sobota, 5 lutego 2011

Rozdział 2. (Zostawić rzeczywistość)

Anonimowy - wiem, że Fordon nie jest aż taką dziurą, jak to przedstawił Filip, ale to nie jest moje zdanie xd. Na niego bądź zła xD.Patoritsia - już Ci mówiłam, ale nie mogę się powstrzymać, żeby nie powiedzieć tego jeszcze raz: Tak, entery są świetne XD'.

***
Rozdział 2. Pod wierzbą

Wróciłem do mojego małego mieszkanka. Sąsiadka już przestała wydzierać się na swoje dzieci i zapanowała błoga cisza.
Usiadłem nad moimi notatkami, starając się uważnie je studiować.
Nigdy wcześniej nie widziałem tego chłopaka tutaj na osiedlu. A te blokowiska mają to do siebie, że znasz wszystkich i wiesz wszystko od tych blokowych mend. Nawet, jeżeli nie chcesz wiedzieć, to i tak wiesz. Nie sposób nie usłyszeć ich „ploteczek” szeptanych do ucha swojej koleżance. Wprawdzie nie szeptanych, tylko wydzieranych, zupełnie jakby te głupie baby chciały, aby każdy dowiedział się o tym, czego dowiedziały się od „Krysi z dołu”.
Wciąż miałem przed oczami tą przystojną twarz porośniętą kilkudniowym zarostem, uśmiech i tą grzywkę wpadającą na oczy.
Ciekawe, gdzie mieszkał i co robił tam w tym parku oprócz zdjęć mi i moim psom. Na samą myśl o tym zrobiło mi się gorąco.
- Kurwa – przekląłem, rzucając notatkami o biurko.
Dziś już chyba niczego się nie nauczę. Zrezygnowany poszedłem do kuchni, nastawiając wodę na kawę. Czekając, aż ta mi się ugotuje, jak zwykle oparłem się łokciem o parapet, wpatrując w powoli szarzejące niebo. Był początek kwietnia, mój koszmar trwa już miesiąc. Miesiąc z nikim nie byłem, miesiąc nikogo nie miałem… I chyba nawet nie chcę mieć. Czasem mam ochotę się ubrać i wyjść do jakiegoś klubu, szybko mi jednak ta ochota odchodzi, gdy uświadamiam sobie, że mógłbym kogoś zarazić.
Jestem gburem.
Jestem wiecznie niezadowolonym człowiekiem, który wszystkich innych ma dosłownie gdzieś i który patrzy jedynie na swoją wygodę.
Ale nie mam sumienia pieprzyć kogoś, wiedząc, że przekazuję mu coś, co skróci jego życie.
Ocknąłem się dopiero wtedy, gdy usłyszałem pisk czajnika. Zestawiłem go z gazu, zalewając swoją czarną, syfiastą kawę.
Nie lubiłem jej nigdy. Wolałem rozpuszczalną, ale teraz miałem ochotę na coś mocnego i gorzkiego.
Mieszałem beznamiętnie w filiżance czarnego napoju, przyglądając się brązowej piance jaka powstała. Westchnąłem ciężko, słysząc stukot pazurów na kremowych, kuchennych płytkach podłogowych.
Spojrzałem na Lambo podchodzącego do swojej miski i zajadającego się psimi chrupkami. Mimowolnie się uśmiechnąłem, złapałem za kubek z kawą, wchodząc do salonu i włączając telewizor.
Usiadłem na wysłużonym fotelu, bezsensownie gapiąc się w migoczący obraz. Odetchnąłem, bezmyślnie wpatrując się w jakiś program puszczony na MTV. Jakieś bogate dzieciaki, niestety z Polski, wyprawiały sobie urodziny, myśląc, że są świetne, bo wydadzą na taką imprezę kilka tysięcy.
Oglądanie tego dennego programu przerwała mi jedna z moich ulubionych piosenek Nickelblack How You Remind Me. Leniwie sięgnąłem do kieszeni, wyciągając telefon i zerkając na wyświetlacz. Trochę się zdziwiłem, gdyż dzwonił kolega z roku, z którym rozmawiałem tylko od czasu do czasu i to jeszcze nie na żadne poważne tematy.
- No, czego chcesz? – odebrałem, witając go bardzo uprzejmie.
- Hej, słuchaj, robię w piątek parapetówę, w końcu udało mi się odłożyć kasę na jakieś porządne mieszkanko w centrum. Nie jest jeszcze wyremontowane, ale jakoś się przemęczymy. Przyszedłbyś?
Zmarszczyłem brwi, nawet się nie zastanawiając nad propozycją.
- Nie – odparłem od razu, chcąc już zakończyć rozmowę.
- Oj, no nie bądź taki – burknął. – Na darmowe picie nie chcesz przyjść? Krzychu zabiera swoje dwie kuzynki, Ala i Kamila z naszego roku też mają przyjść i wziąć ze sobą jakąś tam koleżankę. Nie będzie nudno – przekonywał. Ja jednak miałem trochę odmienne zdanie. Tam gdzie są kobiety zawsze jest nudno.
- Nie chce mi się – powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Filip, nie daj się prosić – trochę się zdziwiłem, nie powiem. Kuba mnie lubił, to normalne. Wszyscy mnie lubili, zdążyłem się już zorientować, że taki styl bycia, jaki prezentuję, przyciąga ludzi.
- Zobaczę – rzuciłem w końcu dla świętego spokoju.
- Jutro powiem ci dokładnie, gdzie mieszkam i o której masz być. Nara.

Wyszedłem z wanny, wycierając się pobieżnie, po czym owinąłem się ręcznikiem dookoła bioder. Stanąłem przed umywalką, przecierając dłonią zaparowane lustro skąd patrzył na mnie młody i przystojny blondyn z włosami sięgającymi karku. Były już za długie, a mimo to jakoś nie było mi po drodze do fryzjera.
Przyjrzałem się swojemu odbiciu, stwierdzając to, co zawsze. Jestem przystojny. Może nie taki, jak ci modele z okładek kobiecych pism, ale nie narzekałem. I zawsze znalazł się ktoś, komu się podobałem.
Odgarnąłem nieco mokre, blond kosmyki z czoła, odsłaniając tym samym szare, niezwykle pospolite oczy. No, nie ma ludzi idealnych. Nigdy nie lubiłem swoich oczu. Ani nie były duże, ani małe. Były normalnej wielkości, a ich kolor strasznie ciężko było mi określić. Przeważnie były szare, ale zdarzało się też, że miały zielony odcień.
Westchnąłem ciężko, sięgając po szczotkę do zębów, po czym nałożyłem na nią pastę i wsadziłem do ust, szybko szorując.

Wykłady, jak to wykłady. Nudne i długie, jednym uchem wpuszczało się to, co mówił profesor, a drugim wypuszczało. Rozglądając się po ludziach zebranych w sali, miałem wrażenie, że wszyscy są tu, bo muszą. Jakaś dziewczyna pod ławką pisała sms’a, Kacper, chłopak siedzący koło mnie, rysował w swoim notatniku smoki, niektórzy nawet spali, oczywiście chowając się za innymi studentami, tak aby profesor ich nie zauważył.
Ten, pewnie nawet gdyby ich przyłapał, nie powiedziałby nic. To był typ starego dziada, którego nic nie obchodziło. Jego wykłady były nudne i strasznie się dłużyły, a od tego znużonego tonu głosu aż się rzygać chciało.
- Idziesz jutro do Kuby? – zagadał nagle Kacper, nie odrywając się od rysowanego smoka.
- Nie wiem – powiedziałem, pochylając się nad kartką i usiłując zanotować słowa wykładowcy.
- Chodź. Darmowy alkohol, nie przemawia to do ciebie? – zaśmiał się cicho, obrysowując kontur ogona gada.
- Nie – odparłem zgodnie z prawdą.
- Oj, przyjdź, nie bądź gbur. Na żadne imprezy ostatnio nie chodzisz – prychnął, kręcąc głową z niezrozumieniem. Zagryzłem wargę, nie odpowiadając przez chwilę nic. Gdyby tylko wiedział, jaki jest powód tego, że nie mam ochoty na żadne imprezy czy też wyjścia ze znajomymi, już dawno wyskoczyłby oknem, bojąc się, że wirus może przejść na niego. Ludzie są głupi, wierzą, że przez sam dotyk można się zarazić. Oto kolejny powód, dla którego nie chcę, aby moja rodzina się o tym dowiedziała.
Nie chcę, aby traktowano mnie inaczej. Jak trędowatego.
- Dobra – mruknąłem w końcu zrezygnowany.

W końcu nastał nieszczęsny piątek. Na szczęście miałem jeszcze z trzy godziny do tej całej imprezy, na którą wcale mi się nie spieszyło. Postanowiłem jakoś spożytkować ten czas, aby go później nie żałować, tak więc wziąłem psy na spacer. Takie spacery naprawdę pozwalają się zrelaksować i zapomnieć o szarej, niezbyt dla mnie przyjemnej rzeczywistości.
Dzisiaj w parku było o wiele mniej osób, właściwie to nie było prawie nikogo, co mnie trochę zdziwiło. Jest piątek, słońce daje po oczach, kilkanaście stopni na plusie, a park jest pusty?
Nie zastanawiałem się nad tym jednak. Minąłem dwie emerytki mieszkające w moim bloku, uśmiechając się wymuszenie i witając jak na grzecznego studenta przystało. Te uśmiechnęły się szeroko, ukazując mi swoje sztuczne szczęki.
Jak już mówiłem, nie cierpiałem tych bab.
Poszedłem z psami na polanę, która do polany ma daleko, ale to było jedyne miejsce na moim osiedlu, gdzie mogłem spokojnie wziąć kija i nim rzucić, nie martwiąc się, że trafię w jakąś babcię czy też dzieciaka.
Niemal od razu przypomniało mi się zdarzenie sprzed wczoraj. Zerknąłem ukradkiem na puste miejsce, które wtedy zajmował tamten chłopak. Westchnąłem ciężko, ganiąc się w myślach.
Czego ja się spodziewam?
Nie dość, że pewnie nie jest gejem, to jeszcze nie powinienem myśleć o nim w ten sposób. A nawet – czysto teoretycznie – gdyby był tym gejem, to i tak między nami nic by nie zaszło.
Lambo przynosi mi patyka, a Tessa poszczekuje radośnie. Robię jak największy zamach i rzucam kija jak najdalej umiem. Obydwa psy wystartowały, ścigając się kto pierwszy dopadnie badyla i kto mi go przyniesie. Znów padło na retievera, w końcu był większy i miał dłuższe łapy.
Poklepałem psa po głowie, znów mu rzucając kijem jak najdalej. Robiłem tak dopóki nie dyszały ze zmęczenia, będę miał przynajmniej pewność, że kiedy mnie nie będzie, one będą spać, a nie rozwalać mi dom, czy budzić dzieci i emerytki swoim szczekaniem.
Spojrzałem na zegarek, minęła godzina, ale ja i tak nie miałem ochoty wracać jeszcze do domu. Zapiąłem więc psom smycze, wolno spacerując dróżką parku i spoglądając na wypuszczające pąki drzewa. Zawsze lubiłem wiosnę, to taka przyjemna pora roku, kiedy po srogiej zimie wszystko się odradza. Kiedy dni stają się coraz dłuższe, a wiatr nie jest już zimny i nieprzyjemny, ale ciepły i miły.
Usiadłem na ławce tuż pod płaczącą wierzbą, obserwując to, co dzieje się na placu zabaw tuż obok. Dzieci skakały na drabinkach i zjeżdżały ze ślizgawek piszcząc głośno. Westchnąłem, krzywiąc się nieco.
Jak już mówiłem, nie lubię dzieci. Ale mnie na szczęście taki balast niegroźny, nie mam szans na dziecko. Po pierwsze jestem gejem, a po drugie mam HIV.
Uniosłem nieco wyżej głowę, spoglądając na jeszcze łysą wierzbę, powoli wypuszczającą pęki. Psy grzecznie ułożyły się na chodniku, tuż koło moich nóg, dysząc nieco od aportowania. Wiedziałem, że muszę się powoli zbierać, aby dać im wody, ale tu pod wierzbą było tak przyjemnie.
Odetchnąłem ciężko, prostując się i wtedy znowu go zobaczyłem. Siedział na ławce naprzeciwko z aparatem w dłoni, robiąc mi zdjęcia.
Zmarszczyłem groźnie brwi, mimo że w głębi cieszyłem się z naszego ponownego spotkania. Nie wiedziałem dlaczego, ale ten chłopak jakoś tak zapadł mi w pamięć.
- Nie masz nic innego do roboty, tylko robisz przypadkowo napotkanym ludziom zdjęcia? – fuknąłem na niego.
Uśmiechnął się przepraszająco, na co ja aż przełknąłem ślinę. Był całkowicie w moim typie, gdybym spotkał go miesiąc temu…
- Wybacz, ale miałeś taką ciekawą, zamyśloną minę – powiedział, wciąż się uśmiechając.
- Wiesz, że mogę to uznać za napastowanie? – syknąłem, podnosząc się.
- Czasami aż ciężko mi się opanować i nie zrobić zdjęcia – wzruszył ramionami z rozbrajająco niewinną miną.
Do tego ten kilkudniowy zarost…
Nabrałem kilka uspakajających oddechów. Dawno nikogo nie miałem, nic dziwnego, że tak reaguję na przystojnego faceta, który… Kiedyś uznałbym, że mnie podrywa. No bo kto normalny robi nieznajomej osobie zdjęcia?
- Radzę zapisać się do dobrego lekarza – warknąłem na odchodnym, wracając z psami do bloku.

9 komentarzy:

  1. Ok nie jestem zła, ciekawe kim jest ten przystojny fotograf...Kroi sie romans w twoim stylu czyli trochę cierpienia i miłości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebiste opowiadanie! :) Piszesz naprawdę świetnie, czekam na więcej :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Intrygujący ten fotograf:D
    A te stare babki(jak ja to znam)potrafią zatruć człowiekowi życie więc się nie dziwię że ich nie znosi;p
    Świetnie piszesz:DBędę czekać z niecierpliwością na C.D
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  4. NO,no ciekawie się robi. Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Łe, łe. Ty to masz talenta do pisania kobito. Chociaż, ja nigdy w to nie wątpiłam.
    W sumie byłabym bardzo wdzięczna gdybyś mnie powiadamiała, nr gg znasz.
    Pozdrawiam i życzę jeszcze więcej wena :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Uh... Coś czuję, że jeśli Felek umrze, to będę płakać :( Cóż, pozostaje nam wierzyć i modlić się do Boga (w którego ja nie wierzę), że zakończy się to szczęśliwie. Pozdrawiam, Gambatte-ne :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Kooocham cię, wiesz, ne? ;3
    To jest takie boskie, że jezu! Nie mogę się doczekać aż hajtniesz Filipka w końcu, ale nie mogę tu nic napisać, cholera jasna xD ah, te przywileje *dumna*.
    Dobra, bo się jeszcze innym smutno zrobi xD
    I wgl. To takie boskie, że fotograf jest właśnie fotografem. To jest największy plus zaraz obok tego, że jest przystojny i podobny do Ethana :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem czemu, ale wyobrażałam sobie Filipa jako bruneta (pewnie przez to, że mam do nich słabość, a tu okazał się być blondynem. :D
    Fascynuje mnie ten fotograf. To jak się nazywa, kim jest i jaki będzie wytrwały w tym fotografowaniu Filipa.
    Super dziewczyno. Czuję niedosyt chcę jeszcze i jeszcze i... :D
    Weny.

    Luana

    OdpowiedzUsuń
  9. Ło żesz ! Wyborne jak na rozdział drugi. Niezmiernie zaciekawił mnie ten blog.. Życzę weny i mam nadzieję, że dalsze rozdziały również powalą mnie na kolana jak ten.

    ~ 八神

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.