czwartek, 31 sierpnia 2017

Rozdział 3. (Co z Oliwerem nie tak?)

Betowała Ekucbbw.

Randka

Nie chodzę na randki. Właściwie to chyba na żadnej jeszcze nie byłem, bo wyjścia do kina trzy lata temu niestety nie mogę uznać za randkę, chociaż wszystko na nią wskazywało. Jak się jednak okazało już w budynku Multikina, do którego musiałem jechać pół miasta w upale i w tramwaju bez klimatyzacji (nowoczesne Krakowiaki to zasługa ostatniego roku, wtedy jeszcze trzeba było się telepać w starych, śmierdzących tramwajach), randka była tylko wymysłem mojej wyobraźni. Tak naprawdę kolega – bo inaczej go nazwać nie mogę – nawet nie był gejem i nastawił się na kumpelski wypad do kina na najnowszych Avangersów. I, żeby tego było mało, zabrał ze sobą jeszcze swoją dziewczynę. Tak, miał dziewczynę. A więc nie dość, że moje nadzieje brutalnie roztrzaskały się o mur rzeczywistości, to jeszcze gościu, w którym zadurzyłem się po uszy, okazał się totalnym heterykiem. Nigdy nawet na mnie nie spojrzał z inną, bardziej mi sprzyjającą intencją. A ja jak głupi masturbowałem się po nocach do jego zdjęcia, zakochałem się i oczywiście źle odebrałem wszystkie znaki, jakie mi wysyłał... chociaż, chyba w ogóle niczego w moją stronę nie wysyłał. Był dość „ciepły” w obejściu, to fakt, ale najwidoczniej nawet hetero może być ciepły.

Od tamtego momentu, jak już chciałem kogoś znaleźć – a zazwyczaj szukałem już tylko do seksu – kręciłem się w miejscach skupiających gejów. Lepiej mieć pewność, że ta druga osoba na pewno woli fiutki, a nie późnej nieprzyjemnie się rozczarować. Teraz jednak naprawdę szedłem na randkę, a Łukasz zdecydowanie był gejem – pod tym względem już raczej się nie zawiodę. No ale Łukasz zawieść się może. Ja sam się rozczarowuję, jak tylko spojrzę w lustro.
Ponoć czarny wyszczupla. Tak słyszałem, nic więc dziwnego, że osiemdziesiąt procent zawartości mojej szafy jest czarna. Tylko, cholera, jakoś nie widzę tego magicznego wyszczuplającego efektu na sobie. Wystarczy spojrzeć na brzuch, który aż wypływa ze spodni (swoją drogą – ledwo je zapiąłem).
Mama miała rację, pomyślałem, oglądając się to z jednej, to z drugiej strony. Dzisiaj rano powiedziała mi, że troszkę przytyłem. Oczywiście chciała być miła – zawsze stara się być miła. „Troszkę” to niezbyt adekwatne określenie, wyraźnie zaczynałem się zaokrąglać.
I na co mi był ten wczorajszy wieczorny Snickers? Albo paczka chipsów popołudniu? W szczególności, że – cholera – wiedziałem o randce. Mogłem się trochę przegłodzić, bo Łukasz naprawdę ucieknie z krzykiem i...
– Wychodzisz? – W progu mojego pokoju stanęła mama. Popatrzyłem na nią, na jej zawsze schludnie ułożone włosy, nienaganną figurę i twarz z tylko nielicznymi zmarszczkami. Jak to możliwe, że była moją rodzicielką?
– Mhm, mówiłem ci – odburknąłem, podchodząc do szafy z nadzieją, że może zaraz wpadnę na coś, co naprawdę mnie wyszczupli.
– Randka? – zapytała z tym swoim wścibskim uśmieszkiem, który może pojawić się tylko na twarzy matki. Przewróciłem oczami, ale ostatecznie kiwnąłem głową. – Jak go poznałeś? – ciągnęła swój wywiad, bo przecież nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała wejść z buciorami w moje życie.
No dobra, tak tylko sobie narzekam. Prawda jest jednak taka, że miałem całkiem dobry kontakt z rodzicami. Już sam fakt, że powiedziałem im o swojej orientacji, a oni z marszu ją zaakceptowali, przemawiał za tym, że moi starsi nie byli tacy źli.
– Internet – odparłem krótko, nie zamierzając zagłębiać się w szczegóły. Nie zrozumiałaby, co to jest Grindr. Zresztą, coś mi podpowiadało, że nawet nie chciałaby się dowiedzieć. „Mamo, to takie miejsce, gdzie umawiasz się z innymi pedałami na seks. Wiesz, pełno tam zdjęć dup i fiutów” – już to widzę.
– Och, to uważaj na siebie. Nigdy nie wiesz, kto jest po drugiej stronie. Może zawiozę cię na miejsce i wtedy zobaczymy, co? Jeszcze coś ci się stanie, może to jakiś zboczeniec?
Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem, aż wreszcie odetchnąłem, doskonale wiedząc, że tego mogłem się po niej spodziewać. No bo przecież wciąż jestem dwunastolatkiem, którego może uprowadzić nieznajomy „Piotrek, lat trzynaście”.
– Mamo, dam sobie radę – burknąłem tylko. – Naprawdę nic mi nie będzie, serio. Zluzuj. Albo w sumie najlepiej, to pomóż mi z ubraniem – dodałem szybko. Moja mama, pomimo swojego wieku, naprawdę miała gust. Ja raczej udałem się w ślady ojca, który zdawał się na dobry smak swojej żony.
– A mówiłam ci ostatnio, że musimy pojechać na zakupy – zamarudziła, stając tuż obok mnie przed otwartą szafą. – Przydałoby ci się kilka nowych ubrań.
Och, no oczywiście, że by się przydało. W końcu doszło mi trochę boczku tu i ówdzie.
– Pojedziemy później. Za godzinę mam być na Kazimierzu – mruknąłem zniechęcony.
– Załóż tę koszulkę – powiedziała w pewnym momencie, wyciągając z szafy biały T-shirt z drobnymi, granatowymi listkami. – A do tego te czarne materiałowe spodnie ze ściągaczami – dodała jeszcze, wskazując na dolną półkę, gdzie leżały spodnie.
– Myślisz, że tak będzie okej? – zapytałem, jeszcze nie do końca pewny jej wizji.
– Będzie. W tych spodniach masz taką drobną pupę – powiedziała z szerokim uśmiechem, a ja momentalnie poczerwieniałem. Boże. Matka patrzy mi na tyłek – wniosek jest jeden, skoro tak się już dzieje, to oznacza, że po prostu w normalnych spodniach za bardzo rzuca się on w oczy.
– Okej – burknąłem tylko, nie zamierzając się z nią sprzeczać.
– To co? Podwieźć cię? – zapytała jeszcze.
– Nie, spoko, dam sobie radę.
– To tylko napisz mi SMS-a, jak już się z nim spotkasz. Żebym się nie martwiła!
Uśmiechnąłem się mimowolnie, czując, że powoli zaczynam się denerwować. Oby naprawdę Łukasz nie uciekł.

***

Z Łukaszem umówiłem się w jednej z kawiarni na Kazimierzu, tuż przy Okrąglaku ze słynnymi zapiekankami. Nie mogę powiedzieć, że było to bardzo kameralne miejsce, ale idealne jak na pierwsze spotkanie. Moja mama chyba padłaby na zawał, gdyby dowiedziała się, że spotykam się z kompletnie nieznajomym gościem w jakiejś ciemnej, odciętej od świata uliczce. Dla niej najlepiej by było, jakbyśmy zobaczyli się w mega zatłoczonej Pijalni Czekolady Wedla na Rynku Głównym, czy innym, równie oblepionym przez turystów miejscu. Ale Kazimierz wydawał się okej, wciąż kręciło się tam sporo ludzi, jednak nie tyle co na rynku – mniej turystów, więcej mieszkańców Krakowa.
„Denerwowałem się” to mało powiedziane. I nie, wcale nie obawiałem się tego, co Alicja, bo raczej nikt by mnie nie uprowadził w biały dzień – bądźmy poważni, ani do burdelu bym się nie nadał, ani na narządy. Tu chodziło o strach, który zawsze gdzieś w sobie nosiłem. Nie lubię poznawać nowych ludzi, bo zawsze wydaje mi się, że nie mam im niczego ciekawego do zaoferowania. Czasem wolę po prostu posiedzieć sobie w milczeniu, w myśl zasady, że lepiej się nie odzywać, niż pieprzyć głupoty. Z Łukaszem dobrze wymieniało mi się SMS-y, rozmowa telefoniczna już nie szła tak gładko, ale wciąż chyba nie było najgorzej. A teraz miałem spotkać się z nim twarzą w twarz – to już nie będzie łatwe.
Kawiarnia, pomimo godziny czwartej popołudniu, wciąż świeciła pustkami. Kręciło się tam tylko parę osób, w tym personel. Zobaczyłem go niemal od razu, jeszcze zanim wszedłem do środka. Siedział przy dużym oknie, ze wzrokiem wbitym w ekran telefonu. Zwolniłem, przyglądając się Łukaszowi z coraz to szybciej bijącym sercem.
Nie był ideałem. Żaden tam z niego model Men's Healtha – ot, zwykły facet, może tylko trochę powyżej przeciętnej. Miał jednak coś w sobie, sposób, w jaki siedział, jak pochylał się nad blatem, jak lekko wydymał usta... Nie potrafię tego opisać, ale w głowie momentalnie zapanowała mi pustka, a ja dotarłem do kawiarni szybciej, niż bym przypuszczał. Od razu podszedłem do stolika, a kiedy popatrzyły na mnie brązowe oczy, mimowolnie się uśmiechnąłem.
– Jesteś – powiedział, wstając szybko od stołu.
Wzruszyłem ramionami, wciąż czując tę dziwną, zalewającą mnie od wewnątrz pustkę.
– No jestem – odpowiedziałem, próbując zebrać się w garść.
Boże, Wiktor, ty idioto, przestań się tak na niego gapić!
– To co? Usiądziesz? – zaoferował z szerokim uśmiechem. Nie miał prostych, idealnie białych zębów, do Hollywoodzkiego uśmiechu trochę mu brakowało, a jednak nie potrafiłem oderwać od niego wzroku. Na szorstkich od jednodniowego zarostu policzkach pojawiły się delikatne dołeczki, przez które dosłownie zmiękły mi kolana. Nie przedłużając więc, szybko usiadłem naprzeciw Łukasza, żeby przypadkiem nie wylądować na podłodze.
– Nic nie zamówiłeś? – zapytałem, siląc się na swój normalny ton. Miałem nadzieję, że wszystko, co działo się wewnątrz mnie, nie znajdowało odbicia na zewnątrz. Wtedy chyba własnoręcznie wykopałbym sobie grób, a później jeszcze zasypał toną kamieni.
– Nie, czekałem na ciebie – powiedział, chowając telefon do kieszeni. – Przyszedłem trochę przed czasem, nie lubię się spóźniać na ważne spotkania. – Gorąco, Boże, jak mi gorąco. Uśmiechnąłem się lekko, jak jakaś niepokalana dziewica zarywana przez swojego wybranka losu. A warto nadmienić, że do dziewicy mi daleko.
– Ja chyba się nie spóźniłem? – zapytałem, a następnie zerknąłem jeszcze na zegarek, no bo przecież ze mną to wszystko możliwe. Spóźniam się zawsze i wszędzie, każdy ma przecież jakiś swój znak rozpoznawczy, co nie?
Nie. Nie spóźniłem się. Idealnie na czas – chociaż to mi dzisiaj wyszło.
– Nie, na szczęście nie – powiedział Łukasz, wciąż szeroko się uśmiechając. – To co? Zamawiamy coś? Mam ochotę na jakieś duże ciastko czekoladowe.
Ty to sobie możesz jeść duże ciastka czekoladowe, pomyślałem, taksując go jeszcze raz wzrokiem. Był szczupły, nie za wysoki, ale szczupły. Aż mu pozazdrościłem.
– Ja wezmę samą kawę. – Wiadomo, dieta i te sprawy. Sytuacja z rana przed lustrem skutecznie wybiła mi z głowy wszystkie ciasta na świecie... przynajmniej do jutra. Jutro pewnie znowu będę się bić z własnym apetytem.
– Samą kawę? – podpytał Łukasz, unosząc brwi. Cholera, on nawet słodko wyrażał zdziwienie.
– Tak, nie mam ochoty na nic innego. – Bo niby co miałem mu powiedzieć?
– Ale mi będzie głupio tak jeść samemu. To może lody? Nie masz ochoty nawet na lody? –(X) Och, jasne że mam, nie zadawaj głupich pytań. Ale jak tak dalej pójdzie, to możesz zginąć podczas seksu, więc wybierz – albo wepchniesz we mnie lody, albo znajdziesz się na ostrym dyżurze zaraz po tym, jak wylądujemy w łóżku. Widziałem kiedyś taki przypadek w jednym z programów TLC w wykonaniu bardzo otyłej pani i jej chudego, drobnego partnera, zaduszonego podczas gry wstępnej. Tak więc – to nie żadne przelewki. To fakty.
– Zostanę przy kawie. – Uśmiechnąłem się słodko (a przynajmniej taką mam nadzieję). – Naprawdę nie mam ochoty. Ale ty się nie krępuj, serio! – dodałem zaraz
Łukasz wydął usta, niezadowolony, a ja, korzystając z okazji, że przeglądał menu, przyjrzałem mu się z bliska. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że poznaliśmy się na Grindrze i że zamiast pieprzyć się w jakimś hostelu, siedzimy w uroczej kawiarni, wybierając kawy.
– Ale kolacji już mi nie odmówisz – powiedział, zerkając na mnie tymi swoimi brązowymi ślepiami. – Posiedzimy, porozmawiamy, wypijemy kawę, a później skoczymy na coś do jedzenia, co? Nie daj się prosić.
Serce na kilka chwil mi zamarło. Boże, on nie chce mnie spławiać! On chce nie dość, że wypić ze mną kawę, to później przeciągnąć randkę i iść na jakieś żarcie! Przecież po kawie moglibyśmy się rozejść, nie byłoby żadnego nieprzyjemnego kwasu, a on...
– Jasne.
Niech będą dodatkowe kalorie. Trudno. Jak mógłbym odmówić?
– Świetnie. To jaka kawa?
– Latte.
Wystarczyło tylko, że spojrzał w stronę kelnerki już czekającej na jakiś znak, a ta zaraz podeszła. Uśmiechnęła się szeroko, jednak był to uśmiech zarezerwowany jedynie dla klientów – uprzejmy, ale powściągliwy, bez zbytniego spoufalania się.
– Co państwo zamawiają? – zapytała, patrząc to na mnie, to na Łukasza.
– Latte, podwójne espresso i kawałek brownie – powiedział, odchylając się nieco na krześle i zerkając jeszcze na mnie. – Na pewno nic więcej nie chcesz?
– Mamy bardzo dobry jabłecznik na ciepło z lodami waniliowymi – zarekomendowała z profesjonalnym uśmiechem.
– Nie skusisz się?
– Nie, dziękuję – odpowiedziałem ostatecznie, choć było naprawdę ciężko. W szczególności, że kilka metrów dalej, na oszklonej ladzie wdzięczyły się do mnie babeczki, ciasta i ciasteczka. Cholera, takie szczucie żarciem powinno być nielegalne.
– No dobrze, nie będę dłużej naciskać. – Uśmiechnął się do mnie, a brązowe ślepia przez kilka chwil nie odrywały się od moich. – To wszystko – dodał, nawet nie patrząc na kelnerkę.
Czułem, jak zaczyna mi się robić gorąco. Sposób, w jaki Łukasz patrzył, był obłędny. Albo może to ja po prostu zgłupiałem, bo z drugiej strony nie mogłem zaliczyć tego spojrzenia do spojrzeń typowego podrywacza. Nie dało się w zachowaniu Łukasza wykryć czegokolwiek, co wskazywałoby na jego chęci rychłego zaciągnięcia mnie do łóżka. Prędzej poznania mnie, niekoniecznie od strony fizycznej. A jednak gotowałem się tam na tym całkiem wygodnym, obitym skórą krzesełku, mając ochotę zaciągnąć Łukasza w bardziej ustronne miejsce.
Kelnerka odeszła, zostawiając nas samych.
– Więc? Co tam w świecie studentów słychać? – zagadnął Łukasz z szerokim uśmiechem, koncentrując się tylko na mnie. Miałem wrażenie, że prócz mnie, już nic go nie obchodzi, ani krzyczący coś obcokrajowcy za szybą, ani ludzie w kawiarni.
– Chyba się ten świat tak nie zmienił od czasów twoich studiów – odparowałem, żałując, że nie ma przede mną kubka kawy. Wtedy wiedziałbym, co zrobić z dłońmi, a tak, to trzymałem je nieruchomo na blacie stołu, jak jakiś niepełnosprytny.
– Z tego, co od ciebie słyszałem, to za moich czasów mieliśmy więcej zabawy.
– Może to zależy od kierunku. – Wzruszyłem ramionami, powoli zaczynając się rozluźniać, co w towarzystwie obcych raczej nigdy nie miało miejsca. A jednak, Łukasz działał na mnie uspokajająco, chociaż jedyne co robił, to zagadywał i siedział naprzeciwko. – U mnie to raczej zbiorowisko dziwaków. – Nie wiedzieć czemu, przed oczami stanął mi Oliwer.
– A ty myślisz, że na polibudzie nie było dziwaków? – zapytał i roześmiał się. Miał naprawdę ładny śmiech. Cholera, wszystko, co dotyczyło Łukasza, było fajne. – Zdziwiłbyś się, tam to dopiero parada dziwolągów.
– Zagrzybiali informatycy w okularach jak denka od słoika?
Popatrzył na mnie początkowo zdziwiony, aż wreszcie znowu się roześmiał. Serce biło mi w piersi coraz szybciej i szybciej. Nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieje.
– No nie wszyscy, ale zdarzali się i tacy.
– U mnie jedna połowa to typowe nerdy, a druga laleczki Instagrama – powiedziałem, wzruszając ramionami. Przed oczami pojawił mi się jeszcze Oliwer, którego nie mógłbym zaliczyć do żadnej z tych grup.
– To chyba uroki twojego kierunku. – Uśmiechnął się znowu, a ja miałem wrażenie, że zaraz roztopię się na krześle i spłynę na podłogę. Czułem gorąco na policzkach, więc pewnie właśnie siedziałem czerwony jak burak.
Już chciałem coś zażartować – i raczej nie byłoby to nic mądrego – ale całe szczęście tuż obok pojawiła się kelnerka z naszym zamówieniem. Ze stonowanym uśmiechem postawiła przed nami kawy, a przed Łukaszem jeszcze ciasto, pożyczyła smacznego i odeszła.
– Na pewno nie chcesz? Zobacz, jak świetnie wygląda. – Czy naprawdę tak ciężko ogarnąć, patrząc na mnie, że słodyczy to ja mam aż nadto? On serio nie widzi, że tu i tam mi się wylewa?
– Kawa lepiej – odpowiedziałem zaraz, na co Łukasz tylko pokręcił głową.
– Ja bym obok tego nie przeszedł obojętnie.
No widzisz. Gdybym był takim chudzielcem jak ty, też nie przechodziłbym obok ciast obojętnie.
Uśmiechnąłem się tylko lekko i już nic nie odpowiedziałem. Upiłem łyka i zaraz zapytałem, żeby zmienić temat:
– A ty? Gdzie dokładnie pracujesz?
– Jestem kierownikiem działu rekrutacji w Nokii.
I tyle wystarczyło, żeby rozmowa z ciasta zeszła na bezpieczniejsze tory. Łukasz opowiadał mi, jak to żyje się w korpo, a ja jednym uchem słuchałem, drugim wypuszczałem. Cały czas jednak na mojej twarzy odmalowywało się zaciekawienie zachęcające Łukasza do dalszych opowieści korposzczura. Żyjąc z taką matką, jaką jest Alicja, sztuczkę fałszywego zainteresowania opanowałem do perfekcji.
Wreszcie jednak ciasto i kawa się skończyły. Historyjki o pracy w Nokii również. Nie mam pojęcia, w którym momencie zeszliśmy na bardziej osobiste tematy, a przed nami pojawiły się kolejne filiżanki z kawą. Jedno było pewne – wieczorem nie tak łatwo będzie mi zasnąć. Miałem jednak nadzieję, że powodem nie będzie nadmiar kofeiny, a osoba siedząca naprzeciwko.
– Miałeś kogoś? – zapytał Łukasz, bawiąc się łyżeczką.
– W jakim sensie?
– Na stałe. Byłeś już z kimś?
Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Nie, nie miałem chłopaka, ale z drugiej strony nie byłem przecież niedoświadczonym młodzikiem. Wiedziałem, co się robiło z facetem w łóżku.
– Tak to nie – odparłem, nie do końca pewny, czy to dobrze zabrzmiało w uszach Łukasza. Nie chciałem przecież wyjść na jakiegoś lachociąga, w szczególności, że Łukasz chyba takimi gardził. – A ty? – zapytałem zaraz, żeby sam nie pociągnął tematu dalej.
– Byłem. Kilka dobrych lat. Nie interesują mnie przelotne znajomości. – Uśmiechnął się lekko, odkładając łyżeczkę na spodek filiżanki. – Trochę to naiwne, co? Geje mają raczej inne cele w życiu.
No, nie powiem – naiwne. Sam jeszcze niedawno byłem zdania, że po co wiązać się z jedną osobą, kiedy można mieć kilka naraz? Zresztą, coś takiego jak miłość dla mnie nie istniało. To tylko wytwór ludzkiej wyobraźni, przejaw jego egoizmu, a może nawet kreacja kultury.
Tak przynajmniej powiedziałbym jeszcze niedawno. Kiedy jednak siedziałem naprzeciw Łukasza, serce łomotało mi jak szalone w piersi, a żołądek wywracał się z jednej strony na drugą, sam już nie wiedziałem, czy tej miłości tak naprawdę nie ma.
– Zależy kto – odpowiedziałem ze wstydliwie spuszczonym wzrokiem na blat. Ja! Wstydliwie!
Milczeliśmy przez chwilę, aż wreszcie Łukasz wstał od stołu.
– Wypiłeś, prawda? Co powiesz na spacer nad Wisłą? A później na obiecaną kolację?
Chcąc czy nie – uśmiechnąłem się szeroko. Praktycznie Łukasza nie znałem, ale czułem się w jego towarzystwie naprawdę dobrze, nawet pomijając te wszystkie zawały, które zdążyłem zaliczyć w przeciągu ostatnich dwóch godzin.
– Brzmi dobrze.

***

Lubię spacery nad Wisłą, w szczególności wieczorem i w miejscu, w którym nie kręci się cała masa turystów. Najgorzej jest od strony Jubilata – pełno barek oraz statków, a w nich tłumy głośnych, irytujących ludzi. Wszędzie hałas: czy to rozmów, czy muzyki. Obok na moście przejeżdżające samochody, jeden za drugim. Gdzieniegdzie pod drzewami leżący nawaleni bezdomni, bo oczywiście nawet im skapnęła kasa od turystów, którą szybko zamienili w alkohol.
Jednak kilkaset kilometrów dalej, po tej samej stronie rzeki, już nie tak gęsto oświetlonej latarniami oraz nie tak chętnie uczęszczanej przez turystów, można było odkryć prawdziwą magię Wisły. Patrząc na mieniące się w oddali światła, zapominało się o turystycznej stronie Krakowa. Był spokój – szum przejeżdżających gdzieś tam samochodów oraz rozmywające się w wieczornym powietrzu odgłosy rozmów i muzyki. Wszystko to wkomponowywało się w otoczenie, tworząc przyjemny, niepowtarzalny klimat.
Nie, żebym był jakimś romantykiem kontemplującym każdy zakamarek Krakowa. Jedno jednak musiałem przyznać – Bulwary Wiślane były moim ulubionym miejscem w całej stolicy Małopolski.
– Więc? Byłeś w związku? – zapytałem, kiedy szliśmy wolno tuż przy brzegu.
– Mhm – odpowiedział Łukasz. – Ale najwidoczniej nie pasowaliśmy do siebie – dodał, odwracając się do mnie i uśmiechając lekko w świetle latarni znajdującej się kilka metrów dalej.
– Długo? – W jakiś dziwny sposób naprawdę mnie to zaciekawiło, chociaż normalnie nie interesuje mnie życie innych osób.
– Parę lat.
– To da się tak w gejowskim związku? – palnąłem bez przemyślenia.
Łukasz popatrzył na mnie zdziwiony, a ja już wiedziałem, że powinienem ugryźć się w język. Nie wiedzieć jednak czemu, poczułem nieprzyjemny dreszcz rozlewający się wewnątrz mnie na samą myśl, że Łukasz miał kiedyś w swoim życiu kogoś bardzo ważnego.
– No pewnie, że się da. – Na moment się zawahał, ale zaraz kontynuował dalej. – Po prostu trzeba chcieć, a nie szukać ciągle łatwiejszych opcji. – Przyglądałem mu się uważnie, delikatnemu, ale jakby smutnemu uśmiechowi, który wykrzywił jego usta i sprawił, że zawrzało we mnie jeszcze bardziej.
A przecież wcale go nie znałem, on nie znał mnie. No i nie szukałem związków, ale coś w jego światopoglądzie ujmowało. Był zupełnie inny od gejów, którzy stanęli na mojej drodze (i zbyt długo na niej nie zabawili).
– Tęsknisz za nim? – zapytałem, już wiedząc, jaką odpowiedź chcę usłyszeć.
– Czasem. – I to zdecydowanie nie była ta odpowiedź. – Nie da się nie tęsknić za kimś, z kim spędziło się pięć lat.
– Aż pięć? – Zazdrości, jaka wdarła mi się do głosu, nie dało się przeoczyć.
– A ty? – zmienił nagle temat. – Naprawdę nikogo nie miałeś?
– Tak wyszło.
– W sumie jesteś jeszcze młody...
– Mówisz, jakbyś był co najmniej dekadę starszy. – Przewróciłem oczami, ale się uśmiechnąłem, ciesząc jednocześnie, że zostawiliśmy już temat byłego faceta Łukasza.
– Fakt, nie jestem – zaśmiał się i zatrzymał przede mną. Nie wiem dlaczego, ale nagle zrobiło mi się goręcej, a zazdrość nie miała już z tym nic wspólnego. Po prostu pustka, jaka nas otaczała, ciemność i szum przepływającej rzeki – oraz oczywiście stojący bardzo blisko mnie Łukasz – nagle połączyło się w całkiem podniecającą całość. – Dobrze, bo to już wyglądałoby dziwnie. A tak sześć lat różnicy można jeszcze przełknąć, hm? – zapytał. Nic jednak nie zrobił, stał i patrzył na mnie z jakimś takim spokojem wymalowanym na twarzy. Opanowałem w sobie chęć szybkiego podejścia do niego, złapania go i pocałowania. Damy tak nie robią. Wyjdę na jakiegoś napaleńca jeszcze, a przecież zdążyłem już poznać nastawienie Łukasza do puszczalskich pedziów.
– Można – odpowiedziałem cicho, wsuwając ręce w kieszenie. Normalnie pewnie zrobiłbym pierwszy ruch, aż taką cnotką niewydymką to ja nie jestem, ale jednak lepiej byłoby zostawić to Łukaszowi. – Zresztą, chyba nawet dekadę można byłoby przełknąć – dodałem z lekkim uśmiechem i wtedy to się stało. Łukasz podszedł do mnie bardzo blisko.
– Nie wiem, co takiego w tobie jest, ale jesteś uroczy.
No tak. Nie, że przystojny. Nie, że inteligentny – tylko uroczy. Każdy grubasek jest na swój sposób uroczy. Nie miałem jednak czasu głębiej się nad tym zastanowić, bo już po chwili pochylił się do mnie, złapał za boki twarzy i tak po prostu pocałował. Serce zamarło mi w piersi, wszystko dookoła ucichło. Poczułem się jak zamknięty w magicznej bańce, która tłumi każdy bodziec ze świata rzeczywistego, oprócz dotyku i zapachu Łukasza.
Nie był najlepszy w całowaniu, ale ja też nie byłem, a mimo to miałem wrażenie, że to jeden z najbardziej udanych pocałunków w moim życiu. Szkoda jednak, że dość krótki, bo już po chwili Łukasz odsunął się ode mnie. Aż miałem ochotę jęknąć w proteście i przyciągnąć go z powrotem.
– Zgłodniałem. Może przyspieszymy?
Wymusiłem uśmiech, bo co innego miałbym zrobić? Nie na jedzenie miałem teraz ochotę, a na trochę inną czynność, również będącą czynnością fizjologiczną. Co tu dużo mówić – młody byłem, seksu dawno nie uprawiałem, no to wystarczył jeden krótki pocałunek, aby mnie załączyć tam w dole.
– Niech będzie.
– A później odwiozę cię do domu, hm? Bo pewnie będzie późno.
Popatrzyłem na niego zaskoczony. Że do domu? Mojego? Tak bez seksu? Aż musiałem zamrugać, żeby zrozumieć, że naprawdę zakończymy GEJOWSKĄ randkę nie seksem, ale jakimś tam zwykłym cmoknięciem się w usta.
– No... okej. – Moja dezorientacja była widoczna jak na dłoni.
– Masz ochotę na coś konkretnego?
Na ciebie.
– Obojętnie – burknąłem, jednak zaraz zdałem sobie sprawę, że wyszło mało grzecznie. Uśmiechnąłem się więc szeroko i odrobinę przysunąłem do niego. – Zdam się na... – nie zdążyłem dokończyć. Aż podskoczyłem, kiedy z krzaków wybiegło jakieś wielkie zwierzę. Automatycznie złapałem za ramię Łukasza, przekonany, że to coś zaraz rzuci się na nas z zębiskami. Nic takiego nie miało jednak miejsca, potwór nawet się na nas nie obejrzał, tylko pognał przed siebie i zniknął w ciemności drzew rosnących tuż obok.
Łukasz parsknął śmiechem, a ja stałem jak wryty, jakby jeszcze czekając na atak zwierzęcia.
– To tylko pies! – rzucił z rozbawieniem.
Naprawdę bardzo, ale to bardzo nie lubię psów.
– Wielki jakiś.
– Średni bym powiedział. Pewnie komuś uciekł. To co? Mogę wybrać miejsce, w którym zjemy?
Szybko zamaskowałem swoją niepewność szerokim uśmiechem.
– Jasne! – powiedziałem aż nazbyt entuzjastycznie. Jak nie ja, tylko zauroczona podlotka.
I, cholera, może właśnie nią byłem.

7 komentarzy:

  1. Świetnie się czyta....u Ciebie nie ma przypadkowych zdań...wszystko dograne ;) Super. Byle tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  2. nawet spoko ale nie podchodzi mi główny bohater :/ nawet nie pamiętam jak sie nazywa XDDD (i mam nadzieje że historia szybko sie rozkręci)
    o wiele bardziej cieszyłabym sie z mcdonalda, który jest ciekawszy :p TO możesz pisać po tym jak skończysz trójkąt Teo ;D pozdrawiam
    ~zen

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze Ty to lubisz namieszać. Miał być Oliwer i Wiktor, a tu nagle pojawia się Łukasz i jest naprawdę fajny i na dodatek chciałby czegoś poważnego... No i co ja mam teraz myśleć? Czego się spodziewać? Trzeba czekać aż rozkręcisz akcję :) Dziękuję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja tam lubię Wiktora. Jest przeciętny do bólu, ale w tej swojej przeciętności jest oryginalny.
    Jego przemyślenia w trakcie randki wygrały rozdział.
    Fajny się ten Łukasz wydaje. Jestem ciekawa, jaka będzie jego rola w tym wszystkim. Na pierwszy rzut oka nie wydaje mi się, aby szaleńczo się w sobie z Wiktorem zakochali. Ale kto to wie? Coś mi podpowiada, że to nie była epizodyczna postać.
    No i jest jeszcze Oliwer, o którym Wiktorowi zdarzyło się raz czy dwa pomyśleć w trakcie spotkania.
    Przez to właśnie czekam na spotkanie z "dziwakiem".
    Czekam aż wszystko się jakoś pokomplikuje :D
    Weny i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Urocze :D to pierwsze co mi przychodzi do głowy :DDD
    Przyjemnie się czyta i jest bardzo zabawne!
    Wiktor ma takie zabawne przemyślenia xD
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Elda

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiktor jest zabawną postacią i podoba mi się to! Ale zastanawiam się o co chodzi z Oliwerem, a jednocześnie wolałabym jeszcze trochę pozostać w takiej niewiedzy, budującej napięcie. Dlatego właśnie uwielbiam tempo, w którym prowadzisz swoje historie!
    Generalnie całe opowiadanie bardzo mi się podoba i będę czekać na kolejne rozdziały :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem czy wchodzicie jeszcze na maila: zpapryka@gmail.com, ale wysłałam wiadomość odnośnie opowiadania K111 :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.