piątek, 30 września 2016

Rozdział 31. (Americana)

Żeby nie kazać czekać na rozdziały tym osobom, które zakupiły "Americanę", przez najbliższe tygodnie (do zakończenia publikacji "Americany"), posty będą pojawiać się dwa razy w tygodniu. "Americana" naprzemiennie z "Gówniarzem". :) Myślę, że każdy będzie zadowolony z takiego rozwiązania.

A z innej beczki, Luana wydała kolejnego e-booka. :) Można go dorwać tutaj: http://beezar.pl/ksiazki/druga-szansa-czesc-1

Betowała Oni i Ekucbbw. 

Dwa słowa

– Ja idę! – Rozbrzmiało gromkie zapewnienie Remigiusza, a Aleks i Janek spojrzeli po sobie skonsternowani. Nie wiedzieli, czy owo „ja idę” było rzucone prześmiewczo, czy może absolutnie poważnie. Bardziej prawdopodobna wydawała się jednak pierwsza wersja, w końcu mowa tu o Remku: najbardziej heteronormatywnym osobniku pod słońcem. Jak każdy facet napalał się na Kylie Minogue, zachwycał ustami Angeliny Jolie i podziwiał tyłek Kim Kardashian... a teraz chciał sprawdzić, jak to jest bawić się w klubie gejowskim? Nie, to zdecydowanie musiały być żarty.
– Ale ja mówię absolutnie poważnie – burknął Aleks, marszcząc brwi. – Skoro Adam się zmywa, chyba zajrzymy do Heaven, hm? – zapytał i popatrzył na Janka znad swojego prawie dopitego piwa. Adam właśnie wstał od stolika, który okupowali przez ostatnie trzy godziny, i zaczął zakładać swoją cienką, wiosenną kurtkę. Jak ten czas leciał, pomyślał Aleks, zerkając przez okno Pijalni Wódki i Piwa prosto na brukowaną uliczkę powoli ogarnianą przez zapadający zmrok. Był już marzec, minęło półtora miesiąca, odkąd wrócili z Krakowa. Ich kariera muzyczna nie posunęła się zanadto do przodu, mimo że Felicjan raz usiłował skontaktować się z Aleksem. Tym razem Białecki już na nic się nie zgodził, postanawiając wybrać inną, trudniejszą, bardziej ryzykowną, ale mimo wszystko lepszą drogę.
I było dobrze. Zaskakująco dobrze. Sam nie wierzył, że wszystkie sprawy mogą potoczyć się tak odpowiednio. Po raz pierwszy chyba nie mógł narzekać na swoje życie. Jego życie obrało zaskakująco dobry kierunek, nawet Piotrek się uspokoił. I może cotygodniowe wizyty u psychologa dzieciakowi się nie podobały, ale naprawdę bardzo pomagały mu pogodzić się ze swoją sytuacją. Co więcej, Aleks obiecał mu telefon. Jak mówił, tak też zrobił i teraz czuł się jeszcze bliżej brata niż kiedykolwiek. Oczywiście adopcja dalej nie wchodziła w grę, Białecki w każdej chwili mógł stracić pracę, mimo starań, czasem jednak odzywał się w nim stary Aleksander. A gdy ten Aleksander się budził, spóźniał się, nie przykładał za bardzo do powierzonego zadania i generalnie miał wszystko gdzieś. Całe szczęście, że nauczył się z tym walczyć. Było ciężko, ale przecież byłby głupi, gdyby myślał, że wszystko przyjdzie samo.
– No ja też mówię absolutnie poważnie – prychnął i w swój remkowy, sceniczny sposób wywrócił oczami. – Chcę zobaczyć, jak bawią się peda... eee... homoseksualiści? – poprawił się.
– Mogą być i pedały – prychnął Aleks, wzruszając ramionami. Irytowało go, że odkąd Adam i Remigiusz dowiedzieli się o jego związku z Jankiem, ten drugi zaczął uważać na słownictwo. A wcześniej, cholera, pomimo tego, że Białecki nie krył się z orientacją, rzucał częściami rowerowymi na lewo i prawo. Nigdy przecież nie był przewrażliwiony na tym punkcie, nie dbał o poprawności polityczne czy inne takie rzeczy. Zresztą, to wydawało się zabawne; Remigiusz potrafił mieć naprawdę niewyparzony jęzor, więc słowo „homoseksualiści” brzmiało karykaturalnie, kiedy padało z jego ust.
– Ale jesteś pewien? – dopytał jeszcze Janek, najwidoczniej nie chcąc później przyjmować żadnych zażaleń.
– Na sto procent! – skwitował Remigiusz z niebezpiecznie szerokim uśmiechem.

***

Zbliżała się godzina dwunasta w nocy, więc Heaven, z racji tego, że był piątek, powoli zaczynał pękać w szwach. Ludzie, jakby obudzeni po zimowym śnie, tłumnie odwiedzili lokal, tworząc taki tłok, że ledwo co dało się przedostać z baru na parkiet, a o wolnym stoliku można było tylko pomarzyć.
– Wow, więc to jest ten wasz Heaven – powiedział Remigiusz i niemal schował się za plecami Janka, kiedy przechodzący obok, nażelowany mięśniak z wytatuowanymi tribalami na ramionach puścił mu oczko. Białecki parsknął śmiechem na reakcję kolegi. Przyprowadzenie go tutaj to wcale nie taki zły pomysł, pomyślał z rozbawieniem.
– To co? Pijemy coś? – zapytał Janek, ale mina mu zrzedła, gdy tylko obrócił się w stronę baru i zobaczył tam całą masę ludzi.
– Drugi bar? – zaproponował Aleks, na co Schneider kiwnął głową, nie mając innego wyjścia. Nie uśmiechało mu się stanie i czekanie w tej kolejce.
– Chyba że Remigiusz chce spadać – powiedział Janek głośno i wyraźnie, żeby chłopacy go dosłyszeli.
– Niee! – krzyknął zaraz Remek, kręcąc stanowczo głową. Aleks posłał Jankowi znaczące spojrzenie, a jego uśmiech tylko się pogłębił. Zupełnie jakby chciał mu przekazać coś w stylu „widzisz? Rośnie nam kolejny gej”, mimo że zmiana orientacji w przypadku Remigiusza nie była zbyt realna.
Aleks odwrócił się, żeby wypatrzyć najłatwiejsze przejście na tyły klubu, gdzie znajdował się mniejszy i zazwyczaj słabiej okupowany bar. Przed oczami mignęło mu kilku mężczyzn, którzy już od jakiejś chwili popatrywali na nich trzech, czym Białecki w ogóle się nie przejął. Odkąd miał Janka, prawie w ogóle nie zwracał uwagi na innych facetów. Nawet jeśli jeszcze niedawno wydawałoby mu się to absolutnie niemożliwe, w końcu - jak to? Miał się przywiązać tylko do jednego? Z czasem odkrył jednak, że taki układ był znacznie przyjemniejszy. No i oczywiście bezpieczniejszy, nie musieli się martwić, że coś złapią.
Nim jednak ruszył, żeby poprowadzić Janka i Remka do drugiego baru, poczuł mocny uścisk na ramieniu ciągnący go do tyłu. Obejrzał się zdezorientowany, gdy nagle czyjeś usta przycisnęły się mocno do jego warg. Bardzo znajome usta, należy dodać. Całowały go w równie znany mu sposób, zaborczo i gorliwie. Nim jednak zdążył chociażby odpowiedzieć, pieszczota ustała.
– Co to było? – zapytał zdezorientowany, patrząc na Janka tak, jakby ten pocałował go po raz pierwszy. Schneider wzruszył ramionami, po czym przyciągnął go jeszcze raz do siebie, jednak tym razem już nie kończąc tego buziakiem.
– Nic – prychnął, a Aleksowi wydawało się, że Schneider odrobinę się zaczerwienił. To kolejna dziwna rzecz w ich związku; bo niby byli ze sobą już dwa miesiące, widzieli siebie w wielu żenujących sytuacjach, a wciąż potrafili się zawstydzać przez głupoty. – Odganiam konkurencję – powiedział wreszcie, uśmiechając się kątem ust.
Białecki zmarszczył brwi, by zaraz się zaśmiać. Momentalnie zrobiło mu się cieplej w okolicach serca.
– No okej – powiedział z tak cholernie głupim uśmiechem, że gdyby tylko zobaczył swoje odbicie w lustrze, miałby ochotę palnąć sobie w łeb. – To odganiaj – dodał.
– Ja pieprzę – sapnął Remigiusz. – No już, bez takich, co? – Skrzywił się.
– Najpierw ciągniesz do gejowskich klubów, a teraz obrzydzają cię całujące się pedały? – zapytał Aleks z rozbawieniem i wreszcie pociągnął ich w stronę baru. Za plecami dosłyszał jeszcze, jak Remek jęczy coś w odpowiedzi, jednak całkowity jej sens rozmył się gdzieś w głośnych basach muzyki.
Drugi bar, znajdujący się w odrębnym pomieszczeniu, niedaleko parkietu numer dwa, na którym zazwyczaj puszczano muzykę disco-polo (i zapewne to właśnie było powodem mniejszej popularności tejże części Heaven), wyglądał na mniej okupowany. Ustawili się więc w kolejce, od czasu do czasu komentując Remigiusza rozglądającego się ciekawie dookoła. Ktoś niezorientowany w temacie mógłby łatwo się nabrać i stwierdzić, że Remek szukał towarzysza na noc.
– Uważaj na mydła – nabijał się Aleks.
– I się nie nachylaj – podłapał Janek, którego żarty zazwyczaj bywały nieco wyższych lotów, ale jak mówi przysłowie: z kim przystajesz, takim się stajesz. Chcąc czy nie, dopasował swój poziom do Aleksa.
– A jak już się będziesz nachylał, to przynajmniej przytrzymaj spodnie, żeby ci nikt nie zrobił wjazdu. – Parsknął tak głośnym śmiechem, jakby właśnie opowiedział najlepszy żart w swojej karierze. Remigiusz aż poczerwieniał ze złości; miało się wrażenie, że jeszcze chwila, a wybuchnie. I zapewne powoli zaczynał żałować swojej chęci do wybadania nieznanych terenów. Aleks miał dodać coś jeszcze, w końcu nabijania się z kolegi nigdy za wiele. W szczególności, że tym kolegą był Remigiusz, a naprawdę trudno o kogoś, kogo reakcje byłyby zabawniejsze. Jego wzrok omiatał ludzi znajdujących się w najbliższej odległości, by tylko na chwilę spojrzeć gdzieś dalej, pod ścianę. Momentalnie zamarł z drinkiem w połowie drogi do swoich ust. W tłumie, przy ścianie, stał on. Jakiś taki smutny, nieporadny, absolutnie godny politowania.
– Jezu, weźcie, dajcie spokój, co? Przyszedłem z ciekawości, ludzie! – sapał Remigiusz. Do uszu Aleksa dobiegł jeszcze śmiech Janka.
– Poczekajcie chwilę – powiedział Białecki nagle, nawet nie zastanawiając się, co robi. Działał instynktownie. Wcisnął Jankowi swojego drinka, by zaraz odejść, nawet się na nich nie oglądając i nie reagując na pytające spojrzenia.
Wyglądał żałośnie, pomyślał i poczuł nieprzyjemne, dławiące uczucie w gardle. Było mu go żal, kompletnie nie pasował do tego klubu. Przypominał stary, nikomu niepotrzebny antyk w nowoczesnym mieszkaniu. Wszyscy omijali go szerokim łukiem, obrzucając tylko krótkimi, pełnymi niechęci spojrzeniami. I ci wszyscy, ma się rozumieć, mieli góra dwadzieścia pięć lat, bo taka właśnie była średnia wiekowa Heaven. Starsi ludzie też tu oczywiście byli, ale niestety światek gejowski miał już to do siebie, że osobie po osiągnięciu pewnego wieku przyklejało się nalepkę intruza. Stawała się antykiem, którego nikt już nie chce. Bo na co komu stary, pomarszczony, łysawy gej, skoro wokoło aż roiło się od młodych, giętkich ciał?
– Hej – rzucił, stając przed Krzysztofem. Mężczyzna popatrzył na niego zdziwiony, ale zaraz jego twarz rozjaśnił ciepły, dobrotliwy uśmiech. Dławiące uczucie męczące Aleksa tylko się pogłębiło.
– Witaj – powiedział, wyraźnie szczęśliwy, że go tu zobaczył. Białecki zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, czego tu Krzysztof szukał. Kolejnego młodego chłopaka potrzebującego sponsora, żeby Krzychu mógł spełnić się w roli sugar daddy? Powinien być na tych cholernie bucowatych przyjęciach, a nie tutaj, w klubie przepełnionym młodymi, chamskimi, obrzydliwie pewnymi siebie i przekonanymi o swojej zajebistości dzieciakami. Tutaj kogoś takiego jak Krzysztof nie czekało przecież nic dobrego. Najwidoczniej po znajomości z Białeckim niczego się nie nauczył.
– Co u ciebie? – zapytał Aleks, chociaż podejrzewał, jaka może być odpowiedź.
– Po staremu – odpowiedział Krzysztof, nie spuszczając uważnego wzroku z Aleksa, gdy nagle jego spojrzenie przeniosło się na kogoś za plecami Białeckiego. – Och, Janek, dobrze pamiętam? – zapytał, a Białecki odwrócił się i spojrzał na swojego chłopaka.
– Tak – odpowiedział i kiwnął głową, by zaraz zerknąć pytająco na Aleksa.
– Mielibyście może ochotę na drinka? Dawno się nie widzieliśmy – Krzysztof zwrócił się do Aleksandra. – Moglibyśmy pogadać.
– Nie, my... – Aleks zawahał się. Obejrzał się na pozostawionego przy barze Remigiusza, zastanawiając się gorączkowo co robić. Chciał porozmawiać z Krzysztofem bez świadków, ale z drugiej strony nie widział ku temu powodów. Po co, skoro Krzychu był już dla niego zamkniętym rozdziałem? – Janek, zostawisz nas na chwilę? Dosłownie sekundę – poprosił, rzucając szybkie spojrzenie Schneiderowi, na którego twarzy odbił się grymas niechęci. Przez te dwa miesiące Aleks zdążył się dowiedzieć, że Janek bywał o niego naprawdę bardzo zazdrosny, co zresztą miało swoje odbicie także w drugą stronę. Tym razem najwidoczniej uznał, że Krzysztof raczej nie stanowił wielkiego zagrożenia. Albo po prostu zrozumiał proszące spojrzenie, jakie posłał mu Białecki. Uśmiechnął się więc, stwierdzając, że nic tu po nim. Kiwnął głową, pożegnał się jeszcze z Rudwińskim i odszedł na ratunek Remigiuszowi, którego właśnie podrywał jakiś chudy, niepozorny chłopak.
– Dobrze wam razem? – zapytał Krzychu wciąż z tym samym uśmiechem. Aleks znał go już jednak zbyt długo, by dać się na to nabrać. Rudwiński nie cieszył się jego szczęściem, sam był przecież cholernie nieszczęśliwy.
– Dobrze – odpowiedział zdawkowo i kiwnął głową. – Krzychu... nie szukaj żadnego młodego – mruknął w końcu, dobrze wiedząc, że źle zaczął temat. Ale już nie mógł się wycofać. – To nie ma sensu, nie widzisz tego? – Brwi Krzysztofa się zbiegły. Możliwe, że wcale go nie zrozumiał. – Masz pięćdziesiąt lat i nie szukasz kogoś na chwilę, tylko na kilka, kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt lat – wyjaśnił, wzruszając ramionami. – Gejowski klub to nie miejsce na znalezienie miłości – dodał górnolotnie, już nawet nie zastanawiając się nad słowami, jakie opuszczały jego usta. Chciał tylko, żeby Krzysztof przestał tak żałośnie wyglądać, stojąc pod ścianą i wodząc pełnym nadziei wzrokiem za młodymi chłopakami. Doskonale wiedział, co właśnie kluło się w głowach tych dzieciaków i wcale mu się to nie podobało. Bo Rudwiński nie był żadnym starym zboczeńcem, wręcz przeciwnie, upodobania w seksie miał dość normalne, jak każdy gej. Nigdy nie oczekiwał od Aleksa czegoś, czym ten by się brzydził. No i faktycznie szukał partnera, a nie osoby na jedną noc.
Krzysztof już miał coś odpowiedzieć, kiedy Aleks, wiedziony impulsem, stanął na palcach i objął ciasno mężczyznę. Uścisk pozostawał jednak przyjacielski, Białecki nie chciał już nic od Rudwińskiego. Miał pracę, utrzymywał się teraz sam i co prawda czasem ledwo wiązał koniec z końcem, bo za pensję z Multikina nie dało się szastać kasą, ale i tak był zadowolony. Takie życie absolutnie mu odpowiadało.
– Trzymaj się – powiedział jeszcze Aleks i odsunął się od mężczyzny, po czym odszedł, wciąż czując nieprzyjemny uścisk w gardle.
Gdy podszedł do Janka i Remka, zignorował pytające spojrzenie tego pierwszego. Wiele sobie mówili, jednak tym razem Białecki czuł, że sprawę Krzysztofa musi zostawić dla siebie. Schneider by nie zrozumiał, nie przepadał za Rudwińskim, wciąż obwiniał go o całe zło, jakie spotkało Aleksa.
– Dobra, spadamy, co? – zajęczał Remigiusz, już nie rozglądając się zbyt ostentacyjnie na boki, żeby nie ściągać nieproszonych spojrzeń lub co gorsza – zaczepek. Aleks tym razem tylko się uśmiechnął, już nie miał ochoty żartować.
– Jasne – odpowiedział, udając, że wcale nie zauważa wwiercającego się w niego, pytającego spojrzenia Janka.
Remigiusz, nawet na nich nie czekając, wyrwał do przodu, od razu kierując się w stronę szatni i nawet nie obejrzał się na przyjaciół. Najwidoczniej doszedł do wniosku, że im szybciej się tam przedostanie, tym mniej facetów zwróci na niego uwagę. Nie zauważył, że Aleks i Janek zostali sporo w tyle.
– I co? – zapytał Schneider, gdy zostali sami.
– Co, „co”?
– No z tym Krzysztofem – burknął Janek, przewracając oczami. Aleks mimowolnie się uśmiechnął.
– Nie masz o co być zazdrosny. – Wzruszył ramionami, po czym nagle zmarszczył czoło i zagryzł wargę, zastanawiając się nad czymś. – Żal mi go – wyjaśnił w końcu, już bez chociażby cienia uśmiechu. Jaś przyjrzał mu się uważnie, jego ładnym, choć trochę ostrym rysom twarzy, zmierzwionej grzywce, jak zwykle opadającej na czoło i przykrywającej mu oczy. Mimowolnie wyciągnął rękę, żeby odgarnąć ją na bok. To zabawne, ale z każdym dniem coraz bardziej się przekonywał, że Aleks wcale nie był takim gruboskórym draniem, na jakiego się pozorował. Pochylił się i pocałował kochanka czule w kącik ust.
– Kocham cię – powiedział i nagle jakby zrozumiał. Serce momentalnie podeszło mu do gardła, a ciało przebiegł kłujący prąd.
Oczywiście, wiedział, że go kochał. I wiedział, że Aleks odwzajemniał to uczucie. Ale po prostu sobie tego nie mówili, bo możliwe, że na takie wyznania było jeszcze o wiele za wcześnie. Co jednak, jeżeli to wciąż nie była odpowiednia chwila? Kiedy patrzył w szeroko otwarte oczy Białeckiego, jego zdenerwowanie tylko przybrało na sile. Spieprzył. Cholera, może i trochę wypił, może i nawet całkiem sporo, ale...
– No chodźcie wreszcie! – Krzyk Remka rozbrzmiał w ich uszach. Zdezorientowani spojrzeli na stojącego nieopodal Remigiusza, całego czerwonego na twarzy. Przynajmniej do nich teraz pasował, pomyślał Janek, samemu czując, że palą go policzki. – Jakiś koleś klepnął mnie w dupę! – pożalił się i w jednej chwili cała atmosfera niepewności się rozwiała. Obaj parsknęli śmiechem, na co Remigiusz tylko się zasępił.
– Dobra, idziemy – powiedział Aleks i jeszcze zerknął na Janka.
Naprawdę to powiedział, przemknęło mu przez myśli. Nie sądził, że Schneider wypowie te słowa jako pierwszy. W ogóle nie sądził, że to zdarzy się tak szybko. Ale mimo wszystko czuł przyjemne kołatanie serca.

***

Kiedy siedzieli na tylnym siedzeniu taksówki, tak po prostu wyciągnął rękę, złapał go za dłoń i przeciągnął ją na swoje udo, żeby tam zacisnąć na niej mocno palce. Janek spojrzał na niego zdziwiony, ale on udał, że wcale tego nie widzi. Odwrócił wzrok na szybę, czując się tak, jakby oprócz alkoholu wziął coś jeszcze. Uśmiechnął się głupio pod nosem, poruszając nerwowo nogą i starając się skupić wzrok na widoku pogrążonego w nocnej ciemności miasta, rozświetlonego żółtą poświatą przydrożnych latarni.
Powiedział to, krążyło mu w głowie i niemal obijało się w niej echem. Nie mógł myśleć o niczym innym, tylko o tym, że Janek naprawdę mu to powiedział. Jego dłoń mimowolnie mocniej zacisnęła się na szczupłej ręce Jasia.
Taksówka zatrzymała się, Remigiusz wysiadł i nim zamknął drzwi, pochylił się jeszcze do wnętrza pojazdu.
– Powiedzcie mi jutro, ile zabuliliście, to się podzielimy – powiedział, na co oni obaj pokiwali głowami. – To nara – rzucił i nie patrząc na starszego taksówkarza, zmęczonego nocnym odwożeniem imprezowiczów do domu, trzasnął drzwiami, a następnie pognał w stronę furtki swojego domu.Reszta drogi do bloku Aleksa minęła im w milczeniu. Na taryfę się złożyli, podziękowali i wysiedli. Odległość od klatki do drzwi mieszkania również pokonali w ciszy, cały czas trzymając się jednak za dłonie. Białecki był zbyt pochłonięty rozmyślaniem nad słowami, które niedawno usłyszał, a Janek zastanawiał się, czy nie zrobił źle. Powinien się raz a porządnie ugryźć w język. Żołądek nieprzyjemnie ściskał mu się z nerwów, a wypity alkohol nie miał z tym nic wspólnego. Na domiar złego, Aleks mu nie odpowiedział. A brak odpowiedzi mógł oznaczać tylko jedno – to faktycznie nie była najlepsza chwila na tego typu wyznania.
– Chcemy coś jeszcze zjeść? – zapytał Aleks, zrzucając z siebie buty. W przedpokoju jak zwykle panował ogromny bałagan. Był on jedyną rzeczą w życiu Białeckiego, która się nie zmieniła i nie miała zmieniać. No, i może jeszcze szczury.
– Nie. – Usłyszał burknięcie. Aż obejrzał się na Janka, jakiegoś takiego niepewnego, zawstydzonego, niewiedzącego co ze sobą zrobić. I mimo że Białecki nie był raczej zbyt domyślną istotą, często trzeba było mówić mu wszystko dużymi literami, żeby zrozumiał, to tym razem załapał od razu. Szybko połączył fakty i aż miał ochotę pacnąć się otwartą dłonią w czoło. Wiedział, o co chodziło.
Momentalnie zrobiło mu się gorąco. Bo ten Janek, który jeszcze niedawno przyciskał go do łóżka, gryzł go po całym ciele, czasem nawet podduszał w ferworze erotycznych uniesień, teraz stał i patrzył wszędzie, byleby tylko nie na Aleksa. I wcale nie przypominał dominującego Schneidera, jakiego Białecki zdążył poznać w łóżku. Rzadko w ich związku zdarzały się momenty, w których to Aleksander faktycznie czuł się stroną doroślejszą i bardziej doświadczoną. Janek zawsze odgrywał tę rolę. Tym razem jednak było inaczej.
Nie myśląc zbyt wiele, podszedł do niego i tak po prostu przyciągnął do siebie, by go pocałować. Janek spojrzał na niego zdziwiony, ale nie zaoponował. Westchnął jedynie dość ulegle, na co po całym ciele Aleksa przebiegły przyjemne dreszcze. Momentalnie przycisnął go do ściany, czując, że to wreszcie ta chwila.
– Nie jesteś zmęczony? – sapnął Jaś, kiedy usta Aleksa przeniosły się najpierw na jego szczękę, a następnie niżej, na szyję, by zacząć ją zaraz żarliwie obcałowywać. Szybszy oddech Janka i jego pasywność (w końcu zawsze, gdy Aleks próbował przejąć inicjatywę, Schneider mu to skutecznie uniemożliwiał) tylko dodatkowo go podnieciły. Nie miał zamiaru zrezygnować. Fajnie jest być na dole, fajnie jest czuć, że ta druga strona wie, co robi i ma kontrolę nad sytuacją, ale Aleks od czasu do czasu też lubił górować. W szczególności, że może teraz zdominować Janka, że wreszcie ma okazję, a Schneider nawet jakoś mocno się przed tym nie bronił. Wręcz przeciwnie, pozostawał dziwnie uroczy, odchylał szyję, wzdychał, gdy usta Aleksa odnajdywały wrażliwszy punkt i po prostu mu siebie oddawał.
Tego już było za wiele. Aleks odsunął się momentalnie od Jasia i wystarczyło jedno spojrzenie na jego zaczerwienioną twarz, rozchylone, nabrzmiałe od pocałunku usta i zdezorientowany wzrok, by podjął decyzję. Penis napierał mu na materiał spodni, a jądra aż mrowiły od kumulującego się w nich podniecenia. Białecki złapał Schneidera za nadgarstek i pociągnął go w stronę sypialni. Prawie przewrócił się przez pustą puszkę, która jakimś cudem znalazła się na drodze do kanapy, ale dzielnie zachował pion. Teraz nie możesz dać dupy, Aleks, pomyślał i zmarszczył brwi, starając się utrzymać swoje podniecenie na wodzy. Bo jak tak dalej pójdzie, to dojdzie w spodnie.
Dojdzie w spodnie mając dwadzieścia cztery lata i sporą historię erotyczną, cholera. Najżałośniejsza rzecz na świecie.
Pchnął pijanego i zdenerwowanego Janka na wersalkę, by zaraz przykryć go swoim ciałem i powrócić do całowania jego warg. Poruszał przy tym nerwowo biodrami, ocierając się o kochanka, który zaczął reagować na pieszczoty. Jaś odpowiadał na pocałunki, wsunął mu ręce pod koszulkę i zaczął palcami badać strukturę pleców Aleksa. Każdą kość kręgosłupa, wystające łopatki, małe, wypukłe pieprzyki... znał już to chyba na pamięć.
Ale w głowie tłukło mu się wciąż, że nie usłyszał odpowiedzi. I że zrobił z siebie idiotę. I że jest pijany, bo wciąż drąży ten temat, a ma właśnie szansę na super seks. Zachowuję się jak ciota, pomyślał z niechęcią, by zaraz spróbować skupić się tylko na chętnych wargach Aleksa i jego erekcji dźgającej go co chwilę to w udo, to w brzuch. Mimowolnie się uśmiechnął. Kto by pomyślał, że oddanie Białeckiemu kontroli nad sytuacją będzie dla niego tak podniecające.
Kiedy Janek rozsunął uda, Aleks miał wrażenie, że oto jak właśnie zakończy się jego wielkie dominowanie – plamą na przodzie spodni, spermą w gaciach, żałosnym falstartem. Nie miał pojęcia, jak udało mu się to powstrzymać, bo musiał przyznać: rozsuwanie ud w wykonaniu Janka było cholernie seksowne.
Zaczął go szybko rozbierać. Ubrania w tym wypadku stanowiły niepotrzebną barierę, zdecydowanie bardziej wolał pijanego, uległego Jasia na łóżku bez ciuchów niż z nimi. Nigdy jednak nie potrafił robić tego z gracją, zresztą, wydawało mu się, że ściągnięcie z kogoś spodni z gracją było niewykonalne. Może na filmach porno, ale z pewnością nie w prawdziwym życiu. Nie zdziwił się więc, gdy najpierw rozporek nie chciał z nim współpracować, a następnie spodnie zaklinowały się gdzieś w okolicach łydki. Rurki to przekleństwo wszystkich erotycznych uniesień, a na domiar złego Jasiek tylko taki krój posiadał w swojej szafie.
Wreszcie jednak udało mu się je pokonać. Spodnie spadły gdzieś na podłogę, ich los kilka sekund później podzieliła bluza, a po chwili również koszulka. Aleks aż zagryzł wargę, kiedy spojrzał na szczupły brzuch partnera i linię ciemnych włosków ciągnących się od pępka, a znikających za gumką od slipek. Wiedziony impulsem pochylił się i pocałował go w tamtym miejscu. Kiedy wyczuł zapach skóry, znów poczuł uderzającą w niego falę gorąca. Janek poruszył się pod nim niecierpliwie, wciąż pozwalając Aleksowi działać. Nie miał zamiaru więc tego zmarnować. Szybko pozbył się i swoich ubrań, co musiało wyglądać dość komicznie, kiedy mocował się z paskiem u spodni.
A później go całował. Dotykał. Badał jego ciało, jakby miał je obok siebie po raz pierwszy. Nie powiedzieli do siebie ani słowa, pozostali milczący, ale mimo wszystko Białecki miał wrażenie, że w tej chwili jest bliżej Janka niż kiedykolwiek. Wciąż nie mógł pojąć, ile się w jego życiu zmieniło.
Kochał go, myślał, kiedy jego dłonie zsunęły się niżej, na pośladki Jaśka. Ścisnęły je mocno, trochę zwierzęco, a jęk, jaki wyrwał się Schneiderowi, sprawił, że nowa fala podniecenia skumulowała się w kroczu Aleksa. Dotknął opuszkami delikatnej, choć owłosionej skóry, nie przestając przy tym żarliwie obcałowywać piersi kochanka. Uwielbiał ją, była szczupła, ale nie zapadnięta. Jakaś taka równomiernie zbudowana, nie to co jego. Uwielbiał też małe, trochę za szeroko od siebie rozstawione, ale niezwykle urocze sutki i ciemne, rzadkie włoski pokrywające skórę w tamtym miejscu.
Kochał go całego. I zdał sobie sprawę, że to nie tak, że zakochując się w kimś, nagle dostajesz klapek na oczy i przestajesz widzieć jego wady. Aleks je zauważał, ale żadna z nich mu nie przeszkadzała. Świadomość, że miał kogoś i ten ktoś miał jego, była najlepszym uczuciem, jakiego ostatnio doświadczył.
Wsunął w niego wcześniej nawilżony palec. Trzymanie lubrykanta i gumek przy łóżku to wcale nie taki zły pomysł, pomyślał, kiedy nie musiał się nawet odsuwać od Janka, żeby po to wszystko sięgnąć.
Kiedy złapał Schneidera za kolana, podciągnął je wyżej i rozchylił mu nogi, spojrzał chłopakowi w oczy. Momentalnie poczuł uścisk – ale taki całkiem przyjemny uścisk – w gardle. Jaś patrzył na niego ufnie, ale jednocześnie gdzieś tam kryło się pożądanie. Zresztą, jego sterczący dumnie między nogami penis i małe, cofnięte od erekcji jądra mówiły same za siebie.
– No już – pogonił go w pewnym momencie Janek, kiedy Aleks trochę za długo podziwiał widok, jaki miał przed sobą. Zreflektował się, szybko nasunął na swojego penisa prezerwatywę (mimo że wyniki ostatnich badań wyszły negatywne, miał jeszcze obawy przed kochaniem się z Jankiem bez zabezpieczenia) i przysunął główkę penisa do jego wejścia. Pchnął i aż jęknął, kiedy otoczyło go ciepłe wnętrze partnera.
To zdecydowanie nie był najdłuższy seks w karierze Aleksa. I zdecydowanie nie był to też najlepszy seks Janka jako strona uległa. Trochę bolało, zresztą, nie potrafił się rozluźnić, ale świadomość, że robił to z Aleksandrem, wynagradzała wszystko. Mógł go objąć, pocałować i nie krępować się dziwnymi odgłosami, jakie wydawało jego ciało.
Najlepszy w tym wszystkim był moment dosłownie kilka sekund przed aleksowym orgazmem. Janek potrafił wyczuć już, kiedy on nadejdzie. Ciało partnera przyjemnie wtedy drżało, napinało się, a dłonie Białeckiego zawsze ściskały jakąś część ciała Jasia. Czasem kochali się ze splecionymi dłońmi, wtedy palce Aleksa niemal wbijały mu się w rękę, a czasem po prostu łapał go gdzieś, byleby tylko złapać. Uwielbiał czuć zaciskającą się dłoń partnera gdzieś na ramieniu, brzuchu czy udzie. To był ich mały rytuał. Najpierw drgające mięśnie, uścisk, a następnie chwilowe zamarcie w bezruchu. Później Aleks zawsze się do niego przytulał, to Janek również uwielbiał.
Przytulił się do niego i tym razem. Objął go mocno ramionami, wciskając mu twarz w szyję i oddychając głośno. Zaraz jednak jego ręka odnalazła niezaspokojonego penisa Janka. Nie był tak twardy, jak przy ich grze wstępnej, ale wciąż potrzebował uwagi. Schneiderowi nie trzeba było wiele. Aleks wiedział już, w jaki sposób go złapać, jakie tempo nadać i co zrobić, by szybko doprowadzić go na szczyt. Ta ich znajomość swoich ciał również była ogromnym atutem i argumentem poświadczającym, że seks z nieznajomym to coś niewartego zachodu przy tym, co teraz mieli.
– O Boże – sapnął Aleks, przytulając się do boku Janka i jednocześnie szybko ściągając gumkę. Nie przejął się nią zbytnio i rzucił gdzieś na podłogę, by zaraz znów wrócić do ciała Schneidera. Pocałował go w ramię, czując się przyjemnie rozluźniony. – Musimy się chyba zamienić rolami na stałe – palnął z szerokim uśmiechem niczym zdobywca. Jaś popatrzył na niego sceptycznie z uniesioną brwią.
– Nie ciesz się, to było rozwiązanie tymczasowe – prychnął, żeby Aleks przypadkiem nie przyzwyczaił się do zamiany. Co jak co, ale wciąż miał ochotę, żeby przycisnąć Białeckiego do jakiegoś podłoża i wymusić na nim pasywność.
– No zobaczymy. Będziesz mnie jeszcze prosił – sapnął Aleks, marszcząc brwi w ten swój zabawny sposób, wyrażający absolutną irytację i dezaprobatę. – „No Aleks, ale weź mnie wyruchaj!” – sparodiował wysoki głos, który w jego mniemaniu miał brzmieć jak głos Schneidera. Jaś, słysząc to, złapał w odwecie pierwsze, co miał pod ręką (a nie jego wina, że były to akurat majtki), i rzucił tym w twarz Aleksa. Przewrócił się na niego, żeby docisnąć mu materiał do twarzy. Aż parsknął śmiechem, kiedy kochanek wierzgnął pod nim bezradnie.
– Ciesz się, że ci pozwoliłem – sapał, mocując się z Białeckim, ale biedaczek nie miał niestety zbyt wielkiego pola manewru. Wił się tylko pod Jasiem, próbując odciągnąć bieliznę od swojej twarzy. Gdy mu się to wreszcie udało, Janek z rozpędu nakrył jego usta swoimi i przycisnął go swoim ciężarem do łóżka. – Od czasu do czasu powinno się nagradzać dzieci, żeby wymusić na nich posłuszeństwo – powiedział z szerokim uśmiechem, patrząc, jak Aleks czerwieni się ze złości.
– Poczekaj. – Klepnął go w tyłek. – Jeszcze będzie ci tam czegoś brakować – dodał urażony, ale gdy Janek znów zaśmiał się głośno, poczuł przyjemną pustkę w głowie i rozpierające mrowienie gdzieś w okolicach żołądka. Zamarł, wpatrując się w rozbawiony wyraz twarzy chłopaka.
I znów pomyślał, że wszystko było dobrze. Ostatnio ciągle go nachodziły takie myśli, bo teraz już chyba na nic nie mógł narzekać, wyłączając oczywiście sytuację Piotrka.
Wychylił się i pocałował Janka krótko, ale dość czule. Kiedy spojrzał mu w oczy i kiedy zobaczył jego lekki uśmiech i roziskrzone spojrzenie, na usta cisnęły mu się dwa słowa. Już prawie je wypowiedział, naprawdę chciał to zrobić.
Ale w zamian zrzucił z siebie Janka, rzucił coś wesołym tonem o kąpieli po seksie i wyszedł z pomieszczenia. Stchórzył.

***

– I na pewno nie będzie ich całą noc? – zapytał jeszcze podejrzliwie i ściągnął wreszcie swoje trampki. Nie zrobił jednak już nic więcej, jakby bał się, że zaraz zza ściany może wyskoczyć na niego pani Schneider z tym swoim nieprzyjemnym wyrazem twarzy. Odkąd był z Jankiem, starał się jej unikać, proponował chłopakowi spotkania u siebie w mieszkaniu i raczej nieczęsto bywał w tym domu. Musiał przyznać, że mama Jasia skutecznie go odstraszała.
– Na pewno – powiedział Janek, patrząc na Aleksa z rozbawieniem. – Rodzice wrócą jutro, jakoś w południe, mamy więc trochę czasu – dodał z szerokim uśmiechem. – Serio, nie ma się czego bać – pocieszył, a Aleks w końcu wyszedł z przedpokoju do korytarza, skąd rozpościerał się widok na salon. Aż się wzdrygnął.
– No, chyba że tych wszystkich lalek i pajacyków – powiedział, wskazując na kolekcję pani Schneider. Porcelanowe, lśniące oczka wydawały się już go wypatrzyć. Przerażające, pomyślał Aleks, mając wrażenie, że te kukły ciągle wodziły za nim wzrokiem.
– Jeny, będziemy spać u mnie, okej? – zapytał Janek i przewrócił oczami. – Zamówimy pizzę, co? I w sumie możemy w coś pograć. – Zastanowił się. – Mam GTA na PlayStation – dodał, wydymając wargi i zabawnie marszcząc brwi.
– GTA? – zapytał Aleks niepewnie, jakby nie wiedząc, czy się przyznawać do swojej małej wiedzy na temat gier.
– No... jeździsz samochodem, wykonujesz misje, rozwalasz ludzi – odpowiedział Janek. – Nie grałeś? – zapytał zdziwiony. – Musiałeś grać w jakieś starsze wersje! – prychnął, kręcąc głową, na co Aleks tylko wzruszył ramionami. Zawsze uważał, że takie przesiadywanie przed monitorem to strata czasu. – No to chodź! – rzucił wesoło Janek, złapał go za rękę i pociągnął w stronę schodów. Szybko je pokonali, by zaraz znaleźć się w drugim salonie na piętrze. Całe szczęście, że ten, w przeciwieństwie do pomieszczenia dziennego na dole, był wolny od porcelanowych lalek, pajaców i innych przerażających przedmiotów.
Aleks patrzył, jak Janek szybko włącza telewizor, a później konsolę, do której wsunął płytkę i zaczął uruchamiać grę. Uśmiechnął się mimowolnie pod nosem, zajmując miejsce na puchatym, zielonym dywanie w kwiaty, tuż obok swojego kochanka. Gry komputerowe nijak nie pasowały mu do Jasia.
– Patrz, tu chodzisz – powiedział Jaś, pokazując mu pada. – O, patrz, tak robisz zamach – dodał, wykonując jakiś manewr na klawiszach i zabijając przechodzącą ulicą kobietę. – A teraz podejdziemy do tego samochodu i wywalimy z niego kierowcę – dodał, a gdy to zrobił, Aleks parsknął sadystycznym śmiechem.
– Ej, genialne! – rzucił z uznaniem.
– Poczekaj, jak zrobimy zaraz jakąś masakrę!

Aleks nigdy by nie przypuszczał, że rozjeżdżanie ludzi, kradzieże samochodów i chodzenie na dziwki w jakiejś wirtualnej rzeczywistości będzie taką świetną zabawą. Wciągnął się, a po tym jak Janek opisał mu fabułę gry, momentalnie zachciało mu się ją przejść. Kiedy akurat wszedł swoją postacią do burdelu, rozdzwonił się telefon Janka.
– Tylko nie przerzuć się przez tę grę na baby – rzucił Schneider z rozbawieniem, podnosząc się z podłogi, żeby sięgnąć po telefon leżący na stoliku nieopodal.
– Jak będziesz mi się częściej wypinać, to nie ma takiej mowy – odparował i podszedł do jednej z kobiet. – Boże, w to chyba nie grają dzieci, co? – zapytał, patrząc na całkiem realistyczne cycki.
– Nie powinny, ale grają – odpowiedział. – Adam dzwoni – rzucił ni do Aleksa, ni do siebie. Bardziej go ten fakt po prostu zaskoczył, raczej nie często rozmawiał z Adamem przez telefon.
– Może zapomniał czegoś z garażu Remka – odpowiedział Aleks, nawet na chwilę nie odrywając oczu od ekranu telewizora. – Ty chyba wziąłeś klucze od niego, hm? – zapytał. – Ja! Da mi prywatny taniec! – skomentował z zadowoleniem, kiedy kobieta zaciągnęła go w jakieś ustronne miejsce. – Mega jest ta gra – dodał z błyszczącymi niczym u dziecka oczami, na co Jaś się zaśmiał i odebrał wreszcie telefon.
– Halo? – rzucił do słuchawki.
– E, słabo było widać, chociaż tyłki to dobre im zrobili – komentował Aleks dalej. Że też zawsze stronił od gier.
– Co? Czekaj, czekaj, wolniej. – Usłyszał za plecami. Odwrócił się do Janka zaskoczony, a gdy zobaczył jego przerażony wyraz twarzy, mimowolnie zacisnął mocniej dłonie na padzie. – Co...? – powtórzył cichym, pełnym niedowierzenia głosem i aż opadł ciężko na welurową kanapę. – Jak...? Skąd wiesz? – pytał, marszcząc brwi i kręcąc głową, jakby nie potrafił w coś uwierzyć.
– Co się stało? – zapytał Aleks zaalarmowany i zastopował grę. W pomieszczeniu momentalnie zrobiło się ciszej.
– Boże... – sapnął Jaś, a jego twarz natychmiastowo pobladła. Białecki przełknął ślinę, już teraz czując, że to nic dobrego. Wstał z podłogi i podszedł do kochanka, a ten spojrzał tylko na niego, ale nie był już w stanie wydusić chociażby słowa. Aleks zobaczył, jak dłoń, w której trzymał komórkę, zaczyna niekontrolowanie drżeć. Wyciągnął ją przed siebie, żeby podać mu telefon. Nic nie powiedział, ale Aleks już wiedział, że stało się coś naprawdę złego, mimo że jeszcze nie miał pojęcia, czym owo coś było.
– Halo? – Jego głos jakimś cudem się nie załamał.
– Aleks...? – Usłyszał Adama w słuchawce. – Kurwa, co z Jankiem? – Białecki zdziwiony spojrzał na Jasia, którego twarz wciąż była nieprzyjemnie blada.
– Nic?
– Remigiusz miał wypadek – powiedział Adam tak cicho, że Aleks ledwo co go zrozumiał.
– Jak to wypadek? – Niemal słyszał bicie własnego serca i szumienie krwi w uszach. Miał wrażenie, jakby wszystko na moment się zatrzymało, jakby chwilę temu wcale nie grał w to durne Grand Theft Auto i jakby wcale się nie nabijał z rozjeżdżania ludzi ciężarówkami. Wszystko to stało się tak odległe, jakby nigdy w życiu się nie wydarzyło.
– Normalnie, wypadek – sapnął ciężko, chociaż Aleks słyszał, że już ledwo co mówił. – Nie wiem, co dokładnie się stało, ktoś w niego wjechał i zepchnął na drzewo. Nie dojechał do szpitala, zmarł w drodze... – mówił, a Aleks miał wrażenie, jakby jego słowa wcale już do niego nie docierały. – Pisał do mnie jego kuzyn... dwie godziny temu... – Dobiegło jeszcze do jego uszu, ale reszta zdania gdzieś się rozmyła. Odsunął słuchawkę od ucha i wpatrzył się w Janka.
Bladego, nieprzyjemnie spokojnego i jakby nieobecnego.
– Jaś? – zapytał, kiedy Schneider podniósł się z kanapy. Momentalnie jego oddech przyspieszył.
– Nie żyje, tak?
– Może Adam coś źle zrozumiał – powiedział szybko pierwsze, co wpadło mu do głowy. Bo w tamtym momencie wydało mu się to całkiem logiczne. Adam z pewnością coś przekręcił. Remigiusz nie mógł zginąć w jakimś głupim wypadku samochodowym. Każdy, ale nie on. Z tym swoim irytującym poczuciem humoru, nigdy niezamykającą się gębą, debilnymi pomysłami i wszystkim, co składało się na Remigiusza, po prostu nie mógł tak skończyć. Zawsze widział przyszłość Remka w jakichś znoszonych kapciach, kraciastej koszuli okrywającej ogromny, starczy brzuch, z wąsiskiem pod nosem i wiecznie przyklejonym uśmiechem do ust. Z pewnością byłby jednym z tych dziadków-śmieszków, opowiadających każdemu kawały, wiecznie żartujących, a po alkoholu śpiewających serenady pod blokami. Taka miała być jego przyszłość, a nie jakiś durny wypadek.
To z pewnością musiał być błąd. Oczywiście, że nie było innej opcji. Adam po prostu się przesłyszał i... Myśli Aleksa na ziemię ściągnął szybki, dławiący oddech Janka. Chłopak zgiął się w pół, próbując złapać oddech. To, co wcześniej czuł na wieść o wypadku, miało się nijak do strachu, który ogarnął go teraz. Dosięgnęło go wrażenie, jakby ktoś właśnie chlusnął mu kubłem zimnej wody w twarz. I o ile wcześniej serce biło mu szybko, to w tym momencie chyba chciało wyskoczyć z piersi.
Jaś osunął się z powrotem na kanapę. Drżał, sapał, dusił się, a on, jak największy idiota patrzył na to, co działo się ze Schneiderem i nie był w stanie nic zrobić. Nie wiedział, co zrobić. Spanikował.
A później zrozumiał, że jeżeli się nie ruszy, będzie żałować tego do końca życia. I że właśnie Janek potrzebuje go bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Atak przybierał na sile, nie mógł dłużej czekać.
Usiadł obok kochanka, przyciągnął go do siebie i przytulił, bojąc się tak, jak jeszcze nigdy w swoim życiu. Nawet wtedy, gdy ojciec wracał do domu pijany i rozdrażniony, a później wyładowywał na nim swoją złość. Na moment zapomniał też o Remigiuszu. Nie miał jednak pojęcia, jak udało mu się wykręcić numer na pogotowie, a później, całkiem racjonalnie zresztą, przedstawić dyspozytorce sytuację. Gdy odłożył komórkę, znów przyciągnął Janka. Objął go tak, jakby nie miał zamiaru już nigdy puszczać. Całował po spoconej skroni, szeptał mu do ucha jakieś beznadziejne rzeczy, a gdy w pewnej chwili Jaś zamarł w jego ramionach, miał wrażenie, że znów wszystko się zatrzymało.

Cały świat ucichł.

11 komentarzy:

  1. Mój też na moment ucichł... Co? Co tu się stało...?

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak. Tu już płakałam. A na samym końcu zamarło mi serce. Mogę to tutaj napisać, bo już to nie będzie spoilerem. Czułam, że kiedy Jaś odebrał ten telefon to usłyszy bardzo złą wiadomość. Ale że ona jest aż tak zła to tego się nie spodziewałam. Żal Remka. Na zawsze z mojej pamięci pozostanie ucieczka z klubu, bo wpadł w oko facetom. :D
    No i biedny Jasiek...

    Przeczytałam całą Americanę i wrzuciłam na Beezara komentarz. :)
    Dziękuję za umieszczenie informacji o moim ebooku. :*
    I czekam w przyszłości na bonusy Americany. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za komentarz na beezarze naprawdę bardzo dziękuję! :) Cieszę się, że "Americana" tak się Tobie spodobała i że wywołała takie emocje. A co do bonusów, jeden już się pisze, ale idzie mi bardzo opornie...

      Usuń
  3. Mocne zakończenie, tak jak lubię. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, co dostałam. Good job, Dream.

    OdpowiedzUsuń
  4. Okurdecotusięstało?! Wiedziałam, że coś złego się stanie. Po prostu byłoby za dobrze, gdyby taka ciągła sielanka była. Na początku pomyślałam, że to coś z rodzicami Jaśka, no ale dzwonił Adam, więc no nie pasowało, a tu nagle bum!, info o Remku. Ech... :ccccccccc

    OdpowiedzUsuń
  5. ...co?
    Na początku to był tak fajny, luźny rozdział i nagle... Cholera, j a k? Przecież to Remek, jego nic nie powinno być w stanie zabić. Jeszcze atak Janka. Wielkie brawa dla Aleksa, że potrafił jasno myśleć w tej sytuacji. Trzymaj się, Jasiek!;; Wiedziałam, że jeszcze coś musi się wydarzyć, ale na to w życiu bym nie wpadła. Nadchodzi angst, lepiej niech się wszyscy na to przygotują. Tylko dojdę do siebie i już będę gotowa na kolejną dawkę cierpienia! ;____;
    Życzę dużo weny, uratuj tam może jakoś sytuację </3

    OdpowiedzUsuń
  6. Zbierałam się, zbierałam i w końcu przeczytałam. Samo opowiadanie bardzo mi się podoba, choć moim ulubionym nadal pozostaje "Za trzy punkty". Muszę przyznać, że Aleks od początku bardzo mnie drażnił. Strasznie nie podobało mi się, jak traktuje Krzysztofa (już przez sam opis ciężko było mi się zabrać do czytania xD) i jak łatwo podchodzi do tego, że nie musi pracować, bo tyłkiem załatwi wszystko. A gdy zaczął kręcić z Maciejem (uch, ten jest jeszcze gorszy), to już w ogóle nie mogłam go strawić. Na szczęście im dalej, tym lepiej. Janek podobał mi się od początku i jego wpływ na Aleksa jest niesamowity. Strasznie się wkręciłam w ich związek, więc gdy Alex chciał obciągnąć temu kolesiowi... Uch, tego bym mu już nie wybaczyła :/ Podoba mi się też Piotrek, choć na ogół nie lubię dzieci, ale on jest całkiem uroczy. No i szkoda mi Krzyśka - zawsze lubię takie kupowate postaci i bardzo jest mi ich żal xD
    No to chyba tyle o całości - bardzo w skrócie.
    Co do ostatniego rozdziału... JAK TO REMEK NIE ŻYJE?! Nie no, tak się nie robi :/ I na dodatek Jasio miał atak... Mam nadzieję, że wszystko z nim dobrze :(
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sama wolę "Za trzy punkty", więc rozumiem. Chociaż nie wiem czy po prostu już mi się pewne rzeczy nie zatarły, dawno je pisałam i nie pamiętam wszystkiego dobrze. Pamiętam za to, że takiej weny jak do "Za trzy punkty" nie miałam chyba nigdy. "Americana" momentami szła mi bardzo opornie, ale możliwe że to dlatego, bo pisałam ją w nieciekawym okresie w swoim życiu.

      Bardzo dziękuję za komentarz! :)

      Usuń
  7. Czytam to opowiadanie z dużą przyjemnością i jest jednym z niewielu z którymi nie chce się 'rozstawać'.
    Wydawało mi się ,że do końca będzie 'spokojnie' dla mnie było pomimo problemów (które były szybko rozwiązywanie-może to dlatego)

    Remka jest mi strasznie szkoda ,bo był naprawdę super gościem.
    Co do Janka...
    Po tym co stało Remigiuszowi to moje wyobrażenia o szczęśliwym i 'spokojnym' zakończeniu poszły się kochaćXD Więc wolę nie rozmyślać za dużoXD
    Pozdrawiam.
    :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.