niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 1. (Akademik)

Betowała Oni i Ekucbbw.


A to dopiero początek...

Mateusz Jegliński stanął pod wielkim budynkiem, zapewne pamiętającym czasy PRL–u. Westchnął ciężko, sam już nie wiedząc, czy chce tam wejść. Z zewnątrz akademik przynajmniej został odmalowany, zupełnie jakby zielona, jaskrawa farba miała upodobnić go do budowli z dwudziestego pierwszego wieku.
Jasne, nigdy nie był przyzwyczajony do luksusów. Nigdy też mu się nie przelewało, ale ten dom studenta miał bardzo niskie standardy. Cztery pokoje połączone w jedną kondygnację z pojedynczym prysznicem (na dodatek oddzielonym od przedpokoju tylko zasłoną!), toaletą, umywalką i malutką lodówką. Dodać do tego nieprzyjemne recepcjonistki, korytarze wyglądające jak żywcem zerżnięte z kiepskiego horroru o zakładzie psychiatrycznym i powstaje jeden z gorszych akademików w Bydgoszczy.
Ważne, że miał dach nad głową – pocieszył się i ruszył do środka. Podszedł pod okienko recepcji. Niemiła, farbowana na rudo starsza kobieta tłumaczyła właśnie coś wyniośle jakiejś zdenerwowanej dziewczynie, wyglądającej jakby miała się rozpłakać.
– Ale mówiłam, że ta szafa była rozwalona! – powiedziała roztrzęsiona młoda studentka, próbując się jeszcze obronić.
– A zgłosiłaś? No zgłosiłaś wcześniej? Od razu po przyjeździe? Nie zgłosiłaś, to problemy masz! – warknęła ochrypłym głosem recepcjonistka.
– Właśnie zgłaszam!
Portierka poruszyła wargami krzywo pomalowanymi różową szminką. Naznaczoną licznymi zmarszczkami twarz zdobił nierówno rozprowadzony pomarańczowy podkład, a niebieski tusz posklejał rzęsy. Wyglądała jak Baba Jaga żywcem wzięta z bajki dla dzieci, nawet miała długi, orli nos z wielkim pieprzykiem na samym czubku. Przyglądał się jej uważnie, jak jakiemuś eksponatowi w muzeum. Już sam jej wygląd wskazywał, że była okropną kobietą, z którą trudno się dogadać.
– A ty czego chcesz? – warknęła do Mateusza, łypiąc na niego zza grubych szkieł okularów. Za nią, w małym, ale dosyć przytulnym kantorku, stał telewizor. Prokop zapowiadał właśnie kolejny temat porannego programu „Dzień Dobry TVN”, a z radia RMF Classic przygrywała muzyka, zlewając się z odgłosami telewizji, przez co nie dało się zrozumieć słów prezentera.
Jegliński westchnął. Był zmęczony podróżą, naprawdę nie miał ochoty na rozmowy z recepcjonistką.
– Zameldować się chciałem.
– Chcieć to można wiele – odwarknęła do niego, lecz sięgnęła po jakąś teczkę. – Nazwisko i imię.

***

Wszedł do małego, śmierdzącego pokoju. Jego spojrzenie powędrowało na chłopaka zajmującego łóżko po prawej stronie od wejścia.
– Siema – rzucił ten do Jeglińskiego i wyjął słuchawki, jakie miał w uszach. Podniósł się z materaca. Był dosyć niski i trochę pulchny, miał krótkie, ścięte na jeża włosy i lekko skośne, ciemne oczy. – Mietek jestem. Miecio dla przyjaciół – przedstawił się i wyciągnął rękę.
– Mateusz – odpowiedział i uścisnął dłoń, uśmiechając się przy tym lekko. Błagał w myślach wszystkie świętości, jakie znał, żeby chociaż jego współlokator okazał się fajnym gościem i żeby nie musiał się z nim w przyszłości użerać. Dobrze wiedział, jak to bywa w akademikach. Zabawa cały dzień, całą noc. A w szczególności w tym akademiku, bo uchodził on za najbardziej imprezowy w całej Bydgoszczy, ale cóż, plus był taki, że uczelnia znajdowała się dosłownie pod nosem, widział ją nawet z okna pokoju. Niestety, na wynajęcie mieszkania nie miał pieniędzy, więc będzie musiał się przemęczyć.
– Który rok? I czego? – zapytał Mietek, wracając z powrotem na łóżko. Mateusz w międzyczasie postawił walizkę przy swoim posłaniu i rozejrzał się po kwadratowym, zielonym pomieszczeniu. Wyglądało jak żywcem wyciągnięte z lat siedemdziesiątych, na dodatek zeżarte jeszcze przez czas i poprzednich użytkowników, których z pewnością było sporo. Drewniane okna ktoś wielokrotnie malował na biało, tak samo jak i betonowe parapety. Wąskie łóżka wcale nie wyglądały na wygodne, a zawieszone nad nimi poobijane, wiekowe półki prezentowały się tak, jakby zaraz miały spaść. Do szafy nie chciał zaglądać – bał się, że powali go jej zapach. Może będzie trzymać ubrania w torbie? – zastanawiał się, spoglądając na nędzny, kwadratowy stoliczek i dwa metalowe krzesła obok.
Mogłem wybrać sobie pokój z podwyższonym standardem, pomyślał z rezygnacją i usiadł na materacu. Jakoś uciułałby to sto złotych więcej na miesiąc.
– Pierwszy, budownictwo. A ty? – zapytał i spojrzał na Mietka, a ten zaśmiał się, chrumkając pod nosem jak świnka i uderzając otwartą dłonią w swoje udo. Mateusz aż się skrzywił, w pierwszej chwili był naprawdę przerażony jego śmiechem.
– Drugi! Też budownictwo! Jak chcesz, dam ci notatki, powiesz mi później, jakich masz wykładowców, a ja ci sprzedam info, na co możesz sobie z nimi pozwolić – powiedział i mrugnął do niego porozumiewawczo.
Jegliński uśmiechnął się tylko z wymuszeniem. Już nie podobał mu się ten chłopak, był zbyt głośny i miał za dużo energii.
– Jasne. Dzięki. – Kiwnął głową i zabrał się za rozpakowywanie torby.

***

Grzechem byłoby powiedzieć, że Mateusz był rozrywkowym chłopakiem. Nie był, nigdy. Nie potrafił się bawić, nie umiał pić. A jak już pił, to zawsze zaliczał tak zwanego „zgona” i impreza się dla niego kończyła, więc zazwyczaj po prostu tego nie robił. Gdy zdecydował się na zamieszkanie w akademiku, miał pewność, że będzie unikać takich zabaw jak ognia. Ot, zamknie się w pokoju z laptopem na kolanach i wyłączy z życia. Nie pomyślał jednak, że jego sąsiedzi będą na tyle natrętni, by wpadać do jego pokoju w stanie upojenia alkoholowego i próbować wyciągnąć go z jego bezpiecznej kryjówki.
Siedział na swoim łóżku w za dużej bluzie, bo w akademiku było trochę chłodno; aż nie chciał myśleć, jak to wszystko będzie wyglądać zimą, przy temperaturze minus piętnaście. Przeglądał po raz setny jakieś durne strony z równie durnymi obrazkami, gdy w pewnym momencie drzwi do ich pokoju się otworzyły.
– Siema! – krzyknął na wejściu jakiś wysoki chłopak w dredach sięgających mu ramion. Mateusz spojrzał na niego jak na przybysza z kosmosu, a Mietek od razu poderwał się ze swojego łóżka, którego sprężyny zaskrzeczały żałośnie. Strach pomyśleć, ile pokoleń na nim spało i co na nim robiło.
– No hej – odpowiedział Miecio od razu. Mateusz już zdążył zauważyć, że jego współlokator lubił się bawić. I w sumie dobrze, pomyślał, przynajmniej na wieczory będę miał pokój dla siebie.
Teraz, kiedy drzwi od pomieszczenia były otwarte, a muzyka z sypialni obok stała się jeszcze donośniejsza, Mateusz zapragnął spokoju. Czy to naprawdę tak wiele? Jakiś rock niemal dudnił mu w uszach, więc posłał chłopakowi w dredach ponaglające spojrzenie. Chciał tylko, aby ten już sobie poszedł, jutro miał na ósmą pierwszy wykład z matematyki, wypadałoby się na nim pojawić i poznać wykładowcę oraz jego plan na najbliższy semestr. Nie, żeby Jegliński był kujonem. Bo nie był, nie lubił się uczyć, wolał przeglądać kwejki i grać w World of Warcraft. No i jeszcze czytać książki, nic więcej do szczęścia mu nie było potrzebne.
– Wpadajcie do nas, integrujmy się – powiedział chłopak i machnął na nich ręką. Mietek niemal wystrzelił ze swojego miejsca, ciesząc się jak ten pies, że ktoś go zaprosił na imprezę. – No chodź, co będziesz sam siedział? – zapytał i uśmiechnął się, patrząc na Mateusza nieco pijacko.
– Nie, dzięki – powiedział swoim spokojnym, monotonnym głosem. W liceum był typem nudziarza, którego interesowały same niezbyt ciekawe rzeczy i bynajmniej nie zamierzał z tego wizerunku rezygnować na studiach. Odkrył już, że nudziarstwo się opłacało, wszyscy „przebojowi” od niego stronili, a on miał swój upragniony święty spokój. – Dzisiaj nie, może innym razem – dodał i uśmiechnął się lekko, żeby tylko chłopak już poszedł i zostawił go samego.
– Jasne, jak coś, pokój obok – mruknął i gdy już miał wyjść, zatrzymał się. – Jak masz na imię?
– Mateusz – odpowiedział mało chętnie. Nienawidził być wyrywany ze swojego świata. Miał takie piękne plany na ten wieczór – przejrzeć kwejka do końca, a później obejrzeć ostatnie odcinki drugiego sezonu The Walking Dead.
– Piotrek jestem, pierwszy rok inżynierii środowiska. – Mateusz naprawdę, naprawdę starał się nie wybuchnąć śmiechem. Zakrył usta, bo już mu na nie wpłynął szeroki, pełen rozbawienia uśmiech. Inżynieria środowiska… Rower zamiast samochodu, peace and love dla całego świata, co? – skomentował bardzo wrednie w myślach. Prawda była taka, że Jegliński tylko stwarzał pozory zahukanego chłopaka, tak naprawdę zawsze był bardzo arogancki. – A ty? – dopytał Piotr, gdy on wciąż uporczywie milczał.
– Też pierwszy, ale budownictwo.
– O, to jak mój ziom z pokoju. Wpadaj, to się zintegrujecie! – Machnął na niego ręką, uśmiechając się. Mateusz podejrzewał, że w przypadku Piotrka na alkoholu mogło się nie skończyć, na pewno brał coś jeszcze. Gdy wstał – sam właściwie nie wiedział, dlaczego dał mu się przekonać – poczuł słodko-gorzką woń skrętów. To dlatego jest taki zadowolony z siebie, pomyślał z przekąsem, patrząc na niego. Piotr objął go ramieniem i niemal siłą wytoczył z pokoju, wciskając do pomieszczenia obok.
Nigdy by nie pomyślał, że na tak małej przestrzeni da się pomieścić tylu ludzi. Z piętnaście osób siedziało w pokoju, piło i paliło (czujnik dymu został mądrze zakryty workiem), nie tylko papierosy oczywiście, a alkoholem walili na kilometr. Piotr wcisnął mu w dłonie jakieś piwo i pociągnął go do chłopaka siedzącego na łóżku i popalającego skręta.
Mateusz z niechęcią spojrzał na niego. Na jego dosyć spore, czarne tunele w uszach i tatuaże, które znajdowały się chyba wszędzie – na szyi, obojczykach i przedramionach. Więcej nie widział przez ubrania, ale podejrzewał, że mogło być ich jeszcze sporo. On nigdy nie zdecydowałby się na coś takiego. Uważał, że to głupota, bo albo i tak kiedyś się znudzi, albo buntowniczy okres po prostu minie i co wtedy, gdy trzeba będzie zacząć prawdziwe, dorosłe życie? To długoletnia inwestycja.
Chłopak ze skrętem miał ciemny zarost i tego samego koloru włosy, modnie zaczesane do tyłu. Mateusz uśmiechnął się pod nosem z drwiną. Pewnie myślał, że jest taki unikatowy, jedyny egzemplarz w swym rodzaju, zaśmiał się w duchu, odpowiadając na jego upalone spojrzenie swoim rozbawionym.
On wielu rzeczy nie lubił. Nie lubił też wielu typów ludzi, a ten facet był jednym z nich – typowy hipster, tylko że w nieco ostrzejszym wydaniu, bez Ray-Banów i kraciastej koszuli, za to w koszulce zespołu (którego z pewnością nikt nie znał, tylko on był taki super, że go słuchał) i w zwykłych spodniach.
– Dorian, masz tu człowieka ze swojego roku – powiedział Piotr i wskazał na Mateusza, który westchnął i kiwnął mu na powitanie.
– O – powiedział po długiej chwili myślenia. Maryśka już mu chyba mózg wypaliła, pomyślał z rozdrażnieniem Mateusz. Chciał wrócić do pokoju, to nie jego środowisko. Nie był ani rozrywkowy, ani wygadany, był za to nudny i taki pragnął zostać. Nie wyglądał reprezentacyjnie ze swoimi jasnymi, kręconymi włosami, czasami przypominającymi siano, i z wiecznymi sińcami pod oczami, których nawet nie miał ochoty likwidować. Bo mu się nie chciało. Nie dbał o swój wygląd, ani o ubrania. A jak patrzył na ludzi znajdujących się w pokoju, dziewczyny z idealnymi makijażami i facetów w modnych ciuchach, jeszcze bardziej pragnął wrócić do swojej nory.
– Dorian – powiedział chłopak, wyciągając do niego wytatuowaną dłoń. Na jej wierzchu znajdowała się szczęka kościotrupa, a na knykciach jakieś liczby. Cholera, nawet imię ma inne, pomyślał Mateusz z rozbawieniem.
– Mateusz – odparł. Miał już dość przedstawiania się jak na jeden dzień.
– Zapalisz? – zapytał Dorian i wskazał na swojego skręta.
– Nie, dzięki – powiedział, krzywiąc się. Nigdy nie ciągnęło go do takich rzeczy, nawet nie miał ochoty spróbować. – Wrócę do siebie – stwierdził i odstawił nieruszone piwo na stół. Szybko zniknął, nim ktokolwiek zdążył zaprotestować. Gdy wychodził z pokoju, zerknął jeszcze na Mietka, który z wypiekami na pucołowatej twarzy rozmawiał z jakąś dziewczyną. Widać było, że bawił się dobrze.
W momencie, kiedy zamknęły się drzwi, Mateusz aż odetchnął z ulgą. Wreszcie spokój; zaczął powoli doceniać ten pusty, śmierdzący pokoik i Mietka, tak garnącego się do imprez. Podszedł do łóżka i walnął się na nie. Włączył grę, żeby zniknąć ze świata na dwie godziny.

***

Brać prysznic czy zrobić to rano, zastanawiał się, wsłuchując się w odgłosy zabawy trwającej w najlepsze. Nie chciał ryzykować, że jakiś pijany imprezowicz złapie za zasłonę i zobaczy go „na Adama”.
Wyszedł z pokoju i przeszedł do łazienki, z której jednak od razu miał ochotę się wycofać. Ktoś był pod prysznicem i nie, nie mył się. Nawet nie puszczał wody. W kabinie znajdowały się dwie osoby, mężczyzna i kobieta. Wyraźnie było słychać, co takiego tam robią, więc zniesmaczony Mateusz zaraz zawrócił, stwierdzając, że umyje jedynie zęby, a rano, gdy impreza dobiegnie końca i nie będzie już musiał się martwić, że ktoś właśnie uprawia seks pod jego nosem, weźmie prysznic. To był dobry plan. Podszedł więc do umywalki i zaczął myć zęby, spoglądając od czasu do czasu na swoje odbicie w lustrze. W końcu z kabiny wytoczyły się dwie postacie. Rzucił im szybkie spojrzenie i wcale nie zdziwił się, gdy dojrzał Doriana obłapiającego jakąś niską, szczupłą brunetkę. Kiedy przechodzili obok Jeglińskiego, chłopak mrugnął porozumiewawczo do niego, na co on tylko przewrócił oczami.
Dopiero pierwszy dzień, a już miał dosyć życia w akademiku. Nie wyobrażał sobie, co będzie za miesiąc, nie mówiąc już o dotrwaniu tu do sesji.

***

– I jak ci tam? Żyjesz jeszcze? Nie tęskno ci za rodziną? – zapytała mama, budząc go swoim telefonem z samego rana. O szóstej. A mógłby jeszcze spać!
– Nie, mamo – powiedział sennym tonem. Wczorajsza impreza, w której nawet nie brał udziału, dała mu się we znaki. Poszedł spać dopiero, gdy odgłosy za ścianą umilkły, czyli gdy padł ostatni z imprezowiczów. Aż dziw, że recepcjonistka czepiająca się absolutnie wszystkiego, zignorowała odgłosy z ósmego piętra. Jasne, może dochodziły one do niej przytłumione, ale z pewnością coś musiała słyszeć. Najwidoczniej nie chciało jej się ruszać tyłka, nawet jeżeli windy miała pod nosem, a dokładnie naprzeciwko recepcji. Lenistwo dwudziestego pierwszego wieku bywa naprawdę przerażające.
– Nam tu bez ciebie ciężko – westchnęła. – No ale nic, twoi bracia mi pomagają, więc nie ma problemu. Cieszę się, że mam takiego mądrego syna. Żaka! Studenta! – mówiła zachwycona, a Mateusz słuchał jej tylko jednym uchem. Powoli znów zasypiał. Rozmowa z mamą o świcie i to na dodatek w pozycji leżącej nie była zbyt dobrym pomysłem. – Kształć się, kształć, pamiętaj, że tego co się wykształcisz, to nikt ci nie odbierze. – Jego mama była prostą kobietą ze wsi, która miała na głowie całe gospodarstwo. Wszyscy myśleli, że po śmierci ojca nie da sobie z tym rady, jednak nie zdawali sobie sprawy, ile ona miała siły. Gospodarstwo prosperowało tak dobrze, jak za życia taty, a może nawet i jeszcze lepiej. Załatwiała wszystko, od spraw papierowych (mimo że jej sposób wypowiadania się pozostawiał wiele do życzenia, umowy rozumiała jak zawodowiec) po fizyczne. Latała od stodoły do stajni i nawet nie narzekała, że trzeba wstawać o nienormalnych godzinach tylko dlatego, aby łaciate wydoić. A dokładniej, żeby podłączyć maszynę, bo mieli dwadzieścia cztery krowy i dojenie każdej po kolei byłoby pracochłonne. Zatrudniała kilku parobków, bo jednak zajmowanie się wszystkim w pojedynkę mogłoby ją przerosnąć, ale i tak zawsze musiała nadzorować ich pracę. Zawsze miała pełno energii i zapału do roboty, no i wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik; nie tolerowała niechlujstwa, o czym Mateusz nie raz się przekonał, kiedy wparowywała mu do pokoju, wyrzucała rzeczy z szafy, bo on wcześniej upchał je tam byle jak, i kazała ułożyć wszystko jeszcze raz.
– Tak, mamo – odpowiedział. – Jestem zmęczony, naprawdę.
– Dobrze, dobrze. Wyśpij się. I pokaż tam wszystkim, co umiesz. No, już ci głowy nie zawracam, serdeńko. Trzymaj się.
Mateusz niemal z ulgą odłożył telefon na poduszkę. Nie minęła chwila, a zasnął przy akompaniamencie pochrapywań Mietka.

***

Siedział na dworcu, bo tak nazywany był wśród studentów budynek jego wydziału, który, nic dodać, nic ująć, po prostu przypominał dworzec. Nawet, jak zauważył kąśliwie Jegliński, było tu zimno jak na typowym pokomunistycznym dworcu. Możliwe, że nawet na zewnątrz panowała bardziej przyjazna temperatura niż tutaj, w środku.
Siedział na ławeczce przed salą, w jakiej miał mieć za dziesięć minut wykład, i rozglądał się dookoła. Patrzył ze swojego miejsca na ludzi, którzy prawdopodobnie byli z jego roku. Większość to faceci, bo czego innego można by się spodziewać po budownictwie? Jednak dziewczyny też się znalazły – typowe, zahukane kujonki, które siedziały tak jak Mateusz, albo opierały się o ściany i obserwowały wszystko z dystansu. Farbowane blondyny, zaskarbiające sobie podziw napalonych samców już od pierwszych minut poznania. Hipsterki w za dużych spodniach dżinsowych na szelkach, kraciastych bluzach i (no koniecznie!) w Ray-Banach. A także zwykłe dziewczyny, niewyróżniające się absolutnie niczym.
Jegliński nigdy nie widział w płci pięknej niczego zachwycającego, więc żadna z obserwowanych studentek nie zwróciła jego uwagi. Na mężczyzn nie patrzył, chociaż wiedział, że to już bardziej by mu się spodobało. Obawiał się jednak, że spodoba mu się aż za bardzo, a później będzie wstyd wstać. Wbijał więc wzrok albo w dziewczyny, albo w swoje splecione dłonie, wyglądając przy tym na człowieka absolutnie znudzonego i zmęczonego życiem – nie tylko przez bladą, bardzo niezdrowo wyglądającą cerę i zmierzwione, kręcone włosy, jakie opadały mu na oczy, ale też przez sińce pod nimi, będące tego poranka jeszcze bardziej widoczne niż zwykle. Właściwie nie ma co się dziwić, nie spał prawie całą noc i jeszcze mama zrobiła mu pobudkę o świcie.
Nagle jego spojrzenie zatrzymało się na ławeczce naprzeciwko, do której podszedł znany mu już chłopak, Dorian. Podobnie jak w przypadku Mateusza, również nie wyglądało na to, że się wyspał, jednak on miał powód. Pił przecież całą noc i dobrze się bawił.
Jakie było jego zdziwienie, kiedy uciążliwy sąsiad, nie zamieniając z nikim żadnego słowa (a kilka osób powiedziało mu nawet ciche „cześć”), usiadł i wpatrzył się w ścianę. Wczoraj wyglądał na bardziej rozrywkową osobę, pomyślał Jegliński, obserwując go bacznie. W pewnym momencie ich spojrzenia się skrzyżowały, a Dorian uśmiechnął się lekko, prawie ledwo widocznie, i kiwnął do niego na powitanie. Mateusz odpowiedział na lekki uśmiech, jednak na machnięcie już nie, to byłoby dla niego zbytnie spoufalanie się z kimś, przez kogo nie spał pół nocy.
W pewnym momencie pod salę podszedł wysoki, chudy i zgarbiony mężczyzna w podeszłym wieku. Obrzucił wzrokiem sporą grupkę studentów, poruszył siwiejącym wąsem i przekręcił klucz w zamku, zapraszając uczniów serdecznym gestem do auli.
– Dzień dobry – zaskrzeczał pod nosem, witając się z wchodzącymi do sali wykładowej ludźmi. Jegliński poczłapał za tłumem niechętnie, już stwierdzając, że wykładowca to stary dziwak. Miał na sobie zielone spodnie i kraciastą, czerwono–białą koszulę, a na głowie fioletowy melonik. To nie mógł być ktoś normalny.
Zajął miejsce na tyłach, żeby nie być za blisko wykładowcy. Spojrzał w bok, na Doriana, który usiadł w rzędzie przed nim. Aż uśmiechnął się złośliwie, kiedy dostrzegł w rękach chłopaka butelkę wody mineralnej. Czyżby kac? – pomyślał z kpiną.
– Witam drogich studentów pierwszego roku budownictwa – zaczął wykładowca skrzeczącym głosem. Ledwo co było go słychać, więc sięgnął po mikrofon, którego jednak chyba nie potrafił włączyć i mówił do wyłączonego, będąc święcie przekonanym, że jest inaczej. – Nazywam się Leopold Fryzca, będę was wprowadzać w świat matematyki. Zacznijmy wykład od żartu, tak na rozluźnienie atmosfery. – Mateusz spoglądał na niego ze współczuciem. To nie jest dobry pomysł, pomyślał, mimo wszystko czekając na obiecany żart. – Co mówi matematyk, gdy się zdenerwuje? – Wszystkie spojrzenia studentów spoczęły na wykładowcy. – O elipson! – prawie że krzyknął i parsknął śmiechem, niemal się nim dławiąc. Mateusz musiał zamrugać i powoli przetrawić to, co usłyszał. Boże drogi, pomyślał i zapadł się w siedzenie, mając nadzieję, że tym sposobem uda mu się uciec od szalonego wykładowcy. O elipson, dodał złośliwie w duchu.
Po kilku sekundach ciszy sala wybuchła śmiechem. Zadowolony matematyk wyprostował się, dumny z siebie. Nie miał jednak pojęcia, że nikt nie zrozumiał żartu, a wszyscy śmiali się jedynie z niego.
– Ale, kurwa, żartowniś – usłyszał Jegliński. Spojrzał na Doriana, który założył nogę na siedzenie z przodu. – Kabareciarz się znalazł – skomentował, gdy znów padł jakiś nieudany żart ze strony wykładowcy. Uśmiech Mateusza tylko się powiększył. Docinki Doriana były o wiele zabawniejsze w połączeniu z jego ni to znudzoną, ni to naburmuszoną miną. Zaraz więc po każdym dowcipie pana Leopolda wytężał słuch, żeby dosłyszeć, co takiego mówi do swojego kolegi Dorian. I, wstyd się przyznać, tylko dzięki temu przeżył nudny wykład o pochodnych, których i tak nie zrozumiał.

***

Kolejne zajęcia – geometria wykreślna – również wcale nie zapowiadały się dla Mateusza tak różowo, jak by chciał. Już po kilku minutach z profesorem Jabłońskim miał dosyć. O ile pan Fryzca był całkiem zabawny w swojej żałosności, o tyle Jabłoński już na samym początku wydawał się być niemiłym, około pięćdziesięcioletnim wykładowcą z nieciekawym podejściem do studentów. Od razu zaznaczył, że jego przedmiot przetrzebi ich szeregi, no i oczywiście żeby się nie zdziwili, jak do końca roku wytrwa jedna trzecia z nich.
Jegliński postanowił jednak na razie się nie przejmować, da radę. Może trochę będzie musiał przysiąść do nauki, ale przecież dla chcącego nic trudnego, a przynajmniej tak zawsze mawiała jego mama. Zresztą, tylko jeden rok pomęczy się z przedmiotem, który chyba dla wszystkich studentów budownictwa jest ogromnym utrapieniem. Później już z górki, pocieszał się, przysłuchując Jabłońskiemu – profesor właśnie w tej chwili zachwalał swój podręcznik do wykreślnej, a Mateusz nabazgrał w notatniku, że koniecznie musi go kupić. Coś mu się wydawało, że nawet gdyby miał ogromną wiedzę, ale zignorowałby słowa o tej wspaniałej książce, z pewnością by nie zdał.
– Hej – usłyszał z boku. Zerknął na szczupłą dziewczynę w zbyt dużym, szarym swetrze. Mimo niechlujnie upiętych włosów, braku makijażu i niewyregulowanych brwi, wydawała się całkiem ładna. – Masz może kartkę? – zapytała szeptem, wlepiając w niego duże, ciemne oczy otoczone gęstymi rzęsami. Jegliński kiwnął głową i sięgnął do zeszytu, z którego wyrwał dwie kartki, po czym bez słowa jej podał. – Jestem Alicja – przedstawiła mu się.
– Mateusz – odparł, zdziwiony, że do niego zagadała. Przecież niczym nie zachęcał do konwersacji, siedział od początku wykładu naburmuszony, a myślami był już przy tym, co zrobi po zajęciach.
– Niezbyt ciekawie będzie na tej geometrii, co? – ciągnęła dalej, wyraźnie zainteresowana rozmową z nim... albo może bardziej nim? To też dla Mateusza była nowość, raczej nie przyciągał do siebie dziewczyn, co zresztą wcale mu nie przeszkadzało, bacząc na to, że gustował w innej płci.
– No, niezbyt – odparł, już chcąc zakończyć tę wymianę zdań, gdy nagle stwierdził, że właściwie to dlaczego miałby to robić? Ktoś znajomy z roku zawsze mu się przyda, kiedy będą potrzebne notatki. – Widać, że facet ma obsesję na swoim punkcie – dodał, bardziej dla podtrzymania rozmowy. Alicja kiwnęła głową z szerokim uśmiechem, ale już nie odpowiedziała, bo wzrok Jabłońskiego akurat w tym momencie padł na nich.
– Mają państwo coś, czym chcieliby się podzielić na forum? – zapytał, marszcząc przy tym groźnie swoje siwe brwi.
– Nie, nie, przepraszamy! – odpowiedziała szybko Alicja, a Jabłoński, najwidoczniej bardziej zaabsorbowany opowiadaniem o swojej książce, powrócił do przerwanego wątku. I tak do końca wykładu nie odezwali się do siebie ani słowem, co właściwie Jeglińskiemu nawet odpowiadało. Nie czuł potrzeby, by z nią rozmawiać, jednak kiedy już zbierał się do wyjścia z sali, Alicja ponownie zagadała.
– Gdzie mieszkasz? Jesteś z Bydgoszczy?
Mateusz spojrzał na nią, tłumiąc w sobie jęk niechęci. Wymusił jednak lekki uśmiech i zaprzeczył ruchem głowy.
– Nie, mieszkam w akademiku na kampusie – odparł. – Spieszę się, kiedy indziej się zgadamy – dodał i machnął do niej, po czym szybko wyszedł z auli, modląc się, by na kolejnym wykładzie dziewczyna się do niego nie dosiadła.

***

Jegliński siedział na swoim łóżku, zawinięty kołdrą od czubka nosa aż po same palce u stóp. Wyciągnął tylko rękę ze swojego kokonu, aby przytrzymać książkę, którą aktualnie czytał. Pierwszy tom „Władcy Pierścieni” – znał go już chyba na pamięć, ale i tak uwielbiał do niego wracać. Jeszcze wieczorem obejrzy sobie film, stwierdził akurat w momencie, gdy drzwi do jego pokoju zostały otwarte na oścież.
– Ale w tym akademiku pizga – usłyszał, a już po chwili do środka wszedł zadowolony Dorian z jakąś paczuszką w dłoni. – No siema, sąsiad – przywitał się i rozejrzał po małym pomieszczeniu z obdrapanymi ścianami i starymi, śmierdzącymi szafami. – Macie ładniej niż my – zawyrokował. – A przynajmniej mniej śmierdzi.
Mateusz zmarszczył brwi. Co go to obchodziło? Nie odpowiedział, tylko śledził ruchy Doriana, który podszedł do stolika z białą, pobrudzoną olejem lub Bóg wie czym, mikrofalą.
– Można? – zapytał chłopak, wskazując na paczkę popcornu, jaką trzymał w dłoni, i na urządzenie.
Dorian był wysoki, zauważył Jegliński, ale chyba nie wyższy niż on sam. Wzrost to jedyna rzecz, jaka wyróżniała go z tłumu, bo mierzył aż metr dziewięćdziesiąt i był z tego całkiem dumny. Dorian mógł mieć trochę ponad metr osiemdziesiąt.
– Można, nie moja – burknął w odpowiedzi i wzruszył ramionami, co pewnie nie było zbyt widoczne przez kokon z kołdry, ale nie przejął się tym. Spróbował zignorować Doriana i powrócić do odprężającej lektury, gdy w pewnym momencie mikrofala wydała piskliwy dźwięk. Nie dał się jednak rozproszyć. Co to ten Frodo? Ach tak… Znowu urządzenie piknęło, a po chwili zrobiło to jeszcze raz. – Głupiej mikrofali nie potrafisz obsłużyć? – warknął i spojrzał na chłopaka groźnie. Ten odpowiedział mu przyjaznym śmiechem i już po chwili udało mu się włączyć kuchenkę.
– Co czytasz? – zapytał Dorian, siadając na łóżku Mietka. Mateusz poczuł, że jego cierpliwość zaraz się skończy i chyba rzuci tą książką w niego, żeby tylko się zamknął… Zamknął, zabrał swój popcorn i wyszedł z pokoju.
– Władcę Pierścieni – odwarknął niemiło. Popcorn w mikrofali zaczął charakterystycznie pykać. Zaraz naprawdę straci cierpliwość i wyrzuci kuchenkę Mietka przez okno, najlepiej z Dorianem w pakiecie.
– O, nuda – powiedział i machnął ręką. – Nie lubię tego – dodał, zupełnie jakby jego zdanie miało wpłynąć na Mateusza. Zdążył już zauważyć (a nawet nie znał go zbyt długo i wnikliwie), że Dorian miał charakterystyczne uosobienie. Z jednej strony był lowelasem, z drugiej samotnikiem, a z trzeciej egoistą. Naprawdę nie cierpiał takich ludzi jak on.
– Super, cieszę się – zironizował, wracając do czytania. Po chwili jednak podniósł wzrok na kuchenkę. – Chyba popcorn już ci się zrobił – burknął, widząc, że Dorian dalej siedział i rozglądał się z zaciekawieniem po pokoju. W pewnym momencie jego mocno zielone oczy spoczęły na Jeglińskim, a ten nie mógł przez chwilę oderwać od nich wzroku. Nigdy jeszcze takich tęczówek nie widział, nie tak mocno zielonych. Dziwnie, że wcześniej tego nie zauważył, bo wyglądały dosyć… nienaturalnie.
– Nie lubisz towarzystwa, co? – zapytał.
– Nie lubię głupiego towarzystwa – odpowiedział, na co Dorian lekko się uśmiechnął.
– Wiedziałem, że jesteś dziwny już, jak odmówiłeś piwa – parsknął i wstał, otworzył mikrofalę i wyciągnął z niej paczkę gotowego popcornu. – Czasem warto otworzyć się na ludzi. Nawet na tych, których masz za nudnych i denerwujących. – Mrugnął do niego okiem, łapiąc za klamkę od drzwi. – Możesz dowiedzieć się, że nie wszystko jest takie, na jakie wygląda – rzucił jeszcze filozoficznie i wyszedł, zostawiając Mateusza w upragnionej samotności.

13 komentarzy:

  1. Ciekawie się zaczyna :). (Nie mam pojęcia co więcej napisać, bo zaraz mi mózg wyparuje.)
    Życzę Szczęśliwego Nowego Roku i mnóstwa weny :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Hip hip hura! Studenckie miłostki się szykują :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Już lubię to opowiadanie.. Mateusz i Dorian to imiona, które bardzo lubię więc masz dużego plusa xP Czuję, że Dorian okaże się ciekawą postacią i w jakiś sposób ważną dla Matiego, chociaż.. jak można nie lubić Władcę Pierścieni? Ja nadal "żyję" w Śródziemiu xD

    Jak zauważyłam w każdym opowiadaniu narzekasz na mieszkania z czasów PRL'u.. W Twoich opowiadaniach widać jak bardzo ich nie lubisz.. Jak dla mnie czasami z tym przesadzasz, aczkolwiek fabułą i swoim stylem mnie zauroczyłaś więc te (według mnie) minusiki jestem w stanie wybaczyć ;3

    O Akademiku więcej nie napiszę, oprócz tego, że z wielką chęcią przeczytam następny rozdział..
    No i z niecierpliwością czekam na ostatni rozdział ZTP! Dziewczyno! Zlituj się nad nami! xD


    Pozdrawiam i życzę dużo weny no i czasu na pisanie! ♥

    PS I szczęśliwego Nowego Roku!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada się ciekawie. :) Najbardziej chyba zaintrygował mnie Dorian. Czuję, że Mateusz będzie mu się trochę opierał, ale w końcu ulegnie. Nie mogę się tego doczekać. ;)
    Najlepsze jest to, że Mateusz przypomina mnie i z wyglądu i z charakteru, haha.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny oraz szczęśliwego nowego roku!

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam :)
    Komentuję po raz pierwszy, mimo że już dość długo jestem czytelniczką twoich opowiadań. Przepraszam najmocniej za nieujawnienie się wcześniej ;)

    Mateusz przypomina mi Holdena z książki "Buszujący w zbożu". Są strasznie podobni pod względem podejścia do ludzi. Obydwoje za nimi nie przepadają xD

    Mimo tego, że postać Mateusza przedstawia się interesująco, to do Doriana będę musiała się trochę dłużej przyzwyczajać. Po prostu skojarzył mi się z osobą, którą w dzisiejszych czasach nazywamy "pozerem", rozumiesz?
    Cieszyła mnie drwina Mateusza z nowo poznanego kolegi i mam nadzieję, że nie ulegnie mu zbyt szybko xD
    Reszta bohaterów, poczynając od pulchnego Mietka, na wyluzowanym Piotrku kończąc, idealnie wpasuje się w opowiadanie i mam nadzieję, że wprowadzisz z nimi kilka ciekawych wątków. (Nie lubię jak historia sprowadza się tylko do głównych postaci xD)

    Nie pozostaje mi nic innego jak czekać z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
    Życzę dużo weny i szczęśliwego Nowego Roku :)
    ~Liv

    Ps. Jest już wiadome kiedy możemy się spodziewać ostatniego rozdziału ZTP?

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak miło, że dodałaś coś nowego! <3
    To opowiadanie jest wyjątkowo uroczę, a Dorian i tej jego "trzy części charakteru, złączone w jedno" cholernie mnie przypominają. Z jednej strony lubię flirtować, nie zapominając przy tym o mojej egoistycznej naturze. Mam też duże skłonności do bycia samowystarczalnym introwertykiem, prościej mówiąc - do izolowania się.
    Rozumiem, więc doskonale postać Doriana. Wierzę, że Mateusz również okaże się interesujący. Wielki plus dla niego za uwielbienie do książek i samotności. Wielki minus za to, iż nie potrafi się bawić i choć nie powinnam go oceniać po jednym rozdziale, wydaję się potwornie przeciętny. Liczę jednak, że pokaże się jeszcze z jakiejś lepszej według mnie strony. (Zwykle cechy charakteru, które mnie osobiście przyciągają, nie są takowe dla innych). Mniejsza z tym. Czekam na dalszy ciąg tej historii. Nie muszę życzyć ci weny lub poprawy czegokolwiek, bo jeśli chodzi o całokształt opowiadania, nie ma błędów.
    Chcę byś wiedziała, że bardzo cenię wszystko co piszesz i uważam Twój blog za jeden z najlepszych jakie przyszło mi czytać - a przejrzałam ich niewątpliwie dużo. Także pozostaje mi mieć nadzieje, iż nie będziesz marnować czasu, rozwiniesz to opowiadanie i zakończysz w końcu cudowne ZTP. Liczę, że stanie się to w najbliższym czasie, bo chociaż z pewnością, jesli przyjdzie mi czekać dłużej pozostanę na tym blogu i dalej będę go odwiedzać, to byłoby na miejscu gdybyś dodała coś szybciej, bowiem czytelnicy czekają, a zapewne nie wszyscy są zżyci z Twoją twórczością w takim stopniu jak ja.
    Skoro nie masz ostatniego rozdziału ZTP, byłabyś skłonna zdradzić, czy może masz już napisane jakieś dalsze rozdziały "Akademika"? Jeżeli tak wrzuciłabyś je wcześniej?
    Myślę, że to byłoby dobrym rozwiązaniem, gdyż ludzie nie naciskaliby tak na dodanie ostatniej części "Za Trzy Punkty". I nie ukrywam, piszę to też poniekąd z czystko egoistycznych pobudek, ponieważ nie obraziłabym się gdybyś dodała drugi rozdział "Akademika" w najbliższym czasie. Cholernie spodobało mi się ta historia, jest niezmiernie urzekająca w swej prostocie - zresztą jak wszystko co do tej pory napisałaś, a na Twojego bloga zawitałam dość dawno, więc czytałam dużo Twoich tekstów, nawet te, które obecnie nie są już dostępne na tej stronie.
    Komentarz wyszedł mi obszerny jak na moje standardy, ale zazwyczaj nie komentuję nowych rozdziałów, a chciałam żebyś wiedziała, iż przeglądam to co dodajesz oraz cenię to - bo jest tego warte. ~Yuu~

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    rewelacyjnie się zapowiada opowiadanie, jakieś miłostki akademickie się szykują...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć.
    Kiedyś czytałam Twoje blogi. Zarówno ten na Onecie jak i ten tutaj tylko z zupełnie innymi opowiadaniami. Przyznam, że z czasem przestałam. Irytowało mnie, że ciągle przerywałaś kolejne opowiadania, uważając je za beznadziejne. Ale czasem wracałam. Czytałam niektóre rozdziały czy chociaż wybrane fragmenty. Wracałam do Twoje chomika.
    I teraz zobaczyłam nowe opowiadanie, nowy rozdział – postanowiłam przeczytać.

    Pozwolisz, że nim wypowiem się o treści, na bieżąco powytykam niektóre błędy, które są dość rażące.

    1. „Z zewnątrz akademik przynajmniej został odmalowany, zupełnie jakby zielona, jaskrawa farba miała upodobnić go do budowli z dwudziestego pierwszego wieku.” ~ XXI wiek; nie zapisujemy tego słownie;

    2. „– Siema – rzucił ten do Mateusza i zdjął słuchawki, jakie miał w uszach.” ~ skoro zdjął słuchawki, to musiały być na wierzchu, czyli NA uszach, czyli słuchawki nauszne; gdyby je wyjął, mowa byłaby o dousznych słuchawkach; dodatkowo nie „jakie”, a „które”;

    3. „Wyglądało jak wyciągnięte z lat siedemdziesiątych, na dodatek zżarte jeszcze przez czas i poprzednich użytkowników, których z pewnością było sporo.” ~ zwrot „zżarte przez czas” brzmi dziwnie; mówi się raczej „zniszczone przez czas”

    4. „Mateusz już zdążył zauważyć, że jego współlokator lubił się bawić.” ~ taki kosmetyczny błąd, zmiana kolejności „zdążył już zauważyć”;

    5.„Lenistwo dwudziestego pierwszego wieku bywa naprawdę przerażające.” ~ patrz punkt 1;

    6. „Nawet, jak zauważył kąśliwie Mateusz, było tu zimno jak na typowym dworcu pamiętającym jeszcze czasy PRL’u.” ~ czemu wszystko przypomina „czasy PRL-u”…?; właśnie, zapomniałam poprawić: o język polski, nie obcy, dlatego pisze się „PRL-u”;

    7. „Możliwe, że nawet na zewnątrz panowała bardziej przyjazna temperatura niż tutaj, w środku.” ~ taki mały błąd logiczny (chyba logiczny): skoro „na zewnątrz” jest zimnej niż „tutaj”, to logiczne, że „tutaj” oznacza „w środku”;

    OdpowiedzUsuń
  9. 8. „Wbijał więc wzrok albo w dziewczyny, albo w swoje splecione dłonie, wyglądając przy tym na absolutnie znudzonego. Na człowieka zmęczonego życiem, nie tylko przez bladą, bardzo niezdrowo wyglądającą cerę i zmierzwione, kręcone włosy, jakie opadały mu na oczy, ale też przez sińce pod nimi, będące tego poranka jeszcze bardziej widoczne niż zwykle.” ~ taki błąd rzeczowy, masło maślane; o ile pierwsze zdanie jest jak najbardziej w porządku, to drugie już nie jest zbyt zrozumiałe; wynika z niego, że był człowiekiem znudzonym życiem, a nie tylko przez bladą cerę, która jest częścią życia… brakuje czasownika: zdanie wyglądałoby poprawnie, gdyby zaczynało się od „Wyglądał na człowieka zmęczonego życiem (…)”, ale to oznacza powtórzenie, dlatego najlepiej wyglądałby tu przecinek, po prostu;

    9. „Podobnie jak Mateusz, również nie wyglądał na to, że się wyspał, jednak on miał powód.” ~ albo „nie wyglądał na takiego, który się wyspał” (można w ogóle wyglądać na to?) albo „nie wyglądało na to, żeby się wyspał”, chociaż w drugim przypadku zdanie jest absolutnie źle skonstruowane;

    10. „O Boże drogi, pomyślał i zapadł się na siedzeniu, mając nadzieję, że tym sposobem uda mu się uciec od szalonego wykładowcy.” ~ można się „zapaść na siedzeniu”…? Przyznam, że brzmi to odrobinę dziwnie, chociaż kiedy tak analizuję, to mniej więcej wiem, o co Ci chodzi; tylko że bardziej pasuje „zapaść się pod”, więc tutaj zmieniłabym na „zgarbił się” czy coś w tym guście; dodatkowo – jeśli wcześniej nie pisałaś myśli kursywą, teraz tego też nie rób; musisz zdecydować;

    11. „chyba rzuci tą książką w niego” ~ błąd kosmetyczny: „chyba rzuci w niego tą książką” brzmi lepiej; szczególnie że mówi to narrator;

    12. „Zdążył już zauważyć (a nawet nie znał go zbyt długo i wnikliwie), że Dorian miał charakterystyczne uosobienie.” ~ nie można znać kogoś „wnikliwie”; można co najwyżej „poznawać wnikliwie”, chociaż to też kuleje; ktoś może być wnikliwy, wnikliwie dociekać można…;

    To by było na tyle chyba z takich logiczno-gramatyczno-stylistyczno-językowych błędów. Mogłam jakieś pominąć, ale z grubsza wybrałam te, które po prostu raziły.
    Znalazło się też kilkanaście błędów interpunkcyjnych, ale te sobie darowałam.

    Nie będę, przynajmniej na razie, fanką Akademika. Nie wciągnął mnie jakoś specjalnie. Ani bohaterami, ani stylem, ani fabułą, chociaż ona jest szczątkowa na razie.
    Zobaczymy, może z czasem zmienię zdanie i będę czytać regularniej.


    Może nie zostanę stałą czytelniczką, ale skomentować czasami mogę c:

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie jest źle. Nie wyciągnęlo mnie, ale to dopiero początek. Życzę weny. (:

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy pojawi się nowy rozdział? :-(

    OdpowiedzUsuń
  12. Szczerze to się zakochałam w Mateuszu po prostu wersja mnie ale meska.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.