Jak już pisałam na fanpejdżu, wraz z tym rozdziałem "Americana" staje się najdłuższym opowiadaniem, jakie napisałam od kilku lat. Dłuższe było tylko "Zostawić rzeczywistość", przez które ten blog został powołany do życia. ;) A to jeszcze nie koniec, wciąż nie potrafię oszacować ile rozdziałów zostało nam do końca, mimo że fabułę już całą opracowałam. Mam jednak nadzieję, że zostaniecie z Aleksem i Jasiem do ostatniego rozdziału. :)
Sprawdzały Ekucbbw. i Oni.
Zakorzeniony strach
Zawsze
gdy stał przed tymi obdrapanymi z farby drzwiami, czuł głęboki
wewnętrzny niepokój. Wiedział jednak, że to ostatni raz, gdy tu
przychodzi. Później ewentualnie spotka się z rodzicami w sądzie,
a ta wizja była już mniej przerażająca. Właściwie to nawet
chciał tam stanąć i spojrzeć im z wyższością w oczy. Miał
wrażenie, jakby za sprawą Piotrka odkupywał swoje dzieciństwo;
może i właśnie tak było, może pomagając Piotrowi, pomagał też
w pewien sposób sobie. Nie mógł powiedzieć, że robił to
wszystko bezinteresownie, nikt nic nie robił bezinteresownie. To nie
leżało w naturze człowieka, która od zawsze była podszyta
egoizmem. Aleksander też nie miał zamiaru siebie wybielać, chciał
wyrwać Piotra z tego patologicznego domu głównie dlatego, że
wtedy sam zaspokoiłby własne sumienie.
Wyciągnął
rękę do pożółkłego plastikowego dzwonka i nacisnął go. Nie
musiał długo czekać na odpowiedź, już po chwili zza drzwi
dobiegł wysoki, dziecięcy głos ośmiolatka.
–
Halo?
Aleks
aż odetchnął z ulgą, ciesząc się, że to nie jego mama, a tym
bardziej ojciec. Jakoś nie miał ochoty stanąć z mężczyzną oko
w oko, nie widział go kilka długich lat i najlepiej, żeby właśnie
tak pozostało. Jeżeli Aleksander mógł powiedzieć, że kogoś
nienawidził, z całą pewnością tą osobą byłby jego tata, o
którym chyba nigdy nie myślał w kategoriach rodzica. Nie po tym
piekle, które zafundował mu w dzieciństwie.
–
Hej, młody, to ja – rzucił, wsuwając ręce w kieszenie swojej
skórzanej kurtki, w której już chyba przechodzi całą zimę.
Wmawiał sobie, że nie ma sensu kupować czegoś innego, nawet
cieplejszego, skoro zaraz będzie połowa stycznia, a później to
już tylko luty i wiosna. Nigdy nie był skory do wydawania pieniędzy
na ubrania, wystarczały mu dwie pary czarnych spodni, kilka
T-shirtów, jakiś cieplejszy sweter i tyle.
Drzwi
po chwili się otworzyły, a przed nim stanął Piotrek w zbyt dużej,
znoszonej bluzie i z szerokim uśmiechem przyklejonym do ubrudzonej
czymś twarzy. Aleks już po chwili zrozumiał, co to było. Chłopiec
w dłoni trzymał jakiś batonik, którym się właśnie zajadał.
– Jak
będziesz pochłaniać tyle czekolady, to na starość będziesz
gruby i pryszczaty – przywitał się z nim Aleks, na co ośmiolatek
wzruszył ramionami, w ogóle nie przejmując się słowami brata.
Przyzwyczaił się już, że chłopak tak z nim żartował, sam
zresztą też nigdy się nie powstrzymywał przy przekomarzankach,
lubił je. I lubił Aleksa; po raz pierwszy miał przy sobie kogoś,
kto się nim interesował.
–
Najpierw ty się zestarzejesz – przypomniał mu z szerokim, brudnym
od czekolady uśmiechem, na co Białecki prychnął i pokręcił
głową. – Wejdziesz? – zapytał nagle Piotrek i odsunął się
od drzwi, na co Aleks poczuł nieprzyjemny ścisk w gardle i dreszcz
przebiegający mu po plecach. Gdy tu jechał, nie miał zamiaru
zaglądać do mieszkania, w którym spędził swoje dzieciństwo.
Chciał tylko zabrać ze sobą Piotrka, porozmawiać z nim i
przygotować na to, że niedługo jego rzeczywistość może się
trochę zmienić. Dużo już czytał o procedurach odbierania
dziecka, chciał, żeby jego brat wiedział, co się z nim stanie. Że
będą z nim rozmawiać obcy ludzie, przebada go lekarz, a później,
najprawdopodobniej, zostanie umieszczony w ośrodku z innymi dziećmi.
–
A... jest ktoś? – zapytał, czując, jak pocą mu się dłonie.
–
Nie. Mamy i taty nie ma, jestem sam – powiedział chłopiec,
wzruszając ramionami. Aleks chrząknął, kiwnął głową i, sam
nie wiedząc dlaczego, zrobił krok do przodu. Nie musiał przecież
tu wchodzić, wystarczyłoby, że powiedziałby Piotrowi, aby zabrał
kurtkę, buty i może jakieś lekcje do szkoły, a następnie
autobusem pojechaliby do jego zagraconego mieszkania. A jednak,
pomimo niechęci, wszedł do przedpokoju, którego wygląd tak dobrze
zapadł mu w pamięć. Obdrapane z tapety ściany wydawały się za
dużo nie zmienić, a podarte, miejscami zawinięte i odsłaniające
betonową podłogę linoleum wciąż tu leżało. Było może tylko
trochę bardziej zniszczone niż kilka lat temu. Spojrzał w bok, na
puste miejsce po lustrze.
– Rok
temu przez przypadek je zbiłem – powiedział Piotrek, widząc, na
co patrzył Aleks. Starszy Białecki chrząknął i kiwnął głową.
Milcząc, ruszył do przodu, do pokoju, który znajdował się na
końcu wąskiego korytarza. Należał kiedyś do niego. na białym
drewnie obok klamki wciąż widniały, teraz częściowo już
zdrapane, naklejki, jakie zbierał z chipsów czy popularnych wtedy
rogalików Chipicao. Sięgnął do klamki i uchylił lekko drzwi, z
ulgą przyjmując, że pokoik jednak trochę się zmienił. Nie było
tu już starej, czerwonej kanapy, której sprężyny nieprzyjemnie
wbijały mu się niegdyś w plecy ani chwiejącego się na boki stołu
z jedną nogą krótszą. Piotrek miał teraz do dyspozycji
jednoosobowe łóżko, a nawet biurko. Ściany zdobiły plakaty
wyścigowych samochodów pomieszanych z jakimiś postaciami z
kreskówek, których już Aleks nie miał prawa kojarzyć. Nie to
pokolenie, pomyślał z rozbawieniem, wchodząc głębiej do
pomieszczenia. Tylko wypłowiały dywan i wyblakłe od słońca
czerwone (a raczej już różowe) zasłony w oknach wciąż były
takie same.
Oprócz
tego panował tu niesamowity bałagan. Ubrania zalegające w jednym
rogu pokoju, jakieś kartki, śmieci czy pokrywający wszystko kurz.
Kiedy Białecki spojrzał jeszcze na ciemne od brudu okna,
momentalnie w głowie pojawiła mu się myśl, że odkąd opuścił
to mieszkanie, mogły nie być nigdy myte. Kiedyś mama jeszcze jako
tako dbała o porządek, a przynajmniej się starała w krótkich
chwilach trzeźwości, kiedy nie umierała od nadmiaru alkoholu w
kuchni przy stole albo w pokoju, który od biedy mógł zostać
nazwany salonem.
– To
był kiedyś twój pokój, nie? – usłyszał z boku. Spojrzał na
Piotrka podgryzającego batona i mimowolnie się uśmiechnął.
Kiwnął głową, po czym ostatni raz rozejrzał się uważnie po
pomieszczeniu, by zaraz, bez większego namysłu, opaść na łóżko.
–
Wygląda lepiej, niż kiedy ja tu spałem – odparł i wzruszył
ramionami. – Przytulniej – przyznał, a jego wzrok padł na
jasnobrązową, lakierowaną, a przez to niemożliwie błyszczącą
się, meblościankę. Uśmiechnął się pod nosem, dostrzegając
nabazgrane czarnym markerem napisy na jednym ze skrzydeł drzwi
szafy.
To, że
Aleks całe życie był sam, nie było do końca prawdą. Białecki
mimo wszystko lubił otaczać się ludźmi, były to jednak osoby,
których nigdy nie dopuścił do siebie bliżej. Ot, kumple z
gimnazjum czy zawodówki, do której wtedy jeszcze chodził, z
którymi popalał papierosy, czasem wypił piwo albo jakiegoś
taniego, niezbyt zdrowego dla wątroby jabola. Czasem zdarzało się,
że zapraszał ich do siebie. Rzadko, bo rzadko, ale gdy miał
pewność, że na całą noc będzie mieć mieszkanie tylko do
własnej dyspozycji, nawet się nie zastanawiał. I tak oto, podczas
jednej z ich popijawy, zrodziły się te podpisy. Nie pamiętał już
nawet, kto zapaskudził mu szafę, już ledwo co potrafił sobie
przypomnieć twarze dawnych kompanów. Był Jarek, Andrzej i chyba
Kuba. W Kubie to przez moment nawet się podkochiwał, chociaż gdyby
miał się cofnąć te osiem lat wstecz, zdecydowanie nazwałby go
swoją wielką miłością. I wielką miłosną porażką również.
Szybko jednak okazało się, że takich porażek w życiu Aleksa
znalazło się jeszcze naprawdę wiele. Był dość płodnym
uczuciowo człowiekiem i praktycznie ciągle szukał sobie nowego
obiektu westchnień.
– Mam
do ciebie sprawę – powiedział w końcu do brata, przerywając
swoje rozmyślenia.
– Hm?
– zapytał Piotrek, zgniatając papierek w ręku. Starszy Białecki
wciągnął powietrze do płuc, zastanawiając się szybko, od czego
zacząć. W drodze tutaj miał już ułożony cały scenariusz
rozmowy, który nagle jakby się po prostu rozpłynął; nie miał
pojęcia, jak powinien tę sprawę ugryźć, a wielkie, ciemne oczy
wpatrzone w niego wcale nie pomagały.
–
Bo... wiesz, że dzieci nie powinny żyć w takich warunkach? –
wydusił z siebie wreszcie i aż miał ochotę przekląć. Cholera,
naprawdę nie potrafił rozmawiać z dziećmi na takie tematy! Z
jednej strony chciał być delikatny, a z drugiej wiedział, że
powinien powiedzieć wszystko wprost. Może i Piotrek miał tylko
osiem lat, ale czasem odnosiło się wrażenie, że to dziecko było
znacznie starsze niż jego rówieśnicy i zdecydowanie więcej
rozumiało. – Piotr, to nie jest normalne. – Chrząknął. –
Nasi rodzice nie są normalni. Normalni rodzice nie piją tyle i nie
biją swoich dzieci, rozumiesz? – zapytał. Piotrek kiwnął głową,
ale w jego spojrzeniu łatwo było dojrzeć niezrozumienie. – Też
kiedyś żyłem tak jak ty – dukał, wciąż nie wiedząc, jak
dokładnie powinien to wszystko ująć. – Tata mnie bił, bił
mamę, przyprowadzał tu całą masę dziwnych ludzi. Ja wiem, że ty
kochasz rodziców, ale oni są... nie są dobrzy, okej? Zasługujesz
na coś lepszego, jesteś świetnym, mądrym dzieciakiem. I chcę ci
pomóc – mówił, a Piotrek od czasu do czasu kiwał głową. –
Niedługo przyjdzie tu taka pani albo pan. Zobaczy, w jakich
warunkach żyjesz – powiedział i machnął ręką, wskazując na
pokój. – Zobaczy, że nie masz na co dzień normalnie obiadów, że
rodzice dużo piją i że masz zaległości w nauce. A tak dzieci nie
powinny żyć. – Miał wrażenie, że już zaczyna się plątać.
Nie przestawał jednak, mówił dalej: – I później trafisz w
lepsze miejsce. Będziesz mógł się wyspać, będziesz mieć co
jeść i będziesz mieć czas, żeby trochę się pouczyć – dodał,
a twarz Piotrka nagle stężała.
–
Chcesz, żebym poszedł do domu dziecka – powiedział chłopiec,
szybko łącząc fakty. Aleks już otwierał usta, żeby coś szybko
powiedzieć, gdy nagle ośmiolatek podniósł się. – Nie chcę!
Nie chcę iść! – krzyczał. – Chcę tu zostać z mamą!
–
Piotr, to nie tak – sapnął. – Mama... – „Cię nie kocha”
wcale nie brzmiałoby teraz dobrze, w szczególności, że rozmawiał
z kilkulatkiem. – Mama jest chora. Bardzo chora. Tata też. Uderzył
cię już kiedyś, prawda? Jak wraca do domu, to się boisz? – Jego
głos o dziwo był spokojny. W tamtym momencie nie czuł się jak ten
sam Aleksander, którym starał się być na co dzień, cyniczny i
zdystansowany. Teraz wiedział, że jeżeli on nie pomoże Piotrkowi,
nikt tego nie zrobi. Ten dzieciak był zdany na niego, a nim samym
kilka lat temu też nikt się nie zainteresował. Żeby uciszyć
własne wyrzuty sumienia, musiał zrobić wszystko, by jego brat
wyszedł na prostą, a nie skończył w wynajmowanym przez swojego
sponsora mieszkaniu. Albo jeszcze gorzej.
– Nie
chcę nigdzie iść! – krzyknął, rzucając papierek na podłogę.
– Nie będę sierotą!
– Nie
będziesz! Nie zostawię cię! – Nie widząc innego wyjścia, wstał
i złapał chłopca w uspokajającym geście za ramiona. Pochylił
się do dziecka, żeby być twarzą na wysokości jego oczu. –
Spokojnie, Piotr, wszystko będzie dobrze, okej? – zapytał i w
nagłym odruchu pocałował go w czoło.
– Ale
ja nie chcę – powiedział, a jego ciemne oczy zabłysły groźnie.
– Chcę być przy mamie – powiedział i już po chwili się
rozpłakał. – Ja nie chcę nigdzie iść – mamrotał, zaczynając
się aż krztusić. Aleks momentalnie poczuł, że sam ma problemy z
oddychaniem. Gardło zacisnęło mu się nieprzyjemnie. Nic jednak
już nie powiedział, przyciągnął do siebie dziecko i gładząc je
uspokajająco po plecach, przytulił mocno.
–
Będzie dobrze – szepnął. – Jesteśmy braćmi, tak? –
zapytał. – Będzie dobrze, zobaczysz – dodał, a Piotr nagle
odepchnął go od siebie.
–
Chcesz mnie oddać innym ludziom! – zarzucił mu.
–
Chcę, żebyś z innymi dziećmi miał równe szanse na dobrą
przyszłość – powiedział Aleks, już nie mając pojęcia, co
robić. Może nie powinien był tu przychodzić i uprzedzać przed
swoimi zamiarami Piotra? Tylko że wtedy czułby jeszcze większe
wyrzuty sumienia, Piotrek byłby zdezorientowany, nie wiedziałby, co
się dookoła niego dzieje, a tego nie chciał mu zafundować. W
końcu był tylko dzieckiem. – Cały czas będziemy utrzymywać
kontakt, tak? Obojętnie co się nie stanie. I mama też będzie... –
dodał, sam nie wiedząc, czy to już nie za dużo. Nie miał
pojęcia, co ta kobieta zrobiłaby, gdyby opieka społeczna odebrała
jej dziecko. Prawdopodobnie nigdy się nad tym nie zastanawiała. –
A dzisiaj może przyjdziesz do mnie na noc? – zaproponował, mając
nadzieję, że jakoś tym udobrucha dziecko. – Jutro zawiozę cię
do szkoły, odrobimy lekcje i pogramy w jengę, hm? O! Albo ściągnę
nam jakąś super grę na komputer! – Z ulgą zauważył, że wyraz
twarzy Piotrka się zmienia. Chłopiec otarł łzy i kiwnął głową.
– I
zjemy czipsy – burknął, wydymając wargi. Aleks aż się zaśmiał
i przyciągnął go znowu do siebie.
–
Zjemy czipsy – zgodził się.
– A
na kolację hamburgery – licytował się dalej. Białecki słysząc
jego nieznoszący sprzeciwu, zabawnie piskliwy głosik, aż się
zaśmiał, gładząc chude plecy dziecka.
– Nie
wiem jak z moimi zdolnościami kulinarnymi, ale gotowe hamburgery z
Biedronki chyba ujdą – rzucił z rozbawieniem.
–
Obyś nie przypalił jak pizzę ostatnio – prychnął Piotrek, ale
nagle się zaśmiał i wyplątał z uścisku starszego brata. –
Spakuję się – rzucił wesoło, a Aleks kiwnął głową i
przysiadł na łóżku, patrząc, jak dziecko biega od jednego kąta
pokoju do drugiego, wrzucając do plecaka przypadkowe rzeczy.
– Nie
zapomnij o książkach – upomniał go, kiedy zauważył, że w jego
tornistrze lądują same bezużyteczne przedmioty. – I o świeżych
majtkach – dodał, a już po chwili sam wstał i pomógł mu z
pakowaniem się na jedną noc. Gdy już byli gotowi, a Piotrek
właśnie zakładał swoją przydużą kurtkę, usłyszeli dźwięk
otwieranych drzwi wejściowych. Serce Aleksa na moment zamarło, tak
samo zresztą jak i on sam. Przez chwilę poczuł się znowu jak ten
mały chłopiec, którego każdy ruch w przedpokoju przyprawiał o
mdłości i strach. Kątem oka zauważył, że Piotrek też się
przestraszył. Szybko naciągnął na głowę czapkę, owinął się
szalem, by zaraz złapać Aleksa za dłoń z jakąś taką
niewypowiedzianą prośbą. Starszy Białecki momentalnie otrzeźwiał,
zacisnął palce na małej rączce Piotra, przypominając sobie, że
przecież nie miał już kilku lat, nikt nie mógł mu nic zrobić.
–
Piotr? – usłyszał znienawidzony, męski głos i nagle cały
strach, który odczuwał jeszcze parę sekund temu, zmienił się w
czystą złość. Ruszył do przedpokoju, ciągnąc za sobą brata.
Gdy jednak spojrzał w ciemne, opuchnięte oczy mężczyzny, na
moment stracił pewność siebie. Nie potrafił tak po prostu stanąć
przed tym facetem z wypiętą dumnie piersią. Strach z dzieciństwa,
który ojciec w nim zaszczepił, wciąż gdzieś tam się tlił i
właśnie teraz dawał o sobie znać.
Zmienił
się, doszedł do wniosku Aleks po krótkim zlustrowaniu sylwetki
mężczyzny. Czas nie pozostał dla niego obojętny, przytył, jakby
trochę się skurczył i znacznie wyłysiał, a pokryta licznymi
zmarszczkami, blada, ziemista cera dodawała mu kilkanaście lat
więcej, niż miał w rzeczywistości.
–
Olek? – zapytał, używając znienawidzonego przez Aleksa
zdrobnienia. Może właśnie przez to tak nie lubił Olka? Do
teraz to zdrobnienie przyprawiało go o niezrozumiałe mdłości.
– Jak
widać – warknął i ruszył do przodu z zamiarem opuszczenia
mieszkania. – Biorę młodego do siebie – dodał, nie chcąc
nawet myśleć o tym, co zrobiłby ojciec Piotrkowi po ich wątpliwie
wesołym spotkaniu. To, że musiał zabrać ze sobą chłopca, było
już pewne.
Mężczyzna
zachwiał się, podtrzymując się ściany, jednocześnie zagradzając
im drogę. Wyraźnie nie był w najlepszym stanie, jednak chęci do
sprzeczki jak zwykle potrafił znaleźć. Aleks widząc to,
zmarszczył groźnie brwi, powtarzając sobie jednocześnie w
myślach, że był na wygranej pozycji. Młodszy i trzeźwy, teraz to
on stanowił dla ojca zagrożenie, nie na odwrót.
–
Odsuń się – warknął, na co mężczyzna prychnął.
– Syn
marnotrawny powrócił – skomentował, nie ruszając się ani o
centymetr.
–
Powiedziałem: odsuń się – powtórzył, zaciskając wolną rękę
w pięść.
–
Słyszałem, co robisz. – Założył ręce na piersi, patrząc na
swojego najstarszego syna z kpiną. – Pedała spłodziłem. Dobrze
się daje dupy? Jesteś zakałą rodziny, że ci nie wstyd tu jeszcze
wracać, parszywa cioto – warknął i z niebywałą szybkością
złapał Aleksa za kurtkę, przyciągając do siebie. – Zostaw
Piotra i wypierdalaj, bo mi syna spedalisz! – wysyczał, a
trącający alkoholem oddech owiał twarz Białeckiego, który nagle
poczuł uderzające go gorąco i gwałtowny skok adrenaliny.
–
Aleks! – usłyszał za plecami głos Piotra, ale nie myśląc już
o niczym, tylko o tym, jak bardzo nienawidzi tego starego pijaczyny,
zamachnął się i przyłożył mu w brzuch. Jego myśli w jednym
momencie zlały się w trudną do zrozumienia papkę, chciał po
prostu jakoś odpłacić ojcu za wszystkie siniaki, które mu zrobił.
Za rozbitą głowę, rozwaloną wargę, nieprzespane ze strachu noce
i całą resztę rzeczy, których doświadczył, mając zaledwie
kilka lat. Mężczyzna aż się zachwiał, wciąż jednak miał w
sobie niebywałą siłę, był znacznie wyższy od Aleksandra i
masywniejszy, nic więc dziwnego, że gdy uderzył go w twarz, Aleksa
na moment aż zaćmiło.
– Ty
suko! – krzyknął. – Będziesz na mnie ręce podnosić...?! –
Chciał dodać coś jeszcze, jednak Aleks nie mając zamiaru czekać,
aż mroczki przed oczami znikną, złapał mężczyznę za poły
ubrania i pchnął na ścianę z tak wściekłym wyrazem twarzy i
taką stanowczością, o jaką by siebie nigdy nie podejrzewał.
Zresztą, nigdy też się z nikim nie bił, zabawne więc, że
pierwszą osobą, której przyłożył, był jego ojciec.
–
Zrób coś Piotrkowi – to mówiąc, trzasnął mu mocno w twarz,
korzystając z chwili nieuwagi mężczyzny. – … to pożałujesz,
ty stary… – Znów go uderzył, tym razem ponownie w brzuch. –
Śmieciu – syczał przez zaciśnięte zęby. Z jego strony poleciał
kolejny cios, nie zwrócił nawet uwagi, że od tego wszystkiego
zaczęły boleć go pięści. Odsunął się dopiero po chwili i nie
patrząc na zakrwawioną twarz mężczyzny, złapał szybko Piotrka
za rękę i wyciągnął go z mieszkania, ignorując szybko łomoczące
mu w piersi serce. Parł przed siebie, czując, jak emocje wciąż w
nim buzują, krew szumi głośno w uszach, a oddech nie może się
uspokoić. Dopiero gdy wyszli z kamienicy i stanęli na rogu ulicy,
zrozumiał, co zrobił.
Pobił
go. Tak samo, jak ten stary cap bił go kiedyś. Może i teraz nie
miał już kilku lat, może i był starszy, silniejszy, odważniejszy,
jednak ulga, jaką poczuł, gdy odetchnął mroźnym powietrzem, była
niewyobrażalna. Spojrzał w górę, na niebieskie, bezchmurne niebo,
uśmiechając się przy tym z satysfakcją. Ktoś powinien był temu
pijakowi przyłożyć już naprawdę dawno, dawno temu.
W
pewnym momencie drobna dłoń ośmiolatka zacisnęła się bardziej
na jego ręce, przypominając Aleksowi o Piotrku. Spojrzał w
przerażone oczy dziecka i na moment aż poczuł wyrzuty sumienia.
Nie myśląc wiele, kucnął przy nim i patrząc na niego uważnie,
powiedział:
–
Należało mu się.
Chłopiec
zamrugał, wzruszył ramionami i wcisnął dłonie w kieszenie
kurtki. Wyglądał na tak zagubionego i niepewnego, że Aleks przez
moment miał wrażenie, jakby to wszystko już dawno go przerosło.
–
Nigdy więcej cię nie uderzy, rozumiesz? – zapytał, kładąc mu
ręce na ramionach i zmuszając, żeby na niego spojrzał. – Nikt
nie ma prawa nas poniżać. Ten stary psychopata powinien już dawno
wylądować na oddziale zamkniętym – dodał, a gdy zobaczył, że
czarne oczy zaczynają się szklić, poczuł tak mocny uścisk w
gardle, że przez moment nie mógł wypowiedzieć ani słowa.
Zająknął się tylko, nie wiedząc już, czy dobrze zrobił, bijąc
ojca, nawet jeśli jeszcze chwilę temu czuł się z tego cholernie
dumny.
– Ja
nie chcę do domu dziecka – powiedział cicho Piotrek, wracając do
przerwanej rozmowy.
–
Piotr... – sapnął Aleks, jednak nie był w stanie nic więcej
dodać. Nie miał pojęcia, jak w takiej sytuacji powinien rozmawiać
z dzieckiem. Nie wiedział, w jaki sposób ważyć słowa, w końcu
Piotrek wiele rozumiał, wciąż jednak pozostawał tylko
kilkulatkiem, którego jedynym zmartwieniem powinien być wybór
kredek do kolorowanki.
– Nie
chcę być sam – wyznał chłopiec, zaczynając drżeć. – Chcę
mieszkać z tobą – dodał, a Aleksander aż zamarł, zupełnie
jakby coś go poraziło. Przełknął ciężko ślinę, nie mając
pojęcia, co mógłby na to odpowiedzieć.
–
Chodź – powiedział tak łagodnym tonem, o jaki nigdy w życiu by
siebie nie podejrzewał. Wyprostował się i łapiąc za rączkę
dziecka, pociągnął go w stronę przystanku autobusowego. –
Musimy jeszcze podejść do sklepu i kupić te twoje czipsy i
hamburgery, hm? – zapytał, a Piotrek wolną ręką otarł sobie
twarz, by zaraz kiwnąć głową z zadowoleniem. – I w ogóle,
gdzie masz rękawiczki, co? – zmienił temat, patrząc na chłopca
groźnie. – Chcesz być chory?
–
Zapomniałem – wybąkał.
–
Wciskaj tę rękę do kieszeni, ale to już – dodał, a chłopiec
posłusznie wykonał polecenie, drugą dłonią cały czas kurczowo
trzymając się dłoni starszego brata, który w przeciągu
kilkunastu dni stał się dla niego całym światem.
***
Okrył
chłopca kołdrą, uśmiechając się na widok jego pogrążonej we
śnie twarzy. Uchylone usta drgały co chwilę nerwowo, a równomierny
oddech wypełniał całe pomieszczenie. Piotrek padł jak mucha po
ich całodziennym maratonie gier, nie tylko tych komputerowych. Sam
Aleks zresztą padał już na pysk (swoją drogą spuchnięty i
posiniaczony, ojciec wciąż jeszcze potrafił porządnie przyłożyć),
jego brat i tak miał naprawdę sporo energii. Wiedział jednak, że
musi wykonać jeszcze jeden telefon, nim pójdzie pod prysznic, a
później wreszcie zdecyduje się położyć i trochę odpocząć.
Gdy
wszystko już się rozwiąże, będzie musiał podziękować
Krzysztofowi za to, co mężczyzna dla niego – i dla Piotrka –
zrobił, pomyślał, siadając przy stole w kuchni z komórką w
ręku. Od razu wykręcił numer do mężczyzny. Doskonale wiedział,
że o tej porze w niedzielę Rudwiński zalegał w jednym ze swoich
skórzanych foteli z lampką wina w dłoni, nie robiąc nic
konstruktywnego.
–
Halo? – Usłyszał po chwili dobrze mu znany, cichy głos.
– Hej
– rzucił i westchnął. – Byłem dzisiaj w domu – mruknął,
przecierając zmęczoną twarz dłonią. Wiedział, że telefon do
Krzysztofa jest koniecznością, w innym wypadku Piotrek wciąż
będzie gnić w tej chorej, patologicznej rodzinie, która
ostatecznie sama zrobi z niego margines społeczeństwa. O ile już
nie zrobiła, przynajmniej w oczach innych ludzi. – Spotkałem ojca
– dodał, sam właściwie nie wiedząc dlaczego. – Jestem już
pewny, co muszę zrobić. Trzeba sytuację Piotra gdzieś zgłosić...
zrobisz to? – mruknął proszącym tonem, dobrze wiedząc, że
kiedy już będzie miał sam wykonać telefon, ostatecznie pewnie się
rozmyśli. Mimo że chciał dla Piotra jak najlepiej, dzisiejsza
rozmowa z chłopcem nie pozostawiała po sobie jasnej sytuacji.
Dziecko wciąż chciało zostać przy rodzicach, obojętnie jacy by
oni nie byli. A on na samą myśl, że umieściłby Piotra w jakimś
ośrodku, czuł ogromną niechęć.
–
Chodzi ci o opiekę społeczną? – zapytał domyślnie Krzysztof.
–
Tak.
–
Rozmawiałeś z jego nauczycielami? Odebranie dziecka to wcale nie
tak prosta procedura, muszą być jasne dowody, zostaną przepytani
wszyscy z jego najbliższego otoczenia, w tym ty... – zaczął, a w
Aleksie aż coś się zagotowało. Przecież, cholera, jeszcze
niedawno tak się zarzekał, że mu pomoże!
–
Cholera, Krzychu! – krzyknął, nie wytrzymując. – Mogę na
ciebie liczyć, czy nie? – warknął.
–
Możesz... – odparł od razu, a Aleks trochę się uspokoił.
–
Więc rób, o co się proszę – dodał, na co w słuchawce rozległo
się głębokie westchnięcie.
–
Wiesz, że sam uważam, że to najlepszy pomysł. Załatwię to za
ciebie, ale może porozmawiaj jeszcze ze swoją mamą? –
zaproponował nagle, a Aleks aż zamarł na moment. – Kiedy zacznie
walczyć o odzyskanie dziecka, będzie jeszcze trudniej. Może uda ci
się ją przekonać, że tak dla Piotra jest najlepiej? – zapytał,
a w słuchawce na moment zapadła cisza. – Aleks?
–
Pomyślę – odpowiedział w końcu, sam już nie wiedząc, czy
byłby w stanie coś takiego zrobić. Nie miał najmniejszej ochoty
na oglądanie tej kobiety.
–
Kiedy ona będzie się odwoływać i robić problemy, sytuacja się
trochę skomplikuje, a tak...
–
POMYŚLĘ – podniósł głos, przerywając mu. – Będę kończyć,
jestem zmęczony – dodał i już nie czekając na odpowiedź
Krzysztofa, rozłączył się. Odłożył telefon na stół i
skierował się do łazienki, żeby tam wziąć krótki, orzeźwiający
prysznic, podczas którego doszedł do wniosku, że może Krzychu
miał rację. Nie wiedział tylko, czy rozmowa z matką byłaby taka
prosta i czy kobieta naprawdę by zrozumiała, że melina, w której
żyją, nie jest miejscem dla dziecka.
Już po
chwili wrócił do pokoju z telefonem w ręku. Nie zastanawiając się
wiele, pochylił się nad dzieckiem i przeturlał je na miejsce przy
ścianie. Miał już w tym wprawę, w końcu Piotrek często u niego
sypiał i prawie zawsze padał nie na tej części łóżka, co
powinien. Wiedział już też, że chłopiec nawet nie stęknie
podczas procederu przerzucania go pod ścianę, miał bardzo twardy
sen, zupełnie odwrotnie do swojego starszego brata. Aleks zawsze
miał problemy z zasypianiem, więc to nie była tylko kwestia
ciężkiego bądź lekkiego snu, ale snu w ogóle.
Gdy już
leżał obok pochrapującego trochę Piotrka, doskonale wiedział, że
ta noc będzie dla niego dość trudna. Miał zbyt wiele wątpliwości,
by mógł tak spokojnie zamknąć oczy i odpłynąć, mimo że
naprawdę próbował to zrobić. Jakoś po godzinie przewracania się
z boku na bok, jego telefon zapikał. Nie zastanawiając się ani
chwilę, sięgnął po aparat i odblokował go. Aż zmrużył oczy,
kiedy światło ekranu na moment go poraziło. Szybko ściemnił
wyświetlacz, a następnie odczekał kilka sekund, by jego wzrok
przyzwyczaił się do blasku komórki.
Aż
uśmiechnął się głupio pod nosem, gdy dojrzał, że dostał
SMS-a. I to od Jasia. Nie czekając już dłużej, otworzył go.
„Nie
zapomnij o tym, że dzisiaj do mnie wpadasz. I weź podręcznik” –
przeczytał, a uśmiech na jego twarzy tylko się powiększył. Jakaś
głupia myśl, którą zaraz znienawidził, podpowiedziała mu, że
ta wiadomość to jedna z lepszych rzeczy, jaka mu się dzisiaj
przytrafiła. I, cholera, chciał czy nie, naprawdę cieszył się z
tego spotkania. Nawet jeżeli miał się uczyć nut (a on generalnie
nienawidził nauki), to i tak, gdyby mógł, sprawiłby, żeby czas
zaczął płynąć szybciej.
Ach, tym razem kopnął mnie ten zaszczyt bycia pierwszą! Pierwsza przeczytałam(zalety bycia betą) i pierwsza skomentuję :D
OdpowiedzUsuńStwierdziłaś, że rozdział raczej mi się nie spodoba, bo zwolniłaś akcję, coby nie dostać wstrząsu mózgu jakiegoś od tych ciągłych wybuchów, czy coś.
Cóż. NIE NAZWAŁABYM TEGO ZWOLNIENIEM AKCJI. Co prawda to prawda, Jaśka nie ma, no ale heloł, ALEKS POBIŁ SIĘ Z OJCEM. Podjął konkretne decyzje, zaczął wdrażać je w życie. Rozdział był równie ważny i ekscytujący co te poprzednie, po prostu akcja działa się na innym polu. Fabuła Americany nie toczy się, niestety, ku mojemu rozczarowaniu, jedynie wokół Jasia i Aleksa. Nie żebym nie doceniała wątku z Piotrkiem, opowiadanie zdecydowanie byłoby zbyt płaskie bez niego. I typowe. Chwała ci za Piotrka, ale sama rozumiesz, co mam namyśli. Czytam yaoi od, yyyyyy, podstawówki, to najprawdziwsze uzależnienie.
Dzięki ci wielkie za tę końcówkę, która zapowiada wiele dobra w następnym rozdziale. Szczerze, ostrzę sobie na niego ząbki już odkąd...odkąd skończyłam z tym xd Także ten, khem, byłabym wdzięczna, gdybyś go mi w końcu podesłała, bo na fanpejdżu oznajmiłaś, że miałaś kolejną sprzyjającą do pisania okazję! :3
Mam wrażenie że ten komentarz jest troszkę komiczny, ale nic nie poradzę, taki mam humor. No sorry.
pozdro~
Ja na pewno zostanę z Aleksem do samego końca :) ! Mam nadzieję, że znajdzie robotę i zabierze brata do siebie, i ogólnie w końcu mu się ułoży.
OdpowiedzUsuńWeny :)
Lubię całe to opowiadanie, z tymi smutniejszymi i przyjemniejszymi momentami. Ciesze się, że jest jednym z dłuższych opowiadań :D Musze głośno stwierdzić, że ma bardzo wciągającą z fabułę.
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam na dalszy rozwój wydarzeń! :D
Pozdrawiam cieplutko,
Elda
Błagam, błagam. Niech między Jaśkiem i Aleksem wreszcie dojdzie do czegoś większego, bo ja już nie mogę wytrzymać tego napięcia. Obydwoje ewidentnie mają się ku sobie. Do następnego :)
OdpowiedzUsuńSzczerze ? Ten rozdział jest dość nudny. Przynajmniej w moich odczuciu. Strasznie mi się dłużyło czytanie jego. Podobała mi się konfrontacja Aleksa z ojcem, ale nic poza tym. Życzę weny i oczywiście czekam na więcej.
OdpowiedzUsuń