sobota, 7 stycznia 2012

Ostatnie dni

Jeden ze "znalezionych" oneshotów, o których wspomniałam we wcześniejszej notce. 
Duży wpływ na powstanie go miał zarówno utwór jak i teledysk Make it stop - Rise Against. Żeby w pełni zrozumieć tekst, radzę obejrzeć :), nie pożałujecie, bo tekst piosenki i teledysk są naprawdę świetne.

 

Tekst niebetowany, jak tylko dostanę go sprawdzonego to podmienię :)
***
Zacisnął dłonie, wpatrując się w bladą twarz nastolatka, powoli chowającą się pod czarnym plastikowym workiem. Mężczyzna przełknął ślinę, czując nagle dłoń na swoim ramieniu. Obejrzał się na swojego współpracownika, który przyglądał mu się z zainteresowaniem.
 - Jeszcze nie zdążyłeś się przyzwyczaić? – Uniósł zdziwiony brwi. Brunet w odpowiedzi uśmiechnął się jedynie krzywo, spoglądając jeszcze raz na worek, w którym leżał nastolatek. Ten dzieciak był taki młody… miał jedynie osiemnaście lat! Co go podkusiło do samobójstwa?
 - Nie moja wina, że się przejmuję – burknął cicho, odwracając się do ciała tyłem i spoglądając na malutki biały dom, w którym doszło do tragedii. Ot, zwykły amerykański dom na przedmieściach, znajdujący się na zwykłym, spokojnym osiedlu, na którym największą sensacją było wprowadzanie się nowych sąsiadów.
Chłopak wydawał się też nie mieć zbytnich problemów. No, jedynie miał chorą matkę, ale czy to mogło pchnąć go do samobójstwa?
 - Sprawę szybko zamkniemy. Potrzeba tylko jeszcze raportu z sekcji zwłok. Trochę formalności, nic wielkiego. - Mężczyzna przesunął dłonią po swoich powoli siwiejących włosach, chociaż wcale nie był stary, bo miał tylko trzydzieści sześć lat. – Mike, może weź urlop?
 - Nie trzeba – mruknął, odwracając się i idąc powoli w stronę domu. Nie chciał przyglądać się zabieranemu do kostnicy ciału.
Zawsze się przejmował, gdy miał sprawę, w której ktoś ginął, ale teraz…
Wszedł do malutkiego, niebieskiego pokoiku z jakimiś plakatami zespołów na ścianach, jednoosobowym łóżkiem i biurkiem, na którym stał stary komputer, praktycznie cały przykryty stertą papierów.
W pomieszczeniu, mimo że było małych rozmiarów, panował niewyobrażalny bałagan. Brudne naczynia wraz z ubraniami i opakowaniami po słodyczach walały się na podłodze. Dywan był w niektórych miejscach przybrudzony, tak samo jak i pościel na łóżku.
 - Niezły burdel, co? – Usłyszał głos partnera za plecami.
 - Przeszukali już to pomieszczenie? – zapytał, spoglądając na szatyna. Ten potaknął ruchem głowy, rozglądając się po typowym pokoju nastolatka.
 - Niby tak, ale i tak nie ma czego szukać. To było samobójstwo, Mike. Chłopak miał ciężkie życie z matką schizofreniczką. Ojciec ich zostawił, wszystko spadło na dzieciaka. Na dodatek nie radził sobie w szkole, nie mógł nadążyć za materiałem. To wszystko go przerastało. – Wzruszył ramionami.
Brunet zagryzł wargę, naciągając na dłonie lateksowe rękawiczki i na dłuższą chwilę zatrzymując spojrzenie na zdjęciu stojącym na parapecie. Fotografia przedstawiała chłopaka, który popełnił samobójstwo i jakiegoś mężczyznę, najprawdopodobniej jego ojca.
Dzieciak był trochę chudy, co Mike zauważył, gdy tylko pierwszy raz spojrzał na bezwładne ciało oparte wtedy o bok łóżka. Blondyn wyglądał jakby zasnął. Jakby po prostu spał… Mimo niezwykłej szczupłości, był wysoki i miał nawet ładną twarz z typowymi dla nastolatka, miękkimi rysami.
 - Myślisz, że to popchnęłoby go do samobójstwa? – zapytał, podchodząc do biurka i kątem oka spoglądając na Johna. Szatyn ponownie wzruszył ramionami, obserwując partnera.
 - Nie zrozumiesz psychiki dziecka. Jest niezwykle delikatna – powiedział wyniosłym tonem. – Psycholog jest tego samego zdania. Mike, odpocznij co? Nie szukaj dziury w całym, sprawa jest zamknięta. Rozmawiałem z matką Kyle’a… Ta kobieta powinna od razu trafić do psychiatryka. – Pokręcił głową, opierając się o ścianę.
Mike zamruczał coś pod nosem, przeglądając papiery, ale w większości były to jakieś notatki szkolne.
Nagle natrafił na zeszyt. Zwykły zeszyt z tekturową okładką, na której widniał samochód wyścigowy. Brunet już miał odłożyć znalezisko na bok, będąc pewnym, że nic w nim nie znajdzie, gdy coś go podkusiło, żeby otworzyć. Notatnik był zapisany prawie do połowy, małym, koślawym pismem. Otworzył na pierwszej lepszej stronie, szybko orientując się, że jest to pamiętnik.
Zmarszczył brwi, wertując kartki i natrafiając na ostatni wpis. Widniała na nim dzisiejsza data, a na dole było jedno, krótkie zdanie.
Już dłużej nie mogę. Boję się.
 - John? – zwrócił się do szatyna. Ten spojrzał na niego pytająco, odpychając się od ściany i podchodząc do partnera. – Chyba znalazłem jego pamiętnik…
Mężczyzna milczał przez chwilę, po czym warknął coś niezrozumiałego pod nosem.
 - Świetnie, Mike! Zawsze coś znajdziesz, gdy już możemy ze spokojem zamykać sprawę! Zawsze dodajesz nam więcej roboty – burknął wściekły.
 - Przynajmniej możemy zamykać te sprawy z czystym sumieniem – odparł, niezrażony wybuchem kolegi, powoli przeglądając zeszyt.

Wszedł do domu, odwieszając kurtkę na wieszak i ściągając buty. Do jego nozdrzy doleciał przyjemny zapach pizzy. Odetchnął ciężko, nie był głodny… Wszedł do kuchni, odstawiając swoją teczkę na krześle, po czym objął swoją małżonkę krojącą danie specjalnym nożykiem.
 - Jak było w pracy? – zapytała, całując męża w policzek. Mike sapnął, krzywiąc się nieco i odsuwając od rudowłosej.
 - Dali mi i Jonowi samobójstwo osiemnastolatka. – Westchnął, sięgając po swoją teczkę. – Nie zjem dzisiaj, nie jestem głodny. Muszę iść popracować.
Kobieta odwróciła się w jego stronę, spoglądając na niego niezadowolona. W międzyczasie rozległo się na schodach tupanie, a już po chwili do pomieszczenia wpadł pięcioletni chłopczyk z nieco przydługimi, brązowymi włosami wpadającymi mu do oczu.
 - Tata! – zakrzyknął, wtulając się w ojca. Mike uśmiechnął się lekko, łapiąc dziecko jedną ręką i podnosząc je.
 - Mike, obiecałeś, że nie będziesz przynosić pracy do domu – jęknęła małżonka. Brunet wzruszył ramionami, odstawiając dziecko.
 - Ostatni raz – powiedział jeszcze, znów całując ją w policzek i wychodząc z pomieszczenia prosto do swojego malutkiego gabineciku. Zdążył jednak jeszcze usłyszeć słowa pełne rozgoryczenia:
 - Zawsze tak mówisz.
Nie przejął się tym jednak. Usiadł w swoim skórzanym fotelu, poluzowując krawat. Nie miał ochoty się nawet przebierać z munduru. W pracy nie miał kiedy przeczytać pamiętnika chłopca, więc teraz był jeszcze bardziej zniecierpliwiony.
Wyciągnął z teczki kserówki zeszytu, gdyż nie mógł zabrać oryginału, po czym położył je na biurko, nachylając się nad pierwszą stroną.

Poniedziałek, 3 marca 2008
Godzina: coś koło dwudziestej.

Nie mam z kim porozmawiać, a czuję, że to wszystko mnie przerasta. Mam nadzieję, że pisanie tego jakoś mi pomoże.
Ojciec nas zostawił. Tak po prostu zostawił. Obudziłem się rano, bo w końcu trzeba iść do szkoły, chociaż z całego serca wolałbym zostać w domu. Zastałem go w salonie, stał ze spakowanymi torbami. Zupełnie jakby gdzieś wyjeżdżał.
Stwierdził, że on już nie ma siły, żeby żyć z matką. Radził mi odstawić ją do zakładu psychiatrycznego i także się od niej uwolnić.
Ale przecież nie mogłem… Bo to moja mama. Gdy jej nie odbija, jest naprawdę dobrą matką… ale ostatnio jest coraz gorzej.
Boję się, że nie dam sobie rady.
A do tego sprawa z Brianem i jego kumplami… Z dnia na dzień coraz bardziej się czepiają. Mam dosyć.

 Mike zmarszczył brwi, ponownie czytając zapisek z trzeciego marca. Zastanawiało go kim jest owy Brian. Jasno wynikało, że Kyle miał z nim jakieś problemy…
Westchnął ciężko, ściągając marynarkę, gdyż było mu gorąco. Po chwili namysłu podniósł się i otworzył szeroko jedyne okno w pomieszczeniu, aby znowu zająć miejsce w swoim skórzanym fotelu.

Środa, 5 marca 2008
Godzina: po piętnastej.

Z mamą nie jest aż tak źle. Nie ma napadów, bierze regularnie leki, a nawet byłem z nią wczoraj w kinie. Wieczorem nie robiła żadnych scen, było naprawdę dobrze.
Poznałem faceta przez czat dla gejów. Pisałem z nim do trzeciej rano! Też jest z Charleston. Naprawdę fajnie mi się z nim gadało, właściwie rozmawialiśmy o wszystkim. Mamy dużo wspólnych tematów.
A w szkole… lepiej nie mówić. Chciałbym ją zmienić.
Brian zamknął mnie dzisiaj w łazience, a wcześniej oblał colą. Spóźniłem się na matematykę. Chciałbym grać w szkolnej drużynie koszykówki, przynajmniej nie znęcaliby się tak nade mną, ale nie nadaję się do tego. W końcu jestem „Kyle-ciota”.

Czwartek, 6 marca 2008

Jest godzina druga rano, a ja boję się zasnąć. Mama siedzi w kuchni, przed chwilą słyszałem tłuczenie szła. Wyjrzałem z pokoju, a ona z furią wyrzucała talerze z szafki. Nie mogłem do niej podjeść, bo z pewnością bym oberwał. Krzyczała coś o ojcu.
A teraz jest cicho.
Chyba muszę wyjść sprawdzić, co się z nią dzieje.

Krwawiła. Cały blat stołu, przy którym siedziała jest umazany we krwi, jeszcze nie zdążyłem tego posprzątać. Siedziała osłupiała na krześle, wpatrując się w jakiś punkt na ścianie. Opatrzyłem ją i podałem leki nasenne. Teraz śpi i będzie spała tak do popołudnia.
Muszę znaleźć pracę, bo możemy nie wyżyć z pensji mamy. Zarabia marne grosze sprzątając w supermarkecie, ale nikt inny nie chce jej przyjąć do pracy, wiedząc, że ma ze sobą problemy.

Sobota, 8 marca 2008.
Godzina: 22:20

Wczorajszy dzień w szkole był nawet znośny. Ani razu nie spotkałem Briana ze swoją bandą, więc chyba można go zaliczyć do udanych.
Boli mnie to, że nie mam przyjaciół. Właściwie nawet w szkole nie mam do kogo gęby otworzyć. Tylko czasem na stołówce porozmawiam z Samem, ale i on nie chce zbytnio się ze mną kolegować.
W końcu nikt nie lubi życiowych niedojd, a ja jestem jej najlepszym przykładem. Nie jestem dobry w żadnej dziedzinie sportu, z nauką też sobie nie radzę… No i jestem brzydki. Czasem mam ochotę się nad sobą poużalać i chyba właśnie nadszedł ten moment.
Nie lubię swojego ciała. Nie mogę nawet przytyć, przez co jestem kanciasty i w ogóle nieforemny. Na dodatek znowu wyskoczyła mi wysypka na brzuchu i ramionach.

Sobota, 8 marca 2008
Godzina: nie wiem dokładnie, coś po pierwszej.

Ma na imię Sean! Ten chłopak, którego poznałem na czacie. Przenieśliśmy się na MSN. Wysłał mi swoje zdjęcie…
Rany, jest przystojny! Było mi tak wstyd, jak prosił o moje zdjęcie. Chciałem się jakoś wymigać, ale ostatecznie przesłałem mu coś tam…
Stwierdził, że jestem ładny. Ale pewnie się ze mnie nabija i to boli najbardziej, nawet jeżeli chciałbym w to wierzyć, to wiem, że przecież JA nie mogę się nikomu podobać.

Mike czuł się dziwnie, gdy to czytał. Kyle był wrażliwym, zakompleksionym i nielubianym w szkole chłopcem, a brunetowi wydawało się przez chwilę, jakby czytał o sobie kilka lat wstecz… Był zupełnie taki sam. Z tą różnicą, że był wysportowany, ale mimo to wszyscy w szkole raczej unikali jego towarzystwa.
Westchnął ciężko, żal mu było tego dzieciaka, szczególnie, że wiedział przez co przechodzi. Przynajmniej w sprawie ze szkołą, bo tego, co Kyle miał z mamą nie mógł sobie nawet wyobrazić.

Czwartek, 13 marca 2008
Godzina: 16:30

Mam dość! A już myślałem, że Brian da mi spokój, w końcu nie czepiał się prawie przez tydzień!
Tym razem popchnęli mnie, gdy szukałem miejsca na stołówce. Wpadłem na jakiś stolik, rozlewając napoje. Jedzenie mam nawet we włosach.
Oczywiście jak przyszło, co do czego, to powiedzieli nauczycielowi, że się potknąłem. Nawet nie próbowałem się tłumaczyć. Nie chcę, żeby zrobili mi coś gorszego.
Mama powiedziała, że pójdzie do dyrektora, ale poprosiłem ją, żeby tego nie robiła. Naprawdę nie chcę denerwować Briana. Jest silniejszy ode mnie, no i zdolny do wszystkiego. Błagam, niech stanie się cud i niech Brian wreszcie odpuści. Ja tego nie wytrzymam… Jeszcze ciągle się ze mnie nabijają… Wiem przecież jak wyglądam i że nie jestem takim przystojniakiem jak członkowie drużyny koszykarskiej, a nawet daleko mi do nich, ale to i tak boli.

Sobota 15 marca 2008
Godzina: nie wiem, noc.

Sean chce się ze mną spotkać. Gadam z nim już od tygodnia i to naprawdę fajny facet… Zresztą chciałbym wreszcie kogoś mieć. Nigdy z nikim się jeszcze nie całowałem, nigdy z nikim nie byłem. Bo jestem nieudacznikiem.
Zgodzić się na spotkanie?

Brunet zerknął na kolejny wpis, a z daty wynikało, że to ciągle jest ten sam dzień. Strona była pokryta serduszkami przeplatającymi się z gwiazdkami. Uśmiechnął się pod nosem, czując, że ta notka nie będzie aż tak pesymistyczna jak poprzednie.

Sobota 15 marca 2008
Godzina: 2:30

Cały czas z nim gadam. Podałem mu numer mojego telefonu i obiecał, że za chwilę zadzwoni.

Zadzwonił! Mam nadzieję, że nie robi sobie ze mnie żartów. No bo jak mógłbym mu się spodobać? Takiemu przystojniakowi jak on?
Ma cudowny głos… Można zakochać się w kimś, nie widząc go nigdy na oczy? Bo ja się chyba zakochałem…

Niedziela 16 marca 2008
Godzina: 10:00

Rozmawiałem wczoraj z Seanem o coming outcie. On jest już podobno po ujawnieniu swojej orientacji rodzicom. Myślałem trochę nad tym i doszedłem do wniosku, że nigdy nie powiem mamie. Nie wiem jak zareaguje. W końcu ma schizofrenię, jest nieobliczalna. Czasem się jej boję, ale tak naprawdę kocham ją. Bardzo. Nie mógłbym jej nigdy zostawić, przecież jest moją matką.

Niedziela 16 marca 2008
Godzina: 16:15

Umówiłem się z Seanem w kinie. Za pół godziny powinienem być na miejscu, a ja wciąż nie mogę doprowadzić siebie do porządku. Chciałbym wyglądać chociażby znośnie, ale jak patrzę na tą pociągłą twarz, zapadnięte oczy, przydługi, nieco zgarbiony nos to odechciewa mi się wszystkiego.
A na dodatek pryszcze wyskoczyły mi nawet na szyi. Muszę założyć golf…

Poniedziałek 17 marca 2008
Godzina: nie wiem, jest noc.

Sean, Sean, Sean…
Boże! On jest świetny! W środku seansu złapał mnie nagle za dłoń, po czym objął ramieniem i pocałował! W ogóle nie speszył się tym, że dwa miejsca dalej siedzą jacyś ludzie! A jego usta były takie miękkie…
Mój pierwszy pocałunek!
I powiedział, że mu się podobam, ale pewnie się nabijał. No i jestem od niego wyższy!

Poniedziałek 17 marca 2008
Kilka godzin później.

Nie mogę zasnąć. Przed chwilą jeszcze rozmawiałem z Seanem. Chce się ze mną spotkać jeszcze raz, tyle, że teraz chciałby mnie zabrać do jakiegoś gayclubu!
Widziałem takie jedynie na filmach…

Poniedziałek 17 marca 2008
Wcześnie rano.

Mama się obudziła i zrobiła awanturę. Zapytała, gdzie byłem wczoraj… A przecież jej mówiłem.
Mam siniaka na policzku. Uderzyła mnie, ale przecież to nie pierwszy raz.
Nie idę dzisiaj do szkoły, nie mam siły. Czuję, że to mnie przerasta. Nie potrafię się zaopiekować mamą.

- Kochanie? – Od czytania oderwał go głos żony, która nachyliła się nad jego biurkiem. Zmarszczył zaskoczony brwi, nawet się nie zorientował, kiedy weszła do gabinetu. – Wlałam do wanny wody. Idziemy się kąpać? – Jej ręka przesunęła się po ramieniu Mike’a. Mężczyzna westchnął, po czym pokręcił głową.
- Nie mogę – powiedział, wskazując na kserówki. – To pamiętnik tego dzieciaka, chcę przeczytać go do końca – wyjaśnił jej.
Kobieta westchnęła, opierając się o biurko, po czym spojrzała niezadowolona na kartki, których było dosyć dużo.
- O której skończysz? Rano jak zwykle się miniemy i tyle ze wspólnie spędzonego czasu – mruknęła.
- Przepraszam – odparł, faktycznie czując się trochę winny. Nie chciał jednak zostawiać czytania tego pamiętnika komu innemu, chciał poznać tajemnicę Kyle’a. Czuł, że po prostu musi dowiedzieć się, co skłoniło tak młodą osobę do samobójstwa.
- No dobrze – skapitulowała, odpychając się od biurka i kierując się do drzwi, przy których się zatrzymała. – Tylko nie siedź za długo. – I wyszła.
Mike odetchnął, kontynuując czytanie. Zdziwił się jednak, bo kolejna notatka nie zawierała ani daty, ani określenia godziny, a jak zdążył zauważyć, dzieciak wcześniej pilnował, żeby to zapisać. Na dodatek pismo było koślawe, jakby pisane na szybko albo jakby Kyle był bardzo zdenerwowany w momencie pisania tego.

Boże, boże, boże.
Nie wiem dlaczego. Dlaczego to kurwa zrobiła? Nie pamięta nawet tego momentu. Ja już nie mogę. Przecież nigdy nawet na niego nie krzyknęła! Nie uderzyła! Nic!

Mike przeczytał to jeszcze raz, nie mogąc zrozumieć. O kim była mowa? Przypuszczał, że mama Kyle’a była czemuś winna, tylko czemu?
Westchnął ciężko, stwierdzając, że dowie się, gdy zapozna się z kolejnymi wpisami.


Wtorek, 18 marca 2008
Wieczór, przed północą

Już się opanowałem i posprzątałem, ale wciąż chce mi się płakać, jak pomyślę, że znowu straciłem coś ważnego.
Jerry był dobrym psem. Może trochę zbyt głośny i ruchliwy, ale to był naprawdę kochany kundel. Oczko w głowie mamy. Nie rozumiem, dlaczego się wściekła. Nie mam pojęcia nawet, co mu zrobiła i za co. Jak wróciłem ze szkoły to znalazłem go w salonie przy oknie. Nie było krwi, miał zmiażdżone żebra. Podejrzewam, że go skopała. Może był zbyt głośny? A mama przecież od rana była w złym humorze.
Oczywiście jak już się uspokoiła to zaczęła ryczeć i histeryzować, ale podałem jej leki. Już jest dobrze.
Na dodatek Brian. Nienawidzę go.

Mike przełknął ślinę, sam nie wiedząc co o tym myśleć. Wiedział, że nie powinien angażować się emocjonalnie w takie sprawy, ale przecież ten dzieciak miał naprawdę ciężkie życie.
Zacisnął dłoń na kartce, wmawiając sobie w myślach, że współczucie nic nie daje. Nie przywróci Kyle’owi życia. Może tylko dowiedzieć się kto doprowadził chłopaka do takiego stanu, że ten popełnił samobójstwo i później, za pomocą prawa, odpowiednio go ukarać.
- Boże, ta praca nie jest dla mnie – westchnął.

Niedziela, 23 marca 2008
Godzina: 12.30

Co za beznadziejny tydzień. Sean odezwał się tylko raz, żeby powiedzieć mi, że nie ma czasu, bo coś tam ma w pracy. Nie wiem, nie pamiętam już co.
Brian wymyślił sobie nową zabawę, schował mi ubrania, gdy wyszedłem z prysznica po wu-efie. Oczywiście cała szkoła ma teraz ubaw, a nauczyciele jak zwykle o niczym nie wiedzą. I się nie dowiedzą, bo boję się, co może mi się stać, gdy zawieszą Briana i jego bandę.
Na dodatek ciężko mi pogodzić pracę i szkołę. Kończę lekcje, lecę do Macdonalda, wracam wieczorem i idę spać.
Ale przynajmniej mamie się polepszyło. Żadnego ataku od wtorku, chociaż może to dlatego, że prawie cały czas śpi.

Wtorek, 25 marca 2008
Coś koło dwudziestej

Sean, jedyny plus ostatnich dni. Odezwał się do mnie w niedzielę i spotkaliśmy się w parku. Jak on nieziemsko całuje! A dzisiaj zadzwonił i zaprosił mnie do siebie, za pięć minut wychodzę.
Nie będę myślał o Brianie i jego kumplach, muszę miło spędzić ten wieczór!

Środa 26 marca 2008
Godzina: 7.00

Jestem po!
Mój pierwszy raz! Bolało, ale Sean był taki delikatny! Cały czas mnie dotykał, całował i robił wszystko, żeby i mi było przyjemnie!
Najpierw kazał mi się tam umyć, bo wiadomo… Trochę było to niekomfortowe, ale przeżyłem. Wolałem nie mieć nieprzyjemnej wpadki i zrobiłem sobie dokładną lewatywę.
Chyba naprawdę mu się podobam, aż ciężko mi w to uwierzyć!
Zakochałem się.

Mike z lekkim uśmiechem spojrzał na kartkę wypełnioną serduszkami i jednym, wielkim napisem Sean otoczonym serduszkiem.
Musiał przyznać, że to było trochę dziwne, w końcu Kyle był chłopakiem, a coś takiego podchodzi po zakochaną nastolatkę, ale z drugiej strony zdążył już zauważyć, że dzieciak był bardzo wrażliwy. A w tym momencie otrzymał jakąś namiastkę ciepła… Chociaż co do tego Seana miał złe przeczucie.
Westchnął, spoglądając na zegarek, który wskazywał dwudziestą drugą. Był trochę zmęczony, ale wiedział, że nie zaśnie, póki się wszystkiego nie dowie.

Piątek 29 marca 2008
Koło szesnastej

Boję się. Dzisiaj w szkole po raz pierwszy tak się bałem. Brian najpierw zrobił mi tak zwaną „spłuczkę”, ale to dało się jeszcze przeżyć.
Po lekcjach mnie pobili. Mam siniaki na brzuchu i ramionach, a dzisiaj mam iść z Seanem do gejklubu.
Nie chcę poniedziałku, bo czuję, że mogę go nie przeżyć. Brian coraz bardziej mnie nachodzi, z dnia na dzień jest gorzej.
Mike aż zagryzł wargi, gdy przypomniały mu się wydarzenia z czasów liceum. Jemu jednak było łatwiej, bo mógł się odegrać, miał siłę… Nie chciał w takim razie myśleć o tym, przez co musiał przechodzić Kyle.

Sobota 30 marca 2008
Po północy

Nie wierzę! Sean mnie zdradził!
Na początku było tak cudownie. Całowaliśmy się! Na ulicy! W ogóle nie przejmował się przechodniami, tylko tak po prostu mnie objął i zaczął całować.
A w klubie, gdy odszedłem na chwilę, zaczął lizać się z jakimś pedałem!
Nie mogę przestać ryczeć. Boże, jaki byłem głupi! Powiedział mi, że przecież to nie jest na poważnie. Spodobałem mu się i chciał mieć seks-przyjaciela.
Boże, dlaczego jestem aż tak beznadziejny?

Mike sięgnął po kolejną kartkę, ostatnią. Aż coś nieprzyjemnie ścisnęło go w piersi, czuł się tak, jakby życie Kyle’a miało się za chwilę skończyć. Jakby od śmierci chłopaka dzieliła go tylko ta jedna kartka.
Kolejna notatka nie miała ani daty, ani godziny, co nie wróżyło dobrze. Boki kartki zdobiły duże litery składające się w Kyle-ciota, Kyle-ciota, Kyle-ciota. Gdy tylko Mike to dostrzegł, przeszły go dreszcze, a dłonie bardziej zacisnęły się na kserówce.
Z trudem zaczął czytać to, co było nabazgrane na papierze.

Jestem brudny. Czuję jak to we mnie wnika, chociaż umyłem się kilka razy. Skóra mnie szczypie od szorowania, ale to jest we mnie.
Kyle-ciota, Kyle-ciota, Kyle-ciota.
Widzieli mnie. Widzieli jak się całowałem z Seanem wtedy, na ulicy. Wszystko mnie boli.
Kyle-ciota.
Wszystko mnie boli. Mogłem nie iść dzisiaj na wu-ef. W ogóle mogłem nie iść do szkoły! Co za głupi pomysł!
Kyle-ciota.
Ciągle słyszę głos Briana i jego śmiech, kiedy na mnie sikał.
Boję się.
Nie chcę. Mam siniaki, wszystko mnie boli. Mówili, że się mną brzydzą, że jestem pedałem, ciotą i dupodajką.
Jestem brudny. Śmierdzę.

Nie poszedłem do szkoły, dalej śmierdzę. Wszystko wokół mnie śmierdzi. Mama coś krzyczy, coś się zbiło. Coś upadło. Cisza.
Nie wiem.
Śmierdzę.
Wszystko mnie boli.

Mam tabletki nasenne mamy. Dwa opakowania silnych tabletek. Boję się. Dalej śmierdzę, ten zapach ciągle przy mnie jest.

Czwartek, 3 kwietnia 2008

Już dłużej nie mogę. Boję się.

13 komentarzy:

  1. Smutne. Początek wydawał mi się trochę odległy w stylu od tego wszystkiego, co piszesz teraz, ale nie jest jakiś koszmarny. Tylko może w niektórych momentach trochę naiwny. W sensie - chłopak miał chorą matkę, a Mike zastanawia się, czy to mogło go popchnąć do samobójstwa. To chyba dosyć oczywiste, że tak, właściwie wszystko może do tego popchnąć, jeśli ma się słabą psychikę, no ale cóż.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aleey, Mike też jest słaby psychicznie, a to chociażby dlatego, że tak bardzo przejął się śmiercią Kyle'a. Poczuł z nim więź, dlatego chciał dowiedzieć się prawdy i nie dopuszczał do siebie oczywistych faktów. Chciał znaleźć winowajcę i poniekąd go znalazł ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ... Chłopak miał smutne życie. Nie chciałabym doświadczyć nawet namiastki z tego, co on przeżył. Tragedia. W ogóle nie rozumiem zachowania co poniektórych osób, które się tutaj ujawniają. No i co z tego, że był szczupły, niezbyt przystojny, niewysportowany i był gejem? To nie daje uprawnień do takiego traktowania... I jeszcze ten od "sex przyjaciela". Porażka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja za to jestem za wrażliwa. No moja wina że ryczę przy takich rzeczach? Albo nie, Twoja wina Dream że poruszasz moje emocje do trzewi! Jeśli się poryczałam nie dlatego że było koszmarne tylko dlatego że mnie coś ruszyło znaczy że napisałaś to wspaniale. Bo po co czytać coś co nas nie zainteresuje, nie wciągnie, nie poruszy? Kyle, biedak bo nie wiem jak go określić. Rąbane nietolerancyjne człowieki, nie każdy musi wykazywać się tężyzną fizyczną. Chociaż z opisu twarzy Kyla i tego jak działa moja wyobraźnia wcale nie był brzydki, a te dziady to pewnie "arbuzy noszą pod pachami" i tyle, ot co!
    Uff... dziękuję za powiadomienie.
    ~A..a

    OdpowiedzUsuń
  5. A..a, cieszę się bardzo, że tekst Ciebie wzruszył :). Co do wyglądu Kyle'go, trzeba mieć zawsze na uwadze, że osoba z niską samooceną nigdy nie będzie widzieć w lustrze swojego odbicia jako ładnego ;). W dodatku Kyle był bardzo zakompleksiony przez swoich szkolnych kolegów, więc... Nie powiem już nic więcej, a obraz chłopaka zostawiam Twojej wyobraźni.

    Nie masz za co dziękować, zaoferowałam się na blogu to słowa trzeba dotrzymać :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę mi szkoda Kyle'a. Nie miał nic... ani rodziny która go wesprze, ani prawdziwego kochanka czy prayjaciół...

    Bardzo podobał mi się styl pisania - urywki pamięnika, wraz z przeżyciami Mike. Taka odmiana :D

    Pozdrawiam, Ana-chan

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo, bardzo dobry oneshot. Ciężko mi wyobrazić sobie, co takiego mógł czuć Kyle. Po czymś takim naprawdę może odechcieć się żyć, tym bardziej, że był tak wrażliwy. Bardzo ciekawie to wszystko opisałaś.
    Wena i pomysłów

    OdpowiedzUsuń
  8. Cholernie przytłaczające... Pewnie nie tylko mnie się nasuwa na myśl, żebym złapać za jakiś kij do bejsbola i tak zdrowo przyp**rdolić tym którym się należy. Bardzo przepraszam za słownictwo, ale opowiadanie b.dobre, rusza to pewne.
    Dlatego należy wyciągnąć świetne wnioski z opowiadania. Warto.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. OMG! JAK TO CZYTAŁAM TO RYCZAŁAM JAK MAŁE DZIECKO! :( Kurde co za... buuu! Super napisane, będzie następny rozdział, ne? ;) A teledysk jest super i piosenka pasuje...

    Ja się zgadzam z Eldą, wziąć bejsbola i tak zdrowo przypier***** tym prześladowcą.
    Czekam na następny rozdział i życzę weny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Łał. Nie wiem co mogę napisać... Jestem w rozsypce, prawie się rozryczałam jak bóbr. Naprawdę mi się podobało, strasznie mnie wzruszyło. Przeogromnie podobały mi się urywki z pamiętnika, takie prawdziwe. Da się zauważyć, że wzorowałaś się na teledysku. Szkoda, że Kyle nie odłożył tabletek.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja... ja też jestem w szoku. Jeszcze sobie taką smutną muzykę puściłam.
    Teraz właściwie... nie wiem co napisać. Przechodzą mnie dreszcze. Poczułam nienawiść do Briana. Miałam nadzieję, że może ten mężczyzna coś zrobi... Pójdzie do Briana i mu nakopie. Cokolwiek.
    Niedawno przecież też popełnił samobójstwo chłopiec, który był gejem a koledzy go prześladowali. Lady Gaga śpiewała dla niego piosenkę "Born this way" na jakimś koncercie.
    To jest naprawdę smutny oneshot. Chłopak nie miał niczego. Zasnął i się nie obudził.
    Już nigdy się nie obudzi.

    Kurna, Dream!

    Zaraz będę ryczeć -.-

    OdpowiedzUsuń
  12. przykra historia, biedny chłopak, mógł uciec, gdzieś daleko, ale nie był w stanie:)
    muszę się spokojnie wypłakać:(

    Nana

    OdpowiedzUsuń
  13. Smutny. Po prostu strasznie mnie dotknelo, szczegolnie ze wzgledu na to, ze jeszcze pare lat temu mnie tez "dreczono" ale bardziej pod katem psychicznym. Wiedzieli, ze jestem wrazliwa, a to zostawilo pare "rysek". Zostalam wyciagnieta z tego bagna przez moja najlepsza przyjaciolke i przeprowadzke. Jemu sie nie udalo, a mial na glowie jeszcze matke( ja mialam ojca z problemami, ale mama byla zawsze po naszej stronie, wiec nie ma co porownywac), praca, szkola i odmienna orientacja. Czlowiek bez wsparcia z zewnatrz jest jak czlowiek postawiony pomiedzy wrogimi zolnierzami- tylko czekac, ktorys z nich zada ci ten smiertelny cios. Kocham to opowiadanie i z pewnoscia jeszcze do niego wroce.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.