poniedziałek, 24 lipca 2017

Rozdział 15. (I tak wszyscy wylądujemy w McDonaldzie)

Z lekkim opóźnieniem, ale jest. :) Ostatnio mam trochę mniej czasu niż normalnie, praca, dom i jeszcze życie towarzyskie (bo jakieś jednak wypadałoby mieć) ostatnio całkowicie mnie pochłania. Staram się pisać dodatek do Gówniarza, ale to też idzie jak po grudzie. Planowałam wydać go na początku lipca, ale jako że nawet nie jestem w połowie, premiera pewnie mocno się posunie w czasie.
Dodatkowo myślałam, żeby powoli zabierać się za nowy projekt... nie ma opcji, nie dałabym teraz rady. Musicie więc na razie nacieszyć się McDonaldem.

Niebetowane

Wyznania nad naleśnikami

Po kolacji wszyscy udali się do swoich pokoi, a następnie zaczęła się wielka batalia prysznicowa. Andrzej, jak to Andrzej, narzekał wszem i wobec na stare, stęchłe prysznice, na panujący tam brud i zapewne całą paletę odmian grzybów na podłodze. Teodor w tym momencie, chciał czy nie, musiał przyznać mu rację. Prysznice nie prezentowały się najlepiej ze swoimi zbutwiałymi kotarami, zarośniętą kamieniem armaturą oraz z niezbyt higienicznie prezentującymi się małymi płytkami tworzącymi brodzik, które zapewne przetrwały już niejedno pokolenie.

Ale wykąpać się przecież było trzeba, w szczególności po dniu pełnym wrażeń. Nawet Teodor, który zaliczył omdlenie, przez co odstawiono go szybciej do ośrodka, żeby mógł sobie odpocząć i, przede wszystkim, coś zjeść (Drążkowska, nauczycielka biologii, dopilnowała, żeby zjadł kanapkę i popił ją ciepłą herbatą), marzył o prysznicu. Chociaż może nie w takich warunkach... Klapki okazały się więc rzeczą świętą i typowym „must have” wizyty pod prysznicem w ich ośrodku. Niestety, nie każdy posiadał to błogosławieństwo, nie każdy również bał się tego, co w tym brodziku mogło się przez lata urodzić. Niektórzy więc, śmiałkowie, wlecieli tam boso, ale, całe szczęście, mama Teodora pomyślała za niego i Kamiński nie musiał do nich dołączać. Wrzuciła mu klapki kąpielowe do torby, był więc uratowany. Grzybica mu niestraszna.
– To co? Wziąłem Nintendo, gramy? – zapytał Andrzej, kiedy przygodę prysznicową mieli już za sobą. Pomachał Teodorowi czarnym Nindendo DS przed nosem, a Teodor, już wcale nie czując się słabo (może powinien jednak coś tam w ciągu dnia jeść, żeby nie robić sensacji?), kiwnął głową.
– Okej – odpowiedział i przysiadł na swoim dolnym łóżku. Andrzej już po chwili znalazł się przy nim, odpalając Super Mario, po czym jeszcze sięgnął po zakupioną dzisiaj paczkę czipsów i zapchał sobie nimi usta. Podsunął ją jeszcze Teodorowi i chociaż strasznie go nęciła, odmówił. I tak już dużo dzisiaj zjadł!
Nie wiedział ile tak siedzieli i grali. Właściwie to nawet go ta gra nie interesowała, byleby tylko siedzieć obok Andrzeja oraz móc ukradkiem obserwować jego mimikę twarzy. A ta, kiedy Wroński usiłował się skupić, bywała całkiem zabawna. To marszczył swoje ostre brwi, to wywalał język i przygryzał go, czasem wydymał usta, jakby mogło mu to pomóc w wygranej. Teodor uśmiechnął się pod nosem i już miał przenieść spojrzenie prosto na dwa małe ekraniki konsoli, gdy poczuł, że jego również ktoś obserwuje. Popatrzył na drugą stronę pokoju, na pojedyncze łóżko, które zajmował Oskar. Przez cały ten czas czytał jakąś książkę, jednak od jakiejś chwili przyglądał się uważnie Teodorowi.
Widział!
Teodor momentalnie poczerwieniał, czując się jakby został przyłapany na jakimś bardzo złym uczynku. Spuścił spojrzenie, a serce zaczęło bić mu szybko w piersi. Widział, ale czy wiedział?
Poderwał się nagle na równe nogi, czując, że musi się przejść. Andrzej zerknął na niego zdziwiony, a Oskar jakby nigdy nic powrócił spojrzeniem do książki.
– A ty co? – zapytał Andrzej, pauzując grę.
– T-toaleta – wybełkotał, nasunął na stopy swoje czarne, gumowe klapki i zaraz ruszył do wyjścia. Kiedy znalazł się na pustym korytarzu, aż odetchnął z ulgą. Oparł się na moment o ścianę, cały czas zastanawiając się, czy Oskar czegokolwiek się domyślił. Był zadurzony w Andrzeju po uszy i doskonale już zdawał sobie z tego sprawę, ale tak czy inaczej nie chciał, by ktokolwiek się o tym dowiedział. Przecież to było... takie dziwne. Kochał się w chłopaku. Każdy z jego znajomych wybierał sobie jako obiekty zauroczenia dziewczyny, a nie chłopaków! Ale Teodor taki już chyba był... dziwny.
Odetchnął i ruszył powoli w stronę toalet. Żeby tam się dostać, musiał zejść piętro niżej, tuż obok pokoju nauczycielek. Chciało mu się trochę siku, więc przynajmniej się przejdzie, odetchnie i jakoś ułoży sobie to wszystko w głowie.
Już dotarł do schodów, kiedy usłyszał jakieś stłumione odgłosy rozmów dobiegające z dołu, Przystanął na chwilę, sam nie wiedząc dlaczego. Nieładnie jest podsłuchiwać, ale głupia ciekawość nie pozwoliła mu ujawnić swojej obecności... a może po prostu chciał być poza pokojem trochę dłużej?
– Zrozum, nie mogę cię puścić samego – mówiła jego wychowawczyni przyciszonym głosem. Teodor musiał zejść kilka schodków niżej, żeby to w ogóle usłyszeć.
– Ale ja muszę wrócić – odpowiedział jakiś znajomy głos... Chociaż nie, nie znajomy, bo Teodor nigdy go takiego nie słyszał – przepełnionego paniką.
– Jeśli ktoś by po ciebie przyjechał, to tak, ale w innym wypadku mam po prostu związane ręce.
– Pani nie rozumie – zirytował się i powiedział to odrobinę głośniej. Teodor aż otworzył szerzej oczy ze zdumienia, po czym jeszcze spróbował wychylić się za barierkę, żeby sprawdzić, czy przypadkiem sobie czegoś nie ubzdurał. Nie udało mu się jednak nikogo dostrzec, nie miał stąd zbyt dobrego widoku na całe piętro. – Ja muszę wrócić! Teraz! Muszę! – Tyle wystarczyło, żeby Teodor mógł poznać kto taki to mówił.
Rafał Rzepa.
Momentalnie stwierdził, że czas zawrócić. Po co słuchać jego rozmów z nauczycielką? A jednak, coś go zatrzymało na tych schodach. Ciekawość? Przecież nienawidził Rzepy, a teraz mógł bezkarnie podsłuchać jego prywatnej rozmowy z wychowawczynią. Rozmowy, w której Rzepa nie zachowywał się jak ten sam Rzepa, którego wszyscy znali. Był bardziej nerwowy i przerażony.
– Rafał, ja to rozumiem. Dostałam informację, co takiego się stało, ale naprawdę nie mogę cię puścić samego autobusem.
– Ale tata po mnie teraz na pewno nie przyjedzie – dodał żałośnie smutno, przez moment nawet Teodorowi zrobiło się go żal.
– A ktoś inny? Jakaś ciocia? Wujek? – zaproponowała nauczycielka. Żadna odpowiedź nie padła, więc Teodor podejrzewał, że Rafał musiał pokręcić głową. – Chodź może do mnie, co? Uspokoisz się, zrobię ci herbatę...
– Nie – prychnął jak to na Rafała przystało. – Skoro nie chce mnie pani puścić, nie mamy o czym rozmawiać – dodał jeszcze, a Teodor zrozumiał, że to koniec rozmowy. I że musi jak najszybciej stąd wyeksmitować, bo przyłapanie przez Rzepę z pewnością miałoby swoje konsekwencje. Zaraz więc zawrócił i pognał w stronę swojego pokoju, całkowicie zapominając o potrzebie skorzystania z toalety.
– Wbiłem kolejny level – pochwalił się Andrzej, kiedy tylko Teodor wszedł do pomieszczenia. W odpowiedzi uśmiechnął się jedynie i jakby nigdy nic wrócił na łóżko, słowem nie wspominając o dziwnej rozmowie między wychowawczynią a Rzepą, której był świadkiem.

***

Andrzeja rano wciąż nie było.
Teodor budził się praktycznie co godzinę. Wiercił się w łóżku, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, a na każdy najmniejszy dźwięk reagował jak na alarm. Podnosił się, rozglądał, ale mieszkanie wciąż świeciło pustkami. Nie licząc Bartka śpiącego w pokoju obok, oczywiście.
Do południa zdążył już nawet wysłać Andrzejowi kilka kolejnych SMS-ów i zostawić po sobie parę nieodebranych połączeń. To wszystko naprawdę bardzo już go niepokoiło, bo kto normalny tak po prostu znikał, idąc do sklepu? Przecież o takich rzeczach słyszało się w telewizji, a później znajdywano ciała zaginionych w rzekach.
Na samą myśl aż pobladł. Gdyby tylko mógł, już pewnie wydrążyłby w podłodze dziurę od chodzenia w kółko, ale skręcona kostka skutecznie ograniczała jego pole ruchowe. Wiele więcej niż siedzieć na łóżku to on nie mógł, no chyba że polubiłby kuśtykanie na jednej nodze.
Dobiegała piętnasta, kiedy Teodor nie wytrzymał. Znów sięgnął po telefon, sprawdził jeszcze czy Andrzej nie odpisał, aż wreszcie wykręcił numer – tym razem nie było to kolejne nieodebrane połączenie do Wrońskiego.
– Halo? – usłyszał w słuchawce gruby, męski głos.
– Nie masz żadnych wiadomości? – zapytał od razu Teodor, skubiąc nerwowo pościel.
– Teo... w pracy jestem – odpowiedział mu zaraz Rafał, na co Kamiński skrzywił się nieco. Jego nikła nadzieja, z którą wykręcał numer Rafała, momentalnie się rozpłynęła.
– Jak to możliwe, że nikt nie wie gdzie on jest? – warknął, poirytowany już swoją bezsilnością.
– To Andrzej, nic nadzwyczajnego – odpowiedział Rafał, wcale jednak nie pocieszając tym Teodora. Przeciwnie – Teodor był już niemal przekonany, że Andrzejowi stała się krzywda.
– Ale to niemożliwe. Ludzie nie znikają od tak – sapnął. – Pewnie coś mu się stało, a ja nawet nie wiem gdzie go szukać.
– W jakiejś melinie zapewne – odpowiedział Rafał i przewrócił oczami, trochę poirytowany troską Teodora o Andrzeja. – Nie ma co się o niego martwić, zajmij się lepiej sobą i ciesz się chwilą wolności. A teraz sorry, ale muszę kończyć, bo nie każdy wykorzystuje swoich kumpli, obżera ich i śpi u nich za free – dodał, nie mogąc się powstrzymać. – Niektórzy jeszcze pracują.
Teodor prychnął i nic nie odpowiadając, rozłączył się. Strach o Andrzeja wcale nie zmalał, wręcz przeciwnie, teraz jego mózg podsyłał mu już przeróżne wizje z Wroną w roli głównej. Martwe ciało w rzecze przy tych wszystkich wizjach było najprzyjemniejszą opcją.
Wstał, złapał za kulę, przeszedł się do kuchni, ale nie wiedząc co ze sobą zrobić, opadł na krzesło. Gdyby mógł, już dawno byłby na zewnątrz i szukałby Andrzeja, ale przez tę głupią kostkę poruszanie stanowiło wyzwanie... Co jednak najgorsze – nawet z domu niewiele mógł zrobić. Nie znał znajomych Andrzeja. Tak właściwie to z Andrzejem znali się jakieś trzy tygodnie, nie dłużej.
Może powinien zaufać Rafałowi? Przez wydarzenia z ostatnich dni w jego głowie powstał obraz Andrzeja idealnego, a przecież ludzie idealni nie istnieli. Wciąż jednak nie mógł przestać myśleć, że wydarzyła się naprawdę ogromna tragedia, a on jedyne co robił, to siedział w mieszkaniu.

***

Dźwięk dzwonka.
Oderwał spojrzenie od właśnie czytanego tekstu, żeby przenieść je na drzwi od pokoju. Nie czekając dłużej złapał za jedną z kuli i z szybko bijącym sercem wypadł do przedpokoju z nadzieją, że gdy tylko podniesie domofon, usłyszy znajomy, niski głos.
– Tak?
– Hej, tu Rafał, wpuścisz mnie?
Nadzieja ulotniła się tak szybko, jak się pojawiła. Nie mógł powstrzymać niechętnego skrzywienia, które wpłynęło mu na twarz. W pierwszej chwili ze złości chciał też rzucić słuchawką oraz ignorując czekającego pod blokiem Rafała, wrócić do pokoju. Nic jednak takiego nie zrobił. Po ułamku sekundy, podczas której zdążył rozpatrzeć każdy scenariusz, nacisnął na guzik przy domofonie.
Nawet przed sobą nie ukrywał – zamiast Rafała zdecydowanie wolałby zobaczyć teraz Andrzeja. Mieszkanie bez Wrońskiego panoszącego się na każdym metrze kwadratowym było nieznośnie puste. Brakowało w nim Andrzejowego pierwiastka, do którego przez ostatnie dni Teodor zdążył się już przyzwyczaić.
Otworzył szeroko drzwi, czekając aż Rafał dojdzie na trzecie piętro. Po całej klatce schodowej, na której zawsze pachniało świeżą farbą olejną, chociaż remont przeprowadzony został jakiś rok temu, rozniosły się odgłosy ciężkich, męskich kroków. Teodor oparł się o futrynę, wpatrując się niechętnie przed siebie. Gdy dostrzegł cień na schodach, momentalnie powiódł za nim wzrokiem, jakby z resztkami nadziei, że może Rafał nie będzie sam. Może z kimś przyszedł.
Niestety, to był chyba dzień rozczarowań dla Teodora. Tak jak jeszcze chwilę temu w domofonie wcale nie usłyszał głosu Andrzeja, tak i teraz nie zobaczył go na klatce schodowej. W zamian przed nim stanęła niższa, ale o wiele mocniej zbudowana sylwetka, a zamiast błękitnych, mroźnych tęczówek, patrzyły na niego szare, maleńkie oczka, teraz dodatkowo podpuchnięte od zmęczenia.
– Hej – rzucił Rafał swoim niskim, ale nie tak niskim jak u Andrzeja głosem.
– Hej.
Niechęci u Teodora nie dałoby się nie wyczuć. Cały nią emanował i zapewne każdy normalny właśnie odwróciłby się i odszedł, nie chcąc się narzucać. Jednak Rafał najwidoczniej normalny nie był, bo na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, a już po chwili wyciągnął przed siebie jedną z dłoni, prezentując trzymany w niej worek.
– Kupiłem żarcie – oznajmił.
– Nie jestem głodny – odparł Teodor, nie siląc się na uprzejmości.
– Jadłeś coś dzisiaj w ogóle?
– Coś jadłem.
– Kupiłem świetne naleśniki z najlepszej naleśnikarni jaką znam – kontynuował, niezrażony oschłością bijącą od Teodora. – A że nie umiem gotować i muszę żywić się w barach, to uwierz – wiem gdzie jeść obiady w Krakowie. – Uśmiechnął się szeroko, a Teodor poczuł, jak coś w nim zaczyna się topić. Wyraz twarzy Rzepy, jego zaangażowanie w sprawę (czyli w „podaj obiad Teodorowi”), było całkiem urocze... jak na wielką, neandertalską małpę oczywiście, dodał zaraz w myślach, nie chcąc popadać w zachwyt nad Rzepą. W końcu obojętnie co by teraz Rafał nie zrobił, zawsze był i będzie Rzepą.
– A nie wiesz nic o...? – Nie zdążył dokończyć. Twarz Rafała wykrzywił grymas niechęci, a on sam ledwo co powstrzymał się od przewrócenia oczami.
– Nie wiem – wszedł mu szybko w słowo. – Nie masz co się nim przejmować. Jak już się najebie, to kiedyś wróci.
Teodor zmarszczył brwi, zbulwersowany. Nie podobało mu się takie podejście Rafała do sprawy, obojętnie jak dobrych naleśników by teraz nie miał ze sobą.
– A jeśli naprawdę mu coś się stało?
– Nic mu się nie stało – sapnął i przeczesał nerwowo dłonią włosy. – Wpuścisz mnie, czy mam tak tu stać? – zapytał, a Teodor dopiero teraz zauważył, że prowadzą rozmowę na korytarzu i że ani na chwilę nie przyszło mu do głowy, żeby faktycznie wpuścić Rzepę do środka. Kiwnął więc głową i odsunął się od drzwi, a Rafał przekroczył próg.
– Za bardzo się nim przejmujesz – kontynuował, kiedy podawał Teodorowi worek z jedzeniem. – Go naprawdę nie obchodzi teraz, czy ty się martwisz czy nie. Polazł gdzieś, wróci jak mu się znudzi. Tak to już z nim jest. – Kucnął, żeby rozwiązać swoje masywne, pomarańczowe timberlandy. Chociaż marzec na dobre zagościł już w kalendarzu, to krakowska pogoda za wiele się nie zmieniła. Było zimno, wietrznie, a teraz nawet prószył śnieg.
– Ty za to wcale się nie przejmujesz.
Rafał zerknął w górę, na Teodora, który wcale nie ukrywał swojej złości. Westchnął ciężko, ściągnął buty i dopiero jak znów znalazł się na wysokości twarzy Kamińskiego, kontynuował swoją mantrę:
– To Andrzej.
– No jakbym nie wiedział. – Teodor przewrócił oczami.
– On raz zniknął na tydzień, bo postanowił z jakimiś nowo poznanymi ludźmi zrobić sobie tripa do Czech – kontynuował spokojnie Rafał, nie dając się wyprowadzić z równowagi. – I w dupie miał to, że remontowaliśmy wtedy nasze studio u Bohdana, byliśmy poumawiani z jego rodzicami, mieliśmy pojeździć trochę po sklepach, żeby wytrzasnąć jak najtaniej wszystkie potrzebne rzeczy... – Wyraz twarzy Teodora odrobinę się zmienił. Nie był już tak zacięty i butny jak wcześniej, więc Rafał zobaczył światełko w tunelu.
Starał się tego nie okazywać w żaden sposób, ale sam fakt, że Teodor tak martwił się o tego idiotę, doprowadzał Rafała na skraj irytacji. Zapewne gdyby miał Andrzeja obok, już dawno przywaliłby w tę bladą facjatę. W końcu Teodor wychodził z siebie, wydzwaniał do niego od wczoraj, naprawdę się martwił, a ten jakby nigdy nic pewnie gdzieś tam zgonuje. Rafał nie znał wszystkich znajomych Andrzeja, nie wiedział więc, gdzie ten się podziewał, ale podejrzewał, jak to się wczoraj rozegrało. Prawdopodobnie wystarczył jeden telefon albo spotkanie kogoś pod blokiem. Chwila rozmowy i Andrzej poleciał jak kot skuszony zapachem kotki w rui. Kto wie – myślał dalej Rafał – może nawet teraz pieprzy się z kimś, całkowicie zapominając o Teodorze.
Taki właśnie był Andrzej, którego Rafał zdążył poznać przez ostatnie lata. Teodor z kolei natrafił na zupełnie inną wersję Wrońskiego, bardziej przyjazną, bo Andrzejowi na swój sposób zależało na nim.
Teodor jednak już od gimnazjum kochał się w Andrzeju. Wbrew pozorom Rafał wcale nie był taki głupi, na jakiego wyglądał, potrafił wyciągać wnioski.
– Jemy? – zapytał, kiedy dostrzegł zmianę w postawie Teodora.
– Jemy – odparł, kiwnąwszy lekko głową. – Jeszcze ciepłe, czy trzeba będzie podgrzać?
– Chwilę temu kupiłem, powinno być ciepłe.
– Okej. – Nie obdarzając już go chociażby spojrzeniem, ruszył w kierunku kuchni. Rafał nie dał się jednak tak łatwo zbyć, niczym cień poszedł więc za nim, rozglądając się dookoła po ładnie urządzonym pomieszczeniu. Ostatnim razem był zbyt spalony, by na cokolwiek zwrócić uwagę.
– Dużo płacisz?
– Siedemset za jedynkę – odpowiedział, sięgając po talerze.
– Dużo.
– Ale ze wszystkimi opłatami – dodał jeszcze i wzruszył zaraz ramionami. – Jak na taką lokalizację i taki standard, to wcale nie dużo. A ty?
– Czterysta, plus opłaty – odpowiedział Rafał i oparł się o blat, wsuwając jednocześnie dłonie w kieszenie spodni. – Ale to stara kamienica.
– A to stary blok. – Teodor wzruszył ramionami.
– I mieszkanie dwupokojowe. Większy komfort – zauważył jeszcze trafnie Rafał, na co Teodor już tylko kiwnął głową. Jakoś nie miał ochoty na rozwodzenie się nad standardami ich mieszkań. – Sam się utrzymujesz? – kontynuował Rafał, a Teodor przez moment poczuł się jak uczestnik jakiegoś programu telewizyjnego, będący pod ostrzałem pytań.
– W połowie. Trochę mi mama dokłada.
– Pracujesz gdzieś?
Teodor pokręcił głową.
– Mam stypendium. – Wręczył mu talerz z nałożonymi dwoma ogromnymi naleśnikami.
– Socjalne?
– Naukowe.
Rafał uniósł brwi w zdziwieniu i zagwizdał z podziwem. Teodor, chociaż wcześniej wydawał się niezainteresowany rozmową, uśmiechnął się z niejaką dumą.
– Tego można było się po tobie spodziewać.
W odpowiedzi wzruszył ramionami, chociaż musiał Rafałowi przyznać rację – zawsze dobrze się uczył. Zawsze przynosił dobre stopnie ze szkoły, a teraz całkiem nieźle szło mu i na studiach.
– A ty? Gdzie pracujesz? – zapytał Teodor i przysiadł przy małym, kwadratowym stole, jaki znajdował się tuż obok. Rafał poszedł w jego ślady, zajmując miejsce naprzeciwko Teodora.
– Tam, gdzie akurat jest robota – odpowiedział Rafał, na co już Teodor tylko kiwnął głową, nie dodając nic, że kiedyś rozmawiał o nim z Andrzejem. Wspominał wtedy coś o pracy na budowie, a Teodor wciąż nie mógł wyjść z podziwu, że Rafał był aż tak odpowiedzialny, bo przecież dodatkowo studiował zaocznie. Nagle jednak zdał sobie sprawę, że nigdy nie rozmawiał w ten sposób z Rzepą. Nigdy nie siedzieli tak zwyczajnie – naprzeciwko siebie, z talerzami pełnymi jedzenia pod nosem oraz nie rozmawiali, bo Teodor wolał unikać wszystkiego, co tylko wiązało się z Rafałem.
A teraz było mu już chyba wszystko jedno. W pewnym sensie nawet cieszył się, że nie był teraz sam i że mógł prowadzić niezobowiązującą rozmowę o życiu... z Rzepą. Gdyby ktoś powiedział mu o tym dziesięć lat temu, nie tylko by nie uwierzył, ale może nawet wyśmiał, chociaż przecież nigdy nikogo nie wyśmiewał.
On i Rzepa. W kuchni, przy jednym stole. Rozmawiający i jedzący spokojnie obiad. Zestaw kompletnie niełączących się ze sobą zdań, brzmiący tak niesamowicie surrealnie, że aż przekraczający Teodorowe możliwości zrozumienia.
– I dajesz tak radę?
– Ja na stypendium naukowe nie mam co liczyć – parsknął Rzepa w pewnym momencie, żeby zaraz zapchać sobie usta kawałkiem naleśnika z farszem pomidorowym. – Mega, co? – zapytał, wskazując nożem na talerz.
Teodor nie mógł odpowiedzieć, chociaż już nabrał posiłek na widelec, to wciąż jeszcze go nie spróbował. Pochylił się więc nad stołem i zaczął jeść. Musiał przyznać, że Rafał rzeczywiście miał rację – naleśniki były przepyszne. Inne, niż przyrządzała mu mama, bo ona zazwyczaj robiła je na słodko. Kwaśno-pikantny smak farszu idealnie komponował się z puszystym ciastem, a Teodor nagle poczuł, że jest głodny.
Nic dziwnego, niewiele dzisiaj zjadł.
– Dobre – odpowiedział, nie przejmując się pełnymi ustami.
– No, mówiłem.
– Więc? Gdzie pracujesz? Na budowie?
– Na budowie, w magazynach, czasem robię w sklepach inwentaryzację, a ostatnio skończyłem zlecenie na remont w mieszkaniu jakiejś starszej pani – powiedział i wzruszył ramionami, wiedząc, że nie miał co się tym wszystkim chwalić.
Teodor zapatrzył się na moment w twarz Rafała ubrudzoną w kąciku ust sosem. Nie mógł ukryć swojego szczerego podziwu. Rafał naprawdę nie bał się pracy, ale co najważniejsze – bardzo szybko się usamodzielnił.
– A rodzice ci nie pomagają? – zapytał, kontynuując rozmowę.
Rafał momentalnie się zasępił. Chrząknął, a później zapchał usta naleśnikiem, odraczając konieczność szybkiej odpowiedzi.
– Nie – rzucił krótko.
Teodor normalnie by już nie drążył, każdy miał w końcu swoje problemy, jednak w tym momencie ogarnęła go ogromna ciekawość. Zapatrzył się najpierw na Rafała, aż wreszcie ignorując wszelkie grzecznościowe prawidłowości, zapytał:
– Dlaczego?
Rafał zerknął na niego, wyraźnie zdziwiony taką bezpośredniością. Przez moment nie wiedział co odpowiedzieć, ale tutaj znów do akcji wkroczył Teodor, który z chwili na chwilę czuł się coraz pewniej:
– Coś się stało w gimnazjum?
Pytanie na moment zawisło między nimi. Rafał zmarszczył brwi, jakby był już poirytowany tym dopytywaniem, ale wreszcie dał za wygraną. Westchnął ciężko i rozsiadł się bardziej na krześle.
– Interesuje cię to?
– No skoro pytam, to raczej interesuje – prychnął Teodor, którego dzisiaj łatwo było wytrącić z równowagi. Zaraz jednak zrozumiał, że chyba przesadził. Rafał skrzywił się, wahając na moment, jakby rozważał, czy w tym momencie nie powinien wstać i wyjść. – Sorry – dodał zaraz Teodor ze skruchą. – Po prostu nie uważasz, że to dziwne? W gimnazjum nawet patrzeć na mnie nie mogłeś, a teraz siedzimy i gadamy jak najlepsi kumple. Coś musiało się stać.
Rafał nie odpowiadał przez kilka dłuższych sekund, ale nie wrócił również do jedzenia. W jednej chwili stracił cały apetyt.
– Masz rację. Stało się – powiedział i kiwnął głową.
– Ale nie chcesz o tym rozmawiać? – podłapał Teodor, który przez cały ten czas nawet się nie zająknął. Przy Rafale miał dziwne poczucie kontroli nad sytuacją... co było przecież niedorzeczne, biorąc pod uwagę ich przeszłość.
– To nie jest po prostu coś, czym dzielę się na „dzień dobry” – prychnął i zadudnił palcami w blat stołu. – Jak byłem w trzeciej klasie, okazało się, że moja mama ma raka, okej? Jajnika. Lekarze początkowo mówili, że to nic strasznego. Wycięli jej to gówno i mieliśmy dalej żyć normalnie, ale później były przerzuty, była chemioterapia i „nic strasznego” zmieniło się w coś, z czym ja i ojciec żyliśmy każdego dnia. – Spojrzenie, jakim Rafał obdarzył Teodora, było tak przepełnione goryczą, że Teodor przez moment aż nie potrafił nic z siebie wykrztusić. I pożałował, że zapytał. – To znaczy nie myśl, że chcę siebie wybielić, bo już wcześniej byłem małym skurwysynem – powiedział i uśmiechnął się krzywo. – Po prostu końcówka gimnazjum nie należała dla mnie do najlepszych, a chyba zrobiłem ci parę niefajnych rzeczy.
– To nie były tylko „niefajne” rzeczy – prychnął Teodor, pomimo wyznania Rafała nie mogąc się przed tym powstrzymać. – Przez ciebie nabawiłem się problemów z odżywianiem – powiedział, patrząc prosto na Rafała.
– Trochę za późno na przeprosiny, co? – Jego usta wykrzywiły się w gorzki uśmiech.
– Trochę tak. – Teodor nerwowo zwilżył wargi. Nawet nie zauważył, że już od jakiegoś czasu mielił w palcach kraniec ceraty, jakim pokryty był blat stołu. – A co z mamą? – zapytał, mimo wszystko nie mogąc odgonić się od palącego współczucia, które na samą myśl, co Rafał przeżywał, wypełniło go od środka.
– Pięć lat temu zmarła. Jak byłem w pierwszej technikum.
Teodor kiwnął powoli głową, jakby chciał mu oznajmić, że rozumie. Ale tu nie było przecież nic do rozumienia, bo jak można zrozumieć ból rodziny patrzącej na powolne umieranie jej ważnego członka? On nawet nie wyobrażał sobie, że coś takiego mogłoby spotkać jego matkę.
– Głodziłeś się? – zapytał Rafał w pewnym momencie, na co Teodor kiwnął głową.
– Sam wiesz, że ważyłem dużo ponad normę – dodał i uśmiechnął się lekko, teraz już mogąc przyznać przed samym sobą, że rzeczywiście był małym grubaskiem. Oraz że to wcale nie było zdrowe, bo gdyby z taką prędkością przybierał na wadze, kto wie, gdzie by dzisiaj wylądował... Może w jednym z tych amerykańskich programów dokumentalnych odnośnie ekstremalnej otyłości? Żartował sobie z tego, jednak wiedział, że jeszcze parę lat temu to wcale nie było zabawne. Tyjąc z taką prędkością miałby realne szanse, żeby umrzeć w wieku trzydziestu lat na niewydolność serca.
– Dalej się głodzisz?
Teodor drgnął. Nie spodziewał się takiego pytania, więc w pierwszej chwili jedyną odpowiedź, jaką zyskał Rafał, było milczenie.
– Nie, no co ty – rzucił wreszcie i uśmiechnął się, chcąc ukryć zakłopotanie.
Głodził się? Jasne, że nie.
Tylko czasem, kiedy czuł, że jednego dnia zjadł więcej niż powinien... Ale to przecież nie działo się regularnie. Musiał dbać o wagę, to już było jego małą obsesją. Codziennie rano stawał na wadze, kontrolując cyfry. Przy swoim wzroście, nie mógł ważyć więcej niż sześćdziesiąt pięć kilo – wtedy już i tak czuł się jak pączek. Lubił więc, kiedy waga oscylowała mu w okolicach sześćdziesiątki. Był wtedy szczupły, ale nie za chudy.
– Dobra, jedzmy. Już pewnie zimne – zarządził Rafał i zabrał się za niedokończonego naleśnika. Teodor chwilę przyglądał mu się, aż wreszcie sam zaczął jeść. Cały posiłek minął im w milczeniu – Teodor udawał, że wcale nie widzi uważnego spojrzenia Rafała, a Rafał zamknął się w swoich myślach, od czasu do czasu patrząc na Kamińskiego z zastanowieniem.
– Możesz jeszcze podzwonić po znajomych? – zapytał Teodor, kiedy już wstawał od stołu i sięgał po pusty talerz.
Rafał zmarszczył brwi. Wracają do punktu wyjścia, pomyślał.
– Teo, to nie ma sensu.
– Jeśli naprawdę mu się coś stało, ma sens – prychnął i odwrócił się do zlewu.
– Ale nic mu się nie stało – odparował, czując, jak zaczyna go to wszystko irytować. – Dałbyś sobie już nim spokój, co? Mówię ci, że za bardzo sobie go idealizujesz! Ty się teraz martwisz, a on chleje z jakimiś kumplami! Może nawet coś rucha!
Teodor zamarł. Obejrzał się przez ramię.
– Zamknij się.
– Ale to jest właśnie Andrzej. – Rozłożył bezradnie ręce. – Pobędziesz z nim trochę i się przekonasz, że on nie potrafi utrzymać swojego chuja w spodniach!
– Zamknij się, powiedziałem! O co ci w ogóle chodzi?! Czego ty ode mnie chcesz? – Upuścił talerz do zlewu, po pomieszczeniu rozległ się mocny huk, którym wcale się nie przejął. W zamian odwrócił się przodem do Rafała, piorunując go wzrokiem. – Mam już dosyć tego twojego ciągłego gadania o tym, jaki to Andrzej nie jest zły. Nie jest! Nie dla mnie!
Rafał zamilkł na chwilę. Odetchnął, doskonale wiedząc, że za bardzo się wzburzył. Nie chciał tego wszystkiego tak poprowadzić.
– Po prostu nie chcę, żebyś później się rozczarował.
Teodor zaśmiał się nagle prześmiewczo.
– Ty nie chcesz? TY?
– Tak, kurwa, ja do cholery! – Zrobił krok w jego stronę. Teodor momentalnie zamilkł, widząc wyraz twarzy Rafała. Był wściekły, wyprowadzony z równowagi. Gdyby chciał, jednym zamachnięciem ręki mógłby mu zrobić krzywdę, nie miałby nawet jak się przed nim obronić. – Bo wiem, w co się pakujesz i wiem, że kochasz tego kretyna, ale on nie będzie potrafił tego odwzajemnić.
Teodor uchylił wargi. Głos na ułamek sekundy uwiązł mu w gardle, a serce łomotało szybko w piersi.
– A kto będzie umiał? – zapytał cicho, patrząc na Rafała uważnie. – Ty?
Rafał zamarł. Nie spodziewał się takiego odwrócenia jego słów, przez moment nie wiedział co powiedzieć, gdy nagle w przedpokoju usłyszeli odgłos otwieranych drzwi. Teodor drgnął i szeroko otwartymi oczami wpatrzył się w wejście do kuchni, kiedy wreszcie pojawiła się tam wysoka, szczupła sylwetka.
– Ale się drzecie, na klatce was słychać – powiedział Andrzej i jakby nigdy nic przeszedł przez kuchnię, aż do szafki gdzie były szklanki. Miał mocno roztrzepane włosy, jeszcze bardziej ziemistą cerę, kilka pryszczy oraz fioletowe cienie pod oczami. Wyglądał jak cień dawnego siebie i patrząc na jego ruchy, tak też się czuł.
Teodor przez chwilę nie potrafił wydusić z siebie słowa. Nie wierzył w to co widział. Andrzej tak po prostu pojawił się w mieszkaniu i teraz nalewał sobie wody z kranu, którą zaraz łapczywie wypił.
– Wróciłeś – powiedział z ulgą, a jego oczy aż się zaszkliły. Andrzej żył i nic mu nie było!
– No – odparł. – Ale ciszej, łeb mnie boli.
– Gdzie byłeś? – warknął Rafał, aż zaciskając dłonie w pięści. Widok beztrosko wchodzącego do kuchni Andrzeja rozwścieczył go jeszcze bardziej.
– Ciszej – upomniał go Andrzej.
– Gdzie chlałeś, nie dając przez ten czas znaku życia? – pytał dalej, wcale nie obniżając tonu głosu. Wręcz przeciwnie, specjalnie go podniósł, nie mając litości dla Wrońskiego.
– Tylko trochę się zapomniałem. Nalałbyś mi wody do wanny? Śmierdzę i padam z nóg – zwrócił się do Teodora.
Rafał prychnął. Nie wierzył, jak Andrzej po tym wszystkim mógł tak po prostu wrócić i jeszcze wysługiwać się Teodorem bez żadnych słów „przepraszam”.
– Ciebie ostro pojebało.
– Mówiłem, ciszej.
– Gówno mnie obchodzi twoje ciszej! On odchodził przez ciebie od zmysłów, a ty chlałeś z kumplami i nawet nie myślałeś, żeby odpowiedzieć na jakąś wiadomość?! Jesteś posrany!
Teodor nie wiedział co zrobić. Patrzył to na jednego, to na drugiego i w pewnej chwili po prostu miał ochotę wypchnąć Rafała za drzwi. Przeszkadzał. Chciał się teraz nacieszyć Andrzejem, a nie wszczynać kłótnie.
Andrzej odstawił szklankę i popatrzył na Rafała swoimi mocno przekrwionymi oczami.
– Nie jestem psem, żeby ciągle latać przy waszych nogach. Mogę chodzić gdzie chcę.
– Nie, od kiedy mieszkasz u Teodora. – Nie dawał za wygraną. Właściwie to miał ochotę złapać Andrzeja za fraki, przywalić mu w twarz, a później jeszcze raz, tak na przyszłość.
– Daj już spokój – odezwał się Teodor ostro. Bardzo ostro, jak na niego. – Idź już.
Rafał zawahał się. Popatrzył na Kamińskiego z początkowym niezrozumieniem, bo jak ten jeszcze mógł bronić Andrzeja?
– I tak po prostu to olejesz? – zapytał.
– Idź. Nie chcę żadnych kłótni – dodał jeszcze groźniej niż wcześniej. Rafał zdębiał, żeby zaraz pokręcić z niedowierzaniem głową.
– Bawcie się razem dobrze – prychnął, ruszając w kierunku drzwi. – Ale pamiętaj o czym ci mówiłem – powiedział jeszcze do Teodora, szybko założył buty, złapał za kurtkę i wyszedł z mieszkania, cały nabuzowany emocjami, które najchętniej by na kimś wyładował.

Pieprzony Andrzej.  

17 komentarzy:

  1. Nie wiem komu bardziej współczuć. Z jednej strony Rzepa, który się stara przemówić Teo do rozsądku, ale mu nie wychodzi, bo Teo jest głupie (aka zaślepiony miłością), czy raczej Teo, że jego pierwsza wielka miłość go aż tak wykorzystuje.
    Bo no jakby nie patrzeć - wykorzystuje. Szczególnie, kiedy zarządał przygotowania kąpieli (sic!)
    Swoją drogą szkoda, że Rzepa nie miał szansy odpowiedzieć na pyskówkę Teo, że może on by lepiej zastąpił mu Andrzeja.
    Naprawdę chciałabym, żeby Teo przejrzał na oczy <3 Andrzej powinien być co najwyżej kumplem.

    OdpowiedzUsuń
  2. No mnie też jest żal, że Andrzej wrócił za wcześnie, ech...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde, niech Teo się ogarnia i wydali Andrzeja w cholerę :/ Może się nadaje na kolegę, ale nic więcej. Niech Teodor wreszcie przejrzy na oczy i da szanse Andrzejowi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeny jak ja znam taki typ kolesi których przedstawicielem jest Andrej. To poprostu toksyczny człowiek. Nie daje od siebie nic, a ciągle by brał. Brawo Rzepa!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zmieniłam team, jestem za Rzepą (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, taki kochany się zrobił. Andrzej niech się wypcha, egoista pieprzony.

      Usuń
  6. Brawo Rzepa, uwielbiam go, kocham i tak dalej. Po tym rozdziale ma u mnie kolejny plus. I te naleśniki i dbanie o to, by Teo zjadł. Kochany jest.
    Andrzej znowu mnie niemiłosiernie denerwuje. Gdyby był konkurs na najbardziej irytujący typ ludzi to Andrzej by go wygrał. Eh, w dodatku wszedł w złym momencie.
    Z kolei nasz uroczy, niewinny Teoś powinien się ogarnąć. Wywalić Andrzeja czy chociaż ustalić jakieś warunki. Bo w końcu skończy się na tym, że będzie robił za pomoc domową w swoim domu c:
    No nic, czekam na następny rozdział. Wspaniale się to czyta <3

    OdpowiedzUsuń
  7. No Andrzej się nie popisał... A gdzie się podziały jego uczucia do Teo? Nawet jeśli to tylko przyjacielskie uczucia to jednak do czegoś zobowiązują. No ciekawe jak to rozegrasz między nimi. Teoś ja wiem że pierwsza miłość jest ślepa ale jak on Ci robi takie numery już na samym starcie to pomyśl co będzie później... Andrzej powinien pozostać dobrym kumplem bo tak to skończy się wielkim rozczarowaniem. A Rafał? Wygląda na to że potrafi być wsparciem, jest troskliwy, a czy dopasują się z Teo? No bardzo jestem ciekawa 😊 Bardzo lubię to opowiadanie :) Dziękuję i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Na początku nie byłam przekonana do Rzepy, no bo hej gnębił Teo przez całe gimnazjum. Jednak polubienie go nie zajeło mi dużo czasu, bo widać jak się zmienił. Teraz po tej akcji z Andrzejem moge tylko napisać: Teo, wywal go z domu i bierz sie za Rafała!!! #TeamRzepa
    Ps. Duuuuużo weny

    OdpowiedzUsuń
  9. Ach ten Rafał, tak się stara, a Teos ciągle za tym Andrzejem lata. Kiedy on w końcu przejrzy na oczy i przestanie tak wrogo traktować Rafała.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale afera! :D
    Cóż po Teo się na tą chwilę nie spodziewałam niczego innego, ale obawiam się, że ta jego miłość jest mocno wyidealizowana do Andrzeja. Tu się zgadzam z Rzepą.
    I oczywiście historia Rzepy, rozmyślałam nad tym co się takiego zdarzyło w jego życiu i muszę przyznać, że powód jest mocny. Zrobiło mi się strasznie przykro, kiedy czytałam o śmierci. A przyznaje, że zastanawiałam się co wymyślisz ;)

    W tym rozdziale genialny był dla mnie ten fragment rozmowy o głodzeniu się " Głodził się? Jasne, że nie. Tylko czasem..." - idealna odpowiedź :D
    Oni dzięki temu wydają się tacy realni.
    Ach i oczywiście ostatni tekst " Bo wiem, w co się pakujesz i wiem, że kochasz tego kretyna, ale on nie będzie potrafił tego odwzajemnić...– A kto będzie umiał? ...– Ty?"
    Tym tekstem myślę, że wszystkim zagrałaś na emocjach :DDDD
    Rozdział fenomenalny :D

    Co do spamu to chyba blogi mnie nie lubią hahaha

    Pozdrawiam ciepło,
    Elda

    OdpowiedzUsuń
  11. Mnie już zaczyna bawić ta ciapowatość Teosia. Andrzej przecież wprost mu powiedział, że z nim nie uświadczy stabilności, a ten dalej swoje. Mam nadzieję, że Andrew zrobi w końcu coś, co przywróci Teo sprawność jego szarych komórek. :)
    I kibicuję Rafałowi, chociaż nie zdziwię się jak mu się znudzą te próby zbliżenia się do Teo. :(

    OdpowiedzUsuń
  12. W końcu i te opowiadanie udało mi się nadrobic, yeah!
    Widząc po większości komentarzy, znaczna większość Twoich czytelników jest w team Rafał. Nie będę oryginalna, bo ja też się do tej grupki zaliczam.
    Jasne, nie popieram tego, że gnębił Teo w gimnazjum i uważam, że nie ma na to wytłumaczenia. Dzieciaki w gimbazie potrafią być okrutne i w zasadzie to od nich zależy czy "na starość" dojrzą swoje błędy przeszłości i wyciągną z nich jakieś lekcje. Rafał najwyraźniej wszystko zrozumial, przeprosił i w zasadzie nie wiem, co mialby jeszcze zrobić. Teo oczywiście też nie musi go lubić tylko z tego faktu, że Rafał go przeprosil. Jednak patrząc po jego reakacjach, to chyba lubi tego Rzepę, tylko po prostu nie chce się przed sobą przyznać, bo przeciez jest cudowny Andrzejek.
    Andrzeja nie jestem w stanie polubić. Jest w sumie zabawny czasem z tą swoją gadką, ale to chyba tyle dobrego. Odnoszę takie wrażenie, jakby Wrona był taką pijawką. Pasożytuje na Teodorze i dopóki ten jest w miarę znośny (nie czepia się i nie oczekuje za wiele) - to będzie jego najlepszym przyjacielem. Obawiam się jednak, że jak tylko Teodor zacznie naciskać na niego chociażby ze względu na to, że coś ich połączyło, to Andrzej da nogę i pójdzie tam, gdzie mu lepiej i gdzie będzie miał jakieś korzyści, nie dając nic w zamian.
    Słowa Rafała tylko to potwierdzają.
    Sam Teodor jest strasznie naiwny. Za bardzo trzyma się tego co było kiedyś. W Rafale nadal widzi swojego oprawcę, a w Andrzeju jakieś bóstwo, choć obydwa nie są już tymi osobami, jakimi byli w gimnazjum. Jestem ciekawa, czy Teodor aż tak by się zadurzył w Andrzeju, gdyby nie to, że tak bardzo mu pomagał w szkole.
    Kolejne świetne opowiadanie i czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Cieszę się, że szczera rozmowa pomiędzy Rafałem i Teo miała miejsce. Oboje mieli ciężkie przeżycia jako nastolatkowie. Szkoda mi Rafała - zaślepiony Andrzejem Teodor jest okropny. Chyba potrzeba czasu, by w końcu przejrzał na oczy i zobaczył, że Andrzej go wykorzystuje. Mam nadzieję, że ta sytuacja coś zmieni.

    Aleksandra

    OdpowiedzUsuń
  14. Kurde, pomyślałam o typowej sytuacji, jak ukochany wychodzi do sklepu i nie wraca nawet przez dwa lata. Muszę przyznać, że Teodor zaskoczył mnie tą odwagą przy kłótni z Rafałem i naprawdę byłam ciekawa, co odpwie, gdy Teo spytał się, czy Rafał uważa, że odwzajemni jego uczucia. Żałowałam, że Andrzej wrócił. Muszę też przyznać, że naprawdę mi szkoda Teodora, żyje idealnym obrazem ukochanego, przez co ten robi co chce. Powinien mu zrobić kłótnie, albo coś, ale nie zachowywać się jakby nic się nie stało.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja tu jestem i czytam, świetne rozdziały, dalej uwielbiam Andrzeja, ale Rzepa mnie zaskakuje <3 no i bardzo przypadł mi do gustu wątek ED Teodora (sama dość długo miałam zaburzenia odżywiania).
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiś mało treściwy ten komentarz, zapomniałam dodać,że oczywiście przeszłość Rafała smutna, biedny on.
      I ciekawa jestem, czy Andrzej po prostu przed czymś ucieka (przed uczuciem? przywiązaniem?), czy naprawdę jest taki lekkomyślny i ma w dupie Teodora :D

      Usuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.