wtorek, 21 sierpnia 2018

Rozdział 19. (I tak wszyscy wylądujemy w McDonaldzie)


Pisane przy piosence Halsey - Sorry. Możecie sobie włączyć ;). Jak dla mnie to powinien być hymn Andrzeja. 





Czarne, białe i szare

Pomimo lekkiego ćmienia w skroniach, było mu przyjemnie. Ciepło i wygodnie, czego chcieć więcej? Zamruczał z zadowoleniem, wtulając się w czyjeś ramiona jeszcze bardziej, zupełnie jakby chciał się z tą osobą stopić. Początkowo nawet nie zastanawiał się, kim ten ktoś jest, zresztą, nie miał nawet pojęcia, gdzie się znajduje. Z każdą jednak chwilą, gdy jego umysł zaczął się rozbudzać, docierały do niego coraz to bardziej świadome myśli. Nie wrócił wczoraj do swojego mieszkania, pierwsza myśl. Zobaczył Andrzeja całującego się z jakąś dziewczyną, druga. Pojechał do Rafała, trzecia.
Momentalnie otworzył oczy.
Cholera jasna.

Podniósł spojrzenie wyżej, na wciąż uśpioną twarz Rzepy. Coś na ten widok ścisnęło go w gardle, a kiedy dotarło do niego, jak wiele wydarzyło się wczorajszej nocy, miał ochotę zniknąć. Boże, naprawdę musiał być pijany, skoro do tego wszystkiego doszło!
Nie myśląc wiele, podniósł się ostrożnie do siadu, tak, aby nie obudzić Rafała. Wysunął się z łóżka i rozejrzał w poszukiwaniu swoich ubrań – chciał jak najszybciej stąd uciec. Na samo wspomnienie tego co wyrabiali zaledwie parę godzin temu, paliły go policzki. Wmawiał sobie jednak, że to wszystko przez alkohol, a każdą myśl, która podpowiadała mu, że przecież udało mu się trochę wytrzeźwieć, nim poszli ze sobą do łóżka, spychał na samo dno umysłu. Tak, to zdecydowanie wina alkoholu!
– Zawsze tak uciekasz? – Dobiegł go ochrypły, wciąż zaspany głos Rzepy. Drgnął, zastanawiając się jeszcze przez krótką chwilę, czy nie złapać swoich rzeczy i nie czmychnąć z mieszkania, ale ostatecznie uznał, że to byłoby naprawdę żałosne. Obrócił się do Rafała, a kiedy natrafił wzrokiem na jego rozespane, zaskoczone spojrzenie, a później skupił swoją uwagę na wciąż opuchniętych od wczorajszych pocałunków wargach. Zrobiło mu się niebezpiecznie gorąco.
– N-nie, j-ja chci-chciałem... – urwał. Wyartykułowanie czegoś w stanie, w jakim się teraz znajdował, mijało się z celem. Zrobi z siebie tylko pośmiewisko. Zacisnął dłonie na materiale swoich spodni, nie wiedząc co zrobić. Stał więc, jak ta ostatnia sierota, mierząc się ze swoim zawstydzeniem, sfrustrowaniem i resztkami kaca.
– Już żałujesz? – zapytał Rafał, a w jego głosie pobrzmiewało rozgoryczenie. Zaalarmowany tym Teodor popatrzył na chłopaka i coś znów złapało go za gardło. Nawet gdyby chciał, pewnie i tak nic mądrego nie opuściłoby jego ust. Nie, kiedy znajdował się w takim stanie. Znów czuł się jak gimnazjalny Teo-jęczybuła. Zabawne, że kiedy sobie popił, nie miał takich problemów z artykułowaniem swoich myśli.
Rafał uniósł się powoli do siadu, cały czas obserwując Teodora, niczym drapieżnik swoją zwierzynę. Kamiński miał ochotę zaśmiać się do siebie, bo rzeczywiście tak właśnie się teraz czuł – jak zwierzyna. Spłoszony, zdezorientowany i mający ochotę uciec.
Wychylił się i złapał go za nadgarstek. Drapieżnik dopadł zwierzyny, przemknęło Teodorowi jeszcze przez głowę, ale tu urwały się jego głupie rozważania, bo już po chwili został pociągnięty w stronę łóżka. Nie opierał się, kiedy silne ramiona zmusiły, żeby najpierw się na nim położył, a później zamknęły go w uścisku.
– N-nie wiem co mam p-powiedzieć – burknął cicho Teodor, musząc jednak przyznać, że podobało mu się, kiedy Rafał go obejmował. Naprawdę czuł się wtedy bezpiecznie... O ironio, gdyby jeszcze siedem lat temu ktoś mu powiedział, że będzie beztrosko wtulać się w Rzepę, wyśmiałby go.
– To nic nie mów.

***

Reszta południa również nie była zbyt rozmowna, minęła im pod znakiem wymownych spojrzeń, gestów, pocałunków. Rafał, tak jak i Teodor, również nie wiedział, co powinien mówić, więc obaj uznali, że w takim wypadku lepiej po prostu się nie odzywać. Teodor nie chciał się błaźnić swoim jąkaniem, a Rzepa z kolei bał się, że powie coś niestosownego i cały czar, który utrzymywał się od poprzedniego wieczora, pryśnie.
O trzynastej, gdy Rzepa uznał, że może już wsiąść za kierownicę, więc zgodnie z ich zwyczajem, odwiózł Teodora pod sam blok. Kamiński nie oponował, chociaż w prawdzie nie chciał wracać do swojego mieszkania – u Rafała, chociaż było niezręcznie, to przynajmniej czuł się bezpieczny. Przeczuwał co (albo raczej kogo) może zastać u siebie, więc wolałby odroczyć moment powrotu, z drugiej strony czuł, że nie powinien uciekać. Całe życie był tchórzem, ten jeden, jedyny raz mógł wreszcie wygarnąć wszystko, co tak bardzo go dręczyło.
– Dziękuję – powiedział, spoglądając nerwowo na okno. Rafał wyłączył silnik, więc w samochodzie panowała teraz absolutna, dość niezręczna cisza. Rzepa nie odpowiedział, mierzył go tylko tymi swoimi małymi, świńskimi oczkami, które, od jakiegoś czasu, straciły na swojej świńskości. Teraz wydawały się Teodorowi po prostu męskie, jak cały Rzepa.
– Nie ma za co – odpowiedział, a wtedy Teodor poczuł, że zanim wysiądzie, musi zrobić coś jeszcze. Pochylił się do mężczyzny i nie bacząc na to, że stali przed blokiem w samym środku dnia i że każdy mógłby ich teraz zobaczyć, pocałował Rzepę. Najpierw musnął go delikatnie ustami, a kiedy poczuł, że całowanie Rafała coraz bardziej mu się podobało, pogłębił doznanie. Wsunął mu język do ust, obejmując go przy tym mocno za kark, a kiedy poczuł ciężki oddech na swoim policzku, zadrżał.
Odsunął się, nie mogąc ukryć rozbawionego uśmiechu.
– Co za dużo, to niezdrowo – rzucił tylko i szybko wyskoczył z samochodu. Kiedy spojrzał na zaskoczonego Rzepę, zaśmiał się w duchu i żwawym krokiem ruszył do klatki.
Jezus Maria, on i Rafał... Teodor-jąkała i Rzepa. Życie naprawdę lubi być przewrotne, pomyślał, wpisując kod do mieszkania i nie oglądając się już na czarnego golfa, wszedł do bloku.
Z każdym pokonanym stopniem czuł się jednak coraz gorzej. Odczuwana jeszcze chwilę lekkość, zdawała się rozpłynąć w powietrzu, a gdy wreszcie dotarł na swoje piętro i zobaczył to, co spodziewał się zobaczyć, zamarł.
Andrzej siedział na schodach z głową opartą o ścianę. Miał przymknięte oczy, ale kiedy usłyszał tuż obok siebie ruch, otworzył je momentalnie. Teodor poczuł nieprzyjemny ciężar zwalający mu się na barki i niemal wgniatający go w podłogę. Wiedział, że tym razem nie może uciec, chociaż naprawdę tego chciał. Najchętniej odwróciłby się na pięcie, a później pobiegł do ciepłego wnętrza Rafałowego golfa i jego szerokich ramion. Powinien jednak w końcu szczerze porozmawiać z Andrzejem, jeśli pragnął, żeby wszystko wróciło do chociażby pozornej normalności. A przecież nie chciał tracić przyjaciela z dzieciństwa.
– Jesteś – rzucił odkrywczo Andrzej, zbierając się powoli z podłogi. Teodor zdusił w sobie pełne niechęci prychnięcie, w zamian sięgnął jedynie po klucze i zabrał się za otwieranie drzwi.
– Długo już tu siedzisz? – zapytał jakby nigdy nic, starając się ukryć drżenie swoich dłoni.
– Od wczoraj – powiedział, a Teodor na moment aż zamarł. Zerknął z niedowierzaniem na Andrzeja, szukając jakichkolwiek oznak kłamstwa. Ale Andrzej wydawał się mówić poważnie.
– Od wczoraj tu siedzisz? – Kiwnięcie głową. – I nie... nie spałeś u t-tej... – Cholera jasna, że też załączyło mu się jąkanie. – T-tej laski?
Andrzej westchnął ciężko i podrapał się nerwowo w bok głowy, burząc i tak już niezbyt ułożone włosy.
– Wejdźmy do środka, co?
Teodor zawahał się. Otworzył zamki, ale nie otworzył jeszcze drzwi. Odwrócił się do Andrzeja przodem i posłał mu najbardziej nieugięte spojrzenie, na jakie było go w tamtej chwili stać.
– Chcę, żebyś zabrał ode mnie swoje rzeczy.
Andrzej nie wyglądał na zaskoczonego. Spodziewał się takiego obrotu sprawy i możliwe nawet, że już się na niego przygotował, bo jedynie posłusznie przytaknął, nawet nie próbując wylicytować kilku kolejnych dni pod dachem Teodora.
Weszli do przedpokoju, a Kamiński miał ochotę zakląć na widok butów Bartka. Akurat teraz jego współlokator, który całe dnie spędzał poza mieszkaniem, musiał mieć wolne. Westchnął ciężko, już czując, że dzisiaj szczęście zdecydowało się go opuścić.
Bez słowa ściągnęli kurtki i buty, żeby zaraz przejść do sypialni Kamińskiego. Teodor od czasu do czasu zerkał na Andrzeja, jednak ostatecznie, mimo kilku podjętych prób zebrania się w sobie i rzucenia czegoś, nic nie powiedział. Uznał, że najpierw powinni znaleźć się w jego pokoju, nie chciał odstawiać przedstawienia dla Bartka.
– Masz gdzie w ogóle się podziać? – zapytał, kiedy w końcu znaleźli się w czterech ścianach Teodorowej sypialni. Andrzej zerknął na niego krótko, aż wreszcie pochylił się do swojej walizki. Jego ruchy były spokojne, nie wykazywał nawet cienia zdenerwowania czy rozdrażnienia.
– Mam – odparł krótko, na co w Teodorze aż coś zawrzało. Tylko tyle mu się należało? Za te tygodnie trzymania tyłka Andrzeja pod swoim dachem, karmienia go i ostatecznie nieproszenia nawet o grosz zapłaty? Tylko tyle po tym, co między nimi zdążyło się wydarzyć? Naprawdę stał tak nisko w hierarchii znajomości i wartości Andrzeja?
– Na-naprawdę nic dla ciebie nie zna-czyłem? – zapytał, nim zdążył pomyśleć. Od razu znienawidził się nie tylko za paplanie bzdur, ale też za drżący, pełen żalu ton głosu, którym te bzury wypowiedział.
Andrzej zamarł, aż wreszcie wcisnął swoją pogniecioną koszulkę do walizki, nawet nie zaprzątając sobie głowy złożeniem jej. Odwrócił się do Teodora, który już walczył z cisnącymi mu do oczu łzami. Na ten widok przez jego twarz przebiegł trudny do zinterpretowania wyraz.
– Teo... – powiedział miękko i podniósł się z kucków. – Wiedziałem, że tak będzie – sapnął, rozkładając ręce w wyrazie bezradności. – Od samego początku, wiedziałem, więc próbowałem trzymać się z daleka.
– Słabo próbowałeś – prychnął Teodor, przypominając sobie te wszystkie pocałunki znienacka, czułe gesty i spojrzenia, którymi obdarzył go Andrzej, zanim między nimi zrobiło się poważnie. Jak mógłby być im wtedy obojętny?
Wargi Andrzeja zacisnęły się w wąską linię, a on sam milczał przez chwilę, aż wreszcie, po zebraniu myśli, odezwał się:
– Myśl co chcesz. – Wzruszył ramionami. – Że się tobą bawiłem, że się znudziłem, cokolwiek, co będzie ci łatwiej przyjąć. – Posłał mu uważne spojrzenie, pod którym Teodor zadrżał. – Ale prawda jest taka, że znaczysz dla mnie dużo. Więcej, niż ci się wydaje. Już w gimnazjum byłeś moim najlepszym kumplem, a później jak cię spotkałem – sapnął, aż nagle zaśmiał się gorzko i pokręcił głową, przeczesując nerwowo włosy. Teodor zamrugał, dawno już nie widział Andrzeja w takim stanie. – Wiesz co myślę? Że byłeś moją pierwszą miłością, taką prawdziwą, z której sobie wtedy nie zdawałem sprawy...
– Przestań – zaprotestował zaraz Teodor, czując, jak znów pod powiekami zbierają mu się łzy. Nie to chciał usłyszeć! Wolałby, żeby Andrzej zaśmiał mu się w twarz, powiedział, że to była dobra przygoda, ale że się znudził! Wolał, żeby Andrzej na końcu okazał się tym złym, tym, na którego mógł zrzucić winę za całe zło świata... Ale Andrzej znów był tylko Andrzejem – pokręconym chłopakiem, niedającym zamknąć się w żadnych ramach. Nie prezentował się tylko jako czarny albo jasny charakter tej historii, był synkretyczny i to właśnie tak irytowało Teodora... bo jak niby mógł przestać go kochać i zacząć nienawidzić?
– Nie – zaczął Andrzej i zrobił krok w jego stronę. – Byłem z tobą szczęśliwy. Brzmi jak łzawy tekst rodem z harlequina dla starych, niewyżytych bab, ale pieprzyć to. Nie wiem czemu wtedy poszedłem w długą, nie dając ci znać. Nie wiem czemu powiedziałem to, co powiedziałem później i nie wiem, kurwa mać, czemu wczoraj wyrwałem tę laskę. Właśnie o to chodzi! – Zaśmiał się gorzko, niemal obłąkańczo, a Teodor aż musiał zamrugać, pierwszy raz widząc Andrzeja w takim stanie. – Ja sam siebie, do jasnej cholery, nie rozumiem. Za każdym razem rozpierdalam to, na czym mi zależy. Jak wtedy wróciłem z imprezy i się przespaliśmy, byłem w chuj szczęśliwy, serio, ale jednocześnie wiedziałem, że to spierdolę. Nie ma innej opcji, moje całe życie to jedna wielka spierdolina. Nawet hamburgerów w Macu nie mogę wydawać! – prychnął z krzywym, pełnym żalu uśmiechem. – Jestem żałosny.
Z każdym słowem Wrońskiego, w gardle Teodora narastała gula, aż wreszcie stała się tak wielka, że aż niemożliwa do przełknięcia. Nie wiedział, co ma o tym myśleć, ale za to wiedział, że Andrzej był z nim szczery. Po raz pierwszy powiedział mu wszystko, co tak naprawdę cały czas mu ciążyło. Nie wytrzymał, w jednej chwili jeszcze stał kilka kroków dalej, a w drugiej już był przy Andrzeju, przytulając jego drżące z emocji ciało.
– Nie – wyrwało się Andrzejowi, ale na przekór temu, objął Teodora, niemal się w niego wczepiając. Zacisnął swoje chude, tak różne od Rafała ramiona dookoła Kamińskiego i zamarł na kilka dłuższych chwil, jeszcze dotkliwiej odczuwając, że naprawdę wszystko spieprzył. – Dlatego stwierdziłem, że lepiej będzie ci z Rafałem – szepnął, przerywając ciszę. Teodor drgnął, aż wreszcie odsunął się, żeby spojrzeć Andrzejowi w twarz. – Wiedziałem to od początku... bo wiesz – uśmiechnął się krzywo – on naprawdę nie jest zły. Miałbyś w końcu kogoś, kto by na ciebie zasługiwał – dodał, patrząc mu głęboko w oczy.
– Chciałbym zacząć cię nienawidzić – powiedział Teodor zgodnie z prawdą.
– To zacznij.
Uśmiechnął się krzywo, wsuwając dłoń w ciemne, szorstkie od farbowania włosy. Andrzej zerknął na niego zdziwiony, ale Teodor na to nie zareagował. Zsunął rękę najpierw na jego policzek, a po chwili wahania w końcu odsunął się od niego.
Andrzej nie był ani czarny, ani biały, ani nawet szary, był każdym z tych kolorów po trochu, właśnie dlatego Teodor nie mógłby go tak po prostu skreślić i zacząć nienawidzić.
– Żeby to było takie ł-atwe. Serio jesteś popierdolony – dodał, odwracając spojrzenie na ścianę, na której wciąż widniały plakaty Andy'ego Biersacka. Najwyższa pora, aby się ich wreszcie pozbyć.
Wroński zaśmiał się gorzko.
– Wreszcie i ty to widzisz.
Teodor zerknął na niego, nie przypominał już tego samego, pewnego siebie, krnąbrnego dzieciaka z gimnazjum. Prędzej zgubionego chłopca, stojącego w samym środku zrobionego przez siebie bałaganu – w przenośni i dosłownie, w końcu dookoła walały się jego rzeczy. Bił się z myślami tylko przez moment, aż zaczął pakować wszystko niedbale do walizek.
– Masz gdzie się zatrzymać? – zapytał. Wciąż się o niego martwił.
– Mam, nie przejmuj się – odpowiedział krótko, a coś ścisnęło Teodora w przełyku, kiedy dostrzegł jego drżące ręce.
Musiał wyjść z pokoju, bo bał się, że zrobi jakieś głupstwo, którego będzie później żałować. Przeszedł do kuchni, postanawiając tu przeczekać pakowanie się Andrzeja.
Drzwi do ich wspólnego rozdziału, który nim zdążył się na dobre rozpocząć, już dobiegł końca, wreszcie się zamknęły. Teodor nie miał już złudzeń, że wszystko się wyjaśni i zostaną cudowną parą – Andrzej nie był tego typu osobą, a sam Kamiński miał dość okłamywania samego siebie. Różnili się diametralnie, tego nie dało się pogodzić.
Zresztą... Teodor już nawet nie chciał. Po raz pierwszy mógł szczerze powiedzieć, że był Andrzejem zmęczony i musiał od niego odpocząć.

***

Mieszkanie bez Andrzeja, bez jego wszędzie walających się rzeczy i ogromnych walizek rozłożonych na samym środku Teodorowego pokoju, wydawało się nagle opustoszeć. Stało się ciche i wyraźnie czegoś w nim brakowało... do tego stopnia, że nawet Teodor nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Snuł się od kuchni do swojej sypialni, to raz otwierając lodówkę, to parząc sobie kolejną herbatę, mimo że poprzedniej jeszcze nie zdążył wypić. Gdy po raz kolejny zrobił bezsensowną rundkę kuchnia-przedpokój-pokój, aż sapnął z irytacji. Odstawił z hukiem kubek na biurko, dochodząc do wniosku, że dłużej już tak nie da rady. Złapał za telefon i tu nastąpił moment wahania.
Chciał pisać do Rafała? Chciał się teraz z nim kontaktować?
Odpowiedź przyszła natychmiastowo. Nie.
„Wpadnij do mnie. To pilne” – napisał, ale nie wysłał tego Rzepie. Po wczorajszym wieczorze i dzisiejszym dniu nie miał ochoty na oglądanie ani Rzepy, ani Andrzeja, ani w ogóle nikogo, kogo poznał za czasów gimnazjum. Wiadomość trafiła więc do Natalii, jego najlepszej koleżanki ze studiów i zarazem jedynej osoby, której towarzystwo Teodor by teraz zdzierżył.
„Coś się stało?” – brzmiała niemal natychmiastowa odpowiedź.
„Dużo.”
„Daj mi pół godziny.”
Teodor westchnął ciężko i odłożył telefon na biurko, tuż obok rozlanej herbaty, którą wylał podczas zbyt nerwowego postawienia kubka. Wpatrzył się chwilę w ciemną plamę, zdobiącą blat, czując jednocześnie ulgę i złość – ulgę, bo Natalia jak zwykle okazała się prawdziwą przyjaciółką, a złość, bo... bo był cholernie beznadziejny.
Jak mógł jednocześnie czuć coś do Andrzeja i Rafała? Jak mógł, po tym wszystkim, wciąż czuć coś do Andrzeja? Zresztą, to samo pytanie mógłby zadać sobie podmieniając tylko „Andrzeja” na „Rafała”. Rzepa nie wyrył się w pamięci Teodora niczym przyjemnym, przynajmniej nie za czasów gimnazjum, a jednak Kamiński lgnął do niego jak ćma do światła... No ale ludzie się przecież zmieniali, Rafał był tego koronnym przykładem.
Tylko czy Andrzej się zmienił, skoro Rzepa przeszedł tak drastyczną przemianę? Właśnie – Andrzej nie zmienił się wcale. Był wciąż tak samo Andrzejowaty jak siedem lat temu, zapatrzony jedynie w czubek swojego prostego, cholernie seksownego nosa.
Teodor sapnął z frustracją, a gdy jego spojrzenie zatrzymało się na jednym z największych plakatów Biersacka, jaki zdobił ściany pokoju, zareagował automatycznie. Nawet nie zdążył się dłużej zastanowić, a już zrywał go z furią ze ściany. Po nim przyszedł czas na kolejne i kolejne, aż wreszcie podłogę upstrzyły kawałki pogniecionych papierów, a ściany świeciły pustkami.
Usiadł na kanapę, zrezygnowany. W mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk wpisywanego kodu, informujący go, że Natalia najprawdopodobniej już tu była.
I wtedy tego pożałował. Bo nie chciał Natalii... Nie chciał też Andrzeja. Chciał kogoś, na kogo nigdy nawet nie powinien w ten sposób spojrzeć. Brakowało mu jego szerokich ramion, nieco tępego, ale za to seksownego spojrzenia, a nawet cholernego bałaganu w sypialni.
Drzwi do mieszkania otworzyły się. W korytarzu zapanowała chwila szamotaniny, Natalia ściągała kurtkę i buty, aż wreszcie zajrzała do pokoju Teodora, od razu omiatając wzrokiem szczątki Andy'ego Biersacka walające się na podłodze.
– Wow – wydusiła, najwidoczniej nie spodziewając się takiego widoku. – Coś się stało? Andy przefarbował włosy, zdjął kolczyki i oznajmił prasie, że wstępuje do zakonu? – wysiliła się na żart.
– Gorzej – wydukał Teodor przez ściśnięte gardło. – Moje życie jest totalnie pojebane...
Natalia westchnęła ciężko, aż wreszcie ruszyła przez pokój, stąpając po pozostałości plakatów Biersacka. Odsunęła krzesło od biurka i odwróciła je w stronę Teodora, żeby na nim przysiąść.
– Opowiadaj. Coś na to wszystko zaradzimy.
Teodor uśmiechnął się krzywo, posyłając dziewczynie pełne wdzięczności spojrzenie. Często jej nie doceniał, ale Natalia była naprawdę świetną przyjaciółką.

26 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie trochę smutny rozdział ( może przez tą piosenkę w tle albo przez to że Andrzej znowu dał plamę... Ale może to jeszcze naprawi) Czemu ten Teoś tak sie z nimi trochę bawi? Rzepa jest spoko jednak ja jestem #teamandrzej i to za niego trzymam kciuki.
      Życzę weny i czekam na rozwój akcji oraz na mojego ukochanego okularnika;-)

      Usuń
    2. Rozdział może i smutny, ale myślę, że nie zawiodę ludzi z #teamandrzej :D Oczywiście jeśli gdzieś po drodze nie stracę całej swojej motywacji do pisania.

      Usuń
  2. Tępe spojrzenie Rzepy <3
    Tak myślałam, że będzie zmieszany PO. ;)
    Zaskoczyło mnie, że Teo kazał Andrzejowi się wynosić. To dobrze, że próbuje ułożyć sobie życie, a wyznania Andrzeja były urocze :3
    Świetnie, że ma przyjaciółkę, która podtrzyma go na duchu.
    To zmęczenie kimś takim jak Andrzej jak najbardziej rozumiem.
    Ale to chyba dobrze, że nie bzyknął tej laski.
    Ciekawe, kogo wybierze :D a może nikogo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostało juz tylko parę rozdziałów do końca, więc niedługo wszyscy się dowiecie :D
      Dziękuję za komentarz <3

      Usuń
    2. Dreaaaam, szkoda, że zostało tylko parę rozdziałów do końca :/ czytałabym.

      Usuń
    3. Przypomnę, że to opowiadanie miało początkowo mieć 3 rozdziały. Będzie dwadzieścia parę xD. Cóż.

      Usuń
    4. będzie po nim kolejne opowiadanie?

      Usuń
    5. Jak ty to chciałaś zmieścić w 3 rozdziałach? <3 :D
      Czekamy więc na nowe opo :)

      Usuń
  3. Hej a ja tam jestem zadowolona. A Andrzej nie robi na mnie wrażenia. Myślę, że tacy ludzie się nie zmieniają i mimo wielkich chęci nie potrafią się zmienić. Trzymam kciuki za Rzepe by on był miłością Teodora. A Andrzej tak nie zniknie z IC życia i będzie zawsze ich kumplem od browara. Pozdrawiam i mam nadzieję, że nikogo nie zdenerwujectm komentarzem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andrzej to Andrzej, Teo musiałby uzbroić się w ogromną cierpliwość, jeśli chciałby z nim być. Ale kto wie ;)

      Usuń
  4. Przepraszam za literówki ups :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. długa droga przed Teo by stworzyć z Rafałem szczęśliwy związek, coś czuje że Andrzej jeszcze wróci, ale postawił ku temu pierwsze kroki

    OdpowiedzUsuń
  6. Andrea zgadzam się z Tobą. Też kibicuję Teo i Rzepie. Może i przed nimi długa droga do zaufania sobie i bycia razem, ale chyba realna. Andrzej jest ok jako kumpel, jednak Teo dąży do czegoś poważniejszego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Och jak dobrze, ze wrocilas!! Tak bardzo tesknilam ;))

    OdpowiedzUsuń
  8. No to Andrzej łzawo pojechał, jak chciał być wolny nie powinien tego wylewać. Tak dla ciebie będzie lepiej, ale zależy mi na tobie. To chyba na poprawienie sobie humoru bo jest wkurzające dla drugiej osoby. Ech, też kibicuje Rzepie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdzieś tam liczyłam, że Andrzej zostanie tym złym, że będziemy mogli go skreślić. I tym razem mi się nie udało aby było tak stereotypowo, to właśnie wyszło wspaniale. Nawet nie mogę być już na niego zła, ach ;D
    Z zapartym tchem czytałam ten rozdział, bo uważam że wiele rozstrzygnął. Troszkę boję się następnego :D
    I muszę przyznać, że Rafał ma coś wyjątkowego w swojej postaci, że jednak z tym ciepłym opisem pasuje mi do Teo. I powoduje, że chce się o nim czytać i czytać :DDD

    Elda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Mega lubię sceny z Rafałem, jakoś tak dobrze mi się je pisze. Jest słodkim ciapciakiem i nie muszę ciągle zastanawiać się, jak zareaguje. Przy Andrzeju zawsze muszę się wysilić, ale to też ma swoje plusy, postać egoistycznego dupka z uczuciami i mniej egoistycznymi momentami, też jest ciekawa do kreowania. Wciąż jednak ciapciak Rafał wydaje mi się przyjemniejszy. :D
      Dziękuję za komentarz <3

      Usuń
  10. Super, że kontynujesz historię Teo. Kibicuję team Rzepy z Teo, chociaż nie spodziewałam się, że tak szybko wylądują w łóżku. Rafał też powinien się ogarnąć i podbić do Teo, żeby mieć go do kochania. Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak jest Teo i Rafał to wszystko jest na swoim miejscu 😂

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej hej kiedy nawy rozdział 😁?

    OdpowiedzUsuń
  13. Hura hura 😁😁😁😁

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej 😉kiedy ciąg dalszy 🙏bardzo proszę 😊

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.