocy. Szkoda tylko, że nie wiedział, jaka ona była
naprawdę. Że leżałem z wypiętą dupą i pieprzyłem się z Sebastianem. Oj, na
pewno nie zadowoliłaby go taka opowieść. Jego brat, młodszy, może niekoniecznie
kochany i uroczy braciszek, miał wczoraj super seks z facetem. Obrzydliwe, co,
Paweł? – Było fajnie? – zapytał.
– Ta – warknąłem, czując napływającą złość.
Miałem ochotę coś rozwalić, dlatego też szybko podniosłem się z łóżka i
podszedłem do szafy, wyciągnąłem z niej dresy. – Super – ciągnąłem dalej,
zaczynając się przebierać. Musiałem coś zrobić. Bieganie wydawało mi się w
tamtej chwili najlepszym rozwiązaniem, w szczególności, że tyłek mnie już tylko
lekko pobolewał.
Zdjąłem spodnie, zostawiając w nich komórkę i
portfel, nie były mi potrzebne. Przebrałem się, założyłem jeszcze cieplejszą
bluzę, w końcu był listopad i nie było za ciepło. – Wrócę później – dodałem i
uśmiechnąłem się do niego wymuszenie, zabierając MP3.
***
Zawsze lubiłem sport. Bycie w ciągłym ruchu,
przyjemne zmęczenie mięśni, przyspieszone bicie serca i oddech. Dlatego w
chwilach takich jak ta, kiedy nie mogłem iść na boisko z piłką, bo było na to
zbyt zimno i mokro, zakładałem dresy, brałem odtwarzacz i słuchawki, wciągałem
na nogi trampki i wychodziłem pobiegać. To naprawdę przyjemna forma sportu, bo
jesteś tylko ty. To od ciebie zależy, czy przyspieszysz lub zwolnisz.
Bieganie pomagało mi też w zapomnieniu.
Skupiałem się tylko na muzyce i stawianiu kolejnych kroków. A gdy już
przebiegłem te dwanaście czy piętnaście kilometrów, czułem nic więcej tylko zadowolenie.
Brzmi patetycznie, jak wycinek z jakiejś
książki dla nastolatek z problemami psychicznymi, ale tym właśnie było dla mnie
bieganie. Ucieczką od rzeczywistości. Choć oczywiście, nic nie zastąpi uczucia,
kiedy kozłuję piłkę, wykonuję dwutakt i rzut do kosza. Tego momentu, kiedy
piłka przelatuje przez obręcz. Ale niestety, prawda jest taka, że nie zawsze
mogłem pozwolić sobie na granie. Zimą, czy właśnie jesienią, było to ciężkie.
Starałem się kiedyś dogadać z nauczycielami od w-f, ale szybko zauważyłem, że
trafiałem na takich, którzy niekoniecznie mieli w swoich planach rozwój
fizyczny ucznia. Lekcje wychowania fizycznego były raczej prowadzone „dla
odbębnienia”, a każda próba zatrzymania nauczyciela dłużej w szkole kończyła
się krzywymi spojrzeniami i wymyślaniem wymówek. Nie wiem. Może to tylko w
mojej szkole albo po prostu, jak to już na mnie przystało, mam niemożliwie ogromnego
pecha.
Oddychałem ciężko, szukając w kieszeni kluczy
do mieszkania. Dzisiaj dałem z siebie naprawdę dużo, bo przebiegłem piętnaście
kilometrów w godzinę. Pot spływał mi stróżkami po czole i plecach, pachniałem
pewnie nie lepiej niż worek śmieci, ale mimo wszystko na usta cisnął mi się
uśmiech. Szczerzyłem się więc jak głupi do obdrapanego drewna i przekręciłem
klucz w zamku. Gdyby mnie ktoś zobaczył, stojącego przed drzwiami i
uśmiechającego się do klamki, już zawiadomiłby odpowiednie służby i szykowano
by dla mnie pokój bez klamek.
– Jestem! – krzyknąłem w głąb mieszkania, bo
zauważyłem, że drzwi od pokoju mojego i Pawła są uchylone, a przez szparę
przedostawało się światło, rozświetlając zaciemniony korytarz. Za to właśnie
nienawidzę jesieni, pomyślałem zniechęcony, ściągając trampki i owijając
empetrójkę słuchawkami. Zimno, ciemno, mokro. O godzinie osiemnastej było już
tak ciemno, jak latem o dwudziestej drugiej. – Jezu, ale się dzisiaj zmęczyłem.
Ty byś widział, jak zapierdalałem! – Zaśmiałem się i pchnąłem drzwi, wchodząc
do pokoju. – Leje się ze mnie jak ze świni i… – Zamarłem, przystając w progu i
patrząc na Pawła siedzącego na moim łóżku z MOJĄ komórką w ręce.
Momentalnie oblał mnie zimny pot. Wyrwałem
się do przodu pod wpływem impulsu. Myślałem tylko o jednym: „co jak przeczyta
smsy od Sebastiana? Co jak się dowie?” Wyrwałem mu telefon i już miałem na
niego się wydrzeć, kiedy Paweł poderwał się na równe nogi i pchnął mnie tak
mocno, że straciłem równowagę i uwaliłem się na jego łóżko.
Wiedział, byłem pewny, że już wiedział.
Zacisnąłem dłonie, wstrzymując na kilka sekund oddech. Wpatrzyłem się w niego
ze strachem, wstydem i… nadzieją? Tak, chyba miałem nadzieję, że wcale nie
chodzi o przeczytane smsy od Sebastiana.
Paweł zmarszczył czoło jak zwykle, gdy był
zły i nie bardzo wiedział co robić.
– Ty zboczeńcu… – powiedział w końcu. Ale nie
wydarł się, nie popchnął mnie drugi raz, gdy usiadłem. Nie przypieprzył w ryj,
jak powinien. Bo to byłoby lepsze. Wszystko, do cholery, byłoby lepsze od tego
dziwnego, miękkiego tonu, którego u niego jeszcze nigdy nie słyszałem. – Ty
pedale – wyzwał mnie, ale nawet na mnie nie spojrzał. – Brzydzę się tobą! –
wrzasnął i wreszcie dopadł do mnie, podciągnął mnie za bluzę i zamachnął się.
Pięść jednak nie dosięgnęła celu, a już nawet zacisnąłem powieki w oczekiwaniu.
No dalej. Uderz, poganiałem w myślach. Nic jednak nie nastąpiło. Puścił mnie,
prychnął z odrazą i wyszedł z pokoju. Po chwili jeszcze usłyszałem trzaśnięcie
drzwi i zostałem sam.
Przełknąłem ślinę, zamierając w bezruchu na
łóżku brata. Wpatrzyłem się w dłonie i długą chwilę analizowałem, co się
właśnie wydarzyło. Nie mogłem w to uwierzyć. Nie chciałem wierzyć.
Paweł nie mógł się dowiedzieć, przecież… Jezu
– myślałem nieskładnie i nagle poczułem się tak bezradny jak jeszcze nigdy.
Podciągnąłem nogi pod brodę i objąłem je ramionami, opierając czoło na
kolanach.
Pedał. Pedał. Pedał. Masz, kurwa, za swoje,
cioto. Nawet jeżeli wyzywałem się w myślach, jakoś nie czułem się winny i to
chyba było najgorsze. Tak już przywykłem do myśli o swoim gejostwie, że nawet nie
robiło to na mnie takiego wrażenia jak powinno. Czułem się za to samotny. Coś
mi podpowiadało, że właśnie straciłem najważniejszą osobę w swoim życiu. Żaden
Sebastian, nawet Arek, nie mogli mi zastąpić brata.
W końcu podniosłem się z łóżka, mechanicznie
podchodząc do szafy i przebierając się ze spoconych ubrań. Nie mogłem zostać tu
sam, nie, kiedy usłyszałem trzask drzwi wejściowych i ciche mamrotanie ojca.
Wspólne mieszkanie bez niego chyba pozostanie
już tylko marzeniem dwójki chłopców, którzy wieczorem obejmowali się, zakrywali
kołdrą po sam czubek głowy i opowiadali zmyślane na poczekaniu historie, jak to
dobrze będzie żyć w swoim domku. Ile to nie będą jeść czekolady, słuchać na
cały regulator muzyki i do samego rana oglądać kreskówek na Cartoon Network, bo
wreszcie będą mieć ten program.
I co, i już? I to miał być koniec, tak? Bo
jestem gejem? To powód, dla którego Paweł miałby mnie znienawidzić?
„Paweł się dowiedział” – napisałem smsa,
nawet nie poddając tego przemyśleniu. Moje ruchy były automatyczne, nawet gdy
schylałem się do trampek, zawiązywałem je, a później wyszedłem z mieszkania.
Minęła chwila. Jedna. Druga. Szedłem pustą,
ciemną ulicą rozjaśnianą słabym światłem mrugającej latarni. Żeby dodać więcej
patosu, powinienem jeszcze wspomnieć o deszczu. Zawsze w takich chwilach pada
deszcz, jest zimno, szaro i ponuro. Niestety, w moim przypadku nie padało,
nawet nie kropiło. Było jedynie chłodno i ciemno, bo zbliżała się noc.
Telefon, który jeszcze kilka chwil temu
trzymał Paweł, rozdzwonił się w mojej kieszeni. Sięgnąłem po niego i odebrałem.
– Zrobił ci coś? – Tak brzmiało pierwsze
pytanie Sebastiana. Miałem ochotę go wyśmiać. Co miałby mi zrobić? Pobić mnie?
Gdyby to zrobił, byłoby lepiej, bo wiedziałbym, że w końcu mu przejdzie. Że
odetchnie, wyładuje swoją złość i jakoś to będzie. W końcu zawsze tak
robiliśmy, teraz nie wiedziałem na czym stoję.
– Nie – odpowiedziałem. – Nic.
– To… chyba dobrze, nie? – zapytał, jakby z
nadzieją. W jednej chwili miałem go dosyć. Cholera, to przez niego. To wszystko
było jego winą. Gdyby wtedy na górce mnie nie pocałował, gdyby później mnie nie
prześladował, nie aranżowałby spotkań w dziwnych momentach, ja…
Ja bym go nie pokochał.
– Nie – prychnąłem rozdrażniony.
– Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie – powiedział.
Westchnąłem.
– Jesteś sam w domu? – zapytałem. Miałem
ochotę upić się, tak po prostu zalać w trupa i mieć nadzieję, że Paweł odpuści.
Jutro, jak wrócę do domu z ogromnym kacem, zastanę go na jego łóżku, uśmiechnie
się i da mi tym samym do zrozumienia, że przeprasza. Wszystko będzie tak jak
zawsze. Nic się nie zmieni.
Wiedziałem jednak, że tym razem to
niemożliwe. Paweł dosyć drażliwie podchodził do kwestii gejów, pedałów, ciot,
czy jak inaczej to nazwać. A teraz dowiedział się, że jego kochany, młodszy
braciszek taki właśnie jest.
– Nie.
– To chodźmy na Orlik. – Dokładnie tam, gdzie
to wszystko się zaczęło, dokończyłem w myślach z krzywym uśmiechem.
Po drodze na boisko, tak zupełnie
przypadkiem, zboczyłem do całodobowego monopolu. Typowy meliniarski sklepik
przesiąknięty zapachem stęchlizny, umiejscowiony w starej, powoli rozsypującej
się kamienicy. Ostre światło jarzeniówki, po wejściu z ciemnej ulicy, raziło
wzrok, a gruby mężczyzna za ladą w granatowym pulowerze wyglądał tak, jakby
utknął w tym malutkim sklepie na zawsze i zajmował połowę jego powierzchni.
Drzwi wydawały się być zbyt wąskie, żeby mógł przez nie przejść.
Jabola sprzedał mi bez niczego. Nawet bez
najmniejszego, krzywego, czy też oceniającego mój wiek spojrzenia. Tak po
prostu wychylił się na górną półkę, złapał jakieś najtańsze wino i skasował.
Zapłaciłem cztery złote z kawałkiem i bez słowa wyszedłem ze sklepu.
Przepraszam wątrobo, zaśmiałem się w myślach,
kiedy odkręciłem butelkę i poczułem słodki zapach landrynek zmieszany z odorem
starych jajek. Luksusy to nie były, ale przynajmniej tanie i szybko wchodzi,
pocieszyłem się gdy brałem pierwsze łyki, a słodko-gorzki napój rozlał się po
moim podniebieniu.
Wypiłem całą butelkę, gdy byłem niedaleko
Orlika. W głowie już mi się kręciło, więc nic dziwnego, że nie usłyszałem
odgłosów miarowych uderzeń, jakie roznosiły się dookoła. Dopiero gdy stanąłem
przy siatce dostrzegłem ciemną, wysoką postać kozłującą piłkę i wykonującą
wsady raz za razem. Uśmiechnąłem się, obserwując zgrabną pracę nóg i
zdecydowane, szybkie ruchy.
Oparłem się o bramę i przyglądałem mu się
chwilę. Był w długich spodniach i bluzie, ale dzięki światłu przyulicznej
lampy, widziałem, że mimo zimna, całą twarz miał czerwoną i mokrą od potu.
– Zawsze w formie – prychnąłem, nieco
zazdrosny. Zatrzymał się i obejrzał przez ramię, łapiąc piłkę oburącz.
Uśmiechnął się lekko i kiwnął mi głową na przywitanie. – Ale wiesz, jest koniec
jesieni, zimno, mokro i ciemno, dziwny pomysł, żeby grać – wysepleniłem i
ruszyłem do niego.
– Myślałem, że skoro chcesz się spotkać na Orliku,
to dlatego, żeby pograć – powiedział i wzruszył ramionami. Zaśmiałem się, sam
nawet nie wiem dlaczego. W obecnym stanie chyba nie mógłbym grać. Prędzej czy
później zaryłbym twarzą w beton i na tym by się skończyło. – Ale czuję –
skrzywił się – że sam już zacząłeś imprezę.
Zamruczałem coś w odpowiedzi, nawet nie wiedząc
za bardzo co, i podszedłem do ławki, na którą się walnąłem. Nie miało
znaczenia, że drewno było mokre i że właśnie moczyłem i odmrażałem sobie
pośladki. Właściwie to ledwo co to poczułem.
– Więc? – Sebastian stanął przede mną,
podpierając się piłką pod bok. Uśmiechnąłem się krzywo i chyba nawet zaśmiałem.
Pokręciłem głową, nagle nie wiedząc co powiedzieć.
– Więc się dowiedział – odparłem w końcu
głupio. Na samą myśl o tym zaczynałem trzeźwieć.
– O czym dokładnie? – ciągnął dalej,
wpatrując się we mnie z uwagą. Aż miałem ochotę wstać, złapać go za szmaty i
popchnąć. A później uderzyć. Cholera, to była jego wina! Wszystko było jego
winą.
– O tobie, o mnie, o nas – warknąłem przez
zaciśnięte zęby. Sebastian odetchnął ciężko i kiwnął głową. Nie wytrzymałem.
Wstałem i złapałem go za przód bluzy, piłka upadła, odbijając się kilka razy od
podłoża i wydając przy tym głuchy odgłos. Przyciągnąłem go do siebie, ignorując
jego zdziwienie. – To twoja wina!
– Moja? – zapytał i otworzył szerzej oczy.
– Tak kurwa, nie trzeba było mnie na łące całować!
– Gdybym nie był pijany, z pewnością bym tego nie powiedział. Jednak byłem,
więc nawet nie poddałem tego głębszemu przemyśleniu, tylko dalej szarpałem nim
za materiał bluzy. – A później jeszcze mnie, kurwa, prześladować! – Popchnąłem
go w pewnej chwili z całej siły, a on, nieprzygotowany, przewrócił się, ciągnąc
mnie na siebie. Opadłem na niego, zapewne wgniatając go w boisko. Szybko jednak
podniosłem się i usiadłem na nim, znów łapiąc za jego bluzę. – Nic nie wiesz! –
wydarłem się w pewnej chwili. – Mam tylko jego, rozumiesz?!
Uchylił zdziwiony usta, a po chwili je
zamknął. Nie odezwał się słowem, czym jeszcze bardziej mnie zirytował, a
procenty we krwi z pewnością to uczucie spotęgowały.
– I chyba nie umiem wybrać między tobą a nim
– powiedziałem nagle i puściłem go, oddychając ciężko.
Reszta potoczyła się niezwykle szybko.
Trzeźwy Sebastian chyba wiedział, co tak naprawę miałem na myśli, więc tym
razem to on złapał mnie za przód kurtki i przyciągnął do siebie, całując mocno.
Momentalnie opadłem na niego i oddałem pocałunek nieporadnie. Pewnie
śmierdziałem starymi jajami, jak to bywa po wypiciu jabola, jednak chyba nie
zrażało go to, bo objął mnie ciaśniej i całował z zaangażowaniem.
Uwielbiam te chwile, kiedy byłem tylko ja i
on, przemknęło mi przez pijacki umysł.
– Mieliśmy kupić mieszkanie i wyprowadzić się
od ojca – powiedziałem, kiedy siedzieliśmy obok siebie na cholernie zimnym i
mokrym betonie. W normalnych warunkach nigdy bym mu tego nie wyznał, ale w
końcu byłem pijany i rozluźniony poprzednimi pocałunkami. Nie obchodziło mnie
nawet, że byliśmy widoczni. Wystarczyło, żeby ktoś przeszedł obok Orlika, czy
co gorsza, gdyby tylko przejechał samochodem.
– I naprawdę myślisz, że cię znienawidzi
tylko dlatego, że jesteś gejem? Sam mówiłeś, że macie tylko siebie – zauważył
trzeźwo Sebastian, obejmując mnie i przyciskając do swojego torsu. Pewnie było
mu niewygodnie w tej pozycji, w przeciwieństwie do mnie, ale jakoś nie bardzo
mnie to wtedy obchodziło.
– Nie wiem – mruknąłem, rozpierając się w jego
ramionach jeszcze bardziej. Pomimo zimna wchodzącego w tyłek, było całkiem
przyjemnie. – Ostatnio nie układało nam się najlepiej. Głównie przez ciebie –
prychnąłem, jednak po chwili uśmiechnąłem się lekko.
– Przeze mnie? – podłapał. – A co ja takiego
zrobiłem? – Zaśmiał się. Jesteś, chciałem odpowiedzieć w pierwszym momencie.
– Latem umarła nam mama – wyznałem po chwili.
Poczułem, jak Sebastian spina się nieco, więc zaraz dodałem: – Spoko, mnie to
jakoś nie ruszyło. Tak naprawdę nigdy nie była dla mnie prawdziwą mamą. –
Zadziwiające, z jaką lekkością przyszło mi powiedzenie tego. Sebastian chyba
też się zdziwił, bo poruszył się nerwowo i odchrząknął. – Ale Paweł chodził
przez kilka tygodni jak struty i ciągle się mnie czepiał. Bo ja zamiast mieć
żałobę, piłem z tobą na działce – powiedziałem i obejrzałem się na niego przez
ramię.
– Nie wiedziałem… – zaczął.
– To już wiesz – przerwałem mu. Wzruszyłem
ramionami. – Kilka razy przekładałem ciebie nad niego – wyznałem.
Sebastian przełknął ślinę i po chwili poczułem
ciepły oddech na odsłoniętej szyi. Pocałował mnie lekko, obejmując jeszcze
ciaśniej ramionami.
– Po maturze wyjeżdżam do Stanów –
powiedział. Minęło kilka chwil nim zrozumiałem, o czym tak naprawdę mówił.
Nie wiem o co chodziło z tym "hejtem", że niby porzucasz to opowiadanie, może wolno myślę, ale nawet o tym nie pomyślałam XD
OdpowiedzUsuńRozdzialik przyjemnie się czytało, ale to zakończenie... Boże, Boże, Boże.. nie, Sebastian !
Cieszę się, że Paweł nie pobił braciszka i mam nadzieję, że foch mu przejdzie, w końcu to jego jedyna rodzina.
Strasznie nie lubię, kiedy rozdziały kończą mi się tak szybko. Ale Tobie jestem w stanie wybaczyć :).
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział. Wiedziałam, że w tym rozdziale coś się posypie, ale i tak mnie zaskoczyłaś. Słowami Kacpra, Sebastiana. Nie spodziewałam się, że Kacper tak łatwo się wygada, ale cóż, po Jabolu każdy robi się bardziej gadatliwy. Zastanawiam się również, jak akcja potoczy się dalej.
Pozdrawiam i życzę weny :).
Fajnie, że rozdział się pojawił, tęskniłam za Kacprem i Sebastianem :) mam nadzieję, że wkrótce wyjaśni się sytuacja z Pawłem- biedny Kacper, wydało się :/ Bardzo mi się podobało.
OdpowiedzUsuńW końcu . Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i jak się to potoczy . :D
OdpowiedzUsuńJestem w szoku...Jak to Sebastian wyjeżdża? Dlaczego? Prosze, prosze, niech z tego zrezygnuje albo zabierze ze soba Kacpra, to nie może się rozpaść, nie, po prostu nie. Jak moglas przerwac w takim momencie? Czuje sie jakbym miala zawal xd Prosze dodaj nastepny rozdzial szybko, chce juz wiedziec, jaka bedzie reakcja Kacpra i jak chca to wszystko ulozyc. Oby ten ich zwiazek sie nie rozpadl..
OdpowiedzUsuńNo nie ;_; Proszę Cię, niech to się nie kończy jak pewne-Twoje-inne-opowiadanie (nie chcę spoilerować, nie chcę >.<)! Niech Sebastian zabierze Kacpra ze sobą... :((((
OdpowiedzUsuńNie zrobisz nam tego ,prawda? :( Kacper tyle wycierpiał , patologia, praktycznie nie miał matki ani ojca, żył sam tylko z bratem.... nie miał z kim porozmawiać o swojej orientacji, czuł się gorszy przez to ,że jest gejem... Ma blizny na twarzy , a teraz chcesz mu odebrać Sebastiana? :( Nie! ...
OdpowiedzUsuńA może Sebastian wyjedzie , a Kacper zeswata się z Bartkiem? I będzie szczęśliwy z nim i wtedy Sebastian wróci i się dowie i będzie żałował... yhh coś dziwnie znajome zakończenie :D
A może Seba zrezygnuje dla niego... chociaż wątpie... Ale on go kocha!
Ewentualnie zabierze go ze sobą... Nie każ nam długo czekać :(
Pozdrawiam i weny~
Ogromnie się cieszę :) Mogę wliczyć ten rozdział do urodzinowych prezentów (no prawie).
OdpowiedzUsuńKurczę, tak słodko się zaczęło, z tym przytulaniem, całowaniem, jajecznicą, ojcem Sebastiana... A potem było mi troszkę przykro, ale cóż, w końcu kiedyś Paweł musiał się dowiedzieć. Jestem ciekawa ile mu zajmie zaakceptowanie tego, że Kacper jest gejem. Jestem w gruncie rzeczy pozytywnie zaskoczona, że Kacper wygadał się w końcu Sebastianowi, bo ile można trzymać w sobie to wszystko? Tylko... zmartwiła mnie ta wiadomość o Stanach. Ale nie będę robić domysłów, poczekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że szybko się pojawi.
Pozdrawiam serdecznie :)
Powiem tak. Niezmiernie się ucieszyłam, gdy zobaczyłam nowy rozdzialik ♥ Nie spodziewałam się go xD Ale cieszę się, ze wreszcie się pojawił ^-^
OdpowiedzUsuńPoczątek był słodki i wspaniały, spotkanie z ojcem Seby było ciekawe i na pewno nietypowe. Ogólnie wszystkie wydarzenia związane z Sebastianem się niestereotypowe ;3
Sebastian naprawdę kocha Kacpra! Niezmiernie mnie to cieszy.
No ale później było tylko gorzej..
Paweł się dowiedział. Czemu trzymał telefon brata? Czemu w nim grzebał? Eh, a mógł Kacper go wziąć ze sobą. W sensie, że telefon nie Pawła xP Mam nadzieję, że Paweł wybaczy bratu.. Mam dziwne przeczucie, że Arek będzie miał duży wpływ na poprawę relacji braci. Może Arek zrozumie Kacpra... Czy coś. W każdym razie mam nadzieję, że rodzeństwo się pogodzi i Arek również zaakceptuje fakt przyjaciela-geja.
Spotkanie z Sebastianem.. Widać, że chłopak na początku nie rozumiał dlaczego Kacper przejmuje się opinią brata.. No ale czemu się dziwić? on takich problemów nie miał - dziecko szczęścia.
Dobrze, że Kacper wreszcie co nieco powiedział o sobie. Chociaż Seba musiał się nieźle zdziwić xP
A teraz pytanie. JAK TO SEBASTIAN WYJEŻDŻA?? Too.. No tak nie może być! Zgadzam się z osobą komentującą wcześniej (niestety anonimek więc nie powiem dokładnie z kim) nie kończ tego opowiadania jak innego! Boo.. No oni muszą być szczęśliwi! W końcu obaj się kochają... Co prawda są młodzi i wgl.. Ale i tak wierzę w ich szczęście! Proszę! Sebastian nie może wyjechać! Kacper niech pojedzie z nim! Albo niech skończy szkołę i dojedzie do niego.. czy coś..
Eh, mam dziwne wrażenie, że teraz panowie się rozstaną.. Że Kacper przestanie się odzywać do Sebastiana.. Czy coś..
Kończąc mój mega dziwny i bezsensowny komentarz.. Błagam dodaj za niedługo 18 rozdział! Proooszę. Bo ja już chcę wiedzieć jak to się dalej potoczy. A swoją drogą ile ZTP będzie miało jeszcze rozdziałów? Kiedy dobiegnie końca?
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
Fragment gdzie Paweł dorwał się do Kacprowych sms'ów czytałam z zapartym tchem. Cholera też Seba nie miał kiedy wypalić z tą nowiną o emigracji! Właśnie w momencie kiedy Kacper sie przed nim otworzył! Nosz musiał go dobić! Tak kopać leżącego... :C Oby nie dostał wizy... i co tak to mu miłoś wyznawał, a teraz mu się zachciało USA pozwiedzać.
OdpowiedzUsuńKacperku kamień linka i nad Wisłę... :C
By_Mariah
No to sprzedałaś bombę! Jak to tak! Sebastian wyjeżdża? I dopiero teraz mówi to Kacprowi, gdy między nimi rodzi się coś fajnego? Matkooo, co za facet! Nie dziwne, że Kacper co chwilę ma chęć przywalić mocno w drugiego chłopaka. Sama bym teraz to zrobiła!
OdpowiedzUsuńA więc gdybam tak, że będzie albo: a) Kacper (jakimś trafem) pojedzie z nim do USA (bo w końcu u brata i najlepszego kumpla jest spalony - a szkoda tak nawiasem. W ogóle lipa, że między nimi - braćmi - tak kiepsko ostatnio się dzieje. Ale zrozumiałe to jest. Każdy z nich idzie swoją ścieżką. ) lub b) Sebastian wyjedzie, a Kacper zostanie w PL i koniec romansu, czy też c) Sebastian pojedzie, ale wróci i będzie z Kacprem wiódł szczęśliwe życie. Najbardziej stawiam na pkt pierwszy. Może to jeszcze na to za wcześnie, bo w końcu Paweł dopiero teraz się odezwał, ALE starszy brat jest tak negatywnie nastawiony na homoseksualistów, na Sebastiana, że pewnie długo minie, aż dojdą do porozumienia.
A tak wracając do kwestii wyjazdu Sebastiana, to z tego co kojarzę, to ponad rok mu/im jeszcze został. Bo Kacper jest teraz w ostatniej klasie liceum a Seba jest o rok młodszy. Nie tak strasznie, przez rok może wiele się wydarzyć. Nie pamiętam czy już kiedyś o tym wspomniałaś, ale czy ZTP jest bliżej środka, końca czy początku? W sumie początku to chyba nie, bo w końcu mamy siedemnasty rozdział, ale jak - jakimś cudem - wpadniesz na pomysł aby burzyć życie bohaterom przez rok (czyli tyle, ile zostało Sebastianowi do wyjazdu) to hulaj duszo! :D Będę wielce happy! Heh.
A tak poza tym, to rozdział mega. Jak zwykle, cholera.
Cholerę temu dodałam, bo zawsze po zakończeniu dziwne uczucie mnie łapie, przemyślenia, zaczynam sie zastanawiać co będzie dalej, jak to wszystko pokierujesz. Tylko z Tobą tak mam. I temu jest to cholera :D
Rosalie, Kacper jest w drugiej technikum (oblał rok) a Seba w ostatniej liceum, klasa maturalna ;D
UsuńZTP jest już przy mecie, niestety. Oczywiście to tylko przewidywania, a jak już zdążyłam zauważyć, moje przewidywania w przypadku ZTP nigdy się nie sprawdzają ;) To opowiadanie żyje sobie same.
o matko, tylko nie spieprz zakończenia chociaż tym razem! wszystkie twoje najlepsze opowiadania mają totalnie spieprzone zakończenia, jakbyś po prostu nie miała pomysłu i zrobiła to na odwal się. Książę, Słońce... chociaż tym razem zrób dobre zakończenie, proszę!
UsuńSpieprzone zakończenie, czy po prostu smutne zakończenie? ;) Jest różnica.
UsuńKsiążę mial zakończenie totalnie spieprzone wg mnie :( to jedna z najlepszych historii jakie czytalam a ostatni rozdział po prostu mnie dobił, bo naprawdę miałam wrażenie że mówisz nam przez niego 'nie chce mi się dalej tego pisać, dajcie mi spokój'. Słońce też mogło być lepsze pod tym względem... Więc niech chociaż tutaj będzie ok. Nie mówię że wszyscy mają zacząć radośnie rzygać tęczą, po prostu niech zakończenie będzie bardziej rozbudowane, a nie zawierało się w kilku-kilkunastu zdaniach :(
UsuńOhh nie... Ja bym była chyba zdruzgotana na miejscu Kacpra, bo drastycznie zmieniło się jego życie przez Sebastiana, a ten tak po prostu chce wyjechać i go z tym wszystkim zostawić? Tak nie może się zakończyć ta historia! :(
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny :)
Pozdrawiam,
Helena27.
Noż kurede blaszka - Kacper to fajny gość i zasługuje by mieć fajne życie, a nie taką wegetację i tylko marzenia. Może więc jak nie z Sebastianem, który zwyczajnie go olewa ( bo niby lubi Kacpra, a nic nie stara się o nim dowiedzieć, a jak już coś tam się dowiedział to wyjeżdża do Stanów...) - to przypomni sobie o telefonie do Bartka.... A Bartek okaże się w porządku, bogaty, przystojny, szukający miłości i wyprowadzi Kacpra na prostą... dalej Kacper się zakocha w Bartku - Bartek w Kacprze i będą HAPPY i aż do śmierci... A Seba będzie tylko wspomnieniem... Daj Kacprowi szczęśliwe życie i lepsze od tego, które do tej pory wiedzie!!!!
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale jakoś nie podoba mi się wizja Kacpra z Barkiem. Kacperek przecież sam powiedział cytuję (dziwnie się z tym czuję)"Nie mój przedział wiekowy, dodatkowo – Johnny Depp to nie mój typ. Wolę Heathów Ledgerów". Mam nadzieję, że Kacprowi i Sebastianowi szczęście dopisze i jednak będą razem :). Poza tym, rozdział jest genialny, a ja co chwila łapię się na myślach "co się stanie potem".
OdpowiedzUsuńWeny i pozdrawiam serdecznie :)!
*Poprawka, bo zauważyłam mój haniebny błąd.
UsuńOni już są razem :). I mam nadzieję, że nadal będą.
Złe zakończenia zwykle są złe...i to nie dlatego, że się źle kończy historia lecz dlatego że dobrze napisać dobre zakończenie umie wyjątkowo niewiele osób.(To tak w związku z wypowiedzią "Wiernej czytelniczki"). Nawet wybitni pisarze zazwyczaj właśnie serwują nam zakończenia otwarte w związku z tym. Takie rozwiązania w przypadku kogoś, kto traktuje to jako hobby zwiastuje zwyczajnie niedoświadczenie. A złe zakończenie mówi dokładnie to co napisano gdzieś powyżej. Jednak twoje opowiadanie jest zwyczajnie cudowne i nie zasługuje na otwarte zakończenie ani na "złe".
OdpowiedzUsuńOstatnie zdaniem powaliło mnie na łopatki. To co mnie przychodzi do głowy to pytanie "I co teraz?". Niezły oj niezły rozdział. I muszę przyznać ze między nimi zaczęło się to rozwijać coraz bardziej a tu nagle cos takiego. Jestem strasznie ciekawa co teraz będzie dalej...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział bardzo mi się podobał... kiedy była scena, że Kacper idzie pobiegać i zostawia telefon, wpadła mi wtedy myśl, że Paweł pozna prawdę, odkryje co jego brat ukrywa.... i cóż nie myliłam się... ciekawe jak to dalej będzie gdy Sebastian wyjedzie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Droga autorko,
OdpowiedzUsuńczy to opowiadanie ma szansę na THE END do Świąt Bożonarodzeniowych w roku 2013?
Zaczęłaś z rozmachem, a kończysz jak Ruch Palikota.
Kocham takie komentarze :) Zawsze poprawiają humor.
UsuńWbrew pozorom, członkom Ruchu Palikota płacą za to co robią. Ja mam masę innych obowiązków, a pisanie jest zwykłym hobby, któremu nie poświęcę całego swojego wolnego czasu, bo wtedy to już z pewnością zniknęłabym z życia realnego.
Zaczęłam studia i niestety kochani - teraz będzie dobrze, jak rozdział pojawi się raz na miesiąc.
Wyjazd do stanów. Weźmie go ze sobą? Długi i wciągający rozdział, ale jak mam być szczera to jakoś wprowadził mnie nieco w taki nieprzyjemny stan niepewności. Chciała bym już przeczytać kolejny :) Pozdrawiam i życzę więcej weny.
OdpowiedzUsuńDamessa