sobota, 5 listopada 2016

Rozdział 15. (Gówniarz)

Bardzo zależało mi na tym, aby rozdział ukazał się wczoraj. Chciałam sobie zrobić prezent urodzinowy, jednak niestety się przeliczyłam. To najdłuższa część "Gówniarza", mogłabym ją spokojnie podzielić na pół,  ale wtedy te rozdziały byłyby niekompletne. Wrzucam więc trochę później niż zamierzałam.
Dziękuję jeszcze za wszystkie komentarze pod poprzednimi publikacjami. Zawsze uwielbiałam pisanie i blogowanie, ale muszę przyznać, że teraz jest jeszcze przyjemniej. :D Mam nadzieję, że długość tej części zrekompensuje Wam czekanie. ;) 

Sprawdzała Ekucbbw., dziękuję. <3 

Dwoje Wyszyńskich i jeden Wilczyński

Zlustrował niechętnym spojrzeniem ludzi znajdujących się w pomieszczeniu, żeby zaraz upić trochę piwa z puszki, którą od dłuższej chwili trzymał. Po ostatnim wieczorze w Heaven miał naprawdę dość alkoholu, ale mimo to nie wykazał się żadną asertywnością, kiedy Łysy wcisnął mu Tyskie w dłoń.
– Wlej w siebie szybko, to szybciej jebnie – poradził mu z szerokim, szczerbatym uśmiechem. Filip zapatrzył się na ubytek w jego uzębieniu, jednak w żaden sposób go nie skomentował. Dopiero przyszedł, a już ze trzy razy słyszał niesamowitą historię, kiedy to Łysego napadły trzy osoby, ponoć nasłane od konkurencji. W tej opowieści oczywiście Łysy wykazywał się ogromną odwagą, siłą i wręcz heroiczną postawą, broniąc swojej „świni” przed wpierdolem. (Dokładnie, Łysy nie nazywał już Weroniki „dupą”, awansowała do „świni”. Całkiem romantycznie. Złośliwy głos podpowiedział Filipowi, że jeżeli Łysy się postara, to może zostanie Mickiewiczem ich czasów.) Jakieś pół godziny później Łysy przez zbyt dużą ilość alkoholu zapomniał o tej opowiastce i trzech oprychów zmieniło się w pięciu, a później awansowało na ochroniarzy jednej z największych spelun w mieście – klubu Metro. Filip nieczęsto tam zaglądał, nie bawiły go klimaty ciągłego techno pomieszanego z disco-polo, kobiet-solarek i nażelowanych kogucików. Wiedział jednak, że Łysy i Weronika (kiedy jeszcze nie była posiadaczką ogromnego ciążowego brzucha) zaglądali tam dość często. Wpasowywali się w specyfikę Metro i z pewnością stanowili jej – pochlebną czy nie – wizytówkę.
Nie mając zamiaru dłużej słuchać wywodów Łysego, odsunął się na bok, męcząc dalej piwo, które najchętniej by wyrzucił. Zbyt dużo picia w jeden weekend, pomyślał, ale z bólem dokończył alkohol. Kiedy zgniótł puszkę, jego spojrzenie powędrowało w stronę powodu, dla którego musiał przyjść na tę dość kiepską domówkę.
Oto facet, który niedawno z ogromną chęcią ciągnął mu pałę, a później rżnął niczym największy gejowski aktor porno, obmacywał teraz jakąś tlenioną blondynkę, bez skrępowania wsuwając jej dłoń pod spódniczkę. Filip uśmiechnął się na ten widok z rozbawieniem. Pozory trzeba zachować, żeby utrzymać swoją reputację samca alfa i naczelnego ruchacza. A trzeba przyznać, Błażej bardzo dbał o swoją pozycję, pociągał przecież za wszystkie sznurki. Głupio by było, gdyby taki facet okazał się miłośnikiem obciągania, no nie?
Filip prawie się zaśmiał, kiedy dziewczyna przyciągnęła Pacułę do pocałunku. Jak glonojad dossała się do jego warg, które jeszcze niedawno dotykały czegoś innego. Obserwował ich z satysfakcją, w pewnym momencie sięgnął nawet po kolejne piwo. Raczej nie miał ochoty asymilować się z innymi, wolał więc stanąć na uboczu i podglądać Błażeja obracającego panienkę.
Ciekawe, czy jak dojdą do trzeciej bazy, to Błażej będzie wyobrażać sobie coś innego na miejscu cipki, zastanowił się. Wcale jednak nie był zazdrosny. I nie okłamywał tutaj samego siebie, naprawdę nie czuł żadnej zazdrości, jedynie rozbawienie. Może jeszcze niedawno faktycznie taki widok niezbyt przypadłby mu do gustu, ale teraz Pacuła był mu całkowicie obojętny.
Chociaż nie, nie był obojętny.
Filip miał go szczerze dość. A najgorzej, że Błażej w końcu i tak przypomni sobie o Wilczyńskim, przecież stanowił jego własność. Pacuła dbał o swoje rzeczy, lubił, kiedy były całkowicie jego i nienawidził, gdy ktoś mu je zabierał.
– Bucha? – Popatrzył na Sławka, którego postać nagle wyrosła tuż obok. – No chcesz czy nie? – Zirytował się brakiem reakcji Filipa, ten szybko więc się zreflektował, odbierając dobrze skręconego grubego jointa.
– Dzięki – odpowiedział, gdy już się sowicie zaciągnął. Ostry, słodko-gorzki dym wypełnił jego płuca, powoli czyniąc życie lepszym. Filip uwielbiał to uczucie, na moment aż przymknął oczy. Towar był naprawdę mocny i dobry, bez żadnych syfiastych domieszek. Nic więc dziwnego, że jeden buch wystarczył, aby trochę zawrócić Wilczyńskiemu w głowie. – Dobre – sapnął jeszcze, uśmiechając się błogo.
– No, dobre – odpowiedział Sławek, kiwając głową. – Zazdrosny? – zapytał i nawet nie musiał doprecyzowywać, o kogo dokładnie chodziło.
Sławek jako jedyna osoba z ich grupy wiedziała o związku Błażeja i Filipa. Zresztą, Filip też wiedział co nieco o Sławku. Zabawne, że „branżowych” można spotkać w każdym miejscu i na każdym etapie życia. Gdyby tylko te wszystkie babcie z Kaczyńskim na czele dowiedziały się, ilu jest homoseksualistów, przeżyłyby niemały szok, pomyślał trochę nietrzeźwy Filip. Niczym się nie przejmując, poczekał aż, Sławek się zaciągnie i odebrał od niego jointa.
– Nie bardzo – odpowiedział z opóźnieniem, co chyba nie przeszkadzało ani jednemu, ani drugiemu. Takie były już uroki rozmowy po trawce.
– Całkiem naturalnie mu to wychodzi – kontynuował Sławek. – Gdybym nie wiedział, nabrałbym się. – Wzruszył ramionami.
– Spójrz tylko na niego – zamruczał Filip, opierając się o ścianę. Uśmiechał się lekko pod nosem, upajając się lekkością chwili. – Każdym ruchem potwierdza wielkość swoich jaj.
– A duże je ma? – zapytał Sławek, brzmiąc przy tym całkowicie poważnie. Filip popatrzył na niego i nagle zaniósł się śmiechem.
– Sprawdź.
– Daj spokój – prychnął, wyrzucając filtr spalonego jointa do pobliskiego słoika z petami.
Przez chwilę milczeli. Domówka zdawała się toczyć swoim życiem, a oni byli jej biernymi, ale nad wyraz zadowolonymi obserwatorami. Czas płynął wolno, ktoś się śmiał, ktoś zapuszczał nowy kawałek Peji, a ktoś inny oburzał się, że Kali jest lepszy. Błażej zniknął gdzieś z napaloną blondynką, a gdy wrócił, Łysy i jeszcze jakiś (też łysy) chłopak, którego Filip nie znał, poklepał go po ramieniu z wyrazem uznania.
– No, od razu widać, że zamoczyłeś! – zarechotał Łysy, a przez wybitego zęba i zapewne sporą ilość procentów zabawnie seplenił. Filip aż roześmiał się pod nosem, dochodząc do wniosku, że tacy Łysi byli jednak potrzebni światu. Bo przecież jakoś te siły musiały się równoważyć: skoro istniał Stephen Hawking, musiała istnieć też druga strona medalu – Łysy.
Nie wiedział, ile tak stał pod tą ścianą. Kompletnie zatracił poczucie czasu, zaczął się rozbudzać dopiero wtedy, gdy poczuł nieprzyjemne ssanie w żołądku. Cholera, zjadłby pizzę. Albo w sumie cokolwiek, co dało się zjeść – po paleniu nie był raczej wybredny.
– W ogóle... – Filip nagle zdał sobie sprawę z istnienia Sławka. Kompletnie o nim zapomniał, na kilka chwil (minut? Godzin?) wyłączył się z rzeczywistości. – Widziałem cię przedwczoraj w Heaven.
Nie zrozumiał. Wciąż wolno myślał. Popatrzył na Sławka ze zmarszczonymi brwiami, jednak nie doczekał się sprostowania. Sławek odszedł, zabierając jeszcze piwo z parapetu (ktoś zostawił niedopite), a Filip stwierdził, że skoro temat został urwany, to nie ma co się nad nim rozwodzić.
Wyciągnął telefon z kieszeni tylko po to, aby sprawdzić godzinę. Tak przynajmniej brzmiała oficjalna wersja w jego głowie, wolał nie dopuszczać do głosu tej drugiej, podpowiadającej o chęci sprawdzenia nie godziny, ale powiadomień. Miał małą nadzieję, że może Maciej coś do niego napisał, w końcu cały dzień milczał.
I milczał również telefon Filipa. Wilczyński skrzywił się niechętnie, gdzieś z tyłu głowy notując godzinę. Dwudziesta druga, całkiem wcześnie. Stał jeszcze chwilę przy ścianie, dopił piwo i trochę zakręciło mu się w głowie. Joint i zmęczenie poalkoholowe zrobiło swoje, strasznie szybko łapała go dzisiaj nietrzeźwość. Nie miał jednak ochoty na dalsze imprezowanie (o ile stanie w jednym miejscu od dłuższej chwili można było nazwać imprezowaniem), właściwie to teraz do szczęścia potrzebował tylko łóżka, kołdry, poduszki... no i jedzenia. Jedzenie zdecydowanie stanowiło priorytet, tak go ssało w żołądku, że chyba faktycznie zaraz pokusi się o tę pizzę. Chociaż takim wypchanym po brzegi kebabem też by nie pogardził. Kubełek chińskiego żarcia również byłby okej. Nawet głupie frytki z McDonalda uratowałyby mu życie. Z takimi myślami ruszył do przedpokoju, zanim jednak wyszedł, cisnął jeszcze pustą puszką na pobliski stolik i zgarbił się nieco, żeby jakoś złagodzić burczenie w żołądku. Nie zdążył jednak przekroczyć chociażby progu, kiedy ktoś silnie pociągnął go w tył. Zdezorientowanym spojrzeniem powiódł w tył, natrafiając na wykrzywioną w grymasie złości minę Błażeja.
– A ty gdzie? – zapytał. Nikt się nimi nie przejął, kilka osób tylko zerknęło w ich stronę i zaraz zignorowało.
– Do domu – odpowiedział, wyrywając mu rękę z poirytowanym wyrazem twarzy. Wszystkie włoski na jego ciele momentalnie się zjeżyły, kiedy napotkał niezadowolone spojrzenie Błażeja.
– Później wrócimy razem. – To nie była propozycja. Pacuła wydał rozkaz, kazał mu zostać, a Filip miał się do tego dopasować. Prawie że zgrzytnął zębami, zaciskając dłonie w pięści. Był już podpity i trochę upalony, nie działał racjonalnie i poddawał się emocjom, które teraz aż w nim buzowały.
Do cholery, nikt nie będzie nim rządzić.
– Nie – prychnął i tylko cudem nie dodał czegoś jeszcze. Szybko ruszył do drzwi, już nawet się nie oglądając. Kiedy jednak wypadł na klatkę schodową, został pchnięty na ścianę. Serce momentalnie przyspieszyło bicie w jego piersi, a on zapatrzył się na czerwoną od złości twarz Błażeja.
– Gdzie, kurwa, latasz, co? – Twarz Filipa owiał nieświeży oddech, w którym dało się wyczuć mieszankę alkoholu, papierosów i trawki. Momentalnie zrobiło mu się niedobrze, nawet nie wiedział kiedy, a Pacuła po prostu zaczął go obrzydzać. Nie miał najmniejszej ochoty na przebywanie w jego towarzystwie, nie mówiąc już o czymś więcej.
– Puść mnie – powiedział i aż sam się zdziwił, kiedy usłyszał swój opanowany głos. Błażej chyba też oczekiwał trochę innej reakcji, jednak nie puścił jego koszulki. Wciąż zaciskał na niej pięść. Nachylał się nad Filipem, zdecydowanie górując nad nim nie tylko wzrostem, ale także masą ciała.
Wilczyński, o dziwo, jakoś nie czuł strachu. W zamian z chwili na chwilę wciąż narastała w nim irytacja. Na Błażeja, na siebie, że był taką dziwką Pacuły, na osobę, która zorganizowała tę imprezę (a nawet nie wiedział za bardzo, kto to taki), no i na Macieja, bo nie odezwał się dzisiaj do niego ani słowem.
– Wracasz ze mną – powiedział jeszcze Błażej, jakby mógł decydować o całym życiu Filipa. Szarpnął nim jak szmatą, chcąc zaciągnąć z powrotem do mieszkania.
W Filipie coś pękło. Naprawdę miał dosyć. Czuł, jak po całym jego ciele rozlewa się mieszanka frustracji, niechęci, złości, a nawet bezsilności. Nigdy nie był pizdą, dlaczego więc tak dawał sobą pomiatać?
Jego ciało zareagowało samo. Gdy później już ochłonął, zdziwiła go siła, jaką w sobie znalazł. Tak po prostu zamachnął się, uderzając niczego się niespodziewającego Błażeja najpierw w twarz, a później, doskonale wiedząc, że gdy Pacuła się zreflektuje, on będzie mieć kłopoty, kopnął go (bardzo męsko zresztą) między nogi. Może i był to cios – dosłownie – poniżej pasa, ale jakoś musiał wyrównać szanse, których w normalnej walce raczej nie miał zbyt wielkich. Pacuła momentalnie skulił się, patrząc na Filipa zdezorientowany. Z pewnością nie tego spodziewał się po Wilczyńskim. Kiedy więc Filip natrafił na zszokowane spojrzenie Błażeja, miał ochotę lać go po pysku i nie przestawać. Zupełnie jakby z każdym kolejnym ciosem przywracał sobie odrobinę utraconej niezależności.
– Nie jestem... – tu zamachnął się ponownie. Znów uderzył go w twarz, a Pacuła zatoczył się na ścianę –...twoją pizdą – dokończył, zaciskając zęby tak mocno, że aż zabolała go szczęka. Serce waliło mu w piersi jak po przebytym maratonie, a on jeszcze raz wyprowadził cios. Błażej był zbyt zaskoczony i obolały, żeby zareagować. Kiedy jednak Filip dostrzegł pierwsze krople krwi, przestraszył się. Nie pierwszy raz uczestniczył w bójce i nie pierwszy raz do niej doprowadzał, ale powoli zaczynało docierać do niego, na kogo podniósł rękę.
Zrobił krok w tył, kiedy Pacuła zgiął się w pół, opierając dłonie na swoich udach. Splunął na posadzkę krwią, a kiedy zadarł głowę i Filip zobaczył jego poobijaną twarz, przestraszył się.
– Ty mała dziwko – wycharczał Błażej, a w Wilczyńskim odezwał się instynkt samozachowawczy. Jak największy tchórz świata tak po prostu odwrócił się i zaczął zbiegać po schodach. Raz prawie się potknął i tylko dzięki złapaniu balustrady nie zleciał w dół. Nie zatrzymał się jednak ani na chwilę; przerażała go myśl, że Błażej mógłby ruszyć za nim. Gdy wreszcie dotarł na parter, niemal wypadł z bloku na chłodne, ale wciąż pachnące latem powietrze. W głowie miał kompletną pustkę, wyraźnie słyszał swoje przyspieszone tętno, a ciało drżało mu od nadmiaru adrenaliny, która jednak z każdą sekundą cyklicznie opadała. Biegł cichą, oświetloną latarniami ulicą, nie bardzo wiedząc, gdzie tak właściwie się kieruje. W myślach kołatało mu tylko głośne „zjebałeś”, opisujące całe zdarzenie dość dosadnie, bo faktycznie zjebał i nawet nie chciał myśleć, co takiego Błażej zrobi w odwecie. Mógł jednak podejrzewać, że pożałuje swojego wybuchu. O ile jeszcze chwilę temu czuł się dumny, bijąc Błażeja, to teraz zdawał sobie sprawę, że to była najgorsza rzecz, jaką mógł zrobić.
Przyłożyć Łysemu, Sławkowi, czy nawet Marko – okej, nic by się nie stało. Pewnie Błażej stanąłby nawet w jego obronie, kiedy poszkodowany chciałby wziąć odwet. Teraz jednak nie miał kto go osłonić, bo naraził się jedynej osobie, za której plecami zazwyczaj się chował.
– Kurwa! – wrzasnął w pewnym momencie, uderzając w szybę wiaty przystanku autobusowego, do jakiego dobiegł. Był sam, więc nie wzbudził żadnego zainteresowania. Wydawałoby się nawet, że ta część miasta wymarła, jedynie zapalone światła w oknach pobliskich budynków podpowiadały mu, że jednak ktoś zamieszkiwał dzielnicę.
Drżący z nerwów, opadł na plastikową ławeczkę, zaczynając się bujać w przód i tył, nieświadomie zachowując się jak narkoman w trakcie odwyku. Oddychał ciężko, próbując jakoś opanować szalejące myśli. Filip był jednak pijany i upalony, to chyba dla niego nie najlepszy moment na poważne rozważania. Zachciało mu się za to płakać z bezsilności. Chwilę usiłował z tym walczyć, przecież nie był żadną cipą, żeby ryczeć w nocy na przystanku autobusowym, ale jego emocje w końcu musiały znaleźć gdzieś drogę ujścia.
Pochylił się, oddychając szybko. Sam już nie wiedział, czy to przez bieg, czy może zbliżającą się falę płaczu, ale kiedy w końcu dał upust strachowi, naprawdę cieszył się, że jest sam. Zaczął z irytacją, czy nawet z obrzydzeniem, wycierać mokre policzki, jednak łzy płynęły dalej, przypominając mu, że tak naprawdę był tylko słabym chłopakiem niepotrafiącym zapanować nad swoim życiem.
Kilka dłuższych minut później, tuż przed nim zatrzymał się autobus. Popatrzył na świecący pustkami środek transportu; na tylnych siedzeniach przysypiał tylko jeden żul, a na początku siedziały dwie młode dziewczyny. Nie myśląc wiele, tak po prostu wstał i wsiadł do pojazdu. Nie miał pojęcia, gdzie mógłby teraz pojechać. Do domu za bardzo się bał, a Mai nie chciał niepokoić.
Nawet nie zorientował się kiedy, a już stał pod znajomym apartamentowcem.

***

Maciej kątem oka popatrzył na mamę. Zalewała herbatę wrzącą wodą, żeby zaraz jedną z nich postawić przed Filipem, na co ten podziękował cicho i uśmiechnął się lekko. Gdy Agata wyciągnęła rękę i dobrotliwie pogłaskała Wilczyńskiego po głowie, Maciej poczuł, się jakby właśnie uczestniczył w głupiej ukrytej kamerze.
To musiał być żart. Albo głupi sen. Cokolwiek, tylko nie prawda. Jakby nigdy nic, siedział sobie z młodym prześladowcą i swoją mamą w kuchni, pili herbatkę, a na dodatek mama podpytywała jeszcze tego młodego prześladowcę o samopoczucie. Maciej aż rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu osoby, która zaraz wyskoczy zza lodówki i powie mu, że to jakiś denny dowcip.
No to co, teraz brakuje tylko: „mamo, jestem gejem”?, pomyślał z kwaśną miną. Ta sytuacja była tak absurdalna, że trzeźwo myślący umysł Macieja po prostu sobie z nią nie radził. Wyszyński westchnął ciężko i przetarł twarz, nie wiedząc, czy próba doszukiwania się tutaj jakiejkolwiek racjonalności cokolwiek by mu dała.
– Biedne dziecko, teraz to pełno bandytów na ulicach – mówiła Agata zatroskanym głosem. – Zrobię kolację. Jesteś pewnie głodny, prawda? Na pewno, Boże ty mój, taka patologia, taka patologia – zamruczała, kręcąc głową.
Maciej popatrzył na Filipa. Filip właśnie uśmiechnął się smutno do Agaty, wyglądał jak zbity pies, nic więc dziwnego, że obudził w kobiecie silną potrzebę zaopiekowania się nim. Jedno trzeba Wilczyńskiemu przyznać – kiedy chciał, naprawdę potrafił wywoływać współczucie. Zadziwiające, jak dobrze odnalazł się w roli skrzywdzonego przez łobuzów chłopca. Gdyby Maciej go nie znał, pewnie sam dałby się nabrać na te ściśnięte w przerażeniu usteczka i szeroko otwarte (wciąż zaćpane, ale tego akurat Agata nie dostrzegła) oczka.
Przeklęty aktorzyna.
– Ale pamiętaj, ucieczka z domu niewiele daje. Twoi rodzice na pewno się teraz martwią – mówiła Agata dalej, smarując chleb masłem. Filip nie miał zamiaru wybrzydzać, zjadłby chyba wszystko, aż go skręcało na myśl o pożywieniu. Z zadowoleniem więc obserwował mamę Macieja (to takie dziwne – przebywać pod jednym dachem w towarzystwie dwóch, całkowicie od siebie różnych Wyszyńskich). – Dobrze jednak, że pomyślałeś o Macieju. Jestem z ciebie dumna, kochanie – tu zwróciła się do syna – że masz taki dobry kontakt z dziećmi. – Maciej mimowolnie się skrzywił. W końcu jeszcze niedawno chciał to „dziecko” zaciągnąć do łóżka; brzmiało to dość obrzydliwie. Gdyby tylko mama się o tym dowiedziała, z pewnością nie cieszyłaby się tak z postawy swojego syna. Całe szczęście bajka o dzieciaku kumpla z pracy sprzedała się zadziwiająco szybko i łatwo. Agata była już chyba w takim stanie, w którym połknęłaby wszystko, byleby tylko jej starannie ułożony świat nie runął w gruzach. Możliwe, że coś podejrzewała. Możliwe też, że te podejrzenia odpychała od siebie jak najdalej mogła. Albo – co również realne – nawet nie zastanawiała się, gdzie leży prawda, tylko od razu przyjęła wyjaśnienia Macieja za pewniak. Ale Maciej nie miał przecież zamiaru narzekać, odkąd Filip pojawił się przed jego drzwiami, Wyszyński borykał się z niezłym mętlikiem w głowie. Na lepsze kłamstwa nie byłoby go teraz po prostu stać.
– Mhm, mam – odpowiedział i popatrzył na Filipa, który żeby nie zdradzić swojego rozbawionego uśmiechu, musiał zakryć się kubkiem. – Ojciec Filipa to mój najlepszy kolega – mówił, patrząc na Wilczyńskiego ze zrezygnowaniem.
– Na wujka zawsze mogę liczyć – odpowiedział Filip, nie mogąc się przed tym powstrzymać. Prawie już trząsł się ze śmiechu, co Maciej zresztą doskonale zauważył.
Mały, przebrzydły gnojek. Pomyśleć, że jeszcze chwilę temu było mu tego gnojka żal i że naprawdę bał się o jego stan zdrowia. Teraz najchętniej wyrzuciłby go razem z tą herbatą za drzwi. I może właśnie tak powinien zrobić, ale chyba Maciej miał okropną słabość do bezpańskich kundli. Jak na potwierdzenie tego spostrzeżenia, spod stołu dobiegł ich odgłos ziewającego psa. Filip jakby bezwiednie wychylił się i poklepał zwierzę po głowie, czemu Maciej przez moment przyglądał się w zamyśleniu.
– Masz, kochanie, najedz się – powiedziała Agata, stawiając przed Filipem cały talerz kanapek. Wilczyński w odpowiedzi uśmiechnął się lekko i podziękował cicho pod nosem. Przez moment jego ciemne spojrzenie powędrowało jeszcze za mamą Macieja, która odwróciła się do blatu, żeby go uprzątnąć. Ze zdziwieniem zauważył, jak bardzo jej ruchy przypominały ruchy Macieja. Tak samo stawała w lekkim rozkroku, przez cały czas utrzymując sylwetkę w sztywnym pionie. Zadzierała lekko głowę, a gdy nad czymś się zastanawiała, mrużyła oczy, zupełnie jak jej syn. Przeniósł spojrzenie na Macieja. Uśmiechnął się, gdy dostrzegł jego lekko zmarszczone brwi i ściągniętą w zamyśleniu twarz, tak podobną do miny, którą chwilę temu dostrzegł u pani Wyszyńskiej. Trącił Macieja stopą pod stołem, wybudzając go z letargu.
– Chcesz? – zapytał z pełnymi ustami, podsuwając Maciejowi kanapkę.
– Zaraz dwunasta – odezwała się Agata. – Maciej, kochanie, lepiej już nie jedz. Dzisiaj sporo zjedliśmy, utyjesz – dodała, na co Filip prawie zadławił się przeżuwaną kanapką. A myślał, że nikt inny tak nie dogryzał Maciejowi jak on. No i proszę, Agata całkiem nieźle przejęła pałeczkę, chociaż zapewne nie chciała mu dopiec świadomie. Widział, jak twarz Macieja stężała na tę uwagę, ale nic więcej się nie stało. Jakby od niechcenia Wyszyński wyciągnął tylko dłoń i poklepał go po plecach, żeby Filip nie padł w jego mieszkaniu. Nawet jeśli w tamtej chwili sam z chęcią udusiłby dzieciaka, to jednak wolał zrobić to własnoręcznie, a nie zawdzięczać zgon kanapce z serem.
– Mamo, jeżeli chcesz, możesz już iść się położyć spać – odezwał się Maciej zmęczonym głosem. Czuł, że było kilka rzeczy, o których musiał porozmawiać z Filipem, a niestety nie mogli tego zrobić przy Agacie. Wciąż nie dowiedział się, czyja krew wciąż znajdowała się na koszulce gówniarza i dlaczego Wilczyński przybiegł do niego taki przerażony. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że mógł być to niezbyt przyjemny efekt palenia trawki, ale z drugiej strony Filip dość szybko się opanował. Co więcej, stanął nawet na wysokości zadania i zjednał sobie mamę Macieja – mając zmącone myśli przez narkotyki, raczej tak szybko by tego nie osiągnął.
– Oczywiście. Pościelisz Filipowi łóżko, tak? – zapytała Agata z troską.
– Oczywiście.
– I daj mu świeży ręcznik, żeby się wykąpał. I jakieś ubrania do spania, i świeże na rano – wymieniała, a Maciej niczym pacynka kiwał tylko głową, nie wchodząc już w żadne dyskusje. – Och, i szczoteczkę do zębów. – Szczoteczkę do zębów to on już u mnie ma, pomyślał, ale nie odważył się tego faktu wygłosić na głos. Znów pokiwał więc głową, aż mama wreszcie pożyczyła spokojnej nocy i wyszła, zostawiając ich samych.
– Masz bardzo fajną mamę – stwierdził Filip, uśmiechając się w ten swój wredny, cholernie irytujący sposób – wujku Macieju – dodał, na co Maciej przez moment wyobrażał sobie, jak wciska mu twarz w talerz z kanapkami. Nic takiego jednak nie zrobił, ograniczył się jedynie do próby zabicia dzieciaka wzrokiem.
– Nie przeginaj – warknął. – Więc? Co się dokładnie stało?
Filip o ile chwilę temu wydawał się być w świetnym nastroju na złośliwości, zaraz stracił cały rezon. Westchnął ciężko, nie udzielając od razu odpowiedzi. Wepchnął sobie do ust kanapkę, pochłaniając ją w zastraszającym tempie.
– Piłem, paliłem... – odparł zdawkowo, wzruszając ramionami. Jak mógł podejrzewać, ta odpowiedź nie bardzo usatysfakcjonowała Macieja.
– Tego akurat mogę się domyślić – prychnął. – Skąd ta krew?
– Nie moja.
Maciej zgrzytnął zębami. Tracił cierpliwość, a nigdy przecież nie miał jej zbyt wiele.
– Filip, do cholery – sapnął, przeczesując nerwowo włosy. Sam jednak nie wiedział, dlaczego czuł takie rozdrażnienie, nie powinien się tym zdenerwować; nie jego sprawa, w co takiego wplątał się Filip i jakie mógłby mieć problemy.
A jednak, jak przypominał sobie ten przestraszony wzrok dzieciaka, coś w Macieju pękało.
– Trochę namieszałem, co? – zapytał nagle Wilczyński z krzywym uśmiechem. – Gdybym wiedział, że jesteś z mamą, to raczej nie zawracałbym ci głowy – powiedział zupełnie jak nie on. Maciej na moment zapatrzył się na Filipa, jakby na siłę szukając w jego postawie jakichkolwiek oznak ukrytej złośliwości. Ale dzieciak był absolutnie poważny, a to nie zdarzało się zbyt często. Sprawa musiała być więc podbramkowa.
Spojrzenie Macieja zsunęło się niżej, na dłoń Filipa zaciskająca się na kubku. Bezwiednie sięgnął po nią, żeby zaraz przesunąć kciukiem po zaczerwienionych knykciach.
– Pobiłeś kogoś – zauważył wcale nieodkrywczo.
– Mhm. Kogoś, kogo nie powinienem – odparł, pozwalając trzymać Maciejowi swoją dłoń. Nawet jeśli trochę piekła go w tamtym miejscu skóra, dotyk Wyszyńskiego był całkiem przyjemny.
– Błażeja? – zapytał i po minie Filipa zaraz zrozumiał, że dobrze wycelował. Westchnął ciężko, puszczając rękę chłopaka. – On jest naprawdę tak niebezpieczny? – Właściwie to niewiele przecież wiedział o Błażeju, chyba tylko tyle, że wyraz jego twarzy wyglądał na nieskalany ani jedną myślą, no i że gdy się upijał, nie potrafił ustać na nogach.
– On sam to może jeszcze nie – sapnął Filip, zaczynając dudnić palcami w blat. – Ale ma znajomych.
W głowie Macieja wszystko powoli zaczynało się układać. I chociaż w najmniejszym aspekcie problem Filipa nie był jego problemem, denerwował się.
– Mógłbyś czasem myśleć, na kogo się sadzisz – prychnął, przypominając sobie scenę z klubu, kiedy to Filip odważnie podskakiwał do nieznajomego, a później równie odważnie schował się za Maciejem. Gdy jednak twarz Wilczyńskiego wykrzywił grymas złości na samego siebie, on, jak chyba jeszcze nigdy, momentalnie odpuścił. Dzieciak może i był chwilami irytujący, chamski, pewny siebie i cholernie przebiegły, ale teraz Maciej nie miał ochoty wytykać mu jego głupoty. A rzeczywiście był głupi, nawet bardzo, jednak Wyszyński złapał się na myśli, że w pewnym sensie przypominał mu jego samego kilkanaście lat temu. Bo czy nie wywoływał bójek, a później nie wzywał na pomoc Łukasza?
Jego usta jakby samoistnie ułożyły się w lekki uśmiech, kiedy patrzył na ściągniętą z nerwów twarz Filipa. Głupota od zawsze była domeną młodości, stwierdził jeszcze, wstając od stołu. Jakby nigdy nic wyciągnął rękę i potargał włosy Wilczyńskiego.
– Chodź, połóż się spać. Wymyślimy coś rano, jak już wytrzeźwiejesz – powiedział z niepasującą do siebie łagodnością, która zdziwiła nawet Filipa. Popatrzył na Macieja jak na obcą osobę, i nagle uśmiechnął się lekko.
– Mogę się wykąpać? – zapytał, a Maciej pomyślał jeszcze, że chyba nagle znaleźli się w jakiejś równoległej rzeczywistości. Raczej nie spodziewałby się po nich prowadzenia rozmowy w takim tonie.
– Jasne.
Filip wstał, zabierając jeszcze ostatnią kanapkę. Zanim wyszedł z kuchni, obejrzał się jeszcze na Macieja ze złośliwym uśmiechem.
– Jesteś najlepszym wujkiem pod słońcem.
Utopia chyba nie mogła trwać zbyt długo. Maciej zmarszczył ze złością brwi, czując się w tamtym momencie jak stary, stetryczały dziad. A, należy podkreślić, nic go tak nie irytowało jak dodawanie mu lat.
– Nie przeginaj.
– Jak dorosnę, chciałbym być taki jak ty, wujaszku – powiedział jeszcze i zaśmiał się złośliwie, na co Maciej sapnął ciężko. Filip z problemami czy nie, i tak był cholernie irytujący.
– Chodź już do tej łazienki – odparł z rezygnacją, wymijając go. Filip z uśmiechem doklejonym do twarzy poczłapał za nim. Zupełnie jak inny pies, który jak zwykle nie opuszczał Macieja chociażby na krok.
– Mógłbyś zapuścić wąsa – ciągnął dalej Filip, a Wyszyński wiedział, że nie tak szybko przerwie swoją tyradę. Co jednak najdziwniejsze, powoli chyba zaczynał się do takiego ględzenia przyzwyczajać. Uśmiechnął się nawet pod nosem z rozbawieniem, ale żeby to ukryć i nie dać dzieciakowi satysfakcji, odwrócił się do niego plecami pod pretekstem znalezienia ręcznika. – Brzuszek w sumie już masz, brakuje tylko wąsa, białego podkoszulka no i szelk... – urwał. Maciej momentalnie się wyprostował, żeby zaraz podejść do lustra.
– Nie mam brzucha – oburzył się, podciągając bluzę swojego szarego dresu i patrząc na swój (rzeczywiście zaokrąglony) brzuch. Aż się skrzywił, stwierdzając, że faktycznie ostatnio odpuścił sobie trochę siłownię. Jedzenie poza domem również nie przemawiało na korzyść jego wagi.
Filip na moment wypadł z pantałyku. Chrząknął, czując, że robi mu się nieprzyjemnie (albo i przyjemnie, tylko wolał o tym w taki sposób nie myśleć) gorąco. Podbrzusze Macieja było całkowicie wygolone, doskonale zresztą pamiętał, że Wyszyński depilował również pierś. Jakoś tak jego myśli zsunęły się odrobinę niżej niż powinny, oscylując gdzieś w okolicach krocza Macieja. Ciekawe, czy stamtąd także usuwał owłosienie.
– Masz i myj się – prychnął Maciej z oburzeniem, nie zauważając zawieszenia Filipa. Wcisnął mu w dłonie ręcznik i zbulwersowany opuścił łazienkę. Kiedy był już w przedpokoju, rzucił ostatnie spojrzenie w stronę lustra. Jeszcze trochę i faktycznie będę wyglądać jak wujaszek Maciej, pomyślał, krzywiąc się z obrzydzeniem.
Od jutra zacznie biegać.

***

– To gdzie mam spać? – głos Filipa wybił go z zamyślenia. Poparzył na sylwetkę stojącą w progu pomieszczenia i jakoś tak (całkowicie odruchowo rzecz jasna) omiótł ją uważnym spojrzeniem. Chuderlawość Wilczyńskiego nie była żadną nowością dla Macieja, już kiedy przebierał dzieciaka z uwalanych wymiocinami ubrań, zauważył jego wystające żebra i zapadającą się pierś. Po raz kolejny mógłby dojść do wniosku, że Filip miał jedynie bardzo ładną twarz, reszta nie była niczym spektakularnym. A jednak Macieja – faceta, który patrzył głównie na ciało – coś przez cały czas ciągnęło w stronę chłopaka. I chyba nie był jedyną zainteresowaną nim osobą, skoro Filipowi tak naprzykrzał się Błażej.
– Podłoga – odparł zdawkowo, podnosząc się z rozłożonej kanapy. Ciemne, już niewyglądające na nietrzeźwe spojrzenie Filipa powędrowało w stronę niebieskiego, dmuchanego materaca, na którym Maciej ułożył mu pościel. Wyszyński miał ochotę się zaśmiać, kiedy zobaczył, jak Filip w charakterystyczny dla siebie sposób zaciska usta w wyrazie niezadowolenia, wypychając przy tym zabawnie brodę w przód.
– Serio? Nie możemy razem na kanapie? – Założył ręce na swojej chudej piersi.
– Nie. – Maciej przewrócił oczami, zagarniając jeszcze dla siebie ręcznik. – Moja mama śpi w pokoju obok – dodał przyciszonym głosem, na co Filip uśmiechnął się złośliwie. Wyszyński był naprawdę bardzo zabawnym człowiekiem, zlepkiem przeciwstawnych sobie wartości. Jedna rzecz wykluczała drugą, a jednak Maciej potrafił funkcjonować dalej i, co więcej, wydawać się całkiem racjonalnym facetem. Oczywiście póki nie poznało się go lepiej; Filip bez problemu potrafił już dostrzegać tę jego niespójność. Kochany heteronormatywny syn kontra największy naganiacz gejowskiego światka; spokojny i rozsądny pracownik korporacji, z drugiej strony facet uwielbiający głośne kluby i rozrywkę niezbyt wysokich lotów – a to tylko kilka cech składających się na hipokryzję Macieja.
Bez słowa podszedł do swojego materaca, co Maciej obserwował ze zdziwieniem. Oczekiwał jeszcze kilku niewybrednych komentarzy, jakiejś obrazy majestatu Filipa, czegokolwiek, co trochę podniosłoby mu ciśnienie. Ale Filip nie miał już na to ani sił, ani ochoty. Dzisiejszy dzień skutecznie go wymęczył, marzył już tylko o śnie... Albo żeby pobicie Błażeja okazało się snem – tak byłoby zdecydowanie najlepiej.
Maciej patrzył na niego jeszcze w milczeniu. Nie potrafił przyzwyczaić się do takiego zgaszonego, mało rozmownego Filipa. Wcześniej nawet nie umiałby go sobie takiego wyobrazić, w końcu komu innemu buzia prawie się nie zamykała i kto co chwilę posyłał w jego stronę jakieś kąśliwe uwagi? Najdziwniejsze jednak, że Maciej naprawdę lubił wdawać się w dyskusje z Filipem, nawet jeśli te nie zawsze miały swój konkretny cel. Atmosfera, która się w takich chwilach między nimi wytwarzała, była chyba trochę uzależniająca, elektryzująca i zwyczajnie ciekawa – dostarczająca całej masy emocji.
A teraz Filip w ogóle nie przypominał samego siebie, Maciej już nie wiedział, czy bardziej go to drażniło, czy może wywoływało jeszcze niezrozumiany gniew, którego dokładnego podłoża nawet nie znał. I tak koło się zataczało; Maciej był poirytowany, nawet nie wiedząc na co, więc złościło go wszystko, a Filip ciągle milczał.
Bez słowa wyszedł z pokoju, zostawiając Wilczyńskiego samego. Szybki prysznic niezbyt mu pomógł, ale z pewnością na moment wyłączył Maciejowi myślenie. Ponoć właśnie podczas kąpieli ludzie wpadali na najlepsze pomysły – jeżeli faktycznie tak było, to Maciej był wyjątkiem. Nie lubił zbytnio rozwlekać się z myciem, zawsze robił to szybko; stanie godzinami pod strumieniem wody nie wchodziło w grę. Stanie godzinami przed lustrem to już jednak całkowicie inna sprawa, twarz w końcu trzeba było dobrze oczyścić, a później nałożyć i wklepać odpowiedni krem na noc. No i nie można zapomnieć o serum rewitalizującym pod oczy! Dopiero po skończeniu wieczornej rutyny pielęgnacyjnej mógł wrócić do pokoju. Pierwszym, na co zwrócił uwagę, gdy przekroczył próg, był śpiący Filip.
Westchnął ciężko, patrząc na zawiniętego w koc chłopaka. Nim przeszedł do swojego posłania, kucnął przy materacu i sam właściwie nie wiedząc po co, odchylił pled.
– Co? – wychrypiał Filip, uchylając jedno oko i patrząc na niego podejrzliwie.
– Nic – odparł Maciej, wstając szybko, trochę zmieszany swoim zachowaniem. – Śpij, dobranoc – rzucił jeszcze krótko, wychylając się do włącznika światła, żeby je zgasić. W pokoju momentalnie zapadła ciemność rozproszona przez żółte blaski latarń padające z ulicy. Gdy siadał na rozłożonej kanapie, słyszał jeszcze odgłosy wiercenia się. Pies właśnie szukał miejsca do spania, a Filip przewrócił się na plecy.
– Nie zasnę – burknął Filip, kiedy Maciej już się położył.
– Jak będziesz gadać, to na pewno nie zaśniesz – odpowiedział, odwracając się tyłem do Filipa.
– I tak nie zasnę – kontynuował.
– To daj innym zasnąć – sapnął Maciej, naciągając na siebie cienką kołdrę, zupełnie jakby mogła ona zagłuszyć Filipa.
– Nie jestem aż takim altruistą.
– Nie podejrzewałem cię o taką elokwencję – prychnął Maciej i nie wiedząc czemu, uśmiechnął się z ulgą.
– Zobacz, jeszcze chwila i nie będziemy mieć przed sobą tajemnic – odparował Filip, podnosząc się do siadu. Patrzył na zarys sylwetki Macieja, czując ogromny spokój. Kiedy czekał, aż Wyszyński wróci spod prysznica, miał kompletny mętlik w głowie. Wraz z wytrzeźwieniem, pojawiło się u niego ogromne przerażenie – dotarło do niego, że Błażej na pewno się zemści. Pytanie tylko, czy zrobi to na nim, czy może obierze sobie inny cel? Wiedział, ile dla Filipa znaczyła rodzina. Na samą myśl, że Błażej mógłby zrobić coś jego braciom, przeszywał go strach. Czuł, jak go przenika; ściska mu żołądek i zwalając się na pierś, odbiera oddech. Teraz jednak, kiedy Maciej wrócił do pokoju, wszystko jakby zaczęło go opuszczać. Zajęcie się głupią rozmową dawało naprawdę ogromną ulgę.
– Pokazałeś mi już swoje wnętrze w piątek, zarzygując mi buty – rzucił Maciej, oglądając się przez ramię. Filip właśnie podnosił się z materaca. – Co robisz? – zapytał, a gdy Filip podszedł do kanapy, od razu się domyślił. – Ej, wracaj na podłogę – warknął, chyba tylko udając irytację.
– Przyjmijmy, że Ciapek jest kundlem, a ja jestem rasowcem – zaśmiał się, wyszarpując od Macieja kołdrę. – Rasowce nie śpią na podłodze – podkreślił, a Wyszyński, mimo że bardzo się starał, nie mógł ukryć rozbawionego uśmiechu.
– A skąd pomysł, że potrzebny mi jeszcze jeden pies? – zapytał i choć na samym początku wykazał się sprzeciwem, tak teraz skapitulował i pozwolił Filipowi zająć miejsce tuż obok. Ba, nawet kiedy dzieciak podsunął sobie pod głowę jego poduszkę, westchnął tylko ciężko, czując, że naprawdę traci grunt pod nogami. Nie przyznałby tego na głos, ale dzieciakowi pozwalał na o wiele więcej niż innym. Żeby tylko kiedyś tego nie pożałował.
– Każdy chce rasowca – odparł Filip, uśmiechając się do niego szeroko. Leżeli zwróceni do siebie twarzami, a dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Maciej czuł pachnący pastą do zębów oddech Wilczyńskiego, ciepło jego ciała, a nawet krótki dotyk zimnej stopy Filipa, kiedy ten się poruszył. – Rasowce to wyznacznik statusu – podkreślił.
– A samozwańcze rasowce? – Maciej podparł głowę na ręce, nawet nie chcąc myśleć, że za ścianą leżała jego mama. Całe szczęście nie mówili głośno, nie obawiał się więc, że mogłaby coś usłyszeć.
– Nie widzę ich w tym pokoju – odparł Filip i nagle tak po prostu przytulił się do Macieja. Jakby nigdy nic, jakby przytulał się do niego już tak często, że weszło mu to w naturalny nawyk. Wyszyński z początku nie wiedział, jak na to zareagować, raczej nie był przyzwyczajony do Filipa wchodzącego mu do łóżka, a później wciskającego mu się w ramiona. Wystarczyła zaledwie chwila, żeby jego ciało zareagowało samo. Objął Filipa, ale miał wrażenie, że zrobił to karykaturalnie. Jakby chciał go przytulić, jednak nie bardzo wiedział w jaki sposób, bo przecież raczej nie przytulał się ze swoimi kochankami.
– A ty co...? – zapytał, czując uderzające w niego gorąco. Nie było to jednak gorąco, które odczuwał przy zwyczajnym podnieceniu.
– Nic – odparł Filip z twarzą przy jego piersi. Odetchnął ciężko, zdając sobie sprawę, że dokładnie tego teraz potrzebował. Kiedy duża, ale dość delikatna dłoń Macieja zaczęła ostrożnie gładzić go po plecach, dotarł do niego cały absurd sytuacji.
Leżał z Maciejem w salonie. Przytulali się (nie było mowy o żadnym zbliżeniu! Nawet o pocałunkach!), a za ścianą spała, kompletnie nieświadoma, pani Wyszyńska. Maciej, któremu zależało tylko na jednym, teraz gładził go po plecach, a wcześniej przygotował mu posłanie. Jeszcze trochę i zostaną jakimiś męczennikami, których połączyło czyste, nieskalane seksem uczucie. Oczywiście obaj zginą w cierpieniach, które przyniesie im naczelny czarny charakter tej powieści – Błażej. To naprawdę nadawało się na jakiś dramat z epoki romantyzmu.
– Powinienem ruchać, a nie ciebie przytulać. – Usłyszał niezadowolony głos Macieja i przez moment miał wrażenie, że Wyszyński zajrzał mu w myśli. Zaraz jednak zaśmiał się, kiwając głową, bo faktycznie też tak uważał.
– Długo już chyba masz celibat, hm?
– Za długo – odpowiedział Maciej, wsuwając mu rękę we włosy i zaczynając je przeczesywać. Po ciele Filipa przebiegł przyjemny dreszcz, a on tylko bardziej nadstawił się do dłoni mężczyzny.
– Zero one-night standsów po drodze? – zapytał, chociaż doskonale znał odpowiedź. Obserwował przecież Macieja i wiedział, jakie życie prowadził przez ostatnie tygodnie.
– Zero – zdążył tylko powiedzieć, gdy nagle Filip pchnął go i przycisnął do kanapy. Usiadł mu na biodrach, pochylając się do przodu jak drapieżnik. Uśmiechnął się szeroko, odsłaniając górne zęby, na co Maciej na moment się zapatrzył. Serce zaczęło bić mu szybciej w piersi. Nim cokolwiek zrobił, Filip już docisnął swoje usta do jego warg, zaczynając je mocno całować, całkowicie go dominując, czego zresztą Maciej mógłby się spodziewać. Nigdy nie podejrzewał, że Filip w łóżku będzie potulny i uległy. Odpowiedział na pieszczotę równie ochoczo, na moment zapominając o całym świecie. Wyciągnął rękę, żeby złapać dzieciaka za kark i przyciągnąć do siebie stanowczo. Co jak co, ale nie miał zamiaru dać Filipowi prowadzić. Czuł jego zęby na swoich wargach i na języku, a kiedy dłoń Wilczyńskiego złapała go za włosy, sapnął ciężko, wydając z siebie pierwszy głośniejszy dźwięk. Podniecenie dawno już skumulowało mu się w jądrach, krążyło w nich, wywołując nieprzyjemne, ni to drapiące, ni swędzące uczucie. Zdecydowanie zbyt długo zwlekał z seksem, bo dzisiaj, pomimo swojego wieku i doświadczenia, chyba nie zaskoczy nikogo wytrzymałością. Spróbował przewrócić Filipa na bok, żeby odebrać panowanie nad sytuacją, kiedy napotkał na niepasujący do chuderlawego ciała dzieciaka opór. Wilczyński zawarczał groźnie niczym prawdziwy, niewychowany i nieprzewidywalny kundel, i zaraz złapał Macieja za nadgarstki, przyszpilając je do kanapy. Oderwał się od jego ust z ciężkim westchnieniem; popatrzył na niego z góry, uśmiechając się przy tym, wyraźnie spragniony dalszych wrażeń. Włosy okalały mu twarz w nieładzie, dodając naprawdę groźnego, ale w dziwny sposób kuszącego wyglądu. Zafalował biodrami, ocierając się swoją erekcją o krocze Macieja. Ich podniecenie sięgało granic możliwości i chyba Filip nie miał już zamiaru dłużej czekać, bo zaraz sięgnął dłonią do spodni Wyszyńskiego. Aż sapnął, napinając uda, kiedy szorstkimi palcami przesunął po wygolonej mosznie.
– Tak myślałem – zamruczał ochryple, odrzucając kołdrę na bok i już bez słowa obniżył się na wysokość krocza partnera. Ten tylko z wypiekami na twarzy uniósł się na ramieniu, nie mogąc oderwać wzroku od Filipa i jego wydatnych ust przy swojej męskości.
– Kurwa.
Nie wiedział, czy faktycznie wypowiedział przekleństwo na głos, czy tylko pojawiło się ono w jego myślach. Dokładnie odzwierciedliło jednak stan, w jakim właśnie się znalazł. Zwinny język pieścił penisa po całej długości trzonu, a dłoń masowała jądra, wprowadzając Macieja w stan absolutnego zawieszenia, w którym liczyła się tylko przyjemność. Nie myśląc wiele, wyciągnął rękę i zacisnął palce na włosach Filipa. Docisnął jego usta mocniej do swojej erekcji, na co Wilczyński wydał z siebie zaskoczony, ale wciąż podniecony jęk. Wziął go w siebie głębiej, aż po samą nasadę. Maciej nie miał zbyt dużego penisa, więc nie zrobiło mu to większego problemu. Zaczął szybko poruszać głową, pozwalając Maciejowi nadać sobie rytm ręką. Uczucie ciągnięcia za włosy wywoływało dreszcze, które rozchodziły się po jego całym ciele. Zapach intymny Macieja nie był tak mocno wyczuwalny jak u Błażeja, ale to akurat w ogóle mu nie przeszkadzało. Błażej raczej się nie golił, uważał, że to uwłaczało męskości, a Wyszyński kierował się chyba trochę inną definicją bycia prawdziwym facetem.
Przesuwał dłońmi po udach Macieja, po jego brzuchu, a nawet piersi. Badał go całego, nie mogąc się oderwać. Nie docierała do niego realność sytuacji, dręczyło go wrażenie, jakby pozostali zamknięci we śnie, jakby zaraz miał się obudzić i stwierdzić, że to nigdy się nie wydarzyło.
Czuł, że długo nie wytrzyma, spinał mięśnie pośladków, mimowolnie zastanawiając się, jakby to było znaleźć się pod Wyszyńskim. W jaki sposób się kochał? Jakie pozycje przynosiły mu najwięcej satysfakcji? Jego dłoń jakby mimowolnie powędrowała do tyłu, penis w jego ustach pulsował, twardniejąc i delikatnie mięknąc na przemian. Wsunął rękę pod swoje spodnie i zacisnął palce na pośladku.
Nie wytrzymał więcej. Orgazm przyszedł nagle, nie potrafił nad nim zapanować. Tak po prostu doszedł, aż drgając niekontrolowanie. Nie potrzebował do tego żadnej stymulacji, wystarczył mu jedynie penis Macieja w ustach i wyobrażenie, co by było, gdyby posunęli się dalej. Momentalnie zaczerwienił się z zażenowania, ale nie zwolnił ruchów głowy. Bolała już go cała szczęka i szyja, więc wspomógł się ręką. Przyspieszył, kiedy poczuł, jak Maciej się spina, a gdy ten doszedł, Filip nie zdążył wysunąć penisa z ust, mimo że naprawdę nie lubił posmaku spermy na języku. Przełknął ją ze skrzywieniem i odsunął się od partnera próbującego złapać oddech. Nim jednak zdążył chociażby otrzeć buzię, Maciej już przyciskał go do kanapy, chcąc się zrewanżować. Serce Filipa, mimo że i tak już biło ze zdwojoną siłą, teraz chyba zamierzało wyskoczyć mu z piersi. Gdy poczuł dłoń na swoim ubrudzonym kroczu, miał ochotę uciec przez okno.
Maciej aż zamrugał, dotykając powoli mięknącego członka.
– Już? – zapytał i popatrzył na zażenowany wyraz twarzy Filipa. Momentalnie pożałował, że było ciemno i nie mógł mu się dokładnie przyjrzeć, bo to z pewnością była nowość. Po raz kolejny widział Filipa w zupełnie innym wydaniu.
– No, już – prychnął i nagle cały urok z jego zawstydzenia minął. Skrzywił się z irytacją, odwracając się do Macieja plecami. – Skoro spuściłem z ciebie ciśnienie, to łaskawie kładź się spać – zawarczał, a Maciej potrzebował kilku chwil, żeby połapać się w sytuacji. Zaśmiał się, nie wytrzymując. Był jakiś taki lekki, może faktycznie potrzebował tego „spuszczenia ciśnienia”, bo zaraz przysunął się do Filipa i objął go od tyłu.
– Aż tak cię podnieciłem? – zapytał, nie mając zamiaru odpuszczać.
– Spierdalaj – warknął Wilczyński, próbując go od siebie odsunąć.
– Teraz „spierdalaj” – zaśmiał się Maciej, nie puszczając jednak Filipa ani na chwilę. – Chwilę temu wydawałeś się...
– Spierdalaj! – powtórzył groźniej, mocując się z nim. Było mu tak wstyd jak chyba jeszcze nigdy. Sam przecież śmiałby się z kogoś, kto doszedłby w spodnie przy obciąganiu. To żałosne, a najgorsze, że ten orgazm naprawdę mu się podobał. Wywołał przyjemne dreszcze i należał do tych, które niosły prawdziwą przyjemność.
Maciej na moment zapatrzył się na niego. Kto by pomyślał, że Filip czasem może być uroczy? Bez słowa objął go ramionami, dociskając do swojej piersi i opierając podbródek na czubku jego głowy. Nic nie powiedział, bo w sumie nie wiedział, co mówiło się w takich chwilach. Wcale też nie miał zamiaru dalej nabijać się z falstartu Wilczyńskiego, w jakiś pokraczny sposób pompował on ego Macieja. Chociaż z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że sam, jak miał dziewiętnaście lat, to różne rzeczy mu się przytrafiały (z ejakulacją podczas snu włącznie). Filip był zdrowym przykładem nabuzowanego hormonami nastolatka, tutaj nie ma powodów do wstydu i Maciej o tym doskonale wiedział, ale jakoś nie chciało mu to przejść przez usta. Leżeli więc w milczeniu, wsłuchując się w nocne odgłosy mieszkania. Filipa momentalnie ogarnął kojący spokój. Nie myślał ani o Błażeju, ani o konsekwencjach, z którymi – bardzo prawdopodobne – już jutro będzie musiał się zmierzyć. Zamknął oczy, wsłuchując się w równomierne bicie serca Macieja i upajając się przy tym otaczającym go zapachem nie tylko świeżej pościeli, ale także tym pochodzącym od obejmującego go ciała. Nigdy by nie pomyślał, że takie leżenie z kimś po seksie może być przyjemne. Błażej zazwyczaj szybko wstawał, szedł się umyć, sięgał po piwo, papierosa, cokolwiek. I oczywiście Filip także nie miał ochoty na żadne romantyczne gesty w stronę partnera, wręcz przeciwnie – uważał je za słabość. W seksie chodziło głównie o zaspokojenie swoich potrzeb, osiągnięcie orgazmu, po co więc zbędne zażyłości?
Uśmiechnął się pod nosem, a jego umysł zaczął dryfować gdzieś na granicy ze snem. Jedną z ostatnich trzeźwiejszych myśli skierował ku Wyszyńskiemu – kiedyś nawet by nie przypuszczał, że Maciej mógłby z nim tak po prostu leżeć.
Gdy już prawie zasypiał, poczuł ruch. Uchylił powieki, patrząc, jak Maciej wstaje, a wraz z nim leżący tuż obok kanapy pies. Filip powiódł za nimi zaspanym wzrokiem, odprowadzając aż do materaca. Oczy same mu się zamknęły, usłyszał jeszcze skrzypnięcie gumy, gdy Maciej kładł się na swoje posłanie, po czym zasnął.
W przeciwieństwie do niego, Maciej wciąż pamiętał o mamie śpiącej za ścianą. Wolał więc, żeby nie zastała ich razem w łóżku, a że nie miał serca budzić Filipa, sam przeniósł się na podłogę, czego niemal od razu pożałował. Pies w swoim uwielbieniu trzymał pysk tak blisko jego głowy, że obojętnie, w którą stronę Maciej by się nie odwrócił, wciąż dmuchał na niego swoim śmierdzącym oddechem.
Westchnął ciężko, jeszcze zerkając w stronę kanapy. A mógł spać na niej.

21 komentarzy:

  1. Wiem, że to słabe, ale: pierwsza! "No i nie można zapomnieć o serum rewitalizującym pod oczy!" rozwaliło mnie to po prostu. Mistrzostwo.Łysy rzeczywiście może zostać współczesnym Mickiewiczem, bo Mickiewicz "wielkim poetą był" (tak, to sarkazm). Myślałam, że to było coś większego - Wilku zanożował Błażeja czy coś, a ten go tylko oklepał. Konsekwencje i tak będą takie same. Skończyło się bezproblemowe życie Macieja, świadomie czy nie i tak siedzi w tym po uszy.
    Super rozdział. Weny, weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby zanożował to już nie mieliby problemu, Maciuś i Filip powoli mogliby wić swoje rodzinne gniazdko. :D

      Dziękuję, wenę oczywiście biorę i Tobie życzę tego samego. ;D

      Usuń
  2. Wujek Maciej<3 ryczę ze śmiechu ;_;
    To jak Maciej przytulał Filipa było takie słodkie<3
    Bardziej zabiło mi serce przy tym przytulaniu niż całym 'spuszczaniu ciśnienia' XDD
    Ale im się dostanie od Pacuły :/
    Dobreee

    OdpowiedzUsuń
  3. No to zaczyna rozbić się gorąco już nie mogę doczekać się dalszego ciągu:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkiego naj listopadowa dziewczyno! Ale tego było i wciskanie bajeczki naiwnej matce i ich pierwszy seks, nie mówiąc o przywaleniu topornemu Błażejowi, nie ma niestety nadziei, że odczepi się on od samozwańczego rasowca:D

    OdpowiedzUsuń
  5. BOZE JAKIE TO JEST NIESAMOWITE! UWIELBIAM TA HISTORIE TAK BARDZO, ZE AZ ZALUJE, ZE ZNALAZLAM JA W TRAKCIE PISANIA :(
    NIE LUBIE CZEKANIA NA ROZDZIALY, WOLE CZYTAC OD RAZU CALOSC JAK CHYBA KAZDY
    NO ALE DLA TEGO CUDA ROBIE WYJATEK, JEST ZA DOBRE <3

    OdpowiedzUsuń
  6. No wreszcie :D czekałam na ten moment i sie nie zawiodłam. Cały ten rozdział był wspaniały, wg mnie najlepszy jak dotąd. Lubie tą realność Twoich postaci wręcz uwielbiam. Kiedy czytałam o Filipie uciekajacym przed Błażejem to czułam wszystko to co on. Wujek Maciej serio mnie ubawił :D No i zakochalam sie w trafnym: "Agata była już chyba w takim stanie, w którym połknęłaby wszystko, byleby tylko jej starannie ułożony świat nie runął w gruzach." to pasuje do tylu osób, to pasuje w sumie do całego świata. Jesteś niesamowita, piasz dalej bo robisz to świetnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tylu latach pisania wciąż najbardziej cieszą mnie komplementy tyczące się realizmu. Dziękuję bardzo :)

      Usuń
  7. Wujaszek Maciej mnie rozwalił :) Ale zbliżają się chłopcy do siebie i to jest bardzo urocze. Obawiam się tylko jak się odegra Błażej, może znajdzie sobie inne trofeum? Sławek by się nadał :) Bardzo fajny i długi rozdział :) Dziękuję bardzo i wszystkiego najlepszego z okazji urodzin 🍻💐

    OdpowiedzUsuń
  8. :D Wspaniałe! Nareszcie spuściłaś ciśnienie nie tylko z Macieja ale i z nas, wiernych fanów :D, dziękuję ;p. Pzdr WildMind

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie spodziewałam się, że między Filipem a Maciejem coś się wydarzy akurat tej nocy :DDD Świetna scena :DDDD
    Trochę przeraża mnie ta sytuacja z Błażejem - czekam na rozwój wydarzeń. Oby nie były straszne.....

    Elda

    OdpowiedzUsuń
  10. Postać Agaty idealna – jak bardzo człowiek potrafi być ślepy, gdy coś mu nie pasuje do wyidealizowanego obrazka. Przerabiałem i sam się sobie dziwiłem, jak też mogłem być tak ślepy i głupi – ale to dopiero przychodziło z czasem.

    Świetnie pasuje do Filipa złośliwa ironia, a do Macieja postępująca wyrozumiałość.

    No i w końcu, bijcie wszystkie dzwony, Maciej miał próbkę zdolności Filipa. Mało tego, to pierwsze ich zbliżenie wyszło Ci fenomenalnie, chociaż z Filipa zrobiłaś autorko „cnotke-niewydymkę”, która po raz pierwszy w życiu poczuła smak i … reszta w tekście opowiadania (troszeczkę mało realistyczne, jak na chłopaka, który jest raczej wyjadaczem nawet w analu, gdyby chociaż pomógł sobie lekko ręką to byłoby realne, ale rozumiem, że opisana sytuacja miała zachwycić Macieja, jakoż i się stało, czyli lekkie naciągnięcie na potrzeby fabuły).

    Autorko jesteś mistrzem dialogów. Perfekcyjnie w odpowiednim punkcie, naturalne, wybitnie podkreślające tło wydarzeń, chociaż z czasami banalne, to jednak zawsze zharmonizowane z rozgrywającą się akcją. Najbardziej podobają mi się te pomiędzy Filipem a Maciejem z dużym ładunkiem humoru i zjadliwej ironii. Chapeau bas, pomimo że kapelusza nie noszę.

    „Wujek Maciej” - bezcenne

    Niesamowicie opisujesz również proces filipizacji Macieja, powoli małymi kroczkami, prawie niedostrzegalnie, chociaż można po tym odcinku stwierdzić, że Maciej jest już uzależniony od Filipa.

    Nie byłbym sobą, gdybym nie wykorzystał okazji do przyczepienia się (okazji jest niestety bardzo mało):
    „Wcisnął mu w dłonie ręcznik i ze zbulwersowaniem opuścił łazienkę.” – dziwna konstrukcja – chyba powinno być „…i zbulwersowany opuścił łazienkę.” W obecnej formie wygląda to tak, jakby to zbulwersowanie niósł w jakiś sposób ze sobą? W reklamówce, pod pachą?

    Pozdrawiam w oczekiwaniu na upragniony cd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, może faktycznie przesadziłam z tym falstartem Filipa, chociaż widziałam to tak, że obaj krążyli obok siebie jak takie koty. Napięcie między nimi rosło już od bardzo dawna, Filip miał jakąś tam swoją wizję tego, jak będzie wyglądać ich pierwszy raz... oczywiście idealną wizję, no a że zazwyczaj w takich chwilach nic nie idzie zgodnie z założeniami, hormony wybiły - stało się. Inna sprawa, Filip od dawna nie uprawiał seksu, tak samo Maciej i właśnie dlatego ich pierwszy raz nie był przystrojony fajerwerkami. ;) Ale w sumie mogłam to zaznaczyć, moja wina.

      Dziękuję za tyle ciepłych słów! Krytyka i przyczepianie się także mi się przyda ;) Jeżeli chodzi o "zbulwersowanie" to bez zbulwersowania przyznaję rację i już poprawiam.

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  11. "Wujaszku" - brzmi jak niezły fetysz xDD
    Lubię przekomarzania Filipa z Maciejem. Naprawdę oni razem podobają mi się coraz bardziej, choć Łukasza nadal żal...
    I w końcu też coś się między nimi zadziało! Choć patrząc na to, jak bardzo Maciej boi się wyjawienia swojej prawdziwej orientacji matce (hipokryzja mode on), to jakoś szczególnie nie oponował przed uprawianiem seksu z Fifim, gdy ta była za ścianą xDD
    Miałam nadzieję, że Filip zabił Błażeja i po kłopocie. Serio, to by rozwiązało ich wszystkie problemy xDD Niemniej jednak, do przewidzenia było, że młody kiedyś wybuchnie. Ciekawe tylko, jak Pacuła się zemści...
    Zrobiło się mega ciekawie i coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie. No i Filip przestał mnie drażnić, co zdecydowanie pomaga mi w odbiorze :P
    Życzę dużo weny i pozdrawiam ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Filip już tak nie drażni. :D Fakt faktem nawet dla mnie stał się prostszy do zrozumienia, więc tym bardziej mnie to cieszy.
      Dziękuję za wenę i Tobie życzę tego samego. :)

      Pozdrawiam.

      Usuń
  12. Kochanie, czekamy na rozdzial :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się dodawać raz na tydzień. Chciałabym częściej, ale naprawdę jest to dla mnie niewykonalne, bo nie piszę jedynie Gówniarza :(.

      Usuń
  13. Świetny rozdział. No i w koncu sie do siebie zbliżyli. Ach.. tak dlugo na to czekałam. Heh, pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. To tragicznie jak wciągnęła mnie ta opowieść, a trafiłem na tego bloga ledwie 2 dni temu. Wczoraj nawet świeżo po powrocie z weekendowej imprezy moim łupem padły ze 2 rozdziały. Staram się nie patrzeć nawet na tytuły dalszych pozostałych. Mam nadzieję, że nie jestem już tak blisko końca opowieści i pojawią się kolejne rozdziały. Chwała autorce :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jak miło :D Masz przed sobą jeszcze kilka rozdziałów, tak więc mam nadzieję, że wciąż będzie Ci się podobać. :) A publikować staram się regularnie, zresztą, już jesteśmy prawie przy końcówce. ;)

      Usuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.