poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział 10. (Wilczy skowyt)

Ostrzegam - w rozdziale występują brutalne sceny. Nie radzę czytać osobom o słabszych nerwach. 

Betowała Silris
***
Rozdział 10. Normalnie żyć

Zaciskał usta tak mocno, że aż pobielały mu wargi, jakby miał nadzieję, że to uchroni go przed powiedzeniem czegoś, czego później by żałował. Jeszcze nie pamiętał, żeby był tak zły na Xinusa. Gdyby ten mu powiedział o tym wcześniej, wszystko wyglądałoby inaczej! Przynajmniej taką miał nadzieję… A teraz Sentis był w rękach jakiegoś szaleńca, który ma go za obiekt doświadczeń. Pomimo odrzucenia przez byłego kochanka, czuł się zobowiązany, żeby go z tego wszystkiego wyciągnąć cało.
- Gdybym ci powiedział, wszystko potoczyłoby się szybciej – mruknął Xinus nieobecnie, wpatrzony w widok za oknem. Przestąpił z nogi na nogę, po chwili odchodząc od parapetu i krążąc dosyć bezmyślnie po pokoju Demia. – Po prostu chciałem to odwlec.
- Co to za różnica, czy wydarzyłoby się później czy wcześniej? – warknął nagle Demio, nie potrafiąc już zapanować nad milionami myśli, jakie szalały teraz w jego głowie.
Do pomieszczenia wszedł nieświadomy Cray, spoglądając na nich zdziwiony, ale zarówno Xinus jak i Demio zdawali się go nie zauważać.
- Myślałem, że będę miał więcej czasu, żeby coś wymyślić! – odparował.
- Jak widzę nic ci to nie pomogło! – krzyknął, aż wstając z łóżka, na którym do tej pory siedział.
- Ej, ej – odezwał się zmieszany Cray, zwracając ich uwagę na siebie. – Co się dzieje? Bo nie wygląda mi to na sprzeczkę kochanków. – Przekrzywił nieco głowę, obserwując ich niezwykle uważnie, jakby odpowiedź mógł odczytać na ich twarzach.
Zapadło milczenie. Długie i tak wymowne, że Cray mógł z łatwością domyślić się, o co może chodzić. Wydawało się, że pobladł, ale z jego karnacją to przecież niemożliwe, przemknęło przez myśli Demia.
Cray przełknął gęstą, nieprzyjemną ślinę, która w tamtej chwili zaległa mu w gardle.
- Byłeś tam, tak? – zapytał powoli, a jego bursztynowe ślepia zdawały się matowieć. Demio potaknął niepewnie, zapominając już o kłótni z Xinusem, który zresztą także nie palił się do ponowienia awantury. Stał tuż obok chłopaka, spojrzeniem błądząc po białych i nieco zabrudzonych ścianach pomieszczenia. Zupełnie, jakby chciał uniknąć kontaktu wzrokowego z Crayem.
- Porwali Sentisa. – Chłopak zdążył to jedynie wydusić, a już czarnoskóry mężczyzna był przy nim, ściskając jego ramiona jak imadło. Nachylił się nad Demiem, wbijając w niego swoje, już nie matowe, ale dziwnie roziskrzone oczy.
- Co tam widziałeś?! – wykrzyczał, jakby w panice, potrząsając chłopakiem z taką łatwością, jakby ten był piórkiem. Demio dopiero teraz przekonywał się, jak bardzo silny jest Cray. Faktycznie, gdyby chciał, to z łatwością mógłby mu coś zrobić. Dziwne, że tak silne osoby jak Zmiennokształtni przegrali w starciu z Ankorem, który nie wyglądał na zbyt mocnego przeciwnika. Nie wspominając już o jego bracie…
- Cray, uważaj, bo jeszcze mu coś złamiesz – ostrzegł Xinus, ale nic nie zrobił, aby pomóc Demio. Cray w końcu sam odpuścił, poluzowując uścisk, ale nie puszczając ostatecznie ramion chłopaka.
- Co widziałeś? – ponowił pytanie, uspokajając się powoli.
- Coś… coś w stylu laboratorium – zmarszczył brwi, powracając do niezbyt przyjemnych wspomnień.
- Nie! – Znowu się zapieklił. – Co było w tej piwnicy!?
Demio zamrugał, nieco zdziwiony, ale niemal od razu przypomniał sobie ledwo dychającego wilka. Tę krew… Masę krwi i rozcięte, wilcze ciało.
- Wilka… - szepnął, krzywiąc się nieco, gdy dłonie Craya znowu zacisnęły się na jego obolałych już ramionach. Nie miał jednak czasu ani sił myśleć o tym, w jakim stanie one później będą.
- Co z nią!? Co z nią, do cholery!? – Znów potrząsnął Demiem, który jednak nawet nie zaprotestował.
- Nią?
- Jak wyglądała? Zielone oczy i szara sierść? – zapytał, a Demio miał wrażenie, że jeszcze chwila, a straci całe czucie w rękach. Nie wyrywał się jednak, stał, jakby sparaliżowany, przyglądając się gamie uczuć malującej się na twarzy Craya.
Xinus także nie robił nic, aby uspokoić swojego pobratymca. Stał tuż obok, dziwnie zamyślony, nawet się nie odzywając.
- T-tak – zająknął się, kiedy dostrzegł, że oczy czarnoskórego zaszkliły się nieco.
- Co z nią?!
Demio przełknął ślinę, a jego serce już od dłuższej chwili kołatało mu w piersi jak szalone. Nie wiedział, jak Cray zareaguje, gdy się dowie, wiedział już jednak, że ten wilk był bardzo ważny dla niego. Chyba nawet ważniejszy niż Xinus.
- Kim ona jest dla ciebie? – zapytał, unikając odpowiedzi na pytanie. Cray jednak nie zapomniał o tym i znów boleśnie zacisnął dłonie na ramionach chłopaka, potrząsając nim jak kukłą.
- Co z nią!?
- To jego siostra miotowa – odparł cicho Xinus, dalej stojąc w tym samym miejscu z nieobecnym spojrzeniem.
- Co z nią, do cholery!? Mów! – Palce mężczyzny zaczęły się boleśnie wbijać w skórę Demia, na co chłopak skrzywił się. Całe ręce miał nieprzyjemnie chłodne i czuł, jak zaczynają mu cierpnąć dłonie.
- Najpierw mnie puść – szepnął, ale to nic nie poskutkowało. – Puść mnie, do cholery! – wydarł się, a Cray zamrugał, jakby wyrwany z otępienia, po czym najpierw poluzował uścisk, a dopiero później odsunął się od chłopaka. Demio odetchnął z ulgą, na wszelki wypadek wycofując się trochę, jakby Crayowi miało coś odbić, gdy usłyszy, co dzieje się z jego siostrą. – Ona… - zaczął, ale głos mu uwiązł w gardle. Spojrzał w bok, na ścianę, nie chcąc widzieć tych strasznych emocji na twarzy Craya, które całkowicie do niego nie pasowały. – On ją rozciął. Rozciął jej brzuch, nie zaszył… - wyrzucał z siebie strzępki zdań. – Nie wiem czy jeszcze…
- Jak to nie wiesz?! – wrzasnął Cray i najwidoczniej już miał się rzucić na chłopaka, gdy powstrzymał go Xinus, obejmując od tyłu w ciasnym uścisku i nie pozwalając nawet na krok w przód.
- Nie wiem, wcisnął jakieś świństwo i zasnęła! – Bardziej prawdopodobne było, że po prostu to „świństwo” ją zabiło, niż spowodowało, że zasnęła, ale wolał o tym nie wspominać.
- Kurwa – wyrzucił z siebie Cray. – Cholera, zostaw mnie! – wyrwał się Xinusowi, który puścił go, spoglądając na niego smutno, ale do tamtej chwili ani razu się nie odezwał. – Idę po nią, muszę… - zawarczał Cray nieludzko pod nosem, już chcąc dojść do drzwi, kiedy powstrzymał go silny uścisk Xinusa na jego przegubie.
- Ostatnim razem, jak po nią poszedłeś, Demio musiał cię zszywać – zawarczał.
Chłopak spoglądał to na Xinusa, to na Craya, a elementy układanki powoli składały się w jedną całość.
- To przez Ankora, on…?
- Tak – przerwał mu Xinus, przenosząc swoje niebieskie spojrzenie na chłopaka, który przełykał teraz zgęstniałą ślinę.
- Uciekłeś mu? – pytanie było skierowane do Craya, który w tamtej chwili wyglądał jak jedna wielka kupka nieszczęścia. Zgarbiony, z nieobecnym spojrzeniem wbitym w podłogę… Już nie był tym wielkim, groźnym mężczyzną.
- Wypuścił mnie… - Oczy Demio rozszerzyły się w zdziwieniu, nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Spojrzał na Xinusa, jednak ten nie wydawał się zaskoczony. Wiedział. Wiedział o wszystkim!
- Wypuścił?! Dlaczego?!
- Jemu zależy na Xinusie – odpowiedział Cray, prostując się. – Xinus, jako alfa, jest najsilniejszy, a Ankora to fascynuje. Ja byłem przynętą albo raczej ostrzeżeniem.
- Nie rozumiem… Co takiego szczególnego jest w Ankorze, że złapał was jak jakieś jelenie? – Spojrzenie Demia błądziło od Xinusa do Craya, jakby sam nie do końca wiedział, do kogo skierował to pytanie.
- Wystarczy, że rozpyli coś w powietrzu, co powoduje, że padamy jak muchy. On ma to… to coś. – Xinus zaczął obrysowywać swoją twarz, chcąc naprowadzić Demia na właściwą odpowiedź, która mu umknęła.
- Maskę? – podsunął, na co mężczyzna potaknął.
- A później napcha cię jakimiś prochami, że nawet nie wiesz, kim jesteś. – Zaśmiał się gorzko, aż po plecach chłopaka przeszedł nieprzyjemny dreszcz. – Ale Demio – zaczął nagle poważnym, nieznoszącym sprzeciwu głosem – nie myśl o uratowaniu tego swojego fircyka.
- Co?!
- Nie pozwolę ci, bo nie chcę, żeby coś ci się stało. 

Demio wiedział, że coś musi zrobić. Nie mógł tak po prostu zostawić Sentisa, ale nie mógł też pozwolić, aby dla Sentisa narażał się Xinus i Cray.
Nerwowym spojrzeniem przesuwał po wypełnionymi lekarstwami półkach, szybko i dosyć niedokładnie czytając etykietki na buteleczkach. Wyciągnął rękę po jakiś flakonik, przyglądając mu się z zastanowieniem.
Nie mógł też zrobić niczego bez planu, bo jeszcze jego trzeba byłoby ratować i tyle z jego heroicznej postawy. Nie mógł pozwolić, aby coś stało się Xinusowi, tego by sobie nie wybaczył. Lubił go, właściwie to ostatnio zdawał sobie sprawę z tego, że nawet jeżeli przez tego mężczyznę jego życie wywróciło się do góry nogami, to i tak nie potrafił już sobie wyobrazić, że Xinusa by nie było. Po prostu… Xinus i te wszystkie dziwne rzeczy związane z nim stały się czymś naturalnym…
No, może nie sprawa z Ankorem i jego bratem, bawiących się w naukowców.
- Demio, po co ci tak silny lek usypiający? – Do jego świadomości wdarł się skrzekliwy głos Mazhara, który stał tuż obok, poprawiając zsuwające się z nosa druciane okulary. – Wiesz, że zbyt duża dawka jest śmiertelna?
- Wiem, panie Mazhar – mruknął chłopak, stawiając buteleczkę na ladzie. Tak, ten specyfik był idealny. – Ale mam ostatnio poważne problemy ze snem – wymyślił na poczekaniu.
- Widzę, że coś marnie wyglądasz. Jakbyś pół nocy nie spał! – Demio uśmiechnął się pod nosem, przyznając w myślach rację swojemu pracodawcy.
- Gdzie są strzykawki? – zmienił temat, gdy zauważył, że nie ma ich pod ladą. – Gdzie je pan przełożył?
- Na zapleczu. Demio, ale zapłacisz za to? – spytał jakby z obawą, a na twarzy chłopaka pojawił się krzywy uśmiech. Cały Mazhar…

Bał się, nie mógł temu zaprzeczyć. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak drżały mu ręce, a krew tak głośno szumiała w uszach. Stał po drugiej stronie kamienistej ulicy, spoglądając na piękny dom z pięknymi schodami prowadzącymi do wejścia, z pięknymi, rzeźbionymi drzwiami i złotą kołatką. Co za ironia. Wszystko takie piękne z zewnątrz, wystarczyło tylko otworzyć drzwi od piwnicy, poczuć smród zgnilizny, zejść betonowymi schodami w dół i na własne oczy zobaczyć, co takiego tam się kryje, a kamienica nie wydawała się już taka piękna.
Pamiętał, jak jeszcze kilka dni temu się nią zachwycał, teraz go obrzydzała. Teraz już wcale nie była taka piękna.
Pamiętał też, jak niedawno za wszelką cenę chciał poznać sekret Xinusa i teraz w głębi serca stwierdzał, że lepiej jednak byłoby, gdyby nigdy go nie poznał. Może to oznaka tchórzostwa. Może faktycznie był tchórzem, ale tego, co widział w piwnicy, nikomu by nie życzył.
Odetchnął ciężko, po czym niepewnie ruszył przed siebie, przechodząc na drugą stronę ulicy. Zawahał się, kiedy już miał postawić nogę na pierwszym stopniu schodów. Wsunął dłoń do kieszeni, zaciskając ją na rączce noża i dopiero wtedy wspiął się po schodach, wolną rękę kładąc na kołatce.
Wiedział, że jest sam. Musi sam sobie z tym poradzić, nie ma mowy, aby powiadomił o tym stróżów prawa w Scythe, bo od razu zostałby zamknięty w wariatkowie.
Xinusowi obiecał, że tu nie przyjdzie i mężczyzna chyba mu uwierzył, a Cray gdzieś rano zniknął. Demio na początku martwił się o niego, ale Xinus go uspokoił, mówiąc, że czarny wilk po prostu potrzebuje chwili spokoju. To, czego się wczoraj dowiedział, było dla niego wielkim ciosem, z tamtą wilczycą się wychował, była dla niego całym światem. Demio dopiero zaczynał rozumieć, dlaczego Cray tak go wtedy zaatakował. Tu nie chodziło ani o relacje, jakie łączyły go z Xinusem, ani o pokazanie człowiekowi, kto jest silniejszy. Cray działał pod wpływem emocji, bo kilka godzin wcześniej znikła jego siostra, a później, co jest całkiem oczywiste, chciał ją uratować.
To było za dużo dla Demia. Za szybko wszystko się działo i nawet jeśli wydawało mu się, że już rozumie, to tak naprawdę wciąż się w tym wszystkim gubił.
Ujął w dłoń kołatkę i zapukał. Raz, odetchnął ciężko, drugi, zwilżył spierzchnięte wargi, i trzeci.
Ciężkie drzwi otworzyły się powoli, a on aż wstrzymał oddech, pewniej ujmując nóż, jaki miał w kieszeni. Nie mógł jednak zaatakować od razu, w progu, kiedy to sąsiedzi mogli wszystko zauważyć. Kto by mu uwierzył? Zresztą badania na zwierzętach nie są zabronione w Scythe, a nie miał pewności, że Sentis naprawdę tu jest. Mógł niepotrzebnie narażać życie.

- Och, witaj, Demio – powitał go chłodny uśmiech nie Ankora, a jego brata. Górna warga uniosła się nieco wyżej, ukazując krzywe, ale białe zęby mężczyzny, co dawało bardzo nieprzyjemny efekt. W ogóle brat Ankora nie był przyjemnym człowiekiem. – A już myślałem, że nie przyjdziesz. Wchodź, wchodź – odsunął się od drzwi – bo rozmowa przez próg przynosi pecha! Wiedziałeś? – Przekrzywił nieco głowę, wyglądając w tamtym momencie jak żaba obserwująca muchę. Pokraczna, brzydka żaba.
Kiedy przekraczał próg, wiedział, że to jest ten moment. Uważnie obserwował zamykające się za nim drzwi, po czym błyskawicznie wyciągnął nóż z kieszeni i zamachnął się w stronę mężczyzny, jakby chciał wbić ostrze w jego brzuch.
Silny, wręcz bolesny uścisk na jego nadgarstku spowodował, że jego serce na chwilę przestało bić. Wydawało mu się nawet, że wszystko na ułamek sekundy zamarło, dopiero ból w potylicy przywrócił go do rzeczywistości.
Mężczyzna musiał być doskonale przygotowany na taki ruch. Wiedział, że Demio nie przyjdzie tutaj z misją pojednawczą i nawet jeżeli nie wyglądał na kogoś silnego, wytrącił chłopakowi nóż z ręki, po czym popchnął go na ścianę z taką mocą, że przez uderzenie na chwilę pociemniało mu przed oczami.
- Sztuki walki są przydatne, wiesz? – powiedział tym sowim fałszywie przyjaznym głosem. – Jak byłem mały, to sporo się uczyłem, ale później ciężko zachorowałem. Bardzo ciężko, wiesz? – rozbrzmiało Demio koło ucha, a po chwili poczuł jak mężczyzna łapie go za włosy i podciąga z podłogi.
Tak, dopiero teraz zdał sobie sprawę, że upadł.
- Otarłem się o śmierć, ale Ankor mnie wyleczył – powiedział z rozrzewnieniem. – To znaczy najpierw prawie mnie zabił, bo eksperymentował. To przez niego zachorowałem, byłem jego króliczkiem doświadczalnym. – Demio spojrzał na niego z przerażeniem, nie rozumiejąc, jak można coś takiego zrobić swojemu bratu. – Cieszę się, że pierwsze eksperymenty przeprowadzał na mnie, to nas zbliżyło, ale mam bardzo słabe ciało – rozgadał się, a Demio wiedział, że drugiej takiej szansy mieć nie będzie.
Zignorował ból powodowany ciągnięciem za włosy, na których prawie że wisiał, sięgając dłonią do kieszeni spodni, w których znajdowała się strzykawka. Zaczął ją na oślep odbezpieczać, udając, że słucha wywodu mężczyzny.
- Co chwilę dostawałem paskudnych zakażeń skóry, moje organy wewnętrzne były już tak zniszczone, że nic dziwnego, zacząłem powoli umierać. Ale Ankor mnie nie zostawił, uratował mnie… - Więcej już nie zdążył powiedzieć. Strzykawka wbiła się w jego szyję, w zastraszającym tempie wstrzykując znajdujący się w niej płyn.
- Ty mały skurwielu! – krzyknął, sięgając dłonią do wciąż wbitej strzykawki i wyciągając ją z siebie z furią. Demio nie czekał jednak na dalszy rozwój akcji, zamachnął się, z całej siły wbijając mu pięść w brzuch. Mężczyzna zgiął się w pół, mówiąc coś jeszcze niezrozumiale, po czym ociężale opadł na podłogę.
Demio odetchnął ciężko, spoglądając na niego z góry.
- Wiedziałem, że tak będzie – usłyszał westchnięcie dobiegające gdzieś z boku i nim zdążył zorientować się, co to takiego, poczuł bardzo dziwny zapach. A później była już tylko ciemność.

Pierwsze, co poczuł, to zapach stęchlizny. Tak mocny, że aż zebrało mu się na wymioty. Później do jego świadomości wdarły się strzępki rozmowy.
- Jesteś idiotą… gdyby nie ja… szczęście… środek… nie był silny. – Uchylił powoli powieki, jednak zaraz je zamknął, kiedy oślepiło go jaskrawe światło. – Przepraszam… nie myślałem, że zaatakuje… wydawał się być otumaniony… uderzył głową w ścianę – słowa składały się w coraz wyraźniejszy obraz, jednak dalej nie miał pojęcia, kto co mówi, dlaczego jest mu tak niedobrze i chyba - co najważniejsze – gdzie jest.
Odetchnął, ponawiając próbę otwarcia oczu i przypominając sobie powoli wydarzenia sprzed wszechogarniającej go ciemności.
Poruszył się, ale całe jego ciało było czymś skrępowane i najwidoczniej znajdował się w pozycji siedzącej, gdyż oparcie jakiegoś niewygodnego krzesła niemal wpijało mu się w plecy.
Spróbował znów uchylić powieki, tym razem wolniej, aby oczy miały możliwość przyzwyczaić się do światła.
I wtedy pożałował, że w ogóle je otworzył. Że w ogóle się obudził.
Na stole, dokładnie tym samym, który wczoraj był cały we krwi, leżał teraz Sentis. Nieprzytomny, nagi Sentis. Demio szybko omiótł go wzrokiem, jednak chłopakowi najwidoczniej nic nie było.
- Och, obudziłeś się – odezwał się Ankor, pochylający się nad blatem, na którym stały liczne próbówki i… Demio przełknął zgęstniałą ślinę… Przybory operacyjne. Różnej wielkości skalpele, jakieś wielkie nożyce i inne urządzenia, których nazwy w tamtej chwili wyleciały chłopakowi z głowy. Jego myśli zbijały się w jeden wielki kłąb, a on już nawet nie wiedział, co robić.
- Kael, mówiłem ci, że jesteś mi tu niepotrzebny. Możemy mieć gości, więc łaskawie bierz to, co potrzeba, bo nie pójdzie tak łatwo jak z nim.
Wzrok Demia prześlizgnął się na brata Ankora, który posłusznie potaknął i bez słowa wyszedł ze śmierdzącej piwnicy.
- Co chcesz mu zrobić? – wychrypiał chłopak, ignorując przeszywający ból gardła, ściskający się żołądek i zawroty głowy. Musiał coś zrobić, jednak nie miał najmniejszego pojęcia co.
Ankor uśmiechnął się pod nosem, przypominając w tamtej chwili węża. Wziął w dłoń hak chirurgiczny, dokładnie mu się przyglądając.
- Przeszczep – odparł spokojnie, przecierając białą szmatką ostrze narzędzia, co spowodowało, że po plecach Demia przebiegł nieprzyjemny dreszcz. W głowie miał całkowity mętlik, zaczął nawet siebie przeklinać za nieostrożność. Skupił się na Kaelu, a zapomniał o Ankorze…
- Dlaczego to robisz? – Chciał uzyskać choć trochę czasu. Może zdąży coś wymyślić, może coś się stanie i… Był głupi. Boże, jaki był głupi, idąc tu jedynie z nożem i silnym środkiem usypiającym.
- Dla nauki – odparł, nachylając się nad bezwładnym, nagim ciałem Sentisa. Demio szarpnął się, jednak nie mógł wykonać absolutnie żadnego ruchu.
- Czekaj! – Ostrze wbiło się w skórę, dokładnie na wysokości mostka i przesunęło gładko w dół, aż do pępka, pozostawiając po sobie najpierw delikatną, czerwoną kreskę, która dopiero po chwili zaczęła mocniej krwawić.
- Nie mam, na co czekać – odparł spokojnie Ankor, wsuwając swoje palce pomiędzy przeciętą skórę i rozchylając ją. – Lepiej bądź cicho. Dla mnie ten paniczyk może umrzeć, to jest tylko obiekt doświadczenia, ale ty chyba nie chcesz, żeby umarł, prawda? W hałasie ciężko się pracuje – zamruczał, zaczynając robić coś przy ranie, w ogóle nie zachowując żadnej ostrożności.
Z przerażeniem obserwował, jak Ankor bierze w dłoń coraz to dziwniejsze przyrządy, aż w końcu usłyszał dźwięk łamanych żeber. Nie wytrzymał, żołądek ścisnął mu się, a on zdążył jedynie odchylić głowę na bok, po czym zwymiotował. Zacisnął oczy, oddychając ciężko. Nie chciał tego widzieć, to było za dużo dla niego.
Uchylił powieki i wtedy ujrzał postać schodzącą cicho po schodach. Niemal od razu rozpoznał w niej Craya, który cicho pokonywał betonowe stopnie, podpierając się o ścianę. Było widać, że jest wykończony.
Demio spojrzał na Ankora całkowicie pochłoniętego Sentisem. Stał tyłem do schodów, więc nie widział, ale wystarczyło tylko, żeby się odwrócił.
Cray był już na dole, a Demio z radością zauważył długie, ostre ostrze w jego dłoni. Już miał nadzieję, że to będzie koniec. Już naprawdę myślał, że wszystko dobrze się skończy.
Ankor odwrócił się błyskawicznie, wbijając mu strzykawkę z jakimś dziwnym, niebieskim specyfikiem w ramię. Minęła zaledwie sekunda, a Cray już leżał bezwładny na podłodze.
To był ten sam specyfik, który został podany siostrze Craya.
- Cray! - Demio krzyknął w panice, chcąc wstać, jednak nie mógł się ruszyć przez krępujące go więzy. Miał tylko nadzieję, że to nie było nic śmiertelnego.
- Wiedziałem, że prędzej czy później się tu pojawi – zamruczał Ankor, łapiąc bezwładnego Craya, który z człowieka powoli zamieniał się w wilka. Demio widział, jak jego ciało kurczy się, jak ręce zmieniają się w łapy, jak ubrania zaczynają opadać na zwierzęce ciało, które z chwili na chwilę przybierało na owłosieniu.
A później wszystko działo się tak szybko, że Demio ledwo co zdążył to zrozumieć. Na pochylonego nad wilczym ciałem Ankora skoczył nagle biały zwierz, wbijając swoje ogromne kły w szyję mężczyzny.
Wszędzie była krew. Ankor rzucał się jeszcze przez chwilę, ale wilk zaczął rozrywać mu tętnicę, brudząc sobie cały pysk posoką.
Dopiero, gdy ciało mężczyzny leżało nieruchomo, Demio odetchnął, zdając sobie sprawę, że to już koniec.

- I co teraz? – po raz któryś z kolei zadawał to samo pytanie. Siedział na swoim wysłużonym łóżku, tuż obok Xinusa. Gdzieś obok, pod ścianą, znajdował się Cray milczący uparcie odkąd się tylko obudził.
Demio wciąż nie mógł uwierzyć, że to piekło rozegrało się zaledwie cztery godziny temu. Że uczestniczył w tym wszystkim. Że Setnisa już nie ma…
Nie mógł mu pomóc. Zakażenie już się wdało, a on zaczął się wykrwawiać. Ankor nie zadbał nawet o najprostsze zabiegi sanitarne, bo nie obchodził go żaden przeszczep. Sentis nie był nawet królikiem doświadczalnym, był zwierzyną, która od samego początku miała umrzeć.
- Nie mamy dokąd wracać – odezwał się nagle Cray, a wzrok Demia i Sentisa powędrował w jego stronę. Mężczyzna przesunął swoją szeroką dłonią po skórze głowy, po czym westchnął ciężko. – Nie mamy już nikogo. – Spojrzał na Xinusa z nieukrywanym bólem, a Xinus zamiast zaprzeczyć, żeby pocieszyć swojego pobratymca, potaknął, potwierdzając jego obawy.
- Wyjedź z nami. – Silne ramię Xinusa objęło nagle Demia w pasie, przyciągając chłopaka do siebie. Ten jednak nie zaprotestował. Był zbyt rozbity, żeby to zrobić.
- I mam zostawić ojca? – zapytał, spoglądając w białą ścianę, znajdującą się naprzeciwko łóżka.
- Niedługo odnajdą ich ciała… A zresztą, chcesz zostać w tym mieście? Naprawdę chcesz?
Nie chciał. Nie chciał zostawać w Scythe, gdzie otaczało go tyle wspomnień z tego piekła. A zresztą już dawno chciał opuścić to fałszywe miasto, zacząć normalnie żyć. Tylko czy teraz będzie w stanie właśnie tak normalnie żyć?
- A wy? Będziecie żyć jak ludzie? – prychnął.
- Mnie to obojętnie – powiedział Xinus, obejmując go jeszcze szczelniej, a wolną dłonią przesuwając w jego rudych lokach. – Ważne, że będziesz obok… A Cray może zostać naszym psem.
- Twoje niedoczekanie – odpowiedział, ale w jego głosie dało się usłyszeć delikatne nutki rozbawienia.
***

W koooońcu!
To koniec WS i bardzo się z tego cieszę, bo opowiadanie nie było szczytem moich możliwości. Właściwie od pewnego czasu trochę mi ciążyło, ale zrobiłam co w mojej mocy i starałam się jak najlepiej napisać ten ostatni rozdział. Czy wyszło? Nie mam pojęcia.

19 komentarzy:

  1. Wyszło dobrze.
    Cała ta akcja w piwnicy wydała mi się lekko przykrutkawa, ale nie narzekam. Ciężko mi napisać cokolwiek więcej. Po prostu... to było dobre opowiadanie, ale masz na swoim koncie zdecydowanie lepsze. Mimo to czytało się przyjemnie.
    Pozostaje mi tylko czekać na pozostałe opowiadania.
    Wena i pomysłów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam świadomość, że nie jest to moje najlepsze opowiadanie i że gdybym tylko chciała, potrafiłabym napisać je lepiej... Jednak teraz, kiedy w mojej głowie jest tylko SzC i myśli, co by tam jeszcze poprawić, nie jestem w stanie napisać tego inaczej.

      Usuń
  2. Ojej, końcówka mnie rozbiła doszczętnie xD
    "A Cray może zostać naszym psem" XDDDDd hahahaha, no już sobie wyobrażam, jak taki wilczek sobie hasa przy nodze, lol XDDD ale nie powiem, ciekawa perspektywa :33

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuję pewien niedosyt.... Za szybko się ta cała akcja w piwnicy działa. I za łatwo im poszło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostaje mi tylko przeprosić. Niestety wiem o tym bardzo dobrze, ale całe opowiadanie należałoby ostro poprawić, a nie tylko ten ostatni rozdział. Gdybym mogła coś cofnąć, nigdy bym go nie opublikowała, bo jak już mówiłam pod rozdziałem - to nie jest szczyt moich możliwości.

      Usuń
    2. Ale bez przesady, przecież nie jest źle :) Opowiadanie czytało mi się całkiem przyjemnie, tylko ten niedosyt na końcu stanowił takie małe "ale".
      No i Sentisa trochę mi szkoda. Wiem, że zostawił Demia, ale mimo wszystko mi go szkoda. Lubiłam go :(

      Usuń
  4. Oj... ale mam nerwy skołatane! Ale dobrze, że tego chorego na mózg doktorka nie ma! ...Uj...napisz jeszcze rozdziały! ;P Nie zostawiaj opowiadania, wiem że masz pełno pomysłów. ^^
    A co do zakończenia. To Koniec rozdziału był taki jakby zaraz miał być napisany "KONIEC" ;P więc się wystraszyłam.

    OdpowiedzUsuń
  5. I jest koniec bo nie doczytałam twojego przypisu. =.= NIE MOŻESZ! Ale przynajmniej za jakiś czas napisz onestory z ich dalszymi przygodami, ok? ;P

    OdpowiedzUsuń
  6. Też muszę przyznać, że scena w piwnicy przeszła dośc szybko xD Co trochę mnie zasmuciło, bo opisując jak Ankorn grzebie w ciele, stworzyłaś nastrój grozy. Zrobiło mi się niedobrze, ale prysło to po tej szybkiej akcji wilków.
    I tu chyba zamiast Sentisa, miał być Xinus?;p ''- Nie mamy dokąd wracać – odezwał się nagle Cray, a wzrok Demia i Sentisa powędrował w jego stronę.'' :D
    Ale ogólnie przyjemnie się czytało :>

    Kkohaku

    OdpowiedzUsuń
  7. O, trafiłam na samo zakończenie :) Trzeba się będzie cofnąć do początku...

    OdpowiedzUsuń
  8. Wyszło, wyszło.. Co prawda liczyłam jeszcze na jakieś zbliżenie Xinusa i Demio, ale no mówi sie trudno. ;) Opowiadanie, było naprawdę ciekawe i czytało się je z przyjemnością. Teraz pozostaje czekać na jakiś one shot z nimi w roli głównej ;*

    vampirka_15

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj kochana,
    dzisiaj trafiłam an Twój blog i... wsiąkłam, przepadłam z kretesem, nawet mój życiodajny napój zwany kawą nie był w stanie mnie oderwać od tekstu ;] Bardzo wspaniale się czyta, zachęcasz czytelnika odpowiednio do śledzenia dalszych losów bohaterów każdy rozdział jest na wysokim poziomie. Jak na razie przeczytałam wszystko oprócz opowiadania „Zostawić rzeczywistość”, ale to za chwilę nadrobię, po prostu zaczęłam czytać od tych krótszych... ;] Opowiadanie „Książę” ma w sobie to coś, że mnie przyciąga, możliwe, że jest to postawa Victora, chociaż także już czekam na kontynuację „Księcia z bajki” co się tutaj dalej zdarzy. A co do opowiadanie „Wilczy skowyt” jest w nim to co lubię, a ostatnio ciągnie mnie także do opowiadań gdzie pojawiają się wampiry, czy wilkołaki... No dobra a teraz parę słów o opowiadaniu „Słońce za chmurami”, podoba mi się to opowiadanie i jestem ciekawa jak dalej się potoczą losy Rafała i Mateusza, czy Mateusz dowie się prawdy o Rafale. Szkoda, że tutaj nic już nie umieścisz z tego opowiadania, ale jak jest szansa jego wydrukowania, to ja się cieszę, na pewno ją zakupię...
    Weny Tobie życzę
    Pozdrawiam ciepło Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę dziękuję za komentarz, który bardzo poprawił mi humor. Miło jest dostać opinię od osoby "świeżej", która wcześniej nie znała mojego bloga :)
      Bardzo cieszę się, że Ci się te moje opowiadania podobają i że aż oderwały Cię od kawy :D

      Usuń
  10. Już? Tak o, koniec.
    Nie mogę być zadowolona z tego faktu, ale ja jak to ja, pewnie sobie resztę dopowiem, a co. xD
    Nie zepsułaś nic, chociaż pozostawiłaś pewien niedosyt, jakbym mogła, miała ku temu prawo zawołałabym o więcej.
    Jednak pozostaje mi nadal podziwiać Twoją twórczość i przeprosić za niezbyt częste komentarze z mojej strony.
    Pozdrawiam,A..a.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak bardzo cieszę się, że w ogóle komentujesz. Częstotliwość nie jest ważna, komciożerna nie jestem, ale wiadomo, lubię komentarze ;D
      Dziękuję :*

      Usuń
  11. Naprawdę podobało mi się Twoje opowiadanie, przeczytałam szybciutko całość i jestem zachwycona. Żałuje tylko ze takie krótkie, jedyny minus :)
    Ranvva

    OdpowiedzUsuń
  12. Opowiadanie całkiem łatwo się czyta. Znalazłam jeden błąd: " Że Setnisa już nie ma…
    [...]
    - Nie mamy dokąd wracać – odezwał się nagle Cray, a wzrok Demia i Sentisa powędrował w jego stronę." skoro Sentisa nie ma to skąd się później wziął?

    OdpowiedzUsuń
  13. To opowiadanie bardzo mnie zaciekawiło... podoba mi się jak piszesz... :) Ciekawa historia i specyficzne postacie... Tego po prostu nie da się nie lubić... :3

    OdpowiedzUsuń
  14. cześć, przeczytałam, chciałabym zostawić swoją opinię. generalnie mi się podobało, ale ta końcówka... zostawiasz niewyjaśnione wątki (może to było zamierzone), tak do końca właściwie nie wiadomo, czy ruszą w tą podróż, czy Demio zostawi swojego ojca - przecież to był główny powód, dla którego jeszcze nie uciekł z miasta. zdecydowanie za szybko zakończyłaś.
    ale kreacja bohaterów fajna, kiedy Sentisowi się umarło, moja sukowata natura ucieszyła się w duchu, bo wkurzał mnie od samego początku^^
    pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.