sobota, 11 czerwca 2016

Rozdział 22. (Americana)

W tym rozdziale ważną rolę odgrywa muzyka, a dokładniej jeden kawałek. Odsłuchanie go nie jest w żadnym wypadku potrzebne, jednak żeby nadać odpowiedniego klimatu, polecam pewien cover, który znajdziecie na mojej playliście pod numerkiem 17. Jest też załączony poniżej. Uważam, że pan, który go stworzył, jest genialny, dlatego polecam zajrzeć na jego kanał. Ma bardzo mało wyświetleń i polubień, co jest dla mnie rzeczą niezrozumiałą. :) 


Inna sprawa jest taka, że należą się ode mnie ogromne podziękowania dla Oni, która uświadomiła mi kilka spraw związanych z nutami. Ja z tworzeniem muzyki nie mam nic wspólnego, niewiele też o tym wiem, dlatego bardzo dziękuję za Twoje wykłady. :) Pomogły mi. 
I już nie przedłużając, zapraszam na rozdział. 

Sprawdziły Ekucbbw. i Oni. 


Wścibska, ruda, wiktoriańska panna


Zadziwiające, jak szybko Aleks przyzwyczaił się do roli opiekuna. Z samego rana zmobilizował się do wcześniejszego wstania, by przygotować Piotrkowi śniadanie. Kanapki z serem i krzywo pokrojonym pomidorem może nie były żadnym wyczynem kulinarnym, ale kiedy patrzył, jak szybko znikają w buzi chłopca, poczuł się naprawdę dumny. Spakowanie plecaka ośmiolatka do szkoły, a później pomoc w porannej toalecie i ubraniu się też jakoś nie należało do szczególnie trudnych. Najciekawsza jednak była jazda autobusem – do pokonania mieli spory kawałek drogi, a że było dość wcześnie i Piotrek nie bardzo się wyspał, niemal zasypiał mu na ramieniu. Uczucie bycia komuś potrzebnym powoli zaczynało go uzależniać, lubił to, jak brat na niego patrzył. Sama świadomość, że był dla chłopca naprawdę ważny, wynagradzała wszystkie jego postrzępione nerwy, jakie przynosiły spotkania z rodzicami i samo wspominanie przeszłości.
Po odstawieniu chłopca do szkoły, wrócił do mieszkania z zamiarem zdrzemnięcia się. Pół nocy nie mógł spać, niby nic dziwnego, nie pierwsza i nie ostatnia nieprzespana noc, ale dzisiaj ledwo już utrzymywał powieki w górze. Całe szczęście, że tym razem próba zaśnięcia nie skończyła się tak, jak ta sprzed prawie dziesięciu godzin. Już po kilku minutach od położenia się do łóżka padł, nie przejmując się absolutnie niczym. Nic więc dziwnego, że gdy obudził się kilka godzin później, zdał sobie sprawę, że jeżeli tylko chciałby zdążyć do Jaśka na czas, dawno powinien biec na przystanek, a może nawet wsiadać już do autobusu. Aż przeklął, przyglądając się godzinie wyświetlanej na ekranie smartfona. Podniósł się powoli do siadu i cały zaspany doszedł do bardzo logicznego wniosku, że skoro i tak jest już spóźniony, to nie musi się spieszyć. Był wyprany z jakiejkolwiek energii i nawet drzemka w niczym mu nie pomogła. Wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że było tylko gorzej.
Nie myśląc wiele i ledwo widząc na oczy, wszedł w tryb pisania SMS-a, by szybko wystukać krótkie: „spóźnię się”, które zaraz przesłał Jaśkowi. Następnym razem, kiedy będzie się z kimś umawiać i gdy będzie mu na tym spotkaniu zależeć, powinien pamiętać, żeby przespać przynajmniej pół nocy. Z takim postanowieniem wstał i chwiejnym krokiem zatoczył się do kuchni, gdzie sprawił sobie kubek czarnej, parzonej kawy z trzema łyżkami cukru.

***

Uśmiechnął się pod nosem, kiedy stanął przed zżeraną przez rdzę, metalową furtką. Od razu nacisnął guzik domofonu i zerknął najpierw na jedno z okien na parterze, a następnie na betonowe schody prowadzące do drzwi wejściowych. Był tu tylko raz, ale, co dziwne, doskonale zapamiętał ten przedwojenny budynek, który kilkadziesiąt lat temu zapewne aż zapierał dech w piersiach. Widać jednak było, że już od dawna nikt o niego zbytnio nie dbał, powoli trawił go ząb czasu. Tak samo zresztą jak i ogród, który, mimo że przykryty cienką warstwą śniegu, wyraźnie był zaniedbany.
Brzęczący dźwięk zwalniającego zamka w bramie ściągnął jego myśli na ziemię. Ocknąwszy się, pchnął furtkę i wszedł na teren posesji. Mijając zaparkowane jasiowe BMW, wspiął się po schodach, by tam zostać przywitanym przez właściciela pojazdu. Aleks, choć cholernie mocno się starał, nie mógł opanować lekkiego uśmiechu na widok Janka w samych szarych, dresowych spodniach i jakiejś zwykłej, czarnej koszulce z logiem Pumy. Taki wygląd chłopaka był dla niego dość obcy, zawsze widywał go w najmodniejszych outfitach; ciasnych rurkach, jakichś kardiganach, poszarpanych, designerskich kamizelkach z fabrycznie zaprasowanymi naszywkami, czy w czarnych Timberlake'ach albo jakichś martensach. Kiedy więc Jaś pojawił się przed nim w zwyczajnym stroju domowym, Aleks od razu doszedł do wniosku, że ten styl znacznie bardziej mu pasował. Był normalny, bez udziwniania i pokazywania czegoś na siłę.
– Mogłem się domyślić, że się spóźnisz. Dwie godziny, Białecki. Ale to chyba nie wyczyn w twoim przypadku, co...? – zapytał i nagle urwał, przyglądając się jego policzkowi. Aż zmarszczył brwi, dostrzegając na niej niezbyt urodziwe przebarwienie. – A co ty masz na twarzy? Biłeś się?
– Można tak powiedzieć – odparł wymijająco i przekroczył próg domu. – Może ja też powinienem zacząć się zwracać do ciebie po nazwisku? – zmienił temat, mając nadzieję, że Jaś go podłapie. Jakoś nie chciał się na wstępie chwalić, że siniak był prezentem od ojca, z którym widział się ostatnio, i że tego spotkania nie mógł zaliczyć do przyjemnych zebrań rodzinnych. – Jak właściwie masz na nazwisko? – zapytał Aleks, do którego nagle dotarło, że przecież nawet nie znał nazwiska Janka. Na Facebooku podpisywał się jako „Jaś Jan”, a Aleksandra nigdy jakoś szczególnie nie zastanawiała kwestia jego godności. Był po prostu Jasiem, czasem Jankiem, i tyle z informacji mu wystarczało.
– Schneider – odpowiedział chłopak i uśmiechnął się z rozbawieniem, widząc skonsternowaną minę Aleksa, który aż zamarł w połowie rozwiązywania buta. Długo niepodcinana grzywka opadła mu na oczy, częściowo przysłaniając widzenie.
– Serio? – Jaś uniósł brwi, nie bardzo wiedząc, co Aleksowi chodziło po głowie. – Masz szwabskie nazwisko?
– No...?
– Masz niemieckie korzenie? – wypytywał dalej, bo nagle ta sprawa wydała mu się niezwykle ciekawa. Mimo że normalnie nigdy by się tym nawet nie zainteresował, w końcu co go obchodziło czyjeś pochodzenie? W ogóle: co go obchodzili inni ludzie? To nie nowość, że Aleks zawsze koncentrował się na sobie i jeżeli coś nie dotykało go bezpośrednio, nie zagłębiał się w temat.
– Pradziadek był. – Wzruszył ramionami. – Ale nie znam do końca tej historii – dodał, a Białecki uśmiechnął się krzywo pod nosem i podniósł się z kucek, jednocześnie odsuwając stopą buty pod ścianę. Nie przejął się kałużą, którą zrobił przez śnieg, jaki wniósł tu pod podeszwami swoich glanów.
– Zawsze wiedziałem, że coś z tobą nie tak, Schneider – zaakcentował. – Teraz już wiem, co – dodał z rozbawieniem, a Jaś przewrócił oczami.
– Chodź już. I tak kazałeś mi czekać – dodał i otworzył drzwi, które dzieliły przedpokój od reszty domu.
– W dobrym tonie jest się spóźnić na spotkanie – odparł wesoło Aleks, który najwyraźniej był dzisiaj w wyjątkowo dobrym humorze. Sam Białecki zdawał sobie sprawę, jakie podwaliny miał ten jego radosny nastrój, nie chciał się jednak dłużej nad tym zastanawiać. Za każdym razem, gdy myślał w taki sposób o Jaśku, czuł się jak największa z największych zadurzonych ciot. Sam fakt, że ten osiemnastoletni szczyl stał się jego obiektem westchnień mógł jeszcze zaakceptować, ale ciągłe rozmyślanie o nim to już trochę za dużo.
– Ale nie dwie godziny – prychnął Jaś, przechodząc do dużego, bardzo przestronnego i mimo wszystko trochę przerażającego salonu. Aleks aż rozejrzał się dookoła z szeroko otwartymi oczami; wszędzie dominowała biel i czerń, a czasem naprawdę ciemny brąz. Niezwykle białe ściany przytłaczały, a pozawieszane na nich fotografie w ciemnych ramkach wcale nie dodawały miejscu uroku. Najgorsza była chyba narożna szafa, na której ktoś poukładał setki porcelanowych laleczek. Ich szklane oczka wydawały się śledzić każdy ruch Aleksa, co przyprawiało go o nieprzyjemne dreszcze.
– Trochę creepy – mruknął i podszedł do brązowej, skórzanej sofy w antycznym stylu. Usiadł, cały czas zerkając w stronę laleczek.
– Moja mama je zbiera. Pomyśl, przez co przechodziłem za dzieciaka. Trauma do końca życia – powiedział z rozbawieniem Jaś, podchodząc do stojącego przy dużym oknie, sporego, pomalowanego na czarno pianina, przed którym stał wysłużony taboret.
– Teraz wszystko układa się w jedną całość – mruknął Aleks i odwrócił się, przekładając ramię za oparcie sofy. Spojrzał na Jaśka, który też od dłuższej chwili przyglądał mu się ukradkiem. – Szwabskie korzenie i te lalki odcisnęły na tobie piętno – powiedział tonem dyplomowanego psychologa. – Następnym razem będę miał to na uwadze, gdy...
– Już, już, nie rozkręcaj się – prychnął Jaś, mrużąc groźnie oczy, po czym odwrócił się przodem do pianina i podniósł klapę. – Najpierw ci coś zagram, a później bierzemy się za nuty – dodał, a Aleks aż uniósł brwi.
– Co mi zagrasz? – zapytał i jeszcze bardziej obrócił się torsem do oparcia kanapy, jakby bał się, że w innym wypadku może pominąć jakikolwiek dźwięk.
– Zobaczysz – dodał Jaś i uśmiechnął się pod nosem. – Ćwiczyłem to ostatnio, musisz zgadnąć, czego to cover – rzucił tajemniczo, a po plecach Aleksa przebiegł przyjemny dreszcz, kiedy dostrzegł lekki uśmiech na twarzy Jasia. Z niecierpliwości aż przełknął ślinę, czekając, aż chłopak wreszcie zacznie grać. Na początek wykonał jednak jakąś krótką, prostą gamę, tak dla rozgrzewki, gdy w pewnym momencie wreszcie pochylił się nad klawiszami, a pokój wypełniły przyjemne dźwięki rozpoczynającego się utworu. Serce Aleksa przez moment znalazło się w gardle, a on sam całkowicie zapomniał o przerażających lalkach za plecami i strasznej bieli pomieszczenia. Jedynym przyjemnym aspektem tutaj był Jasiek, dopiero teraz zauważył, jak długie i delikatne miał dłonie, które wydawały się w tamtym momencie wręcz płynąć po klawiszach. Spokojna muzyka nagle nabrała tempa i w tym momencie Aleksander już wiedział, co takiego Jaś przygotował.
Cholerny lizodup, pomyślał z lekkim, rozrzewnionym uśmiechem, patrząc na spokojną twarz chłopaka i w milczeniu przysłuchując się kawałkowi „The Kids Aren't Alright” (oczywiście ukochanych przez Aleksa Offspringów), który wygrywany na pianinie był chyba jeszcze lepszy niż oryginał. Albo po prostu tak się tylko Aleksowi wydawało pod wpływem osobliwej chwili.
Chances thrown, nothing's free. Longing for, we used to be. – W melodię wkomponował się ochrypły i niezbyt czysty głos Aleksa. Jaś momentalnie spojrzał na Białeckiego kątem oka, nie przerywając swojej gry. – Still it's hard, hard to see. Fragile lives, shattered dreams. – Schneider uśmiechnął się pod nosem. Nie można było powiedzieć, że Aleksander miał talent do śpiewu, ale coś go w tym jego fałszu rozczuliło. Aleks zazwyczaj odpychający, ale gdy czasem zdarzały mu się lepsze momenty, Jaś nie mógł odmówić mu dziwnego uroku. Prawie się zaśmiał, kiedy uświadomił sobie, że za wypowiedzenie takich myśli na głos, zarozumiały, antypatyczny i oczywiście samowystarczalny Białecki skazałby go na banicję.
– To tyle – powiedział Jasiek, przerywając w połowie akordu. – Dalej nie ułożyłem – dodał, obracając się na taborecie przodem do Białeckiego, a Aleks dopiero kiedy melodia ustała, powrócił umysłem na ziemię. Musiał przyznać, że trochę go to wszystko rozmiękczyło. Bo co jak co, ale Jaś specjalnie przygotował cover zespołu, którego Aleksander niemal czcił. I jeszcze był to utwór z jego ukochanej „Americany”.
Aleks chrząknął i poczuł, jak uderza go niezrozumiałe gorąco.
– Możesz jeszcze raz? – zapytał, czując się w tamtym momencie jak podlotek, który aż telepał się ze zdenerwowania. Cholera, przeklął w myślach i szybko podniósł się na równe nogi. – Dobrze ci wyszło – dodał, starając się brzmieć neutralnie. Podszedł do jednej ze ścian obwieszonej rodzinnymi fotografiami, żeby nie musieć świecić Jankowi swoją czerwoną twarzą przed oczami, gdy za plecami usłyszał znane mu już pierwsze nuty. Uśmiechnął się pod nosem i wpatrzył się w pierwsze lepsze zdjęcie. Aż zagryzł wargę, gdy dostrzegł na nim małego, roześmianego Jasia trzymającego za rękę jakąś ładną, ale dość dojrzale wyglądającą kobietę. Na fotografii mogła mieć jakieś czterdzieści pięć lat, może więcej.
Jay committed suicide. Brandon OD'd and died. What the hell is going on? The cruelest dream, reality – zanucił pod nosem, już nawet nie oglądając się na Janka, tylko skupiając się na zdjęciach. Szybko się zorientował, że kobieta, którą zauważył na pierwszej fotografii, prawdopodobnie była jego mamą. I prawdopodobnie bardzo kochała swojego syna, tak samo zresztą jak i ojciec, który również na najmłodszego nie wyglądał. Aleks aż uśmiechnął się pod nosem – Janek musiał być ich oczkiem w głowie. – Uwielbiam ten kawałek – powiedział, gdy Jaś skończył grać. Odwrócił się do chłopaka przodem z lekkim wykrzywieniem ust. – Jeden z lepszych na tej płycie, ma taki...
– Trafny tekst – dokończył za niego Jaś i wstał od pianina. – Nieprzesadnie patetyczny, ale jednak o niezbyt przyjemnym życiu – mruknął, wzruszając ramionami, na co Aleks musiał potaknąć. Dokładnie tak samo to widział. – Masz ten podręcznik? – zmienił temat, a Białecki znów kiwnął głową i podszedł do niedbale rzuconej przy sofie czarnej torby. Wyciągnął z niej książkę, jaką kilka dni temu dostał od Jasia, i podał ją właścicielowi. – Czego tak właściwie się dowiedziałeś? – zapytał chłopak, otwierając podręcznik na spisie treści.
– Że mamy pięciolinię i położenie nut określa wysokość dźwięku – mruknął, marszcząc brwi i próbując przypomnieć sobie, co takiego wyczytał niedawno z tej książki. To wcale nie było takie łatwe, Aleks nie miał naturalnego talentu do nauki. Ani naturalnego, ani żadnego innego, gdy był młodszy nienawidził szkoły i teraz cieszył się, że nie będzie musiał już nigdy zaglądać do książek. – I te nuty mają jakieś tam swoje nazwy.
– Nazwy literowe i solmizacyjne – powiedział Jaś i nagle uśmiechnął się lekko. – Myślałem, że w ogóle nie otworzyłeś tego podręcznika – dodał i podszedł jeszcze do szafy, przy której na stojaku stała gitara akustyczna. Zabrał ją, by zaraz wrócić do sofy i usiąść na niej. Aleks zawahał się tylko na moment, nabrał powietrza w płuca, sprzedał sobie mentalnego kopniaka, powtarzając jednocześnie w myślach, że gdy będą znajdować się tak blisko siebie, to nic się nie stanie, po czym zajął miejsce obok. Jakoś tak nerwowo spojrzał na Jasia, który wertował książkę w poszukiwaniu odpowiedniej strony. Cholera, przeklął w myślach, gdy jego wzrok trochę dłużej niż powinien zatrzymał się na ustach chłopaka, a następnie zsunął się niżej, po dość długiej szyi z bardzo wystającą grdyką, aż na mocno zarysowane obojczyki, częściowo przykryte przez koszulkę. Jeszcze niżej, na w miarę umięśnione przedramiona pokryte ciemnymi włoskami, aż wreszcie na dłoń zaciskającą się na gryfie instrumentu. Teraz już nie wydawała się tak delikatna, jak kiedy płynęła po klawiszach pianina. Wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że jest silna i ma bardzo mocny chwyt. Jego chory, trochę spragniony bliskości umysł (no bo w końcu seksu to on nie uprawiał już od dawien dawna) momentalnie przywołał mu przed oczy obraz, na którym to ręka Jasia znajdowała się na jego członku. Od razu poczuł znajome uczucie kumulujące mu się w jądrach, coś pomiędzy przyjemnym swędzeniem a pulsującym łaskotaniem.
Kurwa mać. Ja pierdolę, nie teraz, przeklął siarczyście w myślach i szybko odwrócił wzrok na znajdujące się w kącie lalki. Wzrok jednej z nich, największej i najbardziej przerażającej, rudowłosej wiktoriańskiej panny w błękitnej sukieneczce, nieco go ostudził. Miał wrażenie, jakby porcelanowa kukła śledziła każdy jego ruch, a jej nieruchome, błyszczące oczka przenikały aż do jego umysłu. Nie miał pojęcia, jak można było normalnie funkcjonować w tym domu ze świadomością, że gdzieś tam jest pokaźny zbiór lalek, które wyglądały jak żywcem wyciągnięte z horroru.
– Zawsze bałem się kukieł, lalek i klaunów – wymsknęło mu się nagle, a Jaś zerknął na niego zdziwiony, dosłownie sekundę wcześniej odnajdując w podręczniku upatrzoną stronę.
– Serio? – zapytał zaciekawiony.
– Mhm – mruknął i już nie chciał dodawać, że generalnie to jest tchórzem. I że tak właściwie boi się wszystkiego, więc nigdy nie ogląda sam horrorów. Zresztą, z kimś też nie ogląda, bo boi się jak jasna cholera, a przecież mieszka sam. Każde stuknięcie czy puknięcie przyprawia go później o mały zawał serca.
– Ja jak byłem młodszy, to bałem się luster – zdradził Jaś, wydymając w zastanowieniu wargi, co nie uszło uwadze Aleksa. Białecki znów się na nie zapatrzył, mając ochotę pochylić się i je pocałować. Nic jednak nie zrobił. W końcu jakiś metr dalej stała taka jedna na czatach, pomyślał i zerknął jeszcze krótko w stronę rudej kukiełki. – I tych lalek oczywiście też. Ale teraz? No bez przesady – dodał i wzruszył ramionami, na co Aleks, całkowicie automatycznie, zerknął na niego z pobłażaniem i „serio?” wymalowanym na twarzy. W końcu ktoś, kto mieszkał w domu pełnym takich przerażających zbiorowisk (dodajmy do tego białe ściany i czarne meble, otrzymujemy wzorowy dom z horroru), nie mógł mieć normalnej psychiki. Jaś, widząc wyraz jego twarzy, momentalne się zaśmiał. – A co? Ty się boisz? – zapytał z szerokim uśmiechem, na co Aleks tylko przewrócił oczami. – Jestem obok, obronię cię, księżniczko – dodał z taką ironią, jakiej Białecki u niego jeszcze nigdy nie słyszał.
– Spoko, królewiczu – prychnął Białecki, trochę niezadowolony z faktu, że został nazwany „księżniczką”. W końcu jeszcze chwilę temu jego męskość w spodniach dawała o sobie znać, nie dało się go pomylić z kobietą. – No ale nie uważasz, że to nieco nienormalne? – zapytał wprost.
– Lalki? No pewnie tak – odparł, wzruszając ramionami. – Moja mama jest dziwna, ale skoro tak lubi znosić do domu te kukły, to niech sobie znosi. Byś zobaczył jej sypialnię. – Aż się zaśmiał, a Aleks, nie po raz pierwszy zresztą, stwierdził, że Jaś ma naprawdę ładny śmiech. Taki niewymuszony, lekko ochrypły... przyjemny. – W sumie... – zaczął Jaś i nagle odłożył książkę grzbietem do góry na drewniany stolik do kawy. – Chcesz piwo? – zapytał i zerknął na Aleksa. Białecki tylko uniósł brwi ze zdziwienia i zaraz przytaknął, w myśl zasady „dają, to bierz”. W szczególności, że oferowano mu alkohol; alkoholu nigdy się nie odmawia, stwierdził z zadowoleniem i odprowadził wzrokiem Jasia do kuchni, głównie jednak skupiając spojrzenie na jego pośladkach.
Cholera, był facetem i jak każdy facet powinien mieć jakąś regularność w kontaktach fizycznych. Następnym razem przed takimi spotkaniami z Jaśkiem będzie musiał wcześniej chociaż dać sobie upust ręką, bo bycie sfrustrowanym seksualnie i posiadanie Janka tuż obok to niezbyt dobre połączenie.
Całe szczęście, że gospodarz wrócił już po kilku minutach z dwoma butelkowanymi, odkapslowanymi Lechami. Aleks nie mógł przestać czuć się niekomfortowo w tym pomieszczeniu, znacznie lepiej by było, gdyby przeszli do pokoju Jasia. Może nawet na jego łóżko.
– Twoich rodziców nie ma w domu? – zapytał neutralnie Aleksander, odbierając od Jasia alkohol. Chłopak już po chwili siedział obok Białeckiego i wziął sporego łyka piwa, by zaraz sięgnąć po odłożony wcześniej podręcznik.
– Nie ma, pracują dzisiaj do dwudziestej – odparł, po czym pokazał Aleksowi zapis nutowy. – Pokażę ci zaraz, jak każda z tych nut brzmi, hm? – zapytał, starając się nawiązać do tego, po co się dzisiaj spotkali.
– A tak właściwie... – zaczął Aleks i odwrócił się do Jaśka przodem. Chłopak wpatrzył się w niego zaskoczony i – co Białecki doskonale zauważył – na kilka chwil zatrzymał swoje spojrzenie na nieprzyjemnym zasinieniu na jego twarzy. – Czemu właściwie kelnerujesz na bankietach dla starych, bogatych pedałów? Nie brzydzi cię to? – zapytał, zupełnie jakby sam nigdy z żadnym „starym, bogatym pedałem” nie spał.
– A czemu ma brzydzić? – zapytał Janek ze zdziwieniem. – Nie pozwalam im się dotykać, do łóżka też nie idę – mruknął, wzruszywszy ramionami. – Ja tam tylko podaję drinki, praca jak każda inna.
Aleks poczuł się odrobinę nieswojo. Żeby więc to jakoś zamaskować, sięgnął po piwo i wziął kilka dużych łyków. Starał się nie myśleć o tym, w jaki sposób sam zarabiał na życie i że w takim zestawieniu praca Jasia faktycznie nie była taka nieciekawa.
– A ty? – zapytał nagle chłopak. – Skąd masz to na twarzy? – zapytał, nie spuszczając z niego uważnego spojrzenia swoich szarych oczu, pod którym Białecki poczuł się dość niekomfortowo. Miał wrażenie, że nie może nawet skłamać czy też spróbować jakoś się wykręcić od odpowiedzi, zresztą, Jaś tyle już o nim wiedział, że takie uniki nie miałyby żadnego sensu.
– Byłem wczoraj u Piotrka – powiedział, obracając butelkę w dłoni i wpatrując się tępo w jej ciemnozielony gwint. – To znaczy, w mieszkaniu moich rodziców – wyjaśnił szybko. – I przyszedł ojciec, trochę tam się poszarpaliśmy i tyle – zakończył wzruszeniem ramion, a Jaś westchnął ciężko, złapał za gitarę i odłożył ją na bok, jakby już nie wierzył, że w najbliższej przyszłości faktycznie zaczną się uczyć.
– Momentami cholernie cię nie rozumiem – odezwał się, ściągając jednocześnie na siebie uwagę Aleksa. Ile razy już Białecki słyszał to stwierdzenie z ust Janka? – Jesteś popieprzonym gościem z patoli – dodał, a on aż zmarszczył brwi, urażony. – Ale momentami... wiesz, nie masz obowiązku pomagać swojemu bratu – powiedział, zerkając na Aleksa uważnie, jednocześnie poruszając przy tym nerwowo nogą, co nie uszło uwadze Białeckiego. – Nie jesteś taki zły, właściwie to jesteś silny, czasami naprawdę cię podziwiam – zakończył i nagle jakby doszedł do niego sens właśnie wypowiedzianych słów, bo chrząknął nerwowo, by zaraz pociągnąć spory łyk piwa. Aleks przez ten cały czas patrzył na Janka szeroko otwartymi oczami, nie mając pojęcia, jak dokładnie powinien odebrać to, co właśnie usłyszał. Ale musiał przyznać, że poczuł rozlewające się w nim ciepło, chyba jeszcze nigdy nikt nie powiedział mu czegoś tak... miłego?
– Pieprzyć to – warknął, bardziej do siebie niż do Jasia, przysunął się do niego, złapał go mocno za kark i przyciągnął do siebie. Pocałował go mocno, od razu przygotowując się na to, że chłopak wykona jakiś ruch i go odepchnie, co przecież następowało zawsze przy każdej jego próbie pokonania granicy kolegów z zespołu. Tym razem nic takiego nie nastąpiło. Wręcz przeciwnie, Jaś sapnął ciężko pod nosem, jakby chciał tym powiedzieć: „no dobra”, po czym odstawił na oślep piwo i wydarzyło się coś, co sprawiło, że Aleks nabawił się naprawdę sporego problemu w spodniach. Jaś, nie bawiąc się w żadne ceregiele, naparł na niego i pchnął go na kanapę, przyciskając go do niej własnym ciężarem ciała. I tu na Białeckiego czekało kolejne zdziwienie, Schneider wcale nie był tak lekki, na jakiego wyglądał! Aleks mógł tylko sapnąć pod nim i poddać się jego napierającemu językowi i zwinnej dłoni, która nie wiadomo kiedy znalazła się pod jego koszulką. Szlag, kto by pomyślał, że Jaś będzie tak dominujący? Białecki nie miał nawet jak wykonać jakikolwiek ruch, bo gdy sięgnął ręką do tyłka chłopaka, Jaś zaraz złapał go za nadgarstek i przyszpilił do kanapy, nie pozwalając Aleksowi przejąć chociażby namiastki inicjatywy. Co jednak najdziwniejsze, podobało mu się to. Cholera, chciał zostać zdominowany! Nawet przez Janka, chłopaka, który na pierwszy rzut oka niewiele mógł mu zrobić. Nie miał pojęcia, skąd dzieciak brał tyle siły, ale (kurwa!) nie obchodziło go to. Mało co go w tamtym momencie interesowało, w szczególności, że dłoń Janka właśnie zabrała się za rozpinanie mu spodni. Miał kompletą pustkę w głowie, liczył się tylko dotyk górującego nad nim chłopaka, posmak piwa, który czuł na ustach Jaśka, jego ciężki oddech i zapach żelu do kąpieli. Mógłby już nigdy tego nie przerywać, tam, na tej skórzanej kanapie, pod czujnym wzrokiem porcelanowych laleczek, było mu cholernie dobrze. Serce łomotało mu w piersi, nie mogąc ani na chwilę się uspokoić. Czuł przeszywające go co chwilę dreszcze, a ciepło bijące od ciała Jasia, jego głośny, niespokojny oddech wcale nie pomagał mu w opanowaniu swoich emocji. Gdzieś pomiędzy ich ciężkimi sapnięciami przebiło się brzęczenie komórki, czym jednak żaden z nich się nie przejął. Mieli w końcu ważniejsze rzeczy do roboty, jak na przykład pozbywanie się aleksowej bluzy. Nagle jednak dźwięki mlaskania przy pocałunku czy szelestu spadających na podłogę ubrań przerwał dzwonek do drzwi. Jaś aż podskoczył i cały czar jego dominującej aury prysł. Aleks spojrzał na chłopaka nietrzeźwo, nie wiedząc, co takiego właśnie się wydarzyło. Dlaczego, do jasnej cholery, przerwali?
– Kurwa! – przeklął osiemnastolatek i szybko wyrwał się po swoją koszulkę, która dosłownie minutę wcześniej wylądowała na stoliku. Aleks podniósł się powoli na łokciach, a jego tępy wzrok zatrzymał się na klatce piersiowej Jasia. Mógł się jej przyjrzeć z naprawdę bliska i to jeszcze w świetle dziennym. Co jednak najdziwniejsze – Janek był umięśniony. Oczywiście nie jak osobnik, który pół swojego życia spędzał na siłowni, ale jego szczupły brzuch nie był wynikiem zagłodzenia, jak Aleks wcześniej podejrzewał.
– Rodzice? – zapytał Białecki domyślnie, a Jaś rzucił mu krótkie spojrzenie.
– Bartek.

19 komentarzy:

  1. A tu taka niespodzianka na koniec! :D Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie, nareszcie ten moment 😃 i jak zwykle coś musiało im przerwać. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacznę od tego, że czytając ten rozdział, włączyłam sobie „The Kids Aren't Alright” (w wersji oryginalnej, z powodów oczywistych) i muszę przyznać, że aż łezka mi się w oku zakręciła, bo Offspring to także część mojego dzieciństwa.
    Jasiek na dobre zapuścił korzenie w umyśle Aleksa. Cieszę się, że Aleks podjął inicjatywę, a Jaś wreszcie ją przejął i choć myślałam, że więcej będzie nauki nut w nauce nut (bo przecież po to Aleks tam pojechał), to nie czuję się w żaden sposób rozczarowana. Wręcz przeciwnie. Po poprzednim rozdziale odczuwałam niejaki niedosyt aleksowego szaleństwa, a tutaj taka niespodzianka! Przerwałaś w idealnym momencie. Jestem niesamowicie ciekawa, co będzie dalej i właściwie skąd Jasiek od razu wiedział, że przyszedł Bartek? Poznał go po pukaniu czy może wiedział o tych odwiedzinach?
    Dodam jeszcze, że może to nieco szczeniackie, ale szalenie cieszą mnie barwne epitety Aleksa. Przykładowo taki „cholerny lizodup” wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy.
    Jeśli o radach mowa, proszę bardzo. Cieszę się, że mogłam pomóc. :)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuję, że w końcu tych nut w Americanie będzie więcej tylko... no chyba rozumiesz, że chłopcy musieli się zająć sobą. :D Szkoda, że nie podrzuciłam Ci kawałka, który mnie zainspirował do napisania tej sceny. Kompletnie o tym zapomniałam. Nawet jeśli, gdy kończyłam pisać rozdział, to miałam gdzieś tam w głowie myśli, żeby podesłać linka. Sama zresztą katowałam ten utwór przez całą scenę z Jankiem. Teraz to już mi nawet zbrzydł. ;)

      Usuń
  4. Jakie to miłe kiedy zagląda się w sobotę i jest nowy rozdział :D
    Kilka sytuacji mnie rozbawiło :DDD
    Pożałowałam, że rozdział nie jest dłuższy, choć zakończył się w świetnym momencie :D Jedyna odpowiedź na końcówkę rozdziału to dokładnie ten tekst, który został użyty "Osz Ku*waaa" haha :D
    Oczywiście przepraszam za wulgaryzmy, ale dziś wiele tego typu zabawnych tekstów przychodzi do głowy :D

    O! i jeszcze jedno, jak się słuchało tej piosenki podczas czytania ciarki aż przechodziły.

    Pozdrawiam cieplutko,
    Elda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że utwór wywołał taki efekt! Nie będę ukrywać, że właśnie o to mi chodziło, bo odkąd na niego trafiłam, miałam już tę scenę przed oczami. :)
      Również pozdrawiam!
      DW.

      Usuń
  5. Powracam do komentowania! Ale w sumie tylko po to by podzielić się pewnym "marzeniem"... (wpierw zróbmy dobre pozory)
    Rozdział stanowczo za krótki, ale jak zwykle trzyma poziom... Opowiadanie jest wspaniałe i chcę więcej, ale o tym już chyba Ci mówiłam, prawda? (A jak nie to dowiesz się teraz xD

    A teraz przejdźmy do głównego punktu komentarza: Niech podczas wizyty Bartka zadzwoni Piotrek do Aleksa i powie że coś się stało (obojętnie co. Może tylko kasę zgubić ale przez telefon się nie przyzna) I Aleks będzie przestraszony i jak najszybciej będzie chciał pojechać do szkoły brata. I w tym momencie Jaś olewa Bartka, wyprasza z domu (albo zabiera go z nimi i chłopak jest zakłopotany) i podwozi Aleksandra do szkoły. W między czasie sam chce się dowiedzieć co z małym. KONIEC

    Pozdrawiam i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeej! Cieszę się, że jednak w jakiś sposób zmusiłam Cię do skomentowania. :D

      Usuń
    2. Haha w końcu Ci się udało xDDDD
      Ale nie przyzwyczajaj się bo nadal jestem leniwa w kwestii komentowania - jednak obiecuję czytać regularnie... ;)

      Usuń
    3. A tak dobrze Ci szło komentowanie "Akademika". :c

      Usuń
    4. Hmmm to pewnie dlatego że robiłam to przez fb xD

      I podjęłam się by to robić a przez bloggera jakoś nie chce mi się? :c

      Usuń
  6. Co tu się stało? Hę? :D Janek w końcu się przełamał!
    Moi poprzednicy mają rację - przerwane w idealnym momencie! Ale mimo wszystko trochę żałuję(tak tyci tyci xD), że nie było więcej o nutach. Sama bym się chętnie o nich trochę dowiedziała (bo moja wiedza o nich jest na poziomie Aleksa... dosłownie - jest pięciolinia i są znaczki. WTF?). Ale wszystko ma swój czas :D
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuję, że jeszcze na temat nut się rozpiszę! :D Oni dała mi sporą lekcję, wypadałoby z niej skorzystać. :)

      Usuń
  7. No więc wiesz już i tak, co myślę na temat tego rozdziału. Nie zaszkodzi jednak wesprzeć jakimś pochlebnym komentarzem, nieprawdaż? :3
    Jeżeli chodzi o podkład muzyczny, to włączyłam go tak, jak poleciłaś - gdy Janek zaczął grać. Nie wyłączyłam go jednak, gdy przestał, i piosenka towarzyszyła mi aż do samego końca rozdziału xD Naprawdę piękny utwór; nie wiem, jak brzmi oryginał, bo to raczej nie moja muzyka, ale uwielbiam wersję na pianinie. W dodatku wcale nie rozpraszała i nie przeszkadzała ani w czytaniu, ani w poprawianiu, a to duży plus.
    Nie będę teraz oryginalna, mówiąc to, ale również sądziłam, że jednak trochę się pouczą. Nie jestem jednakże w żadnym wypadku rozczarowana, słowo. Jestem w stanie zrozumieć, że Aleks był horny i nie mógł się powstrzymać, tak wyszło, ot co.
    Naprawdę cieszy mnie, że pierwsze lody przełamane. Bardzo podoba mi się dominujący Jaś, zupełnie naturalnie wszedł w tę rolę, mimo że zawsze sądziłam, iż to właśnie Aleks będzie chciał być tym "na górze", jakkolwiek. Przez jego upartość i przez to, że traktował Janka zawsze z góry. Z drugiej strony zawsze był tym biernym partnerem, ale jakoś nie wyłapałam tego xd
    Oczywiście, bo jakże by inaczej, jestem naprawdę ciekawa, co dalej. Serio. Jak się sytuacja rozwinie? Przyszedł Bartek i co? Wpuszczą go? Będą rozmawiać? Może go spławią i wrócą do tego, co zostało przerwane (bardzo wątpliwe)? Czy Bartek zajarzy, co się właśnie stało?
    Tak więc oczekuję, że na dniach podeślesz mi rozdział :3 Naprawdę, jakem ateistka, bogu dzięki, że wróciła ci wena. Mogę się nawet pomodlić, jeżeli to miałoby sprawić, że już z tobą zostanie.
    Amen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział skończyłam dosłownie kilka minut temu. Zanim jednak go roześlę, to muszę jeszcze na niego zerknąć, ale na dniach powinnam Ci go podrzucić. :)
      Mnie dominujący Jaś też się podoba, jakoś tak pasuje mi to do tego chuchra. :D

      Usuń
  8. Bartek, spadówa. Chłopaki, kontynuujcie. :v
    No, fajny rozdział, a kolejny zapowiada się bardzo ciekawie. Ciekawe, jak to się wszystko rozegra... :3
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział, zarąbiste zakończenie. Właśnie takiego ognia brakowało mi wcześniej w clashu! Jestem nieźle podekscytowana. Jasiek dominujący - :D ciekawie, mMm. Ciesze się, że piszesz szybko, ciekawe co zmalujesz w następnej części, mam kilka wizji a najlepsze byłoby gdyby Bartek i Aleks się skonfrontowali :D. Pozdrawiam ! - WildMind

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam serdecznie! Komentuję po raz pierwszy, bo do tej pory dostęp miałam tylko z telefonu, a brat nie użyczał mi komputera do celów społecznych (jeśli społeczność nie spełniała konkretnych wymogów), no ale ja nie o tym.
    Jako że to pierwszy komentarz na tym blogu to zacznę od tego, że bardzo podoba mi się wygląd. Jestem zdania, że wygląd bloga mówi o autorze mniej więcej tyle, ile mieszkanie o właścicielu. U Ciebie wszystko jest ładne, przejrzyste i schludne, szanuję mocno :D.
    Spróbuję odnieść się do tego co najważniejsze ale ten cudowny cover tak pięknie mnie rozprasza, że nie wróżę rewelacji.
    Uwielbiam bohaterów, których kreujesz. Nie są nudni, wyidealizowani, przerysowani. Są tak bardzo żywi, jak tylko mogą być. W całym procesie pisania stworzenie tak naturalnych bohaterów zawsze wydawało mi się najtrudniejsze, więc chylę czoła i biję pokłony (płaczę przez ten cover, ale włączę jeszcze raz, bo ładny ;__;. Dzięki, że go tu wrzuciłaś).
    Podoba mi się fabuła. Podoba mi się, że jest tu tyle muzyki. Podoba mi się Jaś. Podobają mi się ich imiona. Podoba mi się, że akcja rozwija się w odpowiednim tempie. Nawet Maciej mi się podoba (swoją drogą, czy kiedykolwiek został nazwany Maćkiem, czy zawsze jest Maciejem?).
    Podoba mi się to, że akcja dzieje się w Polszy. Nie ma nic gorszego niż autor, który nie ma pojęcia o czym pisze, albo czuje się w danym temacie niepewnie (wciąż nie wiem czy widać jakiś logiczny wątek w tym komentarzu, wybacz .-.)
    Uwielbiam to, jak traktujesz czytelników, że rzetelnie dodajesz rozdziały w umówionym terminie i potrafisz każdy rozdział zakończyć tak, że aż chce się czekać na kolejny :D.
    No, to tyle z informacji ogólnych, teraz się wypowiem o tym rozdziale XD. Od razu czułam, że wizyta Aleksa w domu Jasia nie skończy się grzecznie. Lubię Aleksa jako dobrego brata. Widać w nim takie dobro, że ojejku <3. Jest takim dobrym człowiekiem, że mógłby z Jankiem założyć rodzinę XD (swoją drogą imię Janek kojarzy mi się z bożątkiem z Wiedźmina 3. Jak żyć?). Nie mogę się doczekać konfrontacji z Bartkiem (albo bohaterskiego uciekania przez okno, też ujdzie xDD). No i też uważam, że porcelanowe laleczki są totalnie creepy, zgadzam się na całej linii. Rozdział jest dopracowany tak, jak powinien, wciąż jestem zakochana w blogu i opowiadaniu, misja spełniona, pani Autorko! :D
    Wyrazy uznania i wiaderko weny, postaram się komentować częściej :3
    PS. Jakby ktoś miał nuty do tego cudownego podkładu, to nie pogardzę :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! :)
      Dziękuję bardzo za tak długi i wyczerpujący komentarz. Cieszę się za każdym razem, gdy komuś zechce się zostawić pod rozdziałem nawet parę słów (a elaboratami też nie pogardzę! :D). To daje mi poczucie, że moja praca została doceniona. Jeszcze raz dziękuję. :)

      Przechodząc dalej, najbardziej chyba ujął mnie fragment o postaciach. Zawsze podstawowym założeniem dla mnie była ich realność, fajnie, że w Twoich oczach sprostałam zadaniu. :) A co do Macieja, zdrobnienie Maciek nigdy nie zostało użyte, bo przecież to taki poważny pan biznesmen. :D Aleks nie zwracał się do niego w ten sposób, głównie przez szacunek. W końcu przez pewien czas Maciej był dla niego takim bogiem. ;) Inaczej sprawa ma się z Krzysztofem, Białecki często sobie do niego Krzysiuje, bo po prostu nie czuje do niego zbytniego dystansu, a nawet (no nie ukrywajmy) szacunku.

      A uciekanie przez okno mogłoby w przypadku Aleksa wyjść całkiem zabawnie. Byłoby mi go tylko żal, jakby musiał biegać w skarpetkach po śniegu. ;)

      Co się jednak tyczy muzyki, to myślę, że we mnie tkwi taka nigdy nieodkryta artystka. Zawsze podziwiałam osoby, które tworzą muzykę. Musiałam w końcu dać temu ujście w jakimś tekście. A jeżeli chodzi o nuty, to mnie nie pytaj! :D Ja tylko zgubiłam się na Youtube i znalazłam pewnego ruska z ogromnym talentem.

      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam,
      DW. :)

      Usuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.