Chyba zacznę Wam odpowiadać w komentarzach, bo teraz już nie pamiętam, co komu chciałam pisać xD.
Dzięki za wszystkie miłe słowa ;D. Naprawdę cieszę się, że opowiadanie tak dobrze się przyjęło.
***
Rozdział 8 – I co dalej?
Minął tydzień. Zdążyłem przez ten czas załatwić wszystko z tym facetem, który potrącił Lambo, zapłaciłem mu połowę sumy za naprawę, nie zgadzając się na całość. W końcu on prawie zabił mojego psa! No i zresztą jechał nieprzepisowo. Ale nie chciałem nawet myśleć o targaniu się po sądach, jemu najwidoczniej także na tym nie zależało, więc obaj byliśmy zadowoleni.
Przez te całe siedem dni nawet nie spotkałem Gracjana, mimo że często kręciłem się z psami koło jego klatki i chodziłem w miejsca, gdzie na siebie wpadaliśmy. Mężczyzna tak jakby rozpłynął się w powietrzu, przez co mnie ciągle dręczyły wyrzuty sumienia. Może zareagowałem zbyt gwałtownie?
Pewnie pomyślał sobie, że czuję się przy nim zagrożony… Gdyby tylko wiedział…
Przetarłem dłonią zmęczone oczy, tępo wpatrując się w ekran komunikatora internetowego i otwartego okna rozmowy. To dziwne, ale naprawdę brakowało mi tych przypadkowych spotkań, mimo że takich było tylko trzy.
Ja już sam nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Nigdy nikt w mojej głowie tak nie siedział, jak to robił ten fotograf. No, ale przecież nawet ten związek, który tak czy inaczej nie powstanie, nie miałby szans bytu. Nie widzę dwóch gejów z wielkim luv ya na gębach, w ogóle moim zdaniem homoseksualizm i miłość to dwa wykluczające się słowa. Facetom chodzi o seks, a nie o miłość.
Przez ten czas zdążyłem rozwinąć jednak inną znajomość. Chociaż osoba, z którą rozmawiałem dzień w dzień pozostawała anonimowa (ja dla niej także), to naprawdę miło mi się z nim pisało.
Tak, chodzi o tego geja z HIV’em. Na samym początku jedynie mailowaliśmy, nie raz się wykłócając i broniąc swoich racji. On przekonywał mnie do swojego zdania, a ja mu wytykałem jak głupie ono jest i tłumaczyłem, że moje jest poprawniejsze.
Pewnie długo pisalibyśmy za pomocą poczty, gdyby nie ostatni mail wysłany przez niego do mnie.
Widzę, że nie jesteś głupim dzieciakiem. Naprawdę miło nam się rozmawia, chociaż mamy różne poglądy.
Co powiesz na to, abyśmy swoją kłótnię przenieśli na gadu-gadu?
Tak byłoby znacznie wygodniej.
I było.
Podałem mu swój numer, a już następnego dnia otrzymałem od niego wiadomość. I znów się kłóciliśmy. Nasza rozmowa na komunikatorze została obdarta z kultury, którą obaj staraliśmy się utrzymywać w mailach. Bo wtedy było więcej czasu na myślenie i uspokojenie szalejących myśli i emocji. A tak? Nie było żadnego czasu, przez co nie raz kląłem i obrażałem go. Ale on nie był jedynym poszkodowanym. No naprawdę, takich słów dawno nie czytałem, mimo to przynajmniej mogłem się wyładować.
Nie często miałem szansę tak się z kimś pokłócić. Zazwyczaj nasze spory kończyły się złośliwościami i popisywaniem się swoimi umiejętnościami ripostowania.
A gdy nie miałem humoru na sprzeczki, żaliłem mu się. Powiedziałem nawet o fotografie i o spotkaniu, które zakończyłem jak ostatni idiota. Oczywiście nie otrzymałem pocieszającej odpowiedzi.
Szybko zdążyłem się zorientować, że On nie jest osobą, która przytuli, pogłaszcze i szepnie miłe słówko.
Powiedział, że jestem głupi.
I jak bardzo dziwne to by nie było, po tych słowach poczułem się o wiele lepiej. Pewnie gdyby zaczął mnie pocieszać, przyniosłoby to zupełnie odwrotny efekt. Dlatego byłem mu wdzięczny.
Mimo że nie znałem jego imienia. Nie wiedziałem, gdzie mieszka i ile ma lat. Jego słownictwo było dla mnie jedyną wskazówką. Mógł być przed trzydziestką. On także o mnie nie wiedział praktycznie nic, tylko tyle, że jestem młody. Bo mówiłem, że studiuję. A on pracuje jako instruktor w siłowni.
Kiedy nie rozmawialiśmy o naszym życiu i chorobie, rozmawialiśmy o filmach i facetach. Mieliśmy ten sam gust, tak więc nie kłóciliśmy się przynajmniej w tej kwestii.
Nie wiem, kim On był dla mnie. Kolegą, którego imienia nie znałem? Ale wiedząc, że włączając wieczorem komputer zastanę go na gadu-gadu, czułem się naprawdę lepiej. Jakby mniej samotny.
I nie żałowałem, że wtedy do niego napisałem.
W pewien czwartek wróciłem z wykładów dosyć późno, ale wiedziałem, że muszę wziąć psy i wyprowadzić je na dwór, już zapinałem im smycze, gdy zawibrowała mi komórka w kieszeni. Westchnąłem poirytowany, sięgając po aparat. Na wyświetlaczu migał napis „Mama”, wiedziałem już, że ta rozmowa nie będzie krótka, więc odpiąłem smycze i kazałem psom poczekać. Tessa, jak to Tessa, usiadła pod drzwiami i tam czekała. Lambo pokuśtykał z uniesioną łapą w gipsie do kuchni, aby się najeść. Ostatnio miał taki apetyt, że aż musiałem go ograniczać.
Ja za to udałem się do salonu, siadając na sofie i odbierając.
- Tak?
- Cześć, Filip – usłyszałem dziwnie smutny i zdławiony głos matki. Zmarszczyłem podejrzliwie brwi, nie odzywając się jednak. – W poniedziałek tata zrobił badania, dziś przyszły wyniki. Wiesz, że ostatnio miał problemy z oddychaniem, okazało się, że… – urwała, a w słuchawce rozbrzmiało nerwowe przełykanie śliny – Że to rak.
Otworzyłem szeroko oczy, tępo wpatrując się w stary telewizor.
- Co? – spytałem, będąc pewnym, że się przesłyszałem.
- To rak w okresie naciekania, czyli mogą wystąpić przerzuty. Jak na razie to tylko oskrzela – szepnęła, chcąc mi to wszystko jak najdokładniej wytłumaczyć. A ja i tak nie rozumiałem.
- Jak to tato ma raka? Dlaczego nie zrobił tych badań wcześniej!? – wydarłem się na mamę, zapominając, że powinna otrzymać jakieś wsparcie z mojej strony. – Przecież mówiliśmy mu! Dlaczego, do cholery, nie poszedł rok temu!? No jasne! Zapomniałem, że to ojciec – prychnąłem. – Wielki, niepokonany mężczyzna, dla którego hańbą jest wizyta u lekarza…!
- Nie mów tak – szepnęła płaczliwie.
- Gdzie on teraz jest?
- W szpitalu onkologicznym. Lekarze chcą zacząć chemioterapię, ale ojciec się nie zgadza.
- Bo jest, kurwa, głupi! – krzyknąłem poirytowany, zapominając, że rozmawiam z matką. Ale ona nawet mnie nie upomniała. – Przekreśla siebie już na starcie! – nie myślałem nawet o tym, jak to paradoksalnie musi brzmieć.
I tym sposobem mój świat zawalił się po raz drugi.
Mimo że to tylko ojciec. Osoba, której będąc dzieckiem szczerze nienawidziłem i nawet czasem miałem wrażenie, że on czuje do mnie to samo. A jednak… To przecież ojciec, nigdy nie życzyłbym mu śmierci.
Odwiedziłem tatę, wraz z siostrami przekonywaliśmy go do chemioterapii. Nie chciał nawet o tym słyszeć.
Pewne było, że bez tego umrze. Nikt na cud nie liczył. No, może mama. Ale ja i siostry myśleliśmy trzeźwo.
On umrze. Głupi, uparty, nieczuły dziad umrze! A ja czułem się przez to strasznie.
Tata wrócił do domu, zwolnił się z pracy, twierdząc, że w swoje ostatnie dni nie chce widzieć gęby szefa.
Przez to wszystko zacząłem naprawdę dużo myśleć nad swoim życiem. Nadal uważałem, że jest ono beznadziejne i że to wszystko przez chorobę, ale… Zacząłem zastanawiać się nad ujawnieniem. Swoim coming out’cie, do którego jednak nie byłem przekonany. Czułem się strasznie, jak wypompowany balonik. Miałem już wszystkiego dosyć, ale chciałem powiedzieć mu o tym przed śmiercią.
Pewnego wieczoru poruszyłem tę kwestię z Nim. Myślałem, że może byłby zdolny pomóc mi podjąć decyzję i rozwiać moje wątpliwości.
Ja: Mój tata umiera.
On: Mam Cię pocieszać?
Ja: Nie, tylko myślałem, że dobrze byłoby się ujawnić. Ale nie wiem… Nie jestem co do tego przekonany.
On: Skoro umiera to mógłbyś mu wreszcie powiedzieć.
Ja: Ale to nie jest takie proste. Nie znasz go, wyśmiałby mnie, wyzwał, a później pewnie jeszcze wyrzekł.
On: Ty zawsze piszesz czarne scenariusze.
Ja: Wolę takie niż się łudzić jak Ty.
On: Ja się nie łudzę, to ty jesteś urodzonym pesymistą. Powiedz mu, będziesz mieć spokój.
Ja: No nie wiem.
On: Nie gadaj tyle, tylko przygotuj już sobie rozmowę z nim.
Mimo wszystko nie bardzo mi pomógł. No, ale czego ja się spodziewałem? On zawsze stawia – jak dla niego – jasne rozwiązania i nawet nie chce słuchać o innych. A ja potrzebowałem kogoś, komu mogę się wygadać.
On nie był taką osobą.
Całą noc przekręcałem się z boku na bok, zastanawiając się czy to aby na pewno dobry pomysł, aby się ujawnić. Może i ojciec nigdy nie sprawdzał się w roli rodzica, właściwie to nie był nim dla mnie. Potrafił dawać kary i lać paskiem, ale nie potrafił przytulić i zapewnić, że kocha. Właśnie dlatego go nienawidziłem. Bo wszyscy koledzy spędzali ze swoimi ojcami dużo czasu, zawsze opowiadali, co takiego robili z nimi w niedzielę. Jeździli rowerami, naprawiali auto, malowali pokój. A ja widywałem tatę wieczorem, kiedy kładłem się spać i po południu, ale wtedy raczej spał.
Ale i tak nie chciałem, żeby umierał. Jaki by nie był, to wciąż mój ojciec.
Rano miałem jeszcze większy mętlik w głowie niż wcześniej. Mama dzwoniła i mówiła, że tacie się pogarsza. Jurto cała rodzina zbiera się do rodzinnego Fordonu na obiad, mimo że to wtorek.
Siedziałem na kanapie, tępo gapiąc się w ścianę. I wtedy do głowy wpadł mi całkowicie absurdalny pomysł, od którego jednak nie mogłem się uwolnić.
Właściwie to nie zastanawiałem się długo. Pierwszy raz postąpiłem tak lekkomyślnie. Po prostu założyłem bluzę i wyszedłem.
Stanąłem przed drzwiami klatki, w której mieszkał Gracjan, dopiero teraz stwierdzając, że pomysł był niezwykle głupi. Skąd niby mam wiedzieć, gdzie on mieszka? I jak w ogóle mam dostać się na klatkę? Przecież nie wiem, pod którym numerem on…
Moje rozmyślania przerwała starsza pani, podchodząca do mnie i łagodnie uśmiechająca się. Wyglądała zupełnie inaczej niż stare mendy z mojego bloku. Wyciągnęła klucz, otwierając drzwi.
- Dziękuję – powiedziałem, wymuszając uśmiech.
- Nie ma za co, mogę jeszcze w czymś pomóc? – dopytała, spoglądając na mnie starymi, lekko mętnymi, szarymi tęczówkami.
- Właściwie to muszę odwiedzić znajomego. Ale nie znam nazwiska, wiem jedynie, że ma na imię Gracjan – powiedziałem. Kobieta zmarszczyła brwi, kręcąc po chwili przecząco głową.
- Niestety, ale imienia nie kojarzę. Może gdyby z twarzy…
- Fotograf, wysoki brunet – zacząłem nerwowo go opisywać. Akt desperacji?
- Ach! Już wiem! – machnęła ręką. – Trzecie piętro, numer czterdzieści dwa.
- Dziękuję! – powiedziałem, dopadając schodów.
Co ja właściwie robię?
Tak, tak, tak :3 Meeting! xD
OdpowiedzUsuńSwoją drogą takie miłe stare baby są niemożliwe. To już jest science fiction, moi drodzy xD
Opowiadanie mi się bardzo podobało, chociaż był jeden taki fragment, który mi nie za bardzo przypadł do gustu. No wiesz ja to tak obdieram, że było trochę na siłę wepchnięte, ale poza tym cała reszta była świetna. A to niewybredne słownictwo pomiędzy nim na gg i stwierdzenie, że nie stać go na krzesła normalnie . Czekam na kolejną część, bo jestem ciekawa reakcji Gracjana jak zobaczy Filipa na wycieraczce :)
OdpowiedzUsuńŻyczę wiele weny twórczej i powodzenia w pisaniu.
Ja jestem pewna, że ten facet z bloga to Gracjan xD Cieszę się, że tak szybko jest nowy odcinek... ;D Jesteś moją muzą i twoje opowiadanie mogłabym czytać caaaały dzień.
OdpowiedzUsuńDołączam się do słów osoby wyżej. Również mogłabym czytać to opowiadanie całymi dniami. Po prostu jak widzę, że dodałaś nowy rozdział, to aż mam ochotę skakać :D. Czyta się naprawdę lekko no i widzę, że świetnie czujesz się w narracji pierwszoosobowej, a niewielu osobom blogowym to się udaje. Tak więc gratulacje, bo sama kiedyś się z tym borykałam i powiem szczerze, że ten typ narratora jest gorszy od trzecioosobowego.
OdpowiedzUsuńAle wracając do rozdziału... Coś mi śmierdzi ta sprawa z tym facetem z ksywką 'On'. W tym rozdziale bardzo się na nim skupiłaś, więc wydaje mi się, że coś knujesz. Tylko co? :d. Mam wiele pomysłów na odpowiedź na to pytanie, aż mam ochotę napisać któryś z nich na kartce ;D.
Zakochałam się w tym opowiadaniu. Jedno z najlepszych jakie czytałam, choć zdarzą się błędy, ale na to przymykajmy oczko :).
Teraz będzie scena z Gracjanem... Och jeny! Dodaj rozdział szybko, bo uwielbiam fotografa :D. Jest taki ciepły i optymistyczny, że aż nie sposób go nie lubić!
Dobrze, kończę, bo naprawdę jeszcze wezmę karteczkę i coś napiszę do Twojego opowiadania xD.
Fajnie, mam nadzieję że spotkanie z Gracjanem nie skończy się klapą. Nawet mam pomysł po co do niego poszedł. Rozdział cudowny jak zwykle.
OdpowiedzUsuńKurczę, jak nie HIV to kolej na raka ojca. Ten to ma życie. Nic tylko nie zazdrościć.
OdpowiedzUsuńWcale, a wcale to pójście do Gracjana to niegłupi pomysł. Chociaż znając jego szczęście to i tak wszystkiego można się spodziewać.
Kurczę, ale jednak mu nie współczuję. Może nie jestem wyprana z wszelkich emocji, ale jednak jakoś to do mnie nie przemawia. Hmmm... A może jednak? Nie wiem, ale niech się trzyma bo wiem, że da radę :3
Poszedł do niego *skacze z radości*
OdpowiedzUsuńSmutny rozdział, a ojciec jest głupi. Nie dał sobie szansy. Filip odziedziczył po nim jedno: pesymizm. Nie ma to jak widzieć świat w czarnych chmurach.
Mam wrażenie, że Gracjan i facet z netu to ta sama osoba, ale... Tak zawsze jest jakieś ale. Po pierwsze chyba domyślił by się z kim rozmawia po tym jak Filip powiedział mu jak potraktował fotografa, a po drugie czyż ten facet nie jest z kimś związany? A może był i coś przegapiłam.
A Filip co do miłości między dwoma mężczyznami myli się, ponieważ sam jeszcze nigdy się nie zakochał. Wolał zaliczać, tak było prościej.
Luana
Dziś odpuszczę Filipkowi narzekanie na jego podejście do życia, bo faktycznie nie miewa lekko- rak ojca? Tego jeszcze brakowało... Też mam wrażenie, że coś z tym Onem będzie, ale to raczej nie mógłby być Gracjan(chyba)-w końcu ten z bloga wspominał coś o tym że kogoś ma?... czy coś takiego(chyba że mnie pamięć zawodzi)Chociaż właściwie to mógłby być głębszy dramat...ehh... teraz będę się starała rozwiązać tajemnicę OnegoXD A tak w ogóle- opowiadanie bardzo szybko się czyta(zbyt szybko choć szczerze wierzę, że to nie wina krótkiego tekstu;) )jest ciekawie i czuję że będzie jeszcze ciekawiej-szczególnie że poszedł do fotografkaXD Czekam na ciąg dalszy;)---ANGEL
OdpowiedzUsuńdziewczyno idziesz jak burza ^^
OdpowiedzUsuńciekawa jestem co będzie dalej :D
cierpliwie czekam na kolejny rozdział
Pozdrawiam :)
~Hisoka
Kolejny równie ciekawy rozdział... Szkoda mi jego ojca ale i to dobry powód który zmobilizuje go do przyznania się. Zaskoczył mnie koniec ;D Wiem że robisz to specjalnie :P kończąc w takim momencie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;D
A ja Ci powiem że nie lubi czytać twoich opowiadań! A wiesz dla czego?! Bo jak już się akcja rozwija to się nagle wszystko urywa i znowu się zaczyna obsesyjne wchodzenie codziennie (a nawet parę razy) żeby sprawdzić czy może już jest następny rozdział. Ale tak właściwie w tym jest urok, gdyby to była książka, to zapewne w jeden dzień bym ją pochłonęła xD
OdpowiedzUsuńPopłakałam się ze śmiechu jak gadali na gadu, te cięte riposty, w prost przecudne :D Jak z życia wzięte ;p
Gorące buziaki! Do następnego =]
Cudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńW końcu Fifi wziął się w garść i poleciał do Gracjana. Ciekawe co mu powie?
Mam nadzieję, że nie będzie tak jak to zwykle bywa, że Filip zapuka a otworzy mu jakiś obcy w połowie nagi facet. To byłoby nie fajne.
Mam nadzieję, że ten wypad Fifusia do Gracjana nie skończy się fiskiem ani żadną tragedią tylko...no... Filip jak na spowiedzi ładnie powie Gracjanowi, że zachował się jak idiota, jest gejem, jest chory i bardzo, bardzo go kocha.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i życzę weny.
Widzę że ostatni komentarz sprzed dwóch lat. Szkoda że dopiero teraz, i jeszcze pocztą pantoflową odwiedzam tego bloga. Ciekawi mnie fakt skąd kobieta tak sprawnie porusza się w środowisku gejowskim, i jeszcze z problemem HIV. Też jestem pozytywny, dowiedziałem się o tym jakieś pół roku temu. Mając zaledwie 19 lat. Fragment z ojcem,
OdpowiedzUsuń"Bo wszyscy koledzy spędzali ze swoimi ojcami dużo czasu, zawsze opowiadali, co takiego robili z nimi w niedzielę. Jeździli rowerami, naprawiali auto, malowali pokój. A ja widywałem tatę wieczorem, kiedy kładłem się spać i po południu, ale wtedy raczej spał."
Dość mnie poruszył może że rany jeszcze otwarte bo niedługo po tym jak oznajmiłem to rodzicom zmarł. Ja teraz niestety pluję sobie w twarz, że nie dałem mojemu ojcu się zbliżyć do mnie.
industrianimaes@gmail.com