wtorek, 26 lipca 2011

2. Beautiful lie

Rozdział 2. Sinner

Obudziły mnie poranne promienie słońca, prześwitujące przez zasunięte błękitne zasłony. Uniosłem się na łokciach, błądząc zaspanym wzrokiem po pokoju. Powoli zaczęła docierać do mnie smutna rzeczywistość i świadomość straty najważniejszej osoby w moim życiu.
Obróciłem się na brzuch, krzywiąc nieco, gdy poczułem silny ból głowy. Wtuliłem mocno twarz w ładnie pachnącą poduszkę, zaciskając pięści na jej powłoce.
Teraz moje życie ma się diametralnie zmienić. Mam zająć się Felixem… Muszę być dla niego podporą, do czego w ogóle się nie nadaję.
Odetchnąłem ciężko, leżąc chwilę w bezruchu, nie myśląc zupełnie o niczym. Chciałbym, żeby to był tylko zwykły sen. Koszmar, z którego mógłbym obudzić się nawet zlany potem. Byle tylko się obudzić i stwierdzić, że to nie dzieje się naprawdę.
Ale to nie był sen…
Podniosłem się do siadu, a nieprzyjemne pulsowanie skroni tylko się wzmocniło.

Dam radę. Wiesz dlaczego? Chcę ci pokazać jak ważny dla mnie byłeś. Twoje dziecko też takie będzie.

Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze, marszcząc niezadowolony brwi. Prawy policzek ozdabiało niezbyt artystyczne wgniecenie od pościeli, oczy wciąż nosiły na sobie ślady snu, a włosy sterczały chyba we wszystkie strony. Westchnąłem, sięgając zrezygnowany po piankę do golenia i golarkę. Musiałem doprowadzić się czym prędzej do porządku. Przynajmniej fizycznie…
Gdy tylko się ogoliłem, wziąłem jeszcze szybki prysznic, ale strumień ciepłej wody nawet na chwilę nie oderwał mnie od smętnych myśli i wcale nie poprawił mi nastroju. Założyłem czyste slipki, krzywiąc się nieco. Ból, który nawiedził mnie z rana, nie minął, spotęgował się jedynie, nie pozwalając normalnie funkcjonować. Westchnąłem ciężko i powróciłem do pokoju. Pogrzebałem w torbie w poszukiwaniu zbawiennych tabletek. Gdy tylko znalazłem opakowanie, wyciągnąłem trzy kapsułki. Na ulotce napisane było, że wystarczy jedna, ale ja nigdy nie dostosowywałem się do ograniczeń. Połknąłem je zachłannie, nie popijając ich niczym. Potarłem skronie, jakby mając nadzieję, że ten gest przyśpieszy działanie środka przeciwbólowego.

W jadalni siedziała już mama, pijąc powoli herbatę. Sińce pod oczami uświadamiały mnie, że zarówno jak i ja, ona także nie spała dobrze tej nocy i przeżywała śmierć najstarszego syna. W końcu to on był tym lepszym, czego oczywiście nigdy nie miałem mu za złe. Za bardzo go kochałem…
Ojciec zajmował miejsce tuż obok mojej rodzicielki, czytając nieśpiesznie gazetę i popijając do tego swoją niezwykle mocną, czarną kawę. Ta scena wyglądała prawie jak za dawnych lat, tyle że na twarzy mamy nigdy nie gościł smutek, a obojętność. No i na miejscu Iseia nie siedział jego syn…
- Dzień dobry – przywitałem się i usiadłem naprzeciwko Felixa. Chłopiec wbijał uporczywie wzrok w talerz, na którym leżała kanapka, a jego dłoń zaciskała się nerwowo na uchwycie kubka. Nikt mi nie odpowiedział. Tata jedynie podniósł głowę i posłał mi ciepłe, ale mimo wszystko trochę zbolałe spojrzenie zza grubych szkieł okularów.
Śniadanie minęło mi w ciszy i dość krępującej atmosferze, a ból głowy nie minął…

W samolocie było jeszcze gorzej. Rodzice w ogóle się nie odzywali, zaczytani w jakichś durnych pokładowych pismach. Felix, który siedział obok mnie, udawał, że śpi. Kręcił się co chwilę i od czasu do czasu uchylał powieki, aby sprawdzić, co dzieje się dookoła.
- Długo jeszcze będziesz tak robić? - spytałem znudzony całą sytuacją. Spojrzał na mnie zdezorientowany, po czym wzruszył ramionami. Nos wetknął w zimną szybę i zajął się oglądaniem pasm białych chmur pod nami. – Wiesz, że jeszcze dwie godziny lotu? – zadałem kolejne pytanie jedynie po to, aby podtrzymać rozmowę. Zerknął na mnie kątem oka, lecz zaraz powrócił do obserwowania obłoków. Ponownie wzruszył ramionami, dając wyraźny znak, że nie chce prowadzić tej rozmowy. Pomiędzy nami zapadła absolutna cisza, przez co mogłem skupić się na nieznośnym bólu głowy. Westchnąłem ciężko, wyciągając z podręcznej torby opakowanie tabletek. Bez zastanowienia wysupłałem trzy pigułki, połykając je szybko – tak jak wcześniej – bez popicia ich.
- Dlaczego bierzesz aż tyle? - usłyszałem cichy głos dobiegający z boku. Spojrzałem na chłopca, przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
Zerkał na mnie jakby znudzony, ale jednocześnie widziałem w jego granatowych oczach zaciekawienie. W tamtym momencie jego spojrzenie jeszcze bardziej przypominało spojrzenie Iseia.
- Mniejsze dawki nie pomagają mi, są za słabe – wzruszyłem ramionami, uśmiechając się delikatnie. Przyjrzał mi się dokładniej, jakby doszukując się gdzieś kłamstwa.
- Nie zaszkodzi ci? - spytał niepewnie po chwili milczenia, zerkając na opakowanie tabletek, które właśnie chowałem do torby.
Nie obchodziło mnie, że pewnie w końcu przedawkuję. Pigułki, które teraz biorę, są uzależniające. Dlatego żadne inne nie mogą mi pomóc.
- Pewnie zaszkodzi – odparłem obojętnie i cicho. Tak, by rodzice siedzący przed nami nie usłyszeli. Nie chcę by matka robiła mi później wykłady o moim postępowaniu. Szkoda jej i mojego czasu.
- To dlaczego je bierzesz? – kolejne pytanie. Przez myśl mi przeleciało, że chłopak się rozgadał. Ale może to dobrze? Chociaż na chwilę zapomni o rodzicach, no i nie będę musiał oglądać tego zrezygnowanego wyrazu twarzy, który miałem przyjemność ujrzeć przy śniadaniu.
- Bo tylko one mi pomagają – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Przytaknął, aby po chwili wzrokiem znów powrócić do oglądania pasm obłoków pod nami.
Zapadła cisza trwająca aż do momentu lądowania.

Widzę cię leżącego w tej przeklętej trumnie. Nie ruszasz się. Na twojej twarzy nie ma już tego uśmiechu, co niegdyś, gdy się ze mną bawiłeś. Wyciągam rękę, chcę cię dotknąć, lecz szybko ją cofam. Teraz dopiero dociera do mnie, co się z tobą stało. Nie żyjesz.
Patrzę w stronę twojej żony. Jej delikatną twarz otaczają blond loki. Nic dziwnego, że się w niej zakochałeś, jest piękna… Niesamowicie piękna. Nawet już po śmierci.

Blondyn spoglądał na swoich rodziców, wpatrując się w ich martwe ciała z obojętnością, a może nawet pogardą. Ksiądz odprawiał mszę, jednak ja nie zrozumiałem żadnego z jego słów, gdyż nigdy nie chciałem uczyć się Niemieckiego.
Może to i dobrze?
Nie wiem, co by się ze mną stało, gdybym usłyszał słowa otuchy i tak często padające zdanie: „Strasznie mi przykro”.
Prawdopodobnie rzuciłbym się na tego człowieka, bo co on może wiedzieć? Dla niego to są kolejne nic nieznaczące osoby, które chowa i które zajmą miejsce na ogromnym cmentarzu…
Dwie trumny zostały zakopane obok siebie, tak by nawet po śmierci mogli być razem. Piasek powoli przykrywał drewniane wieka.
Zaciskałem pięści. Łzy cisnęły mi się do oczu, lecz z dumą je przełknąłem. Nie pozwolę, by ktoś je zobaczył.
Mama płakała na ramieniu ojca, nawet on pozwolił sobie na moment słabości. Pierwszy raz widziałem ich w takim stanie. Rozmazany tusz do rzęs spływał mojej rodzicielce po policzkach, lecz ona całkowicie się tym nie przejęła.
W pewnym momencie niebo również się rozpłakało.
Nie martwiąc się już, że ktoś może zobaczyć, także pozwoliłem sobie na łzy. Felix, stojący obok z grobową miną, wpatrywał się w powoli zakopywane już trumny. Płakał. Na pewno, choć nie było tego widać, gdyż wszystko ukrył deszcz.
Położyłem mu dłoń na ramieniu, pamiętając, że teraz to ja jestem jego jedyną rodziną i że powinienem postarać się zastąpić mu ojca. Uśmiechnąłem się delikatnie, chcąc mu przekazać, że nie jest sam.
- Oni mnie zostawili – wyszeptał i odwrócił głowę w drugą stronę.
Nie odpowiedziałem, tylko przyciągnąłem chłopca do siebie i delikatnie przytuliłem. Nie wiedziałem skąd u mnie te pokłady czułości, ale byłem pewien, że wystąpiły jednorazowo, gdyż z natury jestem raczej oschłym człowiekiem.

Lot do Londynu trwał o wiele krócej niż z Osaki do Berlina. Dlatego też, pod wieczór byliśmy już w moim skromnym mieszkaniu. Zaprowadziłem Felixa do mojej sypialni, gdyż nie miałem przygotowanego żadnego wolnego pomieszczenia, a nie chciałem kazać mu spać na kanapie.
Planowałem później zmienić mały składzik w pokój.
- Jutro przygotuję ci twoją sypialnię – powiedziałem, aby przerwać niezręczną ciszę panującą między nami.
Kiwnął głową i podszedł do łóżka, na którym po chwili usiadł.
- Dziękuję – szepnął ledwie dosłyszalnie – Gdzie jest toaleta? - spytał szybko, nawet na mnie nie spoglądając.
- Tam – wskazałem na drzwi naprzeciwko jego nowego pokoju. Kiwnął głową i zniknął w pomieszczeniu.

***

Minął cały miesiąc. Nie rozmawialiśmy o śmierci rodziców Felixa. Chyba był to dla nas temat tabu.
Ja zachowywałem się jak kochający wujek. Przygotowywałem posiłki i sprzątałem w domu, dodatkowo jeszcze pracowałem. Chciałem, aby miał u mnie jak najlepiej. Podświadomie zaczynałem lubić tego chłopca. Coraz bardziej i bardziej. Wystarczył mi jego jeden uśmiech, żeby cały dzień stał się lepszy.
- I jak w szkole? – spytałem, kiedy usłyszałem trzask drzwi wejściowych i krzątaninę w przedpokoju, co oznaczało, że Felix wrócił ze szkoły.
Wszedł do salonu, siadając obok mnie na kanapie i spoglądając na książkę w mojej ręce.
- Dobrze – uśmiechnął się delikatnie. – Co czytasz? – zapytał, wskazując na lekturę.
- Nic takiego – odparłem. – Zwykła powieść detektywistyczna – wzruszyłem ramionami i schowałem książkę za siebie, chcąc ukryć autora, niestety za późno. Chyba zdążył go dostrzec.
- Tata ją napisał? - spytał drżącym głosem. Przygryzł dolną wargę i spuścił wzrok. - Mogę…? - zaczął niepewnie, przełykając ślinę. – Przeczytać po tobie?
Przyglądałem mu się uważnie, zauważając, że był bliski płaczu. Uśmiechnąłem się delikatnie, jakby to mogło w czymś pomóc. Czułem się niezwykle niekomfortowo w zaistniałej sytuacji.
- Właściwie to czytam ją drugi raz, mogę dać ci ją teraz – powiedziałem i podałem mu książkę. Przyjrzał się jej dokładnie. Opuszkami palców przesunął po okładce, szczególną uwagę poświęcając miejscu, gdzie widniało imię i nazwisko autora.
- Isei Itayama… - przeczytał na głos, nie odzywając się przez chwilę. Wstał, zabierając książkę.
- Nie jestem głodny, zjedz sam – wskazał na stół, na którym stał przyrządzony przeze mnie obiad.
Kiwnąłem głową.
Naruszyłem temat tabu. Wkroczyłem w strefę zakazaną… Tylko czy już zawsze mam uważać, by nie naruszać wyznaczonej granicy? W końcu smutku i wszelkich problemów nie można trzymać w sobie.
Ale minął dopiero miesiąc. Muszę dać mu czas, przecież wiadome jest, że od razu się po tym nie pozbiera.

Kiedyś byłoby to dla mnie nie do pomyślenia… Wiesz, twój potomek jest całkiem fajny i nawet go polubiłem… Ale ty byś nie chciał, bym polubił go w ten szczególny sposób, prawda, Isei?

Od tamtego zdarzenia minął już rok. Przez te dwanaście miesięcy nie przekraczałem granicy narzuconej przez Felixa, wkroczyłem za to w zupełnie inną strefę.
Nawet nie wiem, kiedy to się stało. Kiedy zacząłem podziwiać każdy jego najdrobniejszy gest? Kiedy wieczorami przychodziłem do jego pokoju, by tylko spojrzeć na śpiącą twarz mojego… Tak, mojego bratanka?
To już zdecydowanie nie jest normalne.
Dodatkowo zauważyłem, że dzieciak także mi się przygląda…

Gwiazdka.
Taki ciepły dzień. Rodziny się zjeżdżają, by tylko spędzić razem chwilę przy stole. Dzielić się prezentami i po prostu być.
Nasza rodzina jednak całkowicie ignoruje Boże Narodzenie, gdyż nie jest ono świętem wywodzącym się z Japonii.
Dowiedziałem się, że Felix zawsze obchodził Gwiazdkę. Jak mógłbym odmówić mu tej przyjemności?
Kupiłem choinkę. Największą i najpiękniejszą, jaką udało mi się znaleźć. Ubraliśmy ją razem z blondynem. Naprawdę miło było patrzeć, jak ten chłopak się uśmiecha. Nawet, gdy przez przypadek upuścił bombkę, która rozbiła się, uderzając o podłogę.
Zmęczeni usiedliśmy na kanapę, podziwiając nasze dzieło.
- Jest piękna – przyznał Felix i zaśmiał się cicho. - A co mi kupiłeś? - spytał, spoglądając na mnie z zaciekawieniem.
Uśmiechnąłem się szeroko rozbawiony.
- Wiesz, w Gwiazdkę nie liczą się prezenty – upomniałem go, na co zaśmiał się szczerze, nalegając, abym mu powiedział, przysuwając się do mnie jeszcze bliżej i dźgając mnie palcem w ramię.
Nagle jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej, a później wszystko potoczyło się niezwykle szybko. Nawet nie wiem, kiedy usiadł na moich kolanach, a ja mogłem teraz bezkarnie przyglądać się jego delikatnej i młodej twarzy, niezaznaczonej żadną blizną. Był piękny…
Przybliżył twarz do mojej, na co ja wstrzymałem oddech, w żadnym stopniu nie oponując. Najpierw musnął delikatnie moje wargi, a po chwili całkowicie zetknął ze sobą nasze usta.
Najpierw niewinny pocałunek. Całkowicie delikatny i subtelny, przy którym zdawało mi się, że serce mi zaraz wyskoczy. Dopiero później przejąłem inicjatywę. Nie myślałem… Bo jak można w takiej chwili myśleć?
I może tu był mój błąd?
Nasze języki splotły się, a oddechy niebezpiecznie przyspieszyły. Jego dłonie błądziły po moich barkach, szukając punktu zaczepienia.

16 komentarzy:

  1. wow!
    matko, takiego obrotu akcji się nie spodziewałam.!
    dalej, dalej, dalej!

    A. Trancy

    OdpowiedzUsuń
  2. Weee~~ fajne :D, fajne, fajne, fajne ^^
    ja chcę kolejny rozdział :D
    ~Hisoka

    OdpowiedzUsuń
  3. No, jak już wspomniałem wcześniej, to opowiadanie ma taki klimat, którego nigdzie indziej nie zauważyłem.
    Jedna uwaga: "Nic takiego – wzruszyłem ramionami – Zwykła powieść detektywistyczna – wzruszyłem ramionami i schowałem książkę" Powtórzenie, zbyt blisko siebie, moża by pierdyknąć zamiast drugiego wzruszyłem "odparłem" czy coś w ten deser. Chyba, że to było tak specjalnie, jeśli tak to zwracam honor.

    Czekam na kolejne toki Twych opowiadań.

    ~Niepozpozorny

    OdpowiedzUsuń
  4. ajajajajajj <3333 Bardzo podoba mi się to opowiadanie, naprawdę, ty wiesz, że ja nie klamię : D Trochę kazirodztwa nigdy nie zaszkodzi młahahah ; D

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja się spodziewałam! Niczym Sherlock Holmes wyczaiłam, co będzie dalej ;3
    Ja chce następny rozdział! nie wytrzymam, jak nie przeczytam tej sceny ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Sory za kolejny komentarz xD oczywiście notki a nie toki :D.

    ~Niepozpozorny

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak najbardziej pamiętam to krótkie opowiadanko ;D
    Miło że poprawione :D:D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  8. Niepozpozorny , wielkie dzięki :D. Ten błąd schował nam się przed oczami przez salwy śmiechu wywołane innymi słodkimi błędami :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Zawsze do usług xD
    ~Niepozpozorny

    OdpowiedzUsuń
  10. To opowiadanie jest KAWAIII... To opowiadanie zasługije na jakiś medal czy coś w ten deseń. Chociaż szczerze i w sekrecie ci powiem, że jednak wolałam pierwotne imię tego chłopca, no ale to też może być. Czekam na next :)

    Yuki Eiri

    OdpowiedzUsuń
  11. Grrr. Można było wcześniej skończyć, a nie wtedy jak się akurat rozkręcało, a ja się wczytałam :3
    Jakby nie patrzeć, to dobrze, że poprawiasz sobie rozdziały. Przynajmniej widać jakie błędy się popełniło. Niestety mnie ściga leń i jakoś od dawna nie mogę się sama w sobie zebrać na sprawdzenie swoich xD
    Ale życzę powodzenia w dalszych poprawkach :3
    I dawaj mi tu Filipa~! C:

    OdpowiedzUsuń
  12. Yuki Eiri musiałam zmienić chłopakowi imię. Alessio pochodzi z włoskiego, a kurna jaki Włoch jest blondynem o jasnej cerze i niebieskich oczach? To tylko jeden z naprawdę licznych błędów logicznych w tym opowiadaniu xD.
    Riri, oj uwierz, czasem poprawianie to świetna zabawa XD. A szczególnie, gdy zdania złożone są tak, że mistrz Yoda może iść się schować xD.
    Fifi i Gracjan pojawią się jak zakończę publikować Kłamstwo. A przed nami jeszcze trzy rozdziały... chociaż w tempie jakie narzuciłam może pojawią się jeszcze pod koniec tygodnia ;D.

    OdpowiedzUsuń
  13. A Honorowego Łowcę i Oliverka też poprawisz i opublikujesz?

    Ale wiesz co, ja już zdążyłam się porządnie stęsknić za Fifim.

    OdpowiedzUsuń
  14. katrei, nawet nie mam zamiaru się za to zabierać xd. W Beautiful lie sprawa jest o tyle prosta, że tu logika W MIARĘ była zachowana. Oczywiście, musiałam niektóre wątki pozmieniać (tak jak zacną narodowość blondyna, który niestety, ale na Włocha to się nie nadawał), a w tamtych opowiadaniach to... nie. Tam to nie byłoby nawet co poprawiać. Trzeba byłoby napisać to od początku, pozmieniać naprawdę duuuużo rzeczy. A na taką zabawę po prostu nie mam siły.

    OdpowiedzUsuń
  15. *_* strasznie mi się podoba jak wplatasz te myśli głównego bohatera na temat brata. To jak głos z innego świata, z serca, bo przesyty emocjami. Nie myślałam, że akcja tak szybko pójdzie xD ale to nawet dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. No super !!! :D Nie umiem się doczekać co napiszesz w następnej części. ^^ Ale nie zapomnij pisać do FilipaxGracjana. *grozi palcem* :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.