Z lekkim opóźnieniem, ale jest. :) Ostatnio mam trochę mniej czasu niż normalnie, praca, dom i jeszcze życie towarzyskie (bo jakieś jednak wypadałoby mieć) ostatnio całkowicie mnie pochłania. Staram się pisać dodatek do Gówniarza, ale to też idzie jak po grudzie. Planowałam wydać go na początku lipca, ale jako że nawet nie jestem w połowie, premiera pewnie mocno się posunie w czasie.
Dodatkowo myślałam, żeby powoli zabierać się za nowy projekt... nie ma opcji, nie dałabym teraz rady. Musicie więc na razie nacieszyć się McDonaldem.
Niebetowane
Wyznania nad naleśnikami
Po
kolacji wszyscy udali się do swoich pokoi, a następnie zaczęła
się wielka batalia prysznicowa. Andrzej, jak to Andrzej, narzekał
wszem i wobec na stare, stęchłe prysznice, na panujący tam brud i
zapewne całą paletę odmian grzybów na podłodze. Teodor w tym
momencie, chciał czy nie, musiał przyznać mu rację. Prysznice nie
prezentowały się najlepiej ze swoimi zbutwiałymi kotarami,
zarośniętą kamieniem armaturą oraz z niezbyt higienicznie
prezentującymi się małymi płytkami tworzącymi brodzik, które
zapewne przetrwały już niejedno pokolenie.
Ale
wykąpać się przecież było trzeba, w szczególności po dniu
pełnym wrażeń. Nawet Teodor, który zaliczył omdlenie, przez co
odstawiono go szybciej do ośrodka, żeby mógł sobie odpocząć i,
przede wszystkim, coś zjeść (Drążkowska, nauczycielka biologii,
dopilnowała, żeby zjadł kanapkę i popił ją ciepłą herbatą),
marzył o prysznicu. Chociaż może nie w takich warunkach... Klapki
okazały się więc rzeczą świętą i typowym „must have”
wizyty pod prysznicem w ich ośrodku. Niestety, nie każdy posiadał
to błogosławieństwo, nie każdy również bał się tego, co w tym
brodziku mogło się przez lata urodzić. Niektórzy więc,
śmiałkowie, wlecieli tam boso, ale, całe szczęście, mama Teodora
pomyślała za niego i Kamiński nie musiał do nich dołączać.
Wrzuciła mu klapki kąpielowe do torby, był więc uratowany.
Grzybica mu niestraszna.
– To
co? Wziąłem Nintendo, gramy? – zapytał Andrzej, kiedy przygodę
prysznicową mieli już za sobą. Pomachał Teodorowi czarnym
Nindendo DS przed nosem, a Teodor, już wcale nie czując się słabo
(może powinien jednak coś tam w ciągu dnia jeść, żeby nie robić
sensacji?), kiwnął głową.
–
Okej – odpowiedział i przysiadł na swoim dolnym łóżku. Andrzej
już po chwili znalazł się przy nim, odpalając Super Mario, po
czym jeszcze sięgnął po zakupioną dzisiaj paczkę czipsów i
zapchał sobie nimi usta. Podsunął ją jeszcze Teodorowi i chociaż
strasznie go nęciła, odmówił. I tak już dużo dzisiaj zjadł!
Nie
wiedział ile tak siedzieli i grali. Właściwie to nawet go ta gra
nie interesowała, byleby tylko siedzieć obok Andrzeja oraz móc
ukradkiem obserwować jego mimikę twarzy. A ta, kiedy Wroński
usiłował się skupić, bywała całkiem zabawna. To marszczył
swoje ostre brwi, to wywalał język i przygryzał go, czasem wydymał
usta, jakby mogło mu to pomóc w wygranej. Teodor uśmiechnął się
pod nosem i już miał przenieść spojrzenie prosto na dwa małe
ekraniki konsoli, gdy poczuł, że jego również ktoś obserwuje.
Popatrzył na drugą stronę pokoju, na pojedyncze łóżko, które
zajmował Oskar. Przez cały ten czas czytał jakąś książkę,
jednak od jakiejś chwili przyglądał się uważnie Teodorowi.
Widział!
Teodor
momentalnie poczerwieniał, czując się jakby został przyłapany na
jakimś bardzo złym uczynku. Spuścił spojrzenie, a serce zaczęło
bić mu szybko w piersi. Widział, ale czy wiedział?
Poderwał
się nagle na równe nogi, czując, że musi się przejść. Andrzej
zerknął na niego zdziwiony, a Oskar jakby nigdy nic powrócił
spojrzeniem do książki.
– A
ty co? – zapytał Andrzej, pauzując grę.
–
T-toaleta – wybełkotał, nasunął na stopy swoje czarne, gumowe
klapki i zaraz ruszył do wyjścia. Kiedy znalazł się na pustym
korytarzu, aż odetchnął z ulgą. Oparł się na moment o ścianę,
cały czas zastanawiając się, czy Oskar czegokolwiek się domyślił.
Był zadurzony w Andrzeju po uszy i doskonale już zdawał sobie z
tego sprawę, ale tak czy inaczej nie chciał, by ktokolwiek się o
tym dowiedział. Przecież to było... takie dziwne. Kochał się w
chłopaku. Każdy z jego znajomych wybierał sobie jako obiekty
zauroczenia dziewczyny, a nie chłopaków! Ale Teodor taki już chyba
był... dziwny.
Odetchnął
i ruszył powoli w stronę toalet. Żeby tam się dostać, musiał
zejść piętro niżej, tuż obok pokoju nauczycielek. Chciało mu
się trochę siku, więc przynajmniej się przejdzie, odetchnie i
jakoś ułoży sobie to wszystko w głowie.
Już
dotarł do schodów, kiedy usłyszał jakieś stłumione odgłosy
rozmów dobiegające z dołu, Przystanął na chwilę, sam nie
wiedząc dlaczego. Nieładnie jest podsłuchiwać, ale głupia
ciekawość nie pozwoliła mu ujawnić swojej obecności... a może
po prostu chciał być poza pokojem trochę dłużej?
–
Zrozum, nie mogę cię puścić samego – mówiła jego
wychowawczyni przyciszonym głosem. Teodor musiał zejść kilka
schodków niżej, żeby to w ogóle usłyszeć.
– Ale
ja muszę wrócić – odpowiedział jakiś znajomy głos... Chociaż
nie, nie znajomy, bo Teodor nigdy go takiego nie słyszał –
przepełnionego paniką.
–
Jeśli ktoś by po ciebie przyjechał, to tak, ale w innym wypadku
mam po prostu związane ręce.
–
Pani nie rozumie – zirytował się i powiedział to odrobinę
głośniej. Teodor aż otworzył szerzej oczy ze zdumienia, po czym
jeszcze spróbował wychylić się za barierkę, żeby sprawdzić,
czy przypadkiem sobie czegoś nie ubzdurał. Nie udało mu się
jednak nikogo dostrzec, nie miał stąd zbyt dobrego widoku na całe
piętro. – Ja muszę wrócić! Teraz! Muszę! – Tyle
wystarczyło, żeby Teodor mógł poznać kto taki to mówił.
Rafał
Rzepa.
Momentalnie
stwierdził, że czas zawrócić. Po co słuchać jego rozmów z
nauczycielką? A jednak, coś go zatrzymało na tych schodach.
Ciekawość? Przecież nienawidził Rzepy, a teraz mógł bezkarnie
podsłuchać jego prywatnej rozmowy z wychowawczynią. Rozmowy, w
której Rzepa nie zachowywał się jak ten sam Rzepa, którego
wszyscy znali. Był bardziej nerwowy i przerażony.
–
Rafał, ja to rozumiem. Dostałam informację, co takiego się stało,
ale naprawdę nie mogę cię puścić samego autobusem.
– Ale
tata po mnie teraz na pewno nie przyjedzie – dodał żałośnie
smutno, przez moment nawet Teodorowi zrobiło się go żal.
– A
ktoś inny? Jakaś ciocia? Wujek? – zaproponowała nauczycielka.
Żadna odpowiedź nie padła, więc Teodor podejrzewał, że Rafał
musiał pokręcić głową. – Chodź może do mnie, co? Uspokoisz
się, zrobię ci herbatę...
– Nie
– prychnął jak to na Rafała przystało. – Skoro nie chce mnie
pani puścić, nie mamy o czym rozmawiać – dodał jeszcze, a
Teodor zrozumiał, że to koniec rozmowy. I że musi jak najszybciej
stąd wyeksmitować, bo przyłapanie przez Rzepę z pewnością
miałoby swoje konsekwencje. Zaraz więc zawrócił i pognał w
stronę swojego pokoju, całkowicie zapominając o potrzebie
skorzystania z toalety.
–
Wbiłem kolejny level – pochwalił się Andrzej, kiedy tylko Teodor
wszedł do pomieszczenia. W odpowiedzi uśmiechnął się jedynie i
jakby nigdy nic wrócił na łóżko, słowem nie wspominając o
dziwnej rozmowie między wychowawczynią a Rzepą, której był
świadkiem.
***
Andrzeja
rano wciąż nie było.
Teodor
budził się praktycznie co godzinę. Wiercił się w łóżku, nie
mogąc znaleźć sobie miejsca, a na każdy najmniejszy dźwięk
reagował jak na alarm. Podnosił się, rozglądał, ale mieszkanie
wciąż świeciło pustkami. Nie licząc Bartka śpiącego w pokoju
obok, oczywiście.
Do
południa zdążył już nawet wysłać Andrzejowi kilka kolejnych
SMS-ów i zostawić po sobie parę nieodebranych połączeń. To
wszystko naprawdę bardzo już go niepokoiło, bo kto normalny tak po
prostu znikał, idąc do sklepu? Przecież o takich rzeczach słyszało
się w telewizji, a później znajdywano ciała zaginionych w
rzekach.
Na samą
myśl aż pobladł. Gdyby tylko mógł, już pewnie wydrążyłby w
podłodze dziurę od chodzenia w kółko, ale skręcona kostka
skutecznie ograniczała jego pole ruchowe. Wiele więcej niż
siedzieć na łóżku to on nie mógł, no chyba że polubiłby
kuśtykanie na jednej nodze.
Dobiegała
piętnasta, kiedy Teodor nie wytrzymał. Znów sięgnął po telefon,
sprawdził jeszcze czy Andrzej nie odpisał, aż wreszcie wykręcił
numer – tym razem nie było to kolejne nieodebrane połączenie do
Wrońskiego.
–
Halo? – usłyszał w słuchawce gruby, męski głos.
– Nie
masz żadnych wiadomości? – zapytał od razu Teodor, skubiąc
nerwowo pościel.
–
Teo... w pracy jestem – odpowiedział mu zaraz Rafał, na co
Kamiński skrzywił się nieco. Jego nikła nadzieja, z którą
wykręcał numer Rafała, momentalnie się rozpłynęła.
– Jak
to możliwe, że nikt nie wie gdzie on jest? – warknął,
poirytowany już swoją bezsilnością.
– To
Andrzej, nic nadzwyczajnego – odpowiedział Rafał, wcale jednak
nie pocieszając tym Teodora. Przeciwnie – Teodor był już niemal
przekonany, że Andrzejowi stała się krzywda.
– Ale
to niemożliwe. Ludzie nie znikają od tak – sapnął. – Pewnie
coś mu się stało, a ja nawet nie wiem gdzie go szukać.
– W
jakiejś melinie zapewne – odpowiedział Rafał i przewrócił
oczami, trochę poirytowany troską Teodora o Andrzeja. – Nie ma co
się o niego martwić, zajmij się lepiej sobą i ciesz się chwilą
wolności. A teraz sorry, ale muszę kończyć, bo nie każdy
wykorzystuje swoich kumpli, obżera ich i śpi u nich za free –
dodał, nie mogąc się powstrzymać. – Niektórzy jeszcze pracują.
Teodor
prychnął i nic nie odpowiadając, rozłączył się. Strach o
Andrzeja wcale nie zmalał, wręcz przeciwnie, teraz jego mózg
podsyłał mu już przeróżne wizje z Wroną w roli głównej.
Martwe ciało w rzecze przy tych wszystkich wizjach było
najprzyjemniejszą opcją.
Wstał,
złapał za kulę, przeszedł się do kuchni, ale nie wiedząc co ze
sobą zrobić, opadł na krzesło. Gdyby mógł, już dawno byłby na
zewnątrz i szukałby Andrzeja, ale przez tę głupią kostkę
poruszanie stanowiło wyzwanie... Co jednak najgorsze – nawet z
domu niewiele mógł zrobić. Nie znał znajomych Andrzeja. Tak
właściwie to z Andrzejem znali się jakieś trzy tygodnie, nie
dłużej.
Może
powinien zaufać Rafałowi? Przez wydarzenia z ostatnich dni w jego
głowie powstał obraz Andrzeja idealnego, a przecież ludzie idealni
nie istnieli. Wciąż jednak nie mógł przestać myśleć, że
wydarzyła się naprawdę ogromna tragedia, a on jedyne co robił, to
siedział w mieszkaniu.
***
Dźwięk
dzwonka.
Oderwał
spojrzenie od właśnie czytanego tekstu, żeby przenieść je na
drzwi od pokoju. Nie czekając dłużej złapał za jedną z kuli i z
szybko bijącym sercem wypadł do przedpokoju z nadzieją, że gdy
tylko podniesie domofon, usłyszy znajomy, niski głos.
–
Tak?
–
Hej, tu Rafał, wpuścisz mnie?
Nadzieja
ulotniła się tak szybko, jak się pojawiła. Nie mógł
powstrzymać niechętnego skrzywienia, które wpłynęło mu na
twarz. W pierwszej chwili ze złości chciał też rzucić słuchawką
oraz ignorując czekającego pod blokiem Rafała, wrócić do pokoju.
Nic jednak takiego nie zrobił. Po ułamku sekundy, podczas której
zdążył rozpatrzeć każdy scenariusz, nacisnął na guzik przy
domofonie.
Nawet
przed sobą nie ukrywał – zamiast Rafała zdecydowanie wolałby
zobaczyć teraz Andrzeja. Mieszkanie bez Wrońskiego panoszącego się
na każdym metrze kwadratowym było nieznośnie puste. Brakowało w
nim Andrzejowego pierwiastka, do którego przez ostatnie dni Teodor
zdążył się już przyzwyczaić.
Otworzył
szeroko drzwi, czekając aż Rafał dojdzie na trzecie piętro. Po
całej klatce schodowej, na której zawsze pachniało świeżą farbą
olejną, chociaż remont przeprowadzony został jakiś rok temu,
rozniosły się odgłosy ciężkich, męskich kroków. Teodor oparł
się o futrynę, wpatrując się niechętnie przed siebie. Gdy
dostrzegł cień na schodach, momentalnie powiódł za nim wzrokiem,
jakby z resztkami nadziei, że może Rafał nie będzie sam. Może z
kimś przyszedł.
Niestety,
to był chyba dzień rozczarowań dla Teodora. Tak jak jeszcze chwilę
temu w domofonie wcale nie usłyszał głosu Andrzeja, tak i teraz
nie zobaczył go na klatce schodowej. W zamian przed nim stanęła
niższa, ale o wiele mocniej zbudowana sylwetka, a zamiast
błękitnych, mroźnych tęczówek, patrzyły na niego szare,
maleńkie oczka, teraz dodatkowo podpuchnięte od zmęczenia.
– Hej
– rzucił Rafał swoim niskim, ale nie tak niskim jak u Andrzeja
głosem.
–
Hej.
Niechęci
u Teodora nie dałoby się nie wyczuć. Cały nią emanował i
zapewne każdy normalny właśnie odwróciłby się i odszedł, nie
chcąc się narzucać. Jednak Rafał najwidoczniej normalny nie był,
bo na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, a już po chwili
wyciągnął przed siebie jedną z dłoni, prezentując trzymany w
niej worek.
–
Kupiłem żarcie – oznajmił.
– Nie
jestem głodny – odparł Teodor, nie siląc się na uprzejmości.
–
Jadłeś coś dzisiaj w ogóle?
– Coś
jadłem.
–
Kupiłem świetne naleśniki z najlepszej naleśnikarni jaką znam –
kontynuował, niezrażony oschłością bijącą od Teodora. – A że
nie umiem gotować i muszę żywić się w barach, to uwierz – wiem
gdzie jeść obiady w Krakowie. – Uśmiechnął się szeroko, a
Teodor poczuł, jak coś w nim zaczyna się topić. Wyraz twarzy
Rzepy, jego zaangażowanie w sprawę (czyli w „podaj obiad
Teodorowi”), było całkiem urocze... jak na wielką,
neandertalską małpę oczywiście, dodał zaraz w myślach, nie
chcąc popadać w zachwyt nad Rzepą. W końcu obojętnie co by teraz
Rafał nie zrobił, zawsze był i będzie Rzepą.
– A
nie wiesz nic o...? – Nie zdążył dokończyć. Twarz Rafała
wykrzywił grymas niechęci, a on sam ledwo co powstrzymał się od
przewrócenia oczami.
– Nie
wiem – wszedł mu szybko w słowo. – Nie masz co się nim
przejmować. Jak już się najebie, to kiedyś wróci.
Teodor
zmarszczył brwi, zbulwersowany. Nie podobało mu się takie
podejście Rafała do sprawy, obojętnie jak dobrych naleśników by
teraz nie miał ze sobą.
– A
jeśli naprawdę mu coś się stało?
– Nic
mu się nie stało – sapnął i przeczesał nerwowo dłonią włosy.
– Wpuścisz mnie, czy mam tak tu stać? – zapytał, a Teodor
dopiero teraz zauważył, że prowadzą rozmowę na korytarzu i że
ani na chwilę nie przyszło mu do głowy, żeby faktycznie wpuścić
Rzepę do środka. Kiwnął więc głową i odsunął się od drzwi,
a Rafał przekroczył próg.
– Za
bardzo się nim przejmujesz – kontynuował, kiedy podawał
Teodorowi worek z jedzeniem. – Go naprawdę nie obchodzi teraz, czy
ty się martwisz czy nie. Polazł gdzieś, wróci jak mu się znudzi.
Tak to już z nim jest. – Kucnął, żeby rozwiązać swoje
masywne, pomarańczowe timberlandy. Chociaż marzec na dobre zagościł
już w kalendarzu, to krakowska pogoda za wiele się nie zmieniła.
Było zimno, wietrznie, a teraz nawet prószył śnieg.
– Ty
za to wcale się nie przejmujesz.
Rafał
zerknął w górę, na Teodora, który wcale nie ukrywał swojej
złości. Westchnął ciężko, ściągnął buty i dopiero jak znów
znalazł się na wysokości twarzy Kamińskiego, kontynuował swoją
mantrę:
– To
Andrzej.
– No
jakbym nie wiedział. – Teodor przewrócił oczami.
– On
raz zniknął na tydzień, bo postanowił z jakimiś nowo poznanymi
ludźmi zrobić sobie tripa do Czech – kontynuował spokojnie
Rafał, nie dając się wyprowadzić z równowagi. – I w dupie miał
to, że remontowaliśmy wtedy nasze studio u Bohdana, byliśmy
poumawiani z jego rodzicami, mieliśmy pojeździć trochę po
sklepach, żeby wytrzasnąć jak najtaniej wszystkie potrzebne
rzeczy... – Wyraz twarzy Teodora odrobinę się zmienił. Nie był
już tak zacięty i butny jak wcześniej, więc Rafał zobaczył
światełko w tunelu.
Starał
się tego nie okazywać w żaden sposób, ale sam fakt, że Teodor
tak martwił się o tego idiotę, doprowadzał Rafała na skraj
irytacji. Zapewne gdyby miał Andrzeja obok, już dawno przywaliłby
w tę bladą facjatę. W końcu Teodor wychodził z siebie,
wydzwaniał do niego od wczoraj, naprawdę się martwił, a ten jakby
nigdy nic pewnie gdzieś tam zgonuje. Rafał nie znał wszystkich
znajomych Andrzeja, nie wiedział więc, gdzie ten się podziewał,
ale podejrzewał, jak to się wczoraj rozegrało. Prawdopodobnie
wystarczył jeden telefon albo spotkanie kogoś pod blokiem. Chwila
rozmowy i Andrzej poleciał jak kot skuszony zapachem kotki w rui.
Kto wie – myślał dalej Rafał – może nawet teraz pieprzy się
z kimś, całkowicie zapominając o Teodorze.
Taki
właśnie był Andrzej, którego Rafał zdążył poznać przez
ostatnie lata. Teodor z kolei natrafił na zupełnie inną wersję
Wrońskiego, bardziej przyjazną, bo Andrzejowi na swój sposób
zależało na nim.
Teodor
jednak już od gimnazjum kochał się w Andrzeju. Wbrew pozorom Rafał
wcale nie był taki głupi, na jakiego wyglądał, potrafił wyciągać
wnioski.
–
Jemy? – zapytał, kiedy dostrzegł zmianę w postawie Teodora.
–
Jemy – odparł, kiwnąwszy lekko głową. – Jeszcze ciepłe, czy
trzeba będzie podgrzać?
–
Chwilę temu kupiłem, powinno być ciepłe.
–
Okej. – Nie obdarzając już go chociażby spojrzeniem, ruszył w
kierunku kuchni. Rafał nie dał się jednak tak łatwo zbyć, niczym
cień poszedł więc za nim, rozglądając się dookoła po ładnie
urządzonym pomieszczeniu. Ostatnim razem był zbyt spalony, by na
cokolwiek zwrócić uwagę.
–
Dużo płacisz?
–
Siedemset za jedynkę – odpowiedział, sięgając po talerze.
–
Dużo.
– Ale
ze wszystkimi opłatami – dodał jeszcze i wzruszył zaraz
ramionami. – Jak na taką lokalizację i taki standard, to wcale
nie dużo. A ty?
–
Czterysta, plus opłaty – odpowiedział Rafał i oparł się o
blat, wsuwając jednocześnie dłonie w kieszenie spodni. – Ale to
stara kamienica.
– A
to stary blok. – Teodor wzruszył ramionami.
– I
mieszkanie dwupokojowe. Większy komfort – zauważył jeszcze
trafnie Rafał, na co Teodor już tylko kiwnął głową. Jakoś nie
miał ochoty na rozwodzenie się nad standardami ich mieszkań. –
Sam się utrzymujesz? – kontynuował Rafał, a Teodor przez moment
poczuł się jak uczestnik jakiegoś programu telewizyjnego, będący
pod ostrzałem pytań.
– W
połowie. Trochę mi mama dokłada.
–
Pracujesz gdzieś?
Teodor
pokręcił głową.
– Mam
stypendium. – Wręczył mu talerz z nałożonymi dwoma ogromnymi
naleśnikami.
–
Socjalne?
–
Naukowe.
Rafał
uniósł brwi w zdziwieniu i zagwizdał z podziwem. Teodor, chociaż
wcześniej wydawał się niezainteresowany rozmową, uśmiechnął
się z niejaką dumą.
–
Tego można było się po tobie spodziewać.
W
odpowiedzi wzruszył ramionami, chociaż musiał Rafałowi przyznać
rację – zawsze dobrze się uczył. Zawsze przynosił dobre stopnie
ze szkoły, a teraz całkiem nieźle szło mu i na studiach.
– A
ty? Gdzie pracujesz? – zapytał Teodor i przysiadł przy małym,
kwadratowym stole, jaki znajdował się tuż obok. Rafał poszedł w
jego ślady, zajmując miejsce naprzeciwko Teodora.
–
Tam, gdzie akurat jest robota – odpowiedział Rafał, na co już
Teodor tylko kiwnął głową, nie dodając nic, że kiedyś
rozmawiał o nim z Andrzejem. Wspominał wtedy coś o pracy na
budowie, a Teodor wciąż nie mógł wyjść z podziwu, że Rafał
był aż tak odpowiedzialny, bo przecież dodatkowo studiował
zaocznie. Nagle jednak zdał sobie sprawę, że nigdy nie rozmawiał
w ten sposób z Rzepą. Nigdy nie siedzieli tak zwyczajnie –
naprzeciwko siebie, z talerzami pełnymi jedzenia pod nosem oraz nie
rozmawiali, bo Teodor wolał unikać wszystkiego, co tylko wiązało
się z Rafałem.
A teraz
było mu już chyba wszystko jedno. W pewnym sensie nawet cieszył
się, że nie był teraz sam i że mógł prowadzić niezobowiązującą
rozmowę o życiu... z Rzepą. Gdyby ktoś powiedział mu o tym
dziesięć lat temu, nie tylko by nie uwierzył, ale może nawet
wyśmiał, chociaż przecież nigdy nikogo nie wyśmiewał.
On i
Rzepa. W kuchni, przy jednym stole. Rozmawiający i jedzący
spokojnie obiad. Zestaw kompletnie niełączących się ze sobą
zdań, brzmiący tak niesamowicie surrealnie, że aż przekraczający
Teodorowe możliwości zrozumienia.
– I
dajesz tak radę?
– Ja
na stypendium naukowe nie mam co liczyć – parsknął Rzepa w
pewnym momencie, żeby zaraz zapchać sobie usta kawałkiem naleśnika
z farszem pomidorowym. – Mega, co? – zapytał, wskazując nożem
na talerz.
Teodor
nie mógł odpowiedzieć, chociaż już nabrał posiłek na widelec,
to wciąż jeszcze go nie spróbował. Pochylił się więc nad
stołem i zaczął jeść. Musiał przyznać, że Rafał rzeczywiście
miał rację – naleśniki były przepyszne. Inne, niż przyrządzała
mu mama, bo ona zazwyczaj robiła je na słodko. Kwaśno-pikantny
smak farszu idealnie komponował się z puszystym ciastem, a Teodor
nagle poczuł, że jest głodny.
Nic
dziwnego, niewiele dzisiaj zjadł.
–
Dobre – odpowiedział, nie przejmując się pełnymi ustami.
– No,
mówiłem.
–
Więc? Gdzie pracujesz? Na budowie?
– Na
budowie, w magazynach, czasem robię w sklepach inwentaryzację, a
ostatnio skończyłem zlecenie na remont w mieszkaniu jakiejś
starszej pani – powiedział i wzruszył ramionami, wiedząc, że
nie miał co się tym wszystkim chwalić.
Teodor
zapatrzył się na moment w twarz Rafała ubrudzoną w kąciku ust
sosem. Nie mógł ukryć swojego szczerego podziwu. Rafał naprawdę
nie bał się pracy, ale co najważniejsze – bardzo szybko się
usamodzielnił.
– A
rodzice ci nie pomagają? – zapytał, kontynuując rozmowę.
Rafał
momentalnie się zasępił. Chrząknął, a później zapchał usta
naleśnikiem, odraczając konieczność szybkiej odpowiedzi.
– Nie
– rzucił krótko.
Teodor
normalnie by już nie drążył, każdy miał w końcu swoje
problemy, jednak w tym momencie ogarnęła go ogromna ciekawość.
Zapatrzył się najpierw na Rafała, aż wreszcie ignorując wszelkie
grzecznościowe prawidłowości, zapytał:
–
Dlaczego?
Rafał
zerknął na niego, wyraźnie zdziwiony taką bezpośredniością.
Przez moment nie wiedział co odpowiedzieć, ale tutaj znów do akcji
wkroczył Teodor, który z chwili na chwilę czuł się coraz
pewniej:
– Coś
się stało w gimnazjum?
Pytanie
na moment zawisło między nimi. Rafał zmarszczył brwi, jakby był
już poirytowany tym dopytywaniem, ale wreszcie dał za wygraną.
Westchnął ciężko i rozsiadł się bardziej na krześle.
–
Interesuje cię to?
– No
skoro pytam, to raczej interesuje – prychnął Teodor, którego
dzisiaj łatwo było wytrącić z równowagi. Zaraz jednak zrozumiał,
że chyba przesadził. Rafał skrzywił się, wahając na moment,
jakby rozważał, czy w tym momencie nie powinien wstać i wyjść. –
Sorry – dodał zaraz Teodor ze skruchą. – Po prostu nie uważasz,
że to dziwne? W gimnazjum nawet patrzeć na mnie nie mogłeś, a
teraz siedzimy i gadamy jak najlepsi kumple. Coś musiało się stać.
Rafał
nie odpowiadał przez kilka dłuższych sekund, ale nie wrócił
również do jedzenia. W jednej chwili stracił cały apetyt.
–
Masz rację. Stało się – powiedział i kiwnął głową.
– Ale
nie chcesz o tym rozmawiać? – podłapał Teodor, który przez cały
ten czas nawet się nie zająknął. Przy Rafale miał dziwne
poczucie kontroli nad sytuacją... co było przecież niedorzeczne,
biorąc pod uwagę ich przeszłość.
– To
nie jest po prostu coś, czym dzielę się na „dzień dobry” –
prychnął i zadudnił palcami w blat stołu. – Jak byłem w
trzeciej klasie, okazało się, że moja mama ma raka, okej? Jajnika.
Lekarze początkowo mówili, że to nic strasznego. Wycięli jej to
gówno i mieliśmy dalej żyć normalnie, ale później były
przerzuty, była chemioterapia i „nic strasznego” zmieniło się
w coś, z czym ja i ojciec żyliśmy każdego dnia. – Spojrzenie,
jakim Rafał obdarzył Teodora, było tak przepełnione goryczą, że
Teodor przez moment aż nie potrafił nic z siebie wykrztusić. I
pożałował, że zapytał. – To znaczy nie myśl, że chcę siebie
wybielić, bo już wcześniej byłem małym skurwysynem –
powiedział i uśmiechnął się krzywo. – Po prostu końcówka
gimnazjum nie należała dla mnie do najlepszych, a chyba zrobiłem
ci parę niefajnych rzeczy.
– To
nie były tylko „niefajne” rzeczy – prychnął Teodor, pomimo
wyznania Rafała nie mogąc się przed tym powstrzymać. – Przez
ciebie nabawiłem się problemów z odżywianiem – powiedział,
patrząc prosto na Rafała.
–
Trochę za późno na przeprosiny, co? – Jego usta wykrzywiły się
w gorzki uśmiech.
–
Trochę tak. – Teodor nerwowo zwilżył wargi. Nawet nie zauważył,
że już od jakiegoś czasu mielił w palcach kraniec ceraty, jakim
pokryty był blat stołu. – A co z mamą? – zapytał, mimo
wszystko nie mogąc odgonić się od palącego współczucia, które
na samą myśl, co Rafał przeżywał, wypełniło go od środka.
–
Pięć lat temu zmarła. Jak byłem w pierwszej technikum.
Teodor
kiwnął powoli głową, jakby chciał mu oznajmić, że rozumie. Ale
tu nie było przecież nic do rozumienia, bo jak można zrozumieć
ból rodziny patrzącej na powolne umieranie jej ważnego członka?
On nawet nie wyobrażał sobie, że coś takiego mogłoby spotkać
jego matkę.
–
Głodziłeś się? – zapytał Rafał w pewnym momencie, na co
Teodor kiwnął głową.
– Sam
wiesz, że ważyłem dużo ponad normę – dodał i uśmiechnął
się lekko, teraz już mogąc przyznać przed samym sobą, że
rzeczywiście był małym grubaskiem. Oraz że to wcale nie było
zdrowe, bo gdyby z taką prędkością przybierał na wadze, kto wie,
gdzie by dzisiaj wylądował... Może w jednym z tych amerykańskich
programów dokumentalnych odnośnie ekstremalnej otyłości? Żartował
sobie z tego, jednak wiedział, że jeszcze parę lat temu to wcale
nie było zabawne. Tyjąc z taką prędkością miałby realne
szanse, żeby umrzeć w wieku trzydziestu lat na niewydolność
serca.
–
Dalej się głodzisz?
Teodor
drgnął. Nie spodziewał się takiego pytania, więc w pierwszej
chwili jedyną odpowiedź, jaką zyskał Rafał, było milczenie.
–
Nie, no co ty – rzucił wreszcie i uśmiechnął się, chcąc ukryć
zakłopotanie.
Głodził
się? Jasne, że nie.
Tylko
czasem, kiedy czuł, że jednego dnia zjadł więcej niż powinien...
Ale to przecież nie działo się regularnie. Musiał dbać o wagę,
to już było jego małą obsesją. Codziennie rano stawał na wadze,
kontrolując cyfry. Przy swoim wzroście, nie mógł ważyć więcej
niż sześćdziesiąt pięć kilo – wtedy już i tak czuł się jak
pączek. Lubił więc, kiedy waga oscylowała mu w okolicach
sześćdziesiątki. Był wtedy szczupły, ale nie za chudy.
–
Dobra, jedzmy. Już pewnie zimne – zarządził Rafał i zabrał się
za niedokończonego naleśnika. Teodor chwilę przyglądał mu się,
aż wreszcie sam zaczął jeść. Cały posiłek minął im w
milczeniu – Teodor udawał, że wcale nie widzi uważnego
spojrzenia Rafała, a Rafał zamknął się w swoich myślach, od
czasu do czasu patrząc na Kamińskiego z zastanowieniem.
–
Możesz jeszcze podzwonić po znajomych? – zapytał Teodor, kiedy
już wstawał od stołu i sięgał po pusty talerz.
Rafał
zmarszczył brwi. Wracają do punktu wyjścia, pomyślał.
–
Teo, to nie ma sensu.
–
Jeśli naprawdę mu się coś stało, ma sens – prychnął i
odwrócił się do zlewu.
– Ale
nic mu się nie stało – odparował, czując, jak zaczyna go to
wszystko irytować. – Dałbyś sobie już nim spokój, co? Mówię
ci, że za bardzo sobie go idealizujesz! Ty się teraz martwisz, a on
chleje z jakimiś kumplami! Może nawet coś rucha!
Teodor
zamarł. Obejrzał się przez ramię.
–
Zamknij się.
– Ale
to jest właśnie Andrzej. – Rozłożył bezradnie ręce. –
Pobędziesz z nim trochę i się przekonasz, że on nie potrafi
utrzymać swojego chuja w spodniach!
–
Zamknij się, powiedziałem! O co ci w ogóle chodzi?! Czego ty ode
mnie chcesz? – Upuścił talerz do zlewu, po pomieszczeniu rozległ
się mocny huk, którym wcale się nie przejął. W zamian odwrócił
się przodem do Rafała, piorunując go wzrokiem. – Mam już dosyć
tego twojego ciągłego gadania o tym, jaki to Andrzej nie jest zły.
Nie jest! Nie dla mnie!
Rafał
zamilkł na chwilę. Odetchnął, doskonale wiedząc, że za bardzo
się wzburzył. Nie chciał tego wszystkiego tak poprowadzić.
– Po
prostu nie chcę, żebyś później się rozczarował.
Teodor
zaśmiał się nagle prześmiewczo.
– Ty
nie chcesz? TY?
–
Tak, kurwa, ja do cholery! – Zrobił krok w jego stronę. Teodor
momentalnie zamilkł, widząc wyraz twarzy Rafała. Był wściekły,
wyprowadzony z równowagi. Gdyby chciał, jednym zamachnięciem ręki
mógłby mu zrobić krzywdę, nie miałby nawet jak się przed nim
obronić. – Bo wiem, w co się pakujesz i wiem, że kochasz tego
kretyna, ale on nie będzie potrafił tego odwzajemnić.
Teodor
uchylił wargi. Głos na ułamek sekundy uwiązł mu w gardle, a
serce łomotało szybko w piersi.
– A
kto będzie umiał? – zapytał cicho, patrząc na Rafała uważnie.
– Ty?
Rafał
zamarł. Nie spodziewał się takiego odwrócenia jego słów, przez
moment nie wiedział co powiedzieć, gdy nagle w przedpokoju
usłyszeli odgłos otwieranych drzwi. Teodor drgnął i szeroko
otwartymi oczami wpatrzył się w wejście do kuchni, kiedy wreszcie
pojawiła się tam wysoka, szczupła sylwetka.
– Ale
się drzecie, na klatce was słychać – powiedział Andrzej i jakby
nigdy nic przeszedł przez kuchnię, aż do szafki gdzie były
szklanki. Miał mocno roztrzepane włosy, jeszcze bardziej ziemistą
cerę, kilka pryszczy oraz fioletowe cienie pod oczami. Wyglądał
jak cień dawnego siebie i patrząc na jego ruchy, tak też się
czuł.
Teodor
przez chwilę nie potrafił wydusić z siebie słowa. Nie wierzył w
to co widział. Andrzej tak po prostu pojawił się w mieszkaniu i
teraz nalewał sobie wody z kranu, którą zaraz łapczywie wypił.
–
Wróciłeś – powiedział z ulgą, a jego oczy aż się zaszkliły.
Andrzej żył i nic mu nie było!
– No
– odparł. – Ale ciszej, łeb mnie boli.
–
Gdzie byłeś? – warknął Rafał, aż zaciskając dłonie w
pięści. Widok beztrosko wchodzącego do kuchni Andrzeja
rozwścieczył go jeszcze bardziej.
–
Ciszej – upomniał go Andrzej.
–
Gdzie chlałeś, nie dając przez ten czas znaku życia? – pytał
dalej, wcale nie obniżając tonu głosu. Wręcz przeciwnie,
specjalnie go podniósł, nie mając litości dla Wrońskiego.
–
Tylko trochę się zapomniałem. Nalałbyś mi wody do wanny?
Śmierdzę i padam z nóg – zwrócił się do Teodora.
Rafał
prychnął. Nie wierzył, jak Andrzej po tym wszystkim mógł tak po
prostu wrócić i jeszcze wysługiwać się Teodorem bez żadnych
słów „przepraszam”.
–
Ciebie ostro pojebało.
–
Mówiłem, ciszej.
–
Gówno mnie obchodzi twoje ciszej! On odchodził przez ciebie od
zmysłów, a ty chlałeś z kumplami i nawet nie myślałeś, żeby
odpowiedzieć na jakąś wiadomość?! Jesteś posrany!
Teodor
nie wiedział co zrobić. Patrzył to na jednego, to na drugiego i w
pewnej chwili po prostu miał ochotę wypchnąć Rafała za drzwi.
Przeszkadzał. Chciał się teraz nacieszyć Andrzejem, a nie
wszczynać kłótnie.
Andrzej
odstawił szklankę i popatrzył na Rafała swoimi mocno
przekrwionymi oczami.
– Nie
jestem psem, żeby ciągle latać przy waszych nogach. Mogę chodzić
gdzie chcę.
–
Nie, od kiedy mieszkasz u Teodora. – Nie dawał za wygraną.
Właściwie to miał ochotę złapać Andrzeja za fraki, przywalić
mu w twarz, a później jeszcze raz, tak na przyszłość.
– Daj
już spokój – odezwał się Teodor ostro. Bardzo ostro, jak na
niego. – Idź już.
Rafał
zawahał się. Popatrzył na Kamińskiego z początkowym
niezrozumieniem, bo jak ten jeszcze mógł bronić Andrzeja?
– I
tak po prostu to olejesz? – zapytał.
–
Idź. Nie chcę żadnych kłótni – dodał jeszcze groźniej niż
wcześniej. Rafał zdębiał, żeby zaraz pokręcić z
niedowierzaniem głową.
–
Bawcie się razem dobrze – prychnął, ruszając w kierunku drzwi.
– Ale pamiętaj o czym ci mówiłem – powiedział jeszcze do
Teodora, szybko założył buty, złapał za kurtkę i wyszedł z
mieszkania, cały nabuzowany emocjami, które najchętniej by na kimś
wyładował.
Pieprzony
Andrzej.
Nie wiem komu bardziej współczuć. Z jednej strony Rzepa, który się stara przemówić Teo do rozsądku, ale mu nie wychodzi, bo Teo jest głupie (aka zaślepiony miłością), czy raczej Teo, że jego pierwsza wielka miłość go aż tak wykorzystuje.
OdpowiedzUsuńBo no jakby nie patrzeć - wykorzystuje. Szczególnie, kiedy zarządał przygotowania kąpieli (sic!)
Swoją drogą szkoda, że Rzepa nie miał szansy odpowiedzieć na pyskówkę Teo, że może on by lepiej zastąpił mu Andrzeja.
Naprawdę chciałabym, żeby Teo przejrzał na oczy <3 Andrzej powinien być co najwyżej kumplem.
No mnie też jest żal, że Andrzej wrócił za wcześnie, ech...
OdpowiedzUsuńKurde, niech Teo się ogarnia i wydali Andrzeja w cholerę :/ Może się nadaje na kolegę, ale nic więcej. Niech Teodor wreszcie przejrzy na oczy i da szanse Andrzejowi.
OdpowiedzUsuńJeny jak ja znam taki typ kolesi których przedstawicielem jest Andrej. To poprostu toksyczny człowiek. Nie daje od siebie nic, a ciągle by brał. Brawo Rzepa!
OdpowiedzUsuńZmieniłam team, jestem za Rzepą (:
OdpowiedzUsuńJa też, taki kochany się zrobił. Andrzej niech się wypcha, egoista pieprzony.
UsuńBrawo Rzepa, uwielbiam go, kocham i tak dalej. Po tym rozdziale ma u mnie kolejny plus. I te naleśniki i dbanie o to, by Teo zjadł. Kochany jest.
OdpowiedzUsuńAndrzej znowu mnie niemiłosiernie denerwuje. Gdyby był konkurs na najbardziej irytujący typ ludzi to Andrzej by go wygrał. Eh, w dodatku wszedł w złym momencie.
Z kolei nasz uroczy, niewinny Teoś powinien się ogarnąć. Wywalić Andrzeja czy chociaż ustalić jakieś warunki. Bo w końcu skończy się na tym, że będzie robił za pomoc domową w swoim domu c:
No nic, czekam na następny rozdział. Wspaniale się to czyta <3
No Andrzej się nie popisał... A gdzie się podziały jego uczucia do Teo? Nawet jeśli to tylko przyjacielskie uczucia to jednak do czegoś zobowiązują. No ciekawe jak to rozegrasz między nimi. Teoś ja wiem że pierwsza miłość jest ślepa ale jak on Ci robi takie numery już na samym starcie to pomyśl co będzie później... Andrzej powinien pozostać dobrym kumplem bo tak to skończy się wielkim rozczarowaniem. A Rafał? Wygląda na to że potrafi być wsparciem, jest troskliwy, a czy dopasują się z Teo? No bardzo jestem ciekawa 😊 Bardzo lubię to opowiadanie :) Dziękuję i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNa początku nie byłam przekonana do Rzepy, no bo hej gnębił Teo przez całe gimnazjum. Jednak polubienie go nie zajeło mi dużo czasu, bo widać jak się zmienił. Teraz po tej akcji z Andrzejem moge tylko napisać: Teo, wywal go z domu i bierz sie za Rafała!!! #TeamRzepa
OdpowiedzUsuńPs. Duuuuużo weny
Ach ten Rafał, tak się stara, a Teos ciągle za tym Andrzejem lata. Kiedy on w końcu przejrzy na oczy i przestanie tak wrogo traktować Rafała.
OdpowiedzUsuńAle afera! :D
OdpowiedzUsuńCóż po Teo się na tą chwilę nie spodziewałam niczego innego, ale obawiam się, że ta jego miłość jest mocno wyidealizowana do Andrzeja. Tu się zgadzam z Rzepą.
I oczywiście historia Rzepy, rozmyślałam nad tym co się takiego zdarzyło w jego życiu i muszę przyznać, że powód jest mocny. Zrobiło mi się strasznie przykro, kiedy czytałam o śmierci. A przyznaje, że zastanawiałam się co wymyślisz ;)
W tym rozdziale genialny był dla mnie ten fragment rozmowy o głodzeniu się " Głodził się? Jasne, że nie. Tylko czasem..." - idealna odpowiedź :D
Oni dzięki temu wydają się tacy realni.
Ach i oczywiście ostatni tekst " Bo wiem, w co się pakujesz i wiem, że kochasz tego kretyna, ale on nie będzie potrafił tego odwzajemnić...– A kto będzie umiał? ...– Ty?"
Tym tekstem myślę, że wszystkim zagrałaś na emocjach :DDDD
Rozdział fenomenalny :D
Co do spamu to chyba blogi mnie nie lubią hahaha
Pozdrawiam ciepło,
Elda
Mnie już zaczyna bawić ta ciapowatość Teosia. Andrzej przecież wprost mu powiedział, że z nim nie uświadczy stabilności, a ten dalej swoje. Mam nadzieję, że Andrew zrobi w końcu coś, co przywróci Teo sprawność jego szarych komórek. :)
OdpowiedzUsuńI kibicuję Rafałowi, chociaż nie zdziwię się jak mu się znudzą te próby zbliżenia się do Teo. :(
W końcu i te opowiadanie udało mi się nadrobic, yeah!
OdpowiedzUsuńWidząc po większości komentarzy, znaczna większość Twoich czytelników jest w team Rafał. Nie będę oryginalna, bo ja też się do tej grupki zaliczam.
Jasne, nie popieram tego, że gnębił Teo w gimnazjum i uważam, że nie ma na to wytłumaczenia. Dzieciaki w gimbazie potrafią być okrutne i w zasadzie to od nich zależy czy "na starość" dojrzą swoje błędy przeszłości i wyciągną z nich jakieś lekcje. Rafał najwyraźniej wszystko zrozumial, przeprosił i w zasadzie nie wiem, co mialby jeszcze zrobić. Teo oczywiście też nie musi go lubić tylko z tego faktu, że Rafał go przeprosil. Jednak patrząc po jego reakacjach, to chyba lubi tego Rzepę, tylko po prostu nie chce się przed sobą przyznać, bo przeciez jest cudowny Andrzejek.
Andrzeja nie jestem w stanie polubić. Jest w sumie zabawny czasem z tą swoją gadką, ale to chyba tyle dobrego. Odnoszę takie wrażenie, jakby Wrona był taką pijawką. Pasożytuje na Teodorze i dopóki ten jest w miarę znośny (nie czepia się i nie oczekuje za wiele) - to będzie jego najlepszym przyjacielem. Obawiam się jednak, że jak tylko Teodor zacznie naciskać na niego chociażby ze względu na to, że coś ich połączyło, to Andrzej da nogę i pójdzie tam, gdzie mu lepiej i gdzie będzie miał jakieś korzyści, nie dając nic w zamian.
Słowa Rafała tylko to potwierdzają.
Sam Teodor jest strasznie naiwny. Za bardzo trzyma się tego co było kiedyś. W Rafale nadal widzi swojego oprawcę, a w Andrzeju jakieś bóstwo, choć obydwa nie są już tymi osobami, jakimi byli w gimnazjum. Jestem ciekawa, czy Teodor aż tak by się zadurzył w Andrzeju, gdyby nie to, że tak bardzo mu pomagał w szkole.
Kolejne świetne opowiadanie i czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam serdecznie! :)
Cieszę się, że szczera rozmowa pomiędzy Rafałem i Teo miała miejsce. Oboje mieli ciężkie przeżycia jako nastolatkowie. Szkoda mi Rafała - zaślepiony Andrzejem Teodor jest okropny. Chyba potrzeba czasu, by w końcu przejrzał na oczy i zobaczył, że Andrzej go wykorzystuje. Mam nadzieję, że ta sytuacja coś zmieni.
OdpowiedzUsuńAleksandra
Kurde, pomyślałam o typowej sytuacji, jak ukochany wychodzi do sklepu i nie wraca nawet przez dwa lata. Muszę przyznać, że Teodor zaskoczył mnie tą odwagą przy kłótni z Rafałem i naprawdę byłam ciekawa, co odpwie, gdy Teo spytał się, czy Rafał uważa, że odwzajemni jego uczucia. Żałowałam, że Andrzej wrócił. Muszę też przyznać, że naprawdę mi szkoda Teodora, żyje idealnym obrazem ukochanego, przez co ten robi co chce. Powinien mu zrobić kłótnie, albo coś, ale nie zachowywać się jakby nic się nie stało.
OdpowiedzUsuńJa tu jestem i czytam, świetne rozdziały, dalej uwielbiam Andrzeja, ale Rzepa mnie zaskakuje <3 no i bardzo przypadł mi do gustu wątek ED Teodora (sama dość długo miałam zaburzenia odżywiania).
OdpowiedzUsuńWeny!
Jakiś mało treściwy ten komentarz, zapomniałam dodać,że oczywiście przeszłość Rafała smutna, biedny on.
UsuńI ciekawa jestem, czy Andrzej po prostu przed czymś ucieka (przed uczuciem? przywiązaniem?), czy naprawdę jest taki lekkomyślny i ma w dupie Teodora :D