czwartek, 4 sierpnia 2011

4. Beautiful lie

Rozdział 4. Without you

Minęło pięć lat. Pięć długich lat odkąd widziałem Felixa po raz ostatni. Czas płynął szybko, wydawałoby się nawet, że za szybko, a ja pochopnie podejmowałem decyzje. Tak, aby tylko móc zająć czymś umysł, żebym już nie myślał o nim, co było naprawdę ciężkie. Wciąż powracałem do chwil spędzonych z tym dzieciakiem i zdawałem sobie sprawę, że nie będę już nigdy tak szczęśliwy jak byłem wtedy.
Jeszcze trudniejsze jednak było życie u boku osoby, do której nie czuje się absolutnie nic. Z którą łączy cię tylko papier, obrączka i nazwisko. No i dwójka dzieci.
Postąpiłem tak, jak chciała moja mama. Zacząłem się jej podporządkowywać. Moje życie legło w gruzach i nikt się tym nie przejął, nawet ja sam. Bo przecież wybrałem najlepsze wyjście z tej sytuacji…

Ale zacznijmy od początku.

Po roku od wydarzeń z Felixem postanowiłem powrócić do Japonii, gdyż chłopak jednak zamieszkał ze swoją babcią od strony mamy w Hamburgu, nie było więc możliwości żebyśmy się jeszcze kiedyś spotkali.
Ożeniłem się z naprawdę piękną kobietą, Haną, której imię adekwatne jest do jej urody.* Ale żeby była idealna tylko pod względem fizycznym… Miła, uczynna, troskliwa, czego chcieć więcej?
Mamie także się spodobała. W końcu była rodowitą japonką, a dla mojej rodzicielki kultura ma duże znaczenie. Wszystko, co ma związek z zachodem, jest „złe”. Właśnie dlatego, będąc jeszcze nastolatkiem, postawiłem na kształcenie się w Anglii. Miałem dosyć szalonej obsesji mamy na punkcie własnego kraju i zachowania jego kultury, chciałem się po prostu wyrwać.
A jednak powróciłem do miejsca, którego nie znosiłem. Do Japonii. Do domu.
Minął kolejny rok. Hana urodziła chłopca. To śmieszne, ale to dziecko strasznie przypominało mojego zmarłego brata. Te same granatowe, nieprzeniknione tęczówki, ten sam uśmiech... Wszystko w tym chłopcu przypominało Iseia.
Nie minęło sporo czasu, a ja doczekałem się kolejnego dziecka. Tym razem była to dziewczynka. Nie kochałem jej tak, jak mojego syna. A był tylko jeden powód – nie przypominała zmarłego brata. Urodę odziedziczyła po matce. Dla mnie jednak nie była wcale taka piękna. Nie miała granatowych tęczówek, tylko brązowe. Nawet uśmiech miała inny.

Bankiety biznesowe to najgorsza rzecz, jaka może się tylko wydarzyć. Pracowałem w firmie ojca jako wiceprezes mniej znaczącego oddziału, nie chcąc być odpowiedzialnym za coś poważniejszego, ale jako część rodziny zmuszony byłem pojawić się na przyjęciu w korporacji. Odnosiła ona ostatnio naprawdę duże sukcesy: wysokie notowania w rankingach i same zagraniczne koncesje.
Mama – co do niej całkowicie niepodobne – postanowiła to uczcić. Do teraz się zastanawiam, jak to jest możliwe, że wyprawia przyjęcie. Przecież bankiety są raczej w „zachodnim stylu”, od którego ona zawsze stroniła.
Cóż, zagraniczne wpływy na rozwój firmy i dotychczasowego życia rodziców robią swoje, szczególnie, gdy ich stan zdrowia zaczął się poprawiać. Ale mimo to ojciec dalej namawiał mnie na przejęcie firmy, tyle że ja nie nadawałem się do tego.
- Murai, jak sądzisz? Ładnie w niej wyglądam? – do sypialni weszła moja żona, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałem na nią, uśmiechając się całkowicie sztucznie. Trzy lata naszego małżeństwa, a ona dalej nie wie, że nic do niej nie czuję. Że wszystko, co robię jest po prostu przedstawieniem. Na samym początku chciałem zapełnić tą pustkę po jego stracie. Wmówić sobie, że w końcu moje życie może wyglądać normalnie, ale zapomniałem o jednym - incydent z Felixem zmienił je nie do poznania. Ciężko wmówić sobie, że nigdy nic do niego nie czułem.
Brunetka wygładziła czerwoną, wieczorową sukienkę, wyginając się lekko do tyłu, by móc spojrzeć w lustro. Poprawiła swoje długie, czarne włosy, uśmiechając się promiennie.
- Ślicznie – odparłem zgodnie z prawdą. Czerwień ubioru podkreślała tylko bladość jej skóry, powodując, że wyglądała niezwykle zjawiskowo.
- Nie ubierasz się? Przygotowałam ci już smoking – spojrzała na mnie wyczekująco. Wzruszyłem ramionami, wstając z łóżka. Nie miałem ochoty iść na to przyjęcie, jednak w końcu to sukces mojego ojca, a poniekąd też zmarłego brata. Gdyby nie on, firma nie wzniosłaby się na wyżyny. Tata tylko dokończył to, co rozpoczął Isei.
Spojrzałem się na marynarkę wiszącą na wieszaku. Uśmiechnąłem się do siebie. Hana zawsze robiła wszystko za mnie. To ona była głową tego domu, ja się nie nadaję do tej roli.
Przejechałem dłonią po grafitowym materiale, krzywiąc się nieco.
- Mówiłem ci, że nie cierpię tego koloru – westchnąłem ciężko.
Isei był pochowany w podobnym smokingu... Nie chciałem wyglądać jak on. Co z tego, że ilekroć spojrzałem w lustro widziałem swojego brata? Wiele osób mówiło mi, że wyglądam jak on. Jego młodsza, jeszcze żyjąca, idealna kopia.
A jednak nie tak idealna, jak mogłoby się wydawać.
Zapuściłem włosy i przefarbowałem je na brązowo. Nie chciałem być dużej brunetem, bo on nim był. Mimo zmienionej fryzury dalej go przypominałem.
Hana podeszła do mnie nieco zmartwiona.
- Murai...- szepnęła z obawą, gładząc moje ramię. – Przepraszam. Nie wiem dlaczego go nie lubisz. Jest przecież ładny, no i będziesz w nim świetnie wyglądać. Co jest nie tak?

Wszystko. To, że odszedłeś. To, że mnie zostawiłeś. To, że uprawiałem seks z twoim nieletnim synem. Jest tego wiele...
Ale... Kochasz mnie jeszcze. Prawda, braciszku?


- Po prostu... Nie lubię go. Założę inny – warknąłem niemrawo, wyciągając z szafy czarną marynarkę, błękitną koszulę i granatowy krawat.
Kobieta przyglądała mi się ze smutkiem, nic jednak nie mówiła. Zabrała tylko grafitowy smoking, wynosząc go gdzieś.
- Opiekunka do dzieci już przyszła, możemy iść – poinformowała z innego pomieszczenia. Czasem ta jej uległość i niekonfliktowość mnie denerwowały. Była taka idealna, taka podatna na moje sugestie… Jakby nie miała własnego zdania.
Po prostu była we mnie naprawdę zakochana, co nie raz mi powtarzała.

Przyjęcie nie różniło się niczym od przyjęć, które widziałem w telewizji. Kelnerzy w czarnych smokingach i czerwonych muszkach roznosili lampki szampana, wina oraz jakieś przekąski. Rozmowom biznesowym towarzyszyła lekka, ale przyjemna muzyka.
Podszedłem do mamy, aby się z nią przywitać. Ledwo co mogłem ją poznać. Swoje miejscami siwe włosy upięła w wysokiego koka, a ubrana była w śliczną, chabrową sukienkę. Nie wyglądała na swoje lata.
- Ładnie wyglądasz – powiedziałem z uśmiechem, całując ją delikatnie w policzek.
Uśmiechnęła się lekko, przyglądając mi się uważnie.
- Przypominasz Iseia – mruknęła bez cienia złośliwości czy choćby urazy, wygładzając poły mojej marynarki. Westchnąłem ciężko, wymuszając uśmiech.
- Starałem się to zmienić, ale mi nie wyszło – wskazałem na włosy. Przytaknęła, nic nie odpowiadając. Zaczęła szukać czegoś bądź kogoś w tłumie gości, aby po chwili uśmiechnąć się promiennie. – Zobacz, z kim wita się ojciec. Dawno go nie widziałeś, prawda? Przyjechał prosto z Niemiec. Ależ on wyrósł... – serce zabiło mi szybciej, a ja już wiedziałem, o kim ona mówi. Przełknąłem nerwowo ślinę i powędrowałem spojrzeniem w stronę, którą wskazała matka. Przez chwilę nie mogłem go rozpoznać, aż nawet zacząłem łudzić się, że to nie on. Wpatrywałem się w niego bezczelnie, badając każdy fragment jego twarzy. Wszystko, co działo się dookoła, przestało mieć znaczenie. Już nawet nie słuchałem mamy, która mówiła coś pogodnie.
Zmienił się… jak bardzo się zmienił! Już nie był tym samym chuderlawym szesnastolatkiem, co kiedyś…
Zwilżyłem powoli wargi, odwracając się do niego plecami tak, aby nie mógł mnie rozpoznać. Przejaw czystego tchórzostwa, bo przecież on jest teraz dorosły, nie myśli już jak nastolatek i zapewne ma mnie za starego zboczeńca. Mama spojrzała na mnie niepewnie, zapewne zauważając moje dziwne zachowanie.
- Murai? Coś się stało? – zapytała, dalej nie spuszczając ze mnie uważnego spojrzenia, a w jej głosie słychać było cień troski… I to o kogo? O mnie.
- Wszystko w porządku – zapewniłem szybko, rozglądając się dookoła i próbując odnaleźć wzrokiem małżonkę, ale tej jak na złość nigdzie nie było.
- Dobrze – odparła powoli, z powątpiewaniem w głosie. – W takim razie, może pójdziemy się przywitać? – zaproponowała, łapiąc mnie pod ramię. Nagle zdałem sobie sprawę w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłem. Nie mogłem zaprzeczyć, bo jakbym się wytłumaczył? Że nie chcę widzieć dzieciaka, bo pięć lat temu zrobiłem coś niewybaczalnego?
Pociągnęła mnie w kierunku Felixa i ojca. Wyprostowałem się, chcąc wyglądać jak najbardziej pewnie, ale wcale tak się nie czułem. Trzeba wypić piwo, którego się nawarzyło…
Z każdą chwilą odległość między nami się zmniejszała, a ja miałem ochotę zanurkować w lampce szampana, którą trzymałem w dłoni. Odwróciłem głowę w bok, mając nadzieję, że mnie nie rozpozna. Oczywiście było to niemożliwe.
W pewnym momencie poczułem na sobie jego spojrzenie. Czułem, jak te przenikliwe, granatowe tęczówki uważnie badają moją sylwetkę. Chłonęły mnie, tak jak ja chciałem chłonąć jego. A mimo to dalej błądziłem wzrokiem dosłownie wszędzie, byle tylko nie skierować go na chłopaka.
- Witaj, Felix – mama przywitała się ciepło, co było całkowicie do niej niepodobne. Dzisiaj w ogóle zachowywała się zupełnie inaczej niż zawsze.
Oczepiła się od mojego ramienia, przytulając blondyna, po czym pocałowała go w policzek, uśmiechając się promiennie.
- Cześć, babciu – odpowiedział, a mnie na chwilę zamurowało. Aż spojrzałem na niego kątem oka, dopiero teraz rozumiejąc, że minęło naprawdę sporo czasu od naszego ostatniego spotkania.
Już nie miał tego delikatnego, nastoletniego tonu głosu. Mutacja zrobiła swoje, był już dorosłym mężczyzną.
Wyłapał moje spojrzenie, uśmiechając się leciutko, a w jego oczach pojawił się błysk. Taki sam jak sprzed kilku lat. Naiwny wzrok dziecka.
- Wujek Murai? – spytał po chwili wpatrywania się we mnie, na co zachciało mi się śmiać. Uprawiałem z tym dzieciakiem seks, a teraz jestem wujkiem?
Odwzajemniłem spojrzenie, już się z tym nie kryjąc i badając go uważnie wzrokiem. Naprawdę wyrósł, z pewnością miał ponad metr osiemdziesiąt, gdyż był wyższy ode mnie o pół głowy. Rysy twarzy, jak zdążyłem zauważyć już wcześniej, uwydatniły się, lecz dopiero teraz mogłem przyjrzeć się mu z bliska. Wciąż był słodkim, ale już nie małym Felixem.
Uśmiechnąłem się z zakłopotaniem.
- Urosłeś – rzuciłem to, co pierwsze wpadło mi do głowy. Miałem w niej kompletną pustkę.
- A ty zapuściłeś włosy – odpowiedział – i przefarbowałeś. Dlaczego właściwie? – przekrzywił nieco głowę.
Spuściłem wzrok na drewnianą podłogę, nie będąc w stanie patrzeć mu w oczy. Wzruszyłem ramionami, czując, jak to granatowe spojrzenie zaczyna mnie przytłaczać.
- Tak jakoś – rzuciłem.
- Felix zdecydował, że przejmie nasz rodzinny interes – wtrącił nagle ojciec, a w jego głosie wyraźnie było słychać dumę z tego, że ma tak wspaniałego wnuka. Cóż, syn mu się nie udał, to ma wnuka, no nie?
Uniosłem wzrok na mojego bratanka. Dlaczego to brzmi tak absurdalnie? Bratanek, wujek, rodzina...
- Gratuluję – powiedziałem, uśmiechając się. Z całych sił starałem się brzmieć pewnie i chyba nawet mi to wyszło.
Chłopak wyglądał na zupełnie niezakłopotanego całą tą sytuacją. Tak, jakby pomiędzy nami nigdy nic się nie wydarzyło. Może po prostu wymazał tamte epizody z pamięci? A może tak jak ja nie chce dać nic po sobie poznać?
Odpowiedział mi szerokim i zupełnie szczerym uśmiechem. Takim samym, co pięć lat temu. Takim, który zdążyłem zapamiętać.
- Mam nadzieję, że sobie poradzę, ale najpierw muszę zająć się studiami. Wprawdzie dopiero jestem na drugim roku, jednak chciałem, aby moja edukacja zakończyła się w Japonii – spojrzał na mnie jakoś tak… Sugestywnie?
- Japonia posiada wysoki poziom szkolnictwa – powiedziałem bardziej po to, żeby ukryć zakłopotanie, niż by prowadzić z nim rozmowę. – Jesteś w końcu synem Iseia. Na pewno wszystko ci się uda, a teraz przepraszam – rzuciłem szybko, kłaniając się lekko, po czym, nie czekając na nic, odwróciłem się na pięcie i odszedłem prędko, kierując się w stronę łazienki. Po drodze odstawiłem kieliszek z niedopitym szampanem na tace jednego z kelnerów, nie zaszczycając go choćby spojrzeniem.
Serce biło mi coraz szybciej ze zdenerwowania, ale musiałem stamtąd odejść. Nie mogłem tak po prostu patrzeć mu w oczy i rozmawiać o błahych tematach. Zawsze miałem wyrzuty sumienia po tym, co zaszło, a teraz nasiliły się one jedynie.
Przeciskałem się przez ważne osobistości świata biznesowego, aby w końcu dopaść drzwi męskiej łazienki. Gdy wszedłem do środka, sprawdziłem wszystkie kabiny czy aby na pewno są puste. W pomieszczeniu nie było nikogo oprócz mnie.
Odetchnąłem z ulgą i podszedłem do umywalki, odkręcając zimną wodę, by przemyć twarz i zmyć z siebie to zażenowanie. Serce wciąż łomotało mi w piersi jak szalone, a ja zupełnie nie mogłem go uspokoić.
Coś krzyczało we mnie, że on tu jest. Przyjechał do Japonii w celach edukacyjnych, aby przejąć później firmę ojca i… zniszczyć moje poukładane życie…
Co ja mówię. Nigdy nie było poukładane, nigdy nie potrafiłem sobie z nim poradzić. Tylko wydawało się być idealne, ale tak naprawdę wszystko się waliło. Ożeniłem się z kobietą, której nie kocham. Oszukałem siebie i ją, słowem nie wspominając o mojej orientacji. Bo przecież nie mogłem, bo mama prawdopodobnie wyrzekłaby się mnie.
Zacząłem szybko przemywać twarz lodowatą wodą, mając nadzieję, że po tym poczuję się lepiej.
Westchnąłem po raz kolejny, opierając dłonie na umywalce i spoglądając po chwili ze zrezygnowaniem w lustro. Ta sama twarz, którą widzę dzień w dzień, a jednak całkowicie inna. Bardziej zmęczona, zażenowana, zrezygnowana… Zmiąłem pod nosem przekleństwo, zakręcając kran.
Nagle drzwi otworzyły się, a ktoś wszedł do łazienki. Nie miałem jednak ochoty na sprawdzanie, kim był ów ktoś. Właściwie to byłem pewny, że to kolejna ważna osobistość, której – no niestety – nie znam. Nie interesowałem się zbytnio sprawami biznesowymi firmy ojca. Robiłem tylko to, co należało do moich obowiązków. Człowiek bez ambicji, bez przyszłości…
Spuściłem wzrok na dłonie, nie przejmując się zimnymi kroplami wody spływającymi mi po twarzy. Przygryzłem wargę, wciąż bijąc się z myślami.
Raczej poczułem, niż zobaczyłem, że ktoś stanął za mną. Nie obejrzałem się jednak, żeby sprawdzić, kto to taki. Wbijałem tylko zamyślony wzrok we własne dłonie, odrywając się od rzeczywistości.
Zupełnie nie wiedziałem, co mam robić. On tu był, a ja przecież tak bardzo chciałem od niego uciec.
Ten ktoś podszedł bliżej, a mi po plecach przebiegły dziwnie przyjemne dreszcze. Przełknąłem ślinę, zerkając ukradkiem w lustro i zaciskając nerwowo dłonie. Po co tu przyszedł? Żeby wygarnąć mi, jakim to starym zboczeńcem jestem, że on to wszystko pamięta? Boże…
Oddech przyśpieszył mi automatycznie, ale dalej starałem się wyglądać pewnie.
Poczułem silne ramiona obejmujące mnie niespodziewanie w pasie. Otworzyłem szerzej oczy, gdy ciepły oddech owiał moją skórę na szyi, mnie ponownie przebiegły po plecach niezwykle przyjemne dreszcze.
Rany! To się nie może dziać! Przecież…
- Nie wróciłeś po mnie – szepnął, spoglądając w lustro, na moją żałosną twarz. Potwierdziłem jego słowa skinieniem głowy, gdyż na więcej nie było mnie stać. Przygarnął mnie jeszcze bliżej do siebie, wtulając twarz w zgięcie mojej szyi i drażniąc ją przy tym oddechem. Ja stałem jedynie jak słup, nie wiedząc kompletnie, co zrobić, byłem zbyt zaszokowany tą otwartością. Nie tego się spodziewałem… – A obiecałeś – przypomniał.
- Obiecałem – przytaknąłem cały spięty, mimo że czułem się w jego objęciach bezpiecznie. Co za szaleństwo. To było takie dziwne, wręcz niemożliwe i nierealne. On był tak blisko. Osoba, którą widziałem podczas stosunków z żoną. Osoba, którą kochałem i chyba kocham do teraz.
- Czekałem – szepnął ponownie, składając delikatne pocałunki na mojej szyi. Zmarszczyłem gniewnie brwi, wyrywając mu się szybko i stając w odpowiedniej odległości. Poprawiłem nerwowo garnitur, odchrząkując jeszcze, zbyt zawstydzony, ale mimo to zdążyłem jeszcze raz ukradkiem przyjrzeć się jego idealnej sylwetce.
Krótkie złociste włosy cudownie komponowały się z jego lekką opalenizną i granatowymi oczami. Miał urodę matki, po ojcu odziedziczył jedynie wzrost i identycznie zarysowaną linię szczęki, a pod garniturem prawdopodobnie chował wysportowane ciało. Miał takie szerokie barki… Był po prostu idealny.
- Po co wróciłeś? – syknąłem po chwili ciszy.
- Żeby się uczyć – wzruszył ramionami. Zmarszczyłem groźnie brwi, mierząc go uważnym spojrzeniem, po czym odwróciłem się w stronę drzwi, chcąc to zakończyć. Zwyczajnie uciec od problemów, tak jak to zrobiłem pięć lat temu.
Bo przecież tak jest łatwiej.
- W takim razie powodzenia – machnąłem obojętnie ręką, łapiąc za klamkę, ale wtedy dobiegły mnie jeszcze jego słowa, które sprawiły, że zatrzymałem się na chwilę, aby wysłuchać go do końca.
- Wynająłem pokój w hotelu New Otani – rzucił tak, jakby na coś liczył. – Ja cię dalej kocham, Murai – szepnął żałośnie, na co przełknąłem cicho ślinę, czując jak przyspiesza mi tętno.
Nie odpowiedziałem jednak i czym prędzej wyszedłem z łazienki.


Hana*- z jap. oznacza kwiat.

10 komentarzy:

  1. To takie... *trudno mu użyć tego słowa bo do niego nie pasuje* urocze. Onstawiałem, że Felix strzeli wujaszkowi w twarz czy coś, a tu suprajs :D.

    Nie no, fajnie.

    Czekam na więcej notek :3.

    ~Niepozpozorny

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże ... ja nie wiem albo to ja jestem zbyt wrazliwa albo to taka scena ze sie omal nie poplakalam T^T :D Az szkoda myslec ze to sie za rozdzial skonczy ... Moze sie zdecydujesz na wiecej notek tego opo *^* . Myslalam ze Felix rozpocznie jakies takie pieszczotki co numerek zrobia ;DD Aleee nie xd przeciez Murai musial byc przeciwny :D

    Pozdrawiam i czekam na przedłuzenie BL

    Saori121

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojć smutniasto. Co wszystkich na jakies smęty wzięło? ;) Nie no, bardzo mi się podobało. Wiesz dobrze, że ubóstwiam chyba wszystko co wyjdzie spod twych zacnych paluszków :) Płaszczę się?

    OdpowiedzUsuń
  4. Dream ale Ci się styl po prawił! Tak lekko i płynnie się czyta, a najważniejsze, że z przyjemnością :D świetnie napisany rozdział ^^ to jak opisujesz wątpliwości Murai'ego jest bardzo poruszające. To jak zareagował na widok Felixa, odsunął się od niego bardzo mi się podobało. Mimo, że jest dziwnym facetem ale go lubię :) już nie mogę się doczekać jak bratanek namiesza mu w życiu i wydaje mi się, że będą bardzo namiętni wobec siebie ;)

    a do mnie czemu nie wpadasz?;p bo miano ulubionego czytelnika zniknie ;p

    Kohaku

    OdpowiedzUsuń
  5. ^w^ zapowiada sie ciekawie :D czekam na kolejne :)
    ~Hisoka

    OdpowiedzUsuń
  6. Wybacz, że nie komentowałam, ale najpierw niezbyt miałam jak, a potem wywieźli mnie na jakieś zadupie. Kocham to opowiadanie i czekam na dalszą część.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wstawiaj jak najszybciej już ostatni rozdział D:
    No nie mogę się doczekać, nie mogę :33 Ale to dlatego, że jakoś w pamięć mi się wryło i wiem co jak i gdzie, ale lubię do tego wracać x.x
    Mrr. Jeez, jak ja lubię to opko C:

    OdpowiedzUsuń
  8. Błagam napisz szybko kolejny rozdział
    *oczy kota ze Shreka*
    Nie wiem dlaczego, ale lubię tego typu opowiadania. I nie. Nie jestem ani pedofilem ani kazirodczym bratem xd.

    OdpowiedzUsuń
  9. Będziesz jeszcze kontynuowała to opowiadanie ? :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozumiem, że śmierć Iseia jest tutaj ważna i to ona spowodowała taki bieg wydarzeń, ale ciągłe jej wypominanie jest trochę nudne. Rozdział taki nawet nawet. Dziwię się, że Felix nadal go kocha (ah, uwielbiam smutne zakończenia;p). Pozdrawiam. Yuu

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.