wtorek, 10 kwietnia 2012

Rozdział 2. (Książę)

Betowała Pico
Książę, przypominasz mi lalkę

Książę miał problemy z zaśnięciem. Wiercił się i wiercił w tym swoim wielkim, niewygodnym teraz, książęcym łożu i nie potrafił znaleźć dogodnej pozycji. Powodem jego problemów ze snem było zawalenie się książęcego świata, które nastąpiło zaledwie kilka godzin temu.
Książę nie był osobą, która przywiązywała się do innych, więc do ojca także nie był przywiązany, a przynajmniej tak mu się zdawało, jednak nie chciał tracić i tak już słabych kontaktów z nim. No i nie chciał stać się synem jakiejś dziewczyny starszej od niego zaledwie o pięć lat! I to na dodatek dziewczyny, której korzenie wywodziły się z ubogiej, mieszczańskiej rodziny! Przecież to hańba zarówno dla Króla, jak i Księcia, ale Książę nie zdołał zmienić decyzji ojca. Machnął on jedynie ręką, każąc mu zamilknąć, i zaczął jeść. Młody Książę mógł się jedynie pocieszać, że jeszcze tylko kilka lat, a sam będzie królem i to wszystko się skończy. Nie będzie musiał więcej znosić takich upokorzeń.
W książęcej główce właśnie rodziły się dosyć nieetyczne plany pozbycia się zawadzającej osoby, którą była kochanica, gdy nagle tak po prostu odrzucił kołdrę i zaczął przechadzać się po pokoju, nie mogąc wytrzymać ani chwili dłużej w bezruchu. Bose stopy stąpały po przerażająco zimnych, marmurowych płytach, ale on zdawał się tego nie zauważać, zbyt zatopiony we własnych myślach. Czuł, że musi coś zrobić, bo zaraz złość go wewnętrznie rozsadzi.
I tak po prostu, krok po kroku, podszedł do pokaźnej, kremowej szafy ze złotymi ornamentami, w której znajdowały się najnowsze książęce ubrania, zgodne oczywiście z panującą modą. Stał tak dłuższą chwilę, wzrokiem przeglądając zawartość swojego małego, ubraniowego skarbca, po czym wyciągnął czarne spodnie i białą, bawełnianą koszulę o złotych guzikach i tego samego koloru haftach na kołnierzu. Położył wybrany strój na łóżku, przyglądając mu się dosyć podejrzliwie. W końcu zdjął swoją koszulę nocną i na nagie ciało, okryte jedynie bielizną, zaczął bardzo niezgrabnie nasuwać spodnie.
Książę nigdy sam się nie ubierał. Po co miałby to robić, skoro codziennie rano przychodziły do niego pokojówki i wykonywały za niego poranne czynności, na przykład mycie zębów czy właśnie ubieranie? Nigdy się więc nie zastanawiał, jak to jest zapinać guziki swojej koszuli, z którymi się teraz zmagał, co rusz je rozpinając i znów spinając, aby tkwiły one w równym rządku.
Po kilku chwilach męczarni był już gotowy i w myślach obiecał sobie, że nigdy więcej nie powtórzy tej koszmarnej czynności. Od czego miał służki? Problem w tym, że teraz służki nie mogły go ubrać. Nikt nie mógł wiedzieć, że Książę, jedyny dziedzic tronu, wymyka się nocą do miasta.
Sięgnął jeszcze po płaszcz, w końcu nie mógł zostać rozpoznany, i narzucił na głowę kaptur, aby książęca twarzyczka została skryta w jego cieniu. Gdy już miał podejść do okna, zdał sobie sprawę, że jego stopy są chyba zimniejsze od lodu i że wciąż jest boso. Szybko założył buty i dopiero teraz był gotowy do wyjścia. Wychylił się delikatnie przez okno, sprawdzając, czy nie ma nigdzie strażników, po czym stanął na parapecie i złapał się gałęzi ogromnego, wiekowego drzewa.
Książę nie był nigdy dobry w sprawach, w których ważną rolę odgrywało silne, wyćwiczone ciało, ponieważ Książę nie był ani silny, ani wyćwiczony. Od dziecka omijał zajęcia, które wymagały sprawności fizycznej, nie chcąc się spocić i pobrudzić.
Gdy już stanął na ziemi, uśmiechnął się do siebie triumfalnie. Miał świadomość, że wędrówka po stolicy o tej porze będzie rzeczą niezwykle niebezpieczną, ale czuł, że musi poczuć choć odrobinę adrenaliny i wyładować w ten sposób swoją złość. Inaczej po prostu nie wytrzyma i jak zwykle odbije się to jutro na pracownikach zamku.
I tak Książę uciekł ze swojej książęcej komnaty i królewskiego zamku, idąc małymi, zaśmieconymi, wąziutkimi uliczkami w stronę placu targowego. Miał ochotę wejść do jakiejś karczmy i w końcu na własne oczy przekonać się, jak to nocne życie wygląda w stolicy. Czy naprawdę jest w nim tyle alkoholu, tyle bójek i niebezpieczeństwa, jak opowiadał mu Avenlion?
Wyminął kilku nieprzyjemnie wyglądających mężczyzn, szybkim krokiem kierując się do budynku, skąd dobiegały odgłosy biesiady, obijanych o siebie kufli piwa i dziwnych, zwierzęcych wręcz okrzyków.
Gdy tylko zszedł drewnianymi schodami do głównej izby, uderzył go nieprzyjemny swąd tytoniu pomieszany z zapachem alkoholu i potu. Dla delikatnego książęcego nosa była to mieszanka iście nieprzyjemna, ale Książę nie byłby sobą, gdyby nie utrzymał swojej obojętnej miny i dziarsko nie ruszył w stronę lady, za którą stał barman, wesoło rozmawiając z jakimś pijanym klientem polegującym na blacie.
- Piwo poproszę – złożył zamówienie, siadając na drewnianym, nieco już wysłużonym stołku.
Siwowłosy barman potarł swojego białego wąsa, spoglądając na zakapturzoną postać, jaka siedziała przed nim, po czym sięgnął po kufel do piwa i zaczął nalewać.
- Nie za młody? – zapytał, stawiając piwo i oczekując zapłaty. Książę położył na blacie kilka srebrników, po czym pewnie ujął kufel, przysuwając go do siebie.
- Skąd niby wniosek, że jestem młody? – odparł, popijając bursztynowego trunku. Był pewny, że kaptur ukrywa całą jego twarz, więc zdziwił go osąd barmana.
- Masz młody głos – odparł ten i wyraźnie zamierzał coś jeszcze dodać, gdy nagle za plecami Księcia rozległ się donośny huk. Książę, obejrzawszy się przez ramię, spojrzał na mężczyznę leżącego na podłodze i krzyczącego coś w furii do innego, stojącego nad nim. Dookoła rozbrzmiały krzyki pozostałych biesiadników, zachęcające mężczyzn do walki.
Książę nie mógł opanować ekstatycznego zaciśnięcia dłoni na oparciu krzesła, na którym siedział. Tak, na to właśnie czekał. Wpatrywał się w nich z wręcz dziecięcą radością, gdy nagle mężczyzna, pochylający się nad tym rozłożonym na podłodze, spojrzał w jego stronę i dosyć niemiło warknął:
- Ty, zakapturzony! Co się gapisz?!
Książęce, idealnie wykrojone brwi zmarszczyły się w chwilowym zdziwieniu, dopiero po chwili na jego szlacheckiej twarzyczce wykwitł szeroki uśmiech, oczywiście niedostrzegalny dla innych osób przez kaptur.
- Dlaczego myślisz, że patrzę się akurat na ciebie? – odparł najchłodniej jak umiał. – Są ładniejsze rzeczy – dodał, nie mogąc się powstrzymać, na co w barze przez kilka sekund nastąpiła całkowita cisza. Nawet barman przestał polerować szklankę, wbijając zdziwiony wzrok w plecy Księcia.
- Odpuść – szepnął do następcy tronu. – Dobrze ci radzę, bo nawet w tym okryciu nie wyglądasz na kogoś silnego.
- Coś ty powiedział?! – ryknął tamten, po czym zrobił kilka chwiejnych kroków do coraz bardziej zadowolonego z obrotu sprawy Księcia. Na pucołowatej twarzy mężczyzny malowało się kilka rozległych, czerwonych plam, oczy miał nieco mętne, a kiedy wypowiadał słowa, język mu się wyraźnie plątał. To wszystko świadczyło o jego nietrzeźwości, co oznaczało, że mężczyzna był również nieobliczalny.
Każdy normalny chłopak o posturze Księcia powinien zacząć się bać konsekwencji i w trosce o swoje zdrowie przeprosić, mając nadzieję, że wszystko rozejdzie się po kościach, ale Książę nie był normalnym chłopakiem. Jego serce na myśl o niebezpieczeństwie zabiło szybciej, jakby radośniej, a on wciąż czuł tą napływającą adrenalinę. Wiedział, że w starciu z tym mężczyzną nie miałby większych szans, bo wszelkie lekcje sztuki walki omijał szerokim łukiem, ale jego duma nie pozwalała mu się teraz wycofać.
Książę był zawiłą, całkowicie nielogiczną osobą, która sama nie potrafiła siebie zrozumieć, ale czy to jakkolwiek mu przeszkadzało? Ani trochę.
- Hej, hej, spokojnie – powiedział nagle jakiś mężczyzna siedzący odtąd w najbardziej zacienionym miejscu karczmy. Stalowe, chłodne oczy Księcia spojrzały na postać, która wstała od stołu, odsuwając zapełniony do połowy kufel. – Trochę kultury, bez sensu wywoływać bójki w karczmach. – Mężczyzna poczynił kilka kroków w ich stronę, dając Księciu możliwość lepszego przyjrzenia mu się.
Pierwsze, na co Książę zwrócił uwagę, to kocie oczy, które już przecież dzisiaj widział.
- Takiś mądry? – odezwał się pijany, czerwony na twarzy mężczyzna swoim donośnym głosem.
- Nie określiłbym siebie tak – odparł ten, uśmiechając się lekko i podchodząc bliżej do zakapturzonego Księcia, który cały czas mu się przyglądał.
Książęce oczy dokładnie lustrowały postać znanego mu już mężczyzny, któremu przy pierwszym spotkaniu nie miał okazji się przyjrzeć. Wysoki i szczupły, miał męską, a zarazem delikatną twarz. Musiał być młody, wyglądał na zaledwie dwadzieścia lat. Na jego głowie znajdowała się burza niezwykle jasnych, niemalże białych, kręconych włosów, a podbródek i okolice ust ozdabiała równie jasna bródka, która z łatwością mogłaby być niedostrzeżona. Jego włosy, brwi, zarost niemal zlewały się z niezwykle jasną karnacją.
- Jeżeli pan wybaczy, opuścimy lokal. – Mówiąc to, złapał Księcia za ramię, prawie że siłą ściągając go z krzesła. I to wyrwało dziedzica tronu z chwilowego zamyślenia.
- Nie wydaje mi się, żebyś był uprzywilejowany do rozkazywania mi. Ja zostaję – powiedział Książę jak najchłodniej tylko potrafił, co dało naprawdę piorunujący efekt, ponieważ każdy, kto choć odrobinę cenił swoje życie, dałby sobie spokój.
- Widzisz! Facet chce, żeby go trochę obić! – ryknął ktoś z klienteli karczmy, jakiś inny głos zaśmiał się, a jeszcze inny potwierdził. Ale Książę nie koncentrował się teraz na tych głosach, jego aktualnym celem był mężczyzna o kocim spojrzeniu.
- Nie bądź samobójcą – szepnął cicho, tak żeby tylko Książę go usłyszał, po czym roześmiał się wyjątkowo przyjaźnie. – Daruj, ale nie wyglądasz na kogoś, kto mógłby równać się z tym osiłkiem. – Ruchem głowy wskazał na mężczyznę rozmawiającego teraz całkiem swobodnie ze swoim znajomym, którego przed chwilą powalił na podłogę. Zupełnie jakby nigdy się nie pokłócili.
Książę, zaintrygowany nagle nowopoznanym, zsunął się z krzesła i dał poprowadzić się do wyjścia. Czuł, że musi dowiedzieć się czegoś o Kocim Spojrzeniu, jak nazwał mężczyznę w myślach i czuł również, że może być on lekarstwem na książęcą nudę.
Oczywiście każde lekarstwo zbyt często zażywane traci swoje właściwości lecznicze, więc Książę wiedział, że będzie to jedynie chwilowa rozrywka.

Wyszli z karczmy prosto na chłodny plac, który w dzień był po brzegi zapełniony ludźmi, straganami i zwierzętami, teraz natomiast świecił pustkami. Książę rozejrzał się dookoła, przypominając sobie panujący tutaj zaledwie kilka godzin temu tłok. I ten smród… Aż się wzdrygnął.
Ale dopiero teraz, kiedy nie było tutaj nikogo, mógł dostrzec urok tego miejsca. Budynki, jakie otaczały wielki plac w kształcie kwadratu, były całkiem ładne, chociaż zapewne ich mankamenty zakrywała nocna ciemność. Wysokie z ciekawymi, roślinnymi ornamentami… Ale co się dziwić, skoro te budynki stanowiły wizytówkę miasta? Ratusz, biblioteka królewska i sąd, to jasne, że musiały się prezentować.
- Nie wydaje mi się… - zaczął Kocie Spojrzenie, przybliżając się nagle do zdziwionego Księcia i jednym ruchem ściągając mu z głowy kaptur - …aby to było najlepsze miejsce dla Księcia.
Książę odsunął się od niego jak oparzony, z powrotem narzucając kaptur.
- Nikt nie pozwolił ci mnie dotykać! – syknął.
- Nie dotknąłem Księcia – odparł tamten z delikatnym uśmiechem, unosząc dłonie w geście niewinności. – Dotknąłem tylko płaszcza.
Książę zmierzył go podejrzliwym, ale też zaintrygowanym spojrzeniem. Coś czuł, że Kocie Spojrzenie przez kilka chwil stanie się dla niego całkiem przyjemną zabawką, którą Książę najpierw rozłoży na części pierwsze, a później się znudzi i już nie będzie mu się chciało jej złożyć z powrotem.
- Jak masz na imię?
- To zabrzmiało jak rozkaz. – Zaśmiał się, przekrzywiając nieco głowę na bok. Zupełnie jak kot, przemknęło przez książęce myśli. – Victor. – Ukłonił się lekko, co było raczej parodią ukłonu niż wyrazem szacunku.
- Powinienem cię skazać, jesteś złodziejem. Byłem tego dzisiaj świadkiem – powiedział Książę, ale, mimo wszystko, nie zabrzmiało to jak groźba. Raczej jak próba zbadania funkcji nowej zabawki.
- Ale tego nie zrobisz. Jak mniemam, uciekłeś z zamku, żeby poznać trochę swoje miasto… A więc mamy do czynienia ze zbuntowanym następcą tronu? – zakpił, jednak na jego ustach dalej błąkał się przyjazny uśmiech.
- A jak moje zbuntowanie ma się do tego, że cię nie ukarzę? – spytał Książę pewnym głosem, aż unosząc nieco podbródek, czego oczywiście jego rozmówca nie mógł zobaczyć przez wieczorną ciemność i kaptur, który znajdował się na głowie młodego następcy tronu.
- Tak się ma, że stanowię teraz dla Księcia pewien rodzaj niebezpieczeństwa – odparł swobodnie. – Masz ochotę na spacer? – zapytał nagle, po czym, nie czekając na odpowiedź, ruszył przed siebie. Książę, niewiele myśląc, potaknął, zrównując z nim krok i pozwalając mu się prowadzić najpierw przez sam środek pustego placu targowego, a później przez jakąś wąziutką uliczkę pomiędzy budynkami.
- Grozisz mi? Wiesz, że to jest karalne – odezwał się po dłuższej chwili milczenia.
- Wybacz, ale nie widzę tutaj żadnego królewskiego strażnika, powiem więcej – obawiam się, że jesteś sam, zdany na mnie.
Książę musiał przyznać, że Victor był dosyć ciekawą postacią. Nie bał się konsekwencji, jakie mogła nieść ta rozmowa. Każdy inny przeprosiłby go już dziesięć razy, ale nie ten mężczyzna.
Oczywiście Książę pomijał kwestię, że sam faktycznie mało mógłby zrobić, gdyby Victor postanowił wykonać jakiś zamach na jego zdrowie czy nawet życie. O tym jednak wolał nie myśleć. Nie lubił czuć się bezbronny.
- Och, a więc myślisz, że mógłbyś coś mi zrobić?
- Myślę, że gdybym chciał, to nawet sporo. Tyle że po prostu nie chcę. – Wzruszył ramionami. – Ściągnij ten kaptur. Tu nikogo nie ma, a ja chciałbym móc napatrzeć się na królewskiego dziedzica. Coś mi się wydaje, że drugi raz mnie ten sam zaszczyt nie kopnie. – Uśmiechnął się szeroko i Książę nawet w tej wieczornej ciemności, jaka panowała na ulicy, mógł dostrzec delikatne zmarszczki w kącikach oczu. A więc Victor był starszy, niż mu się na początku wydawało?
Dziedzic rozejrzał się dookoła i stwierdził, że jego rozmówca ma rację. Na ulicy nie było widać żywej duszy. Nie licząc oczywiście przebiegającego przez kamienistą drogę kota. Widząc taki stan rzeczy, stwierdził, że mógłby na chwilę ściągnąć kaptur.
Victor przez dłuższą chwilę przyglądał mu się, jednak wyraz jego twarzy pozostawał bez zmian.
- Od razu widać, że nie należysz do pospólstwa – zaśmiał się w pewnym momencie. – Masz szlacheckie rysy twarzy.
- Ile masz lat? – Nie żeby Książę nie lubił słuchać komplementów. Książę bardzo lubił wszelakie komplementy na temat własnej osoby, ale to pytanie bardzo go zastanawiało.
- Dwadzieścia sześć – odparł mężczyzna. – A Książę osiemnaście, dobrze pamiętam?
- Czego ode mnie właściwie chcesz? – zapytał Książę, ignorując pytanie Victora, kiedy skręcali w kolejną, jeszcze ciemniejszą uliczkę. Kamienice po bokach piętrzyły się jak jakieś szare potwory bez wyrazów. W żadnym z okien nie widać było zapalonego światła, wszystkie zdawały się być martwe. W pewnym momencie młody następca nawet pomyślał, że ta uliczka, wąska i brudna, jest po prostu niezamieszkała. Gdyby Książę miał jakieś ludzkie odruchy, zapewne po jego plecach przebiegłby nieprzyjemny dreszcz, ale Książę był bardziej lalką niż człowiekiem.
- Niczego – mruknął tamten, sprowadzając książęce myśli na właściwy tor. – Na początku, kiedy wpadliśmy na siebie w dzień, nie mogłem uwierzyć, że staranowałem naszego jedynego dziedzica tronu! – zaśmiał się pogodnie. – Ale gdy ciebie ponownie zobaczyłem w karczmie…
- Skąd wiedziałeś, że to ja?
- Nie wiedziałem. – Wzruszył obojętnie ramionami, spoglądając na Księcia kątem oka, co robił praktycznie przez cały czas. Książę nie krępował się tym, a wręcz przeciwnie. Lubił być oglądany. W końcu nieczęsto spotyka się tak piękną osobę jak on, nic więc dziwnego, że ludzie go podziwiają. – Tak trochę strzelałem, bo pamiętam, że wcześniej też byłeś ubrany w ten czarny płaszcz. Przekonałem się dopiero, kiedy podszedłem bliżej.
- Jesteś dziwny.
- Tak jak i ty, Książę.
- Dlaczego myślisz, że jestem dziwny?
Nastała chwila ciszy, podczas której, jak stwierdził młody dziedzic, Victor zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Jesteś jak lalka. Nawet głupi to dostrzeże. – Książę zdziwił się, a jego oczy na jedną, krótką chwilę rozszerzyły się w zaskoczeniu. Nikt nigdy go tak nie określił, choć sam zawsze uważał, że „lalka” idealnie do niego pasuje. – Co ty na to, Książę, aby zobaczyć jeden z naszych parków? – zmienił temat. – Mamy tam uroczą fontannę, co prawda będzie mało widać, bo nie jest oświetlona, ale myślę, ze sobie poradzimy.
Książę, nawet jeżeli mieszkał w tym mieście od urodzenia, nie znał swojej stolicy. Nigdy nie przechadzał się tak swobodnie ulicami, nigdy nie oglądał budynków z punktu widzenia zwykłego przechodnia. Na wszystko zawsze patrzył zza okna królewskiej karety, a jedynym miejscem, które znał, był jego olbrzymi zamek. Wcześniej po prostu nie czuł takiej potrzeby opuszczenia grubych, choć pięknych murów i zobaczenia, jak żyją normalni ludzie. Do tej pory wystarczyło mu oglądanie tych murów do znudzenia, ale w końcu zapragnął wyjść.
- Chciałbym iść na targ niewolników – powiedział Książę, zarzucając nagle kaptur, gdyż w oddali zauważył dwie postacie zachowujące się dosyć głośno i po ich głosach mógł stwierdzić, że była to kobieta i mężczyzna.
- Targ niewolników? – zdziwił się Victor, patrząc teraz na Książęcy profil z głębokim zdziwieniem. – A po co chcesz iść na targ niewolników?
Książę zawsze, odkąd tylko pamiętał, chciał zobaczyć, jak tam jest, ale z uwagi na jego status nikt z nim nawet o tym dłużej nie rozmawiał. Ba, nawet niewiele miał z niewolnikami do czynienia, gdyż niewolnicy byli zazwyczaj więźniami wojennymi, a takie osoby nie mogły przebywać w towarzystwie Księcia.
- Bo chcę.
- To jutro, bo o tej porze nie ma tam czego szukać. I mam rozumieć, Książę, że jesteśmy umówieni? – zapytał z prawie namacalną radością, a Książę nie mógł zrozumieć, jak dwudziestosześcioletni mężczyzna może tak się zachowywać.
- Tak, jutro w południe. Tylko nie na targu, bo w dzień to jest najgorsze miejsce, w jakim można być. – Odpowiedział mu cichy śmiech i żwawe potaknięcie głową.
Postacie, które wcześniej zauważył Książę, przeszły obok nich, rozmawiając wesoło i nie zwracając na ich dwójkę większej uwagi, do czego Książę nie był w ogóle przyzwyczajony. Zawsze uwaga ludzi koncentrowała się na nim. Zawsze wszystko działo się dookoła niego, a teraz tacy zwykli mieszczanie przeszli obok niego, nie zaszczycając nawet spojrzeniem, zamknięci w swojej rozmowie, w swoim świecie.
- To spotkamy się w parku, do którego teraz Księcia prowadzę – odparł. – Przy fontannie, którą Książę zaraz zobaczy.
- Niech będzie – powiedział młody następca tronu, ściągając kaptur.
- Naprawdę przypominasz lalkę.

8 komentarzy:

  1. O jaa, czemu tak krótko? D:
    Fajne to, nawet bardzo. Już na samym początku przypada mi do gustu, co nie zdarza się zbyt często C:
    A teraz językiem neandertalczyków: "kjfshdbgckusngkuxjc"
    Co oznacza: " Ja chcieć więcej" XDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. ''Jdienfoerw'' --> ja też chcę więcej. Ciekawe, a nawet bardzo ciekawe, zważywszy na fakt, że Victor zostanie chyba kolejną miłością mojego życia. No, Filipa z ZRz nie pobije, ale na podium raczej stanie. Keep writing x)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj czemu tak krótko?? Opowiadania jest.. hmm intrygujące. ;) Oj Victor, ja chętnie bym z tobą poszła do parku :D Ale niestety nie jestem księżniczką (a księciem to już w ogóle ;p) Bardzo podoba mi się to opowiadanie, ale tęsknię trochę za poprzednimi. :) Ale już nie marudzę. Ja wolę się posługiwać językiem homo sapiens więc Czekam na więcej ;pp

    vampirka_15

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział ;D ;D Trafiłaś w sedno z imieniem Victor uwielbiam je ;D
    Ale wracając do rozdziału, uwielbiam czytać tak dobrze odniesione "odczucia" Księcia, jego zapatrywanie na wszystko co go otacza.
    Bardzo ciekawe opowiadanie. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaintrygowało mnie to opowiadanie. Podoba mi się styl, w jaki je piszesz, podoba mi się zarys fabuły, który przedstawiłaś, podobają mi się bohaterowie, zwłaszcza Książę. Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam te opowiadanie ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. W pierwszym rozdziale strasznie wkurzały mnie ciągłe : książe, książęcy. Teraz z koleji nie rozumiem w jakim uniwersum się to dzieje. Z jednej strony fontanna z drugiej niewolnicy, z jeszcze innej chłopi, następnie tytoń ;-; Ałć, mój mózg. A po za mieszaniem faktów, lub tworzeniem nieznanego dotąd uniwersum jest spoko.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem dopiero po przeczytaniu drugiego rozdziału, więc na razie mogę się wypowiedzieć jedynie zdawkowo.
    Nagromadzenie słowa książę, książęcy itp. jest rzeczywiście spore, momentami męczące, ale – całe szczęście – jedynie momentami. Co do samej fabuły – wydaje się dosyć ciekawa, choć może nie powalająca, ale to dopiero początek, więc w tej kwestii czekam na więcej :}
    Jeżeli chodzi o styl, to gdzieś tam rzuciły mi się w oczy konstrukcje, które mnie osobiście drażniły, ale to tylko kosmetyka. Akcja brnie do przodu dosyć wartko, czasami może brakuje mi jakiegoś dłuższego opisu, ale to już chyba kwestia gustu. Postacie są na razie jedynie „zaznaczone” jeżeli chodzi o ich portrety psychologiczne, więc tutaj też jeszcze czekam z opinią. Ważne, że nie są bezbarwne, lecz wzbudzają jakieś emocje (na ten moment Książę bardziej, bo też i więcej miejsca było mu poświęcone).

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.