niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 14. (Za trzy punkty)

Betowała Akari

Niczym Harvey z Batmana

Nie wiem o której się obudziłem, ale z pewnością na dworze było już bardzo jasno. Uchyliłem lekko powieki, czując, że jest mi cholernie gorąco. Zaspanym wzrokiem błądziłem dookoła, dłużej zatrzymując nieprzytomne jeszcze spojrzenie na włączonym telewizorze. Później zorientowałem się również, że pomimo promieni słonecznych wpadających do pokoju przez duże okna, wciąż świeciła się lampa pod sufitem.
I już wiedziałem gdzie jestem. Aż przełknąłem nerwowo ślinę, bojąc się poruszyć. Uniosłem tylko głowę i spojrzałem, najpierw nieco niespokojnie, na twarz Sebastiana. Gdy zorientowałem się, że śpi w najlepsze, podniosłem się na jednym łokciu, na tyle, na ile pozwało mi ramię chłopaka owinięte dookoła mojego pasa. Nie myślałem w tamtej chwili o tym, że za ścianą mogą być jego rodzice. Że (cholera!) na pewno tam są, a ja przytulałem ich syna. Przyglądałem się mu, nie mogąc powstrzymać lekkiego uśmiechu.

Sebastian na pierwszy rzut oka był przystojny. Naprawdę. Dopiero później, gdy już się oswoiło z jego urodą, dostrzegało się też jego mankamenty. Cholernie seksowne, jak dla mnie, mankamenty. Na przykład wystający pieprzyk koło ucha z tunelem, lekko przekrzywiony nos, jedną brew cieńszą od drugiej, czy nawet niezwykle wąską, w porównaniu do dolnej, górną wargę. Ale i tak był przystojniakiem z nietypową urodą.
Najbardziej podobały mi się jego piegi. Nie wiem, czy to jakiś mój nowy fetysz, ale gdy tylko przypomniałem sobie wypięty, piegowaty (i twardy) tyłek, to zrobiło mi się nieco goręcej. Zerknąłem na obojczyki i aż się uśmiechnąłem. Tu też były piegi. Nie wiem co mną pokierowało, a chwilę później nawet stwierdziłem, że nie chcę tego wiedzieć, ale podniosłem się nieco i najpierw pocałowałem wystający obojczyk, a następnie przesunąłem po nim językiem, schodząc aż na szyję.
Sebastian zamruczał, jakby z zadowoleniem, na co ja drgnąłem i pewnie bym się odsunął jak najdalej, gdyby nie to, że przycisnął mnie do siebie ramieniem. Uchylił powieki i uśmiechnął się lekko.
- Nie spałeś – warknąłem, powracając szybko do pozycji w której zasypiałem. Pewnie byłem czerwony na twarzy, więc wolałem, żeby tego nie widział. Kurwa, ale się zbłaźniłem, myślałem nerwowo.
- Nie – przyznał ze śmiechem, wsuwając dłoń w moje włosy. – Obudziłem się chwilę przed tobą, ale byłem ciekawy, co zrobisz. – Gnida jedna, skomentowałem w myślach.
- Twoi rodzice już są? – zapytałem trochę dla zmiany tematu, a trochę też dla zorientowania się w sytuacji. Wolałem wiedzieć wcześniej, czy będę musiał jak ninja przemknąć przez korytarz, schody i ogród, aż do bramy. Ale z dwojga złego, wolałem już wcielić się w tego ninję i nawet po ścianach zacząć łazić, bylebym tylko nie musiał stanąć twarzą w twarz z mamą Sebastiana. Chociaż… z ojcem też jakoś nie uśmiechało mi się spotkać.
- Pewnie są – odpowiedział. Drgnąłem. Spojrzałem na telewizor, w dolnym prawym rogu wyświetlana była godzina. Po dziesiątej… Skoro wrócili nad ranem – zacząłem kalkulować – to oznacza, że pewnie jeszcze śpią.
- To ja idę – powiedziałem szybko i już się podnosiłem, gdy Sebastian przyciągnął mnie mocno do siebie, dzięki czemu wylądowałem nosem w jego piersi. Nie, żeby to przyjemnie nie było. Bo ładnie pachniał, cholera.
- Gdzie lecisz? – burknął, nieco zaspany. – Śpij lepiej.
Zamknąłem oczy nie mając siły z nim walczyć. Dobra, nawet nie chcąc z nim walczyć, bo całkiem miło było, kiedy on tak mnie obejmował, głupie reklamy Vanisha przygrywały w tle, a lampa pod sufitem paliła się, podczas gdy słońce przebijało przez okna.
Zasnąłem.

Nie wiem jak długo spałem. Obudziłem się i przeciągnąłem, ale po chwili stwierdziłem, że czegoś mi brakuje. Dokładniej: ciepłego ciała pode mną o zapachu męskiego żelu do kąpieli. Podniosłem się na łokciach, a moje zaspane spojrzenie zatrzymało się na Sebastianie, który zapinał spodnie. Miał mokre, przyklapnięte włosy, ale i tak wyglądał całkiem pociągająco, stwierdziłem, kiedy bez skrępowania oglądałem jego sylwetkę.
Gdy sięgał po koszulkę, zatrzymał na mnie wzrok. Uśmiechnął się lekko.
- Cześć – przywitał się. – Jak chcesz, możesz wziąć prysznic, a później zjemy na śniadanie i… - Nie dokończył. Niemal wyskoczyłem z łóżka i zacząłem się chaotycznie ubierać.
Boże, jak mogłem zapomnieć?! Jak, do cholery, mogłem pójść dalej spać ze świadomością, że jeżeli to zrobię, to na pewno spotkam jego rodziców?
Miałem ochotę wyskoczyć przez okno. Nawet na nie spojrzałem i zacząłem rozważać opcję zsunięcia się po rynnie, a później przejścia przez płot.
- Twoi rodzice są na dole? – zapytałem. Sebastian stał i obserwował mnie z rozbawieniem. No kurwa, cholernie śmieszne! Oczywiście, każdy przecież po przespaniu się z kimś, marzy o spotkaniu jego rodziców.
A niech cię, piegowata łajzo, szlag weźmie.
- Są – odparł i chyba nie zamierzał mi pomagać w cichym wyjściu z jego domu.
- Masz jakieś tylne drzwi? Taras? – Prawdopodobnie zabrzmiało to jak słowa prawdziwego desperata. I chyba nim byłem.
- Mam – odpowiedział i oparł się o biurko. Pewnie uznał, że niezła zabawa będzie, więc zajął dogodne miejsce. Zmarszczyłem brwi, spoglądając na niego groźnie. Oczywiście, o ile można być groźnym z włosami wyglądającymi jak siano, poszewką poduszki odciśniętą na policzku i w gaciach. Pewnie wyglądałem jak prawdziwy handlarz narkotykami.
- To super, zaprowadzisz mnie i…
- W jadalni i kuchni. W jadalni pewnie siedzi tata i czyta wczorajszą gazetę, a w kuchni mama. Gdzie wolisz? – zapytał i uśmiechnął się niby niewinnie. Miał świetną zabawę.
- Nienawidzę cię – warknąłem i schyliłem się po spodnie. – Po prostu wyjdę, zamkniesz za mną drzwi i o wszystkim zapominamy, okej? – burczałem, zapinając rozporek.
- Chciałbyś, żebym zapomniał o wczorajszym? – parsknął. – Nie ma mowy – dodał i uśmiechnął się, ale już nie złośliwie. Nie wiem co oznaczał ten uśmiech, ale był… ciekawy. Żeby nie wpatrywać się w niego jak ostatni idiota, schyliłem się po koszulkę i założyłem ją.
- Nie o tym masz zapomnieć – mruknąłem i przewróciłem oczami. – Dla twoich rodziców nigdy mnie tu nie było… okej?
Sebastian wzruszył ramionami.
- Jak chcesz – powiedział. – Ale nie wiem po co się tak spinasz. Moi bracia przyprowadzali tu laski i jakoś żyli – parsknął.
Zmarszczyłem brwi, podchodząc do niego. Sięgnąłem po plecak, który leżał na fotelu i przewiesiłem go sobie przez ramię.
- Ale ja nie jestem laską, jakbyś nie zauważył – prychnąłem.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że wcale nie chciałem stąd wychodzić. Mógłbym już do końca życia grać na sebastianowej perkusji, wymachiwać kinectem do X-boxa, wpieprzać meksykańską pizzę i oczywiście kochać się z nim do upadłego. Co więcej, przeżyłbym już nawet tę durną matematykę, byleby tylko nie wracać do domu.
Bo tam pewnie czekał na mnie niezbyt zadowolony Paweł. A ja nie wiedziałem jak mu się wytłumaczyć. Poszedłem do kolegi na korepetycje, a wracam rano. Jak to wyglądało?
- A to jakaś różnica? – zapytał Sebastian.
- Spora? – Naprawdę, nawet jeżeli chciałem, to nie potrafiłem go zrozumieć. – No… po prostu to nie jest normalne, że my wiesz… razem… - „Kochaliśmy się”, czy nawet nieco gorsza wersja „pieprzyliśmy”, nie chciała mi przejść przez gardło. Rany, naprawdę to zrobiłem z facetem.
- Seks jest seksem, nie? – pytał dalej. Naprawdę, nie lubiłem jak nasze rozmowy schodziły na te tematy. Mieliśmy zupełnie dwie różne wizje. Sebastian żył sobie w tym tęczowym, tolerancyjnym świecie. Był przystojny, miał zajebistych rodziców, a na dodatek był bogaty. No i może przez to trochę rozpieszczony, bo już zdążyłem zauważyć, że zachowywał się tak, jakby wszystko do niego należało. Aż tak mi to jednak nie przeszkadzało.
Gdybym miał jakiś dystans do siebie to pewnie stwierdziłbym nawet, że podobało mi się bycie adorowanym przez niego. To, że obrał sobie mnie za cel i chciał mnie mieć. Ale w tamtym momencie patrzyłem na to wszystko tylko w sensie kolegowania się i eksperymentowania. Nie było żadnych celów. Nikt mnie nie musiał zdobywać. To ja robiłem co chciałem.
Szkoda, że prawda była nieco inna. Tu Sebastian pociągał za sznurki.
- Dobra, zapomnij – machnąłem ręką. – Po prostu nie chcę, żeby każdy patrzył na mnie jak na geja – dodałem, chociaż nie mam pojęcia dlaczego.
- A kto tak patrzy? – ciągnął dalej.
- Nikt – prychnąłem poirytowany. – Odprowadzasz mnie do tych przeklętych drzwi, czy masz zamiar pieprzyć te gówna jeszcze dłużej? – Zawsze jak nie posiadałem odpowiedniego kontrargumentu, zaczynałem się wkurwiać. To, że nie wiedziałem co powiedzieć zdarzało mi się tylko przy Sebastianie. I właśnie dlatego się denerwowałem. Miałem mu ochotę przypieprzyć, bo brakło mi słów. Może nieco prymitywne, ale w takich chwilach nie zastanawiałem się nad tym.
- Powiedziałeś w końcu Pawłowi? – zapytał. – Bo chyba jesteście blisko, co?
Zacisnąłem usta i odetchnąłem ciężko, licząc w myślach do dziesięciu.
- Nie – warknąłem. – I nie zamierzam.
- Dlaczego? – No jak Boga kocham! Nic, tylko mu zapchać ryj.
- Żeby się nie ośmieszyć? – prychnąłem. Sebastian w odpowiedzi tylko kiwnął głową i odepchnął się biodrem od biurka. Ruszył do drzwi.
- Chodź, odprowadzę cię – powiedział i wyszedł. Obraził się, przemknęło mi przez myśl, gdy pożegnał mnie zwykłym, wypranym z emocji: „cześć”.

***

Nastawiłem się na burzę. Właściwie, to byłem już niemal przekonany, że jak wejdę, to Paweł albo zasypie mnie wyzwiskami, albo dostanę w prezencie ogromnego siniaka na twarzy. I w sumie wcale bym mu się nie dziwił, sam miałem ochotę sobie przywalić. No cholera! Mówiłem mu, że idę się uczyć matmy, a wracam rano. I jak ja miałem się z tego wytłumaczyć? Że niby sobie popiłem z kumplem? Za coś takiego to należałoby mi się dziesięć razy w twarz, bo przecież pić miałem z Pawłem i Arkiem. Mieliśmy razem gdzieś wyjść, jak za starych, dobrych czasów. Pogadać sobie o NBA, głównie o Chicago Bulls i powkurwiać się trochę na Krzycha, bo pieniądze z naszych małych wypadów dostarcza nam później niż zwykle…
Znów się od nich oddalałem. Zaczynałem mieć przed nimi masę tajemnic i z wszystkimi związany był Sebastian. Zaczynało mnie to powoli przygniatać, w końcu nigdy nie musiałem niczego przed nimi ukrywać. No, chyba że moje zbyt długie zapatrywanie się na penisy i męskie tyłki przy przeglądaniu pornoli. Ale przecież nie powiedziałbym im czegoś takiego, wiedząc, że normalny facet jara się kobiecym krągłym zadkiem i cyckami. A w szczególności, że nie raz, nie dwa, wyśmiewali się przy mnie z kogoś kto albo był pedałem, albo jak pedał wyglądał. Przyznanie się do tego na głos brzmiało dla mnie jak samobójstwo i coś bardzo niemęskiego.
A później pojawił się Sebastian i swoją osobą spierdolił wszystko. Tak, kurwa, jestem pedałem – zacząłem o sobie myśleć i co najdziwniejsze, wcale mnie te myśli aż tak nie obrzydzały. Jednak mimo wszystko, wolałbym zostawić to pomiędzy mną a Sebastianem. Paweł i Arek nie mogli się dowiedzieć. I to postawiłem sobie za punkt honoru. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że właśnie wracam z domu cholernie przystojnego chłopaka, którego tyłek wczoraj miałem. Aż się uśmiechnąłem do siebie, na chwilę zapominając o czekającej mnie w mieszkaniu kłótni.
Wszedłem do domu i od razu skierowałem się do pokoju, żeby zostawić tam plecak i wziąć czyste rzeczy. Otworzyłem szeroko, dosyć głośno drzwi, pewny, że nie muszę zachowywać się cicho. W końcu, cholera, była piętnasta. Prawie szesnasta!
Otworzyłem i zamarłem. Cicho odłożyłem plecak, złapałem jakieś galoty do kolan i wyciągniętą koszulkę i wyszedłem prawie że na palcach. Gdybym mógł, to zrobiłbym to na rzęsach, byleby się tylko nie obudził.
Musieli wczoraj zaszaleć, skoro spał do tej godziny, a i nawet nie wyglądał zbyt reprezentacyjnie. Walnął się na łóżko w rzeczach i, co zauważyłem po chwili, nawet w butach, brudząc błotem pościel. Powinienem mu ściągnąć te trampki, jak na dobrego brata przystało. Tylko, że to działa w dwie strony, pomyślałem, gdy zamykałem za sobą drzwi z zadowolonym uśmiechem. On by mi nie ściągnął. On by mi jeszcze zdjęć narobił, w momencie w którym byłbym najbardziej pijany.
Zadowolony, bo na burzę jednak się nie zapowiadało, wszedłem do kuchni i mój dobry humor momentalnie zwiał gdzieś w krzaki. Spojrzałem niechętnie na ojca, który trzymał w łapsku piwo. Jakiegoś VIPa czy inne tanie gówno za dwa złote.
- Gdzie byłeś? – zapytał i wlał sobie do gęby siki. Ale jego wątroba nie takie rzeczy przeżywała, to tanie piwo i tak było pewnie dla niej rarytasem.
Zmierzyłem go zniechęconym spojrzeniem i gdyby nie żołądek wbijający mi się w kręgosłup z głodu, pewnie bym wyszedł. Minąłem go, położyłem wyciągnięte z szafy ubrania i podszedłem do lodówki, w której (o cholera, co za niespodzianka!), jak zwykle zastały mnie pustki. Mama nigdy jakoś przesadnie nie dbała o jej zawartość, ale od czasu gdy umarła, lodówka miała się jeszcze gorzej. Każdy kupował to, co aktualnie potrzebował, nikt się nie martwił zapełnieniem jej chociażby podstawowymi produktami. Co więcej, nikt się nie przejmował wyrzucaniem mocno przeterminowanych rzeczy. Dla przykładu ser, który wyciągnąłem, wydawałoby się, że już powoli zaczynał chodzić. Nic, tylko zostawić go tam i poczekać, aż sam spierdoli.
Obrzydzony wrzuciłem go do kosza na śmieci, po czym sięgnąłem po mleko. Powąchałem ostrożnie. Wydawało się dobre.
- Ojca w dupie masz, ta? – zaczął gadać. Nie zwróciłem na niego uwagi, tylko przystawiłem gwint butelki do ust i wziąłem kilka dużych łyków. – Te – wychylił się i dźgnął mnie puszką w plecy - u matki na grobie byłeś, gówniarzu?
- Nie dotykaj mnie – wysyczałem, patrząc na niego tak, jakbym chciał go zabić. I właściwie to chciałem.
- Goguś, kurwa. – Zaśmiał się głośno swoim ochrypłym od przepicia głosem. Miałem ochotę wyjść, już nawet chciałem odstawić mleko do lodówki i wrócić do pokoju, gdy on znowu się odezwał. – Do matki byś poszedł, niewdzięczniku zakichany. Jak matka żyła, to daj było, jak już jej nie ma, to w dupie ją masz. To przez ciebie umarła, gówniarzu – bełkotał. – Gdybyś choć odrobinę zaradniejszy był, pasożycie ty.
Był pijany, stwierdziłem, kiedy patrzyłem na niego i walczyłem z ogromną chęcią przywalenia mu w ten czerwony od nadmiaru alkoholu ryj. Jednak w zamian obicia mu twarzy, wychyliłem się i wyrwałem mu z rąk puszkę, którą odwróciłem do góry nogami nad zlewem i zacząłem wylewać zawartość.
Spodziewałem się krzyku. Przekleństw. Może nawet gróźb, bo byłem pewny, że ręki to już na mnie nie podniesie. Co jak co, ale zdawał sobie sprawę, że jestem silniejszy od niego, bo już mu kiedyś ostro przywaliłem, jak się do matki rzucał. Tym razem jednak chyba za dużo wypił. Podniósł się z furią, łapiąc za pusty wazon, który stał na stole. Wszystko działo się szybko, czego w życiu nie spodziewałbym się po kompletnie pijanym ojcu. Gdy był pijany, jego ruchy były spowolnione.
Jednak tym razem było inaczej, w jednej chwili jeszcze siedział, a w drugiej już zamachiwał się na mnie wazonem. Zdążyłem jeszcze zgnieść puszkę, ostatecznie pozbywając się całego piwa nim poczułem mocne uderzenie w bok twarzy i kawałki szkła wbijające mi się w skórę. Miałem wrażenie, że są wszędzie. Zatoczyłem się i wpadłem na lodówkę, zrzucając z niej porcelanowe, zakurzone figurki. Z mroczkami przed oczami zsunąłem się po niej, czując, jak coś ciepłego spływa mi po policzku i szyi.
- Ty skurwielu! Do ojca? Do ojca? – wrzeszczał i chyba pochylił się nade mną, bo po chwili poczułem uderzenie z pięści w twarz. Aż odrzuciłem głowę na bok, nie będąc w stanie zareagować i się przed tym obronić.
Już po chwili, jakby z daleka, usłyszałem wściekłe warknięcie. Paweł, przemknęło mi gdzieś przez myśl. Nachodząca mi na oczy ciemność nie chciała ustąpić, a na dodatek zaczęło mi się mocno kręcić w głowie. Oddychałem ciężko, mętnym wzrokiem wpatrując się w scenę, jaka rozgrywała się naprzeciwko.
Paweł chyba uderzył ojca, bo usłyszałem głośne jęknięcie. Zamrugałem, chcąc odgonić zamazany obraz, ale nic mi to nie pomogło.
- Wypierdalaj! Wypierdalaj, bo cię zabiję! – przebiło się przez mój otumaniony umysł. Nie wiem ile siedziałem pod tą lodówką, wpatrując się przed siebie, na dwie niewyraźne postacie. Nie mam pojęcia, kiedy Paweł do mnie podszedł, zaczął coś mówić. Zadawał jakieś pytania. Machał mi dłonią przed oczami.
A później usłyszałem jego ściśnięty, nerwowy głos podający nasz adres. I chyba zasnąłem. Albo zemdlałem, ale najważniejsze, że nie czułem łupiącego bólu czaszki i bardzo nieprzyjemnie piekącej wargi i policzka.
Znowu wstrząs mózgu? No to ja się nie dziwię, że mam takie problemy z matematyką.

***

- O kurwa. – Takie są pierwsze słowa Kacpra Adamczyka, który budzi się po dwóch dniach z pięcioma szwami na policzku i klejoną chirurgicznie wargą.
- Jak się czujesz? – Nade mną pojawiła się głowa Pawła. Zmarszczyłem brwi, nie bardzo wiedząc co się dzieje. Musiałem pomyśleć przez chwilę i przypomnieć sobie, co wydarzyło się, gdy straciłem przytomność.
- Chujowo – burknąłem i momentalnie zdałem sobie sprawę, że nie powinienem tak szeroko otwierać ust podczas mówienia. Aż skrzywiłem się, gdy poczułem ból w dolnej wardze i nieprzyjemne ściąganie na policzku. Uniosłem rękę, żeby wymacać, co jest tego powodem.
- Miałeś cholerne szczęście, idioto – powiedział Paweł, siadając na krześle obok. – Nie dotykaj, debilu! – warknął i odciągnął dosyć brutalnie moją dłoń, która już miała sięgnąć do rany. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że tam się znajduje. Nie wiedziałem też, jak tragicznie wyglądałem i że połowa mojej facjaty była opuchnięta i sinofioletowa.
- Takie miłe słowa z samego rana – westchnąłem, opuszczając rękę.
- Jest popołudnie – sprostował.
- Co mam na twarzy? I dlaczego tak cholernie boli? – zapytałem, patrząc na niego. Miał cienie pod oczami i ogólnie nie prezentował się jak okaz zdrowia i urody. – I czemu przypominasz gówno?
- Masz pięć szwów na policzku i klejoną wargę – mruknął. Aż otworzyłem szerzej oczy. Że, kurwa, co? – Mogłeś stracić wzrok, jeżeli szkło wbiłoby ci się w oko, a było blisko – westchnął ciężko, przecierając zmęczoną twarz. – Chyba bym go wtedy zabił – mruknął pod nosem, nie patrząc już na mnie.
Zerknąłem na biały, szpitalny sufit, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że nie jesteśmy sami. Obok mnie jakiś chłopak w piżamie rozmawiał przez telefon, a przy oknie siedział jakiś gościu w średnim wieku. Szybko zorientowałem się również, że to nie jedyni moi współlokatorzy. Na sali znajdowało się sześć łóżek, wszystkie wskazywały na to, że mają właścicieli.
No tak, przecież jesteśmy w Polsce. Że niby miałoby tu być pusto? W kupie cieplej, ponoć.

***

Minął jeden dzień, a ja miałem wszystkich tu serdecznie dosyć. Jeszcze tylko jeden, pocieszałem się, popatrując na chłopaka, który nie mówił, a wydzierał się do telefonu. No tak, przecież druga osoba jest tak daleko, że aby usłyszała, trzeba drzeć ryja. Czasem, kiedy tak krzyczał na całą salę, nachodziła mnie szczera ochota, aby wyrwać mu komórkę i wcisnąć do gęby. Naprawdę, nie mam pojęcia jak ja się przed tym powstrzymałem.
Dodatkowo wiedziałem już, jak obrzydliwie wyglądam. Miałem podbite oko, siną mordę i rozwaloną wargę. Przynajmniej będę mógł przybić piątkę Sebastianowi, bo zapowiadało się na to, że też będę mieć bliznę na ustach.
Przypominałem cały wór nieszczęść albo pobite świńskie mięso, jak skomplementował mnie Arek, kiedy przyszedł zobaczyć co mi się stało. Na przyjaciela zawsze można przecież liczyć. Na dokładkę dodał jeszcze, że będę mieć cholernie brzydką szramę na policzku, a jak będzie mi się babrać, to będzie jeszcze gorzej i ostatecznie mogę przypominać Harveya z Batmana.
Przyjaciel, kurwa, się znalazł.
- Cholernie się o ciebie bał – powiedział w pewnym momencie Arek, wbijając we mnie ciężkie do odgadnięcia spojrzenie. Przesunął ręką po swojej kilkumilimetrowej szczecinie na głowie i westchnął ciężko. – Jak cię szyli, to musiałem go siłą zatrzymać w szpitalu, bo by idiota wrócił i zajebał waszego ojca – mruknął i skrzywił się. – Nie, żeby nie zasługiwał – dodał zaraz – ale wiadomo, Paweł miałby wtedy kłopoty. A gdybyś serio stracił wzrok, to ja nie wiem, co by zrobił.
Patrzyłem na niego ze zdziwieniem. Niby wiedziałem, że brat byłby do tego zdolny, bo przecież, cholera, sam bym miał ochotę zabić ojca, gdyby coś zrobił Pawłowi.
Uśmiechnąłem się i od razu tego pożałowałem. Skrzywiłem się, gdy warga odezwała się nieprzyjemnym uczuciem rozciągania, które po chwili zamieniło się w piekący ból. Kurwa, jak tak dalej pójdzie, to nie będę mógł w ogóle otwierać ust.
- Dobra, spadam, brzydalu – powiedział i wstając, poczochrał mnie jeszcze po głowie, jak psa.

***

Niby było już lepiej. Niby już mniej przypominałem Harveya z Batmana, ale ciągle wyglądałem jak gówno. Siniak zmienił kolor z sinofioletowego na żółto-zielono-brązowawy, jeszcze bardziej upodabniając mnie do łajna. Ale przynajmniej zeszła mi obrzydliwa czerwień z białka oka i Arek nie miał już tylu powodów do nabijania się.
Szwy musiałem ponosić jeszcze pięć dni, przez ten czas nie miałem nawet ochoty ruszać się z domu. Po co straszyć ludzi na ulicy? Dostałem zwolnienie ze szkoły, a sprawdzian z matematyki poszedł się kochać w krzaki. Ja to miałem szczęście, cholera. Pierwszy raz coś tam umiałem, pierwszy raz mogłem dostać naprawdę wysoką ocenę, a tu szwy na ryju i ogromny siniak.
Ojciec po tym wszystkim praktycznie w ogóle nie pojawiał się w domu. I chyba dobrze dla niego, bo naprawdę dawno nie widziałem tak wkurzonego Pawła. Denerwował się już wtedy, gdy tylko temat schodził na moją szramę i na ojca. Byłem przekonany, że ich spotkanie nie zakończyłoby się dobrze.
Ja do tego podchodziłem trochę inaczej. Oczywiście, nie byłem zadowolony z tego powodu, że ten pijak mnie okaleczył i że teraz będę popierdalał z blizną na pół policzka tylko dlatego, bo wylałem mu piwo do zlewu. Ale chyba potrafiłbym się opanować w jego towarzystwie. Może nawet bym go zignorował.
Przez to wszystko zaczęliśmy poważnie myśleć o wynajęciu sobie jakiegoś mieszkania. Nie było sensu dalej utrzymywać tego pasożyta, bo i tak teraz to my opłacaliśmy rachunki. Jak jeszcze żyła mama było inaczej.

Spoglądałem w odbicie w lustrze i nakładałem sobie maść na opuchnięty policzek, gdy telefon, który miałem w kieszeni, zawibrował. Nie sięgnąłem od razu po niego. Najpierw opłukałem ręce z kremu i wytarłem je w ręcznik zawieszony przy pożółkłej, popękanej umywalce. Dopiero wtedy wyciągnąłem komórkę i popatrzyłem na wyświetlacz.
Skrzywiłem się, jak tylko przeczytałem „Sebastian”. Wysyłał mi już kilka smsów, na które nie odpowiedziałem. Na razie nie chciałem mieć z nim nic wspólnego, bo, do cholery jasnej, jak ja wyglądałem, a jak wyglądał on. Wolałem nawet się nad tym nie zastanawiać, co by pomyślał, gdyby mnie takiego zobaczył. Frankenstein, cholera.
„Żyjesz?” – napisał. Nie kurwa, odpowiedziałem sobie w myślach i schowałem telefon do kieszeni, po czym wyszedłem z łazienki.

***

Jak spędzasz całe dnie w domu, to godziny zlewają ci się w jedno. Ranek, popołudnie, wieczór, wszystko takie samo. Kręciłem się po pokoju, trochę pograłem w jakieś gry załatwione przez Pawła, pooglądałem telewizję, nawet książkę poczytałem, ale mimo wszystko nudziłem się jak jasna cholera. Miałem ochotę wyjść z mieszkania, zabrać piłkę i wrócić dopiero następnego dnia.
Paweł wychodził rano, wracał wieczorem, więc nawet nie miałem do kogo gęby otworzyć. Ojciec nam się na oczy nie pokazywał, ale to dobrze. Nie marzyło mi się jego towarzystwo.
Arek też pracował. I jeszcze do tej swojej dziewczyny latał, także nie miał zbyt wiele czasu. Zostałem sam z komputerem, telewizorem i książkami. Ach i matematyką. Tak, może to dziwne, ale kilka razy zaglądałem do podręcznika, jednak tak szybko jak go otwierałem, tak szybko go też zamykałem.
Jakie więc było moje zdziwienie, gdy dwa dni przed ściągnięciem szwów usłyszałem, o godzinie piętnastej, dzwonek do drzwi. Listonosz to na pewno nie był, myślałem, gdy podnosiłem się z łóżka. Paweł też nie, bo miał przecież klucze, Arek pracował.
I aż miałem ochotę cofnąć się do swojego pokoju, nakryć brzydki łeb kołdrą i już nigdy stamtąd nie wychodzić. Zrobiłem nawet kilka kroków w tył, pech chciał, że zahaczyłem nogą o próg pokoju i wyrżnąłem do tyłu, zapominając oczywiście o tym, żeby zamknąć gębę.
- Kurwa! – krzyknąłem, upadając na pośladki.
- Kacper? – Dobiegł mnie bardzo znajomy głos zza drzwi. Aż się w nie wpatrzyłem, zastanawiając się co teraz. No cholera, nie otworzę mu.
- Nie – odpowiedziałem, chociaż jasne było, że to ja. – Nie nudzi ci się przychodzenie do mnie? – zapytałem, podsuwając się na tyłku po kafelkach do drzwi.
- Jeszcze nie, chociaż mógłbyś odbierać telefony – odparł, a ja już niemal widziałem jego lekki, nieco może kpiący uśmiech. – Otworzysz? – Nie ma, kurwa, mowy!
- Nie – burknąłem, bo nie miałem pojęcia, jak inaczej mógłbym się wywinąć. Zresztą, jakby mnie zobaczył to na pewno zapytałby, gdzie to zaliczyłem. Co bym na to odpowiedział? „No, wiesz jak jest, ojciec z wazonu mi przypierdolił?”.
- Bo? – zapytał zdziwionym głosem.
- Bo nie. – Och, naprawdę, czasem to ja myślę, że elokwencja aż ze mnie kipi.
- Jezu, Kacper, nie zachowuj się jak dziecko – westchnął ciężko, najwidoczniej już tym zmęczony. I w sumie to wcale mu się nie dziwiłem, tylko że ja na jego miejscu pewnie dawno dałbym sobie spokój i odszedł w długą.
Podniosłem się z podłogi i zajrzałem przez wizjer. Właściwie to nie wiem dlaczego, bo gdy tylko zobaczyłem jego przystojną twarz, nabrałem ochoty założenia sobie na głowę jakiejś torby.
- Nie chcesz, żebym ci otwierał – prychnąłem, sam nie wiem czemu. Ta scena zaczynała robić się bardzo dziwna.
- Tak, właśnie po to tu przyszedłem – zaśmiał się. – Żebyś otworzył mi te cholerne drzwi i powiedział, za co się obraziłeś – dodał.
- Nie obraziłem się – burknąłem w odpowiedzi, przyciskając czoło do chłodnego drewna. Po prostu jak mnie zobaczysz, to uciekniesz, pomyślałem.
- No to otwórz te drzwi – sapnął.
Rozważyłem jeszcze opcję udania się do kuchni po jakąś torbę, żeby założyć ją na głowę. Ostatecznie jednak sięgnąłem do klamki, przekręciłem klucz w zamku i otworzyłem.
Pierwsza reakcja Sebastiana była dokładnie taka, jakiej się spodziewałem. Otworzył szeroko oczy w szoku, a uśmiech z jego ust zniknął. Następnie zmarszczył brwi, jakby z obrzydzeniem i kiedy już według moich przypuszczeń, miał uciekać, zapytał:
- Co ci się stało?


9 komentarzy:

  1. Nie masz pojęcia, jak ja umierałam przez te kilka ostatnich dni... Od wczoraj wchodzę na bloga w nadziei, że 14 rozdział pojawi się chwilę szybciej niż informacja na facebooku.
    Tylko no, strasznie mi przykro. Poza tym krótkim, sympatycznym początkiem, treść była wstrząsająco smutna. Mam nadzieję, że Paweł i Kacper wyprowadzą się od tego stukniętego ojca. Mimo że wcale nie uśmiechnęłam się przy tym, to jestem pod wrażeniem postawy Pawła. Jest świetnym bratem.
    Przykro mi też z powodu Sebastiana. Spodziewałam się, że w tym rozdziale już sielankowo nie będzie, ale tak jakoś niefajnie się to potoczyło. I to właściwie przez to, że Kacper tak się obawiał rodziców Sebastiana... Jestem ciekawa jego dalszej reakcji i wyjaśnień Kacpra.
    Jak mogłaś zakończyć w takim momencie ten rozdział? Nie wytrzymam z niecierpliwości za następnym rozdziałem. Nawiasem mówiąc, czy pojawi się on trochę wcześniej?
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile wyrobię się z napisaniem rozdziału do czwartku :) Jeżeli nie, to obawiam się, że kolejny rozdział dopiero w sierpniu.

      Usuń
  2. Jejku. Genialny rozdział. Pobudka i poranek były bardzo fajne i śmieszne... Potem ta akcja z ojcem... Współczuję Kacprowi. Ale dobrze że Paweł jest za nim... Arek jak zawsze mnie rozbroił. uwielbiam gościa! Znaczy jako przyjaciela.. Bo Kacper może być jedynie z Sebastianem xP
    Rozmowa pod drzwiami była G-E-N-I-A-L-N-A. Jak to Kacper się wstydził swojego wyglądu.. W sumie nie dziwię mu się, bo jak teraz ma wytłumaczyć chłopakowi co się stało? "A nic.. Tylko ojciec mi przypierdolił wazonem, bo wylałem mu piwo..." Taa piękna odpowiedź >.< Mam nadzieję,że Sebastian jakoś mu pomoże!

    Jak mogłaś w takim momencie zakończyć? No jak? Ja już chcę kolejny rozdział! Mam wielką nadzieję, że pojawi się przed sobotą. Jest to możliwe? Bo później wyjeżdżam i nie będę miała jak czytać ;ccc


    Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielkie szczęście... Już miałam wyłączać laptopa, bo "nie mam co robić". Jak bardzo się cieszę, że zajrzałam jeszcze tutaj. Gdy ujrzałam napis "14 rozdział", aż mi ciśnienie skoczyło :).
    Bardzo zaciekawiło mnie, jak Kacper zachowa się po spędzonej nocy z Sebastianem i jakie będą ich podejścia. Sielanki nie było, lecz rozdział wyszedł Ci świetnie :). Ciekawe, jak zareaguje Sebastian na opowiastkę o tym, co się stało (oczywiście o ile Kacper uraczy go tą informacją :)). Jeśli to cholerne dziecko szczęścia dowie się o problemach Kacpra... Ale jak na razie zostało mi czekać cierpliwie co wymyślisz.
    Jak mogłaś skończyć rozdział w takim momencie? Nie wiem czy przeżyję do kolejnego rozdziału.
    Weny :)!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak szybko ten rozdział minął...
    Rozumiem obawy Kacpra przed spotkaniem z "teściami" - Kacper w zasadzie dopiero odkrył swoją seksualność, więc cały jego światopoglad tak naprawdę się teraz przestawia. Nic dziwnego, że woli się jednak trochę poukrywać ;) Cieszę się, że Sebastian nie naciskał za bardzo na Kacpra, by ten na siłę spotkał się z jego rodzicami. Seba jest fajny - mam nadzieję, że Kacper też trochę na niego wpłynie i zrobi z niego ustatkowanego i grzecznego chłopca :) (tak, tak, jasne.... xD Wiem, że to prawie niemożliwe, ale jednak mam nadzieję na romantyczny happy end).

    Było oczywistą oczywistością, że prędzej czy później dojdzie do wojny z ojcem. Szkoda, że aż tak poważnej w skutkach. Z drugiej strony mam nadzieję, że chłopcy się wyprowadzą i zaczną nowe życie. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby zamieszkali z Sebastianem w wynajętym gdzieś przez jego rodziców mieszkaniu... xD Takie romantyczne i trochę nierealne nastroje się mnie dziś trzymają, wybacz :p
    Szczerze liczę na to, że podczas obecnej wizyty Sebastiana w domu Kacpra przyjdzie Paweł i wyjdzie na jaw kacprowa tajemnica. Według mnie lepszego momentu nie mogłoby być - Kacper jest nieźle poobijany, więc wątpię, by Paweł chciał mu jeszcze przyłożyć. No i jest jeszcze Seba, który mógłby się wcielić w rolę królewicza dzielnie ratującego swoją królewnę ;)

    Czekam na kolejny rozdział z jeszcze większą niecierpliwością niż zwykle. O mamusiu, jak ja kocham tych chłopców! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Siedze jak idiotka z telefonem o drugiej w nocy i czytam. Dlatego rozpisac sie nie moge. W kazdym razie ucieszylam sie jak glupia na widok nowego rozdzialu.
    Myslalam, ze opiszesz jakos spotkanie rodzicow Sebastiana z Kacprem, a tu niespodzianka.
    Z ta warga mnie zaskoczylas, ale Sebastian pod drzwiami... Mistrz :)
    Czekam na wiecej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, jestem idiotką...
    Ostatni raz komentowałam bodajże przy ósmym rozdziale! Hańba! (Przez samo "H" czy "CH"? Nie wiem ;.;... Ach, to bycie mistrzem powiatu w ortografii xD.)
    W każdym razie, może od razu wszystko ocenię?
    Więc tak:
    1. Miejsce akcji
    Polska, polska... KOCHAMY CIĘ, POLSKO! Jesteś chyba jedynym bloggerem, który w opowiadania wkłada chociaż cząstkę naszego kraju :3. Masz absolutną rację - nasz kraj wcale nie jest gorszym tłem do powieści. Krystian, Kuba, Adam, Gracjan zamiast Chrisa, Jacoba, Adama (to akurat takie same xD) i kogoś jeszcze (Gracjan ma angielski odpowiednik? Grace? xD). Aż się miło robi :3. Dobrze poczytać dzieła polskiej autorki o wydarzeniach mających miejsce w Polsce.
    2. Postacie
    Ech, co tu dużo gadać... Bardzo dobrze wykreaowane postacie. Żadnego mientolenia, które nadmiernie stosują autorki powieści dla dziewczyn czy yaoi (dobra, twoje opowiadania to raczej tematyka LGBT, a nie yaoi, ale cii xD): piękna twarz, piękne ciało, dupa piekna, nic, tylko się jarać. Twoi bohaterzy też są zazwyczaj przystojni, jednakże o wiele bardziej ludzcy - mają nawet blizny! xD (W wymienionych przeze mnie powieściach niemal nie do pomyślenia.) Wszyscy są bardzo naturalni, realistyczni (jedna ciensza brew Sebastiana od drugiej <3 (jaram się czymś takim... Ze mną jest źle). Co do ich osobowości - to samo. auważyłam tylko jedno: czy mi się wydaje, czy w niemal wszystkich twoich opowiadaniach jest "seme" (to raczej nie seme, ale nie aktyw jest za długie xD) który nie boi się obnosić ze swą orientacą? Kacper nie może, Filip się bał mend z podwórza... Za to Sebastian i Gracjan, homo na całego. Cóż, pewnie coś mi się uroiło, ale takie mam wrażenie ;.;.
    Cóż, to moszę przestanę paplać bez ładu i składu i się uspokoję, co? xD
    1. ZTP - zdecydowanie twoje najlepsze opowiadanie i najbardziej realistyczny główny bohater. Świetnie wykreowany, nie ja nazbyt rozpaczliwy ani twardy. Nie rozpacza, kiedy rozmyśla nad tym, jak im się źle z Pawłem powodzi.Dla niego to normalna kolej rzeczy, w takim środowisku się wychowywał. Tak samo Sebastian - bogaty, wszystko okay, ale nie zarozumiały, za to nieco rozpieszczony. Świetnie się z nimi zżywam i przewiduję niemal każdą reakcję :D (poza tym, iż myślałam, że Sebastian widząc Kacpra ucieknie spod jego drzwi xD. Ale na to jeszcze nigdy za późno! xD). No i ten świat... Wiecznie pijany ojciec, zmarła matka... U mnie to by wyglądało tak: masakra przytłaczających opisów i psychika głównego bohatera taka, iż czytelnik nagle rozumie bezsens swego życia (oczywiście, w sbosób negatywny), A u ciebie? Wszystko piękne, naturalne...
    Powtarzam się, ale wybacz mi to ;.;.
    2. Zostawić rzeczywistość - chlip, kontynuacja poszła się walić ;.;. Jestem w żałobie, nic więcej nie napiszę ;.;.
    3. Niebo nad nami - w sumie to to, iż tutaj akcja rozgrywa się w Nowym Jorku jest plusem. To daje tylko czytelnikowi poczucie, że nie ograniczasz się do jednego państwa :3 (obyś i tak pisała o Polsce xD). Do tego agent CIA... (Tak, CIA, nie FBI?\ Nie pamiętam ;.;.) To bardziej pasuje do New Yorku niż, np. do Warszawy xD. Strasznie lubie tego murzyna *0* (oczwyiście, moja pamięć do imion wymiękła ;.;). I mam wrażenie, że to z nim będzie się seksił Dean, a nie z Keithem... Hmm...
    4. Książę - nie lbuię tego ;.;. Jeśli chodzi o zakończenie, kapitalne - w życiu sie tego nie spodziewałam. Jednak jest coś, co odpycha mnie od tego opowiadania... Nie wiem co, ale go nie lubię. Nie pasuje mi styl, główny bohater, wszystko, mimo iż powinno mi się spodobać... Nie wiem czemu, po prostu nie przepadam za tym opowiadaniem.
    5. Wilczy skowyt - HUG (tak, to tyle z "recenzji" xD).
    Wszystko skomentowałam? Oby.
    STYL PISANIA - raz lepszy, raz gorszy. W Księciu mi się szczerze nie podobał (nie wiem, co było tego powodem), natomiast w reszcie jest bardzo przyjemny, dobry i stabilny. Nie rzucasz opisami na prawo i lewo, piszesz zwięźle, a zarazem nie sucho.
    Będę wierną czytelniczką! xD (Ta. I pewnie znowu skomentuję za parę rozdziałów... T.T...)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeszcze coś! Przepraszam za błędy w poprzedniej wypowiedzi ;.;. Piszę na klawiaturze taty, a to znaczy nieumiejętność wycelowania w klawisze.

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    początek cudowny, oj ale Sebastian podpuścił Kacpra... mam nadzieję,z ę Kacper i Paweł wyprowadzą się od tego ojca... reakcja Sebastiana na widok Kacpra pokiereszowanego dobra, choć ciekawe czy Kacper powie mu prawdę.... i jak ten zareaguje..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.