Rozdział 22 – Po prostu żałosny.
Alkohol nie rozwiązuje problemów. On tylko pomaga o nich zapomnieć, no i przynosi niezbyt miłe skutki, najczęściej odczuwane rano w postaci kaca. Szkoda, że przypomniało mi się o tym na drugi dzień.
Głowa pulsowała mi tępym bólem, tak że ledwo co mogłem wstać z łóżka. Gdy już wreszcie udało mi się stanąć na równe nogi, powlokłem się do kuchni, pijąc łapczywie wodę z kranu byle tylko ugasić pragnienie.
Odetchnąłem ciężko, przemywając sobie jeszcze niedbale twarz, po czym sięgnąłem do półki z lekarstwami. Wysupłałem pierwsze lepsze, po czym połknąłem, popijając jeszcze wodą z kranu.
Akurat w tym momencie musiał zadzwonić mój telefon. Myślałem, że przez ten głośny dzwonek łeb mi pęknie.
- Mama kazała ci przekazać, że pogrzeb w środę – szepnęła cicho. – Przyjedź o dziesiątej do Fordonu, pójdziemy razem.
Westchnąłem ciężko. Pozostał teraz przykry obowiązek pochówku… Naprawdę nie chciałem przyglądać się, jak trumna z ojcem znika pod ziemią, no ale… Musiałem iść.
- Jasne – powiedziałem tylko, rozłączając się.
Minęły dwa dni. Gracjan dalej się nie odzywał, w ogóle nie dawał znaku życia. Nie spotykałem go już w parku ani na osiedlu. Po prostu tak, jakby zapadł się pod ziemię. Oczywiście mogłem do niego zadzwonić, ale po co? Żeby się rozłączył?
Spojrzałem krytycznie na swoje odbicie w lustrze. Stanowczo źle wyglądam w garniturze, szczególnie w takim przepisowo apelowym, którego spodnie, marynarka i wąski krawat są czarne, a koszula śnieżnobiała. No, ale przecież nie założę na pogrzeb ojca różowej koszuli z jakimś pstrokatym krawatem.
Westchnąłem ciężko, przeczesując dłonią włosy. Ostatnią rzeczą, na jaką miałem teraz ochotę, był pogrzeb.
Cholera. Najpierw Gracjan, o którym do teraz nie potrafię zapomnieć, a minęło już kilka dni, a później ojciec. Czy ja mam jakiegoś życiowego pecha? Dodajmy do tych wszystkich nieszczęść moje HIV i odpowiedź jasna. Urodziłem się w złym miejscu o niewłaściwej porze.
Wygładziłem poły marynarki, schylając się, aby założyć czarne buty do garnituru. Złapałem jeszcze za telefon i wrzuciłem go do kieszeni, uprzednio sprawdzając czy go wyciszyłem.
Gdy wyszedłem z klatki, na ulicy czekała już na mnie taryfa. Podałem taksówkarzowi adres, po czym odjechałem.
Za chwilę zobaczę mamę, która pewnie nie wygląda najlepiej. Siostry, które także ledwo co radzą sobie z odejściem ojca.
No i całą masę rodziny, która będzie składać mi kondolencje, a ja zapewne nawet ich nie będę znać. Może być coś lepszego? Jak już mówiłem, moje życie to pasmo nieszczęść. Nie lepiej byłoby podciąć sobie żyły albo coś zażyć?
Pewnie, że byłoby. Ale jestem tchórzem bojącym się śmierci. Żałosne.
Mama wyglądała gorzej, niż mi się wydawało. Schudła. Nie wiem jak to możliwe tak schudnąć przez te trzy dni, no, chyba że nic nie jadła. Niepomalowana, z niechlujnie związanymi włosami i w czarnych, nieco na niej wiszących, ubraniach. Niemal od razu kazałem dziewczynom się nią zająć, aby doprowadziły ją do porządku, przynajmniej fizycznie.
Widać było, że moja rodzicielka bardzo przeżywa śmierć ojca. Starała się uśmiechać, lecz wszyscy wiedzieliśmy, że to tylko na pokaz.
Tomek, mąż Agaty, zabrał samochodem mamę i Kasię, a ja, Sylwia i Beata dojechaliśmy do kościoła na mszę taksówką.
Nigdy nie byłem religijny. Bierzmowanie przyjąłem dlatego, bo mama chciała, mi było wszystko obojętne. Gdy jeszcze mieszkałem z rodzicami, tak jak oni chodziłem co niedzielę do kościoła, teraz wolałem w niedzielę leżeć sobie w łóżku.
Może nie byłem taki do końca niewierzący, bo w coś tam wierzyć trzeba, ale nie praktykowałem żadnych obrzędów, gdyż wydawały mi się głupie i całkowicie pozbawione sensu.
Poczekaliśmy przed budynkiem kościoła zbudowanego z czerwonej cegły na karawan, który miał się już niedługo zjawić. Co chwilę podchodziło do nas coraz więcej osób. Większość znałem i kojarzyłem, ale jak podeszły do mnie „ciotki ze strony wuja dziadka kuzyna ojca” to tylko stałem i wsłuchiwałem się w stereotypowe gadanie takich ciotek – „Ale ty wyrosłeś, jak ostatnio cię widziałam jeszcze pieluchy nosiłeś”.
I tak jeszcze długo. Witanie się z rodziną, przyjmowanie kondolencji.
Aż wreszcie zajechał czarny karawan. Stanął przed kościołem, a mężczyźni ubrani na czarno wnieśli trumnę do wnętrza kościoła i pozbierali wieńce pogrzebowe od gości, po czym poukładali je dookoła trumny.
Nie otworzyliśmy jej. Wszyscy razem stwierdziliśmy, że chcemy zapamiętać ojca takim, jaki był za życia, a nie leżącego w drewnianej skrzynce.
Zaczęła się msza, ksiądz wygłosił w kazaniu mowę o tym, jakim ojciec to nie był dobrym człowiekiem i ile nie zrobił dla parafii… Mimo wszystko byłem przekonany, że ten stary, siwy dziad wygłaszający te wszystkie cudowne słowa o ojcu, praktycznie go nie znał. Wymienił z nim może kilka zdań, kiedy to tata dokładał się do elewacji budynku kościoła. Oczywiście nic nie powiedziałem.
Siedziałem jedynie pomiędzy cicho szlochającą Sylwią i otwarcie płaczącą matką, ściskając dłoń mojej rodzicielki, która wręcz wbijała paznokcie w moją skórę.
Aż w końcu poszliśmy za trumną na cmentarz. Nie wiem czy to była jakaś ironia losu, czy coś innego, ale zaczęło padać. Najpierw była to lekka wiosenna mżawka, dopiero, gdy trumna wsuwała się powoli do wcześniej wykopanego dołu, zaczęła się ulewa.
Stałem pod czarnym parasolem przytulając do siebie matkę, a także podtrzymując ją w pasie. Bałem się, że może zemdleć. Ojciec był dla niej całym światem, liczyła się z jego zdaniem i nawet nie śmiała mu się w żadnej kwestii sprzeciwić.
Gdy powoli zakopywano trumnę, dotarło do mnie, że już nigdy tego człowieka nie zobaczę. Już nigdy nie powiem mu tego, co chciałem. Będę żyć ze świadomością, że jestem tchórzem i nawet nie byłem w stanie powiedzieć umierającemu ojcu o swojej orientacji.
Jestem żałosnym tchórzem.
Żałosnym tchórzem, który przez chwilę wierzył, że jego życie się ułoży. Który zapomniał o chorobie i pozwolił przywiązać się do pewnej osoby, która go odrzuciła, gdy tylko dowiedziała się o HIV.
Czyż to nie jest przejaw mojej beznadziejności?
Zacisnąłem dłoń na ramieniu mamy, zagryzając przy tym wargi. Walczyłem ze łzami, które nie miały związku ze śmiercią ojca.
W tamtej chwili nie myślałem o tym, że właśnie pochowałem tatę.
Gracjan mnie zostawił. A ja przywiązałem się do niego… Polubiłem go i pozwoliłem sobie na nadzieję.
Żałosne, żałosne, żałosne.
Jestem taki słaby. Moje życie nie ma już najmniejszego sensu… Pozbyłem się go, kiedy przeczytałem „pozytywny”.
Moje rozmyślenia przerwała wibrująca komórka w kieszeni. Ocknąłem się, zauważając, że przede mną stoi moja chrzestna, mówiąca coś nieskładnie, a po jej policzkach spływał tusz do rzęs razem z podkładem.
- Naprawdę bardzo, bardzo ci współczuję – zakończyła, przytulając mnie do siebie.
A telefon znów zaczął wibrować. Nie wyciągnąłem go jednak i nie sprawdziłem. Nie miałem na to sił.
Dopiero, gdy wróciłem ze stypy do domu, postanowiłem sprawdzić te nieodebrane połączenia. Od razu po pogrzebie ojca nie miałem na to ochoty, nawet nie byłem ciekaw, kto taki się do mnie dobija. Usiadłem na łóżku, podciągając nogi pod brodę i opierając ją o kolana, wyciągnąłem komórkę. Niechętnie zerknąłem na wyświetlacz, odblokowując ją i klikając na migającą ikonę na ekranie. Otworzyło się nowe okno informujące o nieodebranych bądź odrzuconych połączeniach.
Zamrugałem, tępo wpatrując się w literki składające się w jedno, jedyne imię, którego dźwięk wywołuje u mnie szybsze bicie serca. Przełknąłem ślinę, nagle zrobiło mi się gorąco i coś ścisnęło mnie w gardle.
Gracjan.
Tym, który do mnie dzwonił, był Gracjan.
Ale czego on ode mnie chciał?!
W pierwszym odruchu uśmiechnąłem się do siebie z ulgą, szybko jednak odezwał się rozum. Pewnie coś u niego zostawiłem. Pewnie chciał mi to oddać. Pewnie to nic ważnego, nic, z czego mógłbym się cieszyć.
Nie mogłem się łudzić, później prawda okazałaby się jeszcze bardziej bolesna i wtedy już w ogóle mógłbym się po tym nie podnieść.
Ale dzwonił do mnie trzy razy!
Potrząsnąłem głową, wyrzucając z siebie te wszystkie żałosne myśli. Gracjan to już przeszłość, muszę o nim zapomnieć. Sam mnie odrzucił! Nie mogę ciągle go rozpamiętywać, powinienem zająć się studiami i nauką. Powinienem zapracować na moją przyszłość, której…
Której nie mam. Która jest już z góry ułożona. Która będzie samotna.
Nie licząc oczywiście Adama… Ale i tak jestem pewien, że i on mnie kiedyś zostawi. Może i jest między nami przyjaźń, bo właściwie… Naprawdę go lubię i wiem, że wiele bym dla niego zrobił. Ale czy i on dla mnie byłby gotów się poświęcić?
Nie, to już jest śmieszne. Adam i poświęcenia? On widzi tylko czubek własnego nosa… Gracjan jest inny.
Był inny, póki się nie dowiedział. Ale teraz go już nie ma.
- Kurwa – podniosłem się z łóżka, przeczesując nerwowo włosy dłonią, burząc je. – Koniec z nim – burknąłem, kierując się do kuchni i wymijając śpiącego na podłodze Lambo.
Wyciągnąłem z lodówki mleko, które wypiłem z gwintu.
Nie jadłem na stypie. Nic nie chciało przejść mi przez gardło, a jak patrzałem na ten stos jedzenia, to zbierało mi się na wymioty.
Przecież pół godziny wcześniej pochowaliśmy ojca! Jak można po tym żreć, rozmawiać i pić?! Mówiłem mamie, żeby lepiej nie robiła stypy, no ale to polska tradycja. Uparła się i tyle.
Westchnąłem ciężko, opierając się biodrem o kuchenny blat i ze znudzeniem wpatrując się w etykietę kartonu po mleku.
Powinienem wziąć się w garść i zrobić coś, skończyć z tą swoją żałosnością. Tyle że całkowicie nie wiedziałem co.
Nagle ciszę w moim mieszkaniu przerwał piskliwy dźwięk dzwonka do drzwi. Uniosłem brwi, spoglądając na szczekającą Tessę.
Kto mógłby przyjść do mnie o tej godzinie? Zbliżała się dwudziesta druga! Westchnąłem ciężko, odstawiając karton mleka na blat i wychodząc do przedpokoju.
Tessa stała przy drzwiach, szaleńczo merdając ogonem i szczekając przy tym.
- Spokój – mruknąłem, co jednak nie przyniosło żadnego skutku. Pies dalej szczekał i cieszył się jednocześnie.
Przekręciłem klucz, zwalniając zamki, po czym, trochę niepewnie, uchyliłem drzwi.
Zamurowało mnie. Opuściłem bezwładnie rękę wzdłuż ciała, wpatrując się w jego zmieszane oczy i niepewny uśmiech.
Dlaczego?
Dlaczego przychodzi teraz, kiedy już prawie sobie to wszystko ułożyłem? Kiedy jasno dał mi do zrozumienia, że mnie nie chce? Że się mnie brzydzi?
Dlaczego niszczy mój świat? Sprawia mu to radość?
- Cześć – powiedział nieśmiało z tym swoim skrępowanym uśmiechem.
- Co ty…? – wydusiłem jedynie, nie będąc w stanie nic więcej powiedzieć. Brakowało mi tych piwnych tęczówek. Tych uśmiechów i tego zapachu papierosów… Brakowało mi go, chociaż ciężko było mi to przed sobą przyznać.
Czaisz, że chciało mi się płakać? No może nie od razu płakać, ale zrobiło mi się tak smutno i flegmatycznie. To prawie tak, jakby poużalać się nad własną, marną egzystencją.
OdpowiedzUsuńMoże, jak Gracjan do niego przyszedł, to on mu wyjaśni, Filip się rozklei, wszyscy będą mieli wszystkiego dość, czy coś takiego, ale w końcu skończy się happy end'em. Fajnie by było.
Ale mi smutasa teraz napędziłaś, no! :c
Mam nadzieję, że Gracjan wytłumaczy się Fifiemu i że ułożą sobie wszystko od nowa. Oby Filip nie robił problemów bo kogoś uduszę. SŁOWO DAJĘ!
OdpowiedzUsuńAutorce życzę oczywiście weny! <3.
~ Ai
Ja - kolejna, mam nadzieje na szczęśliwe zakończenie ^ ^'''' fajnie by było, no! Jeśli Gracjan go przeprosi, a Filip bd robił problemy, to dołączam się do jednej koleżanki. Kogoś się poddusi, czy coś..
OdpowiedzUsuń~Taiyo
Ojeeeeeeeeeeej nawet nie wiesz jak mi miło z powodu dedykacji : ) I nie rozumiem jak ktokolwiek mógłby mieć ciebie dosyć!? Kobieto, ogarnij się, jesteś wspaniała :) I rozdział, no cóż trochę przejściowy, ale bardzo mnie zaskoczyłaś Gracjanem : ) POZYTYWNIE. Nie mam pytań, dziękujemy za uwagę, dobranoc i czekam na więcej! : D A teraz lecę się upić w trzy dupy : D taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak
OdpowiedzUsuńKoniec końców skończyłam dzierżąc w dłoni chusteczkę do nosa, ale to przez to, że mam katar i normalnie już wariuję. Co do wizyty Gracjana mam nieco jednak inne podejście (ale wiadomo, że ja zawsze mam swój punkt widzenia, który z reguły się nie sprawdza, ale fajnie jest tak się po domyślać i potem albo się cieszyć, że miało się rację, albo smucić, że się jej nie miało). Oczywiście moim skromnym zdaniem Gracjan przyszedł powiedzieć Filipowi, że jednak nie mogą się spotykać (przynajmniej przez jakiś czas), że on musi to sobie wszystko poukładać i w ogóle potrzebuje więcej czasu na przemyślenia. W tym czasie w jego życiu pojawi się ta dziewczyna, - o której mowa była w zapowiedzi. Filip ich pewnie przyłapie i już w ogóle się rozklei. Pewnie będzie chciał wyjechać i tak zrobi. Potem Gracjan jednak dojdzie do wniosku, że bardziej nu zależy na Filipie, ale będzie już za późni bo ten z kolei będzie daleko. Dalej nie wiem jakie mogły by być losy, ale w końcu się odnajdą i ten Happy End będzie.
OdpowiedzUsuńOczywiście to wytwór mojej wyobraźni ta wersja i nie musi się okazać prawdą. Ja po prostu lubię wysnuwać takie domysły, które potem okazują się błędne, ale cóż taka już moja natura.
Pisz dalej to opowiadanie bo jest bardzo fajne i wciągające i wcale mi się nie nudzi. Jest takie inne, wręcz przepełnione wszelakimi emocjami. Ani się waż myśleć, że mam cię dosyć, bo ja codziennie po kilka razy zaglądam na twojego bloga z nadziej, że dodałaś nowy rozdział. Czekam na kolejną cześć. Wiele weny twórczej życzę i do następnego razu ;)
O kurcze xD Ładnie to tak kończyć xD nie przeżyję :D
OdpowiedzUsuńRozdział w całości całkiem ciekawy ale smutny...jednak ta końcówka :D oczywiście wiele wzbogaca. Umieram z ciekawości co dalej :D:D:D nie każ nam długo czekać hihi
Pozdrawiam!
No nareszcie Gracjan się pofatygował. Niech teraz tego nie spieprzy, bo ja nie wiem, czy można dać z liścia nie istniejącej notabene postaci, ale jak on to zawali, to ja się już postaram!
OdpowiedzUsuńPrzez niego, kurde mol, Fifi miał prawie-że myśli samobójcze. A to bardzo niedobrze. I tak ma tego HIVa więc niech już sobie nie odbiera tego, co mu jeszcze zostało.
Wrr, mam nerw na Gracjana, ale mi przejdzie, jak w następnym rozdziale ładnie sobie wszystko wyjaśnią, padną w ramiona etc. ^^"
A poza tym czekam na kolejną notkę - najlepiej szybciej niż ostatnio. Najlepiej to w ogóle jutro ^^ Albo i dziś. Teraz, zaraz, już!
PS Weny życzę! ;-)
Właśnie, tak sobie czytam inne komentarze. Dobrze ktoś to ujął: jeśli Filip będzie robił problemy, zostanie uduszony nie przez jedną, nie przez dwie, ale już przez TRZY osoby! ;-)
OdpowiedzUsuńTradycja musi być, znowu przerwałaś w najlepszym momencie! Szkoda mi Filipa on jest taki kochany, nie zasługuje na taki straszliwy los! A Gracjan niech on powie że go KOCHA i że będzie z nim i takie tam :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i wklejaj częściej te rozdziały! =]
No nie! Niech ten Gracjan teraz wypierdala stąd ! Nie lubię go odkąd to zrobił Filipowi, już wolałbym, żeby Filip był z Adamem lub cokolwiek, tylko... niech On zamknie mu drzwi przed nosem
OdpowiedzUsuńPrzyszedł do niego i co teraz? Przeprosi za swoje zachowanie i powie zostańmy przyjaciółmi, podczas, gdy Filip coś do Gracjana czuje. To będzie blondynka bolało, bo trudno przyjaźnić się z kimś kogo się kocha, bo taka jest prawda. Mam nadzieję, że będzie jednak inaczej i fotograf uświadomił sobie pewne fakty, przemyślał i tęsknił, jak chole*ra za Filipem.
OdpowiedzUsuńMam na głowie kuzynkę do piątku i teraz pojechała z moją mamą na zakupy i w końcu mogę coś poczytać i skomentować, a tego rozdziału to już nie mogłam się doczekać z kolejnym jeszcze gorzej. Chciałabym już go przeczytać. Zwłaszcza, że w piątek wyjeżdżam i wracam poniedziałek/wtorek.
Jak mogłaś teraz skończyć?! Jesteś okrutna!! Ja chce jutro nowy rozdział, bo nie wytrzymam :D Kobieto, jesteś genialna...
OdpowiedzUsuńTa notka ratuje całą beznadziejność dzisiejszego dnia. Dziękować ^^. Weny życzę z caaaaałej siły.
OdpowiedzUsuńJAK MOGŁAŚ?! W takim momencie?! Agr...
OdpowiedzUsuńNo nic... Czekam aż Gracjanek się wytłumaczy. A tak BTW to Gracjan ma wyczucie sytuacji :P
Pozdrawiam
he he dobrze, że w końcu sobie porozmawiają, mam nadzieje, że poukłada się im :) widzę, że opis uczuć Ci się ..wzbogacił. He sama bardziej wczuwam się w ludzkie emocje, więc i Twój przekaz coraz bardziej do mnie przemawia :)
OdpowiedzUsuńAaaaa ! Doczekałam się. Super i wgl, samej wzięło mnie na płacz jak chowali ojca, w ogóle jak to wszystko bohater przeżywał... Nie mam ojca, mam tylko mamę i nie wiem co by się stało, gdybym ją straciła. Takie i inne myśli przeleciały mi przez głowę kiedy czytałam. Mam nadzieję, że ciąg dalszy szybko się pojawi.
OdpowiedzUsuńNo! A teraz błagaj Go żeby pozwolił Ci przy sobie zostać Ty cholerny tchórzu! Aaaargh no rozszarpałabym doprawdy ;< Chociaż sama pewnie miałabym niezłego zonka, tak jak Gracjan. Ech w sumie Jego reakcja jest uzasadniona, to całkowicie normalny odruch, a jednak miałam gdzieś tam głęboko nikłą nadzieję, że tutaj będzie inaczej. Cóż. Życie. Teraz wszystko zależy od dobrej woli Filipa. I wyjaśnień Gracjana. Poczekamy, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na kolejny rozdział. I na "Księcia" również. ;*
Kuroneko
ej, wiem, że to mała pierdółka, ale napadła mnie ostatnio mania na piosenkę pewnego zespołu... którego nazwy nie znam, tytułu piosenki zresztą też. sam zespół nazywa się jakoś tak "bla" i coś tam dalej, z tego co pamiętam. zaczyna się "chyba" na literkę B. piszę to tutaj, ponieważ wydawało mi się, że ty tą piosenkę miałaś na blogu... nie wiesz może o co mi chodzi? :D
OdpowiedzUsuńPiosenki jakie miałam na blogu:
OdpowiedzUsuńNickelback - Savin me
Nickelback - Photograph
Nickelback - Today Was Your Last Day
Miyavi - Shelter
Kings of Leon - Use somebody
Mam nadzieję, że któraś z tych piosenek to ta, której szukasz :).
Świetny odcinek.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony taki smętny, z drugiej dający nadzieję ^^'.
Strasznie mi sie podobał, tak fajnie opisujesz rozterki Fifiego xD.
Mam nadzieje, że szybko dodasz kolejny odcinek, już nie moge się doczekać...
Kurde! Kocham to opowiadanie xD
Nikki
No to tak (wiem nie powinnam tak zaczynać zdania)twój blog czytam już dość długo czasu ale nigdy nie miałam odwagi do napisania komentarza. Może dlatego że nie umiem pisać czego mogę Ci pozazdrościć. Historia filipa i Gracjana bardzo mnie zaciekawiła,a po obejrzeniu zapowiedzi, nie mogę spokojnie wysiedzieć jeśli nie zobaczę czy może dodałaś nową notkę. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży ale jak wiadomo nadzieja matką głupich. Życzę ci weny i chęci do dalszego pisania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Dżaba