poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Rozdział 4. (Akademik)

Kochani, jako że na dniach opublikuję e-book Akademika, postanowiłam wrzucić Wam jeszcze jeden rozdział opowiadania. Mam nadzieję, że rozwieje on wszelkie wątpliwości tych, którzy wciąż zastanawiają się, czy chcą kupić tekst (obojętnie w którą stronę miałoby to rozwiać te wątpliwości).
Wszystkie cztery rozdziały zamieściłam również na beezarze w postaci PDF-u, możecie pobrać go tutaj
Podziękowania do osób, które pomogły mi w pisaniu tego tekstu, zamieszczę jeszcze w notce informującej o e-booku. Na tę chwilę chciałabym jednak naprawdę mocno wyściskać Akari, która wskazała mi błędy logiczne i Oni wraz z Ekucbbw., bo poświęciły sporo swojego czasu na korektę. Dzięki dziewczyny. :) 


Studencka kuchnia


Akademik wcale nie zmienił się podczas przerwy świątecznej. Gdy przekroczył jego próg, zdał sobie sprawę, że to miejsce powróciło do swojego dawnego życia. Idąc korytarzem i ciągnąc za sobą wielki wór ze słoikami od mamy, ze wszystkich stron dobiegały go przeróżne odgłosy. To jakieś śmiechy, krzyki, dźwięki muzyki. Najgorszy i najbardziej imprezowy dom studenta w całej Bydgoszczy wrócił do normalności.
Dopiero gdy przyjechał z rodzinnych stron, zaczął doceniać uroki akademika. W szczególności, że jeszcze przez kilka dni miał wolny pokój, bo Mietek zabalował w swojej miejscowości i chyba nie chciał wracać. Mateuszowi wcale to nie przeszkadzało, ta cisza przerywana jedynie odgłosami z korytarza była kojąca, jeżeli zestawiło się ją z krzykiem jego mamy i babci, które „tylko głośno rozmawiały” każdego ranka.
Usiadł na łóżku i wpatrzył się w ścianę. Mimowolnie zastanowił się, czy Dorian wciąż był w pokoju. Po cichu liczył, że spotkają się już na korytarzu albo w łączniku. Nic takiego jednak się nie stało, Mateusz (mimo że wcale nie chciał się do tego przyznać) nawet dłużej szukał kluczy do drzwi w kieszeni, jakby podświadomie liczył, że w tym czasie Dorian wyjrzy ze swojej jaskini. Gdy jednak zdał sobie sprawę, co takiego robi, wcisnął klucz do zamka i przekręcił go tak mocno, że aż prawie się wygiął. Nie chciał nawet myśleć o tym, że Dorian mógłby stać się dla niego kimś więcej niż zwykłym, denerwującym sąsiadem. Te myśli z każdą chwilą coraz bardziej go przerażały. Jego spokojne, ułożone życie z nosem w książkach powoli się burzyło. Traciło swoje bezpieczeństwo. I to wszystko za sprawą jednego chłopaka, który przecież wcale nie był idealny, o czym Jegliński doskonale wiedział. Prędzej czy później przejedzie się na Dorianie. Pytanie tylko kiedy to nastąpi.
By w końcu oderwać się od tych wszystkich natrętnych myśli i chociaż w namiastce przywrócić swój nudny plan dnia, którego przecież tak uwielbiał się trzymać, włączył kolejny odcinek Gry o tron. Był tym typem fana, który przed obejrzeniem ekranizacji książki, wolał najpierw doczytać wszystkie tomy powieści, dlatego dopiero teraz nadrabiał serial. Skrzywił się, gdy znów na monitorze przewinął się pozbawiony emocji wyraz twarzy Jona Snowa, a raczej Kita Haringtona. Aż zgrzytnął zębami, bo naprawdę go nie trawił, po czym trochę przewinął odcinek. Gdy już miał wciągnąć się w wątek swojej ulubionej postaci, Arayi, usłyszał pukanie do drzwi. Serce podeszło mu do gardła, przez co miał ochotę walnąć głową w ścianę. Nie poznawał siebie. Jego reakcje zaczęły go przerażać. Wpatrzył się w drzwi z głupią nadzieją, której w tamtym momencie nie potrafił ukryć. Czuł się trochę jak przerażone dziecko, nieznające jeszcze wszystkich reakcji swojego ciała. Bo właściwie tak było, tylko raz w życiu się zakochał i niestety nie wspominał tego dobrze. Dlatego wybrał książki, Internet i filmy, takie życie zdawało mu się znacznie bezpieczniejsze.
– No… proszę. – Zastopował odcinek serialu i nerwowo wpatrzył się w drzwi. Te otworzyły się powoli, a w szczelinie pojawiła się uśmiechnięta twarz Doriana. Serce Mateusza aż zabiło mocniej, mimo że przecież spodziewał się go tutaj. Właściwie to był pewny, że Dorian sam do niego przyjdzie, by kontynuować przerwaną SMS-ową rozmowę.
– Siema! – rzucił wesoło i wszedł do pokoju, zupełnie jakby wchodził do siebie. – Co się nie odzywasz, że już jesteś? – zapytał z wyrzutem, a Mateusz starał się nie uśmiechać pod nosem. Dorian na niego czekał?
– Miałem na korytarzach porozwieszać informacje, że jestem? – mruknął i przewrócił oczami, z całych sił starając się udawać zdystansowanego. Miał wrażenie, że gdy Dorian wyłapie jego słabość, wykorzysta ją.
– Esemes by wystarczył, ale skoro wolisz… – Usiadł na łóżku i z miną zwycięzcy pokazał mu butelkę wódki, na widok której Mateusz aż otworzył szeroko oczy. Tego się nie spodziewał, zresztą, od ostatniej felernej imprezy nawet nie chciał myśleć o alkoholu.
– O nie, nie! Nie piję! – Przed oczami pojawiły mu się skrawki pamiętnego – albo raczej niepamiętnego dla Jeglińskiego – wieczoru. Nie chciał znów się zbłaźnić, pokazać jak bardzo ma słabą głowę i jeszcze zrobić z siebie debila przed Dorianem.
– I co? Że niby mam cię prosić? – prychnął chłopak i pomachał mu butelką przed nosem. – No weź, nic się nie stanie. Nie będziemy wychodzić, zostaniemy sobie grzecznie w akademiku i nawet pani Basia z recepcji nie będzie narzekać – próbował go przekonać, a Mateusz mimo wszystko czuł, że i tak się wreszcie ugnie. I że nie będzie to dobre w skutkach.
– Jest szesnasta – prychnął, żeby odżegnać sprawę picia. – Serio, na twoim miejscu poważnie bym się zastanowił czy nie jestem alkoholikiem – dodał jeszcze, po czym rzucił Dorianowi pełne politowania spojrzenie, które zawsze świetnie mu wychodziło. Często patrzył na ludzi z góry i oceniał ich jako niewartych bliższego poznania, ale przecież z tym chłopakiem było zupełnie inaczej. Mateusz czuł, że naprawdę chce go poznać.
– Skarbie, mam za sobą trzy lata studiów – powiedział, pochylając się do niego w taki sposób, że dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Jeglińskiemu momentalnie zrobiło się gorąco, może nawet się zaczerwienił (tego niestety nie mógł wiedzieć), ale dzielnie wytrzymał uważny wzrok Doriana wwiercający się w niego
– Więc nie skreślasz alkoholizmu z listy swoich przypadłości? – odparł ciszej i mniej pewnie niż zazwyczaj. Dorian w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się absolutnie obłędnie. Mateusz aż się na chwilę na niego zapatrzył, nie mogąc oderwać wzroku od jego pełnych warg.
– To pijemy? – zapytał, wracając do interesującego go tematu.
– A mam jakieś wyjście?

***

Oczywiście, że miał wyjście. Mógł po prostu pokazać mu gdzie są drzwi i niezbyt uprzejmie wyprosić z pokoju. Zapewne właśnie tak by zrobił z każdym, dosłownie każdym: Mietkiem, dziewczyną z segmentu obok, a nawet z Felkiem, swoim bratem, ale Doriana nie chciał wypraszać. Jego obecność w tym pomieszczeniu była... miła. Po prostu, nie potrafił tego nawet określić albo może wcale nie chciał nic określać, ale lubił jego towarzystwo i mimo przerwanego odcinka Gry o tron, wolał siedzieć tu z nim niż sam na sam z serialem (a przecież zawsze wybierał drugą opcję).
– Musimy ustalić co z tą randką – stwierdził w pewnym momencie Dorian. – Co się tak patrzysz? Sam mi proponowałeś, nie? – prychnął i uśmiechnął się lekko. – Kwiatki ci kupię, skarbie. Chyba że wolisz czekoladki?
Mateusz momentalnie zaczerwienił się, co zwalił na zbyt dużą ilość wypitego alkoholu. Zrobiło mu się gorąco i nie wiedział, jak to zamaskować. Chrząknął więc, później walnął niby zaczepnie (ale jednak mocno) Doriana i miał nadzieję, że wyjdzie mu po tym siniak. Duży i zielono-fioletowy – naprawdę brzydki.
– Żebym to ja nie przyszedł z kwiatami – warknął i spojrzał mu groźnie w oczy.
– Ten kto kupi kwiatki, ten rucha? – Mateusz aż wstrzymał powietrze w płucach. Nie wiedział czy to dalej żarty, czy faktyczna propozycja. Spojrzał na rozbawionego Doriana i wszystko podpowiadało mu, że to tylko jego głupie poczucie humoru. Często przecież słyszał jak chłopak dowcipkował właśnie w ten sposób.
– Jezu, ale ty jesteś durny – powiedział w końcu i popił trochę coli.
– A ty sztywny – odparował.
– Jesteś durnym głupim debilem. – Sam nie wiedział, dokąd to dążyło. Był pijany i nie chciał już zbyt wiele myśleć.
– To nie synonimy? – Dorian parsknął śmiechem. – Następnym razem jak będę chciał kogoś zrównać z ziemią, powiem mu, że jest durnym głupim debilem. – Otwarcie się z niego nabijał.
– Oj, zamknij się – warknął Mateusz pod nosem.
– Wyciągasz coraz cięższą artylerię słowną!
– Pij i nie gadaj. – Podał mu kieliszek z wódką. Dorian cały czas się śmiał, ale raczej nie wyglądało na to, by coś zapalił. Może miał po prostu dobry humor… dobry humor związany z jego powrotem?
– Dlaczego siedzisz ze mną? – zapytał nagle Jegliński, będąc już w takim stanie, że mówił wszystko co myślał.
Dorian popatrzył na niego, jego intensywnie zielone oczy w tamtym momencie wydały się jeszcze bardziej nienaturalne niż wtedy, gdy nie był pijany. Miał wrażenie, że patrzył nie na człowieka, ale na jego odbicie w mocno wyretuszowanym zdjęciu.
– A potrzebuję do tego konkretnego powodu? – zapytał poważnie Dorian i zagryzł wargę w której znajdował się kolczyk. Jego wzrok na dłużej zatrzymał się na Mateuszu, który tym razem nie poczuł się skrępowany. W zamian odpowiedział mu dziarsko na spojrzenie, zupełnie jak nie on. Jakby chwilę temu wcale nie zawstydził się na głupi, dwuznaczny komentarz kolegi. – Jesteś dziwny – stwierdził nagle Dorian i sięgnął po wódkę, zauważając, że powoli im się kończyła. Odkręcił butelkę i nalał do swojego kieliszka, którego kiedyś ukradł z klubu. W końcu w jaki inny sposób w pokoju studenckim miałyby się znaleźć takie naczynia? Jeden talerz, kubek, łyżka, widelec, no i nóż w zupełności wystarczały. – Nie potrafię cię rozgryźć – mówił całkiem rzeczowo jak na ilość wypitego alkoholu. – Może to dlatego tak mnie fascynujesz – stwierdził w końcu, co wcale nie spodobało się Mateuszowi, który w tej chwili doznał jakiegoś przebłysku trzeźwości.
– I tylko dlatego? – zapytał, zaczynając rozumieć pokrętną fascynację Doriana nim. Chodziło tylko o ciekawość, przecież to niemożliwe, by był w typie tego faceta, nie pasowali w ogóle do siebie, pochodzili z różnych światów.
– Nie wiem – brzmiała krótka, ale bardzo treściwa odpowiedź, która wyjaśniała wszystko, a przynajmniej Mateusz tak to widział. Wstał nagle, opanowując zawroty głowy. Poczuł się dziwnie wykorzystany, jak jakaś zabawka czy zwierzę w zoo, które po prostu budziło zainteresowanie dzieciaka, jakim był Dorian.
– Idę się odlać – mruknął z nikłą nadzieją, że jak wróci do pokoju, chłopaka już w nim nie będzie. Przełknął zgęstniałą ślinę w gardle i szybko wyszedł, może trochę za szybko, bo wpadł na korytarzu na Piotra, o mało go nie przewracając.
– Hola, amigo! – krzyknął rastaman, ale Jegliński nie odpowiedział. Alkohol potęgował negatywne emocje.
Nigdy się nie wychylał, pomyślał, gdy wszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi. Skrzek zamka przyniósł mu dziwną ulgę. Opadł na zamkniętą klapę toalety i westchnął ciężko. Nie chciał być w centrum niczyjej uwagi, tak naprawdę nie wyobrażał sobie nawet siebie w związku z kimkolwiek, bo zawsze uważał, że się po prostu do tego nie nadaje. Nie byłby dobrym partnerem, chociażby przez to, że mimo swojego wyalienowania, wszystko zawsze tak emocjonalnie przeżywał.
– Ja pierdolę – sapnął cicho pod nosem, zły na siebie za to co się teraz z nim działo. Nie powinien pić z Dorianem, przecież doskonale o tym wiedział, a jednak zrobił inaczej. Miał wrażenie, że przez tego chłopaka przestał być sobą i zamiast na tym, co ważne, skupiał się na pierdołach.
Minęła jeszcze chwila zanim się podniósł, dając sobie mentalnego kopa w cztery litery. Musiał wziąć się w garść, a nie rozckliwiać nad jakimś facetem, który traktował go jak zabawkę. Teraz najważniejsze były studia. No i oczywiście niedokończony odcinek Gry o tron... Tak, to była bardzo dobra myśl. Aż się lekko uśmiechnął, umył jeszcze twarz, by choć trochę otrzeźwieć i wyszedł. Serial sam się przecież nie obejrzy.
Niestety, mimo jego ogromnych nadziei, gdy wrócił do swojego pokoju, Dorian dalej w nim był. Siedział i śmiesznie mrużył oczy, chyba nie zdając sobie sprawy, że nie jest już sam.
– Co robisz? – zapytał ze zdziwieniem Mateusz, zdradzając mu swoją obecność. Nie mógł się powstrzymać, miny chłopaka były naprawdę zabawne, a gdy Dorian zerknął na niego zdziwiony, aż miał ochotę parsknąć śmiechem.
– Nic – mruknął i wstał. – Muszę już iść – dodał, szybko podchodząc do drzwi. Mateusz już miał go przepuścić, a zaraz po tym odetchnąć z ulgą, że już jest sam, tak jak o tym marzył chwilę wcześniej, gdy zwrócił uwagę na jego tęczówki.
– Jedno oko masz inne – zauważył zdezorientowany, najwidoczniej zapominając o swoich duchowych rozterkach w toalecie.
Dorian nagle zakrył je ręką i – tak, wcale się Mateuszowi nie wydawało – zaczerwienił się. Chrząknął zdenerwowany, zachowując się zupełnie jak nie on.
– Tak, soczewka mi wypadła. – To jedno zdanie odpowiadało na każde pytanie, jakie sobie Mateusz zadawał na temat dziwnego koloru oczu Doriana. Ale był głupi, że o tym wcześniej nie pomyślał! Przecież posiadanie tak intensywnie zielonych tęczówek było prawie że niemożliwe.
– Dlaczego nosisz kolorowe soczewki? – powiedział pierwsze, co mu wpadło do głowy. – Masz ładne oczy – dodał, w ogóle się nad tymi słowami nie zastanawiając, był chyba zbyt pijany na takie myślenie. No i przecież wcale nie chciał mu mówić takich rzeczy, nie po tym, co nie po tym, co usłyszał od Doriana. Mimo to, chcąc czy nie, bardzo szybko doszedł do wniosku, że naturalne niebieskie tęczówki chłopaka bardziej mu się podobały niż te przerysowane, mocno zielone, nienaturalne oczy.
Chłopak za to w odpowiedzi wzruszył ramionami i uśmiechnął się tak, jak to tylko on robił – szczerze, a przynajmniej taki właśnie się ten uśmiech wydawał. Jegliński jednak, mimo swojego upojenia alkoholowego, zauważył w nim cień fałszu.
– A nic, tak po prostu eksperymentuję. Muszę iść i coś z tym zrobić, bo mam sporą wadę i teraz na jedno oko widzę a na drugie nie – tłumaczył szybko i przecisnął się obok kolegi w drzwiach. Bez słowa wyszedł do łącznika, po czym szybko zniknął w swoim pokoju. Mateusz obejrzał się jeszcze za nim, ale postanowił już się nad tym nie zastanawiać, chociaż ta sytuacja (jak i reakcja Doriana) wydawała mu się naprawdę bardzo dziwna.
Tak szybko, jak zaczęli pić, tak też skończyli. Jegliński, z zawrotami głowy, położył się do łóżka i wpatrzył w popękany sufit. Odszukał wzrokiem w przeciwległym kącie pajęczynę, czując, że nie ma już sił na dalsze myślenie. Ani o byciu zabawką Doriana, ani tym bardziej o jego soczewkach. Powinien się trochę uspokoić i ograniczyć ich kontakt.
Cholera. Czego innego się spodziewał?

***

Kolejny dzień wcale nie zapowiadał się dobrze, co prognozował kac, który Mateusz powitał z samego rana. Na szczęście jednak nie był on tak ciężki, jak ten sprzed kilku miesięcy. Tym razem mógł normalnie funkcjonować; podnieść się z łóżka, a nawet ubrać się i zjeść śniadanie.
Najgorsze jednak były kotłujące się w głowie myśli, których w żaden sposób nie potrafił ogarnąć. I właśnie dlatego nigdy nie powinien opuszczać swojej bezpiecznej skorupy, pomyślał, kiedy pakował notatki i długopisy do plecaka. Już po chwili był gotowy na zajęcia, nim jednak wyszedł, zerknął jeszcze na plan, upewniając się, że druga grupa zajęciowa miała właśnie geometrię wykreślną.
Jeżeli chciał wrócić do swojego dawnego życia, musiał odciąć się od Doriana. A żeby to zrobić, na tę chwilę najlepiej było po prostu iść na inne zajęcia. Dorian często się do niego dosiadał na ćwiczeniach – niestety mieli nazwisko na tę samą literę i wylądowanie w jednej grupie nie było tylko kwestią przypadku.
Cztery i pół godziny na uczelni minęły mu w miarę szybko i bez większych problemów. Zgodnie z oczekiwaniami, ani razu nie spotkał Doriana, zaszył się w ostatniej ławce na końcu sali, w ogóle nie przejmując się tym, że nie ma żadnego towarzystwa. Nawet nie brakowało mu Dominiki, bycie samemu miało całą masę plusów, które Mateusz zawsze potrafił dostrzec i docenić.
Kiedy już zbierał się do wyjścia, jakaś wysoka, szczupła i w miarę ładna dziewczyna odezwała się głośno:
– To dzisiaj lecimy na miasto, tak? – Jegliński tylko na nią spojrzał, doskonale wiedząc, że pytanie nie było skierowane do niego. Zresztą, nawet gdyby było i tak nie miał zamiaru nigdzie wychodzić, co wiedzieli już chyba wszyscy z jego roku. Przyzwyczaił się do tego, że takie propozycje go omijały, że nawet gdy ktoś go nie znał, to i tak nie pytał o chęć wyjścia. Doskonale zdawał sobie sprawę, że raczej nie zachęcał ludzi do bliższych kontaktów. I dobrze, pomyślał, gdy jakiś bardzo tępy z twarzy chłopak zaśmiał się głupio i rzucił coś o schlaniu się jak świnia.
Zapiął plecak, wyminął żywo rozmawiających o imprezie studentów i niezauważony ruszył w stronę akademika. Plan na dzisiaj miał prosty, przebranie się w dresy, odgrzanie maminego obiadu i poczytanie Ucznia czarnoksiężnika.

***

Sięgnął po słoik z klopsami w sosie koperkowym i w myślach podziękował mamie za zrobienie mu całej wyprawki. Może i kucharzem nie był wcale takim najgorszym, ale po zajęciach zawsze czuł się tak wypruty z całej energii, że stanie przy garach na zwieńczenie dnia wcale nie jawiło mu się jako przyjemna wizja. Następnym razem, kiedy mama będzie chciała mu wcisnąć jeszcze kilka takich słoików, nie będzie się bronić, postanowił, złapał za garnki i wyszedł z pokoju. Wąskim, zielonym korytarzem ruszył w kierunku kuchni z której dolatywały zapachy lekkiej spalenizny. Mateusz przewrócił oczami, to, że ktoś coś przypalił było tu już normą. Tak samo jak to, że czujnik dymu włączał się kilka razy w tygodniu, bo jakiś inteligent wstawił na piec jedzenie i o nim później zapomniał.
Już miał wejść do pomieszczenia, myślami będąc przy książce, za którą zaraz zamierzał się zabrać, gdy do jego uszu dobiegł znany mu już głos. Momentalnie zatrzymał się przy drzwiach, a serce, nie wiedzieć czemu, podeszło mu do gardła.
– Norma, że przesoliłeś, Piotrusiu – rzucił z rozbawieniem Dorian. – Mogłem się tego po tobie spodziewać, skarbie, dobrym kucharzem to ty nigdy nie byłeś – dopowiedział, a Jegliński aż zmarszczył brwi. Jakie „skarbie”? Z początku chciał odejść, ale teraz nie mógł się do tego zmusić, nie przejmował się nawet tym, że ktoś mógł go tu zobaczyć, czatującego pod drzwiami do kuchni i podsłuchującego.
Wyjrzał trochę bardziej za framugę i momentalnie zamarł, gdy dostrzegł Doriana przyklejonego do pleców Piotrka i zaglądającego mu przez ramię do garnka. Chłopak w dredach mówił coś z rozbawieniem, ale sens jego słów w ogóle nie dotarł do Mateusza, który w tamtej chwili myślał tylko o tym, że ta dwójka jest ze sobą. Cholera, ale był głupi! Przecież już wcześniej coś w ich zachowaniu wydało mu się podejrzane, jednak w ogóle nie brał tego pod uwagę. No ale... musiał przyznać, że w dziwny sposób obaj pasowali do siebie, mimo że wcale nie chciał tak myśleć.
Odetchnął, przycisnął garnek do swojej piersi i szybko zawrócił do pokoju. Kolejny powód, żeby całkowicie wybić sobie z głowy Doriana. Wesoły, rozrywkowy Piotr lepiej wyglądał przy nim niż taki odludek jak Mateusz.

2 komentarze:

  1. Nie czytam czekam na całość na beezar :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się ciekawa obyczajówka. Czekam z niecierpliwością.

    Swoją drogą przyjemnie będzie mieć od razu cały Twój tekst. Będę mógł zjechać kursorem na sam dół i przeczytać sobie zakończenie. Już mnie korci, żeby podejrzeć zakończenie Gówniarza i Americany... przynajmniej w Akademiku będę mieć tę możliwość. ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.