czwartek, 31 stycznia 2013

Ai~chan (Zostawić rzeczywistość, Słońce za chmurami)


Muszę powiedzieć, że koniec coraz bliżej, a na moją skrzynkę co chwilę coś przychodzi :) Mam nadzieję, że się nie obrazicie, gdy termin podania wyników przełożę na środę, gdyż chciałabym codziennie publikować jeden tekst, a nie po kilka :) 
Zapraszam do przeczytania fanfika Ai~chan :)
***

           Ze wspaniałej krainy Morfeusza wyrwał mnie natrętny dźwięk. Nakryłem głowę poduszką, chcąc powrócić do ciszy. Po kilku minutach odgłosy ucichły, a ja westchnąłem z ulgą. Z uśmiechem na twarzy zdjąłem poduszkę i położyłem się na wznak. Zamknąłem oczy, chcąc powrócić do mojego snu. W wyobraźni widziałem twarz swojego chłopaka Filipa. Uniosłem leciutko kąciki ust. Jesteśmy razem już pół roku, a ja nadal nie mogłem w to uwierzyć. Jak głupi cieszyłem się z każdego spotkania.
            Nagle do mojej świadomości przedarł się dźwięk telefonu. Zły podniosłem się z łóżka i zacząłem szukać natrętnego przedmiotu. Spojrzałem na ekran i dostrzegłem migoczące imię ,,Rafał". Zmarszczyłem niezadowolony brwi. Matko, jest niedziela, a on nie pozwala bratu się wyspać. Wczoraj do późna pracowałem nad zdjęciami. Dobrze, że Klaudia mi pomogła. Ziewnąłem, a następnie nacisnąłem zielony przycisk.
            -Tak? - wysapałem zmęczony do urządzenia.
            -Gracjan, gdzie jesteś? - Rzucił z pretensją mój starszy brat. Czyżbym o czymś zapomniał? Chciał do mnie przyjść? Nie… Przecież miałem przyjść na obiad do jego teściowej. Ale to dopiero popołudniu, bo o piętnastej. Zmarszczyłem brwi i zerknąłem na zegarek.
            -O cholera - przekląłem, gdy zorientowałem się, że mam pół godziny spóźnienia. - Zaraz będę - rozłączyłem się. Szybko zacząłem sie szykować, w myślach przeklinając siebie. W końcu jak mogłem spać do piętnastej? No tak, położyłem się o ósmej. Mogłem nastawić budzik. Wściekły wybiegłem z domu. Gdy dotarłem do samochodu, zacząłem szukać kluczyków. Kilka minut zajęło mi przeszukanie wszystkich kieszeni, aż w końcu znalazłem swój cel. Pech chciał, że wyślizgnęły mi się z dłoni i spadły na ziemię. Widać szczęścia nie miałem, więc kluczyki odbiły się od mojego buta i wpadły pod samochód.
            -Kurwa… To się nie dzieje naprawdę - wyszeptałem sam do siebie, schylając się po przedmiot. Po wielu trudnościach, udało mi się sięgnąć po upragniony przedmiot. Z westchnieniem podniosłem się. 
            -Myślałem, że to ja jestem w tym związku niezdarny. - Usłyszałem za sobą. Odwróciłem się zauważając Filipa opierającego się o mój samochód. Koło jego nóg grzecznie siedział Lambo, a Tessa wesoło podeszła do mnie, merdając ogonkiem. Uśmiechnąłem się i podszedłem do Filipa.
            -Jak długo tu stoisz? - Zapytałem zaciekawiony.
            -Wystarczająco, żeby zobaczyć, iż nie jesteś w najlepszym humorze. Co się stało? - Zapytał zmartwiony.
            -Zaspałem - rzekłem rozbawiony, a chłopak uniósł zdziwiony brwi. Następnie podszedłem do niego. - Ale, już lepiej, odkąd ciebie zobaczyłem. - Wyszeptałem mu prosto do ucha. Filip zarumienił się i spuścił wzrok, patrząc na smycze, które trzymał w ręku. Chwyciłem go za podbródek i uniosłem go. Przybliżyłem swoją twarz do jego, chcąc złożyć na jego ustach pocałunek.
            -Nie tutaj - wyszeptał i odwrócił wzrok. Puściłem go i westchnąłem.
            -Naprawdę przejmuje cię, co te stare baby sobie myślą? - Zapytałem zdziwiony. Jednak nie nalegałem, chciałem, by Filip był szczęśliwy.
            -Chyba nie chcesz, zniszczyć ich marzenia? W końcu każda chce mnie za męża dla swoich wnuczek - powiedział rozbawiony. Zaśmiałem się.
            -Jaka szkoda, że jesteś gejem - rzekłem rozbawiony, a po chwili dodałem: - Zresztą, zajętym gejem - założyłem mu włosy za ucho. Chłopak rozejrzał się szybko, po czym podszedł do mnie. Korzystając z okazji wbiłem się w jego wargi. Filip objął mnie mocno w pasie. Swoje dłonie przeniosłem na jego pośladki. Mężczyzna jęknął na ten gest. Niestety, po chwili musiałem oderwać się od jego boskich ust. - Gdyby, nie to, że się spieszę, nie wypuściłbym Cię tak łatwo z moich rąk  - uśmiechnąłem się.
            -To, może przyjdziesz do mnie po obiedzie i dokończymy? - Rzekł uwodzicielskim głosem. Uśmiechnąłem się drapieżnie i szybko musnąłem jego wargi.
            -Może… - odpowiedziałem tajemniczo. - A teraz muszę lecieć, bo Rafał mnie zabije - pożegnałem się i wsiadłem do samochodu. Chłopak pomachał mi, po czym razem ze swoimi czworonogami ruszył w stronę  parku. Uśmiechnąłem się pod nosem i wcisnąłem pedał gazu.

            -Spóźniłeś się - powiedziała teściowa mojego brata, gdy otworzyła mi drzwi. Westchnąłem ciężko. Co jak co, ale Marianna ceniła sobie punktualność.
            -Wiem, przepraszam. Zaspałem - wyjaśniłem szybko.
           -Do której ty spałeś? - Zdziwiła się kobieta. - Trzeba było budzik se nastawić - pokręciła głową zdegustowana. – Ach, teraz młodym tylko zabawa w głowie… Za moich czasów… - westchnąłem cichutko i schyliłem się, by zdjąć buty. Naprawdę lubiłem teściową mojego brata. Była miła, smaczne obiady gotowała. Cieszyłem się, że mnie też zaprasza na wspólne posiłki. Nawet tolerowała moją inność. Mówiła dużo, bardzo dużo. Jej język nigdy nie leżał w odpoczynku. Najgorsze były wykłady i porównanie dzisiejszego wychowania, do tego z jej czasów. Kobieta potrafiła gadać o tym godzinami.
            -Mamuś, może nalejemy już zupy? Bo z Rafałkiem obiadu jeszcze nie jedliśmy, a i Gracjan pewnie głodny jest - uratowała mnie Martyna. Uśmiechnąłem się z ulgą i wszedłem do pomieszczenia. Przywitałem się z Martyną oraz z moim bratem. Siedzieli niby razem, ale byli jakby osobno. Martyna jedną dłoń trzymała na kolanie Rafała, ogólnie wyglądała na podekscytowaną i zadowoloną.
Natomiast, mój brat delikatnie się uśmiechał, myślał o czymś przyjemnym. Jego myśli na pewno były dalekie od Martyny. Wiedziałem, że Rafał dusi się w tym związku i jest nieszczęśliwy. Westchnąłem cichutko, gdy mój brat zaczął nalewać zupy do talerzy. Coraz częściej miałem wrażenie, że Rafał zdradza żonę. Chciałem, aby był szczęśliwy, jednak obawiałem się, iż kobieta szczęścia mu nie da. Mama Martyny jak zwykle kazała mi zjeść trzy talerze zupy. Gdy zaczynałem trzecią odezwała się Marianka.
            -No to znalazłeś sobie już kogoś Gracjan? - Zapytała kobieta. Przełknąłem zupę i powoli pokiwałem głową. Wiedziałem, że teraz będzie przeprowadzała wywiad pod tytułem ,,jaki on jest", Nie żebym wstydził się Filipa, ale… No, nie lubiłem być wypytywanym o wszystko. - Naprawdę? Jak ma na imię? Ile ma lat? Jaki jest, czym się interesuje? Pracuje, studiuje? Robiliście już to? Zabezpieczacie się? - Zadawała pytania z prędkością światła. Spuściłem wzrok, myśląc nad pytaniami. Na ostatnie miałem odpowiedź krótką. ,,Tak zabezpieczamy się". Nie możemy się nie zabezpieczać, no chyba, że chcę mieć HIV. Westchnąłem głośniej niż zamierzałem. Zebrani myśleli, że nie chciałem odpowiedzieć na pytania, nigdy nie poznają prawdy.
            -Filip jest naprawdę miłym chłopakiem - wtrącił Rafał. Kobiety przeniosły na niego wzrok zdziwione. - No, poznałem go ostatnio. Nie rozmawiałem z nim zbytnio. Wydaje się być trochę wstydliwy, ale sprawia wrażenie zakochanego w moim bracie - uśmiechnął się. Poczułem, jak moje policzki robią się czerwone, więc spuściłem wzrok. Wiedziałem, iż Fifi nie wierzy w miłość między gejami, ale ciągle miałem nadzieję, że usłyszę od niego ,,Kocham cię".
            -To, może zjemy drugie danie? - Zmieniłem temat. - Wygląda pysznie - kobieta podchwyciła temat, na co ja westchnąłem z ulgą. Po kilku talerzach wymuszonego jedzenia, zakończyliśmy posiłek. Razem z Rafałem mieliśmy wstać i zanieść naczynia do kuchni, ale zatrzymał nas głos Martyny.
            -Poczekajcie, chciałam coś powiedzieć. - Oznajmiła kobieta. Całą trójką spojrzeliśmy na nią zdziwieni. - Cieszę się, że jesteśmy tutaj razem. Mam dla was wszystkich wspaniałą nowinę. Mamo, Gracjanie, skarbie… Jestem w ciąży! - Krzyknęła pełna radości.
            -Córciu to wspaniale! – Ucieszyła się Marianna i przytuliła Martynę. Uśmiechnąłem się i niepewnie spojrzałem na Rafała. Wiedziałem, że brat nie chciał mieć dzieci. Mężczyzna zbladł znacznie, a jego oczy wyglądały jakby zaraz miały mu wypaść z oczodołów. Miałem wrażenie, iż jego dobry nastrój prysł.
            -Kochanie, nie cieszysz się? - Zaniepokoiła się Martyna podchodząc do mojego brata. Miałem wrażenie, że Rafał chce ją odepchnąć. Najlepiej uciekłby stąd, ale nie mógł.
            -Pewnie, że tak - odpowiedział słabo. - Tylko zaskoczyłaś mnie tą wiadomością - usprawiedliwił się i spojrzał na mnie.  Widziałem w tym wzroku niemą prośbę. Zdecydowanie, znałem Rafała bardziej, niż on by tego chciał.
            -Gratulacje szwagierko - powiedziałem wesołym tonem. Przytuliłem kobietę. Po krótkiej chwili podszedłem do Rafała. - No brachu… - zagryzłem wargę i spojrzałem na Martynę. - Czy nie będziesz zła, jeżeli porwę twojego męża? Wiesz, potrzebuję pomocy w… rachunkach.
            -Dzisiaj też? - Zasmuciła kobieta, a ja spojrzałem na Rafała. - Przecież wczoraj ci pomagał. - wczoraj? No pięknie braciszku. Czyżbyś jednak ją zdradzał? Przecież wiesz, że nienawidzę zdrad.
            -Szef mi dzisiaj dał jakieś papiery i muszę je przejrzeć. Za dwie godzinki odwiozę go z powrotem. Obiecuję. - Kobieta spojrzała ze zrezygnowaniem i pokiwała głową.
            Razem z Rafałem opuściliśmy mieszkanie i wsiedliśmy do mojego samochodu. Podróż przemilczeliśmy. Brat ciągle był biały jak ściana, miałem wrażenie, że zaraz zemdleje.
            -Chcesz wody? - Zapytałem, gdy znaleźliśmy sie u mnie. Mężczyzna pokiwał głową. Nalałem do szklanki mineralnej z lodówki i mu ją podałem. Miałem nadzieję, że odzyska kolorów, bo wyglądał strasznie.
            -Kurwa! - Powiedział, gdy opróżnił naczynie. - Tak bardzo chciała bachora, że mnie zdradziła. Bo przecież musiała zdradzić - zaczął krążyć po pokoju.
            -Co ty gadasz? - zdziwiłem się. - Martyna nigdy by cię nie zdradziła. Kocha cię, idioto - warknąłem. Co jak co, ale takich oskarżeń nie lubiłem. - Uprawialiście seks? - zapytałem. - Odpowiem za ciebie. Tak. I to jest normalne, że kobieta zachodzi w ciążę - dodałem.
            -Właśnie w tym wypadku niemożliwe. - warknął. - Wszystko sprawdzałem, wszystkiego dopilnowałem. - szeptał. - Nie ma możliwości, że to moje dziecko. Nie będę wychowywał czyjegoś bachora. Co to, to nie.
            -Czy ty siebie słyszysz? - zapytałem spokojnie. - Skoro twierdzisz, że to nie twoje, to zrób testy, a teraz uspokój się - poradziłem.
            -Masz rację - westchnął i usiadł na kanapie. Oparł głowę na dłoniach.
            -Zdradzasz ją? - zapytałem siadając obok.
            -Co? - zdziwił się i spojrzał na mnie przestraszonymi oczami. - P-pewnie, że nie - dodał.
            -Skoro tak twierdzisz - rzekłem spokojnie. W głowie jednak przyznałem sobie rację. Rafał nie umiał mnie okłamywać. Za dobrze go znałem. Czasami myślę, iż znam go lepiej, niż on sam siebie.

            Zza drzwi usłyszałem szczekanie psów. Po chwili doszły mnie odgłosy kroków. Westchnąłem cicho. Wiedziałem, że nie obudziłem Filipa, w końcu musiał wziąć leki, jednak godzina moich odwiedzin była dość późna.
            -Długo kazałeś na siebie czekać - powiedział mój chłopak po otwarciu drzwi. Przesunął się, bym mógł wejść do pomieszczenia. Gdy zdjąłem swoje obuwie podszedłem do niego i wpiłem się w jego usta.
            -Wybacz, ale mój brat ma problem - wyszeptałem mu na ucho, lekko je podgryzając. - Obiecuję, że wynagrodzę ci jakoś ten haniebny czyn - przeniosłem swoje usta na jego szyję. Co mogę poradzić, iż się za nim stęskniłem? Chłopak westchnął cicho, a jego ręce znalazły się pod moją koszulką, gładziły oraz drapały moje plecy. Zamruczałem z aprobatą, na te pieszczoty.
            -Co się takiego stało? - zapytał pomiędzy westchnieniami. Jego oddech przyśpieszył, tak samo jak mój.
            -Jego żona jest w ciąży - wyjaśniłem, po czym musnąłem jego wargi, by się następnie w nie wpić. Jedną ręką zawędrowałem pod jego koszulkę, badając każdy skrawek pleców, a drugą położyłem na jego pośladku, lekko go ściskając.
            -To chyba dobrze, prawda? - powiedział, gdy oderwałem się od jego ust. Spojrzałem w jego oczy przykładając dłoń do jego policzka. Uśmiechnąłem się lekko. Jak ja kocham tego faceta!
            -No właśnie nie bardzo - rzekłem. - On nie chciał dziecka, sądzi, iż Martyna go zdradziła - westchnąłem. - Ale nie mówmy o tym... - uśmiechnąłem się czule okręcając wokół palców włosy Fifiego. Chłopak na ten gest delikatnie się zarumienił i potaknął. Na nowo przywarłem do jego ciała i powróciłem do ust. Chłopak otarł się kroczem o moje, na co oboje jęknęliśmy. Nasze oddechy przyśpieszyły, zacząłem podwijać jego koszulkę.
            -Gracjan... - wyjęczał i odsunął się delikatnie ode mnie. - Poszlibyśmy we wtorek do Przystani? Będzie Oskar, Adam… - zaproponował niewinnie. Jednak ja zagotowałem się od środka na myśl o Oskarze. Po cholerę on tam? Co on miał takiego w sobie, że Filip go lubił? Odruchowo objąłem chłopaka ciaśniej.
            -Jak chcesz - odpowiedziałem. Nie chciałem, aby mój ton był taki niemiły. Ale nie potrafiłem nad tym zapanować. Sama myśl o tym chłopaku tak na mnie działała.
            -Nie bądź zazdrosny - westchnął chłopak. - Wiesz przecież, że to tylko kolega - pokiwałem ze zrezygnowaniem głową. Filip uśmiechnął się lekko i powrócił do moich ust. Chciałem zdjąć jego koszulkę, jednak szczekanie psów oderwało nas od siebie.
            -No cóż. Dokończymy później - zaśmiał się. - Pójdziesz z nami na spacer? - zapytał wtulając się we mnie. Położyłem swoją dłoń na jego głowie lekko ją gładząc.
            -Oczywiście. - rzekłem, podnosząc jego podbródek, by musnąć jego usta. Filip odsunął się ode  mnie, przypiął smycze do psów i razem opuściliśmy mieszkanie.

            Rano obudziło mnie poruszenie. Zmęczony podniosłem się do siadu i przetarłem oczy.
Usłyszałem drapanie psich pazurów o podłogę oraz szybkie kroki bosych stóp. Westchnąłem cicho, podnosząc się z posłania. W duchu modliłem się, aby nie sprawdziły się moje obawy. Niestety potwierdziły się, kiedy zastałem Fifiego klęczącego przed ubikacją. Zrobiło mi się żal Filipa, nie znosiłem patrzeć jak się męczy. W takich chwilach żałowałem, że nie poznałem go przed jego chorobą. Właściwie to cały czas męczyła mnie ta myśl. Gdybyśmy poznali się wcześniej, nasze życie wyglądałoby inaczej, byłoby prościej. Ale czy wtedy Filip by mnie nie zdradzał? Bo teraz powstrzymuje się przez chorobę, ale co by było gdyby jej nie było? Westchnąłem cicho, wziąłem ręcznik i zamoczyłem jego róg w zimnej wodzie. Gdy chłopak odsunął się od toalety, oparł się plecami o zimne kafelki. Zasiadłem obok niego i przetarłem jego twarz mokrym ręcznikiem. Trwaliśmy tak w ciszy, dotykając się ramionami. Po chwili Filipem wstrząsnęła kolejna seria torsji, więc znów nachylił się nad ubikacją. Pozwoliłem kolejnemu westchnięciu wymknąć się z ust. Gdy chłopak powrócił do swojej poprzedniej pozycji, ponowiłem swoją czynność i przetarłem jego twarz. Filip położył głowę na moim ramieniu, milczeliśmy. Wiedziałem, iż Fifi nie chce abym go pocieszał, nie lubił rozmawiać o chorobie, a ja to w pełni akceptowałem. Jednak chciałem mu pomóc, chciałem aby wiedział, że ma we mnie wsparcie. Ciszę przerwał dźwięk telefonu, który ogłosił przyjście nowej wiadomości. Wyjąłem urządzenie i otworzyłem SMS-a. ,,Za ile będziesz? Dzisiaj otwieramy wcześniej" głosiła wiadomość. Westchnąłem. Będę musiał powiedzieć Klaudii, że dzisiaj nie zawitam w pracy.
            -Powinieneś już się zbierać, jeżeli chcesz zdążyć - powiedział słabo Filip. Musiał odczytać wiadomość. - Ja i tak cały dzień spędzę nad kiblem - dodał z rezygnacją. Odchylił głowę do tyłu i cichutko westchnął. Pocałowałem go w policzek. Chyba pomyślał, że w ten sposób się żegnam i wyszeptał ciche ,,pa".
           -Nie opuszczę cię - wyszeptałem mu na ucho lekko je podgryzając. - Zostanę z tobą - zarządziłem i wstałem, aby zadzwonić do przyjaciółki.
            -Ale… - zaczął.
            -Nie ma żadnego ale - przerwałem mu. - Zaraz wracam - dodałem i opuściłem pomieszczenie. Wszedłem do kuchni, zapaliłem jednego papierosa i wybrałem numer do dziewczyny. W między czasie włączyłem czajnik, aby zrobić Fifiemu herbatę.
            -No gdzie jesteś? - przywitała się na swój sposób.
            -Nie będzie mnie dzisiaj w pracy - powiedziałem spokojnie. - Przeproś szefa, ale dzisiaj spędzę dzień w toalecie, albo w sypialni.
            -Ojej, źle się czujesz? - zaniepokoiła się. - To, może przyjadę do ciebie? Ugotowałabym ci obiad, czy coś. Wstąpię jeszcze do apteki i zaraz będę. Co ty na to? - zakończyła zatroskanym tonem. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Cieszyłem się z posiadania takiej przyjaciółki. Zawsze mogłem na nią liczyć, wiedziałem, że mi pomoże.
            -Nie. Ze mną wszystko w porządku - wyjaśniłem. - To Filip źle się czuje i nie chcę go samego zostawić.
            -On nie jest dzieckiem. Sam dałby sobie radę, a ty jesteś potrzebny w pracy.
            Wziąłem kilka oddechów i wyjaśniłem przyjaciółce, iż nie mam zamiaru opuszczać swojego chłopaka. Gdy zakończyłem rozmowę usłyszałem gwizd czajnika. Wrzuciłem do kubka torebkę herbaty i zalałem wrzątkiem. Myślami byłem przy Filipie. Nie chciałem patrzeć jak się męczy, wiedząc, że mu nie pomogę.
            Gdy wszedłem do łazienki zobaczyłem chłopaka przykładającego policzek do kafelek na ścianie.
            -Wypij – powiedziałem podając mu naczynie.
Fifi spojrzał na mnie z wdzięcznością i posłusznie zaczął pić herbatę. Usiadłem obok niego, podał mi szklankę, która była do połowy pełna i nachylił się nad ubikacją. Zacząłem masować delikatnie jego plecy.
            Po kilkudziesięciu minutach zaciągnąłem go do łóżka. Następnie zmusiłem go do wypicia herbaty. Nie chciałem by się odwodnił.  Był wycieńczony, jego twarz mimo, że często przecierałem ją ręcznikiem, lśniła od potu. Jego włosy kleiły się do twarzy. Nakryłem go kołdrą i zacząłem gładzić go po głowie. Obaj milczeliśmy. W pewnej chwili Filip zmęczony zasnął, a ja siedziałem wciąż patrząc na jego twarz. Po chwili wstałem i ruszyłem do kuchni zrobić coś do jedzenia dla Filipa.

            Gdy wszedłem do klubu, uderzyła we mnie głośna muzyka. W Przystani panował duży tłok. Przepchałem się przez tłum i zaniosłem ubranie wierzchnie do szatni. Następnie wszedłem do sali, gdzie miałem problemy z zebraniem myśli. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Na parkiecie tańczyło kilka par, inne obściskiwały się przy stolikach. Niektórzy siedzieli przy barze i po prostu pili alkohol. Po chwili znalazłem stolik, przy którym siedzieli Fifi z Oskarem. Byli roześmiani, wyglądali na szczęśliwych. Zmarszczyłem niezadowolony brwi. Nie lubiłem Oskara, nie wiedziałem co on takiego miał w sobie. Denerwował mnie. Podszedłem do stolika i pocałowałem mojego chłopaka w policzek.
           -Nie ładnie jest tak się spóźniać - powiedział uśmiechnięty. Następnie przywarł do mnie i wpił się w moje usta. Nie ładnie Oskar, nie ładnie, tak rozpijać mojego chłopaka. Objąłem go w pasie. Po chwili usłyszeliśmy głośne chrząknięcie, więc oderwaliśmy się od siebie. - To ja pójdę po piwo - rzekł Fifi i ruszył w stronę baru. Przy stoliku zostałem sam na sam z Oskarem.
            -Nie doceniasz tego co masz - rzucił nagle, przerywając ciszę. Uniosłem brew i spojrzałem na niego z politowaniem. No kto jak kto, ale on niech nie zwraca mi uwagi. Ładnie rzecz ujmując zignorowałem jego wypowiedź. - On cię nie kocha.
            Spojrzałem na niego spod byka. A jemu co do tego? Niech się dupek nie miesza w nasz związek! Prychnąłem. Chciał, chyba coś jeszcze dodać, by zakłuła się w mym sercu niepewność. W tym momencie przyszedł Filip, postawił na stole szklanki i zajął miejsce obok mnie. Zaczęli rozmawiać o schronisku, co mnie zbytnio nie interesowało. Czułem się jak piąte koło u wozu. Ścisnąłem lekko udo Fifiego i zacząłem je gładzić. Chłopak był jednak za bardzo zaabsorbowany pogawędką z Oskarem na temat zwierząt. Czasami zastanawiałem się, dlaczego nie poszedł na weterynarię… Jednak po chwili stwierdziłem, że moment, gdy trzeba uśpić zwierzę zapewne nie jest przyjemny.
            -Niezły ruch nie? - pojawił się w pewnej chwili Adam. Dosłownie jakby wyrósł spod ziemi.
            -Widzę, że ty nie próżnujesz? - zapytał, niby z ciekawości Filip.
            -No pewnie, że nie. W końcu, póki zdrowy jestem to trzeba korzystać - zaśmiał się, a Fifi spojrzał na niego morderczym wzrokiem. Mimo tego, że Adam był głupkiem jakich mało, to mógłby czasami ugryźć się w ten język.
            -A co? Twoja królewna już ci nie wystarcza? - zapytał z jadem w głosie. Brunet spojrzał na niego zdziwiony i wyraźnie oczekiwał kontynuacji. - No Krystian. Przecież ta ciota tak baaardzo cię kocha.
            Adam prychnął niezrażony, machnął ręką i powrócił na parkiet, gdzie wyłapał kolejnego partnera na noc. Moi towarzysze powrócili do wcześniejszego tematu. Jako, że o zwierzętach miałem nikłe pojęcie, milczałem. Z nudów zacząłem obserwować ludzi w klubie. W pewnej chwili moją uwagę przykuła pewna para. Niby nie ma nic dziwnego w dwójce facetów całujących się w klubie dla mniejszości seksualnej. Jednak jedna osoba wydawała mi się szczególnie znajoma. Zmarszczyłem brwi, wstając i ruszając w stronę wspomnianej dwójki. Wyczułem no sobie zdziwione spojrzenie Filipa, jednak zignorowałem je.
            -Ekhem - odchrząknąłem, zwracając na siebie uwagę parki. Mężczyźni oderwali się od siebie. - Fajny tatuaż - rzuciłem w stronę nieznajomego. Chłopak uśmiechnął się zdziwiony i rzekł ciche ,,dzięki". Miał na sobie bluzkę na ramiączkach przez co zauważyłem, to ozdobienie skóry.
            -Gracjan… - rzekł nerwowo mój braciszek. - Co ty tu robisz?
            -O to chyba ja powinienem zapytać ciebie. Nie sądzisz? - odpowiedziałem poirytowany. No bo kurde. Jeszcze nie dawno zaprzeczył, że zdradza Martynę. - Będziemy musieli poważnie porozmawiać - powiedziałem tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Ale nie w takich warunkach.
            -Gracjan… - zaczął niepewnie Rafał. - Ale nie powiesz o tym… No wiesz - odkaszlnął zdenerwowany. Naszej dziwnej rozmowie przyglądał się towarzysz mojego brata. Był przystojny. Gdyby nie małżeństwo Rafała mógłbym spokojnie stwierdzić, że pasują do siebie mimo widocznej różnicy wieku. Miałem wrażenie, że ten facet może dać mu szczęście, którego nie dostanie od Martyny. Westchnąłem.
            -Nie - rzekłem ze zrezygnowaniem. - Ale będziesz musiał mi wiele wyjaśnić - dodałem unosząc jedną brew do góry i zakładając ręce na klatce piersiowej.
            -Dzięki. Jesteś najlepszym bratem pod słońcem.
            -Ty już się nie podlizuj - parsknąłem i pokiwałem mu palcem. - Ja wracam do Filipa - odwróciłem się i zacząłem powoli odchodzić. - Jutro po pracy widzę cię u siebie – rzuciłem na odchodne.
            Mimo próby niemyślenia i nie podglądania Rafała, mężczyzna wciąż zaprzątał mi myśli. Najbardziej bolało mnie to, że mnie okłamał. Podejrzewałem, że gejem, ale miałem nadzieję, że nie ukrywałby tego przede mną. Filip chyba wyczuł, że mój nastrój jeszcze bardziej się ulotnił i w miarę szybko wróciliśmy na swoje osiedle. Jako, że nie mieliśmy ochoty się rozstawać, oboje poszliśmy do mnie, gdzie skutecznie zajęliśmy moje myśli. Może jednak powinienem podziękować Oskarowi za opicie mojego chłopaka? Rozluźniony Filip naprawdę ma swoje zalety. Potrafi skutecznie rozwiać nękające myśli, chociaż wad też mu przybywa. A zwłaszcza rano, gdy dostaje kaca i narzeka na każdy szmer.

            Gdy usłyszałem dźwięk dzwonka, ogłaszający przybycie gościa, z westchnieniem wstałem z kanapy. Powolnym krokiem dobrnąłem do drzwi, po czym je otworzyłem. Bez słowa przepuściłem mojego brata w przejściu. On też milczał, w ciszy zdjął buty i marynarkę.
            -Chcesz wody? Coli? - zapytałem wreszcie.
            -Piwo, jeżeli masz - odpowiedział i ruszył w stronę salonu. Mlasnąłem z niesmakiem i udałem się do kuchni. Rafał często prowadził po alkoholu. Nie pochwalałem tego, ale to w końcu jego wybór. To on może spowodować wypadek, nie ja. Wyjąłem z lodówki dwie puszki i wszedłem do salonu. Oboje zasiedliśmy na kanapie, milcząc. Widziałem, że Rafał się stresuje. Najwyraźniej nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
            -Ile to trwa? - przerwałem ciszę zerkając na niego. Był blady, nerwowo obracał puszkę w ręku. Zanim odpowiedział, pociągnął solidnego łyka alkoholu.
            -Zaczęło się jakoś trzy miesiące temu.
            -Dlaczego mi nie powiedziałeś? - wyrzuciłem z pretensjami marszcząc brwi. Mężczyzna westchnął i spojrzał na mnie. Odłożył puszkę.
            -A czym miałem się chwalić? - zapytał bez zrozumienia. - Własną beznadziejnością? Miałem ci się skarżyć? Żalić, jakim to ja jestem nieszczęśliwym gejem, bo ma żonę? Jak to muszę zmuszać się do stosunku? Bo co? Bo własny ojciec rozpierdolił mi życie?
            Patrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami. Dłonie zacisnąłem na piwie. Co prawda domyślałem się, jak wyglądało jego życie. Czym innym jest jednak jest domyślanie się, a czym innym usłyszenie tego.
            -Mogłeś powiedzieć - zacząłem. - Zresztą wiesz, że nie powinieneś okłamywać Martyny, a tym bardziej tego chłopaka… Jak mu tam?
            -Mateusz… - westchnął.
            -Wiesz, że robisz mu w ten sposób nadzieję?  - zapytałem.
Rafał spojrzał na mnie. Był zdziwiony tymi słowami, nie myślał o tym wcześniej. Mimo tego miałem wrażenie, że ma jakąś nadzieję. Czyżby, zakochał się w nim? To chyba niemożliwe, a może to nie tylko znajomość łóżkowa? Przez dłuższy czas Rafał opowiadał mi o tej szczególnej znajomości. Dowiedziałem jak się to zaczęło, jaki jest Mateusz. Gdy dowiedziałem się już wszystkiego nastała cisza.  Ja przetrawiałem wiadomości, które usłyszałem, a Rafał najwyraźniej oczekiwał moich słów lub sam nie wiedział co powiedzieć. Myślałem, że znam go lepiej, ale chyba się myliłem…
            -Nie powiesz o tym Martynie, prawda?- zapytał cicho. Spojrzałem na niego zdziwiony i zmarszczyłem brwi. On dalej chciał ją oszukiwać, spotykać się potajemnie z tym chłopakiem? Nie widzi, iż w ten sposób ich rani? A najbardziej siebie?
            -Nie powiem - odpowiedziałem z westchnieniem. - Ty to zrobisz.
            Mężczyzna jak na zawołanie podniósł na mnie wzrok. Jego oczy ukazywały zdziwienie, zakłopotanie, niezrozumienie. Chciał coś powiedzieć, pewnie coś w stylu ,,Ona mnie kocha, nie chcę jej ranić". Czy on naprawdę nie widzi, że już dawno to zrobił?       Uprzedziłem go w wypowiedzi.
            -Powiesz to, bo inaczej ja to zrobię - zaszantażowałem go. - Będziesz ciągle ją okłamywał? Zwodził? Przecież to sensu nie ma. Oboje będziecie żyli w kłamstwach, nie będziecie szczęśliwi. - Wypowiedziałem na jednym wydechu. Rafał milczał przez chwilę, po czym skinął niemrawo głową. Wiedziałem, że ten pomysł mu nie pasował. - Teraz, jeszcze będziecie mieć dziecko - zauważyłem. Brat chciał coś powiedzieć, ale znowu nie dałem mu się wypowiedzieć. - Wątpię, aby Martyna cię zdradziła. To twoje dziecko. Musisz tak myśleć, przynajmniej do momentu, gdy zrobisz testy DNA. Teraz musisz zadecydować, co dalej. Albo dalej będziesz udawał heteryka, zajmiesz się odpowiednio Martyną oraz waszym dzieckiem, zerwiesz wszelkie kontakty z Mateuszem, zaprzestaniesz chodzenia do Przystani i będziesz udawał szczęśliwego - zaproponowałem. Sam nie mogłem uwierzyć w to co mówię, ale wyraz miny Rafała jasno mówił, że nie bardzo podoba mu się ten pomysł. - Albo powiesz prawdę Martynie, rozwiedziecie się, zdradzisz swój sekret Mateuszowi. I zobaczysz co z tego pseudo-związku da się uratować. No i oczywiście za dziewięć miesięcy będziesz sumiennie odgrywał rolę kochającego tatusia.
            Rafał patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Był po części zły, rozgoryczony i zdezorientowany. Wiedziałem, że musi dokonać trudnego wyboru. Wierzyłem jednak, że wybierze drugą opcję. Tylko w ten sposób będzie mógł poznać szczęście. Chciałem, aby zdecydował jak najszybciej, ale nie chciałem wywierać na nim jakiejś niepotrzebnej presji.
            -Nie podejmuj pochopnie decyzji - doradziłem.
Przez kolejne kilka minut milczeliśmy, następnie mój brat wstał, pożegnał się i opuścił mieszkanie wcześniej obiecując przemyśleć wszystko. Miałem nadzieję, że wybierze odpowiednią drogę. Chciałem, aby był szczęśliwy po tych zmarnowanych latach. Pokręciłem ze zrezygnowaniem głową i zacząłem szykować się do snu. Przez cały czas myślałem o moim bracie i ojcu. Czy gdybym i ja przyznał się do innej orientacji też by mi to wybił z głowy? Jeżeliby żył, to też miałbym żonę? Czy dałbym radę przeciwstawić się mu? Dość długo szukałem odpowiedzi na te pytania, jednak, jak to w życiu bywa, nie znalazłem. Zresztą życie idzie do przodu, nie ma co gdybać. Teraz pozostało mi mieć nadzieję, iż wszystko będzie dobrze, że Rafał w końcu znajdzie szczęście. U boku Mateusza lub innego mężczyzny. Z tymi myślami zasnąłem.

            Byłem padnięty, gdy tylko pojawiłem się w domu ległem na kanapie i nie zamierzałem się z niej podnosić. Bynajmniej nie chodziło o moje przemyślenia. Ba, dzisiaj nawet nie miałem czasu na rozmyślanie. W pracy panował wielki ruch, co chwile ktoś przychodził. Fotografowanie sprawia mi przyjemność, ale błagam, litości! To nie moja wina, że cera błyszczy się na tym lub innym ujęciu! Nie kazałem robić dziwnych min! Klienci mieli dzisiaj o wszystko pretensje. Mój ambitny plan, aby nie wstawać z kanapy do wieczora, zakłócił dzwonek do drzwi. Wymamrotałem jakieś przekleństwo i przewróciłem się na drugi bok. Miałem nadzieję, że to nic ważnego i będę mógł spokojnie się wylegiwać. Jednak i to marzenie prysło, gdy ten irytujący dźwięk się powtórzył. Niechętnie wstałem i otworzyłem drzwi niespodziewanemu gościowi. Ze zdziwieniem zauważyłem za drzwiami Filipa. Nie żebym się nie cieszył z jego widoku, ale myślałem, że dzisiaj będzie się uczył.
            -Mogę? - zapytał. Wpuściłem go. Po chwili obaj ruszyliśmy do salonu. Chłopak usiadł na kanapie, a ja zająłem miejsce obok. - Rozmawiałeś z bratem? - zapytał.
            -No, już wszystko wiem - wyznałem. Wczoraj rano opowiedziałem Filipowi o spotkaniu Rafała i Mateusza w Przystani. - Ten chłopak to Mateusz. Ale chyba nie przyszedłeś tutaj słuchać o moim bracie, prawda?
            -No nie - wyznał. Spojrzałem na niego niecierpliwym wzrokiem, dając mu znać, by mówił dalej.  - Moja rodzina ciągle zastanawia się czemu nie mam dziewczyny. W końcu mam już dwadzieścia dwa lata, jestem ponoć zdrowy, a nigdy oficjalnie nie miałem dziewczyny… - powiedział na jednym wydechu. Objąłem go ramieniem. - Siostry podejrzewają, że mam kogoś i chcą poznać moją ,,wybrankę serca". Chciałbym im powiedzieć o swojej orientacji, ale… - zamilkł i wtulił się bardziej we mnie. Objąłem go ciaśniej. - Nie chcę zwalać im kolejnego problemu. Do tego mama zaczyna coraz częściej chorować i jest coraz ciężej. Wiesz, że nie powinienem do niej przychodzić, gdy choruje, bo mogę się zarazić. Ale co mam zrobić? Powiedzieć wszystkim, że jestem chory na HIVa bo nie lubiłem używać gumek? Bo puszczałem się z nieznajomymi?
            Chłopak westchnął, przeniosłem go sobie na kolana i objąłem.
            -Jeżeli masz dość to wyznaj rodzinie prawdę - pogłaskałem go czule po głowie. - Jednak nie rób niczego wbrew sobie. Powiedz kiedy będziesz pewny, że chcesz to zrobić. Pamiętaj jakąkolwiek podejmiesz decyzję, jestem z tobą i Sylwia też jest po twojej stronie.
            Filip uśmiechnął się niemrawo i przytulił. Po chwili zaczęliśmy niezobowiązującą rozmowę. On dalej siedział mi na kolanach, a ja jedną z rąk przeniosłem na jego pośladek ugniatając go. Fifi przeniósł swoje dłonie na moją szyję, głaszcząc skórę. Przybliżył swoją twarz do mojej ocierając swój policzek o mój. Westchnął. Chwyciłem jego podbródek i odsunąłem jego głowę delikatnie od swojej. Następnie wpiłem się w jego usta. Całowaliśmy się powoli, namiętnie, lecz z każdą chwilą pocałunek stawał się coraz bardziej agresywny. Mocno ściskałem Filipa zmniejszając odległość między nami. Chłopak kurczowo mnie trzymał. Gdy miałem pozbyć się jego koszulki usłyszałem pukanie. Oderwaliśmy się od siebie niechętnie spoglądając w stronę drzwi.
            -Spodziewasz się kogoś? - zapytał.
Pokręciłem głową. Nie miałem pojęcia kto postanowił mnie odwiedzić. Filip zszedł z moich kolan, a ja powoli wstałem i otworzyłem drzwi. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że kolejnym niespodziewanym gościem był Rafał. Wpuściłem go ze zmarszczonymi brwiami. Czyżby już podjął decyzję? Mężczyzna w milczeniu wszedł i zaczął zdejmować buty. W między czasie w przedpokoju pojawił się Filip. Chłopak zorientował się, że to będzie dość ważna i trudna rozmowa, więc po szybkim pożegnaniu, krótkim pocałunku ze mną ulotnił się z mieszkania.
            -Widzę, że wam się układa – stwierdził mój brat. Pokiwałem głową, nie odrywając od niego uważnego spojrzenia.
            -Zadecydowałeś już? - zapytałem, gdy znaleźliśmy się w salonie. Chłopak pokiwał niemrawo głową.
            -Najpierw chciałem skończyć to z Mateuszem i na nowo udawać - zaczął niepewnie. - Jednak, gdy oznajmiłem mu to i zobaczyłem smutek i jakiś żal, zawód. Nie mogłem, dłużej udawać. Wiedziałem, że z Martyną już nigdy nie będzie tak samo. Już nigdy nie będę mógł tak jej okłamywać, a przede wszystkim sam siebie.  Powiedziałem mu prawdę. Trochę się zdziwił i wątpię, aby chciał się ze mną kiedyś jeszcze spotkać - westchnął ze zrezygnowaniem. - No i rozmawiałem o tym wszystkim z Martyną. Zakończyłem ten nasz związek. Zachwycona to ona nie była.
            Spojrzałem na niego unosząc brwi. Cieszyłem się, iż w ten sposób postąpił. Miałem nadzieję, że teraz wszystko mu się ułoży.
            -No i wyniosłem się z mieszkania, więc mógłbym zatrzymać się u ciebie na kilka dni? - zapytał. Kiwnąłem głową na potwierdzenie. - Dziękuję. Jutro zabiorę swoje rzeczy.

            Kolejne dni mijały mi na chodzeniu do pracy, częstych rozmowach z bratem, który wciąż okupował moje cztery ściany oraz spotkaniach z Filipem. Niestety, to ostatnie odbywało się bardzo rzadko. Chłopak dużo czasu spędzał w schronisku razem z Oskarem, na samą myśl o czym coś mnie w środku skręcało. Mówiłem już, że go nie lubię? No i mój chłopak często jeździł do swojej rodzicielki. Prawda jest taka, że jego matka miała coraz gorszą odporność i ciągle chorowała. Praktycznie ciągle była chora, co wyzdrowiała, to znowu chorowała na inną chorobę. Bałem się, że Filip również zachoruje, w końcu może umrzeć przez byle jaki katar. Jednak chłopak brał witaminy i spożywał dużą ilość owoców i warzyw, przez co, mam nadzieję, zwiększyła się jego odporność.
            Wszedłem do mieszkania i od razu skierowałem swoje kroki do salonu.
            -Zrobić ci kawy? - usłyszałem głos Rafała dobiegający z kuchni.
Odpowiedziałem twierdząco, po czym wyjąłem papierosa i go zapaliłem. Dzisiejszy dzień miałem spędzić w towarzystwie brata, gdyż Filip znowu pojechał do schroniska, a potem miał zamiar się uczyć. Wiedziałem, że Fifi jeździ pomagać zwierzętom, a nie zdradzać mnie z Oskarem, jednak nie mogłem zapanować nad zazdrością. Miałem wrażenie, że Oskarek uważa się za wielkiego pana i Boga. Jakby mógł mieć każdego, na innych patrzył jak na słabszych, gorszych. Zacisnąłem dłonie w pięści. W tym momencie wylądował przede mną kupek z gorącym, ciemnym napojem. Podniosłem wzrok i spojrzałem na brata. Mężczyzna sprawiał wrażenie zadowolonego.
            -Wniosłeś już wniosek o rozwód? - zapytałem popijając napój. Mężczyzna spojrzał na mnie i skinął głową.
            -Dzisiaj rano - wyjaśnił. Milczał przez chwilę bijąc się z własnymi myślami. Również się nie odzywałem, uznałem, że sam mi powie. - Gracjan… - zaczął niepewnie. Spojrzałem na niego dając mu znać, by kontynuował. -Rozmawiałem dzisiaj z Mateuszem i… Chciałbym mu to wszystko wyjaśnić - wyznał z głębokim westchnieniem. - No i przeprosić za moje zachowanie. Nie powinienem go okłamywać. Mamy się spotkać dzisiaj no i…
            -Mhm - potwierdziłem. - To w takim razie życzę miłej randki. - Spojrzał na mnie z politowaniem, a ja puściłem mu oczko i wyszedłem z salonu, by umyć kubek po kawie. Mężczyzna zaczął szykować się do wyjścia. Czyli jednak ten wieczór spędzę samotnie. W milczeniu wyczyściłem dokładnie naczynie.
            Kilka minut po wyjściu Rafała usłyszałem dźwięk nadchodzącej wiadomości. Ze zdziwieniem podniosłem telefon i otworzyłem SMS-a. Mój szok był jeszcze większy, gdy zorientowałem się, iż nadawcą jest Filip. Wiadomość zawierała w sobie tylko jedno słówko, a może aż jedno? Było nim ,,przyjdź". Krótkie, zwięzłe polecenie. Nawet nie prośba. Zmarszczyłem brwi. Czyżby coś się stało? Z bijącym sercem i mętlikiem w głowie wstałem z łóżka i szybko wyszedłem z domu.

            Leżeliśmy razem na rozłożonej kanapie. Oboje milczeliśmy i nieśpiesznie gładziliśmy swoje, nagie ciała. Filip co prawda nie powiedział po co sprowadził mnie do siebie. Skutecznie zmieniał temat lub odwracał moją uwagę. Jednak ja doskonale zdawałem sobie sprawę, że chce mi coś powiedzieć i wiedziałem, że w końcu to zrobi. Objąłem go ciaśniej w  pasie i pocałowałem go w skroń. Obaj milczeliśmy wzajemnie tuląc się do siebie. Lubiłem przebywać z Fifim nawet nic nie robiąc, nie rozmawiając, po prostu milcząc. Wiedząc, że on jest obok. Chyba naprawdę się w nim zakochałem. Chciałbym, by i on uwierzył w miłość.
            -Rozmawiałem dzisiaj z Oskarem - zaczął ostrożnie. Przybliżyłem swoją twarz i oparłem czoło o jego. Automatycznie przylgnąłem do niego jeszcze bardziej. Moje ciało samo reagowało w ten sposób na imię pewnego kolegi Filipa. - I powiedział mi, że nie powinienem ukrywać wszystkich uczuć. Powinienem być bardziej zdecydowany i robić wszystko by być szczęśliwy. Raczej nie chodziło mu o moją rodzinę… - dodał. No pewnie, że nie chodziło o nią. Zapewne w ten sposób chciał się pozbyć mnie. Wtuliłem twarz w jego szyję. Pachniał obłędnie. Czekałem na kontynuację gładząc powolnymi ruchami jego gołe plecy. Objął mnie jedną ręką i gładził moje włosy. Po chwili kontynuował urwany wątek. - Chcę powiedzieć rodzinie o orientacji.
            Uśmiechnąłem sie lekko i ścisnąłem jego dłoń.
            -Będzie dobrze - zapewniłem go.
            -O swojej chorobie nie jestem jeszcze gotów powiedzieć - dodał. - Nie chcę, żeby się martwili albo mi współczuli. Nie potrzebna mi ich łaska. Naważyłem tego piwa i sam muszę je wypić.
            -Sądzę, że powinieneś podzielić się tą informacją z rodziną - zacząłem niepewnie. - Nie mówię, żebyś to teraz zrobił, ale… - wziąłem głęboki wdech. - Zawsze lepiej, aby rodzina wiedziała. Wiesz, że cokolwiek by się tobie stało, mnie nie poinformują. Po prostu sądzę, że nie potrzebnie to ukrywasz przed najbliższymi - zakończyłem swój wywód. Chłopak patrzył mi w oczy i przygryzł dolną wargę.
            -Masz rację, ale nie jestem na to gotów. Chociaż może lepiej powiedzieć to razem? - zamyślił się. Przez kolejne minuty milczeliśmy ciesząc się bliskością drugiej osoby. - Chciałbym cię przedstawić rodzinie. Jako swojego chłopaka - wyszeptał, a mnie oczy się zaświeciły. Zawsze chciałem poznać rodzinę Filipa. Co prawda znałem jego dwie siostry, z czego jedna poznała mnie jako kolegę, a druga - chłopaka. Nie chciałem ukrywać swoich uczuć względem Filipa.
            -Jak tylko będziesz chciał z chęcią poznam resztę twojej rodziny… - rzekłem i ponownie pocałowałem go w skroń.
            -O ile będą chcieli ze mną jeszcze gadać - wymamrotał.
            -Nie wiesz, jak zareagują - przypomniałem. - Nie martw się na zapas. Zresztą pamiętaj zawsze masz mnie oraz Sylwie.
            Milczał przez chwilę. Najwyraźniej wszystko pomału analizował. W tym czasie złączyłem nasze usta w krótkim pocałunku. W pomieszczeniu wciąż panowała cisza. Obaj byliśmy pogrążeni w naszych myślach.
            -Gracjan? - zapytał niepewnie. Odmruknąłem coś cicho. - Chyba się w tobie zakochałem.
            Spojrzałem na niego zdziwiony i lekko się uśmiechnąłem. Czule pogładziłem jego policzek. Chłopak zarumienił się i spuścił wzrok na prześcieradło. Nie spodziewałem się takiego wyznania. Przecież Filip twierdził, że nie wierzy w miłość między mężczyznami.
            -Ja też cię kocham - wyszeptałem. Filip uniósł na mnie wzrok zdziwiony. Uśmiechnąłem się pogodnie i wpiłem w jego usta. Nigdy nie spodziewałbym się takiego obrotu spraw.
            Filip mnie kochał. Widziałem w jego spojrzeniu, że nie jestem mu obojętny, ale co innego samemu tak stwierdzić, a co innego usłyszeć to z ust ukochanej osoby. Teraz wszystko powinno być dobrze prawda? Skoro obaj się kochamy to nic złego nie powinno się stać. Przecież miłość wszystko zwycięży, nie?
            Czas upływał, ja z Filipem spędzaliśmy dużo czasu razem. Co prawda Fifi ciągle spotykał się z Oskarem, jednak nie dawał mi powodów do zazdrości. Ufałem mu. Parę razy spotkaliśmy się w Przystani, chłopak często starał się wzbudzić we mnie jeszcze większą zazdrość. Jednak jego poczynania przynosiły odwrotny skutek. Filip coraz częściej go hamował. Jego rodzina była lekko zaskoczona nowinką, jednak dzięki Sylwii dość szybko pogodzili się z odmiennością Filipa. Co ważniejsze, nawet mnie przyjęli ciepło. Rodzina Filipa jest dość specyficzna, jednak lepsza taka od żadnej. Rafał w końcu wyniósł swoje cztery litery z mojego mieszkania i wprowadził się do Mateusza. Wierzę, że tej dwójce uda się przetrwać. Może i ten związek powstał na kłamstwach, ale teraz będzie lepiej, musi być.
            Wydaje wam się, że teraz życie jest sielanką? Ano nie jest. Są gorsze dni. O których wolę nie wspominać. Oczywiście kłótnie się zdarzają, ale to jest normalne. W końcu w każdy związku się pojawiają. Jednak mnie martwi choroba Filipa. Obecnie nie ma wielkich nasileń i można powiedzieć, że jest dobrze, jednak co się stanie gdy choroba zaatakuje ze zdwojoną siłą? HIV nie jest łatwy. Boję się, że wirus kiedyś mi go zabierze, że stracę to co kocham. A nie umiem żyć bez Filipa. Co zrobię jeśli go stracę? Przytuliłem się do niego. Pozostaje mi wierzyć tylko, że medycyna pójdzie do przodu i HIV będzie wyleczalny… Z tą myślą odpłynąłem do krainy Morfeusza.

4 komentarze:

  1. Witam. Jeszcze nie zabrałam się za czytanie opowiadań, ale... jako Bydgoszczanka, zaintrygowało mnie to. Czy akcja dzieje się w Bdg? :D


    PS. Studiuję na UTP i jest tak dość kilka ciekawych kierunków jak Wzornictwo, czy Architektura Wnętrz, jeśli mówimy o artystycznych. :) Niestety, z co ciekawszych to już tylko prywatnie, lecz nie polecałabym Ci tego. Polska..., no cóż, rządzi się swoimi prawami, gdzie prywatne uczelnie są dyskryminowane.

    OdpowiedzUsuń
  2. jej to było naprawdę piękne, świetnie napisane ;) ciekawie czytało się wszystko z perspektywy Gracjana

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze - punkt za spostrzegawczość i ładne wykorzystanie tematu :) Pamiętam, że w "Słońcu za chmurami", którego początek publikowałam na blogu, wspominałam o Mariannie zapraszającej Gracjana na obiad.
    Tekst jest bardzo przyjemny, ale zauważyłam błędy. Miejscami język też jest nieco sztuczny i chyba trochę nadużywasz słowa "iż", jednak mimo wszystko mam przyjemne odczucia. Może to dlatego, że pokazałaś swoją historię oczami postaci, którą najbardziej lubię (zaraz po Filipie ;D) w Zostawić rzeczywistość?
    P.S. Dzięki Tobie nabrałam chęci na zajrzenie w plik tekstowy ZRz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej! Szczerze? Taki był mój zamiar, by lekko nakłonić Cię (nie zmusić!) do kontynuacji ZRz. Miło, że się podobało. A co do "iż", to tak wiem. Staram się ograniczać...

      Usuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.