poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Rozdział 13. (Co z Oliwerem nie tak?)

Kochani, jeśli chcecie, jestem też na Wattpadzie - https://www.wattpad.com/user/Dream_Winchester
Sukcesywnie dodaję tam rozdziały opowiadań, Oliwer akurat jest na bieżąco ;). Czytajcie więc gdzie Wam wygodniej.


W jednej trzeciej człowiek

Obudził mnie przeszywający ból karku i lędźwi. Stęknąłem ciężko, zdając sobie sprawę ze swojej niewygodnej pozycji, w której prawdopodobnie spędziłem całą noc. Podniosłem głowę, czego jednak zaraz pożałowałem – nigdy więcej spania na siedząco z głową opartą o łóżko. Miałem wrażenie, jakby ktoś złożył mnie trzy razy w pół i zamknął w jakimś pudełku.
– Kurwa – sapnąłem, masując kark, kiedy nagle poczułem się obserwowany. Zerknąłem na Oliwera, spoglądającego na mnie zza szkieł swoich okularów. – Nie śpisz? – zdziwiłem się. Musiało być wcześnie rano, bo przez szare niebo dopiero przebijały się promienie słoneczne. Pokręcił głową, cały czas się we mnie wpatrując. – Jak się czujesz?
– Okej – odparł krótko, zwięźle i na temat, jak to Oliwer. Po nim nie mogłem oczekiwać rozwinięcia tematu, jak zwykle. Westchnąłem ciężko, podnosząc się. Coś aż zgrzytnęło mi w kościach, to chyba pierwsze oznaki starości.
– Coś cię boli?
Oliwer znowu pokręcił głową.
– Chcesz jeść?

Znów ta sama wyczerpująca odpowiedź. No cholera, ja rozumiem, że nie każdy jest wygadany i rezolutny, ale Oliwer przesadzał w drugą stronę.
– Jezu no – sapnąłem. – Powiedz coś więcej! Po takim wypadku na pewno nie może być z tobą super i cacy. – Przewróciłem oczami, a wtedy Oliwer poruszył się nerwowo, odwracając wzrok. Milczał jeszcze przez chwilę, a gdy już straciłem nadzieję na jakąś bardziej rozbudowaną odpowiedź, wreszcie się odezwał.
– Muszę do toalety – burknął tak cicho, że ledwo usłyszałem. – A trochę boli mnie w okolicach żeber. I noga też. I nie chciałem cię budzić, a muszę już od jakichś dwóch godzin.
Zamrugałem. Nie tego się spodziewałem. Nie czekając już dłużej, szybko nachyliłem się nad nim i złapałem go ostrożnie pod ramionami.
– Pomogę ci – zaoferowałem. – Możesz się na mnie wesprzeć – dodałem zaraz, a Oliwer zawahał się, żeby zaraz zarzucić mi ramiona na szyję i przywrzeć do mnie prawie całym ciałem. Już miałem pomóc mu się podnieść, gdy poczułem dotyk nosa pod swoją żuchwą. Prawie parsknąłem śmiechem, zdając sobie sprawę, że Oliwer mnie wąchał.
No tak. Powracamy do starych nawyków.
– Naprawdę dobrze ci pachnę? – zapytałem, kiedy Oliwer już stał z lekko uniesioną nogą. Miał na sobie krótkie spodenki, więc wyraźnie widziałem formułującego się na niej, fioletowego, bardzo rozległego siniaka.
– Mhm – odpowiedział krótko i pokuśtykał razem ze mną w kierunku drzwi.
– Po całej nocy? Muszę okropnie śmierdzieć – rzuciłem rozbawiony, ale poczułem wypełniającą mnie od środka lekkość.
Oliwer nie był człowiekiem – okej, wciąż to trawiłem i wciąż wielu rzeczy nie rozumiałem, ale chyba właśnie dzięki temu nie patrzył na mnie jak każdy inny człowiek. Dla niego liczyły się inne rzeczy, takie, na które nikt nie zwraca uwagi, o ile ktoś nie śmierdzi potem czy nie wypsika się drogimi perfumami. Dla Oliwera liczył się zapach – ten naturalny, dla ludzi pewnie ledwo wyczuwalny.
– Właśnie nie – powiedział tym swoim bezpośrednim tonem. – Teraz pachniesz najlepiej – dodał, patrząc mi rozbrajająco szczerze w oczy, a ja w odpowiedzi (dam sobie rękę uciąć) pewnie spaliłem buraka. Zrobiło mi się goręcej. Chrząknąłem tylko, myśląc o tym, że tak dziwne komplementy mogłem usłyszeć tylko od Oliwera, po czym – z bananem na twarzy – zaprowadziłem go do łazienki.
I tu napotkała mnie kolejna różnica między ludźmi, a pobratymcami Oliwera. Człowiek raczej by się zawstydził, gdyby miał oddawać się potrzebom fizjologicznym w towarzystwie kogoś innego, prawda? Ale nie Oliwer. Pozwolił pomóc sobie ściągnąć spodenki, a później przytrzymać się w pionie, kiedy opróżniał pęcherz. Nawet się nie zaczerwienił, ani na moment nie zawahał – ja już pewnie na jego miejscu kręciłbym niezłą awanturę... ale to może i dobrze, bo nawet gdyby Oliwer zaprotestował, nie zostawiłbym go samego. Był blady i osłabiony, wyglądał jeszcze gorzej niż wczoraj, kiedy przyszedł do mojego pokoju. Tylko że wtedy pewnie działał pod wpływem emocji, a te dzisiaj już opadły.
Odprowadziłem go z powrotem do łóżka, pomogłem mu się położyć i jeszcze przykryłem go kołdrą. Z podkrążonymi oczami i nieprzyjemnie bladą cerą wyglądał naprawdę krucho, chociaż przecież nie można było go za takiego uznać. Poczułem się nieswojo, patrząc na niego w tym wydaniu, w szczególności, że poniekąd sam do tego doprowadziłem.
– Powiem tacie, że się już obudziłeś. – Zero odpowiedzi. – I może zrobię śniadanie? Jesteś głodny? – Kiwnięcie głową. Uśmiechnąłem się jeszcze do niego i ruszyłem do drzwi, kiedy nagle się zatrzymałem, zdając sobie sprawę z jednej, dość istotnej rzeczy: – A tak właściwie, co jedzą wilkołaki? – Popatrzyłem na niego niepewnie. Zmarszczył brwi, chyba nie bardzo rozumiejąc moje pytanie.
– Jak co jemy?
– No co jecie? Mam ci przynieść... surowe mięso? – mruknąłem, wydymając wargi w zastanowieniu i zaraz dochodząc do wniosku, że patrzenie na Oliwera wpieprzającego surową pierś z kurczaka nie będzie chyba najprzyjemniejszym widokiem.
– Yyy – wydusił, żeby zaraz uśmiechnąć się z rozbawieniem, a ja chłonąłem ten widok, dobrze wiedząc, że nie zdarzał się zbyt często. – Jestem w formie człowieka – poinformował, jakbym sam nie mógł dojść do tego wniosku.
– No widzę.
– Z tego co wiem, ludzie raczej nie jedzą surowego mięsa – dodał kąśliwie. Cholera, skąd on się tego nauczył? Chyba tworzyłem potwora.
Zaśmiałem się cicho.
– Wredota – powiedziałem jeszcze i wyszedłem z pokoju, zdając sobie sprawę, jak wiele jeszcze o Oliwerze nie wiedziałem... i chyba długo będę się uczył różnic pomiędzy nami.

***

– Już nie śpisz? – zapytała ze zdziwieniem mama, gdy tylko pojawiłem się w kuchni. Szybkie spojrzenie w stronę zegarka na piekarniku wystarczyło – normalnie nie wyściubiałem nosa spod kołdry przed dziewiątą, a godzina siódma oznaczała dla mnie tyle, co środek nocy.
– Tak się złożyło – odparłem wymijająco, podchodząc do lodówki. Nie dodałem nic o spaniu na podłodze w niewygodnej pozycji, ale spojrzenie, jakim obdarowała mnie mama, było dość niepokojące.
– Lubisz tego chłopca? – Aż drgnąłem z opakowaniem sera w dłoni.
– C-co? – prychnąłem, ale chyba nie zabrzmiałem zbyt przekonująco. – To mój kolega z roku.
– Wiem, tata mówił. – Jakby nigdy nic sięgnąłem po chleb, próbując skupić się na przygotowywaniu kanapek. Cały czas czułem jednak na sobie uważny wzrok mamy, popijającej niby spokojnie jedną z tych jej dziwnych, ziołowych herbat. Mogłem jednak już wyobrazić sobie, co takiego kluło się pod tą jej wścibską kopułą. – Wiesz już wszystko?
Zerknąłem na nią, przerywając smarowanie chleba masłem, po czym prychnąłem.
– No jasne, że nie. – Przewróciłem oczami. – Wczoraj dowiedziałem się że wróżki i skrzaty to nie do końca jedynie świat bajek – burknąłem. – To trochę... dezorientujące. Zajmie mi sporo, nim przejdę do porządku dziennego z tą wiedzą... no i pewnie jeszcze znajdzie się parę interesujących informacji, o których nie mam pojęcia – dodałem z zamyśleniem, jednak już bez żadnej pretensji w głosie. – Dlaczego nigdy mi nie powiedzieliście?
– A jak myślisz, jak byś zareagował? – zapytała mama z rozbawionym uśmiechem.
– Stwierdziłbym, że trzeba was wysłać do psychiatryka i nafaszerować prochami – odpowiedziałem zaraz i pokręciłem głową ze śmiechem.
– Ty byłeś... innym dzieckiem – powiedziała nagle Alicja z zamyśleniem, na co ja posłałem jej nierozumiejące spojrzenie.
– Zabrzmiało tak, jakbym to ja był nienormalny – zauważyłem.
– Nie o to chodzi. Zawsze byłeś taki... rzeczowy. – Zaśmiała się. – Pamiętasz, że to ty wszystkim dzieciom w przedszkolu mówiłeś, że to nie Święty Mikołaj, a rodzice podkładają prezenty? – Nie mogłem się nie uśmiechnąć.
– Wiesz... teraz nie byłbym tego taki pewny. Skoro są wilkołaki, to może i wielkanocny zajączek też gdzieś tam kica?
– Nie wierzyłeś w żadne wróżki z bajek, ani nic, czego nie mogłeś zobaczyć. Zawsze też wypytywałeś babcie, dlaczego ludzie mówią, że Bóg istnieje, skoro go nie ma. Naprawdę byłeś innym dzieckiem – dodała, patrząc na mnie ciepło, a ja znów się zaśmiałem.
– Weź skończ – machnąłem ręką, w której trzymałem nóż. – Brzmi jakbyś chowała pod dachem niepełnosprytnego syna.
– Gdybyśmy ci z ojcem powiedzieli, a później oczywiście pokazali, bo na samo słowo nigdy byś nam nie uwierzył, od razu pewnie powiedziałbyś wszystkim swoim kolegom. Już taki byłeś, lubiłeś się wykłócać i pokazywać, że wiesz lepiej. Lubisz do teraz – wytknęła i wbiła mi znienacka palec pod żebra, na co aż podskoczyłem.
– Ej!
Odpowiedział mi tylko śmiech, kiedy ruszyła w kierunku schodów.
– Powiem ojcu, że się obudził – rzuciła, będąc już na półpiętrze. Pokręciłem głową i uśmiechając się do siebie jak największy idiota, wróciłem do robienia kanapek. Z nieznanych mi przyczyn, wszystko teraz wydawało się... proste? Chociaż w rzeczywistości nic już takie dla mnie nie było. Świat w którym żyłem przez dwadzieścia lat bezpowrotnie zniknął.

***

Przez cały dzień nie wypytywałem Oliwera o nic, nie wyglądał za dobrze, zresztą, pod wieczór ojciec znów nafaszerował go środkami przeciwbólowymi. Nie chciałem się więc narzucać. Postanowiłem jednak spędzić tę noc u siebie, co zresztą Oliwerowi nie przeszkadzało, bo zasnął naprawdę wcześnie. Termin naszej rozmowy samoistnie się odroczył, ale wiedziałem, że w końcu znajdę odpowiedni czas i wszystkiego się dowiem.
O dziwo dość szybko przeszedłem z nową wiedzą do porządku dziennego. Łatwiej było mi przyjąć, że Oliwer był wilkołakiem, niż że miał jakieś autyzmy czy aspergery. Szczerze mówiąc, nawet trochę mnie to fascynowało. Wieczorem przed snem spróbowałem jeszcze czegoś dowiedzieć się o tych całych zmiennokształtnych, ale Internet, jak nietrudno się domyślić, nie przyszedł mi z pomocą. Wszystko, co tam wyczytałem, było jedynie ludzką fantazją. Wyglądało więc na to, że jeśli chciałem dowiedzieć się czegoś prawdziwego, musiałem pytać u źródła. Z drugiej strony nie zależało mi na tym aż tak bardzo, żeby lecieć do na wpół przytomnego Oliwera i męczyć go swoimi pytaniami. Na wszystko przyjdzie czas, stwierdziłem (co zresztą było do mnie zupełnie niepodobne, zawsze byłem kąpany w gorącej wodzie) i zamknąłem laptopa, dochodząc do wniosku, że najwyższa pora iść spać.
Zgasiłem światło, żeby zaraz zakopać się w kołdrze i spróbować usnąć. Emocje z dnia wczorajszego zdążyły już opaść, więc szybko zacząłem dryfować na pograniczu snu i jawy. Nie wiedziałem więc, czy skrzypnięcie drzwi rozbrzmiało jedynie w mojej wyobraźni, czy w rzeczywistości. Wyłapałem jeszcze ciche, uważnie stawiane kroki, aż wreszcie poczułem jak materac ugina się pod czyimś ciężarem. Prawie podskoczyłem, wyrwany z półsnu, kiedy coś objęło mnie od tyłu. Momentalnie odwróciłem się do tego czegoś, wciąż przerażony (za dużo horrorów) i nagle zrozumiałem.
– Ty idioto – syknąłem wściekle, próbując uspokoić przyspieszony oddech. – Przestraszyłeś mnie – warknąłem. Nie ma co się śmiać, przy mojej tuszy to mogło grozić zawałem...! No dobra, może i nie, ale i tak miałem ochotę go udusić. Chyba mój dzień dobroci dla zwierząt właśnie dobiegł końca.
– Przepraszam.
I to wystarczyło, żeby mnie rozmiękczyć. Cholera, nie mam pojęcia dlaczego bezbronny i jednocześnie zaskoczony ton głosu Oliwera w połączeniu z jego wielkimi, zielonymi ślepiami (które niemal błyszczały w nocnej ciemności) tak na mnie działały. Choćbym chciał, nie mogłem go bardziej opieprzyć, nawet jeszcze niedawno przyszłoby mi to z łatwością.
Oliwer był taki... prosty. Każda jego emocja odbijała się zarówno na jego twarzy jak i w głosie, nie musiałem robić podchodów, żeby wiedzieć co czuje. Był jak dziecko – szczery i prostolinijny.
– Okej, już dobrze – mruknąłem, wciąż jednak starając się brzmieć chociażby na zirytowanego. – Co tu robisz? Myślałem, że już śpisz – powiedziałem, nagle zdając sobie sprawę, że leżymy w jednym łóżku i że dzieli nas zaledwie kilka centymetrów.
Musiałem przypomnieć sobie, że Oliwer niedawno został potrącony przez samochód i że myślenie o nim w tych kategoriach to przejaw sadyzmu. Ale, cholera, miałem dopiero dwadzieścia lat! Moja wina, że umysł zaczął podsuwać mi jednoznaczne obrazy?
– Obudziłem się.
– I? Trzeba było dalej spać – mruknąłem, odbywając jednocześnie wewnętrzną batalię ze swoim libido.
– Chciałem z tobą – powiedział jak zawsze otwarcie, wlepiając we mnie zielone patrzałki. I weź tu człowieku bądź na niego zły... albo miej kosmate myśli. Powinienem właśnie palić się w piekle za brukanie kogoś tak niewinnego jak Oliwer. – Nie mogę? – dopytał jeszcze, a ja poczułem się jeszcze gorzej za te wszystkie wyuzdane obrazy, które zdążyły przewinąć mi się przez głowę.
– Nie no... możesz. – Bo co innego miałem odpowiedzieć? Zresztą, tak naprawdę to nie miałem nic przeciwko. Oliwer przypominał psa (nomen omen, chyba po trochu nim jednak był) chodzącego krok w krok za właścicielem i szukającego jego atencji – to miłe, że akurat wybrał mnie.
Uśmiechnął się, a ja pożałowałem, że zgasiłem światło i nie byłem w stanie dobrze mu się przyjrzeć. Lubiłem, jak się uśmiechał. Nic już więcej nie powiedział, tylko przysunął się do mnie i tak po prostu objął ramionami, wciskając twarz w załamanie pomiędzy moją głową a ramieniem. Poczułem, jak przesuwa mi nosem po szyi, na co zaśmiałem się cicho.
– Znowu mnie wąchasz – stwierdziłem już nie zły, nie zdezorientowany, a... zadowolony. Jak to wszystko w życiu może się zmienić, co nie? Jeszcze miesiąc temu byłem zbulwersowany, że Okularnik wąchał mnie najpierw w tramwaju, a później na zajęciach, a teraz sam mu na to pozwalałem i jeszcze się z tego cieszyłem. Absurd.
– Mhm – zamruczał, przesuwając jeszcze dłonią po moich plecach. Kiedy znieruchomiał, zrozumiałem, że musiał zasnąć. Uśmiechnąłem się pod nosem i naciągnąłem na niego bardziej kołdrę, żeby po chwili samemu zasnąć w jego szerokich ramionach.
Miałem wrażenie, jakby to wszystko było snem. I naprawdę nie chciałem się z niego budzić.

***

Oliwer zdrowiał w zastraszającym tempie, wystarczyły cztery dni, żeby siniaki zaczęły znikać, a on sam mógł się już bezboleśnie poruszać. Podejrzewałem, że to również jedna z różnic między ludźmi a wilkołakami – szybkość regeneracji. Człowiek przesiedziałby co najmniej jeszcze z tydzień na lekach przeciwbólowych, a Oliwer w sobotę był już w stanie normalnie chodzić. Magia.
– I? – zapytałem, kiedy ojciec skończył oglądać Oliwera.
– Wszystko w porządku – powiedział i uśmiechnął się lekko. – Zadzwonię do Artura, że nie ma już potrzeby, abyś był u nas – dodał, zwracając się do Oliwera, a ja poczułem nieprzyjemny uścisk w gardle. Niby minęło tylko kilka dni, jednak już zdążyłem przyzwyczaić się do obecności tego dziwaka za ścianą. I do jego nocnych eskapad w stronę mojej sypialni.
– To normalne? – zapytałem, patrząc na Oliwera badawczo. Popatrzył na mnie z niezrozumieniem.
– Co? – odparł ojciec.
– Że tak szybko się wszystko zagoiło.
– U zmiennokształtnych? Jak najbardziej – przyznał i kiwnął głową, na co ja wydąłem w zastanowieniu usta.
– Całkiem przydatne – mruknąłem, na co Hubert zaśmiał się cicho.
– Tak, myślę, że tak – powiedział i zerknął jeszcze na Oliwera. – Jesteście głodni? Zamówię pizzę na obiad, co?
– Alicja cię zabije.
– Pojechała z koleżanką na kawę, i pewnie ich spotkanie przeciągnie się do wieczora. – Wzruszył ramionami. – Ugotowała nam jakieś jaglane kaszotto, ale zakładam, że żaden z nas tego nie przełknie – dodał jeszcze, wstając. – Capricciosa na cienkim może być? – zapytał, zerkając to na mnie, to na Oliwera. Moją odpowiedź znał, więc pewnie bardziej interesowało go zdanie Oliwera.
– Mi nie przeszkadza – odparł lakonicznie, na co ojciec tylko kiwnął głową i już ruszył do wyjścia. Tak więc jak mówiłem – moją odpowiedź znał, bo była niezmiennie ta sama: kto normalny odmawiałby pizzy?
– Co ty na to, żeby pograć na konsoli? – Wstałem z okupowanego przez ostatnie kilkanaście minut krzesła i rzuciłem w stronę Oliwera pytające spojrzenie. – Bo... chyba wiesz co to Play Station? – dodałem już mniej pewnie. Nie wiedziałem przecież, czy Oliwer nie był wychowywany w totalnym buszu.
– Wiem – odpowiedział i kiwnął głową. – Możemy.
– To jednak robisz czasem ludzkie rzeczy – rzuciłem ze zdziwieniem, bo w głowie zdążył już mi się nakreślić obraz odludzia, na którym przebywał Oliwer od urodzenia. Bez prądu, internetu i cywilizacji.
– No... jestem człowiekiem – zmarszczył brwi, jakby nieco urażony.
– Nie do końca – zaoponowałem.
– W jednej trzeciej.
– A pozostałe dwie trzecie?
– Wilk i postać wilkokształtna. – Boże, to chyba wciąż nie są tematy na mój biedny, skonfundowany umysł. Weź tu człowieku ogarnij, że gościu, którego najchętniej zaciągnąłbyś do łóżka, ma jeszcze dwie inne, nieludzkie formy.
– A możesz... – zamilkłem nagle, przygryzając wargę. Machnąłem ręką w niewiadomym geście, nie bardzo wiedząc jak ubrać myśli w słowa. – No wiesz, zmienić się? – Serce zabiło mi szybciej na myśl, że mógłbym znowu zobaczyć tę wielką kreaturę.
– Teraz...?
– No. Tak jak wtedy, gdy – odchrząknąłem – uciekłeś.
Oliwer zamrugał. Naprawdę miał cholernie duże te ślepia.
– Chcesz? – zapytał zdezorientowany.
– No, inaczej bym nie pytał. – Przewróciłem oczami.
– Przestraszysz się. – Pokręcił głową, opuszczając jednocześnie ramiona. – Nie chcę, żebyś się mnie bał – dodał, ale wyglądało to tak, jakby teraz on bał się mnie, a nie na odwrót.
– Bez przesady, wiem przecież, że to ty – dodałem, a on zamilkł na chwilę. Wyraźnie bił się z myślami.
– I nie przestraszysz się?
– No mówię, że nie. – Serce już łomotało mi w piersi. Naprawdę chciałem go zobaczyć. Nie w formie wilka, bo jej już się przyjrzałem, kiedy trafił do nas zaraz po wypadku. Bardziej ciekawiła mnie ta druga postać – ni to człowiek, ni wilk. Przerażająca, silna kreatura rodem z horroru.
– Ale na pewno? – Popatrzył na mnie jeszcze, jakby chciał się doszukać jakiejkolwiek oznaki, że będzie inaczej. Pokiwałem więc stanowczo głową, a gdy Oliwer ściągnął koszulkę, coś aż ścisnęło mnie w przełyku.
Naprawdę fascynowało mnie to, że Oliwer był tym całym... zmiennokształtnym, czy jak im tam. Bo kto mógł się pochwalić, że jego przyszły-niedoszły chłopak nie był człowiekiem?
Posłał mi jeszcze jedno uważne spojrzenie, ale nie dałem się spłoszyć. Wciąż byłem pewny, że chciałem to zobaczyć. Podniósł się powoli, ściągnął okulary, a gdy odłożył je na łóżko, jego skóra zaczęła pokrywać się początkowo delikatnym, srebrzystym meszkiem, aż wreszcie na moich oczach urosły mu pazury, a kości wydawały się przestawiać, dłonie i nogi wydłużać... Widok był makabryczny, czegoś takiego nie widziałem nawet na filmach. Mój oddech przyspieszył i mimo poprzednich słów, zacząłem odczuwać dyskomfort. Nie spodziewałem się czegoś takiego, bo już po kilku sekundach nie stał przede mną uroczy Oliwer, tylko kreatura rodem z największych koszmarów. Miał na pewno ponad dwa metry, stał na szczupłych, w miarę ludzkich nogach, ale jego tors był nierealnie szeroki, barki ogromne, a łapy wydłużone. Jakby chciał, mógłby jedną ręką zmiażdżyć mi krtań i...
Pokręciłem głową, chcąc wyrzucić z siebie te myśli. Cholera, to wciąż był Oliwer! Ten sam, który jeszcze poprzedniej nocy się do mnie przytulał! Zrobiłem krok w jego stronę, na co on drgnął. Wahał się przez moment, ale gdy wyciągnąłem do niego rękę, pozwolił mi dotknąć swojego przedramienia.
Pod palcami poczułem kującą niczym u zwierzęcia sierść. Przesunąłem po niej dłonią, zafascynowany tym nowym doznaniem.
– Wow – wyrwało mi się, kiedy powędrowałem ręką wyżej, na bark. – Jesteś ode mnie wyższy – rzuciłem, siląc się na łagodny uśmiech. – To nowość – dodałem, musząc zadrzeć głowę, żeby spojrzeć Oliwerowi w oczy. Gdy popatrzyły na mnie łagodne, zielone ślepia, trochę się uspokoiłem.
– I jak? – Z pyska kreatury wydobył się niski, warkotliwy głos, tylko trochę podobny do głosu Oliwera.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Właściwie to sam nie wiedziałem, co czułem, z jednej strony podobała mi się ta postać, a z drugiej cholernie mnie przerażała.
– Jesteś... duży. – Zaśmiałem się nerwowo. Oliwer zawahał się, żeby zaraz pochylić się do mnie. Zdusiłem w sobie chęć zrobienia kroku w tył – sam przecież nalegałem na jego przemianę, nie chciałem, żeby tego żałował. – I masz duże kły – zauważyłem zaraz, zwracając uwagę na wystające z wydłużonego pyska zęby. Wahałem się tylko przez moment, bo już po chwili przesuwałem po nich palcem. – Nie wierzę – powiedziałem bardziej do siebie. To, co właśnie się działo, rzeczywiście wydawało się nierealne. – W tej... – odchrząknąłem – postaci... jesteś silny? – Oliwer nie odpowiedział, chyba nie zrozumiał sensu mojego pytania. – Mam na myśli, czy jesteś dużo silniejszy od człowieka – sprostowałem, momentalnie jednak przypominając sobie jego silny uścisk, kiedy się całowaliśmy.
Znów nie odpowiedział. W zamian tylko bardziej się do mnie pochylił, a kiedy zobaczyłem, jak jedno z tych długich, umięśnionych łapsk obejmuje mnie w pasie, miałem ochotę się wydrzeć. Sparaliżowało mnie jednak, więc nie byłem w stanie wydobyć z siebie chociażby jęknięcia. Nie minęła chwila, a straciłem grunt pod nogami. Oliwer uniósł mnie, jakbym był jakimś piórkiem (a wszyscy dobrze wiemy, że daleko mi do niego). Momentalnie wczepiłem się w jego ramię, przestraszony, że runę na podłogę. Nic takiego się nie stało, wyglądało na to, że dla Oliwera w tej formie naprawdę nie stanowiłem zbyt wielkiego ciężaru.
– Wow – wydusiłem z siebie znowu, kiedy Oliwer zatrzymał mnie na wysokości swojego pyska. – Czyli jednak tak – odpowiedziałem sobie, przytrzymując się jego ramienia – tak dla pewności. Raczej nie chciałem obić kości ogonowej.
Znów poczułem pod palcami sierść. Rany boskie, to wszystko było takie nierealne! Przesunąłem ręką po skórze, pod którą czułem mięśnie. Uśmiechnąłem się pod nosem, czując na sobie uważne i wciąż lekko przestraszone spojrzenie. Zabawne, że coś takiego, mogącego rozerwać mnie w pół bez najmniejszego problemu, bało się mojej reakcji.
– Dzięki – powiedziałem zgodnie z prawdą. Chyba potrzebowałem, żeby Oliwer mi się taki pokazał, jakoś łatwiej było mi go teraz zaakceptować. Pochyliłem się i w przypływie impulsu, pocałowałem lekko mokry niczym u psa nos. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, parsknąłem śmiechem. – Powinienem nazwać cię Reksio. Albo Burek – dodałem z rozbawieniem, a wtedy ciepły, długi język przemknął po moim policzku, zostawiając po sobie lepki ślad śliny. – No już, bez zażyłości. Nie jestem zoofilem! – prychnąłem nagle, a cały strach, który jeszcze chwilę temu lekko ściskał mi gardło, rozpłynął się niewiadomo gdzie.
Oliwer, obojętnie w której postaci, był wciąż Oliwerem. Teraz może tylko trochę większym i bardziej włochatym, ale jednak. To ciągle ten sam cichy, dziwny, ale przy tym nieszkodliwy chłopak, który obwąchał mnie w tramwaju.

10 komentarzy:

  1. Proszę, zabierałam się do skomentowania Maka, a tu już nowy rozdział!
    Cudowny! Uroczy i lekki. Namieszałaś mi tym zwrotem akcji i byłam bardzo ciekawa, jak to się dalej potoczy, ale jestem po prostu zachwycona! Bardzo przyjemnie się śledzi akcję(zresztą jak zwykle), w dodatku nie można chyba nie polubić bohaterów. Nie mogę się doczekać wszystkich wyjaśnień i dalszego rozwoju wydarzeń! :D

    I znowu się powtórzę, ale bardzo się cieszę ze wszystkich rozdziałów po tej przerwie! Tęskniłam za bohaterami, bo tak jak lubię wracać (nie tylko pamięcią) do starszych opowiadań, tak nie mogę doczekać się kolejnych ;D. Cieszę się, że mogę znowu zobaczyć Twoją aktywność.
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Ilyzkaii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie wróciłam na pustego bloga :D. Zaskakujecie mnie swoją cierpliwością. ;)

      Usuń
  2. O matko, wyobraziłąm sobie, jak Oliwer w wersji wilkołaka liże mu twarz :D Fajnie opisana przemiana. No i regeneracja, faktycznie mają lepiej niż ludzie :D
    Ciekawe, czy Oliwer w takiej wersji śmierdzi psem? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm, pewnie coś tam śmierdzi :D

      Usuń
    2. Żeby nie było - kocham psy, psiaczki i szczeniaczki, ale niektóre śmierdzą, stąd to pytanie :D Ale myślę,że nawet gdyby tak było, to Oliwerowi wybaczyłabym wszystko <3

      Usuń
  3. mało mi tego cudownego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  4. Oliwier to taki wielki psiak :D
    Jestem ciekawa jak się to rozwinie, bo nie bardzo wiem czego można się spodziewać :D
    Muszę się przyznać, że ogromnie mnie cieszy Twój powrót na bloga. A ja bez zmian oczywiście będę zaglądać, wierna wszystkiemu co napiszesz :DDD
    Ściskam ciepło,
    Elda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tu wciąż zaglądasz <3 Ty to już w ogóle jesteś moją najbardziej cierpliwą i wierną czytelniczką :D

      Usuń
  5. To takie magiczne. Kto by się spodziewał, że to opowiadanie potoczy sie w takim kierunku. Podoba mi się

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.