poniedziałek, 22 maja 2017

Rozdział 8. (I tak wszyscy wylądujemy w McDonaldzie)

Okej, udało mi się jakoś to napisać. Nie było łatwo, przyznaję. Osoby śledzące mojego fanpejdża wiedzą, że w międzyczasie zepsuł mi się i drugi laptop, więc czekała mnie przymusowa podróż z Krakowa do Bydgoszczy, żeby poratować się jakimś innym sprzętem. 
Zbliża mi się termin oddawania prac licencjackich, więc już teraz chciałabym zaznaczyć, że powrócenie do publikowania raz na tydzień może mnie przerosnąć. Tak więc uzbrójcie się w cierpliwość, bo dodatkowo zbliża mi się ostatnia na tych studiach sesja i fajnie byłoby ją zaliczyć w pierwszym terminie. 
Ale priorytety priorytetami - zamiast pisać trzeci rozdział licencjatu, zabrałam się za McDonalda. :D Przez wszystkie moje lata nauki nic się w tej kwestii nie zmieniło. 

Sprawdzała Ekucbbw.


U Rafała zawsze syf i pusta lodówka 

Nie miał jego numeru telefonu. Nie byli znajomymi na Facebooku (a jak próbował go znaleźć, to okazywało się, że ktoś taki w ogóle tam nie istnieje). Jak na standardy XXI wieku, po prostu się nie znali.
Jak więc, do cholery, miał odzyskać te durne klucze?
Postanowił pofatygować się do mieszkania Rzepy osobiście – tylko tak mógł do niego dotrzeć. Pamiętał, gdzie Rafał mieszkał; pojedzie, zabierze, wróci. Tak, to brzmiało jak dobry plan, chociaż jeszcze lepiej byłoby napisać Rzepie jakąś wiadomość. Mógłby oczywiście poprosić o to Andrzeja, a Andrzej w rezultacie załatwiłby wszystko bez konieczności kontaktowania się Teodora z Rafałem. Problem był tylko taki, że... Teodor nie wiedziałby nawet, w jaki sposób odezwać się teraz do Wrońskiego. Po pocałunku, a później natychmiastowej ewakuacji Wrony z mieszkania, nie rozmawiali. Teodor nie miał pojęcia, co o tym myśleć. Nigdy nie spodziewał się nie tylko usłyszeć takich słów z ust Andrzeja (urocze i pasuje ci niemal wyryły mu się w pamięci razem z tonem głosu i mimiką twarzy), ale także pocałunku. Myślał, że tamtą nieudolną próbę zbliżenia w Jazz Rocku zakopią pod ziemię i nigdy o niej nie wspomną, a tymczasem Andrzej sam ją odkopał i powtórzył.
Za każdym razem, kiedy przypominał sobie ciepłe wargi Wrońskiego tuż przy swoich, dostawał ataku serca. Momentalnie robiło mu się gorąco, po jego ciele przebiegały dreszcze, a cały świat zaczynał wirować. Może właśnie dlatego tak łatwo przyszła mu wycieczka do mieszkania Rafała. Po prostu wsiadł w tramwaj i nie przejmując się niczym, pojechał. Już po kilkunastu minutach był na miejscu, wszedł na klatkę schodową pachnącą wilgocią i kurzem, jak to już przyjęło się w przedwojennych kamienicach, po czym ruszył na górę. Strome, drewniane schody z rzeźbioną balustradą, wysokie sufity i trzeszczące okna na półpiętrach wydawały się wieczorem o wiele bardziej przerażające niż za dnia. Tylko czekać, aż z góry spełznie do niego jakaś postać z horroru. Całe jednak szczęście już po chwili dotarł do odpowiednich drzwi. Zapukał, a gdy nie dostał żadnej odpowiedzi, zadzwonił.
– Już, już – usłyszał kobiecy głos dobiegający z mieszkania i czyjeś szybkie kroki w przedpokoju. Metalowa, nosząca piętno wielu lat użytkowania klamka zapadła się, a drzwi wreszcie uchyliły, rzucając na ciemny korytarz łunę światła. – Tak? – Niska, choć pulchna dziewczyna z zawiniętym ręcznikiem na głowie popatrzyła na niego zdziwiona.
– Hej, ja do Rafała – powiedział Teodor z rękami w kieszeniach kurtki.
– Nie ma go chyba. Ale pewnie zaraz wróci, mówił, że jutro do pracy na rano idzie. – Ciemne, niemal czarne w stłumionym świetle oczy dziewczyny otaksowały go od góry do dołu, jakby oceniając.
– Zostawiłem u niego klucze – wyjaśnił szybko, kiedy w głowie zaczął kiełkować mu nowy, o wiele przyjemniejszy plan odzyskania swojej własności. – Może wszedłbym do niego i po prostu zabrał klucze? Nie mogę wejść do mieszkania – wytłumaczył, patrząc na dziewczynę tak błagalnym spojrzeniem, na jakie tylko było go w tamtej chwili stać. I najwidoczniej wyszło bardzo realistycznie (w końcu nie musiał nawet za bardzo się wczuwać, zrobiłby wszystko, byleby tylko nie spotkać Rafała), bo dziewczyna wzruszyła ramionami i odsunęła się od drzwi.
– Luz. Nie wiem tylko, czy nie zamknął pokoju – powiedziała jeszcze, wpuszczając Teodora do znanego mu już przedpokoju, gdzie na podłodze walała się cała masa butów. Od sandałów, które w lutym były raczej zbędne, po ciężkie, zimowe trapery. Nie rozglądał się jednak, chciał tylko odzyskać klucze, nic więcej. Od razu ruszył więc na sam koniec przedpokoju, doskonale pamiętając, jak trafić do sypialni Rafała. Złapał za klamkę, modląc się jeszcze w duchu, aby drzwi nie okazały się zamknięte, po czym pchnął je. Otwarte. Odetchnął, wszedł do zaciemnionego pomieszczenia i zapalił światło. Ku swojej ogromnej uldze, nie napotkał nikogo w środku, jeżeliby nie liczyć oczywiście bałaganu, bo ten był wszędzie i chyba nawet większy niż wczoraj. Biurko już niemal uginało się pod ogromną stertą rzeczy, na łóżku znajdowało się wszystko, co możliwe, i nawet na podłodze walały się jakieś puszki, papierki, ubrania. Rafał chyba naprawdę nie lubił sprzątać.
– Fuj – stęknął z obrzydzeniem, kiedy nadepnął na coś gumowego. Jak szybko się zorientował, był to zagubiony żelek. Aż się skrzywił, gdy próbował zdrapać go z podeszwy swojego buta – z marnym skutkiem. Żelek nie był niestety jedyną rzeczą, w którą wdepnął Teodor. Kiedy dał sobie z nim spokój i pozwolił mu zostać pod swoim butem, usłyszał chrzęst. Tym razem na swojej drodze do biurka, na którym miał nadzieję znaleźć klucze, stanęły mu chipsy. – Kurwa – sapnął, krzywiąc się z obrzydzeniem. Pokój Rafała to istna pułapka, stwierdził, kiedy wreszcie zaczął rozglądać się za kluczami. Strach się gdziekolwiek ruszyć, żeby w coś nie wdepnąć albo nie zginąć pod śmieciami.
Popatrzył bezradnie na biurko, a kiedy zdał sobie sprawę, że przeszukanie go nie będzie możliwe bez wywołania lawiny, ręce mu opadły. Jak Rafał mógł żyć w takim syfie? Z obrzydzeniem popatrzył na zawieszone przez oparcie krzesła białe (przynajmniej kiedyś), wyraźnie długo noszone skarpetki.
– Klucze – burknął do siebie, nie chcąc się rozpraszać i kontemplować bałaganu Rafała... o ile to jeszcze bałaganem można było nazwać. Podniósł zeszyt. Jeden, drugi, jakiś kubek. Zajrzał pod piramidę przedmiotów, obejrzał ją z jednego boku, z drugiego, ale nic nie znalazł. Odwrócił się do łóżka, na którym jeszcze niedawno spał z Andrzejem i Rafałem. Nie miał pojęcia, gdzie mógłby znaleźć te cholerne klucze (o ile oczywiście nie zgubił ich w klubie, wtedy sprawa ma się o wiele gorzej). Kucnął, przypominając sobie, że przecież w czwartek był mocno pijany. Pewnie zrzucał z siebie rzeczy gdzie popadnie, coś mogło mu wypaść z kieszeni na podłogę. Zajrzał za biurko i nim zdążył cokolwiek zrobić, drzwi się otworzyły. W aktualnej pozycji niewiele widział, kucał, a mebel całkowicie go zasłaniał. Przeklął w myślach, kiedy już był pewny, że konfrontacja z Rafałem go nie ominie, gdy po pomieszczeniu rozniosło się męskie westchnięcie, a później odgłos mokrych pocałunków.
Cały przerażony (Przyprowadził sobie tu jakąś laskę?!) wychylił się powoli zza biurka, czując, jak serce łomocze mu w piersi. I wtedy doznał kolejnego szoku. Otworzył szeroko oczy, wpatrując się w obraz przed sobą, którego nigdy nie spodziewał się zobaczyć.
Rafał nie był sam – okej.
Rafał nie był z dziewczyną – mniej okej.
Rafał był z facetem – co się, kurwa, dzieje?!
Teodor zamarł. Nie potrafił się chociażby ruszyć, o wykrztuszeniu z siebie słowa już nie wspominając. Zamarł, wciąż niezauważony, patrząc na Rafała przyciskającego do ściany jakiegoś drobniejszego chłopaka. Całowali się żarliwie, ocierali o siebie i Teodor nie musiał być jasnowidzem, żeby nie wiedzieć, do czego to wszystko prowadzi (tylko ciekawe, gdzie zamierzali to zrobić, skoro kanapa w obecnym stanie nawet kanapy nie przypominała).
Jak to możliwe, że Rafał był gejem? Przecież w szkole non stop rzucał jakimiś homofobicznymi żarcikami – w szczególności kierowanymi do Teodora.
Kiedy on tak zapalczywie zastanawiał się nad gejostwem Rafała, para ani na moment nie zwalniała. Chłopak wsunął dłonie pod bluzę Rzepy i już po kilku chwilach ta wylądowała na podłodze, a Teodorowi z nieznanych przyczyn zrobiło się gorąco. Tak perwersyjnie gorąco. Bo, cholera, siedział wciśnięty za biurko i podglądał niczego nieświadomych facetów. Jeszcze nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji – nawet o tym nie marzył! Teraz jednak nie potrafiłby się wytłumaczyć, serce waliło mu w piersi, po plecach przebiegały znajome dreszcze podniecenia, a on wpatrywał się w szerokie, umięśnione plecy Rafała. Naprawdę miał bardzo wyćwiczone ciało, chociaż nie takie żylaste jak u kulturystów. Bardziej jakby... wyrobione pracą? Ładne. Silne. Męskie. Bezpieczne.
Ciekawe, jak to jest być obejmowanym przez takie ramiona?, wystarczyła jedna, jedyna myśl. Zadziałała jak kubeł lodowatej wody, który momentalnie go ocucił. Od razu poderwał się na równe nogi, nie zastanawiając się jeszcze, jak wytłumaczy swój pobyt w pokoju Rafała.
– Ej! – rzucił, bo tylko tyle był w stanie z siebie wydusić.
Rzepa drgnął. Oderwał się od ust – już prawie półnagiego – partnera, obejrzał się przez ramię i zamarł. Patrzył z niedowierzaniem na całego czerwonego, zawstydzonego Teodora, nie mając pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.
– W-wpa-wpadłem po k-klu-cze – wydusił, aż przeklinając się w myślach i dziękując Bogu za luźne, dresowe spodnie i przydługą kurtkę, jaką miał na sobie. Zasłaniała co trzeba, więc jego wzwód był niewidoczny. – Bo chyba u c-ciebie zos-zostawiłem – stękał, tak zdenerwowany i zawstydzony jak chyba jeszcze nigdy. Chociaż, cholera, to Rafał powinien się tak czuć!
Rzepa chrząknął, powoli trawiąc to, co Teodor powiedział. Milczał chwilę, aż wreszcie odsunął się od zdziwionego chłopaka.
– Mógłbyś poczekać chwilę w kuchni? – zapytał niedoszłego kochanka. – Tylko chwilę – dodał, a ten skrzywił się z niezadowoleniem. Przewrócił oczami, zmierzył jeszcze spojrzeniem Teodora, po czym prychając i rzucając „jasne”, wyszedł.
Rafał odprowadził go wzrokiem do drzwi, aż wreszcie popatrzył na Teodora równie speszony co on. Zdecydowanie nie przypominał tego Rzepy z liceum, przebiegło znów Kamińskiemu przez myśli.
Bo to nie jest ten Rzepa.
– Nie wiedziałem, że jesteś... – „gejem”, chciał powiedzieć, ale w połowie głos mu się załamał. Miało zabrzmieć złośliwie, jak konkretny przytyk. Igła, którą wbija się laleczce voodoo, żeby jej ludzki odpowiednik poczuł ból. Ale chyba był zbyt zdezorientowany na wbijanie igieł.
– Mhm. – Rafał ni to przytaknął, ni zaprzeczył i jeszcze wzruszył ramionami, wysyłając całą gamę kłócących się ze sobą gestów. – Więc? – zapytał, drapiąc się w bok głowy nerwowo. Wzrok Teodora sam zsunął się na umięśnioną, lekko owłosioną pierś Rzepy, a kiedy znów zrobiło mu się gorąco, szybko odwrócił wzrok na biurko, niby w poszukiwaniu czegoś.
– Klucze. Chyba zostawiłem u ciebie klucze – wyjaśnił. – I... Weź się ubierz, co? – prychnął aroganckim tonem, który w ostateczności zabrzmiał bardziej jak prośba. Rafał ponownie drgnął, kucnął i zabrał z podłogi swoją bluzę.
– Tak, tak. Jasne – odpowiedział nerwowo, cały czerwony na twarzy, podobnie jak Teodor. – A klucze... Zerknij tam za biurkiem. Coś mi dzisiaj tam spadło – mówił, szybko zakładając na siebie bluzę. Teodor, nie chcąc już dłużej przeciągać, kucnął ponownie i zajrzał za biurko. Kilka papierków, kłęby kurzu i... znalazł. Klucze. Szybko wyciągnął po nie dłoń, a później wstał niczym oparzony.
– Okej, mam, lecę – powiedział, chcąc szybko się stąd wydostać. Rafał popatrzył na niego wciąż tak samo zdezorientowany jak na początku.
– Podwieźć cię? Jest strasznie zimno – burknął, a Teodor, nie wiedząc czemu, zatrzymał się, rozważając propozycję.
Jak wyjdzie, pewnie Rafał znów zajmie się tamtym chłopakiem. Wrócą do tego, na czym skończyli, tak jakby Teodora nigdy tu nie było.
I, sam nie wiedząc czemu, poczuł złość. Bo przecież był. Był, widział i patrzył na te szerokie plecy.
– Okej – odpowiedział. – W sumie to możesz mnie podrzucić.

***

Przeszukał już chyba całą szkołę, ale nie miał pojęcia, gdzie mógł zapodziać się jego worek ze strojem na wu-ef. Przez cały dzień miał go przecież ze sobą, aż tu nagle po ostatniej lekcji zorientował się, że czegoś mu brakuje. Sapnął sfrustrowany, kiedy zajrzał pod prysznice, ale i tam niczego nie znalazł. Miał nadzieję, że może ktoś wyciął mu numer (co przecież nie byłoby niczym nowym) i schował tutaj ten przeklęty worek, ale nic z tego. Westchnął ciężko i usiadł na podwyższenie przy prysznicach, myśląc gorączkowo, gdzie mógłby jeszcze poszukać, gdy nagle w pomieszczeniu obok usłyszał głosy. Drgnął nerwowo, już chcąc poderwać się na równe nogi i jak najszybciej stąd wyjść, kiedy zdał sobie sprawę, że jeden z tych głosów bardzo dobrze zna. I że cholernie go nienawidzi.
– Tutaj chyba będzie dobrze – powiedział właściciel znajomego głosu, ale nie brzmiał jak zazwyczaj – pewnie i prześmiewczo – wręcz przeciwnie, Teodor po raz pierwszy słyszał go takim zdenerwowanym.
– Myślisz? – W przebieralni odezwała się druga osoba, jakaś dziewczyna. Teodor aż podniósł się na równe nogi i z ciekawości (a to podobno pierwszy stopień do piekła) wyjrzał do pomieszczenia obok. I rzeczywiście, spotkał tam Rzepę z dziewczyną. Więcej, znał tę dziewczynę, uchodziła w końcu za najładniejszą w całej szkole. Nawet Teodor miał już za sobą etap, kiedy myślał, że się w niej zakochał. Kasia przyciągała spojrzenia wszystkich chłopaków i zawsze zajmowała zaszczytne miejsce na podium, gdy typowano najbardziej atrakcyjne dziewczyny. Teodor nawet się więc za bardzo nie zdziwił, kiedy przyłapał ją samą z Rzepą – takich jak oni ciągnęło do siebie. Głośni, widoczni, znani przez wszystkich w szkole. Rzepa może i nie był urodziwym nastolatkiem, ale na pewno przebojowym i „niegrzecznym”, a to już wystarczało, aby przyciągnąć uwagę Kasi.
– Ta, jasne – odpowiedział jej Rafał, siląc się na spokojny, wyluzowany ton. Teodor, bojąc się chociażby drgnąć, żeby nie zostać przyłapanym (a wtedy na pewno Rafał nie dałby mu już spokoju), tkwił w pomieszczeniu z prysznicami, patrząc, jak Kasia przybliża się do Rzepy.
– Całowałeś się już? – zapytała szeptem, ale Teodor i tak był w stanie ją usłyszeć.
– No pewnie! – prychnął Rafał, aż wypinając pierś do przodu, jakby za wszelką cenę chcąc przekonać Kasię, że takie rzeczy dawno miał już za sobą.
– Okej – powiedziała, kiwając głową i patrząc jeszcze na Rafała z bliska. Teodor jak stał, tak stał, chłonąc widok przed sobą. Mógłby przecież wrócić pod prysznice i schować się za śmierdzącą, stęchłą kotarą – wtedy miałby pewność, że Rafał go nie przyłapie. Coś jednak nie pozwalało mu się wycofać, był tak ciekawy, jak to wszystko potoczy się dalej, że po prostu stał i patrzył.
Kasia wychyliła się do Rafała, a ten, wbrew swoim zapewnieniom co do całowania się, sterczał jak oparzony, w żaden sposób niczego nie inicjując. Niezrażona Kasia położyła dłonie na ramionach Rzepy i stało się – przycisnęła usta do ust wciąż stojącego jak słup soli Rzepy. Teodor miał ochotę parsknąć pod nosem, co zresztą tylko cudem w sobie zdusił. Nie mógł przecież zdradzić swojej obecności, wtedy na pewno Rafał od razu by mu się odpłacił. Wyglądał więc zza framugi, przyglądając się pierwszym Rafałowym podrygom z dziewczynami. I, trzeba przyznać, nie były to zbyt owocne podrygi, bo kiedy Kasia niezbyt finezyjne wcisnęła mu język do ust, zrobił krok do tyłu, przerywając całą akcję pocałunkową.
– Coś się stało? – zapytała zdziwiona Kasia, zapewne nieprzygotowana na taką reakcję.
– Nie – powiedział od razu, jakiś taki wystraszony i absolutnie nie-Rzepowaty. W końcu Rzepa, którego Teodor znał, na pewno nie przepuściłby okazji do pocałowania takiej dziewczyny jak Kasia. Hej, mieli piętnaście lat! Sam Teodor wiedział, jaki to koszmar, kiedy najmniejsza rzecz może przyprawić o erekcję i to jeszcze najlepiej, gdy jest się akurat w miejscu publicznym. Nabuzowany hormonami Rzepa nie chciałby więc trochę podotykać ładnej Kasi?
– Ale odsunąłeś się – wytknęła, marszcząc ze złością brwi. – Nie chcesz się całować? – zapytała z wyrzutem, patrząc na Rafała nieustępliwym wzrokiem, zupełnie jakby mogła przejrzeć go na wylot.
– Nie, ja... – zaczął, a Teodor widział, jak Rzepa raz po raz zaciska, to rozluźnia dłoń w nerwowych ruchach. – Śmierdzi ci z buzi! – palnął i gdyby tylko Teodor miał kilka lat więcej, gdyby tylko wiedział tyle, co jego dwudziestodwuletni odpowiednik, połączyłby fakty. Ale wtedy był zbyt młody i nieświadomy, więc po prostu przyjął, co właśnie usłyszał, za pewnik. Kasi musiało nieładnie pachnąć z ust, a Rzepa nie miał więcej klasy niż jego neandertalski krewny i powiedział jej wszystko w twarz. Przez moment nawet zrobiło mu się dziewczyny żal, więc kiedy ta prychnęła urażona, a później zamachnęła się i spoliczkowała Rzepę, pogratulował jej w myślach. Sam by z chęcią podszedł i przyłożył na drugą stronę, z tym że Rafał prawdopodobnie by mu oddał.
– Jesteś chujem – warknęła jeszcze i wyszła, zostawiając ich samych – Teodora wciąż tkwiącego w łazience oraz Rafała sterczącego na samym środku przebieralni.
– Kurwa – przeklął Rzepa, a jego twarz wykrzywił grymas złości. Poirytowany kopnął stojący nieopodal plastikowy kosz na śmieci, a ten przewrócił się, wysypując zawartość. – Ja pierdolę – sapnął jeszcze, nim wyszedł, nie zapominając na odchodnym przyłożyć pięścią w drewniane drzwi. Zatrzęsły się, prawie wypadając z zawiasów, czym oczywiście agresor ani trochę się nie przejął. Stanął jeszcze w progu, garbiąc się i bez słowa wbijając spojrzenie w podłogę, a Teodor mógł bez żadnych przeszkód dojrzeć jego minę – sfrustrowaną, złą i w pewnym sensie też... niepewną?
Nie do końca rozumiał, czego właśnie był świadkiem, ale nie przejmował się tym zbyt długo. Worek ze strojem na wu-ef znacznie więcej dla niego znaczył niż jakieś tam rozterki miłosne Rzepy. Wystarczyło więc, że stracił Rafała z oczu i powrócił do poszukiwań zguby, zapominając o zdarzeniu sprzed chwili.

***

Samochód Rzepy zatrzymał się pod blokiem Teodora, przyprawiając Kamińskiego o uczucie deja vu. Zaledwie wczoraj Rafał też go odwoził, jak tak dalej pójdzie, dorobi się swojego prywatnego szofera. Nie wiedząc czemu, uśmiechnął się pod nosem na te myśli. W końcu przemierzanie miasta autem było znacznie wygodniejsze niż rozpadającymi się tramwajami, czy zatłoczonymi i śmierdzącymi, wiecznie spóźnionymi autobusami. Szkoda tylko, że tym szoferem musiał być akurat Rafał, ale darowanemu koniowi przecież w zęby się nie zagląda, czyż nie?
– No – mruknął Rzepa, spoglądając w stronę Teodora. Całą drogę milczeli, chociaż Kamińskiemu kilka razy cisnęły się na język jakieś niewybredne komentarze o tym, czego chwilę temu był świadkiem. Kto by pomyślał, że Rafał okaże się gejem... Po tym wszystkim, co Teodor słyszał od niego za czasów gimnazjalnych, nigdy by nie przypuszczał, że Rafał gra w tej samej drużynie.
– Nie myślałem, że jesteś pedałem – powiedział, nie mogąc się powstrzymać. Normalnie pewnie nie użyłby słowa „pedał”, bo sam uważał je za obraźliwe i, zresztą, sam nie czuł się jak część roweru, ale teraz nie mógł tego inaczej zaakcentować. W połączeniu z rozbawionym uśmiechem, „pedał” był odpowiednim słowem.
Rafał wyraźnie się zmieszał. Chrząknął, aż wreszcie, ku zdziwieniu Teodora, kiwnął głową, bez żadnych oporów przyznając mu rację.
– Jestem.
– Trochę ironia, co? – kontynuował Teodor, który czując się niesamowicie pewnie, ani na moment się nie zająknął.
– Zawsze przecież tak jest – powiedział Rafał poważnie, odwracając się do Teodora i mierząc go uważnym spojrzeniem. – Homofobia rodzi się ze strachu – dodał inteligentnie, zupełnie jak nie on.
– Bałeś się i dlatego byłeś takim chujem? – zapytał, musząc przyznać, że prowadzenie takiej rozmowy z Rafałem w ciemnym, ciasnym wnętrzu samochodu, było odrobinę dziwne. Nie dał jednak niczego po sobie poznać i udawał też, że wcale nie czuje przyjemnych, dobrze dobranych perfum Rafała. Kto by pomyślał, że ktoś taki jak Rafał będzie znał się na zapachach.
– To trochę bardziej skomplikowane. – Odwrócił spojrzenie na idącą chodnikiem dziewczynę, otuloną szalem po sam czubek nosa. Wieczorem temperatura spadła poniżej zera i Teodor nawet nie chciał myśleć o opuszczaniu ciepłego auta.
– Trochę? Cz-czyli jak? – pociągnął temat dalej, zainteresowany.
– Dużo rzeczy się złożyło i... – Wzruszył ramionami, żeby zaraz pokręcić głową, jakby nie mógł się zdecydować, jaki niewerbalny przekaz wybrać. – Zresztą, to było gimnazjum – powiedział wymijająco. – Chyba najgorszy okres w życiu, co? – zapytał i uśmiechnął się lekko, patrząc na Teodora w słabym, żółtawym blasku przydrożnej lampy.
Kamiński zmarszczył brwi, ale nie odpowiedział na to już ani słowem. Chciał zapytać o te „rzeczy”, przez które Rafał teraz był kompletnie inną osobą, ale jakoś zabrakło mu odwagi. A przecież wcześniej nie bał się o nic pytać. Miał jednak wrażenie, że zrobiłoby się zbyt osobiście. Może Rzepa rzeczywiście miał za sobą coś niezbyt przyjemnego, o czym nie opowiadał na prawo i lewo?
– Dobra – uciął temat, odpinając pas. – Będę spadać. Ty też wracaj do swojego chłopaka – powiedział, nie potrafiąc zapanować nad satysfakcją, która wkradła się do jego głosu. Czuł się dziwnie zadowolony z faktu, że Rafał rzucił wszystko (i całkowicie zapomniał o tamtym chłopaku!), byleby tylko go odwieźć.
– To nie mój chłopak – wtrącił Rzepa, nim Teodor zdążył wysiąść z samochodu. Obejrzał się jeszcze na Rafała, jedną nogę mając już na chodniku.
– A kto? – zapytał mimowolnie, wbijając w Rafała ciekawskie spojrzenie.
– Znajomy. Po prostu. Nikt ważny – mruknął pod nosem, a Teodor nie wiedział, czy chciał coś mu tym udowodnić. W końcu jaki sens jest w mówieniu komuś, kogo się praktycznie nie zna, że chłopak, z którym zamierzało się uprawiać seks, to tak naprawdę nieistotna osoba?
– Okej. – Teodor kiwnął głową i wreszcie wysiadł z samochodu. – Pa – rzucił jeszcze i czym prędzej pognał do klatki, starając się nie myśleć o ładnych, umięśnionych plecach Rafała, które miał okazję obserwować jeszcze kilkanaście minut temu. Co by o Rafale nie powiedzieć, trzeba mu przyznać, że ciało miał naprawdę ładne. Ale przecież Teodor nie był entuzjastą mięśni. Wolał wysokich, szczupłych (niemal wychudzonych) mężczyzn... prawda?

***

Kolejne dni wypełniły mu studia. Miał parę zaległości, które chciał szybko nadrobić, więc w rezultacie cierpiał na deficyt czasu. Nic dziwnego, że praktycznie nie utrzymywał kontaktu z Andrzejem, o Rafale już nawet nie wspominając. Wymienili ze sobą tylko kilka SMS-ów, bo Wroński, człowiek nieuchwytny i niebanalny oczywiście, nie używał takich urzędowych wynalazków jak Facebook (podobnie zresztą jak Rafał). I jakoś to Teodora wcale nie dziwiło, taki bojkot popularnych stron społecznościowych całkiem do Andrzeja pasował. W ich krótkich wymianach zdań ani przez chwilę jednak nie przewinął się temat pocałunku. Andrzej o niczym nie wspominał, pewnie nieszczególnie się tym przejmując, a Teodor, który już rozważył każdy możliwy scenariusz, po prostu się wstydził. Pocałunek został więc przykryty grubą warstwą milczenia.
W środowe popołudnie, kiedy to Teodor wracał do domu, wykończony długimi, nudnymi zajęciami i jednym, całkiem trudnym kolokwium, nie podejrzewał, że tego dnia wydarzy się jeszcze coś ciekawego poza kilkugodzinnym snem i przejrzeniem notatek. Do końca tygodnia nie spodziewał się niczego ciekawego – jeżeli chodziło o naukę, był dość konsekwentny. Imprezował głównie w weekendy, resztę dni tygodnia poświęcając na studia. W końcu szanował swoją mamę i jej pieniądze.
Kiedy wysiadł z zatłoczonego autobusu, wystawił twarz ku ciepłym promieniom słonecznym. Wraz z marcem w Krakowie zawitała też wiosenna aura, a smog, który towarzyszył miastu przez całą zimę, zdawał się rozmyć gdzieś w powietrzu. Głupio byłoby jednak wierzyć, że to już koniec minusowych temperatur. Polska wiosna potrafiła zaskoczyć, więc Teodor ani myślał o odstawieniu swoich zimowych ubrań do domu. Pewnie jeszcze w marcu i kwietniu kilka razy będzie zmuszony do nich powrócić, na zmianę z letnimi trampkami i koszulkami z krótkim rękawkiem.
Wszedł do klatki schodowej, jak zwykle pachnącej farbą olejną, chociaż malowano ją kilka lat temu. Teodor nigdy jednak nie potrafił odkryć zagadki tego długo utrzymującego się zapachu, który w połączeniu ze stęchlizną trącącą od piwnicy dawał naprawdę wybuchową mieszankę. Wpisał kod i już po chwili wspinał się po schodach na swoje piętro. Nie spiesząc się nigdzie, wyciągnął z kieszeni pęk kluczy, które w sobotę odzyskał. Wciąż nic nie podejrzewając, ruszył do drzwi i gdy wreszcie zrozumiał, że nie jest sam na piętrze, aż cofnął się o krok.
– A ty tu co? – zapytał, patrząc z niezrozumieniem na Andrzeja beztrosko siedzącego na jakiejś wielkiej, czarnej walizce.
Na twarz Wrońskiego wpłynął lekki uśmiech.
– Jeny, myślałem, że już nie przyjdziesz – powiedział, wstając i prostując swoje długie, chude nogi, które w czarnych rurkach wyglądały na jeszcze chudsze niż w rzeczywistości. – Wypieprzyli mnie z mieszkania.
Brwi Teodora samoistnie powędrowały do góry, a on popatrzył na Andrzeja z coraz większym niezrozumieniem.
– No i nie mam gdzie się podziać – wyjaśnił, beztrosko wzruszając ramionami. – Przenocujesz mnie kilka nocy, co? Wiesz, u Rafała jest zawsze syf i pusta lodówka – dodał z pełną powagą, krzywiąc się przy tym z dezaprobatą.
– No tak, jasne! – powiedział zaraz z szybko bijącym sercem, bo przecież...
Andrzej miał u niego spać... Zaraz jednak opanował swój entuzjazm, dochodząc do wniosku, że taki cały rozpromieniony może wyglądać dość dziwnie. Podszedł do drzwi, idealnie wycelował kluczem w dziurkę i starając się nie myśleć o niczym (ani nic nie wyobrażać), wszedł do mieszkania.
– Masz coś do jedzenia? – zapytał jakby nigdy nic Andrzej, wciągając swoją wielką, czarną walizkę do przedpokoju.
– Zrazy mam w zamrażalniku – odpowiedział Teodor, zerkając jeszcze na bagaż Wrońskiego z szybko bijącym sercem. Mimowolnie przed oczami pojawiała mu się scena pocałunku, jednak zachowanie Andrzeja nie wskazywało na to, żeby ją pamiętał. A przecież musiał pamiętać, cholera! Był środek dnia i byli trzeźwi...!
– Super. Boże, umieram z głodu, wiesz?
Teodor uśmiechnął się pod nosem, zdjął buty i ruszył do kuchni. W to, że Andrzej właśnie umierał z głodu, nawet nie wątpił. W końcu kiedy on nie był głodny?
– Wiem. Mogę jeszcze na deser zrobić budyń, chcesz?

– I właśnie dlatego wolę nocować u ciebie, a nie u Rafała. – Uśmiechnął się szeroko, wprawiając Teodora w kolejne zakłopotanie. Bez słowa więc zabrał się za obiad, mimo że sam nie był głodny. Jak tak dalej pójdzie, Andrzej naprawdę wyżre mu wszystko z lodówki... Przynajmniej nie będzie musiał się martwić o utrzymanie swojej wagi, co nie? Wszędzie trzeba widzieć plusy.  

24 komentarze:

  1. Hmm... Andrzej to przyjaciel. Pierwsza miłość nie musi być ostatnią. Myślę, że Rafał bardziej się nadaje na chłopaka. :) Będzie się starał o Teodora, a nie tylko brał. Cieszę się z nowego rozdziału.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andrzej... Rafał... no ma Teo wybór :D. Chyba że po drodze coś nie wyjdzie. ;)
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  2. Aaaaaaaaaaaaaaaaa <3 Podsumowuję rozdział – aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaawwwwwww :D :D :D

    Chcę więcej. :D

    Podobało mi się, że Teodor DWA razy przyłapał Rafała!
    Szukanie kluczy musiało wyglądać cudownie :D
    Ciekawa jestem tego kochanka Rafała. Może jeszcze wróci? a może namąci? :3

    Chudy Andrzej (i jego chude nogi <3), który dużo żre. Ja zawsze mówię, że życie jest, kurde, niesprawiedliwe :D Ale Teo jest dobrym "kumplem", podzieli się z przyjacielem posiłkiem, nie? :D

    Nic dziwnego, że Teo się podnieca: szerokie, ładne plecy Rafała... chude, zgrabne nogi Andrzeja. :D <3 biedny chłop.

    Ciekawe, czemu wywalili Andrzeja w mieszkania.
    Zamieszany Rafał - po prostu boskie <3

    Już sama nie wiem, kogo lubię bardziej. :D Andrzeja lubię, bo to Andrzej :D no i Teo chyba na niego zawsze leciał i nadal to robi, co oczywiście popieram i im kibicuję! :D

    Z drugiej strony - przemiana Rafała - uwielbiam takie wątki i nawet jestem ciekawa, co by było, gdyby Teo nagle zaczął chcieć Rafała, nie Andrzeja. :D

    No i czy Andrzej wróci do tematu pocałunku.

    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najkochańsze podsumowanie rozdziału :D. Powiem Ci, że sama miałam problem z wybraniem, kogo lubię bardziej... no i wciąż tak właściwie nie wiem. Z rozdziału na rozdział wszystko się zmienia :D

      Dziękuję za komentarz! <3

      Usuń
  3. Ha! Ładnie umięśnione plecy, co? 😆 No Teoś co z tego będzie? Nie wiadomo czy coś będzie bo sprowadziłaś mu Andrzeja do domu... hmm. Chyba bardziej mnie jednak pociąga możliwość paringu z Rafałem mimo iż był okropny w młodzieńczych latach, chociaż z drugiej strony Andrzej był zawsze super wsparciem dla Teodora... Wychodzi na to że to musi być trójkąt 😉 Fajnie się to czyta :) Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak miło czytać nowy rozdział.

    Pierwsza myśl podczas czytania sytuacji w pokoju Rafała - sprzątałabym. :v

    Biedny Teo. Wyczuwam nadchodzące konflikty sercowe. Nie wiem w sumie u czyjego boku bym go wolała widzieć (może trójkąt...? xD). Chyba Rafała, ale Andrzej też jest spoko... Ciężko, ciężko.

    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym nie sprzątała - za dużo roboty. Niech se facet żyje w brudzie, skoro inaczej nie umie. :D

      Usuń
  5. Zaczynam żywić pozytywne odczucia w stosunku do Rafała :< A jednocześnie Andrzej przejawia cechę takiej trochę... pijawki? Znaczy może jest zaplanowane, żeby coś tam odczuwał do Teo, ale możliwe też, że będzie tak, że (Andrzej) wykorzysta sytuację i tę całą znajomość i zapatrzenie Teo w niego.
    Dużo niewiadomych :D i jakoś tak widzę Rafała jako tego przysłowiowego księcia na białym koniu, który ratuje Teo z rąk pazernego Andrzeja.
    Chyba, że będą w jakiś sposób 'walczyć' o Teo?
    No nic, trzeba czekać na kolejne rozdziały.
    Trzymam kciuki za licencjat i wenę :)
    Powodzenia w tworzeniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Rafała da się lubić, pomimo wstawek z przeszłości :D. Dobrze wiedzieć, bo ja tam całkiem go lubię i uważam że każdy zasługuje na drugą szansę. Pytanie tylko, czy Teo też tak uważa. ;)

      Dziękuję za komentarz i za kciuki. Będzie trudno pogodzić studia, życie i bloga, ale może jakoś wyjdzie. :D

      Usuń
  6. Jestem za ewentualnym trójkątem!(z przymrużeniem oka, bo te zachowania Rafała czy Andrzeja nie są jednoznacznie a wiewiórka chyba potrzebuje chłopaka)Ogólnie oni złymi kandydatami nie są.
    Jeden umawia się ze swoim kolegą na seks co później tłumaczy Teo, że to nikt ważny(po jakiego wuja)
    Niewinne całuski czyt. Andrzej, który raz widzi w Teodorze zapewne dobrą partię na chłopaka a później ‘darmowe jedzenie i nocleg’
    Po dzisiejszym rozdziale jeśli miałabym wybrać to Rafał jest lepszy, ale to za wcześnie.A więc w następny może to być Andrzej.Czyli nie mam tyle gadać tylko życzyć pomysłów i żeby życie nie sprawiało problemów XD no wiadomo o co kaman.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział :)
    Wydaję mi się, że Teodor jest zakochany w takim Andrzeju jakim pamięta go z gimnazjum, bo ta dorosła wersja jest mniej sympatyczna... przynajmniej we mnie wzbudza lekką irytację. Chyba że w kolejnych rozdziałach coś się zmieni... Jak narazie to faktycznie Andrzej przypomina takiego kumpla "pijawkę".

    Rozmowa Rafała i Teo była dobrym początkiem do naprawienia spraw między nimi. Może w końcu gdy wyjaśnią już wszystkie tajemnice z przeszłości będą mogli ruszyć do przodu?? O wiele bardziej kibicuję tej parze :)
    + scena z Rzepą gdzie miał całować Kasię i powiedział, że jej śmierdzi z ust... uśmiałam się :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny:)
    Powodzenia na egzaminach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, Andrzej to pijawka. Szczerze, z jego nosem zawieszonym na kwintę i wielkim ego, nie wyobrażam sobie, żeby mógł zachowywać się inaczej. To po prostu taki typ, co zawsze coś dla siebie zgarnie. No ale wszyscy mamy jakieś wady. ;)

      Usuń
  8. No co tam wszytko już napisali powyżej, trzymam kciuki:-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Och nie.. Ja chce, zeby Teo byl z Andrzejem chociaz zaczynam lubic Rafala, no ale plisss. ;(

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się z osobami wyżej odnośnie Andrzeja "pijawki" i reszty rzeczy.
    Od siebie chciałabym tylko dodać, że z całego serca kibicuję Rafałowi i mam nadzieję, że to z nim będzie Teo.
    Ale mo nic, czekam na rozwiązanie wszystkich tych tajemnic. I rozwinięcie sytuacji.
    Oh, zapomniałabym. Rafał tak pięknie olał swojego kochanka dla Teo. Uwielbiam <3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma coś za uszami, nie ma ludzi idealnych. :) Andrzej to pijawka, Teo momentami jest irytująco nieśmiały/dupowaty, a Rafał był strasznym chamem za dzieciaka. ;) Nie wiem jak Wy, ale ja każdego z nich po swojemu kocham. :D

      Usuń
  11. Uwielbiam te opowiadanie. W sumie to McDonalda zaczełam czytać od początku. Do gówniarza nie umiem się przemóc. Może kiedyś.
    Ale wracając. Osobiście kibicuje Rafałowi. Andrzej jest bardziej... Jako przyjaciel. Tylko ten pocałunek Andrzeja mnie myli. Nie wiem, jak go mam interpretować. To takie frustrujące. Co do Rafała... Kto się czubi, ten się lubi. Rafi może i był strasznym dupkiem w gimnazjum, ale przecież już z tego wyrósł i widzi swoje błędy (co nie znaczy, że Teo ma przestać być wredny. Imponuje mi swoją pewnością siebie przy Rafale. Zastanawiające). Także w mojej opinii to Rafcio jest kandydatem na chłopaka, a Andrzej na przyjaciela.
    Pozdrawiam i powodzenia ~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że w końcu do Gówniarza się przekonasz i że spodoba Ci się tak samo jak McDonald :)

      Usuń
  12. Mnie zastanawia jedna rzecz. Dlaczego Rafał jest w ogóle brany pod uwagę? Zrobił paskudne rzeczy Pulpecikowi. Wszyscy nagle o tym zapominają, łącznie z Pulpecikiem, bo Rafał miał złe dzieciństwo? I cała wina magicznie znika. "No tak, może pobiłem przypadkowego faceta tak, że trafił do szpitala, ale to nie moja wina, bo szef wylał mnie z roboty i byłem strasznie zły". Teodor nawet w dorosłym życiu rozpamiętuje horror z gimnazjum i tak po prostu to znika? I co z tego, że Rafał z tego wyrósł, ważne, co zrobił.
    "Imprezował głównie w weekendy, resztę dni tygodnia poświęcając na studia. W końcu szanował swoją mamę i jej pieniądze." I to mi się podoba. Przydałoby się więcej studentów szanujących kasę rodziców i publiczną. Albo mniejsze limity przyjęć na uczelnie.
    Rafał, padnij na kolana i błagaj o wybaczenie. Potem możesz robić, co chcesz w tej pozycji...
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teodor wciąż jest nieufny jeżeli chodzi o Rafała, ale w przeciwieństwie do swojego nastoletniego odpowiednika, wie już jak sobie radzić z tą niepewnością. ;) A tak sobie radzi, że wykorzystuje Rafała, jego samochód i paliwo. Nie chcę nic jednak mówić, bo jeszcze coś zdradzę, ale na moje Rafał i Andrzej są siebie warci. Jeden w dzieciństwie był strasznym gnojkiem, drugi ma zapędy pijawki. No ale nie ma ludzi idealnych, to trzeba mieć zawsze na uwadze.
      Co do tych studentów, podpisuję się obiema rękami. Boże, ile to ja ludzi znałam, którzy zapisywali się na studia tylko po to, żeby mieć stypendium, a po połowie roku oblewali, bo oczywiście ani razu na uczelni ich nie było. To samo można powiedzieć o trwonieniu pieniędzy biednych rodziców, dla których studia wciąż są czymś wyróżniającym. No ale nic nie zrobisz, można tylko powiedzieć "dobra robota, Teo" :D.
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  13. Ach ten Andrzej, po co on wtedy całował Teo i robił mu nadzieje? Czas dorosnąć, mate. Wcześniej mu kibicowałam, ale teraz coraz bardziej przekonuję się do Rafała, mimo że potępiałam go za bycie dziecięcym prześladowcą Teo.
    W ogóle fajna sprawa z tymi urywkami z przeszłości. Bardzo mi się podoba ten pomysł i czekam na jakieś wspomnienia Rafała z dzieciństwa.
    Dziękuję Dream, że mimo tylu obowiązków i złośliwości rzeczy martwych znajdujesz czas na pisanie i dzielisz się tym z nami. :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo mi się podobają wszystkie twoje opowiadania (chyba najbardziej Za Trzy Punkty). Wywołują dużo sprzecznych emocji i masz super moc tworzenia niebanalnych postaci ☺ Co do rozdziału liczę, że to jednak Rafał zostanie tym chlubnym wybrankiem Teo nwm czemu,ale jakoś bardziej go polubiłam. I czy próbowałaś kiedyś napisać opowiadanie o lesbijkach? Brakuje takich dobrych z porządną fabułą na internecie a myślę, że fajnie byłoby też coś w tę stronę poczytać

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.