wtorek, 14 lutego 2012

Rozdział 6. (Wilczy skowyt)

Rozdział 6. Za dużo na raz
 
Zacisnął powieki, szybko je otwierając, ale mężczyzna, który przed chwilą tak po prostu z wilka przemienił się w człowieka, nie chciał zniknąć i zmienić się w kolejny dziwny sen. Siedział teraz jakby nigdy nic na jego łóżku, spoglądając na niego tymi swoimi szalenie niebieskimi oczami.
- Długo jeszcze? – zapytał po chwili. – Ja rozumiem, że to jest dla ciebie dziwne, ale no, niestety, nie zniknę, bo ja tu jestem naprawdę. – Wzruszył szerokimi ramionami, przeczesując dłonią kręcone włosy.
Demio przełknął ślinę i usiadł na podłodze, nie spuszczając wzroku z nagiego mężczyzny. W razie czego był gotów się obronić, gdyby ten zechciał nagle do niego doskoczyć.
- Więc… - zaczął, niezbyt wiedząc, co powiedzieć. To nie był sen. Wilk naprawdę był człowiekiem. Albo na odwrót. Poczuł się oszukany jak nigdy dotąd. Przecież przywiązał się do tego zwierzaka. – Jesteś człowiekiem czy wilkiem, czy jeszcze czymś innym? Zmieniasz się też w kota, konia i inne zwierzęta?
Xinus patrzał na niego przez dłuższą chwilę, po czym tak po prostu wybuchnął śmiechem, a Demio przez głowę przemknęła myśl, że ten śmiech był całkiem ładny. Ale oczywiście długo się nad tym nie zastanawiał. Nie zastanawiał się też nad tym, że mężczyzna jest szalenie przystojny, a do tego siedzi dwa metry od niego, na JEGO łóżku, nagi.
Przełknął ślinę, uważając, żeby jego wzrok nie powędrował niżej. Nic nie mógł na to poradzić, rzadko kiedy widywał kogoś tak idealnego z wyglądu.
- Tak. Wiosną zmieniam się w żuczka majowego, a latem w stonkę ziemniaczaną. – Potaknął, uśmiechając się szeroko i prezentując swoje niezwykle białe i równe zęby. – Jestem wilkiem – dodał już poważniej.
- No… teraz to jakoś tego nie widać. Jesteś wilkiem i człowiekiem? Możesz się zmieniać kiedy chcesz, tak? – zadawał kolejne pytania. Nawet nie chciał myśleć o tym, że traktował go jak zwierzę. Ale się wygłupił gadając z nim i zwierzając mu się z różnych rzeczy, wolał o tym jednak nie pamiętać.
- Na to wygląda – odparł z tym swoim uśmiechem.
- To możesz już iść – mruknął chłopak, wstając. Chyba najlepiej będzie zapomnieć nie tylko o rozmowach z wilkiem, ale w ogóle o całym tym dziwnym wydarzeniu. Boże. Mówił mu wszystko! Wszystko, o czym myślał, co go trapiło, a teraz dowiaduje się, że został oszukany.
- Wyganiasz mnie?
- Tak. Nie mogę trzymać człowieka jak zwierzątka domowego, a zresztą… Jezu, nie rozumiem tego – pokręcił głową. – Wiesz, gdzie są drzwi – dodał.
Xinus westchnął ciężko, ale nie wyglądało na to, żeby miał zamiar się gdziekolwiek ruszać.
- Nie jestem człowiekiem… Nie do końca. – Wzruszył ramionami.
- Wyjdź. Tego nie było. Nigdy nie znalazłem wilka – jego wzrok automatycznie zsunął się na kwadratową bliznę na ciele mężczyzny – nigdy nie przytaszczyłem go do domu i nigdy ten wilk nie zmienił się w… coś. Idź. – Chyba naprawdę najlepiej będzie po prostu zapomnieć. Nawet, jeżeli przywiązał się do Xinusa.
 
Szorował marmurową podłogę, starając się skupić na tym myśli i nie odbiegać nimi za bardzo od tego zajęcia. Nie chciał pamiętać wczorajszego zdarzenia, nie chciał nawet pamiętać, że kiedykolwiek przygarnął do siebie wilka.
Westchnął ciężko, wstając i podziwiając swoje dzieło. Podłoga niemal lśniła, a jeszcze pół godziny temu cała była pokryta brudem wszelkiej maści. Widać było, że właściciel domu nie kwapił się, żeby chociaż wytrzeć ślady po zabłoconych butach.
- Dzięki tobie nie żyjemy w chlewie. – Usłyszał nagle za sobą czyjś głos. Niemal od razu odwrócił się, przestraszony. Jego wzrok napotkał wysokiego mężczyznę, łudząco przypominającego Ankora. Na pierwszy rzut oka mógł stwierdzić, że ten był jednak o wiele młodszy od pracodawcy i niższy.
No i się uśmiechał, co u Ankora było rzadkością. Wyglądało to trochę przerażająco, bo jego usta rozciągały się nienaturalnie, ukazując krzywe, ale białe zęby.
Demio, patrząc na nieznajomego, sam już nie wiedział, co było bardziej upiorne – obojętność Ankora, czy ten cyniczny uśmiech u mężczyzny stojącego naprzeciwko.
- Ja tylko wykonuję swoje obowiązki – odparł, mierząc bruneta uważnym spojrzeniem. – Jeśli mogę wiedzieć, kim pan jest?
- Och, no pewnie – westchnął ciężko, przysiadając na szezlongu. – Ankor jak zwykle o mnie nie wspomniał, bo po co? – zapytał sam siebie, przewracając oczami, a uśmiech na chwilę znikł z jego twarzy. Nie na długo jednak. Znalazł się na niej znowu, gdy mężczyzna poklepał siedzenie obok siebie. – Siadaj, siadaj. Co będziesz stał, kiedy ja siedzę? Nie lubię w ten sposób rozmawiać. – Wzruszył ramionami.
Demio spojrzał na niego, niezbyt wiedząc, czego może się spodziewać. Potaknął w końcu, zajmując miejsce obok dziwnego mężczyzny.
- Więc… kim pan jest? – ponowił pytanie, choć właściwie podejrzewał, że zna już odpowiedź.
- Bratem Ankora – powiedział, odwracając się bardziej w stronę chłopaka. – Nawet mi nie powiedział, że mamy kogoś od sprzątania! Pewnie bym się nawet nie dowiedział, gdybym się nie zorientował, że coraz czyściej jest u nas. A uwierz, niezbyt obchodzi mnie to, co mnie otacza. Młody jesteś – zmienił nagle temat – prawda? Ile masz lat?
- Dwadzieścia dwa.
- W takim razie uważaj. Szkoda byłoby ciebie, wydajesz się bystry. – Mrugnął do niego, wstając i tak po prostu wychodząc.
Demio odprowadził go zdziwionym wzrokiem, po czym westchnął ciężko. Co za dziwna rodzina. Miał tylko nadzieję, że nie będzie dane mu poznać reszty członków tej familii.
 
Szedł żwawym krokiem, przyciskając łokciem torbę do swojego boku. Skulił się, przyspieszając marsz, a w myślach mimowolnie powtarzał sobie: „Zimno, zimno, zimno!” Nie spodziewał się aż takiego spadku temperatury z dnia na dzień, dlatego nie był odpowiednio ubrany, za co teraz siebie przeklinał.
Ale byle dojść do domu, byle dojść! Pocieszał się, że już przynajmniej widzi budynek, a na dodatek jutro ma wolne, więc prawdopodobnie nie wyjdzie spod kołdry i prześpi cały dzień. W końcu będzie mógł się porządnie wyspać.
Do jego uszu dobiegło warczenie, które wydawało się być wyjątkowo głośne na tle ciszy panującej dookoła. Aż przystanął, rozglądając się, ale niczego nie dostrzegł. Ponowił marsz, wmawiając sobie, że to wszystko jest wynikiem braku snu.
Wstrzymał oddech, gdy odgłos rozbrzmiał za jego plecami. Wyraźne, gardłowe warczenie jakiegoś zwierzęcia. Coś mu podpowiedziało, żeby uciekać, ale zdrowy rozsądek nakazał mu stanąć. Przecież dzikie zwierzęta najczęściej rzucają się na człowieka, gdy ten robi jakieś gwałtowne ruchy.
Jego dłoń zacisnęła się na pasku od skórzanej torby, a oddech automatycznie przyspieszył. Odwrócił się powoli tak, żeby nie wykonać żadnego raptownego ruchu, a już po chwili stał oko w oko z wielkim, czarnym wilkiem.
Zwierzę ponownie zawarczało, ukazując swoje przerażająco długie kły. Demio poczuł nieprzyjemne dreszcze na samą myśl o tych kłach zatapiających się w jego ciele.
Dlaczego akurat on? Dlaczego wszystko, co było związane z wilkami, zaczęło kręcić się wokół niego? Był jakimś magnesem przyciągającym kłopoty?
Wilk zawarczał głośniej, rozchylając paszczę, z której wydobył się dziwny ryk, po czym w mgnieniu oka doskoczył do przerażonego chłopaka. Demio nie miał nawet czasu, aby pomyśleć o ucieczce. W jednej chwili wilk tak po prostu rzucił się na niego, przewracając na ziemię i wbijając kły w jego ramię.
Krzyknął, usiłując zrzucić z siebie potwora. Uderzył go nawet kolanem, ale w odpowiedzi poczuł tylko, jak długie kły bardziej zatapiają się w jego ciele.
Do jego uszu znów dobiegł jakiś ryk, a on pomiędzy jednym kopnięciem, a drugim, z przerażeniem pomyślał, że to może być kolejny wilk. Przecież te chodzą watahami.
Po chwili kły wyszarpnęły się z jego ramienia, a czarny potwór został zrzucony z Demio przez coś. Przez coś, bo chłopak nie zdążył zarejestrować, co takiego mu pomogło. Podniósł się z trudem do siadu, łapiąc za krwawiące ramię i przyglądając się dwóm walczącym wilkom.
Serce niemal podeszło mu do gardła, gdy jego wzrok zatrzymał się na Xinusie.
Pomógł mu…
A on go przecież wyrzucił z domu, chciał nawet wyrzucić z pamięci. Może nie rozumiał, co się wokół niego dzieje, ale był mu wdzięczny.
Podniósł się powoli i niemal od razu zakręciło mu się w głowie od utraty krwi. Jak najszybciej musi to opatrzyć, chociaż najlepiej by było, gdyby spotkał się z jakimś medykiem.
Odetchnął ciężko, upuszczając torbę. W międzyczasie wilki przestały walczyć, mierząc się groźnymi spojrzeniami i co chwilę powarkując coś do siebie.
W końcu jeden z nich, ten czarny, kłapnął zębami na chłopaka, po czym pobiegł w stronę lasu.
Demio odetchnął ciężko, zaciskając przy tym powieki. Całe ramię pulsowało bólem, a na dodatek nawet jego płaszcz przesiąkł krwią. Nie to go jednak martwiło, bo co jeżeli ten wilk był na coś chory?
- Chodź. – Czyjeś ramię objęło go w pasie. Otworzył oczy, spoglądając prosto w niebieskie tęczówki mężczyzny, którego już przecież znał.
- Co to było? – spytał, dając się prowadzić. W tym wypadku wolał nie myśleć. Po prostu nie myśleć kim - albo czym - jest Xinus.
- Trzeba ci to opatrzyć, bo nie wygląda za ciekawie – mruknął do siebie, spoglądając na zakrwawione ramię. W pewnym miejscu nawet płaszcz był rozdarty i widać było mięso.
Demio przeniósł cały swój ciężar na mężczyznę, mając wrażenie, że w każdej chwili może upaść. Czuł się dziwnie słabo, aż miał mroczki przed oczami. – Jest twój ojciec? - Zapytał Xinus, ale nie doczekał się odpowiedzi na to pytanie.
- Dlaczego jesteś nagi? – Głowa Demio opadła na ramię mężczyzny, a chłopak z minuty na minutę robił się coraz bardziej blady.
Xinus zaklął pod nosem, przyspieszając kroku.
- Nie zasypiaj – mówił do niego, gdy wspinali się po schodach werandy.
- Mhm – odmruknął chłopak, którego powieki robiły się coraz cięższe.
 
Tępe pulsowanie ramienia. Ból głowy i ta dziwaczna suchość w gardle, zupełnie, jakby nie pił nic przez miesiąc. Co mu było? Dlaczego…?
Uchylił powoli powieki, które zaraz zamknął, gdyż ból ramienia zaatakował go z podwójną siłą.
- Jak się czujesz? – Usłyszał głos, jednak nie potrafił określić z której strony on dobiegał.
Chciał odpowiedzieć, ale z jego gardła wydobył się trudny do odgadnięcia ochrypły dźwięk. Odchrząknął, otwierając oczy i spoglądając na nachylającego się nad nim mężczyznę. Zmarszczył brwi, dłuższą chwilę zastanawiając się, skąd go zna.
Kręcone, brązowe włosy opadły mu na niezwykle niebieskie oczy, częściowo je przykrywając.
Xinus…
- Źle – wychrypiał w końcu, rozglądając się dookoła. Był w swoim pokoju, leżał na swoim łóżku, a tuż obok niego siedział ten dziwny mężczyzna. Jak zwykle nagi. – Byś się ubrał – mruknął.
- Po co? – Wzruszył ramionami. Demio zignorował go, wyciągając drżącą dłoń spod kołdry i odkrywając się na tyle, by mógł zobaczyć zabandażowaną ranę, która teraz promieniowała bólem.
- Co się stało? – spytał, kładąc rękę z powrotem na materac. Nie rozumiał. Po prostu nie rozumiał, co się wokół niego działo.
- Zszyłem ci to, bo nie wyglądało za dobrze. Bałem się, że możesz się wykrwawić – odparł Xinus jakby nigdy nic. Oczy Demio rozszerzyły się w przerażeniu, a on tylko resztkami zdrowego rozsądku powstrzymał się, żeby nie wstać.
Jak to zszył?! Tak po prostu wziął go i zaczął nakłuwać igłą?!
- Co ty mi zrobiłeś?! Boże! Zadbałeś chociaż o higienę?! Zresztą, skąd miałeś odpowiednie nici?! – wydarł się na niego, chcąc zabrzmieć groźnie, jednak pozycja leżąca trochę mu to uniemożliwiła.
- Tak, tak – machnął obojętnie ręką. – Nici ukradłem od twoich sąsiadów, jeden z nich jest przecież znachorem. Środki dezynfekujące też.
- Ukradłeś? – Boże, z kim on miał do czynienia?!
- No, ukradłem.
- Włamałeś im się do domu?
- Włamałem – potaknął, nie rozumiejąc.
- Coś jeszcze zabrałeś?
- Jedzenie. – Przekrzywił zabawnie głowę, na co Demio odetchnął ciężko, opadając głową na poduszkę. Z jednej strony dobrze, że ktoś się nim zajął, faktycznie mógł się wykrwawić, ale… Nawet nie chciał wyobrażać sobie gołego Xinusa krzątającego się w obcym domu. No i zresztą sam był zdania, że na wszystko trzeba sobie zapracować, a kradzież nie jest dobrym wyjściem, chociaż… Gdyby nie ta kradzież pewnie byłby już po drugiej stronie.
- Ojciec jest? – spytał, zmieniając temat.
- Nie. Wyszedł przed chwilą do pracy.
- Przyniesiesz mi wody? – odetchnął. Musi się napić, koniecznie, bo już czuł nieprzyjemne pieczenie w gardle. – I nie wiem… Coś znieczulającego? Powinno być gdzieś w szafce w kuchni.
- Jasne – potaknął, wstając z krzesła stojącego koło łóżka. Demio aż jęknął cierpiętniczo, gdy w zasięgu jego wzroku znalazł się dosyć sporych rozmiarów członek mężczyzny. – I weź się ubierz, błagam.
- Po co? – odparł zdziwiony, kierując swoje spojrzenie tam, gdzie przed chwilą patrzył chłopak. – To bez sensu i tak więcej czasu spędzam w wilczej formie, a zresztą nie jest mi zimno. – Wzruszył szerokimi ramionami.
- Ale teraz jesteś w formie… ludzkiej. – Dalej nie potrafił tego zrozumieć, ale nie będzie się teraz nad tym zastanawiał. Xinus uratował mu życie, a przecież mógł go zostawić na pastwę tamtego czarnego wilka. – I nie chcę, żebyś paradował przede mną nago.
- Bo cię podniecam? – wypalił, uśmiechając się wyjątkowo beztrosko.
- Jezu, nie! Nie podniecasz mnie! – zaprzeczył, chyba trochę zbyt gwałtownie. Przecież nie mógł pozwolić, żeby ten mężczyzna myślał sobie nie wiadomo co! - Po prostu to niezręczne. Weź coś z mojej szafki, nie mam za dużo rzeczy, ale coś powinno na ciebie pasować.
Xinus podszedł do starej, zwykłej, drewnianej szafy, otwierając ją i przeglądając przez chwilę zawartość. W końcu odnalazł jakieś spodnie, po czym założył je na gołe ciało, nie przejmując się takimi sprawami jak bielizna.
- Może być czy muszę jeszcze założyć koszulę? – Odwrócił się w stronę Demio, który zlustrował go szybkim spojrzeniem. Rany, ale on był przystojny. Wysoki i dobrze zbudowany. Na dodatek jego ładnie wyrzeźbiony tors pokrywał ciemny zarost, co dodawało mu takiej zwierzęcości.
Sentis był bardzo mało owłosiony, nawet w okolicach intymnych. Nie żeby mu to przeszkadzało, ale gdyby miał wybierać… Aż miał ochotę się uderzyć za takie myśli. Nie mógł patrzeć na Xinusa w tych kategoriach, przecież był z Sentisem. Sam nie chciałby, aby jego kochanek myślał tak o innych mężczyznach.
- Załóż koszulę – mruknął. – I idź po to, o co cię prosiłem, bo zaraz z tego bólu oderwę sobie ramię – warknął, bardziej poirytowany swoimi myślami, niż ociąganiem się Xinusa. – A później mi wszystko wytłumaczysz.
Xinus milczał przez chwilę, przeglądając koszule i w końcu wybierając tę największą.
- A chcesz? – spytał w końcu, dziwnie zamyślony.
- Co chcę?
- Żebym ci wytłumaczył. Ostatnio nie zareagowałeś zbyt pozytywnie. – Posłał mu ciężkie do odgadnięcia spojrzenie.
- Chyba nie dowiem się niczego gorszego od tego, że raz jesteś sobie wilkiem, a raz człowiekiem? – zapytał z ironią, na co Xinus zacisnął usta w wąską linię. Najwyraźniej pytanie w jakiś sposób go dotknęło.
- Zaraz wracam – warknął pod nosem, zakładając szybko koszulę i wychodząc z pomieszczenia, zostawiając Demio samego.
Chłopak nagle poczuł się winny za zadanie nieodpowiedniego pytania w nieodpowiednim tonie. A przecież powinien być mu wdzięczny za uratowanie życia.
***
Szczęśliwych Walentynek!

7 komentarzy:

  1. Xinus <3 Strasznie mi się podoba, a zwłaszcza, to że co nieco zadbałaś o jego charakter, który przypomina myślenie zwierzęcia :)
    (ach te kręcone włoski<3)
    A czarny wilk to chyba Ankor. Ale czemu atakował by Demio? Nawet jeśli wiedział, że ten pomógł Xinus'owi to chyba jakby miał go za wroga, to chłopaka by zaatakował wcześniej xD

    (gupi Twój net, bo mi uciekłaś :*)

    Kohaku

    OdpowiedzUsuń
  2. Niee, no jak to się stało, że napisałaś taki dłuugi tekst, a ja jak ostatni cham przeczytałam go tak szybko? T___T Jak zawsze nie mogę się doczekać kolejnej notki.Również życzę Ci szczęśliwych Walentynek :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczęśliwych Walentynek ♥
    Rozdział świetny. Xinus.. mmm :D Sama bym chciała mieć takiego psiaka ;) Chociaż te włosy bym zmieniła ;p nie przepadam na kręconymi, ale przeboleje ;D Czekam na ciąg dalszy :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Miłości!
    Oj, czy ten czarny wilk jest alfą? Czy Demio nie zostanie zamieniony w zmiennokształtnego?:D
    Jestem ciekawa jak to wszystko mu wyjaśni Xinus i czy wyjawi swoje prawdziwe imię;D
    O.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale Demio wrednie się zachował, jak taka fretka xDDD
    A cóż to był za stwór, ten czarny wilczek, hmm?

    Też szczęśliwych i udanych walentynek!

    OdpowiedzUsuń
  6. tak, to znowu ja:) Mam nadzieję, że się cieszysz^^ Czytam, czytam, czytam, patrze, a tu koniec! *następny rozdział, proszę*
    Jak ten czarny wilk zaatakował Demio (czy jak tam się jego imię odmienia) to WIEDZIAŁAM, że Xinus go uratuje! No ja rozumiem, że Demio ciężko jest zrozumieć co się dzieje, ale mógłby go traktować ciut lepiej. Dobrze chociaż, że zdaje sobie sprawę ze swojego zachowania, jest więc nadzieja poprawy.
    I braciszek Ankora się pojawił. Oni są jacyś dziwni... Inne wilczki? Łowcy? Wampy^^? Ciekawe kim oni są... Bo na pewno nie są przeciętnymi zjadaczmi chleba.
    Hmmm... Czyżby komuś nie podobało się, że Demio zbliżył się do wilcza... A może na odwrót... Ciekawi mnie jak pociągniesz dalej akcję.
    I po co on mu się kazał ubierać! Mógł chociaż oczy nacieszyć:P Potem kopnąć w d*pę tego tego jak mu tam było... Sentisa! i cieszyć się swoim ideałem:D
    Dream, WIĘCEJ:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że się cieszę! Nawet baaardzo :D
      Następny się pisze, bo niestety wyczerpałam nakłady rozdziałów. A tak mi się dobrze publikowało, nie zaprzątając sobie przy tym głowy, że trzeba pisać kolejny rozdział... xD
      Ja też nie wiem, po co on kazał mu się ubierać! Gdybym ja miała ideał pod nosem, miałby chodzić non stop nago :D No ale Demio jest rudzielcem... nie zrozumiesz xD.
      Nakręciłaś mnie tym komentarzem, lecę pisać :*

      Usuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.