Rozdział 21 – Nie ma to jak Jack Daniels.
Stanąłem pod drzwiami, w dłoni ściskając kartkę z niechlujnie nabazgranym adresem. Odetchnąłem ciężko, naciskając na dzwonek.
Czułem się gorzej niż źle. Najpierw to odrzucenie przez Gracjana, który do tej pory się do mnie nie odezwał, a teraz jeszcze ojciec.
Jak się wali, to już na całego, co?
Nie mogłem usiedzieć w domu, cisza mnie przytłaczała, a o rozmowie z Nim, jakoś nie chciałem myśleć. Bo co On mógłby zrobić? Zapewne powiedzieć, że skoro go nie słuchałem, to teraz mogą mnie zeżreć wyrzuty sumienia. Ale nie potrafiłem zebrać się na odwagę, aby powiedzieć ojcu o mojej orientacji, bałem się, że mnie wyśmieje, wyzwie i mimo swojego ciężkiego stanu, wyrzuci z domu, a później, aż do swojej śmierci, nie będzie się do mnie przyznawać.
Ale go już nie ma.
Już się nie dowie, umarł w nieświadomości.
Jestem tchórzem, ale to wcale nie jest nowością, dlaczego więc czuję się tak okropnie?
Drzwi się otworzyły, a w progu stanął Adam w samych dresowych spodniach i rozpuszczonych włosach. Czarne loki sięgały mu aż do ramion. Uniósł zdziwiony brwi, tak jakby spodziewał się każdego, ale nie mnie. Sam mi przecież mówił, że będę mógł go odwiedzać, kiedy tylko będę miał potrzebę.
- Fifi?
Zwilżyłem wargi. Byłem tchórzem, który nie potrafi sobie poradzić z własnymi wyrzutami sumienia. Może być jeszcze gorzej?
- Ojciec umarł – powiedziałem beznamiętnie. Zupełnie jakby obeszło mnie to szerokim łukiem. Po prostu stwierdziłem fakt, ale Adam jednak wiedział, że wcale nie jest to mi takie obojętne. Wiedział, że nie lubiłem się z ojcem. Kiedyś mu wszystko opowiedziałem. Powiedziałem, jakim świnią był ten stary dziad. Ale najwidoczniej nawet taki debil jak Adam wiedział, że ten stary dziad coś jednak dla mnie znaczył.
Niewiele, ale jednak. Był moim ojcem, to wystarczy.
- Wejdź – rzucił jedynie, przepuszczając mnie w progu. Wtoczyłem się do jasnego przedpokoju ze ścianami pomalowanymi na żółto. Pod ścianą, tuż obok drzwi, stała nowa, brązowa szafka na buty, a wyżej znajdowały się wieszaki na kurtki. W milczeniu ściągnąłem swoją bluzę, gdyż wieczorem było już zimno, i odwiesiłem.
- Nie powiedziałem mu – wyrzuciłem w końcu z siebie, smętnie zrzucając czarne adidasy. – Do samego końca udawałem przed nim kogoś, kim nie jestem.
- Nie zadręczaj się – pocieszył mnie. – Piwo? – dodał po chwili, chcąc zmienić temat, za co byłem mu właściwie wdzięczny. Bo nie miałem ochoty o tym rozmawiać, po prostu nie chciałem siedzieć w pustym mieszkaniu.
Może i miałem jeszcze psy. Ale psy to nie ludzie…
- No – potaknąłem.
Otworzył jakieś drzwi z boku, gestem każąc mi tam wejść. Niczym marionetka wykonałem jego polecenie, wchodząc do jasnego, beżowego salonu o dosyć sporych rozmiarach. Jedną ze ścian zajmowała duża, dębowa szafa, na której półkach nie stało absolutnie nic. Naprzeciwko znajdowała się brązowa, nowa kanapa z kremowymi poduszkami. Opadłem na nią, wbijając wzrok w panele. Skuliłem się nieco, opierając łokcie na kolanach i skrywając twarz w dłoniach.
A już u niego byłem. Dzisiaj. W pokoju. Chciałem mu wszystko powiedzieć, że wcale nie jestem taki, jakim mu się wydaję. Że nigdy nie będę mieć dziewczyny ani żony (faceta pewnie też, ale o chorobie mówić mu nigdy nie chciałem).
Już sobie nawet ułożyłem rozmowę w głowie. Każdy jej punkt był dopracowany, przewidziałem wszelkie warianty, nawet te całkowicie absurdalne, jak na przykład akceptacja ojca.
Ale jednak… Stchórzyłem w ostatniej chwili. Gdy usiadłem na jego łóżku, spojrzałem w szare, mętne tęczówki, cała odwaga prysła niczym bańka.
A wieczorem dowiedziałem się, że on nie żyje.
- Masz – przed moimi oczami pojawiła się puszka piwa. Westchnąłem, sięgając po nią. Była zimna, przez co nieco wilgotna. Nie zastanawiając się dłużej, otworzyłem ją, po czym pociągnąłem duży łyk.
- Chcę się upić – powiedziałem bez ogródek. Adam spojrzał na mnie zaskoczony, siadając obok.
- Piliśmy wczoraj, jutro masz wykłady – przypomniał. Wzruszyłem obojętnie ramionami, biorąc kolejny, spory haust.
- Nie pójdę. Chcę się upić i zapomnieć – mruknąłem beznamiętnie. Adam westchnął ciężko, otwierając swoje piwo.
- W tym tempie zostaniesz alkoholikiem – powiedział całkowicie poważnie. – Jedno piwo i koniec – zarzucił, opadając na oparcie.
Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy, aż wreszcie nie wytrzymałem. Nie dla tej ciszy przyszedłem do niego, to od niej właśnie starałem się uciec.
- I jak z tym Krystianem? – spytałem, spoglądając na niego kątem oka. Wzruszył ramionami, popijając powoli bursztynowego napoju, po czym zaczął przyglądać się puszcze.
- Cisza jak na razie – aż się uśmiechnął. – Tylko telefon, ale to da się przeżyć – wzruszył ramionami.
Zagryzłem wargę, wpatrując się w pewien niewidoczny punkt na beżowej ścianie.
- A nie chciałbyś… No wiesz… spróbować? Dzieciak nie jest brzydki – chciałem dodać: „Tylko wygląda jak przegięta ciotka”, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem.
Posłał mi spojrzenie, którym zawsze obdarzałem Adama, czyli jakby koło niego siedział naprawdę wielki idiota.
- Ja? – wskazał na siebie. – A widzisz mnie w jakimkolwiek związku? To nie dla mnie – wzruszył obojętnie ramionami, znowu popijając piwa.
- Ze mną byłeś – wydąłem usta w zastanowieniu. – Może to nie był taki normalny związek, ale spotykaliśmy się dosyć długo.
- Ale ty, to co innego – mruknął, spoglądając w sufit. Aż nie mogłem się powstrzymać, aby nie zerknąć na ten wręcz idealny tors… I tą lekko odstającą grdykę. Miałem ochotę przesunąć po niej językiem…
Na szczęście szybko się otrząsnąłem.
- W jakim niby sensie? – zapytałem ciekawy jego odpowiedzi.
- No… Z tobą, to mógłbym i być na poważnie – westchnął, wbijając we mnie to swoje orzechowe spojrzenie. Przełknąłem niepewnie ślinę. Pierwszy raz słyszałem od Adama coś tak osobistego.
- Nie żartuj – prychnąłem, posyłając mu kuksańca pomiędzy żebra. Aż mi się głupio zrobiło na te słowa.
Bo Adam dla mnie był fajnym kolesiem. Mógł być kolegą, a wcześniej kochankiem, z którym utrzymywałem tylko łóżkowe relacje, ale nie partnerem na serio… Adama mogłem nazwać jedynie przyjacielem.
- Nie żartuję – mruknął. – Ten młody… Jezu, on mnie przeraża – zaśmiał się. – Było z nim fajnie w toalecie i w ogóle, przed tym wszystkim też się nam fajnie rozmawiało, ale gdy zaczął świrować… Nie, lepiej podziękuję – uśmiechnął się krzywo, dopijając piwo, a następnie zgniatając puszkę.
Ja miałem jeszcze połowę.
- No, ale co ci szkodzi? Tak tylko do łóżka – wzruszyłem ramionami. I Adam byłby szczęśliwy, że może kogoś pieprzyć co noc i dzieciak, że jest z Adamem. Wszyscy zadowoleni i szczęśliwi.
Szkoda, że takiego ultimatum nie można znaleźć w moim przypadku. Westchnąłem ciężko, dosysając się do puszki i biorąc naprawdę duży łyk, tak że zostało mi już niewiele alkoholu.
- Masz jeszcze? – spytałem zapobiegawczo, na co brunet przytaknął. – No weź daj mu szansę, bo szczeniak nawet mnie nachodzi – prychnąłem. Duże brwi Adama uniosły się w geście zdziwienia.
- No co ty? Kiedy? – zadał pytanie, wstając i czekając, aż dopiję piwo, po czym zabrał pustą puszkę i po chwili wrócił z kolejnymi dwoma. Najwidoczniej zapomniał o swoim postanowieniu, że wypijemy tylko po piwie. – Mam jeszcze whisky, możemy zrobić sobie później whiskacza, kupiłem dziś litrową colę – parsknął, siadając koło mnie i podając mi piwo.
- Zaopatrzyłeś się? No i kto tu jest alkoholikiem? – zaśmiałem się, otwierając puszkę. On zrobił to samo.
- Whisky przywiozłem z Anglii – wzruszył ramionami, łapczywie popijając alkohol. Wydąłem obrażony wargi, uderzając go lekko w bark.
- I co? Chciałeś to zostawić dla siebie?
- Wiedziałem, że prędzej czy później nadarzy się okazja i wypijesz ze mną – powiedział znudzonym tonem głosu. – I jak podoba ci się u mnie? – zagadał.
- Ładnie – potaknąłem z uznaniem. – Jeszcze pusto, ale ładnie – mruknąłem, rozglądając się orientacyjnie dookoła. – Dużo płacisz?
- Trochę, ale mam oszczędności – wzruszył ramionami, zasępiając się na chwilę. Zagryzłem policzek od wewnątrz, marszcząc w zastanowieniu brwi.
Widzieć Adama w takim stanie to naprawdę rzadkość.
- To dlaczego u mnie nocowałeś? Nie mogłeś od razu sobie czegoś znaleźć? – spytałem, chcąc raczej zapoczątkować jakąś rozmowę, aby nie było cicho, niż chcąc poznać odpowiedź.
- Bo chciałem cię zobaczyć – powiedział, rozchmurzając się i uśmiechając kątem ust w ten swój seksowny sposób. – To co, dzisiaj znów uwalimy się jak świnie?
- Upijemy lepiej brzmi – wtrąciłem. – Ale nie mam nic przeciwko.
- To pij szybko, whisky czeka! – ponaglił, samemu dopijając piwo i ruszając do nie rozpakowanej jeszcze torby stojącej pod oknem. Pogrzebał w niej chwilę, wyciągając butelkę Jacka Danielsa, po czym odwrócił się do mnie z szerokim uśmiechem.
Aż zagwizdałem pod nosem.
- No, burżuazja – parsknąłem. Dawno nie piłem dobrego alkoholu. – To wiesz co? Nie mieszajmy z colą.
- Jak chcesz – wzruszył ramionami. – Mam tylko plastikowe kubeczki – zauważył nagle, wydymając usta w zastanowieniu. – Przemęczymy się – stwierdził, wychodząc z pokoju, uprzednio zostawiając alkohol na szafce RTV. Nie minęła chwila, a on już wrócił z plastikowymi naczyniami.
- Jakie polowe warunki. Czuję się jak w akademiku.
- Nie narzekaj, nigdy tam nie mieszkałeś – Adam machnął ręką, nalewając whisky do kubeczków. – Tam to dopiero są polowe warunki.
- Jesteś pewny, że chcesz wracać w takim stanie do domu? – zapytał Adam, podtrzymując mnie w pasie i powoli schodząc ze mną ze schodów. Drań, miał mocniejszą głowę ode mnie! Co prawda mogłem dużo wypić, ale i tak daleko mi do Adama.
- No p-przecież pojadę taksówką – zająknąłem się, opadając całym ciężarem na ramię bruneta. Trochę musiałem mu ciążyć, ale w tamtej chwili najmniej mnie to interesowało. W głowie mi się kręciło, ale na szczęście nie zbierało mi się na wymioty. A nawet jeśli, to taksówkarz będzie miał darmową rozrywkę.
Wyszliśmy z klatki na wieczorne, majowe powietrze. Szliśmy blokową dróżką do ulicy, gdzie czekała już moja taryfa.
- Ostatni raz tak się schlałeś – prychnął Adam, przystając na chwilę, aby zarzucić sobie moje ramię na szyję.
- Ej, ja ni-nie rozum-miem… Jak to możliwe, że t-ty możesz… jeszcze normalnie iść? – wydusiłem z siebie. Formułowanie zdań z taką ilością alkoholu we krwi nie wychodzi najlepiej, nie mówiąc już o wymowie tych ciężkich słów. Aż język można połamać.
- Mam umiar – mruknął wymijająco.
Popatrzałem na niego zdziwiony, zastanawiając się nad tą kwestią dosyć długo. Przystanąłem, zatrzymując Adama, który westchnął cierpiętniczo. Chodzenie i myślenie na raz także nie jest czynnością, która łatwo przychodzi po pijaku.
- Ej! Ty nie wypiłeś tyle, co ja! – zauważyłem odkrywczo.
- Wypiłem trochę mniej, ale pamiętaj, że mam lepszy łeb od twojego, a teraz chodź – burknął, ciągnąc mnie do taksówki. Powlokłem się grzecznie, znów na niego opadając. Nogi mi się plątały. W pewnym momencie prawie bym się przewrócił (na prostej drodze, trzeba mieć do tego talent), gdyby nie Adam. – Filip, nie wygłupiaj się. Nie ważysz pięćdziesięciu kilo, więc trochę mi ciążysz – jęknął, dalej prowadząc mnie w kierunku taryfy, która była coraz bliżej, a ja, nie mając zbytnio, co robić z podpitym mózgiem, zacząłem zastanawiać się, dlaczego tak się dzieje.
Och, Boże. Czasem najchętniej bym się do siebie nie przyznawał. Alkohol to zło w moim przypadku.
- Nie chcę do domu – stwierdziłem nagle, zmieniając zdanie.
- Teraz? – jęknął. – Jak już sprowadziłem cię ze schodów i tu przywlokłem? Jedziesz, nie chce mi się tachać cię z powrotem!
Szliśmy chwilę w ciszy, aż wreszcie zatrzymaliśmy się przed pojazdem. Adam otworzył drzwi kremowego, starego mercedesa, próbując mnie do niego wrzucić.
- Poczekaj – mruknąłem. – Dzięki – wybąkałem pijacko.
Spojrzał na mnie zdziwiony, po czym uśmiechnął się kątem ust.
- Drobiazg, wsiadaj – ponaglił. Pokręciłem głową, czując, jak na chwilę rozjaśnia mi się w myślach.
- Nie za to. Dzięki, że mnie nie zostawiłeś – szepnąłem, wychylając się nieco i całując go lekko w usta.
A więc jednak moje myśli tak do końca się nie rozjaśniły. Nigdy bym tego nie zrobił, nie przy taksówkarzu, który zapewne widział to przez szybę samochodu. No, ale wtedy mnie to nie obchodziło.
Adam uśmiechnął się, pomagając mi wsiąść na tylne siedzenie.
- Naprawdę nie masz za co. Byłbym skurwielem, gdybym to zrobił – wzruszył ramionami, po czym zwrócił się do taksówkarza podając mój adres. – Dojdziesz do domu? – zapytał, mając już zamykać drzwi.
- Jakoś…
- Zadzwoń, jak będziesz w mieszkaniu - uśmiechnął się jeszcze, po czym zamknął drzwi taksówki.
Mam już pewną teoryjkę, co się stanie, ale że detektyw ze mnie marny i potrafię tylko przewidzieć, kiedy Hatori z Sekaiichi wejdzie do pokoju, to może zgadnę. No, wyszło za długie, ale ładne ;)
OdpowiedzUsuń"[...]Tam to są dopiero warunki polowe"- doświadczenie ^^?
Swoją drogą, trochę nienormalne, że młodzież w wieku moim lepiej zna alkohole od tablicy Mendelejewa, ale co tam. Jak sie nudzi, to można nawet z przysłowiowymi plastykami pogadać o czymś :D
Pozdrawiam, 3maj się, reszcie (która nie ma sesji) udanych wakacji, a tym, co sesję mają, minimum średniej krajowej w indeksie.
PS Wrocław europejską stolicą kultury ^^ Jupia guahahahhaa <---śmiech wrocławianki XDD
A wiesz, że tylko na to czekałam? Znaczy na jakiś rozdział tu xD
OdpowiedzUsuńI jak na zawołanie dostaję od ciebie wiadomość i zacieszam mordkę.
No, yo widzę, że Filip ma słabą główkę, jak ja po ostatniej imprezie xD
Jak wspominał Jego, to aż mi się włączyło takie światełko i zaczęłam rozmyślać, kto taki może Nim być. Jestem aż bardzobardzobardzo ciekawa c:
A tak wgl to odwiedziłaś lasek? xDD
OOOOOOO pijany Fifi :D jak miłooo :D kocham pijanych gosci hahah taki fetysz ;D i fetyszuje twoje opowiadania jak najbardziej TEŻ.
OdpowiedzUsuńWitam.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc co nie spodziewałam się, że aż tak Filip będzie przeżywał śmierć ojca. Coraz bardziej zaczynam lubić Adama, ponieważ okazuje się, że jest z niego równy chłopak. Cieszę się, że napisałaś ten rozdział. Momentami był bardzo z życia wzięty, najbardziej tak od połowy do końca ;D
A jeżeli Cię to interesuje to na moim blogu ukazał się nowy rozdział.
Pozdrawiam
Ciekawe, mam nikłe wrażenie, że Adam kocha Filipa xd coś mi tu śmierdzi...
OdpowiedzUsuńŁiii, w końcu. Już się doczekać nie mogłam! Racja,m racja, ja też coraz bardziej lubię postać Adama. A Filipa po prostu u-wiel-biam ^^.
OdpowiedzUsuńW sumie całkiem przyjemny rozdział oprócz tego co przeżywa Filip ale liczę że coś się ułoży. A to że pocałował Adama to raczej całkiem normalne XD po pijaku i w ogóle hihi
OdpowiedzUsuńTakie same mam wrażenie co Enni i tak szczerze mówiąc Adama zaczęłam bardziej lubić od Gracjana
OdpowiedzUsuńNie kumam, to teraz Fifi z Adamem? Nieee, jednak ciągle mam nadzieję, że się z Panem Fotografem zejdą. Głupi Gracjan, już go lubiłam a ten takie łup! No ale może się jeszcze nawróci, prawda? Wybaczymy mu to zachowanie, jeśli podkuli ogonek i kupi kwiaty, prawda? Hm, ja bym wybaczyła ^^"
OdpowiedzUsuńTen rozdział taki krótki mi się wydawał. Więęęceeej...!
he he ten fragment był..hmm zabawny a raczej móc zobaczyć jak Filip się upija. Jest na prawdę uroczy i te jego myśli ;)
OdpowiedzUsuńbardzo dobrze, że ma przyjaciela w Adamie. Może gdybym tak nie lubiła Gracjana to byłabym za związkiem Adama i Filipa ;)
super. :D kiedy ciąg dalszy?? nie umiem się doczekać ^^
OdpowiedzUsuńNa początku myślałam, że Adam to jakiś napalony przystojniak, któremu jedno w głowie. A tu proszę! Okazał się spoko.
OdpowiedzUsuń