poniedziałek, 24 grudnia 2012

Koko (Słońce za chmurami)

A oto kolejny fanfik konkursowy, napisany przez Koko :)

Martyna spóźniła się na pierwszą lekcję, a jakby tego było mało, po drodze do klasy spotkała swojego przełożonego. Wicedyrektor Pikol nie należał do najsympatyczniejszych ludzi. Specyficzny, stary kawaler wprowadził do ich liceum rygor, którego ta szkoła nie znała od naprawdę dawna. 
— Dzień dobry! — przywitała się Martyna, starając się uśmiechnąć.
— Dzień dobry — padła odpowiedź, a wicedyrektor obdarzył ją twardym, czujnym spojrzeniem. Miał niewielkie, ale bardzo bystre oczy i często powtarzał, że wie o wszystkim, co dzieje się w jego szkole. Zawsze mówił, że to jego szkoła. Trudno się zresztą dziwić, w pewnym stopniu była jego domem. Spędzał w niej większość swojego czasu — dyżury zaczynał o ósmej trzydzieści, a kończył dopiero o dziewiętnastej. Sprawdzał dzienniki, jeździł na kursy, nadzorował nauczycieli, a nawet kontrolował księgową i poprawiał po niej rachunki. Był profesorem matematyki, do reszty pochłoniętym jednak każdą dziedziną nauki. Sam siebie nazywał człowiekiem renesansu. Nie było już takich ludzi jak on. Solidnych, wytrwałych i uczciwych. Zdecydowanie nie było.
— Spóźniła się pani — powiedział Pikol, marszcząc brwi. Martyna przygryzła wargę, starając się wymyślić dobre wytłumaczenie.
— Przepraszam — wypaliła w końcu na wydechu i zaczerwieniła się, spuszczając wzrok. Pikol przypominał jej brata matki. Surowego, małomównego, nawet odrobinę gburowatego byłego żołnierza. Pikol zachowywał się, jakby kiedyś również był w wojsku.
— Idź do klasy, bo na pewno uczniowie czekają.
Martyna kiwnęła głową i najszybciej jak tylko mogła, zeszła z pola widzenia (a raczej rażenia) wicedyrektora.
Otworzyła gwałtownie drzwi, wchodząc do klasy, w której w jednej chwili zapanowała cisza. Przywitała się z młodzieżą i usiadła przy biurku, odkładając dziennik na blat. Uczniowie patrzyli na nią w napięciu i Martyna nie wiedziała, czy padła ofiarą jakiegoś żartu, czy coś się stało. Nagle, gdy chciała już coś powiedzieć, jej uwagę przykuł Marcin, jeden z lepszych uczniów z historii.
— Skąd masz tę śliwę? — zapytała, wstając z krzesła. Chłopak spojrzał na nią spłoszony, zasłaniając twarz rękawem bluzy. Cała klasa spojrzała na kolegę, a Martyna podeszła do niego. — Co się stało, Marcin?
Chłopak nie odpowiedział, wyrywając się jej, kiedy próbowała go dotknąć. Martyna przyjrzała się dokładnie jego twarzy, na której znajdował się świeży siniec.
— Idź do pielęgniarki — zażądała, a przez klasę przeszedł śmiech. Uczniowie patrzyli na Marcina z rozbawieniem, które dopiero teraz rzuciło się Martynie w oczy.
— Przewróciłem się, jak wchodziłem do klasy, to nic takiego — odburknął jej Marcin, odwracając wzrok. Był wysokim chłopcem, z raczej przeciętną sylwetką, ale Martynie zawsze się wydawało, że, chociaż to absurdalne, miał w sobie coś z uroku Matta Daimona.
— Lepiej, żeby pani pielęgniarka cię zobaczyła — powiedziała, jednak w końcu dała spokój, widząc gniewną minę chłopaka. — No dobrze — powiedziała w końcu, prostując się. Jeszcze raz spojrzała na klasę, która wciąż wydawała się rozweselona zaistniałą sytuacją. Podejrzewała, że najprawdopodobniej rzeczywiście musiał ich rozbawić upadek Marcina. — W zeszłym tygodniu kazałam wam się przygotować z I wojny światowej. Jacyś chętni do pytania, czy mam zrobić kartkówkę? — zadała pytanie, na które cała klasa odpowiedziała zgodnym jękiem.
„No, przynajmniej już się tak głupio nie uśmiechają”, pomyślała z satysfakcją i otworzyła dziennik.

— Marcin, zostań proszę — westchnęła, kiedy dzwonek przerwał jej wykład o Potopie Szwedzkim. Uczniowie poderwali się z ławek z szybkością światła i wybiegli z klasy. Marcin był już w połowie drogi do drzwi, jednak słysząc prośbę Martyny, zatrzymał się. Kilku uczniów zaśmiało się, mijając go.
— Mamy zaraz sprawdzian z matematyki — powiedział napiętym głosem, ale Martyna poprosiła, żeby zamknął drzwi. Obserwowała go uważnie, analizując sytuację.
— Teraz mi powiesz, co się naprawdę stało? — zapytała miękkim, łagodnym głosem, uśmiechając się do niego zachęcająco. Marcin napiął się tylko, odwracając wzrok i czerwieniejąc. W czasie lekcji zdała sobie sprawę, że chyba nie chodziło o zwykłe potknięcie się przy wejściu do klasy.
— To naprawdę nic takiego — oburknął jej chlopak nieprzyjemnym głosem, poruszając się nerwowo na krześle. Martyna przygryzła wargę. Wiedziała, że gdy tylko jej uczeń chciał, potrafił być niezwykle niemiły, ale lubiła go i mimo wszystko chciała mu pomóc.
— Pokłóciłeś się z kimś? — Pochyliła się nad biurkiem. — Możesz mi zaufać. To, co mi powiesz, nie wyjdzie poza tę salę — dodała, łapiąc go za rękę. Chłopak spojrzał na nią spłoszony i już chciał się odsunąć, jednak zrezygnował.  W końcu westchnął ciężko, spuszczając wzrok na buty. Kiedy zaczął mówić, był cały czerwony.

Martyna piła kawę, siedząc w pokoju nauczycielskim i czekając na swoją ostatnią lekcję. Teraz miała okienko, jednak zamiast poprawiać sprawdziany jednej z klas, jak wcześniej miała w zamiarze, rozmyślała nad tym, czego dowiedziała się od Marcina. Wpatrywała się w okno wychodzące na szkolną bramę, przez którą właśnie przechodzili uczniowie, którzy skończyli lekcje. Drgnęła, kiedy zauważyła wychodzącego ze szkoły Marcina. Chłopak szedł wolno, zgarbiony i zupełnie nie zwracał uwagi na pozostałych uczniów. Sprawiał wrażenie, jakby był z całkiem innej rzeczywistości. Martyna wiedziała już, o czym myślał i chociaż poznała jego tajemnicę, nie miała pojęcia, jak powinna się w stosunku do niej zachować. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie rumieńca, który oblał ją, kiedy poznała powód, przez który jej uczeń miał podbite oko.
Marcin stanął nieopodal bramy, opierając się o metalowy płot i odpalając papierosa. Martyna pokręciła głową, zupełnie nie mogąc uwierzyć, że okazała się tak mało spostrzegawcza. Zawsze wydawało się jej, że dobrze znała młodzież i miała z nią niezły kontakt. Pracowała przecież w zawodzie nauczyciela tyle lat, więc powinna zorientować się, że coś było z Marcinem nie tak. Zawsze był dziwny i zawsze źle dogadywał się z rówieśnikami.
— Cholera — zaklęła cicho, krztusząc się kawą, kiedy zobaczyła jakiegoś chłopaka podchodzącego do Marcina. Widziała, jak jej uczeń łapie go za twarz i całuje mocno i stanowczo, przyciągając tym uwagę innych ludzi, znajdujących się na ulicy. Martyna przełknęła ciężko ślinę, zaciskając palce na kubku. Zaczęła się zastanawiać, co by zrobiła, gdyby okazało się, że jej syn byłby gejem.
Została nauczycielką przede wszystkim dlatego, że uwielbiała dzieci. Chciała je mieć, jednak, mimo usilnych starań, nie udało jej się zajść w ciąże. Co by jednak było, gdyby miała dziecko? I to dziecko okazało się homoseksualistą? Ta myśl ją przerażała, chociaż, gdy zaczęła nad tym dłużej myśleć, doszła do wniosku, że inność nie może kogoś definiować. Nie chciałaby, nie, nie mogłaby przekreślić własnego dziecka, bez względu na to, jakie by ono nie było. Chyba na tym polegała właśnie miłość.

— Wiesz, dzisiaj w szkole okazało się, że jeden z moich uczniów jest gejem — powiedziała Martyna, kiedy wieczorem jadła już z mężem kolację. Rafał zamarł na chwilę, aż przestając rzuć twardego, nieco za mocno przypieczonego kurczaka.
— Gejem? — prychnął i sięgnął po szklankę z wodą, wypijając ją niemal na wdechu. Martyna odłożyła sztućce, zaskoczona takim zachowaniem. Sądziła, że Rafał nie był homofobem.  
— Tak, uważasz, że to coś złego? — zapytała z niezrozumieniem, ale jej mąż pokiwał przecząco głową, później wzruszył ramionami, a jakby tego było mało zapytał, co ona o tym sądziła. Martyna westchnęła ciężko, zdradzając, że gdyby ich dziecko okazałoby się gejem, zaakceptowałaby go.
— Ty też byś go zaakceptował? — zapytała, ale w odpowiedzi usłyszała jedynie, że Rafał przypomniał sobie, że musiał nagle wracać do firmy, ponieważ nie zabrał jakichś ważnych dokumentów, które na jutro musiał przejrzeć.
W taki sposób Martyna kolejny wieczór spędziła samotnie, oglądając amerykańskie filmy. Tym razem, zamiast Pretty Woman czy Titanica wybrała Filadelfię z Tomem Hanksem.

2 komentarze:

  1. Bardzo przyjemnie mi się to czytało :) Cieszę się, że ktoś poświęcił więcej uwagi Martynie i pokazał, że nie jest taka zła, jaką zawsze przedstawiał ją Rafał :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc, jestem pod wrażeniem. Ja nie poświęciłam Martynie chwili na "wytłumaczenie się". Cały czas jej wizerunek przekazywany był czytelnikom przez Rafała. Przez niego stała się denerwującą i naiwną osobą, a Ty jej wizerunek wybieliłaś. Tekst krótki, ale treściwy. Przekazuje wszystko to, co powinien.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.