środa, 14 grudnia 2011

Rozdział 1. (Wilczy skowyt)

Rozdział 1. Kiedy księżyc jest w pełni…

Postawił ostatnie dwa flakoniki leku przeciwbólowego na półce, odsuwając się od mebla i spoglądając na siwiejącego mężczyznę, skwapliwie piszącego coś na kawałku papieru.
- Panie Mazhar, skończyłem – powiedział głośno, gdyż wiedział, że jego pracodawca, ze względu na swój wiek, ma problemy ze słuchem.
Mężczyzna podniósł głowę, spoglądając na niego zza swoich starych, drucianych okularów. Zamrugał kilkakrotnie, po czym przeniósł wzrok na półki wypełnione równo poustawianymi buteleczkami z lekarstwami na różne dolegliwości.
- Tak – wymruczał staruszek, przesuwając palcami po siwym wąsie. – To chyba byłby koniec na dzisiaj, Demio. – Pokiwał głową, wstając powoli z wysłużonego taboretu. – Przyjdź jutro rano, co? Pani Duben chciała, żeby jej dostarczyć coś na migrenę.
- Oczywiście. – Potaknął chłopak, poprawiając swoją luźną, bawełnianą, lekko zabrudzoną koszulę. – O której mam być?
- Myślę, że o ósmej – powiedział mężczyzna, sięgając do kieszeni i wyciągając z niej lniany woreczek, z którego wyjął złotą monetę. – Za dzisiaj.

Był padnięty. Od rana do wieczora harował u starego Mazhara i tak dzień w dzień… Ale właściwie nie miał co narzekać, bo ten przecież dobrze płacił.
Szedł opustoszałą o tej porze uliczką, nawet nie chcąc myśleć o tym, co zastanie w domu. Skrzywił się. Miał już tego dosyć, wiedział, że najlepiej by zrobił, gdyby się po prostu wyprowadził, ale chyba miał za miękkie serce.
Miękkie serce, twardy tył, jak to mawiał Sentis, jego kochanek. Uśmiechnął się pod nosem, gdy pomyślał, co zrobiłby ojciec, gdyby tylko dowiedział się, że jego jedyny syn jest „inny”. Na pewno byłoby jeszcze ciekawiej niż jest teraz.
Szedł żwawym krokiem, nie oglądając się nawet za siebie. Nie lubił wracać do domu wieczorami, kiedy to ulice Scythe były prawie puste. Życie w mieście kończyło się wraz z wybiciem godziny dwudziestej drugiej, co było dosyć nietypowe dla tak dużej miejscowości. Demio skrzywił się, gdy tylko pomyślał o mieszkańcach, dla których wszystko, co było inne, było złe. Już nie raz doświadczył ich strachu do odmienności, w końcu miał bardzo długie włosy, co już zaliczało go do kategorii odmieńców, ale żeby tego było mało - włosy były rude. Soczyście rude… Właśnie dlatego Demio musiał nauczyć się samoobrony, bo po takim spacerku wieczorem mógłby nie wyjść cały.
Przywykł już do krzywych spojrzeń, na które właściwie przestał już zwracać uwagę, ale wystarczyło tylko wejść w nieodpowiednią uliczkę, żeby zapoznać się z innym przejawem szykanowania. Westchnął ciężko, przyśpieszając. Chciałby już być w domu, ale od tego dzieliła go jeszcze jakaś godzina drogi. Nie miał pieniędzy, żeby wynająć bryczkę, ale z drugiej strony wolał się przejść i dzięki temu zaoszczędzić.
Nagle coś wyskoczyło na niego z zaułka. Chciał krzyknąć, ale głos mu uwiązł w gardle, więc był zdolny jedynie odskoczyć w tył.
Usłyszał melodyjny śmiech, a po chwili dostrzegł twarz napastnika.
Przerażenie w jednej chwili zmieniło się w złość.
- Na Boga! Jesteś nienormalny? – warknął, podchodząc do chłopaka i popychając, po czym go wyminął. – Nie masz, co robić wieczorami, tylko czaić się na mnie?
Chłopak zaśmiał się po raz kolejny, idąc tuż za nim.
- Nie mogłem się powstrzymać, wybacz – wyznał, na co Demio tylko przyśpieszył kroku, wściekły. – Oj, przestań się denerwować, Wiewióreczko – powiedział pieszczotliwie, prawie biegnąc za nim. Złapał go za nadgarstek, zatrzymując.
- Sentis, padam na twarz, stary Mazhar znowu mnie wykończył, a ty jeszcze chcesz mnie przysporzyć o zawał – jęknął, odwracając się przodem do kochanka. Nawet teraz, w ciemności nocy, mógł dostrzec jego duże, orzechowe oczy.
- Chciałem się z tobą zobaczyć. Nie odzywałeś się przez trzy dni – powiedział z wyrzutem, obejmując go w pasie, na co Demio rozejrzał się z obawą czy aby na pewno nikogo tutaj nie ma.
- Pracowałem – wytłumaczył, łapiąc za dłonie blondyna i odciągając je od swoich bioder, po czym wsunął się bardziej w kolejny zaułek, gdzie nikt nie powinien ich widzieć. – Nie miałem czasu na spotkania z tobą – mruknął, oplatając ramieniem szyję kochanka i łącząc ich usta w szybkim pocałunku.
- Mówiłem, żebyś go nie utrzymywał – westchnął Sentis, popychając chłopaka na ścianę.
- Nie mogę, to mój ojciec. – Dłoń blondyna znalazła się nagle pod koszulą Demio.
- Masz miękkie serce – wymruczał w jego wargi, całując je zachłannie, po czym stopniowo przesuwał się na szyję.
- Wiem. – Niemal jęknął, gdy poczuł ciepłe usta muskające wrażliwe punkty.
- A miękkie serce oznacza twardy tył – powiedział, na chwilę odrywając się od ciepłej skóry kochanka i przesuwając ręce na jego pośladki, które ścisnął znacząco.
Demio zaśmiał się, słysząc znajomy tekst.

Uchylił niepewnie drzwi, zaglądając do sypialni ojca. Westchnął ciężko, gdy zastał go kompletnie pijanego na swoim wysłużonym łóżku.
Mężczyzna leżał z głową wduszoną w poduszkę, prezentując żałosny widok, potęgowany przez walające się na drewnianej podłodze butelki po alkoholu i zwinięte w kłębek, brudne ubrania. W takich chwilach zastanawiał się, dlaczego nie posłuchał Sentisa. Należało mu się coś lepszego niż zajmowanie się ojcem, który jego ciężko zarobione pieniądze przetracał na alkohol.
Pokręcił głową, przechodząc przez małe pomieszczenie aż do szafki nocnej, na której stała lampa naftowa. Zgasił ją, odwracając się i wychodząc z pomieszczenia, zamykając drzwi z głośnym skrzypnięciem.

Spał. Chyba nawet mu się coś śniło, gdy nagle usłyszał jakieś krzyki. Automatycznie otworzył oczy, nasłuchując.
Tak, znowu ojciec… Drzwi do jego pokoju otworzyły się z hukiem, na co Demio zakrył się bardziej kołdrą. Nie, nie teraz, powtarzał w myślach. Był zmęczony, nie miał ochoty na kłótnie z nim. Chciał się wreszcie porządnie wyspać, w szczególności, że jutro czeka go kolejny dzień pracy.
- Co zrobiłeś z winem!? – wrzasnął mężczyzna w progu.
- A co miałem zrobić? Wypiłeś je – burknął spod kołdry, mając nadzieję, że ojciec tym razem odpuści. – Idź spać i nie rób scen w środku nocy!
- Wylałeś je, przyznaj się! – Usłyszał szybko stawiane kroki na skrzypiących deskach podłogowych. Już po chwili kołdra, którą się otulał, została z niego zerwana. – Co z nim zrobiłeś!? – Ręce ojca zacisnęły się na ramionach chłopaka, potrząsając nim gwałtownie. Ale Demio podniósł się do siadu, szybko wyswobadzając się. Nie da mu sobą pomiatać!
- Powiedziałem, idź spać! – krzyknął, wyskakując z łóżka, żeby w razie czego łatwiej mu było się obronić.
- Ty świnio! I ty się nazywasz moim synem!? Gdzie jest?! – wrzasnął żałośnie, tracąc nagle cały animusz. Zachwiał się, ale ostatecznie utrzymał się w pionie.
- Wypiłeś, powiedziałem ci już. – Chłopak wzruszył ramionami, łapiąc ojca za ramię i wyprowadzając go ze swojego pokoju. Dzisiaj szło jakoś o wiele łatwiej niż zwykle. Może po prostu tym razem jego rodzic więcej wypił i nie był w stanie prowadzić tej kłótni dalej?
Zaprowadził go do jego sypialni, brutalnie popychając na łóżko, ale po chwili mężczyzna już spał.
Demio westchnął ciężko, zamykając za sobą drzwi i wchodząc do swojego pokoju z zamiarem ponownego odejścia do krainy Morfeusza, jednak nie potrafił już zasnąć. Całe jego wcześniejsze zmęczenie szlag wzięło. Kręcił się przez chwilę z boku na bok, mając nadzieję, że może jednak mu się uda. Niestety, adrenalina przy sprzeczce z ojcem zrobiła swoje. Podniósł się do siadu, sięgając po ciemny płaszcz, który na siebie założył, a na bose nogi wsunął buty.
Czuł, że po prostu musi się przejść… Związał jeszcze swoje długie, rude loki czarną wstążką, będąc już gotowym na spacer.
Zszedł na dół, wychodząc na werandę. Odetchnął głęboko, wciągając nosem nocne, rześkie powietrze. Mimowolnie się uśmiechnął, spoglądając na czarne niebo i górujący na nim księżyc w pełni. Pokonał trzy stopnie z werandy, zerkając na stojący nieopodal mały, niezbyt ciekawy dom sąsiadów.
Mieszkali na obrzeżach miasta, więc do pracy miał spory kawałek drogi. Dokładnie godzinę. Chciał kupić jakiś domek w centrum, ale to też wiązało się z większymi kosztami.
Ruszył dróżką prowadzącą do lasu. To było najlepsze miejsce na wieczorne spacery… Właściwie mieszkanie tutaj miało swoje plusy… Było tu cicho, zupełnie jak na wsi. Daleko od zgiełku miasta, cisza i spokój. Nawet sąsiadów nie mieli aż takich złych.
Minął pierwsze drzewa, otulając się bardziej płaszczem, gdyż wieczory były naprawdę chłodne. Szedł spokojnie, nie patrząc za siebie. Mimo wszystko uważał, żeby za bardzo się nie zagłębić w ten las, bo nie chciał do rana szukać drogi powrotnej.
Nagle jednak zauważył coś białego pomiędzy drzewami. Nie mógł z tej odległości dojrzeć, co to takiego było, ale akurat światło księżyca w tym miejscu przebijało się przez korony i oświetlało tę białą rzecz.
Zboczył z wydeptanej dróżki, wymijając chude pnie drzew, a to coś, co dostrzegł, robiło się coraz wyraźniejsze. Już po chwili wiedział, z czym ma do czynienia i w pierwszym odruchu chciał uciekać.
Wilk!
Zwierz jednak nawet się nie poruszył, a z tej odległości na pewno mógłby go wyczuć. Demio postąpił kilka niepewnych kroków do przodu, nie spuszczając uważnego wzroku ze stworzenia. Nagle jednak zauważył, że w pewnym miejscu jego białe futro obficie pokryte jest  krwią. Nie zastanawiając się już dłużej, podszedł do wilka, nachylając się nad nim.
Zwierze ciężko oddychało, ale nawet na niego nie spojrzało. Nie otworzyło oczu, leżało jedynie bezwładnie, sapiąc coraz ciężej.
Demio przyjrzał się szerokiej ranie w kształcie idealnego kwadratu. Tak, jakby ktoś mu w tym miejscu wyciął skórę, odkrywając żebra i mięśnie.
Dalej, w okolicach tylnych łap, znajdowały się jakieś rany kłute, skąd sączyła się posoka.
- Boże – powiedział chłopak, nie wierząc w to, co widzi. Coś go zaatakowało? Nie. Jakie zwierze byłoby w stanie wygryźć jego skórę tak, żeby powstał idealny kwadrat?
Wyciągnął niepewnie dłoń, kładąc ją na szyi wilka, w miejscu, gdzie nie było żadnych obrażeń. Zwierz strzyknął uszami, unosząc ospale powieki i spoglądając na niego przez ułamek sekundy, po czym znowu zamknął oczy.
A może to nie był wilk?
Przecież wilk raczej by zaatakował… Może to jest pies? Widział już dużo psów przypominających wilki, ten może być jakąś mieszanką… Zresztą to było prawie niemożliwe spotkać wilka w tych okolicach. A na dodatek jeszcze białego…
Wsunął rękę pod szyję zwierzaka, a drugą złapał za jego biodra. Nie mógł go tak zostawić, żeby się wykończył albo żeby coś innego go dobiło.
Z wielkim trudem uniósł wilko-podobnego-psa, robiąc dwa chwieje kroki. Ile to ważyło?! Siedemdziesiąt kilo?! Może nawet więcej…
Przeszedł kawałek, lecz zmuszony był położyć zwierze z powrotem na ziemi, by chwilę odetchnąć. Nie był jakimś słabeuszem, ale ten stwór był naprawdę ciężki. Znów wziął go na ręce, dochodząc do wydeptanej dróżki i kładąc go delikatnie na podłoże. I tak co chwilę, aż doszedł do werandy, gdzie położył ciężko dyszącego psa.
Sam szybko wszedł do domu po jakąś miskę i ręczniki. Musiał obmyć mu te rany, bo przecież może wdać się zakażenie.
Wyniósł miskę na dwór, biegnąc do studni. Szybko wypełnił ją wodą, po czym postawił ją przy zwierzaku i zaczął go powoli opatrywać, wciąż głaszcząc go uspokajająco po głowie.

Obudził się godzinę wcześniej niż powinien. Chciał sprawdzić, co u tego psa, którego wczoraj uratował i jakoś schować go przed ojcem. Raczej nie byłby zadowolony, gdyby wyszedł na werandę, a tam czekałoby na niego coś wielkości wilka.
Szybko się ubrał, przeczesując swoje włosy niedbałymi ruchami grzebienia. Obiecał sobie, że je zetnie, bo były naprawdę uciążliwe, ale Sentis nie chciał nawet o tym słyszeć. Związał je wstążką, zakładając jeszcze buty, po czym zbiegł trzeszczącymi, starymi schodami na dół i wypadł na ganek.
Zwierze leżało w tym samym miejscu, gdzie je położył. Uniosło ociężale łeb, spoglądając na niego przeraźliwie niebieskimi oczami.
- Hej – powiedział cicho, robiąc krok w stronę stwora. Mimo wszystko obawiał się, że zostanie zaatakowany. Pies tylko sapnął ciężko, kładąc łeb z powrotem na nieoszlifowane deski werandy, ale nie spuszczał z niego uważnego spojrzenia. Demio, czując się trochę pewniej, podszedł do niego bliżej, kucając i spoglądając na prowizoryczne opatrunki, które mu wczoraj zrobił. Wyciągnął dłoń, kładąc ją na grzbiecie stworzenia. Zwierzak wciąż świdrował go swoimi szalenie niebieskimi oczami, tak jakby bał się mu zaufać, gdy nagle zaczął radośnie machać ogonem.
Rudzielec uśmiechnął się, uspokojony, przysiadając tuż obok psa. – Kto cię tak poturbował, co? – westchnął ze współczuciem. Od zawsze uwielbiał zwierzęta, a teraz, gdy jeszcze jakiegoś uratował, czuł się jakby z nim związany.
Stworzenie odetchnęło ciężko, kładąc ogon tuż obok tylnych łap i zamykając zmęczone oczy. – Trzeba byłoby cię przenieść – pomyślał na głos chłopak, zastanawiając się, gdzie mógłby go zostawić, żeby ojciec go nie znalazł, gdy nagle go olśniło. Spiżarnia! Właściwie to nie spiżarnia, bo nawet nie mieli tam jedzenia. Po prostu zwykłe pomieszczenie imitujące spiżarnię. – I pewnie jesteś głodny. I chce ci się pić – zagryzł wargę, wstając i wchodząc z powrotem do domu. Przejrzał wszystkie szafki z kuchni, ale znalazł jedynie kaszę, chleb i jajka. Zawsze jadł w mieście albo stary Mazhar przynosił mu jakieś kanapki, więc nie troszczył się o to, co jest w domu.
No cóż. Pies będzie musiał zadowolić się kaszą, później najwyżej kupi jakieś mięso u rzeźnika.

Ułożył zwierzaka na kocu, stawiając tuż obok niego garnek z kaszą i miskę z wodą. Pogłaskał go jeszcze czule po głowie, wstając z kucek.
- Później wymyślę dla ciebie jakieś imię – powiedział z szerokim uśmiechem, odwracając się i wychodząc z małego pomieszczenia. Najwyższy czas iść do pracy.

18 komentarzy:

  1. Krótki rozdział ;D mógłby być dłuższy. Początek ciekawy czekam na rozwój akcji i jakieś wyjaśnienia ;D Mnie się podoba!
    :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza!
    Zapowiada się bardzo interesująco :) Powodzenia w pisania następnych części!
    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wilczek jest kochany, już go kocham :D A Demio przypadł mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo... Spodobał mie się ten rozdział. Demio jest taki opiekuńczy "opiekuje" się ojcem pijakiem i jeszcze przygarnął pod opiekę wilka, zresztą ja na jego miejscu postąpiła bym dokładnie tak samo. Nie spodobał mi się kochanek Demio, wydał mi się taki gburem rozpieszczonym ale to dopiero 1 rozdział więc zobaczymy co będzie działo się dalej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Już pałam sympatią do wilka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Łaaa, nawet wiedziałam kto to ten Demio na początku. Znaczy się, tak myślałam, że to ten rudzielec z długimi lokami.
    Od takiego "tatusia" już dawno bym się wyprowadziła, a na alkohol niech sam sobie zarabia. Co to, to nie D:

    OdpowiedzUsuń
  7. Być może mogłabym zrobić wyjątek. Z tym, że Móżdżek odeszła... {Shibuya}

    OdpowiedzUsuń
  8. No super! :D Czekam na następny rozdział! ^^ Życzę weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. bardzo fajnie zapawiadające się opowiadanie,ale mam nadzieję, że nie zaniedbasz pozostałych ? ;) przywiązałam się do nich :) Czekam na ciag dalszy tej i innych historii ;**
    vampirka_15

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapowiada się bardzo ciekawie :D
    Będę czekać na następny rozdział...

    Pozdrawiam, Ana-chan

    OdpowiedzUsuń
  11. Ej no, takie kwitki z pralni to nie tutaj ;-) Więcej! Dłużej!
    Dobra, znalazł wilkopsiaka. Fajnie. Tylko co dalej? Póki co nie ma żadnej akcji. To był najwyżej prolog. Ale chcę więcej. Psiaki są super, więc pisz xD I wklejaj xD

    OdpowiedzUsuń
  12. Yerba, napisane jest do piątego ;D A rozdziały tego tu są dosyć krótkie. Też kocham psowate <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Haha fajne to...
    Szczerze mowiac myslalam ze wilk umrze i spadnie jakas klatwa czy cos podobnego na Demio i on zaczenie się przeobrażać w wilka xD. Albo ze wilk zamieni sie w czlowieka i w nim sie Demio zakocha i rzuci Baltazara ^^'.Cóż... Wiem,wiem głupie pomysły xD.
    Ale tak serio, to jestem ciekawa jak sie to potoczy... I nie moge sie tez doczekac kolejnych rozdziałów Zostawić rzeczywistość i Słońca za chmurami ;P.

    OdpowiedzUsuń
  14. aaaa już uwielbiam to opowiadanie <3.
    A długość jak dla mnie w sam raz ;p

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj, nie fochaj się już *robi przepraszającą minkę*
    Poprostu jakoś tak dziwnie mi było latać po wszysrkich i ogłaszać, że zmartwychwstałam. Co nie zmienia faktu, że niezmiernie się cieszę, że to Cię w ogóle interesuje xD
    No cóż, jak znów zniknę, a potem zmartwychwstane dowiesz się pierwsza :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Witam, tutaj oceny-legilimens.blog.onet.pl. Ten blog został zgłoszony do naszej ocenialni, jednak musimy zawiadomić z przykrością, że osoba, która miała ocenić Twoje opowiadanie odeszła, dlatego też blog wylądował w Wolnej Kolejce - będzie on tam dopóki któraś oceniająca go "przygarnie", dlatego uprzejmie radzę, by wybrać inną osobę do oceny opowiadania.
    Pozdrawiamy i przepraszamy za kłopoty,
    OL

    OdpowiedzUsuń
  17. Cóż, bardzo mi się podoba to co piszesz. Zaczęłam co prawda od tej oto części Twojej twórczości, ale mam zamiar czytać dalej.
    Ciekawa jestem imienia dla tego "wilko-podobnego-psa". Czy mogłabym być informowanach o "new-sach"? Jeśli tak oto mój numer "gie-gie" 37669334.
    ~A..a.

    OdpowiedzUsuń
  18. ~A..a - proszę o wybaczenie, kopiowałam Twój numer gadu-gadu i przypadkiem go tu wkleiłam. Sierota ze mnie. 38712161 - to mój poprawny numer. Jeszcze raz przepraszam.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.